Archiwum dla Lipiec, 2014

Model czworga uszu

 

Fragment książki ” Z każdym dniem coraz bardziej niegrzeczna”  Ute Ehrhardt

 

Friedemann Schulz von Thun* opracował model, który po­maga zrozumieć problemy komunikacji między ludźmi. Nazywany jest on modelem czworga uszu.
Słysząc wypowiedź, możesz ją zrozumieć na cztery różne sposoby, niejako usłyszeć czworgiem różnych uszu.

Uchem rzeczowym odbieramy pierwszą, czysto rzeczową warstwę wypowiedzi. To, co byśmy rozumieli, traktując ją zupełnie neutralnie.

Uchem nastawienia słyszymy drugą warstwę – komunikat o nastawieniu mówiącego. Mówiący ujawnia swoje samopo­czucie. Ty interpretujesz jego pośredni komunikat o sobie: czy jest w złym humorze, czy przekazuje informacje niechętnie, czy z ochotą itd.

Uchem relacji odbierana jest warstwa trzecia, dotycząca wzajemnych stosunków: czy mówiący jest na nas zły, nawet jeśli mówi o czymś zupełnie innym, czy nas lubi, czy mu prze­szkodziliśmy, czy raczej sprawiliśmy przyjemność, a może wcale go nie obchodzimy.

Czwartą warstwę wypowiedzi: do czego wzywa nas, o co apeluje nasz rozmówca – odbieramy uchem wezwania. Zwykle jest to wezwanie do jakiegoś działania.

 
Używaj wszystkich czworga uszu
Właściwie cały przekaz, we wszystkich jego warstwach, po­winien być odbierany zgodnie z intencjami mówiącego, ale jak wiemy, odbiór może nie mieć nic wspólnego z tymi inten­cjami.
Pouczający jest przykład zdania: „Kubeł na śmieci jest peł­ny”. Większość ludzi reaguje na nie jak na prośbę o wyniesie­nie śmieci. Odpowiadają „tak”, „nie” albo „to sam (sama) je wynieś!”. Reagują na wezwanie, którego nikt nie wyartyku­łował. Słuchają swoim uchem wezwania.
Nie musi to być wcale właściwa interpretacja. Przekona­my się o tym obserwując osobę, która słucha tylko uchem rzeczowym. Taka osoba odpowie po prostu: „Tak, widzia­łam”. Oczywiście taka odpowiedź nie prowadzi do żadnego działania. Kubeł zostanie tam, gdzie stał.
Ktoś, kto słucha wyłącznie uchem nastawienia, mógłby odpowiedzieć: „Chyba jesteś w złym humorze. Szef cię zdenerwował, a może coś ci się dzisiaj nie udało?”. W tym przy­padku odebrano komunikat: „Jestem w niedobrym nastroju, wszystko mi dzisiaj przeszkadza, daj mi święty spokój!” – na­wet jeżeli o tym nie było mowy, a mówiący był jak najdalszy od podobnych intencji. Słuchający interpretuje mówiącego. I robi to chcąc nie chcąc pod wpływem własnych oczekiwań, własnej percepcji, nastroju i życzeń.

Uchem relacji słuchający wyłapie personalny atak na sie­bie: „Jesteś śmierdzącym leniem, nic nie zrobiłeś przez cały dzień, mógłbyś przynajmniej wynieść śmieci”. Słuchający da­je sobie prawo doszukiwania się ukrytego sensu w skądinąd raczej niewinnym zdaniu.
Wydaje ci się, że nigdy nie popełniasz podobnych błędów interpretacji?
Ale jak się czujesz, kiedy ktoś mówi:
„Nie podoba mi się sukienka, którą masz na sobie!”
„Uważam, że twój pomysł nie jest dobry!”
„Musiałaś popełnić jakiś błąd!”
„Źle wyglądasz!”
Często trudno nam jest oddzielić przykrość, jaką odczu­wamy, od dość neutralnego przesłania.
Spróbuj kiedyś świadomie słuchać różnymi uszami – to pouczająca i ciekawa zabawa. Na ogól bywa tak, że czujemy się zranione czyimiś słowami, doprowadzone do szalu, zmu­szone do działania, nie sprawdziwszy, jakie naprawdę były intencje mówiącego. Dlatego zadaj pytanie: „Czy ja cię dob­rze rozumiem? Chcesz powiedzieć, że jestem leniwa, nic nie zrobiłam przez cały dzień i dlatego powinnam przynajmniej wynieść śmieci?”.
Co się może zdarzyć? Twój rozmówca powie: „Tak!” i za­cznie się kłótnia albo dyskusja. Albo powie: „Nie, wcale nie, chodziło mi tylko o to, żebym pamiętał później wynieść śmie­ci” i sprawa załatwiona.
Uważasz, że taka odpowiedź jest absolutnie niemożliwa? Bo jeszcze nie spróbowałaś. Zrób to, nie masz nic do strace­nia, a jak dobrze pójdzie, unikniesz niepotrzebnej awantury.

 

Nadstawiaj rzeczowego ucha
Melodia czyni piosenkę. Mówisz czterema językami i pat­rzysz czterema parami oczu. Na percepcję wpływa cała gama okoliczności: samopoczucie, doświadczenie życiowe, sto­pień znajomości z rozmówcą.
Na przykład odmowa przez wiele osób odbierana jest bar­dzo osobiście, jako odrzucenie. Czują się odtrącone, nielu-biane. Nie potrafią potraktować odmowy rzeczowo. Niektó­rzy nawet bez pytania o powody od razu się wycofują. Inni reagują, jakby ich giez ukąsił albo się dąsają. Ja to nazywam „słuchaniem uchem relacji”. Kanał odbioru rzeczowej infor­macji jest zamknięty. Wprawdzie slyszymy: „W tej chwili nie mam czasu”, ale rozumiemy. „Tobie nie zamierzam poświę­cać czasu!”.
Rozmowy są przez to naładowane emocjonalnie. Dialog zamienia się w walkę, rzeczowy komunikat powoduje oso­bistą obrazę.
Kobiety zdają sobie sprawę, jakie może być brzemię od­mowy. Nie chcą nikogo ranić nawet rzeczowym „nie”, od­mawiają więc bardzo powściągliwie i ostrożnie. Lecz takie pochylanie się nad innymi jest stanowczo nie na miejscu, wręcz szkodzi.

 

Sprzężenie zwrotne
Żeby wyrwać się z błędnego koła nieporozumień, musisz się dowiedzieć, o jakie „nie” chodziło twojemu rozmówcy. Czy były jakieś rzeczowe powody odmowy, czy też chciał cię on zaatakować albo zranić. Dopiero kiedy będziesz miała co do tego absolutną pewność, możesz dalej rozmawiać, negocjo­wać, spierać się albo szukać rozwiązań.
Użyteczną metodą, dzięki której można zorientować się, co druga strona miała na myśli, jest tzw. sprzężenie zwrotne*: upewniasz się, czy dobrze zrozumiałaś słowa rozmówcy, opowiadasz własnymi słowami, jak odbierasz jego wypowiedź, i jeśli on odpowie: „właśnie o to mi chodziło”, wiesz, na czym naprawdę stoisz.
Sprzężenie zwrotne można ćwiczyć. Kiedy z kimś rozma­wiasz, odnoś się do meritum dopiero wtedy, gdy usłyszysz potwierdzającą odpowiedź na twoje pytanie: „Czy dobrze zrozumiałam? Chciałeś powiedzieć, że…”.
Jeżeli przyzwyczaisz się wyjaśniać, czy dobrze zrozumia­łaś wypowiedź drugiej strony, zanim udzielisz odpowiedzi, unikniesz wielu nieporozumień. Będziesz zdumiona, jak nie­wiele z tego, co ktoś chce nam przekazać, od razu do nas dociera, nawet w poważnej rozmowie. Przede wszystkim bę­dziesz miała okazję stwierdzić, czy ktoś, kto odrzucił twoją prośbę, chciał ci zrobić przykrość, a to pozwoli ci odpowied­nio zareagować.
Konstruktywne spory i negocjacje polegają na dochodze­niu do tego, o co chodziło drugiej stronie. Nie na tym, by utwierdzać się we własnych przekonaniach.

 Komunikacja Seksualna – David DeAngelo

 

Dalszy ciąg tłumaczenia skoroszytu do szkolenia pod tym samym tytułem.

Tytuł oryginalny: Sexual Communication

Szkolenie można kupić na stronie: http://www.doubleyourdating.com/catalog/sexualcommunication.html

Tłumaczenie: Elżbieta Murzińska i BladyMamut

 

Część 4: Kontakt fizyczny

Na końcu omówię FIZYCZNY aspekt seksualnej komunikacji. Od kontaktu wzrokowego i specyficzną mowę ciała poprzez całowanie i kontakt seksualny.

Przypominam składniki procesu seksualnej komunikacji:

1. Zaiskrzenie przyciągania/pociągu lub chemii (flirt, rozpoczęcie rozmowy od cwanego/pewnego siebie humoru/żartów)
2. Budowanie napięcia seksualnego (zadziorność i zabawa, arogancja)
3. Rozwijanie/wzmacnianie przyciągania (dwa kroki do przodu, jeden do tyłu… opuszczenie natychmiastowo domu)
4. Kontakt fizyczny (wąchanie, całowanie itd.)

W tej części skupimy się na punkcie 3 i 4 czyli wzmacnianiu przyciągania oraz kontakcie fizycznym. Zaczniemy od kontaktu wzrokowego, tonu głosu, mowa ciała.

 

Mowa ciała

 

Jak  już prawdopodobnie słyszałeś wcześniej, około 93 % Twojej komunikacji to ton głosu i mowa ciała, a tylko 7 % słowa jakich używamy. Pozwól, że dam ci kilka wskazówek o tonie głosu i mowie ciała, których będziesz potrzebował użyć podczas komunikacji seksualnej z kobietą.

Czytałem szacunki, że kobiety radzą sobie DZIESIĘĆ RAZY LEPIEJ niż mężczyźni w odczytywaniu  i komunikowaniu subtelnej mowy ciała.

Kobiety zwykle mogą powiedzieć w jakim nastroju jest druga osoba wyłącznie poprzez patrzenie na nią. Twoja mowa ciała WIELE komunikuje kobietom. Potrzebujesz zwracać uwagę na wszystko co robisz, od postawy ciała, tego jak się poruszasz, jak chodzisz, do tego jak gestykulujesz.

Kilka wskazówek: trzymaj się prosto, z wyprostowaną postawą… klatka piersiowa do góry, ramiona do tyłu. Nie pochylaj się do przodu, odchylaj się do tyłu. Poruszaj się powoli i z gracją.

 

Kontakt wzrokowy

 

Kontakt wzrokowy odkrywa jak dobrze czujesz się we własnej skórze – albo jak niepewnie – oraz wiele innych rzeczy. Utrzymuj pierwszy kontakt wzrokowy do momentu, aż ONA opuści wzrok – demonstrujesz ‚pewność siebie, męskość, seksualną uważność . Mrugaj i poruszaj oczami wolniej.

 

Ton głosu

 

Mów niższym głosem, wychodzącym z klatki piersiowej i przepony, a nie z nosa i ust. Popracuj nad mówieniem wolniejszym, głębszym oraz używaj… PAUZ.

Rozmyślny, świadomy, wyraźny, rytmiczny głos jest bardzo wyróżniający i atrakcyjny. Pewność siebie jaką te głosy demonstrują jest silnie hipnotyzująca dla kobiet.

Jeśli myślisz, że masz wysoki głos i nic nie da się z tym zrobić to mylisz się. MOŻESZ obniżyć swój głos jeśli chcesz: świadomie wciągaj powietrze z głębokości swoich  płuc oraz świadomie na nowo naucz się brzmienia swojego głosu. Z czasem twój głos stanie się głębszy, płynąc z poziomu podświadomości.

 

Szczypta romantycznej przyprawy

 

Kobieta potrafi wyczuć mężczyzn, którzy są świadomi głębszych poziomów Seksualnej Komunikacji oraz tych którzy dodają do tej mieszanki trochę tradycyjnych „romantycznych”, „rycerskich” czy „dżentelmeńskich” cech.

Kiedy kobieta wyczuje mężczyznę, który naprawdę „łapie/rozumie”  te wszystkie aspekty, to będzie on dla niej  atrakcyjny nawet jeśli on nie jest nią zainteresowany.

Kiedy otwierasz przed kobietą drzwi,  idąc chodnikiem idziesz od strony drogi, zamawiasz jej jedzenie, wybierasz butelkę wina lub jakiekolwiek z setek działań tego typu, to może potężnie WZMOCNIĆ waszą interakcję.

Upewnij się jednak, że nie używasz powyżej wymienionych BEZ kontekstu Seksualnej Komunikacji. Używaj ich jak PRZYPRAWY, a nie dania głównego.

Porozmawiajmy teraz o niektórych  fizycznych aspektach seksualnej komunikacji… mam na myśli całowanie, dotykanie, a nawet seks.

 

Mężczyźni podejmują ryzyko

 

Czy kiedykolwiek siedziałeś rozmawiając z kobietą i chciałeś ją pocałować, ale nie byłeś w stanie do tego doprowadzić, ponieważ nie wiedziałeś jak się do tego zabrać?

Czy kiedykolwiek nie posunąłeś się dalej  niż do pocałunków ponieważ martwiłeś się, że bardziej seksualne działania mogą ją obrazić i zepsują wszystko między wami? Czy ryzyko odrzucenia kiedykolwiek zatrzymało cię przed byciem seksualnie agresywnym?

Czy kiedykolwiek całowałeś kobietę, która nagle przerwała, by powiedzieć „Myślę że powinniśmy zaczekać” albo „To się dzieje za szybko”, „Nie spieszmy się”, itd.

Myślę, że większość z nas była w takich sytuacjach.

Od mężczyzn oczekuje się prowadzenia i inicjowania całej serii fizycznych kroków: trzymanie za rękę, całowanie kobiety, pocieranie jej ciała, itd. To także znaczy, że mężczyzna ponosi ryzyko zalotów poprzez cały ten proces, co perwersyjnie daje kobiecie władzę do ODRZUCENIA go w każdym momencie na tej drodze.

Mężczyzna podejmuje całe ryzyko, a jeśli coś zawali nie dostaje drugiej szansy, tracąc wszystkie swoje szanse na zawsze. Przynajmniej tak się wydaje większości…

 

Ale TY NIE musisz

 

Rzeczywistość wygląda tak, że jeśli zrozumiesz jak działa Komunikacja Seksualna i podniecenie dla kobiet, możesz uniknąć większości tych przeszkód i w zasadzie wyeliminować te problemy.

Jest jeden uniwersalny błąd który popełniają mężczyźni.. i ten błąd prowadzi do większego oporu i odrzucenia mężczyzn przez kobiety niż wszystkie inne.

Typowy mężczyzna ponosi porażkę, bo zachowuje się jakby to ON miał zdobyć coś OD NIEJ, podczas gdy użycie tego sekretnego języka pokazuje, że to właściwie  ONA  mogłaby uzyskać wiele przyjemności OD NIEGO.

Przestań zachowywać się jakbyś próbował coś WZIĄĆ/ZDOBYĆ.

Zacznij DEMONSTROWAĆ w języku którego kobiety słuchają, że mogą one UZYSKAĆ dużo przyjemności OD CIEBIE.

Możesz budować małymi krokami, aż dojdziesz do najwyższego poziomu zadowolenia seksualnego. JEŚLI mówisz językiem ANTYCYPACJA/PRZEWIDYWANIA/OCZEKIWANIA rozumianym przez wszystkie kobiety.

 

ANTYCYPACJA

 

Porozmawiajmy teraz o konkretnym szczególnym kluczu do seksualnej stymulacji kobiet jakim jest ANTYCYPACJA/PRZEWIDYWANIE.

Kiedyś mądry nauczyciel podzielił się ze mną tą zasadą: ludzie robią tylko to co widzieli, że robią NAJPIERW w swoim umyśle.

Innymi słowy, dopóki kobieta NAJPIERW  NIE  WYOBRAZI SOBIE, bycia z Tobą seksualnie i SPODOBAJĄ JEJ TE MYŚLI nie zrobi tego. Kiedy droczysz się z nią, użyj antycypacji i wzmocnij seksualne podniecenie, wytworzysz emocje, które AUTOMATYCZNIE STWORZĄ W JEJ WYOBRAŹNI ŻYWE OBRAZY was obojga razem.

Mężczyźni nie mają tego kłopotu, ponieważ uprzedmiotowiają kobiece ciało stają się  seksualnie podniecenie w kilka sekund, mogą nawet uprawiać seks z dmuchaną lalką w kształcie owcy jeśli będzie pod ręką.

Mężczyźni są jak włączniki do światła, a kobiety pokrętła/regulatory głośności. Musisz podkręcać kobietę stopniowo, aż do osiągnięcia tego samego poziomu gotowości co Ty.

Studiuj jak sprawić, aby kobieta czuła się dobrze! Utworzenie totalnej pewności przy której ona będzie czuła się wspaniale poprowadzi was naprzód. Całe twoje zachowanie i wszystko co przez nie komunikujesz, musi pokazywać seksualną uważność, pewnego siebie mężczyznę, który sprawi, że ona będzie czuć się niesamowicie.

Chęć bycia lubianym może być największym problemem aktora ponieważ odwraca jego uwagę od tego co potrzebuje zrobić, aby odegrać swoją rolę odpowiednio.

To samo jest  z mężczyzną.

Potrzebujesz być w stanie panować nad sobą i robić to co wiesz, że należy robić, nawet gdy przyjdzie Ci zmierzyć sie z niepewnością  i zamętem emocjonalnym.

Nie próbuj być lubianym… tylko ją rozpalaj!

 

Dwa kroki do przodu, jeden do tyłu

 

TO  NAJWAŻNIEJSZY  KLUCZ DO WZMOCNIENIA PRZYCIĄGANIA/ATRAKCYJNOŚCI I SEKSUALNEGO PODNIECENIA  KOBIET.

Zacznij wcześnie! Ustawienie tej potężnej fizycznej elektryczności, która prowadzi do pasjonującego całowania i seksu może zacząć się od początku relacji  i mają na nie wpływ nawet małe pozornie nieznaczące rzeczy. Na przykład jeśli spotykasz się z nią w swoim domu, po chwili wychodząc z niego szybko, tworzy to magnetyczną ciekawość i komfort, dzięki któremu ona będzie chciała dowiedzieć się więcej…

Podobnie, nie wykorzystywanie atutów i nie posuwanie się do niczego więcej niż pocałunku, tworzy ANTYCYPACJĘ poprzez tworzenie sugestii, ale ich nie spełnianie… sprawiaj by o tym myślała do czasu, aż stanie się to niespodziewanie, a ona będzie tym zachwycona (miękkie kolana, kisiel w majtkach:) ).

Inną rzeczą jest zatrzymywanie działania, szczególnie kiedy i tak nic nie możesz zrobić.

 

Mężczyźni zazwyczaj tworzą wszelki opór nawet nie zadając sobie z tego sprawy

 

Większość mężczyzn podchodzi do seksu w sposób który tworzy kobiece opory, protesty, a często na dobre odrzucają możliwość JAKIEGOKOLWIEK przyszłego fizycznego związku  z mężczyzną.

To podejście charakteryzuje się próbą dotykania kobiety zanim jest na to gotowa, natychmiastowe złapanie jej wpół zaraz po całowaniu i ogólnie brakiem zrozumienia  całego procesu  rozbudzenia/podniecania kobiety.

Odpowiedzią  jest podejście do napierania fizycznego  z innej perspektywy. W sprzedaży najlepiej skupić się na potrzebach klienta demonstrując jak produkt lub usługa rozwiążą jego problemy, a nigdy skupianiu się na potrzebach sprzedawcy. W seksie chodzi o demonstrowanie, że:

  1. Rozumiesz proces i co właściwie się dzieje.
  2. Masz kontrolę nad sobą i sytuacją.
  3. Masz zdolności do rozbudzenia jej bez otwartej rozmowy o seksie lub dotykania jej.

Kiedy kobieta jest już rozbudzona/rozpalona i czuje, że seks to jest jej pomysł, sama zacznie inicjować seksualną gestykulację, taką jak pocieranie, dotykanie lub rozmowa. Po tym nie ma już oporu.

Z drugiej strony, jeśli kobieta nie stanie się rozbudzona, dalsze próby spowodują tylko opór.

 

Pewność siebie, pewność sytuacji, wiedza o tym się dzieje

 

Przechodzenie naturalnie od jednego kroku do następnego pokazuje, że rozumiesz co się dzieje oraz to, że ‚kumasz/łapiesz’ i wiesz co robić.

Dwa kroki do przodu i jeden do tyłu demonstruje, że kontrolujesz sytuację i siebie. Drocz się z nią, a nawet czasem… spraw, aby mówiła ‚proszę’. Utrzymuj nastawienie „Mógłbym, ale nie chcę.”

Na początku lekki powolny dotyk jest czymś co rozbudza większość kobiet – bez bycia jawnie seksualnym.

Kontrastuje to z późniejszym przyciąganiem, chwytaniem oraz innymi pasjonującymi  sposobami okazywania fizyczności, które kobietom naprawdę sprawiają przyjemność.

 

Przykładowy postęp fizyczny

 

Opisze teraz specyficzny przykład postępu w sferze fizycznej, który silnie wzmacnia  kobiece seksualne podniecenie krok po kroku, przyspiesza proces prowadzący do seksu i sprawia że jest on potężniejszy, pełen pasji i intensywniejszy niż cokolwiek wcześniej doświadczyła, więc kobieta jest dosłownie zwalona z nóg i nie zdolna do samo kontroli…

Usiądź na łóżku, daleko od niej.

Pomasuj jej dłoń.

Używając olejku lub balsamu, masuj jej przedramię. Zatrzymaj się i odchyl się do tyłu.

Wyciągnij dłoń  jakbyś chciał wziąć jej dłoń, a kiedy ja do ciebie wyciągnie, połóż ją z powrotem.

Odwróć ją i pomasuj jej ramiona przez chwilę.

Jeśli nie wiesz jak to robić, zapisz się na masaż, albo kup książkę o tym jak masować. Głaskaj szyję i odsłaniaj skórę szyi/ramion bardzo delikatnie i powoli. Zatrzymaj się i odchyl do tyłu.

Przysuń ją do siebie, przytul, otul ją ramieniem i odpręż/zrelaksuj się. Kontynuuj mówiąc „Odpręż się.”

Powąchaj jej szyję, a potem odchyl się do tyłu i skomentuj jej zapach. Zrelaksuj się na kilka minut.

Wąchaj jej szyję ciągiem przez 10 minut, poruszając po niej nosem, potem przyciągnij ją blisko do siebie i powiedz „Chcę cię ugryźć. ”

Kiedy możesz powiedzieć, że jest BARDZO urobiona, drocz się z nią „prawie całując”. Kontynuuj wąchanie i dotykanie/pocieranie ją w miejscach nie związanych ze sferą seksualną.

Gładź/Dotykaj palcami wokół miejsc gdzie jej skóra jest odsłonięta przez ubranie, nawet podciągnij lekko jej bluzkę, drocz się z nią.

Pocałuj ją mocno i przyciągaj do siebie. Całuj ją przynajmniej przez 10 lub 15 minut.

Przerwij i odchyl się, możesz pójść napić się wody lub skorzystać z łazienki, itd.

Wykreuj nastrój poprzez zapalenie świec, włączenie muzyki, itd.

Zacznij ją całować ponownie, z tym, że tym razem ustawiając ją w różne pozycje seksualne.

Kiedy leży na brzuchu, zacznij ciągnąć ją za włosy podczas gdy ją całujesz.

Kiedy ona jest już całkowicie rozgrzana i gotowa, sprawdź czy czuje się komfortowo gdy dotykasz ja pomiędzy nogami poprzez położenie ręki OBOK jej krocza, ale nie na nim przez kilka minut, a potem ją zabierz. Powtórz.

Dotknij jej piersi przez ubranie, a potem uszczypnij jej sutki.

Jeśli ona jest bardzo podniecona, przesuń dłonią z jej uda na krocze podczas gdy ją całujesz pocieraj ją w tym miejscu przez chwilę i wydaj głębokie westchnienie „Mmm.” Jeśli jej się to spodoba, przestań, tylko całuj ją i wąchaj, rób to przez kilka chwil.

Sięgnij w dół i odepnij guzik od jej spodni, połóż palce na jej majtkach… dotykaj ją, a potem umieść swój palec pomiędzy waszymi ustami podczas całowania.

Jeśli jej się to podoba, zdejmij jej majtki i kochajcie się. Drocz się z nią ustami, buduj antycypację, aż do samego końca.

Możesz naturalnie zmieniać pozycję kochania, ponieważ próbowałeś i testowałeś je podczas całowania.

Zawsze używaj zabezpieczenia i uprawiaj bezpieczny seks!

Jeśli chcesz żeby to doświadczenie było naprawdę wyjątkowe, nakarm ją zimnymi owocami np. truskawkami, weźcie razem kąpiel, itd.

 

Opór i  WYTRWAŁOŚĆ! Nie, nie, nie… TAK!

 

Opór kobiety jest często rezultatem tego, że chce innego tempa niż mężczyzna  Jeśli pójdziesz na kompromis co do tempa fizycznego postępu fizycznego wtedy kobieta może chcieć tego samego punktu docelowego dla fizycznego postępu relacji co Ty.

Wytrwałość, nic na siłę czy bycie przypierającym do muru, ale po prostu kontynuowanie na akceptowanym przez nią poziomie, buduje antycypację do następnego poziomu. Wystarczająco ilość antycypacji w końcu generuje/tworzy wystarczająco dużo pożądania  do przejścia na następny poziom, aby pozwolić jej wprowadzić Cie tam przez nią samą!

 

Podsumowanie…

 

Dlaczego kobiety zrywają z mężczyznami po jednej, dwóch lub trzech randkach? Albo jednym dwóch, lub trzech LATACH?

Ponieważ zniknęło PRZYCIĄGANIE/ATRAKCYJNOŚĆ. Ponieważ ona już tego nie CZUJE. Większość kobiet  nie potrafi ci tego konkretnie wytłumaczyć, ale właśnie to się dzieje. Kobiety nie wiedzą dlaczego tak się dzieje, jak się to stało, ani jak to naprawić.

Tak więc jeśli chcesz, aby kobieta czuła do Ciebie pociąg/przyciąganie, NIGDY nie bądź przewidywalny, pamiętaj o komunikacji seksualnej, byciu Zadziornym i Zabawnym, antycypacji oraz umiejętności dawania jej niesamowitej przyjemności seksualnej, która powali ją z nóg.

 

 Żelazne ciało Ninja – Ashida Kim – fragmenty

Pamiętaj nigdy nie patrz na swojego przeciwnika z góry [tj. nie czuj się kimś lepszym od niego, ani z dołu [tj. nie czuj się kimś gorszym], ażeby nie zaślepiła cię pewność siebie ani nie obezwładniła niepewność. Wszyscy mają równe szanse w Grze Życia i Śmierci”. Rozwijanie ciała i umysłu nie czyni Cię „lepszym” od nikogo. Dzięki temu jednak staniesz się lepszy, niż jesteś teraz, pod względem zdrowia, długowieczności i zro­zumienia. Trudno o szlachetniejszą misję.

Kiedy „powracasz do świata” po „przebudzeniu” wszystko co na początku tej podróży wydawało Ci się ważne, blednie i staje się bez znaczenia w obliczu nowo uzyskanego doświadczenia wewnętrznego spokoju. Już nigdy nie będziesz patrzeć na świat tak jak dawniej. Porzucisz przywiązanie do rzeczy materialnych, a tym samym staniesz się odporny na intrygi i podstępy tych, którym wciąż wydaje się, że te rzeczy są ważne. Będziesz jednak lepiej rozumieć, dlaczego postępują oni tak a nie inaczej, gdyż będziesz pamiętać, że sam kiedyś byłeś taki jak oni. W tej podróży nic nie tracisz, wszystko pamiętasz, a przy tym po raz pierwszy widzisz to jasno. I pamiętaj, aby pomóc co najmniej dziesięciu, tak jak Ty to odkryłeś, o co w tym wszystkim chodzi.

Właściwie tak samo jest z dzisiejszymi ninja. Nie rozko­szują się oni opowieściami wojennymi ani przechwałkami na temat własnej sprawności bojowej, ponieważ wiedzą, że nawet mistrz może w każdej chwili zostać przez kogoś pokonany. Nie chełpią się też własnym rodowodem. W daw­nych czasach, gdy „agent” wyruszał z „misją”, było to tak, jak gdyby nigdy się nie narodził, nigdy nie dorastał w swo­jej wsi, nigdy się nie ożenił ani nie miał dzieci, nie upra­wiał pól ani nie łowił ryb w sadzawce. Nigdy nie istniał. Kiedy wracał, było to tak, jak gdyby nigdy nie wyjechał.
Owe wyprawy zresztą nie były czymś pospolitym, nie po­dejmowano ich samowolnie ani nie powierzano dużej licz­bie osób. Jeden właściwy człowiek na właściwym miejscu może zmienić bieg historii. A tego, który zrealizował siebie, stać na wszystko. Ninja nie wprawiali się specjalnie w pod­kradaniu się do wartowników czy wspinaniu na mury. Po prostu znajdowali się oni w takiej harmonii z naturą, że owe zadania były dla nich łatwe, kiedy sytuacja tego wyma­gała. I nawet posiadając całą tę moc, bardzo mało wtrącali się w sprawy zwykłych ludzi, wierząc, że z czasem ci mniej oświeceni znajdą, tak jak oni, nauczycieli, którzy wskażą im właściwą drogę i ujawnią im ich własną „tygrysią twarz” – ich prawdziwe, boskie Wewnętrzne Ja.
Nie ćwiczyli się też w technikach zadawania śmierci. Nauka medycyny dawała im wiedzę o anatomii, lecz zda­wali sobie sprawę, że jeśli odetniesz głowę węża, całe jego ciało obumiera” i że „jeden kamień wrzucony do sta­wu wywołuje wiele kręgów na powierzchni”. Dlatego, jeśli było to konieczne, „usypiali” wodza, dawali mu spokój, ja­kiego nigdy by nie zaznał w świecie iluzji, i tym jednym aktem powstrzymywali cała armię, wojnę lub tyrana. To dlatego zdobywali sobie raputacje „niewidzialnych morderców”, którzy potrafią przenikać przez ściany, przedostawać się wszędzie niepostrzeżenie i znikać bez śladu
Alchemia zatem, taka jaką opisują Lao Cy i Ko Hung, jest nauką o transmutacji; polega ona na tym, że poprzez ćwiczenia oddechowe i ruchy lecznicze oddziałuje się na składniki odżywcze, wchłaniane przez organizm z pożywienia, wody i powietrza, z takim skutkiem, iż „kości stają się żelazem, a skóra nefrytem”. Tego sformułowania pojawiającego się w starożytnych tekstach nie należy rozumieć dosłownie, że kości faktycznie zmieniają się w metal. Chodzi o to, że stają się one zdrowe, mocne i sprężyste. Ludz­kie kości mogą wytrzymać nieprawdopodobne naciski; dobrze odżywiane i ćwiczone, mogą być względnie wolne od katabolizmu, efektu starzenia się, który wpływa na ich łamliwość.
Skóra też nie zmienia się dosłownie w nefryt. To jeszcze jeden przykład symbolicznego, czy też poetyckiego, przedstawienia owych tajemnic. Wyrażona jest tu myśl, że skóra będzie zdrowa i elastyczna; każdy porządny lekarz powie, że najlepszą ochroną przed infekcjami jest czysta, niepopękana skóra (pamiętaj, że w dawnych czasach, kiedy powstało owo określenie ludzie umierali na tężec, który brał się z zakażenia otwartych ran)
Mówimy więc o ćwiczeniach, które dają zdrowie i przedłużają życie. Dzieje się tak, ponieważ oddychanie zmienia pH krwi, a wówczas gruczoły dokrewne zachowują aktywność i produ­kują hormony, dzięki którym ciało pozostaje młode i silne.
Niektórzy sądzą, że alchemia polega na zmienianiu oło­wiu w złoto. Jest to błędne wyobrażenie, zrodzone w epoce feudalnej wśród europejskich alchemików, którzy myśleli, że metale – ołów, rtęć i złoto – wspominane w przetłumaczonych z chińskiego traktatach, opisujących „proces wewnętrznej destylacji” czy też, inaczej mówiąc, transmu-tacji, należy rozumieć dosłownie, a nie jako poetyckie symbole chemii naszego wnętrza.
Zmiana ołowiu w złoto jest możliwa na poziomie ato­mów, ale nie mamy tu na nią przepisu. To, o czym mówi­my, oznacza posługiwanie się własnym organizmem w taki sposób, aby „zbierać, doskonalić i wprawiać w obieg ener­gię qi” – proces ten anatomicznie bardzo przypomina de­stylację spirytusu z napoju alkoholowego, uzyskanego z kolei z przetworzenia różnych soków owocowych. Oddychając, „zbieramy”; zmieniając tempo oddechu i pH krwi, rafinuje­my albo „doskonalimy”; zachodząca wówczas reakcja che­miczna sprawia, że „esencja” się „wygotowuje” i nabiera większej mocy. Tak powstały „eliksir” działa jak wewnętrz­ne lekarstwo i odżywka, która pozwala ciału w większym stopniu urzeczywistniać swoje możliwości.
Alchemia ninja – ta prawdziwa alchemia, gdy już rozu­miemy znaczenie symboli – nie jest kluczem do szybkiego zdobycia bogactwa, ponieważ nie ołów będziemy zmieniać w złoto, tylko niskie pierwiastki ja i ciała zostaną przeisto­czone, podniesione na wyższy poziom (staną się „złote”), co zapewni nam długowieczność.

W literaturze można spotkać wiele opowieści, w których sławne postacie chętnie by się wyrzekły swego bogactwa, gdyby tylko mogły w zamian pożyć trochę dłużej. Osoby te zużyły mnóstwo sił, gromadząc władzę, i zapłaciły za to pewną cenę. W pogoni za sukcesem doprowadziły się do stanu wyczerpania, a teraz jedyne, czego pragną, to odzy­skać stracony czas.
Są też legendy o postaciach, które żyły niesłychanie długo, a które najczęściej żaliły się, że widząc przemijanie całych pokoleń zwyczajnych śmiertelników, odczuwają straszliwą samotność. Tak prawdopodobnie byłoby z nieśmiertelnym człowiekiem, zważywszy na filozoficzną naturę naszego ludzkiego rodzaju.
Był sobie kiedyś uczeń, który dążył do Nieśmiertelności. Zapytany, jak będzie wykorzystywać czas potem, kiedy już osiągnie swój cel, odrzekł: „Będę pracować nad tym, żeby zgromadzić jeszcze więcej dodatkowego czasu”, na co jego nauczyciel odparł: „Nieśmiertelność jest rzeczą absolutną. Gdyby można było ją osiągnąć, byłbyś tu już od zawsze. Najlepsze, o co możesz się modlić, to życie dwustu lub trzystuletnie, abyś zdążył się znudzić wystarczająco, by chętnie przejść na następny poziom. A jeśli uda ci się zajść tak daleko, bądź człowiekiem przynajmniej na tyle, żeby podzielić się z innymi tym, co odkryłeś”. Obowiązek ten spoczywa więc także na tych wszystkich, którzy chcieliby zostać alchemikami.
Ci, którzy kroczą Milczącą Ścieżką, jak bywa nazywana nauka transformacji praktykowana przez ninja, potrafią dostrzec „schemat Wszechświata”, o czym można przeczy­tać w objaśnieniach do obietnicy Ko Hunga. Wiedz, że me­tody kontroli oddechu oraz ćwiczenia pomagające osiągnąć długowieczność i Nieśmiertelność i obdarzające człowieka mistycznymi zdolnościami, takimi jak Żelazne Ciało, są w istocie naturalnymi, wrodzonymi możliwościami każde­go człowieka.
Tym, co odróżnia ninja od zwykłych ludzi, jest ich wraż­liwość, samoświadomość – świadomość własnego ja – dzięki której mogą do pewnego stopnia sprawować kontrolę nad tym stanem swego istnienia, podczas gdy ci drudzy są zda­ni na łaskę żywiołów, nie wiedząc, że posiadają taką wro­dzoną zdolność. To właśnie owa świadomość własnego ja sprawia, że inni uważają ich za „oświeconych”.

Zanim zacząłeś oddychać powietrzem, oddychałeś wodą, bezpiecznie ukryty w łonie matki. Wszystkie, chociaż pro­ste, twoje potrzeby były zaspokajane, a wszystkie twoje ambicje się urzeczywistniały. Potem przyszedł wstrząs po­rodu. Nagle zostałeś wypchnięty w próżnię wypełnioną in­tensywnym światłem i dźwiękami. Brakowało ci powietrza, twoje płuca się opróżniły i wciągnąłeś w nie pierwszy haust tego nowego świata. A potem było po wszystkim. Rozpoczę­ła się nowa egzystencja.
Byłeś wyposażony we wszystko, czego potrzebowałeś do przetrwania i dobrego radzenia sobie w tym nowym świe­cie, więc zacząłeś poznawać go swymi nowymi zmysłami i one właśnie przywiodły cię do tego miejsca.
Dlaczego więc miałbyś wątpić w to, że tak samo będzie z umieraniem? Chwila dyskomfortu, a potem nowa rzeczy­wistość do poznawania! Dlaczego w takim razie nie zapo­mnieć o Nieśmiertelności i nie popełnić samobójstwa, sko­ro to, co ma być potem, jest takie wspaniałe?
Otóż dlatego, że są tu inni, którzy o tym jeszcze nie wiedzą, których trzeba uspokoić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Trzeba ich nauczyć, że są panami własnego losu i kapi­tanami okrętu własnej duszy. Dickens zaczyna jedno ze swych dzieł słowami: „Zrozumiałem, że jeśli moje życie miałoby mieć jakiegoś bohatera, to niechybnie byłbym nim ja sam”.

Mówimy, że człowiek nie może zmienić świata, i to praw­da. Może jednak przedłużyć chwilę. Mędrcy starożytnych Chin, którzy dawno opanowali techniki zapewniające zdro­wie i długowieczność, przemierzali kraj w poszukiwaniu królestwa, w którym ludzie byliby szczęśliwi, a władca był­by człowiekiem dobrej woli. Zgłaszali się na jego dwór i oferowali, że wprowadzą go w tajemnice nieśmiertelno­ści, aby jego panowanie mogło trwać, a lud długo cieszył się dobrobytem.
Tak samo jest z każdym prawdziwym Nieśmiertelnym.
Mówimy, że nauczać można każdego, kto jest wybrany. Nie chodzi tu jednak o żaden test ani o próbę narzucenia jakichś norm tym, którzy chcieliby pobierać owe nauki. W istocie to uczeń sam czyni siebie wybranym. Kiedy już wyruszysz w tę podróż i doświadczysz jej cudów, zapragniesz dzielić się nimi ze wszystkimi. Japończycy nazywają to shakabuku, pędem do rekrutowania nowych członków. Twój entuzjazm będzie jednak odstręczał większość ludzi. Wtedy zaczniesz staranniej dobierać tych, z którymi ze­chcesz podzielić się sekretem zdrowia i długiego życia, czy też tych, przed którymi ujawnisz fakt posiadania jakiejś wiedzy na ten temat – po co zwykli śmiertelnicy mają myśleć, że jesteś dziwakiem albo kimś niespełna rozumu? Oni nie chcą wiedzieć. Jeszcze nie.
Można by z tego wnioskować, i od dawna tak się uważa, że Nieśmiertelni mają jakąś moc, która daje im przewagę nad innymi. Owszem. Jest to moc spokojnego umysłu.
A więc znowu, nie zniechęcaj się, jeśli nie każdy od razu przyjmie mądrość, którą ty poznałeś.
 To tylko droga do tego, żeby można było „zajrzeć na drugą stronę”, zobaczyć, co jest „za zasłoną”. Potem już wszystko zaczyna się układać.
Zaczynasz dostrzegać prawidłowości Wszechświata i to, co kiedyś było wielką tajemnicą – dlaczego ludzie postępują tak a nie inaczej, zmieni się w zrozumienie własnego ja i innych. Ludzie w większości sami zwykle komplikują sobie życie i nie potrafią się pogodzić z tym, że sekret szczęścia jest taki prosty.
Ze spokojem umysłu przychodzi akceptacja, a z wiekiem doświadczenie. Stąd jeden człowiek znosi powszednie trudy życia lepiej niż drugi w dużym stopniu dlatego, że spotkał się z pewnymi problemami już a doświadczywszy ich raz, kiedy to albo znalazł rozwiązanie albo nie, mierzy się z nimi ponownie lub wypróbowuje inne rozwiązanie. To się nazywa nauka przez doświadczenie, która nie tylko wskazuje, jak być pożytecznym dla innych, lecz również skłania cię do aktywności, a więc nie pozwala ci się nudzić

Mądry człowiek uczy się przez doświadczenie: Nieśmiertelny uczy się także z doświadczeń innych. Z tego względu Nieśmiertelni rachują upływ czasu nieco inaczej niż śmiertelnicy.
Nauczyli się że jeśli człowiek unieszczęśliwia się zmartwieniami, wątpliwościami, poczuciem winy albo obawami, to czas wlecze się nie miłosiernie. Jeśli natomiast pozwala sobie być szczęśliwym, czas śmiga Dlatego „żyją chwilą”, przezywając każda sekundę jak nową przygodę, radując się każdym wschodem słońca i wpadając w podziw nad pięknem każdego zachodu.
Wiedzą bowiem że każdy dzień z niewielkimi odmianami taki sam,że w każdym roku przychodzi wiosna, lato, jesień i zima; że wszystko będzie po sobie następować niezależnie od tego, czy ktoś to widzi, czy nie.
Życie toczy się naprzód, i dopóki ktoś o nas pamięta, dopóty naprawdę nie umieramy.

Można tłumaczyć, że to efekt działania kodu genetyczne­go oraz pamięci, ale wszystko to poznasz sam na sobie kiedy zaczniesz oddychać.

Komunikacja Seksualna – David DeAngelo

 

Dalszy ciąg tłumaczenia skoroszytu do szkolenia pod tym samym tytułem.

Tytuł oryginalny: Sexual Communication

Szkolenie można kupić na stronie: http://www.doubleyourdating.com/catalog/sexualcommunication.html

Tłumaczenie: Elżbieta Murzińska i BladyMamut

 

Część 3: Iskrzenie i Budowanie

„ …. Kim jest niegrzeczny chłopiec (bad boy)? To buntownik bez powodu, spoko koleś w kurtce motocyklowej, ucieleśnienie literackiego Huckleberry’ego Finna, który chce cię zabrać na szaloną przejażdżkę w stronę przygody. Jest kapryśny, zraniony, to marzyciel niezrozumiany przez innych, uwodziciel i zawadiaka. Jest człowiekiem-tajemnicą i fascynującym paradoksem. To zarówno zagubiony chłopiec, jak i mężczyzną z ciemną stroną. Złamie ci serce; ale czy jest lubieżnym wilkiem, czy też niebezpiecznym desperado, nadal sprawia, że chcesz uratować go od jego własnego bólu. Jest okrutny lub po prostu beztroski i zaabsorbowany sobą, ale mimo to nie możesz się oprzeć wskoczeniu na jego motocykl i odjechaniu z nim w gorącą noc. A kiedy już oddasz mu swoje serce na zawsze… przepadnie z nim jak wiatr! To ktoś kto wzbudzi w tobie najgłębiej skrywane seksualne i agresywne pasje. Ponieważ jest powściągliwy i nieuchwytny, wciągasz się w wyzwanie i ekscytację pościgu, mimo, że nie zawsze jest on kimś z kim chciałabyś być nawet gdybyś zdołała go usidlić. Niegrzeczny chłopiec może Ci powiedzieć, że ogólnie jest w porządku. To żaba, którą masz nadzieję zmienić w księcia z bajki swoim magicznym pocałunkiem…”
z książki „Bad Boys” Carol Lieberman i Lisa Collier

Przede wszystkim chodzi o emocje

Teraz pomyśl przez chwilę o fragmencie powyżej. Autorka mówi o emocjach. Emocje można opisać tylko dzięki słowom… Ale wyobraź sobie jakie uczucia kryją się za tymi słowami: „To ktoś kto wzbudzi w tobie najgłębiej skrywane seksualne i agresywne pasje. .” WZBUDZI W TOBIE NAJGŁĘBIEJ SKRYWANE SEKSUALNE PASJE.
Nie „przekona cię abyś poczuła” czy „kupuje ci kolację, aż po polubisz.” Mówimy o WZBUDZANIU W KOBIECIE SEKSUALNEJ PASJI TUTAJ! I to nie dlatego, że jest przystojny. Ale dlatego, że NIEGRZECZNY CHŁOPIEC ROBI COŚ INNEGO NIŻ WSZYSCY. Komunikuje się w inny sposób… a teraz omówimy co to za sposób.
Nie ma wątpliwości, że „niegrzeczni chłopcy” przyciągają kobiety. Ale większość z nich ma także ciemną stronę. Są obelżywi. Jednak atrakcyjny wcale nie musi być obelżywy. Wierzę, że możesz wziąć z niegrzecznego chłopca to co wzbudza niesamowite seksualne pasję wewnątrz kobiety I ZOSTAWIĆ OBELŻYWOŚĆ.
Pomówmy o tym specyficznym typie komunikacji i o tym jak TY możesz go użyć do przyciągania kobiet. Podzielę się z tobą wiedzą zdobytą przeze mnie w ciągu lat osobistych doświadczeń, badań i eksperymentów. To potężna wiedza jaką sam musiałem rozgryźć w rzeczywistym świecie.

Szybki przegląd na to jak zacząć

Seksualna Komunikacja to zupełnie inny język, różni się od naszej zwykłej komunikacji tak jak język angielski od binarnego kodu komputerowego.
Ten język musi zaiskrzyć od samego początku, wyznaczając ramę dla reszty relacji. Jeśli nie zaczniesz nim mówić od początku, kobieta też tego nie zrobi.
PRZYCIĄGANIE (ATRAKCYJNOŚĆ) NIE JEST WYBOREM… nie możesz PRZEKONAĆ kobiety do tego, aby poczuła emocje przyciągania do Ciebie… to się dzieje poza świadomym procesem wyboru.
Pamiętaj o czterech krokach jeśli chodzi o proces Seksualnej Komunikacji:
1. Zaiskrzenie przyciągania/pociągu lub chemii (flirt, rozpoczęcie rozmowy od cwanego/pewnego siebie humoru/żartów)
2. Budowanie napięcia seksualnego (zadziorność i zabawa, arogancja)
3. Rozwijanie/wzmacnianie przyciągania (dwa kroki do przodu, jeden do tyłu… opuszczenie natychmiastowo domu)
4. Kontakt fizyczny (wąchanie, całowanie itd.)

… i pamiętaj, że wszyscy od urodziliśmy się z wiedzą jak komunikować się seksualnie, ale większość z nas nigdy nie rozwinęła tych naturalnych zdolności. Co więcej mogą wydawać się napoczątku nienaturalne lub niekomfortowe, z czasem rozwiną się w naturalną część twojej osobowości, tak samo jak nauczyłeś się chodzić czy mówić.

Kobiety praktycznie NIGDY nie czują seksualnego przyciągania do ŁAJZ, tak więc rozwijaj tradycyjnie męskie cechy i właściwości, które są naturalnie atrakcyjne dla kobiet.
Odpowiadaj na kobiece testy jak na wyzwanie, które zwiększa twoją atrakcyjność i unikaj działania jak ŁAJZA.
Zastosuj postawy, strategie i techniki, które kultywują osobowość, która jest naturalnie PRZYCIĄGAJĄCA/ATRAKCYJNA dla kobiet: przywództwo, nieprzewidywalność, bycie wyzwaniem, itd.
W tej części omówimy więcej SZCZEGÓŁÓW jeśli chodzi o dwa pierwsze kroki Seksualnej Komunikacji: wzbudzenie przyciągania i budowanie seksualnego napięcia.

Napięcie seksualne

Czym jest „napięcie seksualne” czy inaczej „chemia”?
Większość facetów myśli, że zachodzą one kiedy dwoje ludzi czuje do siebie FIZYCZNIE przyciąganie i stają się coraz BARDZIEJ bliscy sobie kiedy rozmawiają.
Cóż, KOBIETY wiedzą dokładnie czym są seksualne napięcie i chemia, ale mężczyźni nie mają tak naprawdę pojęcia ponieważ myślą, że wszystko opiera się na wyglądzie fizycznym.
A ponieważ większość mężczyzn nie są młodzi, wysocy i przystojni, to nawet NIE PRZYPUSZCZAJĄ, że mogliby stworzyć i wzmocnić seksualne napięcie i chemię w kontaktach z atrakcyjnymi kobietami.
Chemia odnosi się do UCZUĆ… EMOCJI. Jeśli kobieta czuje emocje, chemia jest obecna.
Seksualne napięcie jest tworzone przez flirtowanie, sugestie, humor i demonstrowanie swojej seksualnej pewności siebie i świadomości tego, że wiesz co się dzieje, ale nie jesteś zdesperowany… tak, że możesz się zrelaksować i cieszyć się tym jak rozwinie się wasza historia.
PRZEWIDYWANIE(antycypacja) jest dużą częścią tej układanki. Większość mężczyzn nie widzi sensu w radowaniu się antycypacji… zamiast tego myślą, że powinni załatwić to szybko i od razu… tak jak Russel Crowe w filmie „Piękny Umysł”, kiedy siadasz przy barze i mówisz „Chodzi mi oto, że właściwie to mówimy o wymianie płynów, prawda? Więc może przejdziemy od razu do seksu?” zaliczysz drink wylany na twarz.

Musisz wzbudzić najpierw chemię

Chemia musi się ZAISKRZYĆ od razu. Jeśli nie jesteś wyjątkowo atrakcyjnym mężczyzną, TO TY BĘDZIESZ MUSIAŁ BYĆ TYM KTÓRY TO ZROBI. Będziesz musiał aktywnie robić różne rzeczy ZA KAŻDYM razem gdy zaczniesz rozmawiać z nową kobietą, aby ZAISKRZYŁA chemia.
Kiedy zrobisz to na głębokim poziomie zobaczysz, że zacznie dziać się coś magicznego… kobiety zaczną reagować na ciebie we wspaniały sposób. Będą odwzajemniać flirtowanie. Zobaczą, że masz mocną ramę i ustawiasz relację z kobietą właściwie OD SAMEGO POCZĄTKU. Zamiast być postrzeganym tylko jako miły przyjacielski przyjaciel, możesz POSTAWIĆ siebie jako kogoś kro sprawia, że czuje do ciebie PRZYCIĄGANIE.
Opisze ci kilka różnych koncepcji oraz to jak ich używać żeby wzbudzić i wzmocnić przyciąganie. Te koncepcje to FLIRTOWANIE oraz bycie ZADZIORNYM & ZABAWNYM (cocky&funny). Flirtowanie oraz bycie zadziornym i zabawnym może być traktowane jako jedno, ale wyjaśnię je osobno, abyś lepiej zrozumiał jak współdziałają ze sobą.

Flirtowanie

Na początku omówię koncepcje „flirtowania” oraz dlaczego jest TAK BARDZO ważne, abyś zrozumiał na czym ono polega i jak to robić z kobietami.
Po pierwsze, kobiety wiedzą czym jest flirt i odpowiadają inaczej na komunikaty związane z flirtem, niż na resztę typowej społecznej komunikacji.
Powtórzę jeszcze raz, jeśli rozumiesz jak działa flirtowanie i seksualne napięcie, możesz prowadzić rozmowy z kobietami i OD RAZU sprawić żeby czuły PRZYCIĄGANIE/ATRAKCYJNOŚĆ do Ciebie.
Jeśli NIE rozumiesz jak działa flirt i seksualne napięcie, to musisz stać się albo sławny, albo zarabiać DUŻO pieniędzy, aby odnosić sukcesy z kobietami.
Sugeruję żebyś się nauczył jak dobrze flirtować, a później flirtował OD SAMEGO POCZĄTKU w swoich interakcjach z kobietami, aby NADAĆ IM ODPOWIEDNI TON.
Pomyśl o flircie jak o grze.
Pamiętasz jak byłeś dzieckiem i „bawiłeś się w wojnę” z kolegami?
Jaka jest różnica między ‚zabawą’ w walkę, a ‚prawdziwą’ walką?
I skąd wiesz jak odróżnić jedną od drugiej kiedy ma to miejsce… kiedy np. kumpel podbiegał do ciebie i pchnął cię i przewrócił na podłogę, potem skał i próbował cię na niej unieruchomić?
Odpowiedź brzmi PO PROSTU WIESZ. Jest to oczywiste dla ludzi (tak przy okazji to innym zwierzętom też) kiedy ktoś tylko się ‚bawi’, a kiedy podchodzi jest na poważnie.
Podobnie jest z flirtowaniem.
Kiedy podejdziesz do kobiety mówiąc „Cześć, jesteś bardzo ładna. Na pewno masz chłopaka, prawda?” normalnym tonem głosu, to to NIE jest flirt. Po prostu ją podrywasz, pokazujesz jej że cię pociąga.
Z innej strony, jeśli powiesz „Cześć, pomyślałem, że pewnie jesteś nieśmiała ponieważ faceci nie poświęcają Ci uwagi… więc pomyślałem, że podejdę i dam Ci trochę” jest WIADOME, że nie mówisz serio. To jest właśnie flirtowanie. Pokazujesz kobiecie, że może cie pociąga.
Tak przy okazji, flirtowanie TO NIE opowiadanie żartów, czy próby bycia „słodkim”.
Zabawne jest dla mnie jak niektórzy faceci piszą do mnie o tym, że nie widzą siebie jako flirtujących z kobietami ponieważ nie chcą wyjść na dupków.
To mnie rozwala… bo dla mnie jest to oczywiste jest że ci faceci PO PROSTU TEGO NIE ŁAPIĄ..
Pozwólcie, że wyjaśnię wam to wszystko w inny sposób…

Flirtowanie od samego początku

Jeśli wiesz jak się komunikować ww właściwy sposób, kobiety będą odpowiadać OD SAMEGO POCZĄTKU, z WYSOKIM POZIOMEM seksualnego zainteresowania i PRZYCIĄGANIA.
Kiedy wiesz jak włączyć flirtowanie w formie „gry słownej dorosłych”, odbierasz na tych samych falach co kobiecy umysł i sprawiasz, że kobieta wchodzi w specyficzny emocjonalny stan.
Jednym z kilku kluczy efektywnego flirtowania jest „załapanie” go. Innymi słowy musisz ćwiczyć, aby „poczuć” jak to działa.
Myślę, że większość facetów rezygnuje kiedy na ich słodki tekst podrywu lub technikę kobiety reagują negatywnie, zamiast zdać sobie sprawę, że potrzebują więcej praktyki, albo, że kobieta była po prostu w złym nastroju lub to jeden z tych przypadków „nie mam poczucia humoru” – i biorą to osobiście do siebie, myśląc że są nieudacznikami.
Ale daje Ci słowo…że kiedy już nauczysz się jak efektywnie flirtować i komunikować się w języku „gry dorosłych”, PO PROSTU NIE UWIERZYSZ jak kobiety zaczną na ciebie reagować.

Przykład flirtu

Poniżej jeden z moich ulubionych tematów podczas flirtowania… czyli pobieranie się i bycie w związku… podam ci go w formie prostego dialogu. Pamiętaj, że tego typu rozmowa możesz mieć z kobietą, którą poznałeś pięć minut wcześniej…
Ona: „Mam dobrą pracę, zarabiam dobre pieniędzy”.
JA: „Fajnie. Lubię to w kobietach. Chcesz się pobrać? Moglibyśmy pojechać do Vegas i za 4-5 godzin zostać małżeństwem. Potrzebuję kobiety z pieniędzmi.”
Ona: (śmiejąc się): „Brzmi jak dobry plan…”
Ja: „Ale poczekaj… myślisz, że dałabyś radę nas utrzymać z twojej zarobków? Naprawdę chciałbym być taką męską kurą domową… wiesz, pilnować telewizora i takie tam.”
Ona: „O nie…. nie mam zamiaru cię utrzymywać.”
Ja: „Cóż, więc zrywam z tobą. To już koniec. Miałem zamiar się z tobą ożenić, a potem po tygodniu rozwieść i przejąć połowę twoich pieniędzy.”
Ona: (śmiech) „Nie możesz ze mną zerwać! Nie jestem nawet twoją dziewczyną.”
Ja: „Tym bardziej powinniśmy się rozstać.”

Załapałeś już co się tutaj dzieje?
Biorę zwykły temat (np. jej praca i zarobki) i zmieniasz kierunek rozmowy flirtując z nią, aby stworzyć atmosferę zabawy i napięcia seksualnego (np. sugerując małżeństwo, rozwód i zerwanie z powodu tego, że nie będzie mnie utrzymywać itd.).

Praktyka

Jeśli przykład powyżej nie ma dla Ciebie żadnego sensu, weź to za oznakę tego że musisz się ruszyć i więcej poćwiczyć. Spróbuj z kelnerką lub dwiema.
Kiedy zapytasz ją o coś i powie ci że „Niestety, tego nie mamy”, po prostu powiedz „Ok., ten związek nie ma sensu… muszę się z tobą zerwać.”
Właściwie, możesz to powiedzieć w KAŻDEJ sytuacji i do KAŻDEJ kobiety, która powie coś co ci się nie spodoba i jest zabawne.
Kiedy komunikujesz się w ten sposób, FLIRTUJESZ, DROCZYSZ SIĘ i inicjujesz INNY RODZAJ KOMUNIKACJI niż większość mężczyzn.
Kiedy tylko kobieta zaangażuje się w ten rodzaj dialogu to GRA ROZPOCZĘTA.

Flirtowanie niewerbalne

Jest DUŻO sposobów flirtowania, KTÓRE NIE WYMAGAJĄ SŁÓW.
Jeśli kobieta patrzy na ciebie i podnosi brew, odwzajemnij i zrób to samo… tylko dosadniej.
Jeśli kobieta położy swoją dłoń na twojej ręce, popatrz na jej dłoń, potem na nią z zaskoczeniem na twarzy, potem podnieś brwi jakbyś właśnie dokonał wielkiego odkrycia „aha!” Potem zacznij się uśmiechać i przytakiwać głową w taki sposób jakbyś zdał sobie sprawę z tego, że ona cię pragnie. To potężna kombinacja ponieważ jest zabawna i jednocześnie wyolbrzymienia znaczenie dotknięcia Twojej ręki jej dłonią.
Jest milion sposobów na to jak flirtować w ten sposób, ale co chcę podkreślić to to, że MUSISZ ZACZĄĆ TO ROBIĆ OD SAMEGO POCZĄTKU TWOJEGO INTERAKCJI Z KOBIETĄ.

PIĘĆ SPOSOBÓW NA TO, ŻEBY ZAISKRZYŁA CHEMIA POPRZEZ FLIRTOWANIE
1. Utrudniaj jej coś we flirtujący sposób.
2. Wspominaj o tym, że wasz związek nie działa najlepiej.
3. Udawaj, że jesteś bardzo niezadowolony z czegoś co robi… potrząsaj głową i wydychaj głośno.
4. Nadmiernie dramatycznie narzekaj na jej wydajność pracy, zachowania, itd.
5. Zachowuj się w stylu ‚wezmę cię, albo rzucę’… jakby była po prostu dobrym przyjacielem (spoufalanie się)… nie tak jak inni mężczyźni, którzy komunikują, że są pod jej wrażeniem i zmiękczeni, ponieważ są ZAINTERESOWANI.

Zadziorny i Zabawny 

Mój ulubiony koncept, który możemy nazwać ‚ekstremalnym flirtowaniem’… Bycie zadziornym i zabawnym (cocky&funny) jest czymś co prawie każdy ‚naturalnie odnoszący sukcesy’ facet robi, aby przyciągać kobiety.
Zadziorny i zabawny jest po prostu potężnym i skoncentrowanym sposobem flirtowania i tworzenia seksualnego napięcia specyficznym rodzajem humoru.
Jednak dla nie niektórych facetów, może to nie mieć sensu, że droczenie się z kobietami, robienie sobie z nich jaj, bycie lekko aroganckim, nie podlizywanie się, itd. może lub powinno sprawić, że poczują one pociąg.
W pewnym sensie to rozumie, ponieważ byłem w tym samym miejscu, kiedy na początku o tym usłyszałem i widziałem to.
Cały czas myślałem „jeśli będę robił te zadziorne i zabawne rzeczy, wyjdę na aroganta… a to wcale nie sprawi, że kobiety polubią mnie bardziej”
Cóż, czy się myliłem?

Jeszcze raz: ATRAKCYJNOŚĆ (PRZYCIĄGANIE) NIE JEST KWESTIĄ WYBORU

Musisz zawsze pamiętać, że PRZYCIĄGANIE nie rządzi się prawami logiki. Nie działa według reguł według, których ‚powinno’ podążać
PRZYCIĄGANIE to bardzo potężna emocja, która ma swoje przyczyny i spusty, które na pierwszy rzut oka nie mają w ogóle sensu…
Jestem pewny, że widziałeś wiele atrakcyjnych kobiet będących w związkach z facetami, którzy źle je traktowali, wykorzystywali i ogólnie byli przeciwieństwem tego co mógłbyś oczekiwać, że kobieta zaakceptuje.
Dlaczego?
PRZYCIĄGANIE. Na początku każda z tych kobiet poczuła przyciąganie, i mimo że tak kiepsko jak to brzmi, to prawie żadna ilość bycia „złym”, obraźliwym, zachowania się jak palant nie jest w stanie przekonać kobietę, która czuje silne przyciąganie, aby odejść.
Opisze trochę nastawienie bycia zadziornym & zabawnym, dlaczego działa, jak tego używać żeby przyciągać kobiety (bez potrzeby bycia nadużywającym dupkiem).

Zadziorny ZRÓWNOWAŻONY z Zabawnym

Po pierwsze, musisz pamiętać, że formuła to zadziorny PLUS zabawny, czyli zawsze dwa składniki.
Jeśli zachowujesz się zbyt zadziornie, zrobisz tylko wrażenie aroganckiego i niepewnego siebie.
Jeśli jesteś tylko zabawny, zawsze opowiadasz dowcipy, rozśmieszasz ludzi, prawdopodobnie inni będą mieli Cię jako „zbyt głupkowatego.”
Jednak jeśli użyjesz OBU tych składników razem, wytworzysz magię.
Zadziorny + Zabawny to jak sparing… to jest sport… to jest zabawa… to jest wyzwanie… to jest interesujące gdy używamy tego umiejętnie.
Objaśnię przejrzyściej co to jest „Zadziorny + Zabawny.”
Przykład zadziornego stwierdzenia: „Jej sukienka sprawia, że wygląda grubo.”
Przykład Zadziornego + Zabawnego stwierdzenia: „Jeśli nie znajdzie sukienki, która do niej lepiej pasuje, policja modowa będzie musiała nasłać grupę specjalną, aby zgarnąć jej tyłek.”
Rozumiesz?
Zacznij z arogancją, potem dodaj humor.

Dlaczego bycie „Zadziornym & Zabawnym” przyciąga kobiety?

Cóż, krótka odpowiedź brzmi: ZADZIORNY I ZABAWNY PRZYCIĄGA KOBIETY PONIEWAŻ SZYBKO I BEZPOŚREDNIO PRZEKAZUJE WSZYSTKIE WŁAŚCIWE INFORMACJE O TOBIE.
Kobiety przyciąga do typu „mężczyzn alfa”. Wszyscy o tym wiemy. Kobiety przyciąga poczucie humoru. To też jest oczywiste.
Kobiety NIE ciągnie do mężczyzn, którzy oddają swoją władze, aby paść im do stóp, zmiękczyć uwagą, albo zachowują się jak szczeniaki i denerwują się na myśl o byciu w tym samym pokoju.
Jeśli spotkasz atrakcyjną kobietę i OD RAZU zaczniesz dawać jej w kość, robić sobie jaja i w tym samym czasie będąc zabawnym, to w mówisz:
„Jesteś wystarczająco interesująca, żeby do ciebie zagadać, ale będziesz musiała zrobić znacznie więcej niż tylko dobrze wyglądać żeby zrobić na mnie wrażenie. Twoja uroda nie sprawia, że stanę się choć odrobinę nerwowy. Jestem idealnie spokojny, w rzeczywistości czuje się tak komfortowo, że zauważyłem coś w Tobie z czego bedę sobie robił żarty…”
Nie ma szybszego sposobu na ziemi, aby zakomunikować wszystkie pozytywne postawy, przekonania, obraz samego siebie, komfortu, pewności siebie i władzy niż bycie Zadziornym i Zabawnym.
(Może poza włożeniem idealnego kostiumu Brada Pitta.)
Kiedy zaczniesz używać tego nastawienia, całkowicie zdziwisz się z osiąganych rezultatów.

Przykład niskiego ryzyka

Następnym razem kiedy będziesz w sklepie spożywczym i będziesz płacił przy kasie za swoje zakupy, powiedz do kasjerki: „Ile z tych pieniędzy możesz zatrzymać dla siebie?” (podając jej pieniądze).
Prawdopodobnie roześmieje się i powie: „Nic… chociaż chciałabym.”
Na co możesz odpowiedzieć: „Myślałem, że bierzesz dla siebie 10% lub 20 %… zakładałem, że jesteś bogata i mogłabyś mnie wspierać. Ale już nie jestem zainteresowany… chce bogatej dziewczyny.” (odwracasz głowę)
To fajny tekst. Pytanie kobietę o to czy jest bogata lub sławna zawsze jest zabawne, a kiedy mówi że nie jest, powiedz jej, że zrujnowało to jej szanse u Ciebie i już nie jesteś już zainteresowany.

Nie Wymiękaj

Jednym z kluczy bycia Zadziornym + Zabawnym jest nastęwienie, aby nigdy nie ‚pękać’. Jeśli ona otwiera usta i daje Ci spojrzenie w styu „Nie wierzę, że to właście powiedziałeś”, to idź o jeden krok dalej…
Większość facetów pęknie i powie „Tylko żartowałem”. NIE RÓB TEGO! To sprawi wrazenie łąjzy.
W przykładzie powyżej, jeśli kasjerka spojrzy na ciebie i popatrzy z otwartymi ustami w stylu „Nie wierzę, że właśnie to powiedziałeś”, i powie „Hej! Możliwe, że nie jestem bogata, ale jestem miła!”, po prostu popatrz na nią i powiedz „Miła to nie wystarczająco, potrzebuje BOGATEJ I miłej.”
Twoim celem nie jest obrażenie kobiety, ale wystarczające „wejście pod jej skórę” poprzez droczenie się z nią, robienie sobie jaj, zachowywanie się zadziornie i zabawnie, co rozpali magiczny mechanizm przyciągania.

Przykłady bycia Zadziornym i Zabawnym

Uniwersalną sposobem rozpoczęcia flirtu jest powiedzenie „Wiesz co mówią o kobietach które…” i potem NIE POWIEDZENIE TEGO. Po prostu patrz na nią w taki sposób jakby to było oczywiste.
„O co chodzi z tą wielką torbą? Nosisz w niej broń?”
Jeśli ona powie, że coś jej się podoba, powiedz „Chciałabyś.”
„Masz piękne szpilki, ile masz bez nich, 1,20 m ?

Komplementy: „Popatrz, nie jestem jak inni faceci. Komplementowanie mnie nigdzie cię nie zaprowadzi.” „Od razu chcesz zacząć z komplementowaniem mnie, co? No dobra, miejmy to z głowy… idź i kup mi drinka.” „Nie dam ci mojego numeru telefonu, więc odpuść.” „No weź, nie możesz chociaż pomyśleć o czymś oryginalnym żeby mnie komplementować?”
Naśladuj zachowanie kobiet w śmieszny sposób. Na przykład, jeśli jakaś kobieta ma naprawdę sztywną postawę, ściągnij łopatki do tyłu, usiądź najbardziej prosto jak to możliwe i powiedz „Myślę, że powinnaś popracować nad swoją postawą.” To zwykle powoduje zmieszany wybuch śmiechu, ponieważ wysyła sprzeczną wiadomość. Ludzie robia takie rzeczy tylko gdy czują się pewnie, więc wysyłasz komunikat: „Czuje się komfortowo i jestem w dobrym nastroju.”
Weź coś małego i pacnij ją tym! To jedno z moich ulubionych. Nie chodzi mi o to żeby walnąć ją tak żeby szkywdzić lub został ślad… Tylko pacnąć ją np. serwetką kiedy się wymądrza. O co tu chodzi? Z jakiegoś powodu, takie BARDZO dziecięce zachowanie rozładowuje sytuację i sprawia że ona wchodzi w nastój do zabawy.
Lubię tego także używać po tym jak robiłem sobie z niej żarty i ona udaje, że jest na mnie wkurzona. Spróbuj serwetek, małych menu lub innych rzeczy, które jej nie skrzywdzą, alę będą zabawne.
Powiedz „Łap!” i odepchnij ją.
Niepewnie będąc poważnym podczas żartowania, jest jak ciężki sarkazm zmieszany z napieciem. Jeśli ona zapyta: „Jak dużo czasu minęło od kiedy byłeś ostatni raz na randce?” zrób pauzę, popatrz na nią z powagą i powiedz „Czy moja mam się liczy ?”
… idea jest taka, żeby zawsze być arogancko zabawnym… i pamiętaj żeby ćwiczyć aż będziesz umiał improwizować w każdej sytuacji i odwrócić wszystko.

Więcej pomysłów Zadziornego i Zabawnego do budowania seksualnego napięcia

To są rzeczy do robienia po pierwszym spotkaniu, może po wspólnym wyiciu herbaty lub znalazłeś się w sytuacji w której chcesz dalej z nią rozmawiać, a nie tylko wziąć jej numer i odejść, albo gdy spotkaliście się przy barze, a 5-10 minut poźniej chcesz podgrzać atmosfere.
1. „Seksualna nadinterpretacja” czyli interpretowanie jej komentarzy jakby zawierały podtekst seksualny (ona mnie pragnie”. Na przykład na słowa „Już późno, czas do łóżka” odpowiadasz „Myślę, że nie znamy się wystarczający długo, aby to zrobić!”
Jest wiele innych typowych zwrotów i słów które można tak zinterpretować, np., : „iść domu”, „iść do łóżka” lub „wyskoczyć gdzieś”, „seks”, „przeprowadzka”, itd. Możesz sprawić że każdy z nich imlikuje to, że ona Cię już chce, próbuje poderwać oraz nie jest subtelna lub brak jej klasy w tych sprawach:
· Jeśli wzdycha i mówi: „Hm, wiesz, myślę, że już czas wracać do domu”, patrząc na zegarek możesz odpowiedzieć: „Rozmawiałem z tobą tylko przez piętnaście minut, nie pójdę z tobą do domu”
· Ona mówi: „Oh, muszę częściej wychodzić” możesz zapytać „Coż, gdzie chcesz mnie zabrać? Lepiej żeby to było coś dobrego”
· Jeśli mówi o seksie, zarzuć jej, że jest seksualnie sfrustrowaną
· Jeśli wspomina o przeprowadzce, powiedz jej z zaskoczonym wyrazem twarzy, że się z nią nie przeprowadzisz i dodaj humorystyczny komentarz „A poza tym, nie podoba mi się ta okolica!”

A poza tym oczywiście drocz się z nią, że nie jest subtelna i nie ma klasy skoro wysuwa te seksualne podteksty tak szybko.
2. Używaj dwuznacznych komplementów, typu: „Te buty są śliczne… założe się, że wyglądały wspaniale gdy były nowe”
3. Sugeruj, że ominęło ją coś jak na przykład „Cóż gdybyś była dla mnie milsza, wziąłbym cię w inne miejsce”

Kontynuowanie rozmowy

Dbaj, prowadź i utrzymuj inicjatywe gdy mówisz. Komunikuj, że jesteś selektywny i to ty jesteś selekcjonerem. Flirtuj dalej poprzez bycie wybrednym jeśli chodzi o różne rzeczy, mówiąć, że może zaprzepaścić swoją szansę, mówiąc jej „Oo pierwsza żółta kartka” kiedy zrobi coś nie tak, itd.
Graj z nią… czy zrobiłabyś X? Za ile pieniędzy zrobiłabyś X? Co byś zrobiła gdybym zrobił X? Wychodź ze śmiesznymi, absurdalnymi i groteskowymi sytuacjami, odgrywaj rolę starszego/młodszego/ materialistę w związku, itd. Implikuj dziwne i nietypowe style życia seksualnego bez bycia nadmiernie chamskim lub sprośnym.
Odgrywaj także analityka gwiazd, odgadując gierki osób w pobliżu.
Nigdy nie bądź wylewny. Kobiety zawsze intepretują i szukają ukrytego znaczenia między wierszami, więc zawsze coś implikuj/sugeruj. Nie komunikuj bezpośrednio jak mężczyzna, ale subtelnie i sugestywnie w sposób jaki kobiety komunikują.

Inne pomysły na pierwszą rozmowę

Jaki jest najlepszy sposób na kobiece testy? Po prostu śmiech. Traktuj je jako urocze.
Zawsze działaj tak, że ty masz moc/władzę i cokolwiek zrobisz ona to pokocha. Nigdy nie oddawaj swojej władzy werbalbie (słownie), niewerbalnie, ani w żaden inny sposób. Nie ulegaj jej namowom, nie próbuj zdobywać akceptacji, nie przepraszaj, ani nie zachowuj się jak mięczak.
Jeśli robisz coś co jest oczywiste, że się nie spodoba, nie zachowuj się tak jakby to był TWÓJ problem, a tak jakby to był JEJ problem. To dobry sposób na poradzenie sobie z KAŻDYM wyzwaniem jakie się pojawi.
Czasami spotykam WYSOKĄ kobietę, która myślę, że jest atrakcyjna, ale coś mi mówi, że jej nie pociagam ponieważ nie jestem tak wysoki jak ona. W odpowiedzi, automatycznie przyjmuję nastawienie „Zwykle nie lubię wyższych kobiet, ale dla tej zrobię wyjątek.” I wtedy przyjmuje sposób zakomunikowanie jej tego… mogę zacząć rozmawiać i powiedzieć „Coż, na początku nie miałem zamiaru do ciebie podchodzić, bo zwykle nie umawiam się z kobietami wyższymi ode mnie… ale cieszę się, że zagadałem do ciebie bo jesteś zabawna…”
To obraca całkowicie sytuację na moją korzyść.
MUSISZ KOMUNIKOWAĆ, ŻE TO TY JESTEŚ TYM, KTÓRY ROBI WYJĄTKI! Albo, jeśli naprawdę chcesz jej dokuczyć, możesz roześmiać się, mieć ubaw i powiedzieć „Cóż, szkoda, że jesteś taka wysoka…”, a potem droczyć się z nią wspominając, że gdyby była tylko kilka/kilkanaście centymetrów niższa zaprosiłbyś ją na randkę. Rozumiesz?
Nie wymyślaj sobie ograniczeń i nie pozwól jej ograniczeniom być twoimi. Pamiętaj, że można użyć tej metody w KAŻDEJ sytuacji kiedy myślisz, że kobieta ma pewien „typ” do którego ją ciągnie obróć to przy użyciu dialogu będąc Zadziornym & Zabawnym.

Oto paradoks

Czy atrakcyjność/przyciąganie może się zrodzić z konfliktu lub konfrontacji?
Tak. W zasadzie, może znacząco przyspieszyć przyciąganie gdy jest zrobiona właściwie. Zadziorny i Zabawny, droczenie, robienie sobie jaj, itd. to przykład małego konfliktu, który PROWADZI DO CELU. Przechodzisz/zdajesz testy szybko, ponieważ od razu jesteś gotów zaryzykować odrzucenie, co znaczy że musisz być naprawdę ‚prawdziwą gratką.’ Poza tym, nie boisz się lekkiej konfrontacji i konfliktu.
To dobrze.
Lekki konflikt nie jest wieklą sprawą. Tylko dlatego, że kobieta jest atrakcyjna nie ma powodu, aby obawiać się, że źle Cię odbierze. Kiedy ktoś kogo dopiero co poznałeś wchodzi z tobą w konflikt, pamiętaj dziecięcą rymowankę:
„Kije mnie zbiją, kamienie zabiją, lecz moc ludzkich słów, nie zdejmie nam głów.” (stick anf stones may break my bones, words will never hurt me.)
Dobrym modelem dla atrakcyjnej konfrontacji jest obejrzenie James Bond w filmie: „Śmierć nadejdzie jutro” obserwuj jego postatę, język ciała, oraz zadziorne & zabawne teksty połączone z seksualnymi podtekstami.

Ćwiczenia

Zacznij flirtować z każdą kobietą jaką spotykasz. Ustaw sobie za cel flirtowanie z 10 kobietami dziennie, przez 10 dni. Wybierz jeden do trzech sposobów na rozpoczęcie seksualnej komunikacji, aby zaiskrzyło i miej je pod ręką, więc gdy spotkasz kobietę będziesz mógł odrazu wypróbować to co wcześniej przećwiczyłeś w wyobraźni.
Nie ma znaczenia czy spotkasz swoją ciotkę czy też jakąś stuletnią staruszkę: flirtuj, drocz się, żartuj, itd. Próbuj z każdą kobietą jaką spotkasz. Niektóre z nich mogą być tymi z którymi nie chcesz się umówić, ale pamiętaj, że jeśli zaczniesz się komunikować w ten sposób, zaczynasz inny wzór/rodzaj interakcji do którego przyzwyczaiłeś się wcześniej i będziesz się z tego uczył i wyciągał wnioski. Jeśli w Twoim otoczeniu, w pracy, jest wiele kobiet, to masz świetne warunki do ćwiczeń.
Postaw sobie za cel wychodzie i zrobienie tego. To ćwiczenie da ci 100 różnych doświadczeń inicjowania rozmowy z wzbudzeniem chemii.
Następną rzeczą jaką zrobisz to weź kilka przykładów jakie bycia Zadziornym i Zabawnym jak np. „wiesz co mówią o kobietach które…” i zacząć ich używać cały czas z każdą kobietą z jaka nawiążesz kontakt.
Weź 10 najbardziej popularnych pytań o które zwykle pytają cię kobiety, np. „Gdzie mieszkasz/Jak zarabiasz na życie/Rodzina/Szkoła”, i wymyśl do każdej odpowiedź. A POTEM ICH UŻYWAJ.
Komunikowanie w tym języku wymaga praktyki, szczególnie jeśli nie jesteś z nimi obyty, tak jak z każdym innym obcym językiem którego się uczysz, to tak jak byłeś dzieckiem i uczyłeś się mówić.
Posiadanie takich standardowych i przygotowanych wcześniej odpowiedzi do zastosowania w typowych sytuacjach jest dobre, ponieważ same te sytuacje są standardowe i powtarzalne, a umiejętność poradzenia sobie w nich uczy jak lekko improwizować odpowiedzi, które w zasadzie przekazują to samo znaczenie.

Uścisk – Embrace – Trailer – napisy PL – BodyImageMovement

 

Taryn Brumfitt jest założycielką Body Image Movement, ruch ten uczy kobiety wartości i mocy kochania swojego własnego ciała.

 

Więcej na:
http://embrace.bodyimagemovement.com.au/
http://bodyimagemovement.com.au

Poniżej kilka fragmentów z książki „Żelazny Jan : rzecz o mężczyznach” Roberta Bly

 

WSTĘP

Żyjemy dziś w ważnym i przełomowym momencie; stało się bowiem jasne, że wzory męskości przekazywane przez kulturę masową utraciły swoją nośność; mężczyzna nie może już się na nich opierać. Osiągając wiek trzydziestu pięciu lat wie, że wzorce idealnego mężczyzny, twardego mężczyzny, prawdziwego mężczyzny, jakie wyniósł ze szkoły średniej, są bezużyteczne w realnym życiu.
Ludowe baśnie i bajki przechodziły niczym woda przez grubą warstwę gleby, z pokolenia na pokolenie, i możemy ufać zawartym w nich prawdom bardziej niż, powiedzmy, tym wymyślonym przez Hansa Christiana Andersena. Motywy przekazywane przez dawne opowieści — klucza wykradanego spod poduszki matki, podnoszonego z ziemi zło tego pióra z płonącej piersi Żarptaka, Dzikusa spotykanego pod powierzchnią jeziora, śladów czyjejś krwi w lesie, które okazują się w końcu śladami Boga — przenikają w nas z wolna, by potem, już zadomowione, rozwijać się w naszym wnętrzu.
Nie gdzie indziej jak w dawnych mitach słyszymy, na przykład, o zeusowej energii, tej pozytywnej przywódczej energii mężczyzn, która zdaniem kultury masowej nie istnieje. Król Artur poucza nas o roli, jaką odgrywa męski mentor w życiu młodych mężczyzn; z opowieści o Żelaznym Janie dowiadujemy się o doniosłości przejścia z królestwa matki do królestwa ojca. Wszystkie opowieści inicjacyjne przekazują nam, jak ważne jest, by umieć oderwać się od naszych rodziców i znaleźć „drugiego ojca” czy „drugiego króla”.

Istnieje inicjacja męska, inicjacja żeńska i inicjacja człowiecza. W tej książce mówię wyłącznie o tej pierwszej. Pragnę podkreślić, że celem mojej książki nie jest zwracanie mężczyzn przeciwko kobietom czy restytucja męskiej dominacji, przez wieki narzędzia ucisku kobiet i tłumienia kobiecych wartości. Nie rzucam w książce wyzwania ruchowi feministycznemu. Ruch ten oraz ruch opisywany przeze mnie są ze sobą związane, ale żyją one odmiennymi rytmami. Frustracja mężczyzn narastała, począwszy od rewolucji przemysłowej, osiągając dziś taki poziom, którego nie można już ignorować.
Ciemna strona męskiej natury jest wszystkim znana. Na konto mężczyzn trzeba zapisać szaleńczą eksploatację zasobów przyrody, dyskryminację i poniżanie kobiet, niepohamowaną namiętność do plemiennych wojen. Dziedzictwo genetyczne ma swój udział w tych obsesjach, a na równi z nimi kultura i środowisko. Nasze ułomne mitologie nie znajdują miejsca dla głębi męskich uczuć, lokują mężczyzn raczej w niebiańskich niż ziemskich rejonach, uczą posłuszeństwa dla niewłaściwych sił, czynią mężczyzn wiecznymi chłopcami i wikłają tak mężczyzn, jak i kobiety w systemy ekonomicznego panowania wykluczające zarówno matriarchat, jaki patriarchat.
Książka ta powinna przemawiać przede wszystkim do mężczyzn heteroseksualnych, choć nie znaczy to, że homoseksualiści nie znajdą w niej niczego dla siebie. Termin „homoseksualista” wszedł w użycie dopiero w XVIII wieku; poprzednio mężczyźni mający upodobanie do własnej płci byli traktowani po prostu jako część szerszej zbiorowości mężczyzn.
Mówię w tej książce o Dzikusie, którego należy odróżniać od barbarzyńcy. Barbarzyńca wyrządza wielkie szkody duszy, przyrodzie i gatunkowi ludzkiemu; można by powiedzieć, że choć barbarzyńca jest ranny, woli nie badać swoich ran. Dzikus, który zbadał swoje rany, przypomina raczej kapłana Zen, szamana czy trapera niż barbarzyńcę.
Jak zbudować gniazdo na bezlistnym drzewie, gdzie odlatywać na zimę, jak wykonywać taniec godowy — cała ta wiedza zmagazynowana jest w zwojach mózgowych ptaka w postaci instynktów. Istoty ludzkie natomiast, wiedząc jak znacznej elastyczności wymagać od nich będzie reagowanie na nowe sytuacje, postanowiły przechować tego rodzaju wiedzę poza systemem instynktów, a mianowicie w opowieściach. Tak więc opowieści — baśnie, legendy, mity, historie domowego ogniska —- tworzą rezerwuar nowych sposobów reagowania, do których można sięgnąć w razie wyczerpania możliwości sposobów tradycyjnych i obiegowych.
Wśród wielkich badaczy owego rezerwuaru z ostatnich stuleci można wymienić George’a Gródecka, Gurdyewa, Carla Junga, Heinricha Zimmera, Josepha Campbella i Georgesa Dumezila. Moją pierwszą nauczycielką odcyfrowywania baśni była Marie-Louise von Franz. Wzoruję się na niej, starając się być tak wierny sensowi męskich opowieści, jak ona była wierna opowieściom żeńskim w swoich licznych książkach.
Książka czerpie swe inspiracje z dzieła całego zastępu ludzi, z których wielu zajmowało się tymi zagadnieniami długo przede mną. Na pierwszym miejscu należy tu wymienić Aleksandra Mitscherlicha, niemieckiego analityka zmarłego w 1981 roku. Zaciągnąłem poważny dług intelektualny u swoich współpracowników z ostatnich ośmiu lat, wśród których byli: Michael Meade, James Hillman, Terry Dobson, Robert Moore, John Stokes i inni. Dziękuję Keithowi Thom-psonowi za jego zainteresowanie problemem; rozdział pierwszy stanowi zmodyfikowaną wersję wywiadu, jaki przeprowadził ze mną. Dziękuję także mojemu wydawcy Williamowi Patrickowi za jego zapał i intuicję.
Jestem również wdzięczny wielu ludziom, którzy zawierzyli mi na tyle, by mnie wysłuchać, i uczynili zaszczyt, opowiadając swoje historie, albo też po prostu wyśpiewali je, wytańczyli czy wypłakali. Choć w niniejszej książce ujmuję ścieżkę inicjacji jako złożoną z ośmiu stadiów, inni mogą uznawać za właściwą inną kolejność lub samą treść tych stadiów. Pokonujemy drogę idąc.
Antonio Machado napisał:
Zważ, podróżniku, bo nie znajdziesz drogi, a jedynie ślady wiatru na morzu.

Robert Bly

Rozdział I PODUSZKA I KLUCZ

Mówi się wiele o „Amerykaninie”, jakby istniała niezmienna osobowość w dziesięcioleciach czy choćby jednej dekadzie.
Dzisiejsi mężczyźni bardzo się różnią od Saturnowego farmera, jaki przybył do Nowej Anglii w 1630 roku, człowieka o starczej mentalności, chlubiącego się swą introwersją, gotowego przesiedzieć trzy nabożeństwa w nie ogrzewanym kościele. Na Południu ukształtował się typ ekspansywnego, matkocentrycznego zawadiaki, a żaden z tych dwóch typów „Amerykanów” nie przypominał ani zachłannego przedsiębiorcy kolejowego, jaki pojawił się później na północnym Wschodzie, ani zuchowatych osadników prących na Zachód, których dewizą było: „Obędę się bez tego”.
Nawet ograniczając się do naszych czasów, przyjmowany powszechnie model podlegał dramatycznym zmianom. Przykładowo, w latach pięćdziesiątych pojawił się pewien ogólny wzór osobowości, który stał się modelem męskości dla wielu.
Ów mężczyzna lat pięćdziesiątych wstawał do pracy wcześnie, porządnie pracował, utrzymywał żonę i dzieci i był zwolennikiem dyscypliny. Prezydent Reagan jest jakby zmumifikowaną personifikacją uporu i wytrwałości cechujących ten typ osobowości. Mężczyzna tego typu nie miał zbyt wysokiego mniemania o duchowym wnętrzu kobiet, ale potrafił docenić ich walory cielesne. Jego pogląd na kulturę w ogóle i kulturową rolę Ameryki był chłopięcy i optymistyczny. Na pierwszy rzut oka przedstawiał on sobą silny, pozytywny charakter, ale wdzięk osobisty i pozerstwo ukrywały (i ukrywają nadal) poczucie osamotnienia, deprywacji i bierności. Jeśli nie ma wroga — nie jest on pewny, czy naprawdę żyje.

Od mężczyzny lat pięćdziesiątych oczekiwano, że będzie lubił piłkę nożną, że będzie agresywny, że będzie zawsze brał stronę Stanów Zjednoczonych, że nigdy nie zapłacze i że w każdej sytuacji będzie można na niego liczyć. W tym obrazie mężczyzny brakowało jednak przestrzeni wrażliwości czy przestrzeni intymności. Osobowość była zbyt statyczna. Psychice brakowało współczucia, czego wyrazem była uporczywa kontynuacja wojny wietnamskiej; podobnie jak później brak czegoś, co można by nazwać” „tęsknotą do ogrodu”, w osobowości prezydenta Reagana tłumaczy jego nieczułość i brutalność wobec bezsilnych ludzi w Salwadorze, ludzi starych w Ameryce oraz bezrobotnych, uczniów i biednych w ogóle.
Mężczyzna lat pięćdziesiątych miał wyraźne wyobrażenie tego, czym jest mężczyzna i jakie są jego obowiązki, lecz niepełność i jednostronność tego wyobrażenia były groźne.

W latach sześćdziesiątych pojawił się nowy typ mężczyzny. Marnotrawstwo i przemoc wojny wietnamskiej sprawiły, że mężczyźni zaczęli kwestionować swoją dotychczasową wiedzę na temat natury dojrzałego mężczyzny. Jeśli męskość oznacza Wietnam — czy chcą być męscy w takim sensie? W tym czasie ruch feministyczny skłonił mężczyzn do przyjrzenia się kobietom naprawdę, zmuszając ich do uświadomienia sobie niepokojów i cierpień, od których mężczyzna lat pięćdziesiątych usilnie starał się odwracać. Gdy mężczyźni zaczęli badać dzieje kobiet i kobiecą wrażliwość, niektórzy z nich ujrzeli kobiecą stronę własnej osobowości. Ta świadomość pogłębiała się i dziś większość mężczyzn ma ją w takim lub innym stopniu.
Jest w tym procesie coś wspaniałego —- mam na myśli naprawdę doniosłe odkrywanie i kultywowanie przez mężczyzn własnej „kobiecej” świadomości — a jednak nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że w takiej postawie jest również coś nieprawidłowego. W ciągu ostatnich dwudziestu lat mężczyzna stał się bardziej wrażliwy i subtelny. Nie stał się jednak przez to bardziej wolny. Jest on miłym chłopcem, podobającym się nie tylko swojej matce, ale również młodej kobiecie, z którą żyje.
W latach siedemdziesiątych zacząłem dostrzegać w całym kraju zjawisko „miękkiego mężczyzny”. Nawet dzisiaj, kiedy przyglądam się swojej publiczności, często wydaje mi się, że połowa młodych mężczyzn należy do tej kategorii. Są to mili, wartościowi ludzie; podobają mi się — nie chcą szkodzić przyrodzie czy wszczynać wojen, cała ich egzystencja i styl życia przepojone są łagodnością i umiarkowaniem.
A jednak wielu z tych mężczyzn nie jest szczęśliwych. Łatwo zauważyć, że brak im energii. Należą oni do kategorii ludzi chroniących życie, w odróżnieniu od dających życie. Stąd też, prawem kontrastu, mężczyźni ci często wiążą się z silnymi kobietami promieniującymi energią.
Mamy tu więc dobrze wychowanego młodego mężczyznę, górującego świadomością ekologiczną nad swoim ojcem, życzliwie nastawionego wobec całego wszechświata, ale przy tym obdarzonego, niewielką siłą witalną.
Silne, dające życie kobiety, ukształtowane w latach sześćdziesiątych albo dziedziczące dawniejszego ducha, odegrały ważną rolę w uformowaniu owego chroniącego życie, lecz nie dającego życia mężczyzny.

Przypominam sobie z lat sześćdziesiątych nalepkę samochodową z napisem: KOBIETY MÓWIĄ „TAK” MĘŻCZYZNOM, KTÓRZY MÓWIĄ „NIE”. Uznajemy odwagę, której wymagała odmowa powołania do wojska, pójście do więzienia czy ucieczka do Kanady, podobnie zresztą jak odwagę, której wymagało przyjęcie karty poborowego i wyjazd do Wietnamu. Kobiety przed dwudziestoma laty dawały jednak wyraźnie do zrozumienia, że wolą wrażliwszego, łagodniejszego mężczyznę.
Preferencja ta wpłynęła na ukształtowanie mężczyzn. Nie-wrażliwość u mężczyzny została utożsamiona z przemocą, a wrażliwość była nagradzana.

Wiele energicznych kobiet — zarówno wtedy, jak i teraz, w latach dziewięćdziesiątych — wybierało sobie i nadal wybiera za kochanków, i w pewien sposób chyba synów, „miękkich” mężczyzn. Nowy rozdział energii „yang” wśród partnerów nie nastąpił przypadkiem. Młodzi mężczyźni z różnych powodów pragnęli „twardszych” kobiet, a kobiety zaczęły pragnąć bardziej „miękkich” mężczyzn. Wydawało się przez pewien czas, że jest to zdrowy układ, ale żyjemy już w jego ramach wystarczająco długo, by dostrzec, iż tak nie jest.
Po raz pierwszy dowiedziałem się o udręce „miękkich” mężczyzn w trakcie moich wykładów. W 1980 roku gmina Lama w Nowym Meksyku poprosiła mnie o poprowadzenie kursu tylko dla mężczyzn, pierwszego w ich życiu, w którym wzięło udział czterdziestu uczestników. Każdego dnia zajmowaliśmy się jednym bogiem greckim i jedną dawną opowieścią, by potem późnymi popołudniami spotykać się na dyskusjach. Gdy zabierali głos młodsi mężczyźni, nierzadko łzy przeszkadzały im mówić. Byłem zdumiony tym, jak wiele żalu i boleści tkwi w duszach tych młodych ludzi. Zgryzota ich wynikała po części z dystansu między nimi a ich ojcami, odczuwanego przez nich boleśnie, ale innym jej źródłem były problemy w ich małżeństwach czy związkach z kobietami. Nauczyli się wrażliwości, ale sama wrażliwość to za mało, by radzić sobie z kłopotami w małżeństwie. W każdym związku raz na jakiś czas potrzeba czegoś dzikiego; potrzebuje tego zarówno on, jak i ona. Jednak w momencie, w którym pojawiała się taka potrzeba, młody mężczyzna często nie potrafił stanąć na wysokości zadania. Był opiekuńczy, to prawda, ale w jego związku i w jego życiu trzeba było czegoś innego,
„Miękki” mężczyzna mógł powiedzieć:
— Czuję twój ból, uważam twoje życie za tak ważne jak moje, zaopiekuję się tobą, pocieszę cię,

Nie potrafił jednak określić, czego pragnie, i trzymać się tego. Brakowało mu zdecydowania.
W Odysei Hermes poucza Odyseusza, iż zbliżając się do Kirke, reprezentującej specyficzną matriarchalną energię, powinien podnosić lub pokazywać miecz. Podczas owych początkowych spotkań wielu młodszym mężczyznom sprawiało trudność odróżnienie wyciągania miecza z pochwy od zadawania komuś ran. Jeden z nich, niejako ucieleśniający określone duchowe wartości lat sześćdziesiątych, człowiek, który rzeczywiście mieszkał przez rok w pniu drzewa gdzieś koło Santa Cruz, nie potrafił, trzymając w dłoni miecz, wyprostować ramienia. Tak dobrze się nauczył, że nie wolno ranić ludzi, iż nie był w stanie unieść w górę kawałka stali, nawet po to, by złapać nim promień słońca. A przecież wyciągnięcie
miecza nie musi oznaczać walki. Może ono także wskazywać na zdecydowanie płynące z radosnego poczucia siły.

Podjęta przez wielu Amerykanów podróż w „miękkość”, wrażliwość czy „rozwijanie kobiecej strony osobowości” była niezwykle wartościowa, ale na niej droga się nie kończy. Ta droga nie ma końca.
W poszukiwaniu Żelaznego Jana
Jednym z utworów mówiących o trzeciej możliwości dla mężczyzn, o trzeciej drodze jest baśń zatytułowana Żelazny Jan albo, też Żelazny Hans. Jakkolwiek pierwsi zapisali ją bracia Grimm mniej więcej w 1820 roku, liczy ona sobie pewnie z dziesięć lub dwadzieścia tysięcy lat.

Na początku baśni czytelnik dowiaduje się, że gdzieś w głębi lasu, niedaleko królewskiego zamku dzieją się jakieś dziwne rzeczy. Mianowicie myśliwi trafiający na to miejsce znikają i nigdy nie wracają. W ślad za pierwszą grupą zaginionych wyrusza dwudziestu następnych, ale i oni nie wracają. Ludzie nabierają przekonania, że to leśne uroczysko kryje w sobie jakąś niesamowitą tajemnicę, i przestają tam chodzić.
Pewnego dnia pojawia się na zamku nikomu nie znany myśliwy i powiada:
— Czy jest tu coś do roboty? Czy jest może w tej okolicy jakieś niebezpieczne zadanie do wykonania?
Król rzecze:
— No cóż, mógłbym wspomnieć o lesie, ale jest pewien problem. Ludzie, którzy tam wyruszają, nigdy nie wracają.
Procent powrotów, żeby tak to ująć, nie należy do wysokich.
— O, właśnie coś takiego mnie pociąga — odpowiada młody człowiek.
Wyrusza do lasu i, co interesujące, wyrusza sam, biorąc ze sobą tylko psa. Młody człowiek z psem wędrują przez las i przechodzą koło stawu. Nagle ze stawu wyłania się ręka, porywa psa i niknie wraz z nim w toni. Nasz bohater nie wpada bynajmniej w panikę z powodu tego wydarzenia. Mówi jedynie do siebie:
— To na pewno tu.
Ponieważ myśliwy jest przywiązany do swego psa i nie chce się z nim rozstawać, wraca do zamku, bierze jeszcze trzech ludzi z wiadrami i powraca z nimi nad staw, aby wybrać całą wodę. Łatwo zrozumieć, że czeka ich niezwykle mozolna praca.
Po jakimś czasie odkrywają na dnie stawu okazałego człowieka, od stóp do głów pokrytego włosami. Włosy są rudawe — przypominają zardzewiałe żelazo. Zabierają tego człowieka do zamku i wtrącają do więzienia. Dokładniej, król każe go wsadzić do żelaznej klatki stojącej na dziedzińcu, nadaje mu imię Żelazny Jan, a klucz od klatki oddaje na przechowanie królowej.

Przerwijmy na chwilę naszą opowieść.

Współczesny mężczyzna, wglądając w swoją psychikę, może, jeśli ma szczęście, odkryć pod powierzchnią swojej duszy spoczywającego w zakamarkach, do których od dawna nikt nie zawitał, sędziwego, włochatego człowieka.
Systemy mitologiczne łączą włosy ze sferą instynktów, z seksem, z pierwotnością. Twierdzę, innymi słowy, że na dnie psychiki każdego współczesnego mężczyzny znajduje się duża, pierwotna istota cała pokryta włosami. Nawiązanie kontaktu z tym Dzikusem to krok, który jest jeszcze przed mężczyzną lat osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych. W naszej dzisiejszej kulturze wybieranie wody wiadrami jeszcze się nie rozpoczęło.

Baśń delikatnie sugeruje, że owego kudłatego mężczyznę otacza aura lęku, lęku, który towarzyszy wszelkiej zmianie.
Kiedy mężczyzna zaczyna rozwijać wrażliwą stronę własnej osobowości i ma już poza sobą etap początkowej bojaźni, na ogół uznaje swoje doznania za wspaniałe.
 Zaczyna pisać wiersze, siadywać nad brzegiem morza, wyzwala się od przymusu
bycia ciągle stuprocentowym samcem, nabiera zdolności do współodczuwania z innymi —jest w nowym, oszałamiającym świecie.
Lecz zanurzenie, się w wodę po to, by dotknąć leżącego na dnie stawu Dzikusa — o, to zupełnie inna sprawa. Istota, z jaką stajemy twarzą w twarz, jest przerażająca, tym bardziej dzisiaj, gdy korporacje czynią tak wiele, by ukształtować jałowych, bezwłosych, nijakich ludzi. Kiedy mężczyzna akceptuje swoją wrażliwość, czy to, co się czasem nazywa swoją „wewnętrzną kobietą” — czuje się często bardziej serdeczny, bardziej koleżeński, bardziej chętny do życia, Natomiast konfrontacja z „głębokim mężczyzną”, jak go nazywam, rodzi poczucie niebezpieczeństwa. Akceptacja Kosmatego Człowieka wymaga odwagi innego typu, łączącej się z pokonaniem wewnętrznych oporów i poczucia lęku. Kontakt z Żelaznym Janem wymaga zstąpienia w czeluście męskiej psychiki i zaakceptowania jej ciemnych stron, w tym ożywczej ciemności.

Od wielu pokoleń świat biznesu radził młodym przedsiębiorcom, by trzymali się z dala od Żelaznego Jana, a kościoły chrześcijańskie także za nim zbytnio nie przepadają.
Freud, Jung i Wilhelm Reich są tymi badaczami, którzy mieli odwagę zejść na dno stawu i przyjąć to, co tam odkryli. Zadanie, jakie stoi przed współczesnym mężczyzną, polega na pójściu ich śladem.
Niektórzy już to uczynili; Kosmaty Człowiek opuścił dno stawu mieszczącego się w ich psychice i przeniósł się na dziedziniec, a więc oświetlone słońcem miejsce, gdzie wszyscy mogą go zobaczyć. Stanowi to pewien postęp w stosunku do piwnicy, w której pragnęłoby zamknąć Kosmatego Człowieka wiele elementów naszej kultury. Tu czy tam, wszakże, jest on ciągle w klatce.
Utrata złotej piłki
Powróćmy do przerwanej opowieści.
Pewnego dnia ośmioletni syn króla bawi się na dziedzińcu swoją ulubioną złotą piłką. Piłka wpada do klatki Dzikusa. Jeśli chłopiec chce odzyskać piłkę, będzie musiał podejść do Kosmatego Człowieka i poprosić go o nią. I tu właśnie zaczyna się problem.
Złota piłka nasuwa nam na myśl jedność osobowości, którą cieszyliśmy się w dzieciństwie — pełnię i integralność, które były naszym udziałem przed rozdziałem na męskie i żeńskie, bogate i biedne, złe i dobre. Piłka jest złota i okrągła jak słońce. I podobnie jak słońce — promieniuje energią.
Zwróćmy uwagę na wiek chłopca. Wszyscy, czy jesteśmy chłopcami czy dziewczynkami, tracimy coś właśnie w tym wieku. O ile w przedszkolu mamy ciągle naszą złotą piłkę, o tyle w szkole podstawowej tracimy ją. To, co z niej pozostaje, gubimy w szkole średniej. W baśni Żabi król piłka królewny wpada do studni. Niezależnie od tego, jakiej płci jesteśmy, gdy tylko tracimy naszą złotą piłkę, spędzamy resztę życia, starając sieją odzyskać.
Pierwszym krokiem na drodze do odzyskania piłki jest, moim zdaniem, pogodzenie się — stanowczo i nieodwołalnie — z jej utratą. Freud powiedział: „Jakiż smutny kontrast między promienną inteligencją dziecka a ograniczoną umysłowością dorosłego”.
Gdzie jest więc złota piłka? Mówiąc metaforycznie, moglibyśmy stwierdzić, że kultura lat sześćdziesiątych nakłaniała
mężczyzn do szukania swojej złotej piłki we wrażliwości, czułości, współpracy i wyzbyciu się agresywności. Wielu jednak
mężczyzn wyzbyło się wszelkiej agresywności i nie odnalazło
złotej piłki.

Opowieść o Żelaznym Janie uczy, że mężczyzna nie powinien spodziewać się, iż znajdzie złotą piłkę w żeńskim królestwie, gdyż tam jej nie ma. Nowożeniec prosi skrycie żonę, aby oddała mu złotą piłkę. Myślę, że zrobiłaby to, gdyby mogła, gdyż większość kobiet, zgodnie z moimi doświadczeniami, stara się nie hamować rozwoju mężczyzn. Nie może ona jednak dać piłki, gdyż jej nie posiada. Co więcej — utraciła ona również swoją własną złotą piłkę i też nie może jej znaleźć.
Upraszczając moglibyśmy powiedzieć, że mężczyzna lat pięćdziesiątych chciał, by złotą piłkę zwróciła mu kobieta.
Mężczyzna lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, z równym brakiem powodzenia, prosi o to samo swoją „wewnętrzną kobiecość”. ,
Opowiadanie o Żelaznym Janie podsuwa nam myśl, że złota piłka znajduję się w obrębie magnetycznego pola Dzikusa, co nam bardzo trudno pojąć. Musimy uznać za możliwe, że prawdziwa promienna energia u mężczyzny nie ukrywa się, nie spoczywa czy czeka na nas w strefie żeńskiej ani też w strefie samczej, w typie Johna Wayne’a, lecz w magnetycznym polu głębokiej męskości. Chroni ją podwodne pole instynktów i ten, kto mieszka w nim od nie wiadomo kiedy.
Żabim królu to żaba, niesympatyczne stworzenie, na widok którego każdy mówi „Fuj!”, przynosi złotą piłkę. A w wersji braci Grimm żaba, zamienia się w króla dopiero po tym, gdy czyjaś ręka trzaska nią o ścianę.
Większość mężczyzn wolałaby, żeby to ktoś sympatyczny zwrócił im piłkę. Nasza opowieść sugeruje jednak, że nie znajdziemy złotej piłki w polu siłowym azjatyckiego guru czy nawet łagodnego Jezusa.

Opowieść ta nie jest antychrześcijańska, lecz przedchrześcijańska (o jakieś tysiąc lat), a jej przesłanie jest nadal prawdziwe: odzyskanie złotej piłki jest nie do pogodzenia z pewnymi typami powszechnie spotykanej potulności i uprzejmości.
Dzikości czy braku ogłady, zakładanej przez obraz Dzikusa, nie należy mylić z samczą energią, znaną mężczyznom aż nadto. W przeciwieństwie do niej energia Dzikusa mobilizuje do stanowczego i zdecydowanego, lecz nie brutalnego działania.
Dzikus nie jest przeciwstawny cywilizacji, ale też nie mieści się w niej całkowicie. Etyczna nadbudowa ortodoksyjnego chrześcijaństwa nie jest przychylna Dzikusowi, jak się wydaje, w odróżnieniu od samego Chrystusa. Czyż nie przyjął on chrztu z rąk długowłosego Jana?

Kiedy nadchodzi pora rozmowy młodego człowieka z Dzikusem, przekona się on, że ta różni się zasadniczo od rozmowy z pastorem, rabinem czy guru. Z Dzikusem nie rozmawia się o niebiańskiej szczęśliwości, duchu, umyśle czy wyższej świadomości”, lecz o czymś wilgotnym, ciemnym, ale i też mniej podniosłym — o „duszy”, jak by powiedział James Hillman.
Pierwszy krok polega na podejściu do klatki i poproszeniu o zwrot złotej piłki, Niektórzy mężczyźni są gotowi do podjęcia takiego kroku, podczas gdy inni jeszcze nie osuszyli , swoich stawów — nie pozostawili za sobą zbiorowej męskiej tożsamości i nie wkroczyli na nie znany teren samotnie czy też w towarzystwie jedynie swego psa.
Nasza baśń powiada, że po utonięciu psa trzeba złapać za wiadra. Żaden olbrzym nie przyjdzie i nie wybierze za nas wody; żadne magiczne sztuczki nic tu nie pomogą. Ani święta woda z Lourdes, ani LSD czy kokaina. Trzeba to zrobić samemu, wiadro za wiadrem. Przypomina to mozolną dyscyplinę, jakiej wymaga sztuka. Dzieła Rembrandta, tak jak Picassa, Yeatsa, Rilkego czy Bacha powstały dzięki wytężonej, wytrwałej pracy. Czerpanie wody wiadrem wymaga znacznie większej dyscypliny niż większość ludzi zdaje sobie sprawę.
Dzikus, jak zwrócił mi uwagę pisarz Keith Thompson, nie ma zamiaru ot tak, po prostu, wręczać proszącemu złotej piłki. Cóż by to była za bajka, gdyby Dzikus rzekł po prostu:
— No dobrze, masz tu swoją piłkę.

Jung zauważył, że wszelkie spełnione życzenia pod adresem psychiki opierają się na zasadzie „coś za coś”. Psychika lubi robić interesy. Jeśli, na przykład, jakaś część was jest niezwykle leniwa i nie chce się jej pracować, to nawet najbardziej stanowcze noworoczne postanowienie poprawy niewiele zdziała. Poskutkuje, jeśli powiecie do swojej leniwej połowy:
— Pozwól mi popracować przez godzinę, a wtedy ja pozwolę ci byczyć się przez następną godzinę, zgoda?

I tak też w Żelaznym Janie ubija się interes: Dzikus zgadza się oddać złotą piłkę chłopcu w zamian za otwarcie klatki.
Chłopiec, najwidoczniej przestraszony, ucieka. Nawet nie odpowiada Dzikusowi. Czyż nie tak postępujemy? Rodzice, księża, nauczyciele tak często wkładali nam do głów, że powinniśmy trzymać się z daleka od Dzikusa, że kiedy on mówi:
— Zwrócę ci piłkę, jeśli wypuścisz mnie z klatki — my
nawet nie odpowiadamy.
Mija z dziesięć lat. Nasz dwudziestopięcioletni teraz bohater wraca do Dzikusa i pyta:
— Czy dostanę z powrotem swoją piłkę?
Dzikus rzecze:
— Owszem, jeśli mnie uwolnisz.
Prawdę mówiąc, sam powrót do Dzikusa jest czymś niezwykłym; wielu ludzi nigdy się na to nie zdobywa. Dwudziestopięcioletni mężczyzna dobrze słyszy słowa Dzikusa, ale przecież jest to już ktoś, kto dorobił się czegoś w życiu: ma
dwie Toyoty, domek, może i żonę oraz dziecko. Jakże mógłby wypuścić Dzikusa z klatki? Zwykle taki mężczyzna i za drugim razem odchodzi bez słowa.

Mija następnych dziesięć lat. Nasz bohater ma już trzydzieści pięć lat… Czy widzieliście kiedyś wyraz rozterki na obliczu trzydziestopięcioletniego mężczyzny? Czując się przepracowany, wyobcowany i pusty, pyta Dzikusa tym razem z głębi duszy:,
— Czy zwróciłbyś mi moją złotą piłkę?
— Owszem, tak — powiada na to Dzikus —jeżeli wy
puścisz mnie z klatki.
I w tym momencie dzieje się coś zdumiewającego. Nasz bohater odpowiada Dzikusowi i wywiązuje się między nimi rozmowa. Mężczyzna mówi:
.— Nawet gdybym chciał cię wypuścić, nie mogę tego zrobić, bo nie wiem, gdzie jest klucz.
Mówi prawdę. W tym wieku nie wiemy, gdzie znajduje się klucz; nawet nie dlatego, że zapomnieliśmy, ale że w ogóle nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie go szukać.
Baśń powiada, że król zamykając Dzikusa oddał klucz królowej na przechowanie, ale wtedy mieliśmy tylko siedem lat, a poza tym nasz ojciec nigdy nam nie powiedział, co zrobił z kluczem. Gdzież jest więc ten klucz?
Spotkałem się z następującymi odpowiedziami:
— Jest zawieszony na szyi chłopca.
Nie.
— Jest schowany w klatce Żelaznego Jana.
Nie.
— Jest w środku złotej piłki.
Nie.
— Jest w zamku. Wisi na haku w skarbcu. Nie.
— Jest w wieży. Wisi wysoko na haku.
Nie.
Dzikus odpowiada:
— Klucz znajduje się pod poduszką twojej matki.
Klucza nie ma w piłce, w złotym kufrze ani w schowku,
lecz leży on pod poduszką naszej matki — tam, gdzie kazałby go nam szukać Freud.
Wydostanie stamtąd klucza to kłopotliwe zadanie. Freud,
czerpiąc inspiracje z pewnej greckiej sztuki, powiada, że mężczyzna, jeżeli chce długo żyć, nie powinien bagatelizować wzajemnego pociągu między sobą a matką. Wszak poduszka leży w łóżku, w którym matka kochała się z naszym ojcem. Poduszka niesie ze sobą ponadto jeszcze inne skojarzenia.
Michael Meade, opowiadacz mitów, zwrócił mi kiedyś uwagę, że poduszka to takie miejsce, w którym matka chowa wszystkie nadzieje związane z nami.Matki marzą o synu lekarzu, psychoanalityku, geniuszu Wall Street, lecz bardzo
rzadko o „synu Dzikusie”.
Wracając do syna, nie jest on wcale pewien, że rzeczywiście chce zabrać klucz. Zwykłe przenosiny klucza spod poduszki matki pod poduszkę guru nie zdają się na nic. Zapomnieć, że matka posiada klucz, byłoby poważnym błędem. Wszak zadanie matki polega na cywilizowaniu chłopca, a więc to, że zachowuje ona klucz, jest czymś naturalnym. Wszystkie rodziny postępują podobnie; na całym świecie „król oddaje klucz królowej na przechowanie”.
Atakując matkę, napierając czy krzycząc na nią, co doradzaliby nam niektórzy freudyści, prawdopodobnie nie zwojowalibyśmy wiele; matka mogłaby się tylko uśmiechnąć i rozmawiać z nami, trzymając łokieć na poduszce. Dysputy Edypa z Jokastą nigdy nie przynosiły większego efektu, podobnie jak wykrzykiwania Hamleta.
Jeden z moich znajomych uważa, że najsprytniej byłoby ukraść klucz pewnego dnia, gdy nie będzie naszych rodziców w domu. To, że „rodziców dzisiaj nie ma”, oznacza wolność od rodzicielskich zakazów. Tego dnia należy skraść klucz.
Pisarz i gawędziarz Gioia Timpanelli zauważył, że z mitologicznego punktu widzenia kradzież klucza należy do królestwa Hermesa. .

klucz musi być skradziony. Przypominam sobie swój wykład na temat kradzieży klucza wygłoszony dla mieszanej publiczności. Młody człowiek, najwyraźniej dobrze obznajomiony ze zwyczajami Nowej Ery, powiedział:
— Robercie, niepokoi mnie ten pomysł kradzieży klucza. Kradzież jest czymś nagannym. Czy nie moglibyśmy po prostu całą grupą udać się do matki i powiedzieć: „Mamo, czy oddałabyś klucz?” , Wzorem dla niego był prawdopodobnie sposób, w jaki załatwia sprawy personel sklepu ze zdrową żywnością. Czułem przez skórę, że dusze wszystkich kobiet znajdujących się na sali powstają, aby zabić autora tej niefortunnej propozycji. Mężczyźni w jego rodzaju są równie niebezpieczni dla drugiej płci, jak i dla swojej.
Żadna matka godna swego imienia i tak nie dałaby klucza. Jeżeli syn nie umie go ukraść, to na niego nie zasługuje.
— Chcę uwolnić Dzikusa!
— Chodź no tutaj i pocałuj mamusię!
Matki wyczuwają intuicyjnie, co się stanie, gdy ich synowie wejdą w posiadanie klucza: utracą wówczas swoich chłopców. Trudno przecenić siłę instynktu posiadania matek w stosunku do synów* dającą się porównać tylko z równie zazdrosną- zachłannością ojców w stosunku do córek.
Środki stosowane w celu odzyskania klucza są sprawą indywidualną, ale warto, podkreślić, że sposoby demokratyczne nie mają szans na sukces.
Pewien dość sztywny młodzian tańczył którejś nocy przez sześć godzin, nie oszczędzając się i rano oświadczył:
— Tej nocy odzyskałem część swojego klucza.
Inny mężczyzna odzyskał klucz, gdy postąpił pierwszy raz w życiu jak prawdziwy oszust, z pełną świadomością tego, co robi. Jeszcze inny ukradł klucz, gdy zbuntował się przeciwko swej rodzinie, odmawiając dalszego odgrywania roli kozła ofiarnego.
Omawianie praktycznych sposobów kradzieży klucza mogłoby nam zająć całe tygodnie. Baśń nie wyklucza żadnej możliwości, stwierdzając jedynie: „Pewnego dnia ukradł klucz, wrócił do klatki Dzikusa i otworzył zamek. Otwierając drzwiczki klatki, przyciął sobie nimi palec” (ten szczegół nabierze znaczenia w następnej części naszej opowieści). Dzikus jest nareszcie wolny i może wrócić do swego lasu, odejść jak najdalej od „zamku”.

Co robi chłopiec?
W tym momencie może się wydarzyć kilka rzeczy. Jeśli Dzikus wróci do lasu, a chłopiec pozostanie w zamku, w psychice chłopca odtworzy się na nowo podstawowy historyczny rozłam między człowiekiem pierwotnym a człowiekiem cywilizowanym. Chłopiec – mógłby boleć nad utratą Dzikusa na zawsze, albo też wsadzić z powrotem klucz pod poduszkę, aby rodzice niczego nie zauważyli, a potem powiedzieć, że nic nie wie o ucieczce Dzikusa/Wykręciwszy się sianem w ten sposób, mógłby zostać menedżerem, fundamentalistycznym pastorem, profesorem zwyczajnym, kimś, z kogo rodzice mogliby być dumni, kimś, „kto nigdy nie natknął się na Dzikusa”.

Wszyscy podrzucaliśmy z powrotem klucz i ukrywaliśmy to. Wtedy samotny myśliwy wewnątrz nas musiał ponownie wyruszyć do lasu z wiernym psem przy nodze, a pies wówczas znowu znikał pod wodą. Traciliśmy w ten sposób wiele „psów”.
Moglibyśmy sobie też wyobrazić inny scenariusz. Chłopiec przekonuje (czy też wydaje mu się, że mógłby przekonać) Dzikusa, aby nie uciekał do lasu i został na dziedzińcu. Mogliby wtedy przez lata całe wieść uczone i kulturalne rozmowy. Z baśni wynika jednak, że chłopiec nie może połączyć się — czy, dokładniej, doznać wstępnego zjednoczenia — z Żelaznym Janem na zamkowym dziedzińcu. Zbyt blisko stąd do poduszki matki i regulaminu ojca.
Pamiętamy, że w naszej opowieści chłopiec, gdy przemówił do Dzikusa, powiedział mu, że nie wie, gdzie znajduje się klucz. Był to dowód odwagi z jego strony. Wielu mężczyzn nigdy nie odezwie się do Dzikusa.
Kiedy chłopiec otworzył klatkę, Dzikus wyruszył z powrotem do swojej puszczy. Chłopiec w baśni, albo trzydziestopięcioletni mężczyzna w naszej wyobraźni, robi wtedy — jakkolwiek by na to patrzeć — coś zdumiewającego. Odzywa się jeszcze raz do Dzikusa, mówiąc:
— Stój! Kiedy rodzice wrócą do domu i spostrzegą, że cię nie ma, zbiją mnie!
Słysząc to, można stracić cały rezon, zwłaszcza jeśli wie się coś na temat sposobów wychowywania dzieci, obowiązujących przez długi czas w północnej Europie.
Jak przypomina nam Alice Miller w swojej książce For Your Own Good1 (Dla waszego własnego dobra), psychologowie dziecka w dziewiętnastowiecznych Niemczech przestrzegali rodziców zwłaszcza przed spontanicznością. Spontaniczność u dziecka jest niedobra i na jej pierwszy znak rodzice powinni surowo zareagować. Spontaniczność oznacza bowiem, że mały dzikus czy dzikuska wyrwali się z zamknięcia. Purytańscy rodzice w Nowej Anglii często surowo karali dzieci za niesforne zachowanie w czasie długich nabożeństw kościelnych.
— Jeżeli wrócą i zobaczą, że cię nie ma, zbiją mnie!
Dzikus na to:
— Masz rację. Lepiej chodź ze mną!
Tak więc Dzikus bierze chłopca na ramiona i razem uchodzą w las. To rozstrzygający moment. Gdybyśmy wszyscy mieli tyle szczęścia!
Chłopiec, odchodząc do lasu, musi pokonać, przynajmniej
w danej chwili, swoją obawę przed dzikością, irracjonalnością, kosmatością, intuicją, emocją, ciałem i naturą. Żelazny Jan nie jest tak prymitywny, jak to się wydaje chłopcu, lecz tego on jeszcze nie wie.
Tak czy owak — doszło do zerwania z matką i ojcem, do tego, do czego wzywają dawne mity inicjacyjne. Żelazny Jan mówi chłopcu:
— Nigdy już nie ujrzysz swoich rodziców. Ale ja pokażę
ci skarby, tak niezmierzone, że nawet nie będziesz w stanie
ich wszystkich wykorzystać.
A więc klamka zapadła.
Odejście na ramionach Dzikusa
Chwila, w której chłopiec odchodzi z Dzikusem, jest tym samym, czym u dawnych Greków było przyjęcie przez kapłana boga Dionizosa młodego adepta na swego ucznia lub czym u dzisiejszych Eskimosów jest moment, gdy szaman — często od stóp do głów okryty futrami z dzikich zwierząt, i noszący na szyi naszyjnik z pazurów rosomaka i kręgów węża, a na głowie łeb niedźwiedzia — pojawia się w wiosce i zabiera chłopca, by poddać go duchowej edukacji.
W naszej kulturze nie ma takich zwyczajów. Nasi chłopcy odczuwają palącą potrzebę wtajemniczenia w sekrety bycia mężczyzną, ale w zasadzie nie mogą tego oczekiwać od starców. Czasem próbują tego księża, ale i oni są dziś zbyt przesiąknięci zmaterializowanymi wartościami świata biznesu.

U Indian Hopi i innych rodowitych Amerykanów południowego Zachodu starcy zabierają chłopca w wieku dwunastu lat i sprowadzają do wyłącznie męskiej strefy kiwa. Zostaje on tam w dole przez sześć tygodni, a matki nie ogląda przez półtora roku.

Słabość współczesnej nuklearnej rodziny nie polega na tym, że jest ona zwariowana oraz pełna sprzeczności i dylematów (to dotyczy również komun i biur korporacji, a w istocie wszelkich grup). Słabość ta zasadza się na tym, że starcy spoza nuklearnej rodziny nie mają już do zaoferowania synowi żadnego skutecznego sposobu zerwania z rodzicami, który byłby w miarę bezbolesny dla niego samego.
W dawnych społeczeństwach wierzono, że jedynie rytuał i wysiłek mogą uczynić z chłopca mężczyznę, że niezbędna jest w tym celu „czynna interwencja starców”.
Powoli zaczynamy rozumieć, że męskości nie uzyskuje się automatycznie; nie stajemy się mężczyzną po prostu dlatego, że jemy płatki owsiane. Czynna interwencja starszych oznacza, że wprowadzają oni młodego mężczyznę w pradawny świat męskich mitów i praktyk.
Doskonałego przykładu tego rodzaju inicjacji dostarczają zwyczaje panujące u afrykańskich Kikuyu. Gdy chłopiec osiąga odpowiedni wiek, zabierają, go matce i przyprowadzają do specjalnego miejsca znajdującego się w pewnej odległości od wioski. Chłopiec jest głodny, spragniony, czujny i przestraszony. Ktoś ze starszyzny bierze nóż, otwiera żyłę na własnym ramieniu i pozwala, by kilka kropel krwi spadło do tykwy lub miski. Każdy z zasiadających wokół ogniska starszych mężczyzn czyni to samo, podając następnemu miskę z krwią, która dociera w końcu do naszego młodzieńca z zaproszeniem, by się posilił.
Rytuał ten uczy chłopca kilku rzeczy. Uczy się on, że.po* karm nie pochodzi tylko od matki, lecz również od mężczyzn. Dowiaduje się też, że nóż może służyć do wielu innych celów poza zadawaniem komuś ran. Czyż może mieć jakieś wątpliwości, że chodzi tu o jego powitanie w gronie mężczyzn?
Po zakończeniu tego powitania starsi uczą młodego adepta mitów, opowieści i pieśni ucieleśniających specyficznie męskie wartości. Chodzi tu nie tylko o wartości rywalizacji, lecz również o wartości duchowe. Dzięki tym „nawilżającym” mitom młody człowiek odrywa się od swego osobistego ojca i wstępuje w „wilgotny” świat ojców „z bagien”, instytucji, której początki giną w zamierzchłej przeszłości.

A co się dzieje przy braku świadomego działania starców? Inicjacja mężczyzn Zachodu przetrwała, choć w zmienionej formie, zagładę greckich szkół inicjacyjnych będącą dziełem fanatyków. W XIX wieku żyło się często pod jednym dachem z dziadkami i wujami, i często przebywało ze starszymi. Na polowaniach i na przyjęciach, w pracy wykonywanej wspólnie przez mężczyzn na polu i w chacie, w czasie wolnym starsi spędzali wiele chwil z młodszymi mężczyznami, przekazując im wiedzę o męskim duchu i duszy.
Wordsworth na początku swej Wycieczki opisuje przesiadującego pod drzewem starca, który został przyjacielem poety, gdy ten był jeszcze chłopcem:
On kochał, odkąd w czeredzie rumianych urwisów Wyróżnił mnie, jak mawiać zwykł, dla kaprysu, Bo urzekło go ponure spojrzenie, zbyt poważne jak na mój wiek.
Teraz, gdy dorosłem, sama myśl o tym, Że jestem jego wybrańcem, dreszcz rozkoszy niesie. Podczas wakacji wiele godzin spędziliśmy razem, spacerując po lesie…
Tego rodzaju bardziej lub mniej przypadkowe i spontaniczne kontakty są już dziś w dużej mierze sprawą przeszłości. Kluby i stowarzyszenia męskie nieomal zanikły. Dziadkowie mieszkają gdzieś W Phoenix albo w domu starców i wielu chłopców zna jedynie towarzystwo rówieśników, nie wiedzących nic w porównaniu z mężczyznami dawniej dokonującymi inicjacji.
W latach sześćdziesiątych wielu młodych mężczyzn czerpało siłę od kobiet, dla których jednym ze źródeł energii był ruch feministyczny.
Można powiedzieć, iż wielu młodych mężczyzn w latach sześćdziesiątych starało się dostąpić inicjacji z rąk kobiet. Wtajemniczenia mężczyzn mogą jednak dokonać tylko mężczyźni, podobnie jak jedynie kobiety mogą wtajemniczać kobiety. Kobiety potrafią przemienić zarodek w chłopca, ale tylko mężczyźni potrafią przemienić chłopca w mężczyznę. Dokonujący inicjacji mówią, że chłopiec potrzebuje drugich narodzin, tym razem nie z kobiety, lecz z mężczyzny.
Keith Thompson w jednym ze szkiców scharakteryzował siebie jako typowego młodego człowieka „wtajemniczonego” przez kobiety. Rodzice Keitha rozwiedli się, gdy miał on około dwunastu lat. Po rozwodzie jego ojciec wyprowadził się i chłopiec mieszkał z matką.
Chodząc do liceum, trzymał się bardziej z kobietami niż z mężczyznami i ten stan rzeczy utrzymywał się w czasie studiów, kiedy to obracał się głównie wśród feministek, które były, według jego opinii, wspaniałe, wykształcone i wielkoduszne i od których wiele się nauczył.
Potem podjął pracę we władzach lokalnych jednego ze stanów, pracując z kobietami i jeszcze lepiej poznając je. W tym czasie miał sen. Wraz ze stadem wilczyc biegł przez las. Wilczyce kojarzyły mu się przede wszystkim z niezależnością i siłą witalną. Stado wilczyc przemierzało w szyku las, docierając w końcu nad brzeg rzeki. Każda z wilczyc spojrzała w lustro wody, widząc w nim swoje odbicie. Natomiast gdy Keith spojrzał w wodę, nie zobaczył tam swojej twarzy.
Sny to delikatna i skomplikowana materia, i nie należy wyciągać z nich szybkich i daleko idących wniosków. Niemniej w naszym wypadku ostatni obraz nasuwa niepokojącą myśl. Kiedy kobiety, nawet kobiety o najlepszych zamiarach, wychowują chłopca same, może on zostać pozbawiony męskiego oblicza lub nie mieć w ogóle oblicza.

Dokonujący inicjacji starcy dawali natomiast chłopcom pewność siebie, którą pomagała im dostrzec własne prawdziwe oblicze czy istotę.

Co da się zrobić w takiej sytuacji? Tysiące kobiet w niepełnych rodzinach wychowuje dzieci bez udziału dorosłego mężczyzny. Związane z tym problemy ukazały się w jaskrawym świetle pewnego dnia w Evanston, kiedy to dla grupy. słuchaczy złożonej przeważnie z kobiet wygłaszałem odczyt na temat inicjacji mężczyzn.
Kobiety samotnie wychowujące synów były niezwykle wyczulone na niebezpieczeństwa takiego modelu wychowawczego. Jedna z kobiet oświadczyła, że mniej więcej wtedy, gdy jej syn osiągał wiek gimnazjalny, uświadomiła sobie, że potrzebuje on twardszej ręki, że metody wychowawcze, do jakich jest predestynowana z natury, nie wystarczają. Z kolei, jak stwierdziła, gdyby zaczęła stosować surowsze metody, zatraciłaby swoją kobiecość. Wspomniałem o klasycznym rozwiązaniu, stosowanym w tradycyjnych kulturach, polegającym na odesłaniu syna do ojca po ukończeniu przez chłopca dwunastu lat. Kilka kobiet odparło na to kategorycznie:
— Nie, mężczyźni nie potrafią wychowywać, nie dbaliby o niego.
W rzeczywistości wielu mężczyzn — do jakich i ja należę — odnalazło w sobie zdolności wychowawcze, które pozostawały w uśpieniu, dopóki nie były potrzebne.
Nawet wtedy, gdy ojciec mieszka pod jednym dachem z resztą rodziny, między matką a synem może istnieć na tyle silna potajemna więź, by wywłaszczyć ojca z jego rodzicielskich praw. Mamy wtedy do czynienia z czymś w rodzaju zmowy skierowanej przeciwko ojcu, a zmowom niełatwo położyć kres. Pewna kobieta mająca dwóch synów co roku wyjeżdżała wraz z mężem do San Francisco na zjazd swojej partii, zostawiając chłopców w domu. Którejś wiosny jednak, powróciwszy właśnie z żeńskiego sanatorium, miała ochotę na trochę samotności i powiedziała do męża:
— A może byś tak sam zabrał chłopców w tym roku?
Tak też się stało.
Chłopcy — jeden mniej więcej dziesięcioletni, drugi dwunastoletni — jak się okazało, nigdy nie przebywali sami z ojcem, bez matki. Po tym nowym dla siebie doświadczeniu prosili o jeszcze, tj. chcieli spędzać więcej czasu z ojcem.
Kiedy następnej wiosny nadeszła znowu pora partyjnej konferencji, matka ponownie wolała zostać sama i chłopcy jeszcze raz wyjechali razem z ojcem. W chwili ich powrotu do domu matka stała akurat w kuchni tyłem do drzwi. Starszy z chłopców wbiegł do kuchni i objął ją z tyłu ramionami. Matka, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, zareagowała odruchowo, odtrącając chłopca, który przeleciał przez kuchnię, wpadając aż na ścianę. Kiedy się pozbierał, jak powiedziała mi ta kobieta, w ich stosunku nastąpiła jakaś zmiana. Stało się coś nieodwracalnego. Matka była zadowolona z tej zmiany, a chłopiec czuł trochę zaskoczenia, trochę ulgi, że matka nie potrzebuje go najwidoczniej tak jak dawniej.
Historia ta wskazuje, że dzieło rozłąki może się dokonać nawet bez udziału starców. Zerwania może dokonać sama matka. Wymaga to, jak widzieliśmy, dużego wysiłku, a trzeba też zauważyć, że w naszym wypadku to ciało kobiety, a nie jej umysł, dokończyło dzieła.
W opowiadaniu-innej kobiety cichy sojusz matki z synem został rozbity przez drugą stronę. Wychowywała ona samo tnie syna i dwie córki. Z córkami nie było żadnych kłopotów, w odróżnieniu od chłopca. Gdy miał czternaście lat, wyjechał
do ojca, u którego miał zamieszkać. Wrócił jednak już po miesiącu. Matka zdawała sobie sprawę, że obecność aż trzech kobiet w domu oznacza nadmiar żeńskiej energii. Cóż jednak mogła zrobić? Minął tydzień czy dwa. Któregoś wieczoru matka odezwała się do syna, dotykając jego ramienia:
— Jasiu, chodź na kolację.
I wówczas to on wybuchnął i to ona wylądowała na ścianie. Poza tą różnicą mamy tu do czynienia z taką samą reakcją, jak w poprzedniej historii. W obu wypadkach nie zauważamy żadnego zamiaru ubliżenia drugiej stronie ani też żadnych świadectw, że incydent powtórzył się. W każdym z tych przypadków psychika czy ciało wiedziały to, z czego nie zdawał sobie sprawy umysł. Gdy matka podniosła się z podłogi, powiedziała:
— Powinieneś wrócić do ojca.
Chłopiec odpowiedział zaś:
— Masz rację.
Tradycyjne zerwanie inicjacyjne, obywające się bez przemocy, jest oczywiście lepsze. Faktem jest jednak, że, jak świat długi i szeroki, wyrośnięci synowie niestosownie zachowują się i niegrzecznie odzywają do swoich matek, chcąc w ten sposób, jak sądzę, wydać się niesympatycznymi. Gdy starcy nie wykonali swego zadania i nie rozerwali na czas więzi łączącej matkę z synem, w jakiż inny sposób chłopcy mogą wyzwolić się z tych więzów, jeżeli nie” przez nieprzyjemne zachowanie i słowa? Postępowanie takie nie jest z reguły świadome, ale niezależnie od tego trudno nazwać je wytwornym.
Jednoznaczne zerwanie z matką jest niezbędne, ale rzecz w tym, iż do niego zwyczajnie nie dochodzi. Wina nie leży po stronie kobiet; chodzi raczej o to, że starsi mężczyźni nie robią tego, co należy.

Tradycyjny sposób wychowywania kultywowany przez tysiące lat, polegał na tym, iż ojcowie i synowie mieszkali pod jednym dachem, przy czym ci pierwsi uczyli tych drugich fachu: uprawy roli, ciesiołki, kowalstwa(czy krawiectwa). Jak to stwierdziłem w innym miejscu, spośród uczuciowych związków najbardziej ucierpiała w wyniku rewolucji przemysłowej więź ojca z synem.
Nie chodzi rzecz jasna o to, by idealizować kulturę ery przedindustrialnej, ale z drugiej strony wiadomo, że dziś wielu ojców pracuje wiele kilometrów od domu, że kiedy wracają po pracy, dzieci są już często w łóżkach, a oni sami zbyt zmęczeni, by spełniać swoje ojcowskie obowiązki.
Rewolucja przemysłowa, potrzebując rąk roboczych do fabryk i biur, oderwała ojców od ich synów i co więcej, umieściła tych ostatnich w obowiązkowych szkołach, w których uczyły przeważnie kobiety.
D.H. Lawrence opisał, jak to wyglądało, w szkicu Mężczyźni muszą pracować i kobiety też. Jego pokolenie w górniczych regionach Wielkiej Brytanii odczuło na sobie siłę tej zmiany, a nowa postawa koncentrowała się wokół jednej idei: praca fizyczna jest złem.
Lawrence przywołuje na pamięć swego ojca, który nigdy nie słyszał o tej teorii; pracował jako zwykły górnik w kopalni, miał w pracy wielu dobrych kolegów, wracał do domu w dobrym humorze i kąpał się w kuchni.
Mniej więcej w tym czasie przybyli jednak z Londynu nowi nauczyciele i zaczęli uczyć Lawrence’a i jego kolegów z klasy, że praca fizyczna jest czymś pospolitym i godnym pogardy i że należy starać się awansować społecznie do bardziej „duchowego” poziomu związanego z pracą wyższego rzędu, pracą umysłową. Dzieci pokolenia Lawrence’a wywnioskowały stąd, że ich ojcowie przez cały czas robili coś niegodnego, że praca fizyczna mężczyzn jest czymś gorszym, a że ich wrażliwe matki, którym podobają się białe firanki i wzniosła egzystencja, mają słuszność i zawsze ją miały.
Jako nastolatek Lawrence, jak opisuje to w Synach i kochankach3, wierzył bez zastrzeżeń nowym nauczycielom. Pragnął „wyższego” życia i popierał matkę mającą takie aspiracje. Dopiero we Włoszech dwa lata przed śmiercią, chorując już na gruźlicę, Lawrence zaczął dostrzegać witalność włoskich robotników i odczuwać głęboką tęsknotę za swoim ojcem. Zdał sobie wówczas sprawę, że pragnienie awansu wpajane mu przez matkę było dla niego niekorzystne, doprowadzając go do zubożającego odgrodzenia się od ojca i od własnego ciała.
Jasno i dobitnie sformułowana idea potrafi przenosić się z szybkością choroby zakaźnej. Praca fizyczna jest złem. Nie tylko Lawrence, ale również wielu innych przyjęło tę tezę i w następnym pokoleniu przepaść między ojcami a synami powiększyła się. Ktoś podejmuje pracę za biurkiem w jakimś urzędzie, zostaje sam ojcem, ale nie dzieli swojej pracy z synem i nie potrafi mu wytłumaczyć, co właściwie robi. Ojciec Lawrence’a zabierał go na dół do kopalni, tak jak mój ojciec, który był farmerem, zabierał mnie na traktor. Wiedziałem, co ojciec robi przez cały dzień i w każdej porze roku.

Dominacja pracy biurowej i rewolucja informatyczna pociągnęły ze sobą zanik więzi ojca z synem. Jeżeli ojciec przebywa w domu tylko przez godzinę czy dwie, to wartości kobiet, może i wspaniałe, będą niepodzielnie panować pod rodzinnym dachem. Można by rzec, że współczesny ojciec traci syna już pięć minut po jego narodzinach.
Kiedy wchodzimy do współczesnego mieszkania, coraz częściej na nasze przywitanie wychodzi pani domu. To ona, elokwentna, energiczna, pewna siebie, jest na pierwszym planie; nierozmowny pan domu ukrywa się gdzieś z tyłu. O sprawach poruszanych w tym podrozdziale mówi mój wiersz pod tytułem Odnajdując ojca:
Mój przyjacielu, to ciało nie żąda opłaty za to, że niesie nas, tak jak ocean unosi bale. Niekiedy faluje wzburzony jakąś potężną siłą i rozbija skały, ciskając wokół maleńkie kraby, które wirują jak liście.
Ktoś puka do drzwi. A jeszcze nie zdążyliśmy się ubrać. Gość żąda, ażebyśmy natychmiast poszli w deszczu i wichurze do ciemnego domu.
Pójdziemy tam, mówi ciało, i odnajdziemy ojca, którego nigdy nie znaliśmy, gdyż wywędrował w śnieżycy tej nocy, kiedy narodziliśmy się, i utracił pamięć, i żył odtąd, tęskniąc do swego dziecięcia, które widział jeden, jedyny raz…
tęskniąc doń, kiedy był szewcem, a potem hodowcą bydła w Australii, wreszcie kucharzem w restauracji, malującym obrazy nocami.
Ujrzysz go, kiedy zapalisz lampę. Czeka tam, za drzwiami… brwi ma tak ciężkie, czoło tak lekkie… tak cielesny, ale samotny, czeka na ciebie.
Odległy ojciec

Psycholog niemiecki Alexander Mitscherlich pisze o owym ojcowsko-synowskim kryzysie w swojej książce pt. Społeczeństwo bez ojca. Główny sens jego rozważań sprowadza się do tezy, że jeśli syn nie widzi, co robi jego ojciec każdego dnia w ciągu całego roku, to w jego psychice pojawi się luka, luka, którą wypełnią demony podszeptujące mu, że praca ojca i sam ojciec są czymś złym.
Negatywny stosunek do nieobecnego ojca odegrał rolę w studenckich zajściach w latach sześćdziesiątych. Zrewoltowani studenci uniwersytetu Columbia wdarli się do rektoratu, poszukując dowodów konszachtów uniwersytetu z CIA- Poczucie studentów, że ich właśni ojcowie są źli, zostało przeniesione na wszystkich mężczyzn u władzy. Uniwersytet, podobnie jak ojciec,- robi na zewnątrz wrażenie prawości i uczciwości, ale gdzieś tam w głębi tli się w nas poczucie, że jeden i drugi robią coś niedobrego. Poczucie to staje się nie do zniesienia, gdyż wewnętrzne intuicje syna są niezgodne z zewnętrznymi pozorami. Owe podświadome, poczucia pojawiają się nie dlatego, że ojciec jest draniem, lecz dlatego, że jest daleko.
Młodzi ludzie są gotowi narazić się na nieprzyjemności, wdzierając się do gabinetu rektora, byle tylko zlikwidować ową sprzeczność. Porządki w kraju są takie, że mogą oni natrafić tam na listy od CIA, ale takie odkrycia nie zaspokajają — odczuwanej przez ciało syna — głębokiej tęsknoty i potrzeby, by być bliżej ciała ojca.
— Gdzie jest mój ojciec… dlaczego mnie nie kocha? Co się tu dzieje?
Film pt. Maratończyk opowiada o podejrzliwości młodych Amerykanów wobec starszych. Główny bohater, którego gra Dustin Hoffman, traci ojca, lewicowca doprowadzonego do samobójstwa w czasach McCarthy’ego. Młody człowiek wchodzi w niebezpieczny kontakt z byłym lekarzem z obozu koncentracyjnego; musi stawić mu czoło i pokonać jeszcze przed jakąkolwiek próbą pojednania z własnym zmarłym ojcem.
Gdy demony są tak podejrzliwe, jakże może być mowa o jakimkolwiek późniejszym prawidłowym kontakcie syna z dojrzałą energią męską, zwłaszcza energią dorosłego mężczyzny dysponującego władzą. Jako muzyk będzie on łamał gitary robione ręcznie przez starych rzemieślników, a jako nauczyciel odnoszący się z podejrzliwością do dawniejszych autorów będzie ich dezawuował. Jako obywatel będzie wolał seanse terapeutyczne niż udział w życiu publicznym. Nie angażując się w politykę, będzie się czuł czystszy. Zaszyje się gdzieś na prowincji i będzie hodował marihuanę albo rozbijał się starym jeepem po okolicy.

W naszych czasach przyjmuje się powszechnie, że władza niesie ze sobą nieuchronnie korupcję i ucisk. Natomiast Grecy znali i doceniali pozytywną męską energię, uznającą autorytet zwierzchności. Owa energia zeusowa, jak ją nazywali,obejmuje inteligencję, dobre zdrowie, zdolność do współczucia, życzliwość, zdecydowanie, dar wielkodusznego przewodzenia. Energia zeusowa to męski autorytet uznawany przez wzgląd na dobro ogólne.
Pierwotni mieszkańcy Ameryki wierzyli w ową ożywczą męską moc. U Indian Seneka wódz-mężczyzna, ale wybierany przez kobiety, przyjmuje władzę w imię dobra publicznego. On sam nic właściwie nie posiada. Wszystkie wielkie kultury z wyjątkiem naszej przechowują obrazy tej pozytywnej męskiej energii.

Zasoby energii zeusowej topniały w Stanach Zjednoczonych z dziesięciolecia na dziesięciolecie. Kultura masowa, począwszy od komiksów Maggie and Jiggs i Blondie and Dag-wood z lat dwudziestych i trzydziestych, w których mężczyzna jest zawsze słaby i głupi, przyjęła za cel poderwanie szacunku dla męskiej energii. Z komiksów obraz słabego dorosłego mężczyzny przeszedł do filmów rysunkowych.
Ojciec z dzisiejszych reklam telewizyjnych nigdy nie może się na nic zdecydować. A w komediach sytuacyjnych, wyłączając The Cosby Show, mężczyźni są przedstawiani jako niezdecydowani, nadęci lub łatwo dający się wywieść w pole. A jeśli zapytamy, kto wywodzi ich, dowiadujemy się, że czynią to kobiety. Chyba niezupełnie „tego chcą ludzie”. Wielu młodych scenarzystów hollywoodzkich, zamiast w Kansas czy gdzie indziej stanąć twarzą w twarz ze swoimi ojcami, bierze odwet na odległym ojcu, portretując wszystkich dorosłych mężczyzn jako głupców.
Atakują oni szacunek dla mądrości, którą daje wiek i doświadczenie, a którą każdy ojciec pragnie, gdzieś tam w głębi, przekazać swoim wnukom i prawnukom. W tradycyjnych kulturach natomiast bardzo często to właśnie starsi zabierają pierwsi głos podczas publicznych zgromadzeń; młodsi mogą w ogóle się nie odzywać, wysłuchując z szacunkiem zdania starszych. Dziś natomiast mamy dwudziestosiedmioletnich „piratów* giełdowych, którzy potrafią wykupić zasłużone wydawnictwo i zniszczyć w pół roku dorobek trzydziestu lat pracy starszego człowieka.
Jako dwudziesto- i trzydziestolatek uczestniczyłem w tym dziele niszczenia energii zeusowej. Atakowałem każdą starszą osobistość ze świata literatury będącą w zasięgu strzały i napawałem się widokiem strzał przeszywających ich ciała, strzał poruszanych energią skoncentrowaną w mojej psychice. Wiele zajęć, które mój ojciec wykonywał za dnia, rozgrywało się na moich oczach, znałem jego zwyczaje przy pracy, sposób odnoszenia się do współtowarzyszy pracy, ale z kolei pewne inne elementy jego egzystencji były dla mnie niedostępne i moją lukę wypełniły demony, jak to przewidział Mitscherlich. Mój gniew skupił się na starszych ludziach, których właściwie nie znałem.
Kiedy syn daje się powodować owym demonom, staje się szorstki, oziębły i osamotniony. Nie wie, w jaki sposób ożywić „wilgotne” i „muliste” strony swojej psychiki. Parę lat temu zacząłem odczuwać swoje ubytki, nie tyle po „żeńskiej”, ile po męskiej stronie mojej osobowości. Stwierdziłem, że brakuje mi kontaktów z mężczyznami — czy nie powinienem powiedzieć wprost, że z moim ojcem?

Zacząłem myśleć o nim nie jako o kimś, kogo miłości, opieki czy towarzystwa nie zaznałem, lecz jako o kimś, kto sam
został tego pozbawiony przez swoich rodziców i przez kulturę. Ten proces przewartościowania trwa.
Za każdym razem, gdy spotykam Się z ojcem, zastanawiam się, w jakiej mierze pozbawił mnie on owych różnych wartości świadomie, a w jakiej stało się to wbrew jego woli; w jakiej mierze zdawał, a w jakiej nie zdawał sobie z tego sprawy.
Na temat podłoża tych moich rozterek można znaleźć pewne niepokojące myśli u Junga. Stwierdził on, że kiedy to matka wprowadza syna w świat uczuć, wyuczy się on kobiecej postawy wobec męskości i przyjmie kobiecy pogląd na swojego ojca i swoją własną męskość. A że ojciec i matka rywalizują o uczucie syna — nie można liczyć ani na to, że od matki uzyska się rzetelny obraz ojca, ani na to, że ojciec przekaże nam nie zafałszowany obraz matki.
Niektóre matki wpajają dzieciom przekonanie, że ucywilizowanie, kultura, uczucie, osobiste więzi — to coś, co cechuje matkę i córkę czy też matkę i wrażliwego syna, podczas gdy ojciec reprezentuje i ucieleśnia oziębłość czy nawet brutalność, brak uczuciowości, okrucieństwo, racjonalizm, obsesję na punkcie pieniądza.
— Taką już ma naturę ten twój ojciec.
Tak więc syn dorasta często z wykrzywionym obrazem swego ojca — ukształtowanym nie tyle na podstawie jego czynów i słów, ile przez opinie matki o tych słowach i czynach.
Pamiętam, że w moim przypadku pierwszy kontakt ze światem uczuć zawdzięczam matce. Ona pierwsza nauczyła mnie rozróżniania uczuć:
— Czy czujesz się smutny?
Kontakt ten jednak pociągnął za sobą negatywne zdanie o ojcu, jako o nie mówiącym za wiele na temat uczuć.
Przezwyciężenie tych pierwszych negatywnych sądów na
temat ojca wymaga czasu. Wcześnie ukształtowane oceny głęboko zapadają w psychikę. Idealizacja matki czy obsesja na jej punkcie, miłość czy nienawiść do niej mogą trwać do trzydziestki albo czterdziestki. Po czterdziestce syn zaczyna zwykle ciążyć ku ojcu — pragnie mieć pełniejszy jego obraz
i zbliżyć się do niego. Proces ten następuje w sposób niewy
tłumaczalny, jakby dyktowany jakimś biologicznym zegarem.
Pewien znajomy opowiedział mi, jak proces ten przebiegał w jego przypadku. W wieku około trzydziestu pięciu lat zaczął się zastanawiać nad tym, kim właściwie jest jego ojciec. Nie widział go od dziesięciu lat. Pojechał do Seattle, gdzie ojciec mieszkał, zapukał do drzwi, a kiedy ojciec je otworzył, wyrzucił z siebie:
— Chcę żebyś o czymś wiedział. Nie zgadzam się z matką
na twój temat.
— No i co się stało? — zapytałem.
— Mój ojciec wybuchnął płaczem i powiedział: „Teraz mogę już spokojnie umrzeć”.
Ojcowie czekają. Cóż innego mogą zrobić?
Nie twierdzę, że wszyscy ojcowie są dobrzy; matki mogą mieć rację co do ich negatywnych cech, ale kobieta potrafi również osądzić surowo określone męskie cechy tylko dlatego, że są odmienne czy dla niej nowe.
Jeśli syn uczy się wrażliwości głównie od matki, to na swoją własną męskość będzie prawdopodobnie patrzył z żeńskiego punktu widzenia. Może on być nią zafascynowany, ale jednocześnie będzie się jej obawiał. Może ubolewać nad nią i pragnąć ją zreformować albo też może być nastawiony do niej podejrzliwie i dążyć do jej zdławienia. Może ją podziwiać, ale nigdy nie będzie się czuł z nią naprawdę swojsko.
W końcu mężczyzna dojrzewa do odrzucenia wszelkiej indoktrynacji i zaczyna zadawać sobie pytania o prawdziwą naturę swego ojca i męskości w ogóle. W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie wielce pomocne są starodawne opowieści, wolne od współczesnych psychologicznych przesądów, sprawdzone przez czas, przekazujące zarówno ciemne, jak i jasne, groźne i wspaniałe aspekty męskości. Wzorem dla nich nie jest mężczyzna doskonały ani też przesadnie uduchowiony.
W mitach greckich Apollo wyobrażony jest pod postacią złotego mężczyzny stojącego na olbrzymim zbiorniku ciemnej, ruchliwej, niebezpiecznej energii, której na imię Dionizos. Dzikus z naszego opowiadania obejmuje oba rodzaje energii, zarówno apollińską, jak i dionizyjską. Bhutańczycy robią maski człowieka z głową ptaka i psią szczęką. Sugeruje to dobrą dwoistą energię. Wszyscy znamy świątynnych strażników stojących przed bramami orientalnych świątyń. Strażnik to srogi mężczyzna z nastroszonymi brwiami i nogą podniesioną jak do tańca, trzymający w dłoni pałkę z kwiatów. Hindusi
proponują jako obraz męskości Sziwę, który jest zarówno ascetą, jak i dobrym kochankiem, szaleńcem i mężem. W jednej
z postaci zwanej Bhairava występuje on z długimi kłami,i pod tym względem różni si

Rozdział II PIERWSZY ZŁOTY WŁOS

Można by zapytać:
— Dlaczego nie zatrzymać się w tym miejscu?
Mamy oto młodego człowieka, który wykradł klucz spod matczynej poduszki. Uciekł od rodziców i pozostaje w kontakcie z Dzikusem, a poprzez niego z puszczą. Podobnie jak Huck Finn wyruszył on „w dół Missisipi” na tratwie z towarzyszem należącym do innego świata. Skoro jednak nasza historia opowiada o inicjacji, wiemy, że będziemy musieli mieć do czynienia ze skaleczeniami, łamaniem kości, przekłuwaniem skóry i innymi podobnymi próbami. Stanowią one nieodłączną część wtajemniczenia.
Mircea Eliade opowiadając o praktykach inicjacyjnych w kulturach całego świata: pisze, że inicjacja chłopców rozpoczyna się od dwóch wydarzeń: pierwsze to wyraźne zerwanie z rodzicami, po którym nowicjusz udaje się do lasu, puszczy lub na pustynię; drugie to skaleczenie czynione chłopcu przez starych mężczyzn, które może polegać na nacięciu skóry nożem, wytarzaniu w pokrzywach, wybiciu zęba. Nie wolno jednak sądzić, że te obrażenia są zadawane pod wpływem jakiegoś sadystycznego impulsu. W większości kultur osoby dokonujące inicjacji dbają o to, by skaleczenia nie powodowały zbędnego bólu, a budziły skojarzenia właściwe danej kulturowej siatce znaczeń. Odpowiedniego przykładu dostarcza inicjacyjna praktyka australijskich aborygenów.
Po zebraniu grupy młodych chłopców starcy opowiadają im historię pierwszego człowieka imieniem Darwalla. Chłopcy słuchają w przejęciu tej opowieści o australijskim Adamie. Okazuje się, że Darwalla siedzi na pobliskim drzewie. Kiedy chłopcy starają się go dojrzeć, podchodzi do nich jeden ze starców i wybija każdemu po zębie. Wówczas inni starcy przypominają chłopcom, że coś podobnego przydarzyło się Darwalli. On także stracił ząb. Przez resztę życia puste miejsce po zębie będzie się kojarzyć chłopcom z naocznym kontaktem z Darwalla. Większość z nas chętnie oddałaby ząb w zamian za naoczny kontakt z Adamem.
Porą tradycyjnie wybieraną na początek inicjacji jest początek okresu dojrzewania, a wszyscy pamiętamy, jak wiele skaleczeń otrzymaliśmy w tym wieku. Dojrzewanie to dla chłopców okres pełen niebezpieczeństw, a narażanie się na te niebezpieczeństwa wyraża zarazem tęsknotę za inicjacją.
Liczba obrażeń odniesionych przez typowego mężczyznę jest zdumiewająca. Przekonałem się o tym pewnego dnia w San Francisco, kiedy to w dużej sali zebrało się kilkuset mężczyzn. Jeden z wykładowców, Doug van Koss, przyniósł dwa bądź trzy tysiące pasków czerwonego materiału i poprosił, aby każdy z mężczyzn przypiął lub zawiązał czerwoną wstążkę na każdej części ciała poszkodowanej w jakiś sposób, zaznaczając ślad czy po ciętej ranie, czy po złamanej kości, czy po ciosie nożem itd.
Wielu mężczyzn potrzebowało dziesięciu lub więcej wstą: żek. U niektórych cała prawa strona ciała, od głowy po kostki u nóg, lśniła czerwienią; u innych czerwień niemal zakrywała głowę; u jeszcze innych — zarówno ręce, jak i nogi. Po zakończeniu ćwiczenia sala przekształciła się w morze czerwieni.

Jest coś takiego w dorosłym mężczyźnie, co pragnie ryzyka, szuka niebezpieczeństwa, posuwa się aż na skraj — nawet na skraj śmierci.
Wracając więc do naszej historii, palec chłopca symbolizuje , rany, jakie każdy z nas odnosi, próbując wypuścić Dzikusa z klatki. Nie pochodzą one od starców. Zadaliśmy je sobie sami. Bez względu na to czy to starcy nacinają nam skórę muszlą, czy pokrywają ją bolesnym tatuażem, czy też robimy to sami — szramy reprezentują ranę istniejącą już poprzednio, jakiś brakujący ząb, po którym lukę wyczuwaliśmy już
językiem. Skaleczony palec z naszej opowieści oznacza ranę, jaką większość młodych ludzi w naszej kulturze już odniosła. Wracajmy jednak do przerwanego wątku.

Opowieść: dzień pierwszy w stawie
Kiedy Dzikus dotarł znowu do lasu, zdjął chłopca z ramion, postawił go na ziemi i rzekł:
— Nigdy już nie ujrzysz ani matki, ani ojca, ale za
to zostaniesz ze mną, bo uwolniłeś mnie, a ja czuję dla
ciebie litość. Jeżeli będziesz robił to, co ci każę, wszystko
będzie w porządku. Mam dużo złota i skarbów,
więcej niż ktokolwiek na świecie.
Dzikus przygotował łoże z mchu, na którym chłopiec mógł spać, a rankiem zabrał go do źródła.
— Czy widzisz to złote źródło? Jest czyste jak kryształ
i pełne światła. Chcę, żebyś usiadł przy nim i pilnował,
aby nic do niego nie wpadło. Jeśli bowiem tak
się stanie, źródło zostanie skażone. Będę tu powracał
każdego wieczoru, żeby sprawdzać, czy posłuchałeś mojego rozkazu.
Chłopiec usiadł na brzegu źródła. Raz po raz mignęła mu przed oczyma złota ryba czy złoty wąż. Uważał, aby nic nie wpadło do wody. Siedząc czuł jednak taki ból w palcu, że odruchowo zanurzył go w wodzie. Wyjął go natychmiast, ale było już za późno: palec zrobił się ” złoty i bez względu na to, jak mocno go szorował, nie chciał zmienić barwy.
Żelazny Jan powrócił tego wieczoru i zapytał:
— Czy dzisiaj zdarzyło się coś ze źródłem?
Chłopiec chowając palec za plecami, aby Żelazny Jan
go nie zobaczył, odrzekł:
— Nie, nic nie zaszło.
— Aha] Zamoczyłeś palec w źródle! — Żelazny Jan
na to. — Puścimy to w niepamięć tym razem, ale nie
pozwól, by się to stało znowu.

Za chwilę pomówimy o złocie przywierającym do koniuszka palca, ale na razie pozostaniemy trochę dłużej przy skaleczeniu. Bolało ono tak bardzo, że chłopiec bezwiednie wsadził palec do źródła. Do tego w zasadzie ogranicza się nasza historia. Jeśli mamy przeżywać tę historię, a nie jedynie ją śledzić, musimy zadać sobie pytanie:
— Jaka rana boli nas tak mocno, że musimy zamoczyć ją
w wodzie?
Inicjacja młodych mężczyzn oznacza zatem dopomożenie im w przypomnieniu sobie rany, przez którą rozumiemy rany duszy, czyli obrażenia emocjonalnego ciała. Niekiedy po to istnieją zewnętrzne blizny, by przypominać nam o bliznach wewnętrznych.
Wymieńmy niektóre wewnętrzne obrażenia, podobnie jak wcześniej wyliczyliśmy kilka obrażeń zewnętrznych. Raną jest nieotrzymanie błogosławieństwa od własnego ojca.

Robert Moore powiedział:
Jeśli jest się młodym mężczyzną i nie otrzymuje się
wyrazów uznania od starszego mężczyzny, to boli.

Od jak wielu mężczyzn słyszałem następujące słowa:
— Czekałem dwa dni przy łożu umierającego ojca pragnąc, by powiedział wreszcie, że mnie kocha.
— No i co?
— Nie powiedział tego.
Odnosi się rany, nie widując ojca w dzieciństwie, nie przebywając z nim, mając odległego ojca, ojca nieobecnego, ojca maniaka na punkcie pracy. Jeśli ma się ojca krytycznego i surowego, to tak, jakby się było jednym z synów Kronosa, których Kronos zjadł. Cios w takiej lub innej formie, nadchodzi zwykle od ojca.

Michael Meade natrafił na afrykańską opowieść, w której ojciec myśliwy pewnego dnia zabiera syna na polowanie.
Zabiwszy małego szczura, daje go synowi, żeby go trzymał. Syn, jak powiada opowieść, sądząc, że taki łup jest nic niewart, wyrzucił go w krzaki. Tego dnia nie nadarzyła się już żadna inna zwierzyna i o zmierzchu ojciec prosi syna o szczura, aby mogli go upiec i zjeść na kolację. Chłopiec odpowiada ojcu:
— Wyrzuciłem go w krzaki.
Wówczas, zgodnie z opowieścią, ojciec wziął siekierę i uderzył nią syna; ten stracił przytomność, a ojciec pozostawił go tam, gdzie upadł.

Mężczyźni wysłuchujący tej historii wiedzą ze zdumiewającą dokładnością, gdzie padł-cios siekiery. Zdaniem jednego siekiera trafiła w lewą stronę głowy. Drugi powiada, że siekiera uderzyła chłopca w pierś. Trzeci, że w ramię. Czwarty, że prosto w środek czaszki. Piąty, że w brzuch. Szósty, że w pachwinę itd. itd. Prawie każdy mężczyzna przypomina sobie moment ciosu. Tak więc to zdarzenie należy do symboliki stosunków: ojciec-syn. Ojciec zadaje uderzenie, a syn je otrzymuje. Zranienie to chłopiec będzie pamiętał przez lata.

A cóż o ciosach pochodzących od matki?
— Wiesz, że jesteś bardzo delikatny; nie powinieneś się bawić z tymi chłopcami.
— Jak mogłeś zabić takiego ślicznego ptaszka?
— Jeśli nie przestaniesz tak się zachowywać, oddam cię
do domu poprawczego! No i jak ci się to podoba?
— Nie mieścisz się już w tych spodniach.
— No a teraz zachowujesz się jak twój ojciec.

Ojciec zadaje demonstracyjne i nie do zapomnienia uderzenie siekierą, potrącające o morderstwo; niejedna matka dąży do tego, by jej syn przeszedł chrzest hańby. Wylewa wiadro za wiadrem hańby na jego głowę, by dopiąć swego.

Pewien mężczyzna powiedział:
— Moja matka ma trójnożną manię — nieprzeparty im
puls, by kopać wszystko, co ma trzy nogi.
W niektórych przypadkach tego rodzaju poniżanie powoduje długotrwałe, nie gojące się rany. Grecy w drodze na wojnę trojańską pozostawili Filokteta na wyspie, ponieważ jego rana wydawała przykrą woń. Byli zmuszeni później wrócić po niego, kiedy wyrocznia orzekła, że uratowanie go to jedyny sposób wygrania wojny. Ranny człowiek wie coś, czyli coś znaczy.
Policzkowanie, wymysły, złorzeczenia — zadają rany. Ranią one poczucie własnej godności i dostojeństwa, podrywają, zapał i pewność siebie, pozostawiają sińce na duszy, poniżają ciało. Hańbią, krzywdzą i szkodzą.
Jeżeli zostało się okłamanym przez starszych — to tak, jakby złamali ci nogę. Kiedy młodzi ludzie przybyli do Wietnamu, stwierdzili, że zostali oszukani, doznali niezmiernie głębokiego urazu.
Nigdy nie zostać wprowadzonym w męski świat przez starszych mężczyzn — to tak, jakby odnieść ranę w pierś. 

Naczelnik policji z Detroit zauważył, że aresztowani przezeń młodzi ludzie nie tylko nie mają w domu żadnego odpowiedzialnego starszego mężczyzny, ale nigdy się z takim nie zetknęli. 
W przypadku gangu, jak zwrócił uwagę Michael Meade, mamy do czynienia z puszczonymi samopas młodymi ludźmi, którzy nie mają żadnej styczności ze starszymi. Członkowie gangu podejmują beznadziejne wysiłki, aby nauczyć się odwagi, rodzinnej lojalności i dyscypliny od siebie nawzajem. Może się to powieść w niektórych przypadkach, ale większość członków gangu nie odnosi na tej drodze sukcesu.
Sądząc na podstawie męskich zwyczajów, na Nowej Gwinei, w Kenii, północnej Afryce, wśród Pigmejów czy Zulu, w kulturze arabskiej i perskiej zabarwionej wpływem sufi-zmu — mężczyźni współżyli ze sobą w braterskich i emocjonalnych związkach od setek tysięcy lat.

Współczesne życie zawodowe dopuszcza jedynie stosunki oparte na rywalizacji, wyzwalające tylko emocje w rodzaju niepokoju, napięcia, poczucia osamotnienia, lęku, chęci prześcignięcia rywala. Cóż robią mężczyźni po pracy? Zbierają się w barze, by wieść małe rozmówki przy małym piwie; efemeryczne więzi wytwarzające się między uczestnikami takich pogaduszek rozpadają się na widok pierwszej kobiety, która przejdzie obok nich albo potrąci któregoś. Brak duchowego związku z innymi mężczyznami to być może najcięższa ze wszystkich ran.

Wszystkie te obrażenia odnosimy niezależnie od tego, czy poważamy naszych rodziców, czy też ich nie szanujemy; czy jesteśmy dobrzy, czy źli.Większość z nich daje się określić jako zamach na nasze poczucie wielkości. Jako małe dziecko, każdy z nas ma poczucie, że jest bogiem. Na taką możliwość wskazywało już królewskie życie w łonie matki, a jeśli ktokolwiek, już po naszym przyjściu na świat, stara się nam wytłumaczyć, że nie jesteśmy bogiem — nie słuchamy tego. To wczesne poczucie naszej boskości moglibyśmy nazwać „dziecięcą wielkością”, którą trzeba odróżnić od tkwiącej
w nas także „prawdziwej wielkości”. W każdym razie w wieku dojrzewania mamy w sobie jeszcze tyle dziecięcej wielkości, by nam się wydawało, że możemy, decydować, czy szczur jest na tyle duży, by go zatrzymać. Kiedy zatem ojciec uderza nas siekierą i zostawia na ziemi, trudno nam pogodzić nasz stan — rannego, leżącego na ziemi — z naszymi wyobrażeniami o królewskiej godności.
Wszelkie obrażenia stanowią zagrożenie dla naszego poczucia królewskości. Ciosy zadawane naszej ambicji: — Co ty sobie myślisz, że kim jesteś? Jesteś takim samym zasmarkanym bachorem jak cała reszta — są niczym uderzenia w żołądek królewicza. A przecież z nami jest zawsze coś nie w porządku. 

Jeden chłopiec uważa, że jest za chudy,, inny — że za mały, jeszcze inny jąka się albo utyka. Jeden chłopiec jest zbyt nieśmiały, inny nie jest atletycznie zbudowany albo nie umie tańczyć czy też ma brzydką cerę. Jeszcze inny ma duże uszy albo znamię, jest tępy, nie umie trafić w piłkę itd. Zwykle rozwiązujemy nasz problem, nadymając się jeszcze bardziej. Wystarczy lekkie samowywyższenie, by znaleźć się ponad tym wszystkim.

Może być, że pewna autoidealizacja jest potrzebna w każdym wieku ze względu na funkcje ochronne, jakie pełni. Alice
Miller twierdzi, że kiedy dziecko styka się ze strony rodziców z okrucieństwem i brutalnością, które trudno mu pojąć, może
ono obrać drogę albo w górę, albo w dół. W pierwszym przy
padku wznosimy się ponad ranę i wstyd. Zbieramy dobre stopnie, zostajemy dyżurnym wesołkiem rodziny, stajemy się kimś w rodzaju lekarza swojego własnego cierpienia. Coś potężnego unosi nas wzwyż. Jesteśmy może weseli, ale niezbyt
ludzcy.
Obierając drogę w dół, zanurzamy się w głąb rany i poniżenia. Będąc bliżsi ranie niż ci, którzy weszli na drogę wzwyż, nie stajemy się przez to bardziej ludzcy. Ofiara to także na swój sposób osoba dostojna. Ofiara przyjmuje swoją cierniową koronę, staje się królewiczem czy królewną w inny sposób. Drogę tę obierają niekiedy mężczyźni pozbawieni ojca.

Każdy z nas wkracza na obie te drogi: jedną od święta i niedzieli, drugą w dni powszednie. Niektórzy obierają trzecią drogę: drogę bezwładu, zautomatyzowanego zachowania, narzuconego sobie odrętwienia — pustki w środku, braku uczuć i emocji, życia tępego robota.

Dawne praktyki inicjacyjne zmodyfikowały wszystkie z tych reakcji, jako że przynoszą one nowe skaleczenia lub zadają z premedytacją,obrażenia na tyle dotkliwe i wyraźne, choć drobne — że przywodzące młodemu człowiekowi na pamięć jego rany wewnętrzne. Inicjacja poucza następnie młodego człowieka, co ma począć ze swoimi obrażeniami, zarówno starymi, jak i nowymi.
Zaraz po wprowadzeniu chłopców w świat mężczyzn starcy opowiadają im różne historie. W braku opowieści nie można zapanować nad raną. Albo wznosimy się ponad nią tak wysoko, że nie możemy jej dosięgnąć, albo też sami stajemy się raną, przygnieceni czymś tak potężnym, że widzimy jedynie ziemię pod nami.
Przyjmując zatem skaleczony palec chłopca za symbol rozmaitych obrażeń wieku dziecięcego, powróćmy do naszej opowieści, próbując przedstawić sobie, jak doszło do owego skaleczenia. Doznaliśmy zranienia, gdy próbowaliśmy wypuścić z klatki Dzikusa, reprezentującego tu naszą błyskotliwość, szczodrość, dzikość, wielkość i spontaniczność.

W naszym życiu, rodzinnym możemy wznieść się ponad wstyd z powodu ojca alkoholika, dodając potajemnie paliwa do naszej rakiety, odrywając się od rodziny i wzbijając w górę w tak zasilonej rakiecie. Możemy też ulec owemu poniżeniu, utożsamić się bez reszty z pełnym wstydu dzieckiem i nikim więcej, żyć w ukrywanej pogardzie dla samego siebie, utracić swojego króla i zostać niewolnikiem. Stawanie się niewolnikiem może być nawet przyjemne. Stan zniewolenia może nam potem wejść w nałóg i wtedy nigdy nie będziemy już panami własnego losu, dalej brnąc w hańbę i poniżenie.

Stan odurzenia jest najszybciej rozwijającym się stanem w USA, znacznie szybciej niż Kalifornia czy Hawaje. W ten sposób, odnosząc się do rany od siekiery, mówimy jakby:
— Ja jestem tym dzieckiem.
Jak wiemy z Wieków dzieciństwa Philippe’a Ariesa4, do XIX wieku nie było specjalnych ubiorów dla dzieci. W średniowieczu i później dziecko jakby mówiło:
— Jestem miniaturą dorosłego — i nosiło ubrania podobne do ubrań dorosłych.
Praktyka ta nie była pozbawiona wad, ale jej odwrócenie okazało się katastrofalne w skutkach. Kiedy ludzie utożsamiają się ze swoim zranionym dzieckiem, albo pozostają dziećmi — oznacza to koniec całej kultury. Ciąże nastolatek pouczają nas, że dzieci nie potrafią matkować ani ojcować własnym dzieciom. Sposób życia ludzi ma destruktywne skutki dla bliskiej rodziny i dalszego otoczenia. Wszyscy jesteśmy na oddziale nagłych wypadków.
Przywrócenie inicjacji w takiej czy innej formie jest kulturze niezbędne. Stany Zjednoczone od 1950 roku chylą się wyraźnie ku upadkowi, i uważam, że jeśli nie znajdziemy trzeciej drogi, leżącej między dwiema wymienionymi wcześniej, proces ten będzie trwał nadal. Mamy drogę wzwyż — obieraną przez specjalistów od obligacji-śmieci, kombinatorów i posiadaczy prywatnych samolotów; i mamy też drogę w dół — obieraną przez niektórych nieuleczalnych alkoholików, samotne matki żyjące poniżej granicy ubóstwa, narkomanów oraz mężczyzn pozbawionych ojca.

Wzniesienie się do stanu podniecenia i ekstazy także nie przyniesie nam klucza. Pozostaje on ukryty.
Przedwczesna ekstaza, czyli zintensyfikowana ekscytacja, może stanowić, jak zauważył James Hillman, po prostu jeszcze jeden sposób Wielkiej Matki na uniemożliwienie mężczyźnie rozwinięcia w sobie poczucia dyscypliny. Gdy klucz pozostaje pod poduszką matki, prędzej czy później wylądujemy na leczeniu. Psychologowie i terapeuci będą się starać, aby nas wyzwolić, ale to my sami im w tym przeszkadzamy, wpychając klucz pod ich poduszkę, kiedy nie patrzą.

Przypuśćmy, że udało nam się skraść klucz spod poduszki matki i uśmierzyć ból palca. No i co dalej? Czy odejdziemy wraz z Dzikusem w tym momencie? Pewnie nie. Potrafimy spędzić dziesięć lat, bolejąc nad skaleczonym palcem, winiąc za to rodziców i starsze pokolenie. Zaskarżymy Dzikusa o to, że klucz jest zardzewiały, a naszą matkę o to, że nie potrafiła lepiej chronić swojego klucza. Opowieść o Dzikusie urywa się nagle, kiedy tylko uznamy siebie za Dzikusa (droga wzwyż) lub za tyranizowane, bezsilne dziecko (droga w dół).
Obligacje-śmiecie czy odpadki to nowy typ spekulacyjnego papieru wartościowego o wysokim ryzyku, wymyślony przez Michaela Milkena, który dorobił się na nich, przy użyciu nieuczciwych sposobów, fortuny (przyp. tłum.).
Ludzie szczerze wierzący w swoją infantylną wspaniałość — makler z Wall Street, harfista Nowej Ery — po cóż mieliby oni odchodzić z Dzikusem? Wydaje im się, że już są Dzikusem — w ekstrawagancji nie mają sobie równych; to oni potrafią nie spać całą noc, bawiąc się swoimi komputerami albo przez cztery dni nie pomyśleć niczego brzydkiego.

Niewielu amerykańskich mężczyzn ostatnich dziesięcioleci potrafiło uczynić właściwy użytek z klucza. Jeśli mężczyźnie wydaje się, że jest Dzikusem albo gnębionym dzieckiem, przyjęcie mentora jest wykluczone. Każdy z nas powinien zapytać samego siebie: czy jest ktoś taki, kogo znamy lub o kim słyszeliśmy, kto posiada prawdziwą wielkość? Jeśli odpowiedź jest pozytywna, powinniśmy odejść z tym kimś.
Należy zdać sobie sprawę, że Dzikus nie znajduje się w naszym wnętrzu. Z naszej opowieści wynika, iż Dzikus to istota, która może istnieć i rozwijać się przez całe stulecia niezależnie od ludzkiej psychiki. W kategoriach świata ludzi można by go przyrównać do mentora, który będzie wszak żył i rósł bez względu na to, czy przyjmie nas za ucznia, czy nie przyjmie.
Dawny zwyczaj inicjacji — ciągle obecny w naszej strukturze genetycznej — przedstawia sobą trzecią drogę, biegnącą pomiędzy maturalnymi drogami ekscytacji szaleńca oraz ekscytacji ofiary. Pojawia się postać mentora, czyli „męskiej matki”. Tuż za nim stoi istota będąca wcieleniem bezosobowej siły, tzn. — w naszej opowieści — Dzikus, czyli Żelazny Jan.
Młody człowiek bada swoją ranę — ojcowską, macierzyńską czy hańbiącą — albo doświadcza jej w obecności tej autonomicznej, bezczasowej mitologicznej istoty, przewodnika inicjacji.
Jeżeli młody człowiek skradnie klucz i wejdzie na ramiona tej istoty, wydarzą się trzy rzeczy. Po pierwsze, rana nie będzie już nieszczęściem, lecz darem. Po drugie, pojawi się — czymkolwiek by ona była — święta czy cudowna woda. Wreszcie — ciało mężczyzny- wchłonie w jakiś sposób energię słoneczną. Powtórzmy tę część baśni.

Kiedy Dzikus dotarł znowu do lasu, zdjął chłopca z ramion, postawił go na ziemi i rzekł:
— Nigdy już nie ujrzysz ani matki, ani ojca, ale za
to zostaniesz ze mną, bo uwolniłeś mnie, a ja czuję dla
ciebie litość. Jeżeli będziesz robił to, co ci każę, wszystko
będzie w porządku. Mam dużo złota i skarbów,
więcej niż ktokolwiek na świecie.
Dzikus przygotował łoże z mchu, na którym chłopiec mógł spać, a rankiem zabrał go do źródła.
— Czy widzisz to złote źródło? Jest czyste jak kry
ształ i pełne światła. Chcę, żebyś usiadł przy nim i pilnował, aby nic do niego nie wpadło. Jeśli bowiem tak
się stanie, źródło, zostanie skażone. Będę tu powracał
każdego wieczoru, żeby sprawdzać, czy posłuchałeś mojego rozkazu.
Chłopiec usiadł na brzegu źródła. Raz po raz mignęła mu przed oczyma złota ryba czy złoty wąż. Uważał, aby nic nie wpadło do wody. Siedząc czuł jednak taki ból w palcu, że odruchowo zanurzył go w wodzie. Wyjął go natychmiast, ale było już za późno: palec zrobił się złoty i bez względu na to, jak mocno go szorował, nie chciał zmienić barwy.
Żelazny Jan powrócił tego wieczoru i zapytał:
— Czy dzisiaj zdarzyło się coś ze źródłem?
Chłopiec chowając palec za plecami, aby Żelazny Jan
go nie zobaczył, odrzekł:
— Nie, nic nie zaszło.
— Aha! Zamoczyłeś palec w źródle! — Żelazny Jan
na to. — Puścimy to w niepamięć tym razem, ale nie
pozwól, by się to stało znowu.

Dzikus zabiera chłopca nad święte źródło, nad wodę. Zwróćmy uwagę na pływające w tej wodzie złote ryby i złote węże. W kategoriach mitologicznych mamy tu do czynienia z prastarym świętym źródłem strzeżonym przez Dzikusa, a niekiedy także przez Dzikuskę. Według mitów celtyckich, w razie jakiegokolwiek skażenia tego -źródła nastąpi zagłada wszystkiego na ziemi. Woda jest więc ważnym miejscem. Jest to tradycyjne miejsce dumań Dzikusa, a z Vita Merlini wiemy, że również Merlin wiódł tam swoje medytacje, kiedy ogarnęło go szaleństwo.
U źródła zwykli ludzie czerpali natchnienie, pokarm dla ducha, mądrość. Przez całe wieki podróżnicy pożywiali się u świętego źródła w Logres. W źródle Connla pływał olbrzymi święty łosoś; oczekując aż ze zwisających nad wodą drzew opadną raz na rok orzechy natchnionego szaleństwa.
Z psychologicznego punktu widzenia można tu mówić o wodzie życia duchowego, wodzie życia duszy, dostępnej wszakże jedynie dla tych, którzy są gotowi w nią wstąpić. Mircea Eliade pisze o męskiej inicjacji:

„Inicjacja pokwitania stanowi przede wszystkim objawienie świętości… przed inicjacją [chłopcy] nie żyją całą pełnią ludzkiej egzystencji właśnie dlatego, że nie uczestniczą jeszcze w życiu religijnym”.

Religia nie oznacza tu doktryny, pobożności, ortodoksji, wiary, przekonania czy poświęcenia swego życia Bogu. Oznacza ona wolę bycia rybą w świętej wodzie, którą łowić będzie Dionizos lub inni rybacy. Wolę pochylenia głowy i wsłuchania się we własne sny, wolę cichego życia na uboczu, modlenie się w klozecie, pokorę, gotowość przełykania gorzkich pigułek tak często i tak naturalnie, jak ryba połyka wodę. Religia to być zarazem rybakiem i rybą, nie być rybą, lecz zwyciężyć ją. Być rybą, znaczy coś robić; nie zajmować się samochodami czy piłką nożną, lecz duszą.
Ludzie pracujący w ciągu ostatnich dziesięciu lat wśród rodzin alkoholików używają często słowa „wyparcie„.
Jest to dobre słowo. Wyparcie oznacza amnezję, złą pamięć, zapomnienie.
Zhańbione dziecko ogarnia morze zapomnienia. Dziewczynka zostaje wykorzystana seksualnie w wieku lat czterech i zapomina o tym zdarzeniu na całe trzydzieści cztery lata — a za niepamięć nikt nikogo nie potępiaWyparcie oznacza wpadnięcie w trans; żyjemy w transie przez całe lata.
W Kruku (baśń braci Grimm) dziewczynka zamienia się w kruka, kiedy jej matka beszta ją, i tak zaczarowana pozostaje przez całe lata; w baśni O sześciu łabędziach sześciu chłopców zmienia się w łabędzie, gdy ojciec, wskutek swego tchórzostwa, wpuszcza do domu złe moce, i chłopcy także pozostają zaczarowani na długo.
Napisałem wiersz Pięćdziesięciu mężczyzn siedzących razem dotyczący młodego człowieka, który ma właśnie zapaść w trans:
Czekając na powrót
męża pijaka
kobieta krząta się w kuchni po omacku,
gdyż nie zapaliła lampy,
by zaoszczędzić naftę.
Potem stawia przed nim
talerz w milczeniu.
A jak postępuje syn?
Odwraca oczy,
traci odwagę,
ucieka z domu, by polować na dzikie
zwierzęta, nocuje w norach
i szałasach, żywi się przestrzenią i ciszą;
wyrastają mu skrzydła, wstępuje w spiralę i wznosi się.

Kiedy mentor przyprowadza nas do źródła, czar opada. Sama przez się woda Dzikusa nie leczy rany, która doprowadziła do ucieczki czy wzlotu; daje ona jednak siłę tej części naszej osobowości, która chce walczyć dalej o to, by zyskać odwagę i być ludzkim.
Kiedy Żelazny Jan zabiera chłopca nad wodę, w pewien
sposób energia słońca przenika do ciała młodego człowieka.

Baśń ujmuje to następująco:
Odruchowo zanurzył palec w wodzie. Wyjął go natychmiast, ale było już za późno: palec zrobił się złoty.
Na całym świecie złoto symbolizuje blask słońca, królewską władzę, samorodne promieniowanie, wolność od rozkładu, nieśmiertelność, duchowe światło. Takie właśnie złoto znalazło się na palcu chłopca. Aranżując niespodziankę złotego koniuszka palca, Dzikus, występując tu jako duchowy przewodnik, udziela pewnej obietnicy. Owa obietnica to, jak moglibyśmy powiedzieć, ponowne odkrycie złota, które tkwiło w nas już wcześniej. Nie jest tak, że mozolnie, ciężką pracą w szkole gromadzimy zbiornik energii słonecznej w duchowym magazynie. Złoto było w nas już wtedy, gdy znajdowaliśmy się w matczynym łonie.
Dziecko rodzi się, by użyć słów Wordswortha, „prowadząc obłoki chwały”. Dziecko jest dziedzicem tysiącleci pracy ducha i wyobraźni. Kabir powiada:
Przeczuwamy, że istnieje pewien duch,
który kocha ptaki i zwierzęta, i mrówki. Być może ten sam, który obdarzył ciebie
jasnością jeszcze w matczynym łonie. Czy jest logiczne, ażebyś teraz odszedł
tak ze wszystkiego osierocony? Przecież to ty sam odwróciłeś się
od ludzi, by podążyć samotnie w mrok.

Ze słynnego papirusu opisującego proces mumifikacji wiadomo, iż egipscy kapłani pokrywali złotem końce palców zmarłych. Czyniąc to, wypowiadali następujące słowa:
– Złoto, które należy do Horusa, pojawia się oto na twoich palcach i czyni cię nieśmiertelnym(ą).
Obraz złotego koniuszka palca z naszej opowieści jest więc bardzo stary: pochodzi z II lub III stulecia p.n.e. Zamiast jednak egipskich świątyń z posągami bogów z litego złota mamy złote ryby i węże pływające w źródle.
Życie Greków i Rzymian dostarcza nam jeszcze jednego faktu ułatwiającego uchwycenie uniwersalnego znaczenia złota. Rzymianie wierzyli, że każda istota ludzka ma w sobie anioła czy demona („daimoniona”) dziedziczonego w ramach danego rodu i stanowiącego zarodek indywidualnego szczęścia danej osoby. Nazywali oni ów zarodek, iskrę czy szczęśliwą gwiazdę „geniuszem” w przypadku mężczyzn i junoną” u kobiet.
Rzymianie przedstawiali „daimoniona” jako przewodnika na wpół człowieka, na wpół boga, posłańca ze świętego świata, pewnego rodzaju anioła stróża czy też „białego cienia”, żeby użyć wyrażenia norweskiego poety Rolfa Jacobseha. Zwróćmy uwagę, że złoto pojawia się na tym samym palcu, który odważnie podjął się otwarcia klatki Dzikusa; los chłopca jest więc ściśle związany z użytkiem, jaki zrobił on z klucza.

Tyle na temat złota w mitologii. Czym jest natomiast złoto na palcu z psychologicznego punktu widzenia? W jakich sytuacjach życia codziennego palec pokryje się złotem?
Baśń mówi, że przebywając w towarzystwie mentora albo
Dzikusa zostaniemy naprowadzeni na ślad naszego wewnę
trznego geniusza.
Zdarza się czasem, że kochankowie uprawiają miłość w pokoju, w którym przebywa Dzikus albo Dzikuska; jeśli to akurat nam się przydarzy — poczujemy, jak wybrane komórki naszego ciała, które do tej pory uważaliśmy za ołowiane, zmieniają się w złote. Kochankowie i święci czują, że koniuszki ich palców są złote; przez całe dni lub całe miesiące mogą oni mieć wewnętrzne poczucie wolności od zwykłych ograniczeń.
Artysta odczuwa szczególne napięcie, pracując nad dziełem sztuki: wierszem, obrazem czy rzeźbą; można by powiedzieć, że w jego pracowni znajduje się święte źródło, a artysta staje się zdolny do myśli i odczuć znacznie bardziej szalonych niż te, których doznaje w swoich zwykłych szarych dniach. Palce trzymające pióro lub pędzel stają się złotem i oto nagle widzimy zdumiewające obrazy i uświadamiamy sobie, w czym jesteśmy naprawdę dobrzy.
Dzikus oznacza tu niewidzialną obecność, towarzystwo przodków i wielkich, już nieżyjących artystów. Wiersz uwieczniający ekstazę miłości czy medytacji stanowi w rzeczywistości pomysłowy sposób utrwalenia w pamięci momentu, w którym koniuszek palca przeobraża się w złoto.
Młoda biegaczka przerywa linię mety w obecności swego trenera; końce jej palców u nóg są złote. Fizyk pracujący ze swym mistrzem w Princeton wypisuje niespodziewanie równania na tablicy swoją złotą kredą. Dobrzy ogrodnicy mają kciuki złote, nie zielone; niekiedy też mistrz czy nauczyciel, siedząc ze studentem, sam nurkuję w wody duszy i wynurza się już złotousty.
Moim zdaniem można traktować terapię, jeśli jest właściwa, jako czuwanie przy źródle. Każde obmycie skaleczenia wodą ma na nas ożywczy wpływ i daje nam siłę, by posuwać się dalej na naszej drodze. Inicjacja nie oznacza zatem wznoszenia się ponad ranę ani tkwienia w odrętwieniu wewnątrz niej; jej istota polega na tym, by wiedzieć, jak lub kiedy, w obecności mentora, zanurzyć ją w wodzie.
Rana boląca tak bardzo, że musimy mimowolnie zanurzyć ją w wodzie, to prawdziwy dar. Jak chłopiec z naszej historii dowiedziałby się o swoim geniuszu, gdyby nie skaleczył się?
Najwięksi pechowcy to ci, którzy nie mają żadnych skaleczeń (nie należy naturalnie brać tego twierdzenia dosłownie, gdyż
takich osób w gruncie rzeczy nie ma). Mężczyznom wtłacza się do głów w dzieciństwie, że bolące skaleczenie przynosi wstyd. Skaleczenie, które przeszkadza nam dalej się bawić, to dobre dla „baby”. Prawdziwy mężczyzna idzie dalej, nawet z wyprutymi wnętrznościami.
Nauka płynąca z naszej opowieści jest zupełnie odwrotna. Zgodnie z nią: tam, gdzie rana mężczyzny — tam jego geniusz. Gdzież by nie pojawiła się rana w naszej psychice — zadana czy to przez ojca alkoholika, czy przynoszącą wstyd matkę lub ojca, czy to matkę obrzucającą obelgami; wywodząca się czy to z osamotnienia, czy z kalectwa, czy choroby — tam właśnie należy poszukiwać źródeł tego, co będzie naszym największym wkładem na rzecz społeczeństwa.
U źródeł niezwykłego daru, jakim obdarzał ludzkość norweski artysta Edward Munch, leżał z pewnością obezwładniający go lęk. Podobny jest charakter darów zawdzięczanych talentom Franza Kafki, Charlesa Dickensa, Emily Dickinson, Anny Achmatowej, Cesara Vallejo.

Zanim zakończymy tę analizę rany i geniuszu, musimy zadać pytanie: jakiej płci. mogłaby być woda?
Męskiej czy żeńskiej?
Obu płci — choć w naszym stuleciu mało kto potrafiłby szybko udzielić właściwej odpowiedzi.
Stało się coś dziwnego. W naszym społeczeństwie ziemia i wszystkie wody na niej traktowane są jako żeńskie i, przez implikacje, należące do kobiet. Na Zachodzie niebo należy do mężczyzn, a ziemia do kobiet; mówi się o „ojcu niebieskim” i „matce-ziemi”. Wyrażeniom tym nie można nic zarzucić; chodzi raczej o to, że dwa inne zwroty popadły w zapomnienie: niebieska matka i ojciec-ziemia.
Egipcjanie, jak wiemy z relacji Platona, uważali, że Grecy są na poziomie dzieci; oni sami mogli się poszczycić znacznie starszą tradycją mitologiczną i religijną. Znali Ra — pana nieba oraz Izydę — panią ziemi. Innymi wszakże wybitnymi postaciami egipskiego panteonu byli Nut i Geb. Nut, niebieską matkę, malowano na wewnętrznej stronie grobowca, tak że zmarły widział zawsze nad sobą istotę pochylającą się ku niemu z niebios. Na ciele bogini i wokół niego widniały gwiazdy. Jej ręce i stopy dotykały ziemi, a reszta ciała niknęła w niebiosach.
— Wyszedłem z łona matki nagi i nagi będę, powracając do niej — mówili zmarli. — Matka dała i matka odbiera. Niech będzie błogosławione imię matki.

Był też Geb, ojciec-ziemia. Libby i Arthur Colemanowie w swojej książce Ojciec zamieszczają wspaniałe portrety Gęba leżącego plecami na ziemi, z brzuchem i uniesionym fallusem, oboma w kolorze ziemi, sięgającymi ku kobiecie w niebiosach, tęskniącymi do gwiazd. Grecy, a po nich Europejczycy stracili kontakt z kompletem czterech bóstw, zachowując w pamięci tylko dwoje z nich. Kiedy pamięta się tylko dwoje bóstw, płcie polaryzują się i zaczynają się wydawać przeciwstawne. Każda płeć utożsamia się z czym innym; mężczyźni z niebem, kobiety z ziemią. Mężczyźni utożsamiają się z niebem — ogniem, kobiety z ziemią wodą.

Wiele kobiet dzisiaj powiada: Ziemia jest płci żeńskiej.
Pewien mężczyzna powiedział mi, że kiedy słyszy coś podobnego, czuje się, jakby utracił prawo do oddychania. Kiedy zaś mężczyzna powiada: Bóg jest płci męskiej, kobiety czują się, jakby pozbawiono je prawa do modlenia się. Mitologia ma duże znaczenie. Polaryzacja wywodząca się z naszej ułomnej mitologii greckiej zdążyła już wyrządzić ogromne szkody.
Dziś, kiedy mężczyzna lub kobieta śni jezioro, terapeuta przyjmuje, że woda odnosi się do pierwiastka żeńskiego. Tym, którzy znają łacinę, marę (morze) kojarzy się z Marią, a stąd już niedaleko do twierdzenia, że morze jest płci żeńskiej. Ponieważ zaś morze to nieświadomość, nieświadomość jest płci żeńskiej itd.
Opowieść o Żelaznym Janie, jako przedgrecka, nie przeciwstawia sobie ziemi i nieba. Żelazny Jan żyje w wodzie, pod wodą, ale w równym stopniu na lądzie; jego dzikość i włochatość to atrybuty ziemi i jej zwierząt. Ani ziemia, ani woda nie są wyłącznie płci żeńskiej lub męskiej.
Starożytni Celtowie mieli męskiego boga zwącego się Dom-mu, czyli Głębia Wód, i jest możliwe, że bóg ten zamieszkiwał źródło, do którego Dzikus przyprowadził chłopca. Ponieważ w wielu mitach celtyckich źródła strzegą zarówno Dzikus, jak i Dzikuska, właściwe będzie stwierdzenie, że jest ono zarówno rodzaju męskiego, jak i żeńskiego.
Woda w systemach symbolicznych nie reprezentuje pierwiastka duchowego czy metafizycznego (dla których lepszymi symbolami są powietrze czy ogień), lecz życie doczesne. Woda należy do królestwa skromnego pochodzenia, do życia ziemskiego, narodzin z łona, zejścia z wiecznego królestwa na wodnistą ziemię, na której przybieramy ciało złożone głównie z wody. Kiedy nasza mitologia otworzy się ponownie, by dopuścić kobiety do nieba — niebios, a mężczyzn do ziemi — wody — wtedy dystans między płciami zmniejszy się. Biali mężczyźni uznają wówczas ochronę Ziemi za coś bardziej naturalnego, tak jak zawsze uważali rdzenni Amerykanie.

Kończąc nasze omówienie pierwszego dnia, musimy nadmienić, że nie wszyscy młodzi mężczyźni wkładający rękę do wody ujrzą, jak koniuszek ich palca pokrywa się złocistą barwą. Analityk Alexander Mitscherlich powtarza sen młodego Niemca, którego kiedyś leczył. Młody mężczyzna z nieprawego łoża, porzucony przez ojca, trzymał się matki, będąc przez nią jednocześnie rozpieszczany i karany. W jego śnie jadący samochodem starzec, który na miejscu głowy miał czaszkę, wjechał prosto na niego. Potem, jak opowiadał:
— Szedłem długo, wszedłem do parku i spostrzegłem kilka złotych rybek pływających w stawie. Na dnie dojrzałem miasto i usłyszałem bijące dzwony. Włożyłem rękę do wody i przestraszyłem się bardzo, bo kiedy usiłowałem ją wyjąć — ujrzałem, że jej nie mam. Uciekłem i widziałem, że ów starzec goni mnie, celując do mnie z pistoletu. Zobaczyłem błysk i straciłem przytomność (Społeczeństwo bez ojca).
Nie pojawia się żaden pozytywny mentor, czyli Żelazny Jan. Zły starzec stara się dwukrotnie zabić bohatera. Staw ze swoimi złotymi rybkami byłby zadziwiająco podobny do źródła z naszej opowieści, gdyby nie fakt, iż zabiera całą rękę młodzieńcowi. Dzisiejsze gangi uliczne pełne są bezrękich chłopców.

Opowieść: dzień drugi
Następnego ranka chłopiec zasiadł znowu przy źródle, pilnie obserwując jego powierzchnię. Palec ciągle go bolał. Przeczesał sobie dłonią włosy i wtedy, na nieszczęście, wypadł mu jeden włos, trafiając do źródła. Sięgnął od razu do wody i wyjął włos, lecz ten zdążył już pokryć się złotem.
Żelazny Jan pojął, co się stało, w chwili kiedy się zjawił.
— Pozwoliłeś, aby włos wpadł do źródła. Tym ra
zem przymknę na to oko, lecz jeśli zdarzy się to po raz
trzeci, źródło zostanie sprofanowane i nie wolno ci już
będzie zostać ze mną.

Moglibyśmy powiedzieć, że tym razem chłopiec uniósł swój skaleczony palec, co niewiele różni się od zanurzenia. Najpierw mężczyzna zanurza swoją ranę, można by rzec, w psychologicznych wodach, by potem wynieść ją w mitologiczną przestrzeń. Wszystkie baśnie o zranionym kowalu, o Królu Rybaku, którego rana się nie goi, uczą nas traktowania swoich ran w bezosobowy sposób. Wiemy też z opowieści szamanów, że ich skaleczenia były bezosobowe. Powinniśmy pomóc naszym ranom opuścić wąskie granice naszego ciała, dźwignąć je w górę, jak uczyli nasi przodkowie, by przebiły dach domu naszych rodziców, wpasowując się (pozornie tak prywatne) w ponadindywidualny, bezosobowy mit.
Mitologia nadaje doniosłość naszym indywidualnym ranom. Wyczuwanie bólu w konkretnym skaleczonym miejscu nadaje skaleczeniu wagę i włączanie go w ramy archaicznego mitu nadaje mu wagę. Bez uświadomienia sobie tego znaczenia życie mężczyzny będzie zawsze niepełnowartościowe prowizoryczne.
W tej części baśni skaleczony palec zostaje skojarzony z włosami. Włosy pokrywają Dzikusa i Dzikuskę, o czym wiemy z wielu źródeł. Motyw włosów stale powraca w naszej opowieści.
Poszukując kulturowych skojarzeń słowa „włosy”odkrywamy przynajmniej cztery tropy.
Pierwszy dotyczy energii seksualnej. Kiedy młoda Rzymianka zostawała westalką, inne kobiety goliły jej rytualnie głowę. Mnisi w średniowieczu mieli wygolone tonsury, a ortodoksyjne Żydówki do dziś dnia noszą peruki, chowając pod nimi własne włosy.
Obfitość włosów u zwierząt w połączeniu z faktem postrzegania przez nas własnej seksualności jako zwierzęcej czyni to skojarzenie nieuniknionym.
Wąsy u mężczyzny mogą symbolizować jego włosy łonowe. Jeden z moich znajomych zapuścił wąsa, kiedy miał koło trzydziestki. Gdy odwiedził matkę pierwszy raz w swojej nowej postaci, ta rozmawiając z nim patrzyła cały czas gdzieś w kąt pokoju, starając się nie spojrzeć mu w twarz. Włosy mogą zatem oznaczać energię seksualną.
Myśliwi tradycyjnie noszą długie włosy, podobnie jak zwierzęta, na które polują. Włosy mogą zatem oznaczać życie zwierzęce w szerokim sensie, szczególnie życie dzikich zwierząt. Wielu chłopców zapala się do łowów, robi sobie łuki i strzały, organizuje wyprawy myśliwskie, poluje na króliki czy ptaki. Nie zawsze kończy się to dobrze. Chłopiec z dumą przynosi do domu zabitego królika czy drozda; tymczasem wiele kobiet uważa (a także niektórzy mężczyźni), że instynkt łowiecki chłopca jest czymś godnym pożałowania i że należy mu go wybić z głowy. Rodzice Nowej Ery pragną na ogół, by chłopiec ominął etap polowań, osiągając od razu stadium etyczne. Problem wiążący się z takim ominięciem polega na tym, że chłopiec przeżywa w mitologicznym sensie całą przeszłość swojego rodu, która obejmuje również długowieczną tradycję polowań, w których, jak można sądzić, znajdowały przyjemność także kobiety tych czasów.
W erze polowań życie uczuciowe, a nawet religijne mężczyzny było zharmonizowane z lasem i równiną; to polowanie na zwierzęta, jak świadczą rysunki w jaskiniach Dordogne, przynosiło mu świadomość Boga, Jeżeli negatywnie nastawiona matka lub ojciec nie pozwalają chłopcu przeżyć doświadczeń tych pierwotnych czasów, nigdy nie dorośnie on do czasów współczesnych. Mając pięćdziesiątkę, będzie wciąż do swego domu w mieście przywoził jelenia na dachu samochodu.
Włosy nasuwają na myśl nie tylko bliskość wobec zwierząt — czy to przez polowanie! czy oswajanie — lecz również wszelkie formy zwierzęcej gorącokrwistości. Węże — zimnokrwiste — nie mają włosów; włosy symbolizują impulsywną i wybuchową naturę właściwą ssakom: łatwe wpadanie w złość (radzi), ognisty temperament, porywczość, popędliwość, żywiołowość, lwią gwałtowność, tygrysie wybuchy zazdrości.
Czy weźmiemy dyrygentów z ich powiewającymi fryzurami, czy urzędników korporacji z ich przystrzyżonymi włosami, czy wrogich wszelkiej ekstrawagancji tradycjonalistów z włosami na jeża — dozwolona długość włosów wskazuje na stopień stłumienia popędów i skrępowania spontaniczności.
Niektórzy ludzie nie odróżniają pociągu do dzikości od pociągu do agresji. W ostatnich czasach separatystyczne skrzydło ruchu feministycznego, w uzasadnionej obawie przed brutalnością, uczyniło wiele, by oduczyć mężczyzn brutalności.
Wreszcie, włosy sugerują nieumiarkowanie. Włochatość Enkidu, babilońskiego Dzikusa, albo bożka Pana, człowieka—kozła wskazuje, że włosy symbolizują wszystko, co odchyla się od drogi złotego środka, co nie mieści się w granicach kultury umiarkowania. Pan nie jest zamknięty za żadnym ogrodzeniem. Obfite i bezwstydne kaskady opadających kobiecych włosów są peanem na cześć braku umiaru.

Blake powiada:
Droga ekscesów wiedzie do pałacu mądrości. Łączy on włosy z ziemią:
Oczy ognia, nozdrza wiatru, usta wody, broda ziemi.
Kiedy zatem chłopiec z naszej opowieści niechcący wyrywa sobie włos, który spada do źródła, zmieniając się w złoto, dowiaduje się on, że: energia seksualna jest dobra; instynkt łowiecki, naturalny u ssaków, jest dobry; zwierzęca pasja, dzikość i niepohamowana żywiołowość są dobre; brak umiaru, przesada i wyrywanie się — w ślad za Panem — z murów zamku są także dobre.
Włosy łączą się również z myślami. Włosy wypadają z głowy w dzień i w nocy, przypominając więc myśli, które pojawiają się nawet w czasie snu. Mimo wyłączenia świadomości w nocy myśli nadal się pojawiają; niektóre z nich zwane są snami.
Wiadomo, że układ hormonalny i trawienny funkcjonują poza wszelką świadomą kontrolą ego.
— Czy potraficie siłą woli podwyższyć swój wzrost o cal?
Wzrost organizmu, uzupełnianie tlenu, oczyszczanie krwi,. zastępowanie komórek — wszystko to zachodzi bez niczyich świadomych zabiegów.
Zdarza się tak wiele,
kiedy nikt nie patrzy, być może dlatego, że nikt nie patrzy…
Statek piratów przybija pod osłoną nocy, baletnica doskonali sztukę tańca w opustoszałym teatrze.
Planeta krąży i krowy z wolna wypełniają pyski źdźbłami traw.

Włosy oznaczają zatem wszystkie te intuicje, które pojawiają się znikąd, napływając niedostrzegalnymi dla nas kanałami. Oto naukowiec natrafia na rozwiązanie* problemu, z którym borykał się bezskutecznie od tygodni. Friedrich Kekulś na przykład zobaczył we śnie stado węży, a jeden z nich pochwycił swój własny ogon. W tym obrazie Kekulś dostrzegł nagle strukturę pierścienia benzenu.
Malującemu artyście jawią się nie te obrazy, które zamierzał uwieczjuć na płótnie, lecz inne, jakie mu nawet przez myśl nie przeszły. U niektórych osób poznawanie obcych dokonuje się w formie obrazów pojawiających się przed oczyma ich duszy, i to pojawiających się szczególnie wtedy, kiedy nie dążą do takiego poznania. U Yeatsa żuraw mówi14:
Gdzieś na pewno pływa pstrąg, A ja mógłbym go złowić, Gdybym naprawdę zapragnął.
Włosy to intuicja. Włosy to obfitość postrzeżeń, myśli, urazów, obrazów, fantazji czekających w pogotowiu, by się pojawić, kiedy tylko myślimy o czymś innym. Marian Woodman przypomniała pewnego dnia sen swej pacjentki, która od dłuższego czasu musiała pracować, pokonując coraz większy opór wewnętrzny. Kobieta ta miała sen, w którym szła przez gęsty i bagnisty las całe dnie czy tygodnie i kiedy sądziła, że dochodzi już do końca lasu, znalazła się nad szeroką i niebezpieczną rzeką. Przygnębiona i zniechęcona natrafiła wzrokiem na zalesioną górę po drugiej stronie rzeki. Ujrzała, że ktoś na zboczu góry wyrąbuje ścieżkę wiodącą ku rzece.
Jeśli człowiek podejmuje działanie, podejmuje działanie i jego dusza. Kiedy włos dotyka wody, dusza pokrywa go złotem. Taka jest już najwidoczniej jej natura. Owa woda źródlana, w której pływają złote węże i ryby, to sama dusza, która nie uczyni nic, jeśli wy nie uczynicie niczego; lecz jeśli wy rozpalicie ogień, ona narąbie drew; jeśli wy zbudujecie łódź, ona stanie się morzem.
Możliwe, że nasze sny są odpowiedzią na określone słowne strzały lub gesty ciała na jawie. Woda odbiera cios czy pocałunek, jako gest skierowany do niej, i odpowiada obrazem czy opowiadaniem, a może i całym snem, tak rozbudowanym jak sen Hamleta. Rainer Maria Rilke pisze:
Moje spojrzenie spoczęło już na słonecznym wzgórzu,
tyle dróg przebyłem od progu swej podróży.
Bo włada nami dziwna moc, nad którą nie mamy władzy,
i oślepia wewnętrzne światło, nawet z oddali,
nawet jeśli nie zdołamy dojść — i odmienia nas,
czyniąc kimś więcej, kimś, kto uzmysławia nam,
czym naprawdę jesteśmy. Gestem zaprasza jeszcze dalej, odpowiadając
naszej własnej fali… Zbliżamy się doń, czując jak wiatr chłoszcze nas po twarzy.

Owa szczodra odpowiedź świętego źródła zależy od dokonania poważnego i zdecydowanego wysiłku przez mężczyznę czy kobietę. W naszej opowieści polegałby on na kradzieży przez chłopca klucza spod poduszki matki, jego decyzji, by wypuścić Dzikusa z klatki i pójść razem z nim, oraz jego
zgody na czuwanie przy źródle i podjęcie wyznaczonych przez Dzikusa zadań.
Można by powiedzieć, że chłopiec nauczył się rozpoznawać różnice między przestrzenią świecką a przestrzenią rytualną. Przestrzeń rytualna zwraca mężczyźnie czy kobiecie pewne wartości, na których przyjęcie są oni przygotowani dzięki samodyscyplinie i wewnętrznemu spokojowi.

Opowieść: dzień trzeci
W trzecim dniu czuwania przy źródle chłopiec podjął silne postanowienie, że bez względu na to, jak by go palec bolał, nie będzie szukał ulgi w wodzie. Czas mijał powoli i chłopiec zaczął przyglądać się odbiciu swojej twarzy w wodzie. Chcąc spojrzeć sobie prosto w oczy, zaczął się coraz silniej pochylać nad lustrem wody. Nagle jego długie włosy opadły mu na czoło i stamtąd do wody. Cofnął głowę, lecz było już za późno: każdy jego włos był pokryty pozłotą świecącą niczym samo słońce. Teraz dopiero chłopiec się przestraszył! Wyjął chustkę i zawiązał ją sobie na głowie, aby ukryć przed Dzikusem to, co się stało. Kiedy jednak pojawił się Żelazny Jan, zorientował się od razu.
— Zdejmij chustkę z głowy — powiedział.
Złote włosy opadły wtedy na ramiona chłopca i było to wymowniejsze niż wszelkie jego słowa.

Chłopiec trzyma teraz ręce za plecami. Nie wyciąga tym razem rąk, lecz wytęża wzrok. Szuka wokół oczyma,, tym pilniej, że wyczuwa w jakiś tajemniczy sposób podniecającą obecność złota nawet w czystej wodzie. Skupia się na swojej twarzy, wreszcie na własnych oczach. Wiadomo, że wstyd często powstrzymuje nas od spojrzenia w oczy innym — lub samemu > sobie. Kiedy wszakże spoglądamy we własne oczy — czy to w lustrze, czy to odbyające się w wodzie — mamy wówczas nieodparte wrażenie, silne i zadziwiające, że ktoś patrzy na nas z drugiej strony.
Rilke napisał o swojej twarzy w lustrze:
Nad brwiami skamielina stanowczości, odziedziczona po nieugiętych przodkach
o wysokim czole. Z oczu bije dziecięca odwaga, choć przetrwała także odrobina żalu i pokory, której nie towarzyszy duma robotnika, lecz uniżoność sługi i kobiety… Ta twarz przywodzi zaledwie sugestię spełnienia. I nigdy się nie rozpogodzi — ani w smutku, ani w rozkoszy; jakby trudziła się
nad wiecznym zadaniem.
A jednak, umęczona trudem wspomnień, przeczuwa, że Ktoś wyznaczył jej dożywotnią pracę.
Doznanie wrażenia, że ktoś patrzy na nas z drugiej strony, jest często niemal objawieniem. Jeśli mieliśmy jakiekolwiek wątpliwości co do istnienia wewnętrznej duszy, porzucamy je natychmiast. Gdy spoglądamy w lustro, z drugiej strony patrzy na nas ktoś badawczym wzrokiem, poważnie i czujnie, nie mając zamiaru nas pocieszać; w oczach patrzących na nas wyczuwamy więcej głębi, niż czujemy zwykle w swoich własnych oczach zajętych patrzeniem na świat. Jakie to dziwne! Któż może tak patrzeć na nas? Dochodzimy do wniosku, że jest to druga część nas samych, połowa, którą zwykle staramy się ukryć, patrząc na innych — i ta ciemniejsza i poważniejsza połowa oddaje nam spojrzenie w rzadkich tylko wypadkach. Antonio Machado powiedział:
Poszukaj swojej obcej połowy, która zawsze będzie z tobą, próbując cię, zwyciężyć.
Osoba wpatrująca się w lustro uzyskuje świadomość swej drugiej połowy, swego cienia czy ukrytego ja”; uświadomienie sobie owego ukrytego ,ja” stanowi właściwy cel wszelkiej inicjacji. Doświadczenie uczy nas, że oczy, które widzimy, nie są po prostu „nasze”, lecz że należą do kogoś innego, niezupełnie odpowiadającego komuś znanemu pod danym nam przez rodziców imieniem Edward, Robert czy Adam.,
Oczy te należą do jakiejś innej istoty, z którą nigdy się nie zetknęliśmy. Juan Ramon Jimenez napisał16:
Nie jestem sobą.
Jestem tym,
Który idzie obok, lecz ja go nie widzę, Tym, kogo chciałbym odwiedzić czasem, Lecz niekiedy zapominam o nim. Tym, co wybacza, pełen słodyczy, kiedy nienawidzę, Tym, co milczy, kiedy mówię, Tym, co przechadza się, kiedy pozostaję w domu, Tym, co przeżyje, kiedy ja umrę.
Ten, kogo widzimy w lustrze, jest kimś skomplikowanym, i spojrzenie, trwające w baśni jedną chwilę* w życiu może ciągnąć się kilka lat. Ktoś odpowiadający nam spojrzeniem to cień człowieka, jego ciemna strona, a jednocześnie jego duchowy bliźniak, jasny cień. Norweski poeta Rolf Jacobsen powiada o nim:
twój biały cień, biały cień, z którym próbujesz walczyć, lecz zawsze będzie z tobą.
Gnostycy mówili wiele na temat bliźniaka, który miałby oddzielać się od nas w chwili narodzin. Nasz bliźniak zachowuje duchową wiedzę przekazaną nam przed urodzeniem. Nasz bliźniak (czy bliźniaczka), pojawiając się ponownie w naszej psychice, domaga się od nas powagi i głębi.
Jakiemuś dorosłemu, na przykład, mogłoby się przyśnić, że nieznajomy wchodzi do jego mieszkania, przesuwa meble, zabiera klejnot lub pozostawia mu inny klejnot. Pewien mój znajomy, oddając się kiedyś medytacji, ujrzał nagle na końcu korytarza człowieka ze światła, mającego ze trzy metry wzrostu, z włócznią w dłoni. Człowiek ten zbliżył się i rzekł:
— Jeśli nie uczynisz czegoś ze swoim życiem, zabiorę ci je.
Mój znajomy miał wówczas trzydzieści osiem lat.
Mówiliśmy o „tym drugim”, którego widzimy czasami, patrząc w lustro. W naszej opowieści lustra nie ma; jest ono tworem przyrody czy też, dokładniej mówiąc, jest przyrodą.
Można by powiedzieć, że chłopiec z naszej historii ujrzał oczy, jakimi spoglądała na niego przyroda.

Nasze opowiadanie daje do zrozumienia, że my, tj. istoty ludzkie, nie jesteśmy jedynym źródłem uporządkowanej inteligencji oraz świadomości. „Oczy w wodzie” można traktować jako symbol świadomości przyrody, inteligencji istniejącej „na zewnątrz nas”. Ani „świadomość”, ani „inteligencja” nie są tu zapewne najtrafniejszymi określeniami. Ludzie wymyślili słowo „świadomość” dla określenia, swej szczególnej formy odczuwania, ale świadomość przyrody to ani inteligencja, ani czucie, ani przytomność, ani świadomość. Mieści się ona gdzieś pomiędzy tymi słowami. Blake pisał18:
Skąd wiesz, że każdy ptak, który przeszywa przestrzeń, Nie jest nieobjętym światem rozkoszy, ucieleśnionym
w twoich pięciu zmysłach?
Lubię to wyrażenie: „Skąd wiesz, że każdy ptak…”
Musimy teraz zrobić jeszcze jeden krok. A może byśmy zamiast określać inteligencję w przyrodzie za pomocą tak abstrakcyjnego terminu jak „świadomość” lub nawet wyrażenia w rodzaju „nieobjęty świat rozkoszy” przedstawili ją sobie jako osobowość?
Niektórzy antropologowie snują domysły, że tak właśnie postępowali pierwotni myśliwi.
Rodzima kultura amerykańska pełna jest legend przekazujących obraz takiej właśnie osobowości. Plemię ludzkie i plemię bizonie łączą się poprzez przywódcę bizonów, albo też święty biały bizon ogłasza się jednocześnie bizonem i bogiem. Myśliwi spełniają przypadającą na nich część rytuału czy zadania, a plemię bizonów włącza się do polowania.
Wolno przypuszczać, że rodowici amerykańscy myśliwi widzieli ową istotę — ni to zwierzę, ni to boga, ni to człowieka — swymi wewnętrznymi oczyma; jest też oczywiste, że widzieli go również artyści z jaskiń Dordogne. t Kobiety widziały swoimi wewnętrznymi oczyma inną istotę, którą nazwały Wielką Matką; i pewnie przez tysiące lat kobiety podczas porodu zaciskały w dłoniach jej posążki.
Możemy brać pod uwagę możliwość, że chłopiec z naszej opowieści dostrzega w naturze jakąś osobowość odpowiadającą mu spojrzeniem i że właśnie dlatego jego włosy złocieją. Ale nic ponad to stwierdzić nie można. Baśń przekazuje nam jedynie obraz chłopca spoglądającego w wodę, a jak go będziemy interpretować — to już nasza sprawa.
Jest to dziwny obraz. Chłopiec siedzi przy źródle. Większość z nas pamięta z greckiej mitologii lepiej znaną scenę: Narcyz siedzi nad wodą. Opowieść rozpoczyna się w momencie, kiedy Narcyz odłączył się już od swoich towarzyszy łowów. Już sam ten fakt jest interesujący. Okazuje się, że także Hera gniewa się na niego. Bogini wysyła nimfę o imieniu Echo, która ma powtarzać za Narcyzem każde jego słowo. Narcyz znajduje się w zamkniętym kręgu. Gdzie się nie zwróci, napotyka tylko siebie. No i stało się, że kiedy spojrzał w dół, zakochał się we własnym obliczu. Chłopiec u źródła Żelaznego Jana, strzeżonego czy chronionego przez Dzikusa, nie zakochuje się we własnym obliczu, lecz potrafi dostrzec w wodzie świadomość właściwą przyrodzie jako takiej. Wyrywa się, żeby tak powiedzieć, ze swego zamkniętego kręgu, i na tym polega istotna różnica między obiema historiami.
Wyjście w świat

Można by podsumować dotychczasowe rozważania, mówiąc, że po uświadomieniu sobie przez mężczyznę istnienia swego psychicznego bliźniaka i dojrzeniu przezeń inteligencji w przyrodzie (jej świadomości), włosy mężczyzny złocieją — ma on „złotą głowę”.
Zwróćmy uwagę na bardzo młody wiek owego złoto głowego chłopca. A z faktu, że przykrywa głowę chustką, można wnosić, iż uważa on, że pokazywanie jej nie jest właściwe ani pożądane.
Minęły trzy dni według rytualnego czasu. Licząc według naszego czasu, mogłoby to być piętnaście lat. Mistrz dokonujący inicjacji dał chłopcu zadanie, z którego trzykrotnie się nie wywiązał. Mimo to jednak chłopiec za każdym razem otrzymuje dar. Źródłem niepowodzeń naszego bohatera był odczuwany przezeń ból oraz zwykła ludzka niezdolność do ciągłej koncentracji uwagi. Ale woda, z którą chłopiec wszedł w pewien związek, udziela mu daru. Wnioskujemy stąd, że przyjęcie zadania inicjacyjnego jest ważniejsze od samego wypełnienia lub niewypełnienia go. Innymi słowy, chłopiec postąpił słusznie.
Żelazny Jan mówi do niego:
— Nie możesz tu już pozostać, ponieważ nie wytrzymałeś próby. Idź teraz w świat. Nauczysz się tam, czym jest bieda. Ponieważ jednak nie dostrzegam zła w twoim sercu i życzę ci dobrze, ofiaruję ci coś: kiedy tylko znajdziesz się w kłopotach, idź na skraj lasu i zawołaj: „Żelazny Janie! Żelazny Janie!” Przyjdę do ciebie wtedy i pomogę ci. Moja moc jest wielka, większa niż mógłbyś uwierzyć, i mam też mnóstwo złota i srebra.
Te trzy dni u źródła pozwoliły nam przynajmniej częściowo poznać sposób postępowania Dzikusa. Kiedy słyszymy słowo „dzikus”, przychodzi nam na myśl potwór czy barbarzyńca, ale na tym etapie naszej historii powinno już być jasne, że Dzikus bliższy jest nauczycielowi medytacji niż barbarzyńcy czy bestii. Przypomina on w jakiejś części rabina nauczającego kabały, w innej części strażnika tradycji misteriów, w jeszcze innej — boga łowów.
Sądzimy niekiedy, że dzisiejsza inicjacja polega na przejściu bierzmowania, obrzędu Bar Mitzwah albo otrzymaniu prawa jazdy. Tymczasem dostąpić prawdziwej inicjacji, oznacza otworzyć się na wspaniałość drzew, gór, lodowców, koni, lwów, traw, wodospadów, jeleni. Potrzebne nam jest i odludzie, i dynamizm sił przyrody. Wystarczy odciąć człowieka od wodospadu, a uśmierci go tygrys.
W baśni o Żelaznym Janie zachowały się wspomnienia o obrzędach inicjacyjnych dla mężczyzn, sięgających — w północnej Europie — dziesięciu lub dwudziestu tysięcy lat wstecz. Zadanie Dzikusa polega na nauczeniu młodego człowieka, jak bogata, różnorodna i wielostronna jest jego męskość. Ciało chłopca dziedziczy fizyczne zdolności rozwinięte przez zmarłych dawno temu przodków, a jego umysł przejmuje w spadku władze ducha i duszy uformowanej przed wiekami.
Zadanie mistrza inicjacji, czy byłby nim mężczyzna, czy kobieta, polega na dowiedzeniu chłopcu czy dziewczynce, że nie składają się jedynie z krwi i kości. Mężczyzna nie jest jedynie maszyną służącą ochronie, polowaniu i reprodukcji, tak jak kobieta nie jest wyłącznie maszyną służącą do ochrony, zbieractwa i reprodukcji; każde z nich posiada pragnienia, które daleko wykraczają poza wymogi fizycznego przetrwania. William James podnosi „liczbę oraz urojony i zbędny charakter” wielu potrzeb ludzkich.
Wszystkie metafory w opowieści o Żelaznym Janie odnoszą się do życia ludzkiego w ogóle, ale ich właściwym adresatem jest męska psychika. To od młodego mężczyzny żąda się zagłębienia we własne rany, wzniesienia się do królestwa „bliźniaka” oraz poziomego rozszerzenia się na świadomość, jaka jest w drzewach, wodzie, zwierzętach i tysiącu innych zjawisk i sił przyrody. Kiedy młody mężczyzna osiąga te trzy spełnienia, czyli kończy te trzy podróże — jego włosy złocieją. Nie rozwiązuje to wszystkich jego problemów; przeciwnie — przynosi nowe; jednym z nich jest sama złota głowa.

Komunikacja Seksualna – David DeAngelo

Jest to tłumaczenie skoroszytu do szkolenia pod tym samym tytułem, materiał składa się z czterech części.

Tytuł oryginalny: Sexual Communication

Szkolenie można kupić na stronie: http://www.doubleyourdating.com/catalog/sexualcommunication.html

 Tłumaczenie: Elżbieta Murzińska i BladyMamut

 

Część 1:  Historia, Teoria, Tło

 

Komunikacja Seksualna‚ odsłania tajemnicę tego jak sprawić by kobieta poczuła do Ciebie silny pociąg seksualny poprzez to w jaki sposób się z nią komunikujesz.

Nie musisz być wysoki, bogaty, przystojny, albo młody żeby przyciągać kobiety… Ponieważ przy użyciu wyłącznie sekretów ‚Komunikacji Seksualnej’ możesz sprawić że kobieta  poczuje silne przyciąganie do Ciebie.

 

Niektórym mężczyznom zaskakująco dobrze powodzi się z kobietami 

Poniżej podaje kilka dziwnych przykładów od moich przyjaciół, którzy mają bardzo duże powodzenie u kobiet:

Robert spotyka się tylko z wyjątkowo pięknymi blondynkami; ale kiedy natykamy się na taką podczas naszego wyjścia razem, Robert trzyma swoją głowę podniesioną wysoko a swojego drinka sączy prawie w arogancki sposób.

Chris potrafi podejść do jakiejkolwiek zjawiskowej dziewczyny i powiedzieć “cześć” w totalnie wyluzowany sposób, a w większości przypadków kobiety odpowiadają na jego zaczepki w ciągu kilku minut drocząc się z nim i flirtując  gdziekolwiek by nie poszedł,  zawsze ma z kim iść na randkę.

Greg zawsze poderwie jakąś dziewczynę i używa specyficznego rodzaju zachowania: kiedy spotka dziewczynę, która mu się podoba, niedługo po tym jak zaczną rozmawiać prowadzi ją z jednej części klubu w drugi; np. od baru na parkiet. Nie pyta tylko po prostu prowadzi.

Kiedy Anthony  jest w klubie ze swoją super atrakcyjną dziewczyną,  ona zwykle kręci się wokół niego. Co kilka minut wraca do stolika i oplata go swoimi rękami lub całuje go, jednak bez względu na to co ona robi, on nie ustawia górniej części swojego ciała w jej stronę. On może odwrócić głowę lub ją pocałować, ale zwykle pozwala  JEJ dostosować się do JEGO postawy.

Kiedy Eric osiągnie seksualne napięcie w rozmowie lub kobieta okazuje jakieś znaczące sygnały w rodzaju „nie wierzę, że właśnie to powiedziałeś”, on mruży oczy i mówi „taaak” ze spokojnym, zadowolonym tonem głosu.

David otwarcie sprawdza ciało kobiety wzrokiem, a gdy ona to skomentuje po prostu mówi „poczekaj, jeszcze nie skończyłem”.

Terry tańczy z jedną kobietą, potem następną i następną… nie zwracając potem na nie uwagi – dopóki któraś z tych  kobiet sama nie podejdzie do niego i nie będzie się starała sama zwrócić jego uwagę.

Rick najczęściej umawia się z super gorącymi kobietami, które są biseksualne i zwykle w ciągu pięciu minut od rozpoczęcia rozmowy pyta czy jest biseksualna kobiety.

Zapytany o opinie przez piękną dziewczynę w seksownej sukience, która przymierza ubrania Simon odpowadał „Masz coś innego?”

Rick ciągle droczy się z  kobietami gdziekolwiek się nie pojawi, nawet najbardziej gorące striptizerki w klubie stojące przed nim nago, śmieje się z nich, ale o dziwo później każda z nich całuje go w ciągu następnych kilku minut i często wracają z nim do domu.

Craig przechodzi koło baru i przedstawia się każdej kobiecie, a potem po prostu odchodzi.

Mój inny znajomy upiera się, żeby podejść do kobiety w czasie pierwszych 3 sekund od kontaktu wzrokowego, albo będzie po wszystkim.

Pewnej nocy poznałem dziewczynę i od razu o coś się pokłóciliśmy, prawdziwa słowna walka, a około 60 do 90 minut potem ta sama dziewczyna siedziała na moich kolanach i przymilała się do mnie. Jej przyjaciółka błagała mnie, abym zapytał o jej  numer telefonu, ponieważ bez niego nie zamierza wyjść dopóki nie będę go miał.

Żadna z tych historii nie ma sensu, przynajmniej w „logicznym” sensie. Pewnie większość traktuje je jako „łut szczęścia”, brzmią one wbrew intuicji. O co więc chodzi?

 

Są Oni Mistrzami ‚Seksualnej Komunikacji’

Wszyscy znamy gości, którzy niezwykle dobrzy z kobietami. Zwykle nie są wcale najwyżsi, najbogatsi lub najprzystojniejsi.

Ale mimo tego to oni zdobywają atrakcyjne kobiety.

Ci faceci wiedzą coś czego większość  mężczyzn nie wie. Oni dosłownie, mówią oni innym językiem kiedy mają do czynienia z kobietami. Nazywam ten język „Komunikacją Seksualną.”

Seksualna komunikacja to inny język. Różni się od większości “typowej” komunikacji… ale nie różni się jak język angielski od hiszpańskiego. To jak różnica między angielskim i matematyką lub między angielskim i binarnym kodem komputerowym.

Musi być rozpoczęta natychmiastowo… musisz od razu ustawić kontekst poprzez  jego  odpowiednie użycie. Jeśli tego nie zrobisz, nie „rozwinie” się z czasem. Drzwi pozostaną zamknięte, a okazja zniknie na zawsze.

 

Nieuchwytna oczywistość

Jeśli byłby jakiś inny mówiony język, jak mógłbym przekonać cię o jego istnieniu? Jeśli takowy język jest, a ty nie miałbyś o nim pojęcia, nigdy byś go nie szukał, ani nie zauważył.

Wiedza o tym za czym patrzeć, umiejętność obserwacji i tworzenie wzorców jest tym co jest potrzebne do nauczenia się języka „Komunikacji Seksualnej”. Popatrz na poniższy diagram który przedstawia komunikację dwóch ludzi:

 

Komunikacja Seksualna

 

 

Wszyscy posiadamy “osobowość społeczną/maskę społeczną(persona)” którą rozwinęliśmy w obecności innych ludzi. Myśl o niej jak o zewnętrznej skorupie, która chroni nas przed obcymi – którzy mogą nas wyśmiać, umniejszyć lub wykorzystać. Nasza maska przestrzega zasad etykiety społecznej i dzięki niej nie zostaniemy skrzywdzeni poprzez zbytnie odsłonienie się wobec innych. (Ci którzy są zaznajomieni z Freudem, myśl o niej jako o Super-Ego.)

Wewnętrzne ja” jest dużą bryłą potrzeb i pragnień w które jesteśmy wyposażeni przez naturę: jedzenie, schronienie, akceptacja i seks (Freudowskie „Id”). Możesz nauczyć się przełamywać przez maskę te i komunikować się bezpośrednio z rdzeniem  – oraz drzemiącymi seksualnymi pragnieniami wewnątrz.

Jeśli mówisz tym potężnym językiem prawidłowo, ONA BĘDZIE SEKSUALNIE PRZYCIĄGANA, CZY TEGO CHCE CZY NIE.

 

Przyciąganie (atrakcyjność) kontra Przywiązanie

Większość facetów próbuje PRZEKONAĆ kobietę, żeby poczuła przyciąganie do nich poprzez komplementy lub prezenty itp lub MAJĄ NADZIEJĘ, że to się stanie, jeśli będą po prostu „miłymi facetami”. Ale to nigdy nie zadziała.

To czego nie rozumieją to różnica między ATRAKCYJNOŚCIĄ a  ‚przywiązaniem’. Przyciąganie/atrakcyjność to nie kwestia wyboru i albo dzieje się od razu, albo w ogóle. Jeśli czekasz, chodzisz na randki itp, może rozwinąć się przywiązanie, ale nigdy przyciąganie. Przywiązanie przynosi przyjaźń, atrakcyjność/przyciąganie przynosi pasję.

Mówiąc prościej, wewnętrzna seksualność jest chroniona przez maskę społeczną dopóki nie zaczniesz komunikować się bezpośrednio poprzez nią. Kiedy już wiesz jak, możesz w ten sposób sprawić, że kobieta poczuje seksualny pociąg bardzo szybko. Bez potrzeby prezentów, obiadów czy komplementów.

Wierzę, że wszyscy mężczyźni rodzą się z umiejętnością komunikowania na tym poziomie i wzbudzania wewnątrz kobiety seksualnego przyciągania. Różnorodne źródła, w tym nasza kultura, religia itp., pogrzebały tą naturalną umiejętność i nie pozwoliły się jej rozwinąć… albo może po prostu nigdy nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że ją posiadamy.

Celem tego programu jest pomoc w zrozumieniu i rozwinięciu twojej naturalnej magnetycznej części siebie, która zawsze w Tobie była.

Aby wyjaśnić ci dlaczego wierzę w tą umiejętność mimo, że jest ona ukryta, popatrzmy na ludzką biologię, seksualność i ewolucję.

 

Teoria seksualna, biologia i ewolucja

Mężczyźni i kobiety wykształciły fascynujące seksualne różnice przez ostatnie kilka setek milionów lat. Te różnice są  ukryte w naszej podświadomości nadal w dużym stopniu wpływają na wszystko co robimy.

Mężczyzna produkuje 500 milionów plemników, ale tylko 1% plemników odpowiada za zapłodnienie jajeczka – reszta to plemniki-wojownicy zaprojektowane do walki z plemnikami innych mężczyzn.

Dlaczego rozwinął się u nas tego typu system współzawodnictwa?

Ponieważ mimo, że myślimy o kobietach jako istotach monogamicznych, to KOBIETY OSZUKUJĄ.

Na całym świecie, 10 % ludzi ma innego ojca niż im się wydaje, w niektórych miejscach nawet dwa razy tyle.

O dziwo, kobiety są biologicznie zachęcane do oszukiwania. Szczyt kobiecego pożądania zachodzi przy owulacji, a kobiety mające romans przeważnie uprawiają seks w tym okresie właśnie ze swoim kochankiem, a nie ze swoim prawnym partnerem w swoim najbardziej płodnym czasie.

Co więcej, kobiety łatwiej osiągają orgazm – powiększający prawdopodobieństwo zajścia w ciąże-z kochankami niż oficjalnymi partnerami.

Te odkrycia ujawniają zadziwiające popędy kobiet. Takie zachowanie jest świadomie racjonalizowane, ale nie da się zaprzeczyć, że biologiczne impulsy cały czas działają w tle.

 

Instynktowne zaloty

W królestwie zwierząt, nie ma”słów” czy “tekstów na podryw”. Nie ma szans, aby powiedzieć „Przepraszam, że przeszkadzam, ale jesteś piękna. Nie chciałabyś się ze mną umówić pojutrze?”

Ale mimo tego wszystkie zwierzęta wiedzą jak się do siebie zalecać i reagować na zaloty. Każdy gatunek wie czego  szukać i jak reagować, jeśli jest  zainteresowany lub nie.

Obserwuj dwa motyle latające wokół siebie w kółko… albo dwa ptaki odbywające taniec godowy. Następnym razem kiedy oglądasz Discovery, pomyśl o zadziwiającym fakcie, że żadne z tych zwierząt nigdy się nie ‚uczyło’ jak przyciągać drugie, ale miało tą wiedzę w sobie od urodzenia…

Jako ludzie, wierzę, że mamy takie same umiejętności. Tyle że, jak już wspomniałem wcześniej z różnych przyczyn te naturalne siły nie zostały należycie rozwinięte w większości mężczyzn.

Ludzka seksualna ornamentacja(taniec godowy) jest bardziej skomplikowana niż pióra pawia czy nawoływania ptaków, albo rozmiar poroża jeleni. Większość mężczyzn nie zdaje sobie sprawy co jest ich seksualną ornamentacją, a jeszcze mniej jak ją zademonstrować…

Co stawia nas powyżej zwierząt to nasza zdolność do świadomego myślenia. Podczas gdy mięśnie są atrakcyjne, zaloty zależą też od naszych umysłów: sztuki, humoru, muzyki, itd.

Aby kultywować swoje moce seksualnej komunikacji, WAŻNE jest, abyś zdał sobie sprawę,że będziesz musiał ROZWINĄĆ coś co jest w Tobie, a nie, że jest to coś kompletnie ci obcego. Im bardziej się rozwiniesz, tym  bardziej będziesz czuł, że te umiejętności staną się dla Ciebie naturalne w użyciu  i tym lepszy się staniesz w przyciąganiu płci przeciwnej.

Tak jak wszystko inne, jeśli powiedzmy, że nigdy wcześniej nie korzystałeś z tych mięśni, początkowe kroki mogą być trudne. Ale kontynuuj.  Z czasem jak Twoje umiejętności wzrosną będzie ci szło coraz lepiej i zaczniesz odnosić coraz większe sukcesy. .

 

Zauważ: może będziesz musiał zrezygnować z idei, poglądów, przekonań lub innych kwestii jakie są drogie twojej obecnej tożsamości. Może się to wiązać ze zmianą tego jak wyglądasz, chodzisz, mówisz, zachowujesz się, komunikujesz i myślisz.

Dla większości ludzi to nie jest łatwe. Na razie, miej otwarty umysł podczas gdy będziemy zagłębiać się coraz głębiej i głębiej w materiał. Kiedy kawałki układanki zaczną się układać w całość  i zaczniesz zauważać je w świecie, będzie ci to przychodziło łatwiej.

 

Proces komunikacji seksualnej w 4 krokach

Jeśli chodzi o atrakcyjność/przyciąganie, wiele zasad komunikacyjnych jest odwróconych lub postawionych na głowie. Jeśli coś nie działa tak jak tego oczekiwałeś, porzuć swoje dotychczasowe przekonania i zacznij na nowo.

Zaraz ujawnię etapy seksualnej komunikacji i opisze każdy krok w szczegółach w kolejnych częściach tej książki.

 

Na razie, poniżej jest cztero stopniowy proces seksualnej komunikacji:

1. Wzbudzić przyciąganie (iskrzenie) lub chemie (flirtowanie, rozpoczęcie rozmowy, zaczynając z cwanym „niegrzecznym” poczuciem humoru)
2. Budowanie seksualnego napięcia  (bycie zadziornym i zabawnym, arogancja)

3. Wzmocnienie przyciągania (dwa kroki do przodu, jeden w tył,  nagłe opuszczenie domu)
4. Przejście do kontaktu fizycznego (wąchanie, dotykanie, lekkie pocałunki,  itd..)

 

 

Moc Przekonań

Jeśli wierzysz, że rzeczy mają się tak a nie inaczej, zrobisz wszystko czego się nauczyłeś, aby udowodnić, że masz rację, niż zobaczyć nowe sposoby. Chciałbym żebyś zdał sobie sprawę, że istnieje inny język jakim posługują się ludzie wokół ciebie. To jest język Seksualnej Komunikacji. Jeśli nauczysz się mówi tym językiem zaczniesz sprawiać, że kobiety będą czuły mocne seksualne przyciąganie do Ciebie.

Zróbmy więc krótkie ćwiczenie na  ‚Identyfikowanie ograniczających przekonań’:

  • Wypisz 10 przekonań dotyczących twoich umiejętności przyciągania kobiet
  • Pomyśl skąd się wzięły, co je zapoczątkowało
  • Do każdego przekonania znajdź prawdziwą lub hipotetyczną sytuację, która udowadnia, że jest on nieprawdziwy, i użyj tego, aby zwątpić w to przekonanie
  • Teraz wypisz nowe przekonanie jakim chciałbyś zastąpić stare
  • Wypisz 10 pozytywnych zdań w czasie teraźniejszym o twoich nowym przekonaniu
  • Napisz 10 afirmacji każdego dnia  przez najbliższe 30 dni i wyobraź sobie sukces jaki  z nich płynie jako, że wierzysz w niego coraz bardziej i bardziej

 

Na przykład:

  • Denerwuję się kiedy rozmawiam z atrakcyjną kobietą
  • Zacząłem tak myśleć gdy ładna dziewczyna w gimnazjum mnie odrzuciła
  • Nie jestem nerwowy kiedy uczę fizyki, nawet gdy studentki są ładne
  • Mogę być spokojny i pewny siebie w każdej sytuacji
  • Jestem spokojny i pewny siebie w każdej sytuacji

 

Ćwiczenie 2:

Zdobądź  książkę Juliusa Fasta Mowa Ciała  – przeczytaj rozdział  7 Milczący Język Miłości [PL] I pomyśl o tym co się dzieje z głównym bohaterem Mike’iem.

 


 

 

Część 2: Pojęcia i zasady

W tej części omówię zasady zachowania w seksualnej komunikacji, niektórych postawach oraz prostych niepisanych zasadach, jeśli chodzi o tworzenie seksualnego napięcia. Poza tym – jak poradzić sobie w najczęstszych sytuacjach gdy mamy do czynienia z kobietami.

 

Jak kobiety traktują mięczaków/łajzy

Czy kiedykolwiek miałeś do czynienia z kobietą, która miała wobec ciebie niestworzone wymagania, a jej zachcianki sprawiały, że miałeś wręcz nieprzyjemne uczucie w żołądku, ponieważ nie wiedziałeś co robić, ale mimo to zrobiłbyś wszystko, żeby się jej przypodobać?

Czy kiedykolwiek uganiałeś się za kobietą i próbowałeś sprawić jej przyjemność lub ubłagać, ale jej reakcja mówiła ci, że nie udało ci się tego osiągnąć?

Czy kiedykolwiek poświęciłeś kobiecie wszystkie swoje siły i wysiłki…. zrobiłeś wszystko co w twojej mocy żeby jej pokazać, że ci na niej zależy… a mimo tego cię odtrąciła?

Czy kiedykolwiek kobieta wybrała zamiast ciebie dupka lub drania… lub co gorsze, zdradziła cię z takim typem?

 

Dlaczego tak się dzieje?

Cóż, jest to kombinacja różnych czynników.

Kobiety są przyciągane do pewnych cech naturalnie. Jeśli nie pokazujesz takich cech i nie tworzysz wrażenia w jej umyśle, że ucieleśniasz takie cechy, nie poczuje pociągu do Ciebie… a często wręcz SZYBKO zechcą sprawdzić w jakim stopniu jesteś ŁAJZĄ.

Kobiety ciągle sprawdzają swoich mężczyzn, a jeśli ich testy nie kończą się zadowalającym dla nich wynikiem, z czasem stają się coraz cięższe i intensywniejsze… do czasu aż odejdzie.

Jeśli kobieta TRACI swoje ZAINTERESOWANIE mężczyzną, zaczyna czuć się niekomfortowo i robi wszelkiego rodzaju dziwne i nietypowe rzeczy… które zwykle kończą się jej odejściem do innego mężczyzny… i nie jest to coś niezwykłego, że taki mężczyzna ma nadużywającą/wykorzystującą osobowość, którego Seksualna Komunikacja powoduje PRZYCIĄGANIE (innymi słowy, jest atrakcyjny).

 

Wracając do etapów komunikacji seksualnej       

W poprzedniej części wspominałem, że istnieje specyficzna sekwencja Seksualnej Komunikacji. Przyjrzyjmy się temu i dowiedzmy się więcej o szczegółach.

  1. Zaiskrzenie przyciągania/pociągu lub chemii (flirt, rozpoczęcie rozmowy, zaczęcie od cwanego/zadziornego humoru/żartów)
  2. Budowanie napięcia seksualnego (zadziorność i zabawa, arogancja)
  3. Rozwijanie/wzmacnianie przyciągania (dwa kroki do przodu, jeden do tyłu… opuszczenie natychmiastowo domu)
  4. Kontakt fizyczny (wąchanie, całowanie itd.)

Pozwól, że cię spytam… Czy kobiety podejmują decyzje na temat „męskości” mężczyzny oraz jego „pewności siebie,” „seksualnej świadomości” itd. świadomie czy podświadomie? Czy podejmują te decyzje powoli, z biegiem czasu… czy w jednej chwili?

Podejmują je szybko i podświadomie. Kobieta nie wybiera tego jak będzie odczuwać te wszystkie czynniki, po prostu wyczuwa czy dany mężczyzna je posiada czy też nie.

Inne pytanie: jakie SYGNAŁY/WSKAZÓWKI wpływają na to jak kobieta na podświadomym poziomie zorientuje się czy mężczyzna jest seksualnie świadomy i pewny siebie czy też nie? Jak możesz zaprezentować te sygnały, aby kobieta czuła ATRAKCYJNOŚĆ w stosunku do Ciebie i Seksualne Napięcie wokół Ciebie?

W tej części, skupimy się na tych rzeczach, które potrzebujesz mieć, aby zaprezentować siebie w sposób, który sprawi, żeby NATURALNIE ZAISKRZYŁO I POJAWIŁO SIĘ PRZYCIĄGANIE oraz porozmawiamy o niektórych prostych zasadach Seksualnej Komunikacji.

 

Męskie cechy

Chce Ci powiedzieć o kultywowaniu „tradycyjnych męskich cech.” Kobiety silnie emocjonalnie reagują na bardzo męskie cechy w mężczyźnie. Może to zabrzmieć jak wyświechtane powiedzenie, ale „BYCIE MĘŻCZYZNĄ” to generalnie dobra rada jeśli chodzi o przyciąganie kobiet.

Jeśli miałbym to zsumować, powiedziałbym, że kobiety są przyciągane do cech LIDERA. Ktoś taki  nie szuka aprobaty u innych, zamiast tego sam decyduje o tym co jest właściwe… działając bez oznak strachu, wątpliwości, czy tchórzliwości. Żyje we własnym świecie, własnej rzeczywistości i nie pozwala zewnętrznym wydarzeniom zdestabilizować siebie emocjonalnie. Zachowuje się w naturalnie pewny siebie sposób oraz emanuje AUTORYTETEM we wszystkim co robi i mówi.

 

Cechy  Seksualnie Atrakcyjnego Mężczyzny

  • Nadmierna pewność siebie, która jest czarująca, zabawna, itp.
  • Przywództwo / brak potrzeby szukania aprobaty dla swoich działań u innych
  • Pewność siebie/ brak niepewności
  • Dominacja
  • Kontrola
  • Samolubność
  • Opanowanie
  • Bycie niepokornym
  • Prostackość
  • Wybredność
  • Krytyczność
  • Nie akceptowanie gorszego zachowania ze strony innych
  • Bycie nadmiernie selektywnym
  • Terytorialność
  • Kontrola nad swoim popędem seksualnym, ale tylko częściowa
  • Mówienie innym co mają robić
  • Własna rzeczywistość
  • Silna postawa/gesty
  • Mocny kontakt wzrokowy

 

Kobiety i testowanie

Kobiety testują mężczyzn. Robią to z wielu powodów i z tego co się orientuje w większości jest to proces podświadomy. Innymi słowy, robią to tak często i od tak dawna, że stało się to po prostu częścią ich sposobu komunikowania się.

Do ich testów zaliczają się: odwoływanie planów w ostatniej chwili – z uprzedzeniem lub bez, rzucanie ci wyzwania w obecności innych, gierki typu pytanie o twój numer zamiast dania swojego, prośby o prezenty lub przysługi, denerwowanie się lub robienie dramatów i sprawdzanie czy to zaakceptujesz oraz milion innych.

Ale pytanie brzmi – DLACZEGO? Dlaczego kobiety testują mężczyzn?  Jaki jest ich motyw?

 

Fascynujące dlaczego

Kobiety testują mężczyzn ponieważ potrzebują SZYBKO zorientować się z kim mają do czynienia, a nie mogą oczekiwać, że mężczyzna sam z siebie, szczerze opowie o swoim mocnych i słabych stronach.

Hm, po prostu… powiedzmy sobie szczerze, my faceci często się przechwalamy, ale tak naprawdę rzeczywistość nie zawsze odpowiada naszym słowom.

Poza tym, atrakcyjne kobiety mają spory wybór. Mogą przebierać w mężczyznach. Atrakcyjne kobiety wolą SILNYCH mężczyzn.

Nie chodzi o siłę fizyczną (chociaż to też może być zaletą), ale silny CHARAKTER I OSOBOWOŚĆ.

Pomyśl przez chwilę… gdybyś był atrakcyjną kobietą za którą ugania się 100 mężczyzn, jak TY dowiedziałbyś się który lub którzy z nich są warci uwagi od tych, którzy tylko UDAJĄ siłę i pewność siebie?

Oczywiście – przeprowadziłbyś test.

Ale nie mógłbyś po prostu powiedzieć: „Dobrze, teraz przeprowadzę mały test, więc się przygotujcie.”

O nie, nie.

Musiałbyś przeprowadzić „ślepe próby,” testy które pozwoliłyby ci ocenić mocne i słabe strony mężczyzn. W rzeczywistości chciałbyś przeprowadzić tego typu testy, które NIE POZWOLIŁYBY MĘŻCZYŹNIE ZORIENTOWAĆ SIĘ, ŻE JEST TESTOWANY… ANI ŻEBY MÓGŁ ODGADNĄĆ CO ODKRYŁEŚ W CZASIE TYCH TESTÓW.   W ten sposób, jeśli okazałby się łajzą, mógłbyś szybko i bez trudu ulotnić się.

To dałoby ci władzę.

A jeśli robiłbyś to CZĘSTO, z czasem przyzwyczaiłbyś się do tego TAK BARDZO, że wiele z tych testów stałyby się PODŚWIADOME i działały by same jako Twój naturalny, codzienny  sposób komuikowania się z mężczyznami.

I wiesz co?

Tak właśnie się dzieje z atrakcyjnymi kobietami.

Wiele tych testów, których używają na mężczyznach odbywa się POZA ICH ŚWIADOMOŚCI. One testują nas automatycznie!

A jeśli nie powiedzie ci się na jednym z testów, jest duża szansa, że nie dostaniesz kolejnej.

W obecnym świecie, w którym wszystko dzieje się tak szybko, nie mamy czasu żeby poświęcić kilka miesięcy lub lat żeby poznać dobrze osobę, która jest potencjalnym kandydatem na dobrego przyjaciela lub partnera.

Potrzebujemy wiedzieć już TERAZ.

Tak więc używamy skrótów.

Testowanie to skróty dla kobiet.

Pozwala im na BARDZO SZYBKIE odkrycie czy masz JAJA, czy też jesteś kolejnym z miliona łajz próbujących zwrócić jej uwagę.

 

Przechodzenie kobiecych testów

Jeśli będziesz wiedział jak sobie radzić z kobiecymi testami i nie pozwolić im wpłynąć na  siebie emocjonalnie, zachowasz i wzmocnisz swój poziom atrakcyjności. Jeśli zaczniesz oblewać testy, staniesz się dla kobiety ŁAJZĄ masz spore szanse, że testy staną coraz mniej przyjemne i prawdopodobnie wkrótce odejdzie.

Kobiety zawsze będą cię testować, więc się do tego przyzwyczaj.

I kiedy kobieta zacznie cię testować bądź na to gotowy, nie bierz tego osobiście i bądź pewien, że wiesz jak się zachować. Właściwie, jeśli będziesz wiedział jak się zachować na początku, zminimalizujesz szanse na  kolejne testy i oszczędzisz sobie wiele wysiłku.

 

Niepisane Zasady

Przejdziemy teraz do niepisanych zasad w Seksualnej Komunikacji. Niektóre dotyczą tego jak radzić sobie sobie z testami, niektóre o tym jak zapobiec testom, a inne są testami jakie ty możesz przeprowadzić. Te pomysły gdy są połączone, tworzą potężną mieszankę osobowości która jest BARDZO interesująca, nieprzewidywalna i bardzo atrakcyjna dla kobiet.

Kluczem do sukcesu jest to żebyś pamiętał, że wszystkie te idee razem tworzą całość, sposób komunikowania, który tworzy SEKSUALNE NAPIĘCIE i prowadzi ATRAKCYJNOŚCI.

Kilka rzeczy o których powinieneś pamiętać, jeśli chodzi o niepisane zasady:

  1. Zapomnij o idei „po prostu bycia sobą.” Dla większości facetów „bycie po prostu sobą” znaczy bycie manipulującym, podlizującą się łajzą. Nie ma to nic wspólnego z PRAWDZIWYM „byciem sobą.” Zasady PRZYCIĄGANIA różnią się diametralnie od zasad „bycia miłym, akceptowanym przez społeczeństwo, fajnym facetem”… pamiętaj o tym.
  2. Pamiętaj, kobiety interpretują wszystko. Zawsze pytają: „co miałeś na myśli?”. Mężczyźni mają tendencje do traktowania to co jest powiedziane w komunikacji dosłownie, a kobiety mają tendencję doszukiwania się we WSZYSTKIM. Naucz się mówić KODEM zamiast być JEDNOZNACZNYM. Jeśli będziesz mówił w dosłowny sposób, będziesz dla kobiety podejrzany. Celem tego konceptu jest to, aby przekazywać właściwą wiadomość SUBTELNIE zamiast jawnie i bezpośrednio.

Nie traktuj tych idei jako technik. One są po prostu elementami z których nie zdawałeś sobie sprawy, jeśli chodzi o kontakty damsko-męskie; do teraz. Kiedy zaczniesz ich używać, staną się z czasem dla ciebie coraz bardziej naturalne. Sprawiają że ONA jest zainteresowana… a dowodem jest to, że kręci się wokół Ciebie.

Jednak nie wszystkie te idee będą miały dla ciebie od razu sens – z czasem, kiedy będziesz ich używał staną się bardziej sensowne.

 

Nastawienie

Połączenie poniższych tworzy wokół Ciebie aurę pewności siebie, obojętności, zdystansowanej osobowości:

  • Nie ma nic do stracenia.
  • Nie zależy mi na wyniku.
  • Jestem fajny, a czas spędzony ze mną jest cenny i wartościowy. Ona skorzysta na tym, że się z nią spotykam.
  • Ona chce mnie, ale  podroczę się z nią żeby zobaczyć jak bardzo.
  • Będzie musiała udowodnić, że jest ponad przeciętną kobietą pomimo tego, że podejrzewam, że jest powyżej przeciętnej.

 

Strategie

Ukradnij jej strategię. Atrakcyjne kobiety są ŚWIETNE w przyciąganiu do siebie mężczyzn. Jednocześnie wiedzą jak sprawić, że mężczyzna poczuje się niepewnie, jak być oziębłą, jak się droczyć i manipulować w sposób, który nas facetów prowadzi do SZALEŃSTWA.

Cóż, rób to samo z nimi. Kobiety będą GRAĆ, że są zdenerwowane, ale pokochają cię jeśli ukradniesz ich sposób działania. Jeśli ukradniesz jej ramę, schematy i teksty, prawdopodobnie zacznie zachowywać się jak zmieszany, sfrustrowany facet, który nie wie co powiedzieć… to będzie dopiero śmieszne!

Poniżej masz kilka strategii:

Bądź wyzwaniem, udawaj trudnego do zdobycia, itd. Rozmawiaj z nią kilka minut, potem odchodź, itd.

Spraw, aby chciała cię mieć. Daj jej trochę, drocz się z nią, ale nie bądź łatwy do zdobycia.

Bądź tajemniczy (np. nigdy nie odpowiadaj na pytania dotyczące pracy, twojego wykształcenia, itd.)

 

Techniki

  1. Nigdy nie udzielaj kobiecie bezpośredniej odpowiedzi, chyba że jest to „nie”.
  2. Odpowiadaj pytaniami na pytania, które w tym samym czasie będą sugerowały, że powinna coś zrobić.
  3. Jeśli będzie narzekać lub czegoś nie lubić, odwróć sytuacje i odpowiedz jej tym samym.
  4. Nigdy nie dawaj kobiecie dokładnie tego o co prosi.
  5. Zawsze wysyłaj mieszane sygnały.
  6. Mów „zostańmy przyjaciółmi.”
  7. Bądź nieprzewidywalny. Cały czas zmieniaj swoje wzorce.
  8. Wyróżniaj się/ nie bądź nudny.
  9. Wysyłaj sprzeczne wiadomości.
  10. Rób dwa kroki do przodu, a jeden do tyłu.
  11. Zawsze utrzymuj  poziom napięcia między wami.
  12. Tak jak w pokerze, zawsze podnoś stawkę i mów, że blefuje.
  13. Kiedy jesteś w roli „zadziornego i zabawnego” i to działa, pozostań w niej!
  14. Prowadź i posuwaj się pewnie naprzód!
  15. Nigdy zachowuj się przepraszająco, niepewnie, ani nie próbuj zabiegać o aprobatę innych, ani im zaimponować.
  16. Nie bądź ŁAJZĄ.

 

Ćwiczenie męskości

1. Weź tę listę technik i pomyśl  jak możesz użyć każdej z nich już teraz i zacznij ich używać.
2 . Stwórz listę 5 męskich cech jakie chciałbyś w sobie rozwinąć. Potem spisz 3 sposoby na to jak możesz zacząć już TERAZ pracować w tych obszarach. Ważne aspekty nad którymi warto się skupić zawierają:

  • Pewna siebie postawa (uniesiona klatka piersiowa) i świadome powolne gesty, wyeliminowanie nerwowych tików, itd.
  • Poradzenie sobie z rzeczami z którymi czujesz się niepewnie, co sprawi, że będziesz komunikował się w pewny siebie sposób.
  • Wzięcie odpowiedzialności za życiowe sytuacje i podejmowane decyzje
  • Brak akceptacji kiepskiego traktowania lub zachowania innych w stosunku do mnie
  • Bycie wybrednym jeśli chodzi o rzeczy wystarczająco dobre dla mnie

3. Spisz 10 przejrzystych wspomnień kiedy byłeś testowany przez kobietę i pomyśl jeszcze raz ile tak naprawdę miała nad Tobą władzy. A teraz obok nich napisz jak teraz postąpiłbyś w tych sytuacjach.

 

Im częściej będziesz przeglądał i używał tych konceptów, tym lepiej będzie ci szło ich używanie i tym więcej seksualnego napięcia i atrakcyjności będziesz w stanie wytworzyć.

 

 

 

Zobacz na: Król, Wojownik, Czarodziej i Kochanek (KWCK)

Dean Clifford – napisy PL – Twoje prawa, Powiernictwa i jak je egzekwować – Seria 2


 

Zawieranie umowy powierniczej miedzy rodzicami, a państwem w chwili rejestrowania dziecka.
Co się dzieje gdy zostanie utworzona korporacja(spółka). Struktura korporacji.
Jaką rolę można odgrywać posługując się swoim imieniem.
To jak w szachach, nie ma znaczenia jak się nazywasz, ważne jakie są Twoje obowiązki na planszy.
Jesteś beneficjentem, jedynym akcjonariuszem i Ty dzierżysz władzę nad sobą.
Beneficjent powołuje administratora/ów. A administrator ustala politykę dla pracowników.
A pracownicy publiczni wykonują swoje zadania dla korzyści beneficjentów.

Fragment z książki Erazma Majewskiego „Nauka o Cywilizacyi IV – Kapitał”

15. O nierówności ludzi.
Jest jedno wielkie złudzenie, ogromna omyłka, podniesiona od dawna do godności zasady, mającej regulować stosunki ludzkie; jest maleńkie słówko, podawane z ust do ust, jako kwintesencja mądrości i humanitaryzmu. Słówko to, brzemienne w nieobliczalne skutki, dopiero na gruncie dokładnego zrozumienia, czem jest dusza ludzka, okazuje się, mirażem i utopią. Brzmi ono równość ludzi. Trudno o większą omyłkę, większe złudzenie, większy fałsz.
Pomijając wiele przyczyn drugorzędnych, które złożyły się na powstanie błędu, możemy wskazać cztery główne źródła jego nadzwyczajnej popularności. Naprzód niezdawanie sobie po dziś dzień sprawy z pytania, czem człowiek różni się od zwierzęcia, następnie czem różni się od dziecka, potrzecie wzniosłe i uzasadnione uczucie miłości bliźniego, które nakazuje widzieć w każdym brata i miłować go, jak siebie samego, wreszcie poczucie istnienia i trwania licznych niesprawiedliwości społecznych.
Z nakazu etycznego, z zasady wielkiej i logicznej w sferze uczucia, oraz z chęci poprawy opłakanych stosunków społecznych, więc potrzeby zniesienia wielu niesprawiedliwych przywilejów, wyrosła w sferze myśli, pozornie jako logiczne następstwo, wcale już nie logiczna dedukcja następująca: skoro wszyscy podobniśmy między sobą jak bracia i siostry, i rzeczywiście bliscy sobie krwią, niby jedna rodzina, skoro mamy się miłować i wspierać, -więc jesteśmy albo musimy być równi.
Dedukcja to z gruntu i pod każdym względem fałszywa. Komuniści sądzą, że sam tylko majątek czyni między ludźmi różnice. Tak nie jest. „Maksyma o równości ludzi jest w całości absurdem”, bo najważniejszą cechą, odróżniającą ludzi od zwierząt jest właśnie niejednakowość funkcjonalna i potencjalna. Nawet z okoliczności, ze wszyscy mamy duszę ludzką, nie płynie jeszcze wniosek, aby te dusze były sobie równe, abyśmy byli jednacy potencjalnie i dynamicznie pod względem gospodarczym i t. d. Nakaz zaś, abyśmy się miłowali, wspierali i byli sobie braćmi, również nie wymaga jeszcze uznania równości, której niema i nie może być.
Dedukcja ta – to tylko skutek płytkiej interpretacji wzniosłych nakazów etycznych, i równie wzniosłych dążeń społecznych do „sprawiedliwego” podziału dóbr, w dziedzinie zaś nauki, to skutek zbyt zoologicznego traktowania człowieka, skutek grubego materializmu.
Rozumowanie naukowe, oparte na świetnych zdobyczach przyrodoznawstwa, pozornie bardzo jest logicz­ne. Człowiek, według pojęć zoologów i materialistów w socjologii, to przecież tylko zwierzę, które dosięgło najwyższego szczebla rozwoju. Ponieważ zaś zwierzęta jednogatunkowe różnią się między sobą w bardzo szczupłych granicach, więc z jakiejże racji zewnętrznie podobni między sobą ludzie mieliby być sobie nierówni? Oto filozofia ewolucjonistów w socjologii, humanistów materialistycznych, którzy żywcem przystosowują do człowieka miarę, używaną z pełnem powodzeniem i z pełną słusznością w przyrodoznawstwie; oto filozofia od podstaw błędna, bo nie dostrzegła, iż wielkie prawo ewolucji, mające zastosowanie do całego świata organizmów – nie wystarcza do tłumaczenia wyjątkowych na ziemi zjawisk świata ludzkiego.
Że tego nie dostrzegli przyrodnicy, dziwić się im nie można. Oni badają świat form widomych, zmysłowych i stosunki, zachodzące wśród tych form, oni badają naturalne formy materii i prostych sił, oni nie podejmują się, wyjaśniania zjawisk społecznych, których charakteru biologicznego nie dostrzegli. Ich metody nie sięgają w skomplikowany świat ducha. Ale humaniści mogliby okazać więcej krytycyzmu oraz niezależności od metod ściśle fizycznych i biologicznych. Mogliby zauważyć już dawniej, że z chwilą zawiązania się mowy i cywilizacji, wystąpiło na ziemi zgolą nowe zjawisko, które nie pozwala już wtłoczyć człowieka, jako indywiduum, w ramy prawa prostej ewolucji na tle czystej przyrody.
Dla zrozumienia człowieka niezbędne jest rachowanie się z jego duszą(umysłem-BladyMamut). Tu trzeba poznać i sformułować dodatkowe prawa, tu bowiem kończy się dziedzina czystego, albo powiedzmy lepiej niższego przyrodoznawstwa, a zaczyna się nowa, dziedzina wyższego przyrodoznawstwa, czyli socyologii albo nauki o cywilizacji. Dziedzina ta ma się tak właśnie do biologii organizmów, jak ta ostatnia do biologii jednokomórkowców, a ta zaś do chemii oraz fizyki.
Wprawdzie spostrzeżono to już od czasów Comte’a, przeczuwano zaś o wiele wcześniej, ale nie wyprowadzono stąd należytych wniosków, psychiczne bowiem władze nasze wciąż uważano za proste funkcje organizmów wolnych, czyli niezależnych wzajem od siebie. Mamy też do dziś systemy ekonomiczne i społeczne, oparte na czystym darwinizmie, na prostej teorii ewolucji, a w skutkach bezsilność naukową tych systemów, zadziwiających płytkością i rozmijaniem się z najbardziej bijącymi w oczy faktami w dziedzinie stosunków społecznych. I nic w tem dziwnego, albowiem naturalne prawa ewolucji są tak samo niedostateczne do wytłumaczenia zjawisk społecznych, czyli zjawisk duchowych, jak prawa chemiczne i fizyczne do wytłumaczenia zjawisk życia. Nie twierdzimy przez to, aby zja­wiska społeczne miały się toczyć wbrew prawom biologicznym, lecz tylko, że proste zastosowanie tych praw do zjawisk społecznych czyli duchowych, nie wystarcza, albowiem w człowieku mamy już do czynienia z więcej niż ogranicznem skomplikowaniem zjawiska życia, dla którego wyrozumienia trzeba formułować dodatkowe prawa, odpowiadające tym skomplikowaniom. Podstawy tedy i argumentów dla tezy o równości ludzi należy szukać wyłącznie w sferze zjawisk społecznych, inter psychicznych, nie zaś biologicznych. Pytam jednak, czy najprostsza obserwacja potwierdza tezę o równości ludzi? Jedynie tylko ciała nasze, będące produktem środowiska naturalnego, są względnie podobne sobie, bo zawdzięczamy je czystej przyrodzie, mianowicie aktom fizjologicznym: zapłodnienia, urodzenia, a następnie rozrastania się ciała pod wpływem żywienia się na tle środowiska naturalnego. Dusze jednak nasze nie są już dziełem czystej przyrody. One rosną i kształtują się w ciałach naszych pod wpływem innego środowiska, pod wpływem „mówionego”, więc pod wpływem otaczających dusz oraz dzieł cywilizacji. Zawdzięczamy je naprzód rodzicom, ale wcale nie jako rodzicielom, lecz jako wychowawcom, następnie najbliższemu otoczeniu, wreszcie wszystkim, z którymi się stykamy bezpośrednio, lub pośrednio. Wpływy społeczne, o których tu mowa, są dla różnych osobników nieskończenie różne, co do tego nie ma wątpliwości, nie może więc i to podlegać żadnej wątpliwości, że niejednakie wpływy wytwarzają z osobników początkowo prawie jednakowych, nieskończenie różne indywidualności. Indywidualności te wykończają się i pogłębiają nadal w znacznej już mierze zależnie od nas samych. Jeżeli prawdą jest, że wiele złego i do­brego zawdzięczamy swoim najbliższym, to drugą prawdą jest i to, żeśmy sami także kowalami własnych losów. Tak więc – chcąc, czy nie chcąc stajemy się w ciągu życia z biegiem lat jakościami coraz bardziej odmiennymi.
Gdyby różnice między nami były obojętne dla nas samych i dla innych, jak również dla bytu i dobrobytu w narodzie, ha, to można by nie zwracać na nie uwagi, jak się nie zwraca uwagi w gromadzie kur lub bydła, na to, że jedne sztuki są białe, inne żółte, szare, pstre lub czarne. Ale nasze różnice są różnicami uzdolnień i funkcyj, więc nie dość je rozróżniać, trzeba je niejednako szacować, bo niosą doniosłe skutki dodatnie lub ujemne dla innych.
Naród, to nagromadzenie do najwyższego stopnia rozmaitych jakości i wielkości, to nie gromada, gdzie wszystkie psyche i wszystkie ciała są niemal jednakowe, gdzie dążności, działalność i charaktery są prawie jednakie. Jeżeli milion osobników zwierzęcych, myszy, czy bawołów, uzmysłowimy sobie pod postacią miliona kulek wielkości grochu, to ze względu na bardzo drobne różnice psychiczne, zachodzące miedzy osobnikami bądź myszy, bądź bawołów, będzie to także milion prawie jednakowych całostek psychicznych i dynamicznych. I dla tego nie ma potrzeby rozróżniać osobników od osobników, bo tu psyche i ciało pokrywają się wzajem. Ale milion ludzi w społeczeństwie, zwłaszcza mocno zaawansowanym w rozwoju, więc zróżnicowaniem, przedstawi nam inny zgoła obraz.
Pod względem cielesnym, zoologicznym – będzie to również milion kulek, dajmy na to wielkości grochu, ale pod względem psychicznym żadna dusza nie będzie odpowiadać rozmiarom ciała. Wszystkie będą większe, tylko niejednakowo większe. Najwięcej ujrzymy drobnych, ale stopniowo będziemy mogli zauważyć wszelkie wielkości, aż do bardzo imponujących rozmiarów kul o parometrowej średnicy, tylko że coraz większych będzie w owym milionie stopniowo coraz mniej.
Gdzież tu równość – choćby ilościowa, albo objętościowa? Niema jej i być nie może.
Lecz „objętość” nie wyczerpuje jeszcze różnic między duszami. W grę wchodzi jeszcze ich jakość. Podobnie, jak w równej objętości skrzynkach może się kryć zawartość bardzo różna, tak dusze, nawet przy równej wielkości nie są sobie równe pod względem dynamicznym i rodzajowym.
Reprezentują one czynniki rozmaitej siły i rozmaitych rodzajów siły. O doniosłości tych różnic żaden obraz zmysłowy nie da już nam należytego wyobrażenia. Dość powiedzieć, że niema na ziemi dwóch dusz zupełnie jednakowych. Ważność zaś społeczna jednych dusz może być o miliony razy większa od ważności innych. Czyż funkcjonowanie tak rozmaitych osobników można nazwać funkcjonowaniem równych sobie całostek, zwłaszcza, gdy niezależnie od ich duchowej wielkości oraz jakości, jedne funkcjonują pełnią swego psychizmu, inne drobną jego częścią, jeszcze zaś inne stoją nieprodukcyjnie? Jeżeli dusze reprezentują bogactwo duchowe, to spostrzec łatwo, że osobniki, cieleśnie równe sobie, są różnej wielkości i różnej jakości bogactwami. Gdy zaś kapitałem jest znowu tylko czynna część bogactwa (rodząca nowe bogactwo którejkolwiek kategorii) to spostrzec łatwo, że osobniki ludzkie bez względu na wysokość bogactwa duchowego, jakie reprezentują – będą różnej wielkości kapitałami społecznymi, a w takim razie nader różnymi wartościami.
Więcej jeszcze! Działalność osobników może być, niezależnie od jej siły czyli doniosłości, dobra lub zła (dodatnia dla innych lub ujemna, czyli pożyteczna lub szkodliwa dla innych), co wywołuje nową skalę różnic. Bez względu już na wielkość dynamiczną osobników – dzielą się oni na dwie kategorie – i doniosłość dynamiczna jednych może rozciągać się poniżej zera na skali społecznej: dobro – zło, – gdy innych powyżej owego punktu neutralnego. Wówczas to, cośmy przed chwilą nazwali wartością dusz będzie poniżej zera wartością ujemną, czyli albo całkowitym brakiem wartości społecznej albo szkodliwością w różnym stopniu, – a tylko co ponad zerem stanie się prawdziwą wartością – ale o różnych rozmiarach jej i rodzajach.
Wiem, że „równość” w socjologii ma znaczenie specjalne równości wobec prawa, – równości prawa do korzystania z „owoców swej pracy”, ale w zastosowaniu tej słusznej zasady tkwi ogromna niejasność, naprzód z powodu zbyt materialistycznego pojmowania „pracy”, następnie z powodu zapominania, że „praca” lub „działalność” osobników bywa pożyteczna lub szkodliwa.
Gdy tylko powiemy sobie, że „praca pracy równa”, wówczas wypadnie przyznać, że i osobniki czynne, t. j. pracujące, są sobie równe zarówno w obowiązkach społecznych, jak w przywilejach, t. j. w prawach do bogactwa społecznego. Wówczas ideałem prawodawcy stanie się jednaki udział wszystkich w bogactwie społecznym, albo równy podział bogactwa między pracujących członków społeczeństwa.
Tak właśnie rozumują i do tego dążą szlachetni marzyciele różnych odcieni, którzy by radzi widzieć jeżeli nie niebo, to już na pewno raj na ziemi i wyobrażają go sobie w idealnie równym uposażeniu wszystkich członków społeczeństwa.
Ale kwestia nie okaże się tak prostą, gdy zważymy, że doniosłość społeczna trudów ludzkich wcale nie by­wa jednakowa, zależy bowiem naprzód od duchowego bogactwa, który osobnik wprowadza w grę, jako czyn­nik twórczy, następnie od sposobu zużytkowania tej potęgi więc na pożytek lub „szkodę” innych. Wówczas ideałem „sprawiedliwości” mógłby być podział bogactwa według rzeczywistego udziału w jego wytwarzaniu, czyli, jak to dawniej określano, według zasługi. Wówczas stosunki musiałyby się układać całkiem inaczej.
Jak jednak powinnyby się układać, tego nikt nie wskazał, gdyż i tu, pomimo rzekomej prostoty zasady: „według zasługi”, natrafiamy na mnóstwo momentów ciemnych, które można w rozmaity sposób tłumaczyć i dochodzić do sprzecznych rezultatów.
Pośród tych wątpliwości, jedno jest faktem niewątpliwym, mianowicie, że materialne bogactwo narodu nie jest rozdzielone ani w prostym stosunku do ilości dusz, ani w proporcjonalnym bądź do wielkości każdej, bądź do wartości czynnej i twórczej. Dwa bogactwa rozłożone są miedzy jednostki zgoła nierównomiernie i bez wzajemnego związku; zachodzą tu wszelkie możliwe kombinacje. Skutkiem tego staje się pewnym, że musi istnieć jakaś ilość osobników, związana z pewną ilością bogactwa w stosunku, żeby się tak wyrazić, naturalnym czy normalnym, albo też „sprawiedliwym”, powyżej jednak rozciąga się kategoria nadmiernie uposażonych, oczywiście, ze szkodą trzeciej kategorii, upośledzonych.
Stosunku normalnego nie znamy – nikt jeszcze nie sformułował zasady, która by odpowiadała koniecznym warunkom ścisłości naukowej, a więc także i idealnej „sprawiedliwości”, skutkiem czego najdonioślejsza może ze wszystkich zasada, będąca centralnym punktem całej ciężkiej „kwestii socjalnej”, sprowadza się właściwie do kwestii racjonalnego rozkładu dwu bogactw (stosunku bogactwa twórczego względem wytwarzanego), czyli do kwestii właściwego stosunku dusz do bogactwa.
Niema już chyba takich, którzy by nie dostrzegali stałego zjawiska, któremu na imię w zwykłej mowie „niesprawiedliwość społeczna”; jedni boleją nad niem, inni radziby je usunąć, lecz tu dopiero zaczynają się trudności, nie tylko wykonania, ale choćby sformułowania zasady kierowniczej. Stosunki ludzkie tak są skomplikowane, tyle może być dowolnych interpretacji, tyle niewiadomych, że sumienny badacz spostrzega, iż brak jeszcze podstawy do reformowania złych stosunków. Reformy zaś, dokonywane na oślep, czy na domysł, byłyby raczej niepewnymi próbami, dokonywanemi na żywym organizmie, niżeli lekarstwem na chorobę niesprawiedliwości społecznej.
Istnieje tedy paląca potrzeba dociekań, ale zarazem konieczność doskonałego spokoju i bezstronności, takiego spokoju, jakby w tych badaniach nie o nasze najżywotniejsze interesy chodziło. Gorączkowe szukanie zaślepia najczęściej, zwłaszcza gdy przedmiot badania skomplikowany, jak nasz, a mieni się, zależnie od obranego, albo z góry już nam narzuconego punktu widzenia.

Poniżej kilka fragmentów z książki Leona Petrażyckiego „Wstęp do nauki prawa i moralności”

Link do wersji w *.rtf  https://mega.co.nz/#!htpgDJxI!HO2eIiVytnJBhJ0OVJ4q9ChJ27ZPQ9LvsnDQ4fHj1mU

Link do wersji w *.pdf https://mega.co.nz/#!85ogFbSI!YKYzutiiuO5PJmFojHag3m5ORBzgZobMrBb5SxPBoJE

To złudzenie optyczne, jak zobaczymy dalej, ma swoje naturalne przyczyny psychologiczne (i stanie się nam zrozumiałe, gdy się zapoznamy z istotą i składem przeżyć prawnych), tak samo jak inne złudzenie optyczne (tu już w znaczeniu literalnym tego wyrazu), które sprawia, że ludzie nieobeznani z astronomią sądzą (a przed Kopernikiem sądziła nawet sama nauka astronomii), jakoby słońce obracało się dokoła nas, rankiem „wschodziło” itd., gdy w rzeczywistości nie słońce obraca się dokoła ziemi, lecz ziemia (i my z nią razem) dokoła słońca, a więc rankiem nie słońce „wschodzi” ku nam, lecz my wznosimy się ku słońcu itd.

Mimo to podobne wyobrażenia i przekonania prawoznawstwa są najzupełniej błędne, tak samo jak wyobrażenia i przekonania dawniejszej astronomii. Nie dość na tym: można powiedzieć, że u podstaw prawoznawstwa współczesnego leży błąd znacznie cięższy od tego, który w swoim czasie hamował pomyślny rozwój astronomii. Albowiem już nawet dawna astronomia zajmowała się przedmiotami realnymi — ziemią, słońcem i innymi ciałami niebieskimi — a myliła się tylko co do właściwego stosunku wzajemnego tych przedmiotów. Błąd zaś, któremu ulega nauka o prawie, jest tego rodzaju, że’zasłania przed jej wzrokiem zjawisko realne, wyłączając wszelką możliwość zbadania go i poznania, a zarazem naraża ją na bezpłodne marnowanie czasu i energii na poszukiwania i badania w takiej dziedzinie, gdzie zjawisk poszukiwanych znaleźć i zbadać nie można, utrwala naukę w wierze, że zjawisko mimo wszystko tam się znajduje, i wskutek tego skłania do dowolnego konstruowania w fantazji rzeczy, które w istocie nie istnieją.
Doktryny prawników i filozofów o prawie, jego elementach, odmianach itd. dają nam właśnie obraz takiej pogoni za przywidzeniami, takiego konstruowania rzeczy nieistniejących w sposób mniej lub więcej pomysłowy i „głęboki”, za pomocą najrozmaitszych środków, jak hipotezy metafizyczne lub mistyczne, przeróżne nieświadome naciągania lub nawet świadome uznawanie rzeczy nierealnych za istniejące z powoływaniem się na to, że bez fikcji nie można rozstrzygnąć zagadnienia itp.; przy tym z biegiem czasu teorie stają się nie tylko coraz bardziej niezgodne między sobą, obfite w twierdzenia sprzeczne, lecz również coraz bardziej niejasne, zawiłe i sztuczne.

W dzisiejszym stanie teorii prawa zagadnienia jej oraz sposoby ich rozstrzygania występują w trojakiej postaci.
Aby przedstawić naocznie charakter ogólny tych zagadnień i ich rozwiązań oraz właściwości trzech ich odmian, przypuśćmy, że logik (lub gramatyk) ma przed sobą zadanie dokonania analizy logicznej (lub gramatycznej) trzech następujących sądów (lub zdań):
1. Służący znajduje się w przedpokoju;
2. Zeus jest królem bogów olimpijskich;
3. Skarb państwa posiada wielki majątek;
i że nasz logik (lub gramatyk) rozwiązuje to zadanie w sposób taki:
Chcąc znaleźć podmiot logiczny (gramatyczny) pierwszego sądu (zdania) wyrusza do przedpokoju, tam szczęśliwym trafem zastaje służącego, przyprowadza go do nas i ogłasza triumfalnie: „Oto podmiot pierwszego sądu (zdania)!” –
Gdy chodzi o podmiot drugiego sądu (zdania), nasz uczony również nie napotyka żadnych trudności: nie będąc poganinem ani człowiekiem bez wykształcenia, nie wierzy przecie w istnienie Zeusa, a wskutek tego, nie tracąc czasu i pieniędzy na wyprawę do Grecji dla przetrząśnięcia obłoków Olimpu, oświadcza z przekonaniem, że w tym wypadku nie ma podmiotu, a w braku podmiotu nie istnieje też sam sąd (zdanie).
Natomiast sprawa podmiotu trzeciego sądu wydaje mu się zagadnieniem wielce zawiłym i subtelnym, i tu zaczyna konstruować i przedstawiać nam rozważania niezmiernie głębokie na temat tego, kto tu jest właściwie podmiotem, przekonywać nas np., że istnieje tu pewnego rodzaju olbrzymi organizm, jakieś nadzwierzę z całym systemem narządów lub coś podobnego.
Rzecz jasna, że wszystkie rozwiązania przytoczone opierają się na błędzie co do tego, gdzie się znajdują podmioty i jak ich szukać należy; podmioty te znajdują się, oczywiście, w samych sądach (w świadomości ludzi, którzy odpowiednie sądy przeżywają), jako ich części składowe, bynajmniej zaś nie gdzieś w przestrzeni poza sądami, w przedpokoju, w obło-kach Olimpu itd.

Na gruncie tego nieporozumienia wspólnego i zasadniczego powstały błędne rozwiązania trzech typów:             1) rozwiązanie pierwsze polega na błędnym uznaniu przedmiotu istniejącego rzeczywiście (służącego), lecz znalezionego w sferze niewłaściwej (w przedpokoju), za rzecz poszukiwaną, która naprawdę posiada zupełnie inną naturę i znajduje się w innej całkiem sferze (w samym sądzie); możemy je nazwać naiwnie realistycznym;         2) rozwiązanie drugie polega na błędnym zaprzeczeniu istnienia podmiotu, który istnieje niewątpliwie i może być
łatwo znaleziony w samym sądzie („Zeus jest…” itd.), i w dalszej konsekwencji na zaprzeczeniu istnienia samego sądu, danego do analizy i aktualnie przez nas uświadamianego, a to wskutek niewiary w istnienie przedmiotu, który nie ma żadnego związku ze sprawą i należy do innej zupełnie sfery (żywego Zeusa w obłokach Olimpu w Grecji); możemy je nazwać naiwnie nihilistycznym;                                                     3) wreszcie rozwiązania trzeciego typu, domysły o istnieniu i naturze przedmiotów obcych zagadnieniu i należących do innej sfery, połączone z konstrukcjami sztucznymi i fantastycznymi — nazwiemy teoriami naiwnie konstrukcyjnymi.

W dalszym ciągu natrafimy na dział nauki o prawie, który ma charakter zupełnie analogiczny do rozważań logiki i gramatyki o elementach sądów (lub zdań), podmiotach, orzeczeniach itp., w szczególności napotkamy zagadnienia i teorie dotyczące podmiotów, którym się przypisuje prawa i obowiązki prawne; i przekonamy się, że teorie te stanowią bardzo ścisłe odbicia przytoczonych wzorów określenia podmiotów logicznych i gramatycznych; poznamy tam błędną doktrynę realistyczną o „fizycznych” podmiotach prawa („żywych jednostkach ludzkich”), poznamy teorie nihilistyczne innych kategorii podmiotów, odmawiające istnienia mnóstwu istniejących w przeszłości i teraz podmiotów, obowiązków i praw, wskutek niewiary w istnienie w świecie zewnętrznym różnych istot, którym psychika prawna rozmaitych narodów przyznawała i przyznaje prawa i obowiązki, poznamy cały szereg teorii konstrukcyjnych na temat skarbu i podobnych mu podmiotów, a w tej liczbie teorię swoistych organizmów ponad indywidualnych,
posługującą się konstrukcjami metafizycznymi odrębnych istot nadzmysłowych itp.
Lecz także inne teorie współczesnej nauki o prawie, te, które nie dotyczą „podmiotów” i nie polegają na wyszukiwaniu lub fantastycznym konstruowaniu różnych istot żywych w dziedzinie fauny ziemskiej — i te również opierają się na tym samym nieporozumieniu zasadniczym i dadzą się sprowadzić do tych samych typów teorii realistycznych, nihilistycznych i konstrukcyjnych, co teorie podmiotów prawa.
Oto np. współczesna teoria norm prawnych, identyfikująca normy z rozkazami (nakazami i zakazami jednych ludzi, skierowanymi do drugich), ma częściowo charakter naiwnie realistyczny, ponieważ w pewnych wypadkach udaje się odnaleźć takie zdarzenia realne (rozkazy), mianowicie gdy ludzie, przeżywając sądy prawne, powołują się na rozkazy wydane przez ludzi, np. przez monarchów; lecz ludzie w swych przekonaniach prawnych powoływali się często w przeszłości i powołują się jeszcze obecnie na rozkazy mające dla nich większą powagę niż rozkazy ludzkie — na rozkazy bogów; współczesna zaś teoria prawa, w przeciwieństwie do nauki prawniczej średniowiecznej, która uwzględniała szeroko ustawy boskie, wierzy w istnienie wyłącznie ludzkiego prawa ustawowego (jest to nihilizm równie błędny, jak niewiara w to, że bogowie mogą być podmiotami prawnymi); w dziedzinie tak zwanego prawa zwyczajowego, gdzie ludzie, przypisując sobie i innym prawa i obowiązki, powołują się nie na czyjekolwiek rozkazy, lecz na to, że „tak czynili przodkowie” lub tym podobne, współczesna teoria prawa stara się mimo wszystko konstruować nieistniejące rozkazy pod nazwą „woli powszechnej narodu” itp. (teorie konstrukcyjne); a niektórzy uczeni nawet w stosunku do ustawodawstwa ludzkiego nie poprzestają na pomieszaniu norm prawnych z aktami ludzkimi, nazywanymi rozkazami, lecz przy pomocy arcymądrych rozumowań i fikcyj tworzą jeszcze konstrukcję zgody powszechnej, uznania tych rozkazów przez wszystkich obywateli (choć w rzeczywistości nie może być mowy nie tylko o uznaniu, lecz nawet o znajomości wszystkich ustaw przez wszystkich obywateli).
Podobne trudności i błędy zachodzą w nauce o obowiązkach, prawach oraz w innych działach teorii prawa.
Wskutek tego takie sądy prawne, jak np.: „Skarb państwa posiada prawo własności do tego a tego lasu w tym a w tym powiecie; wszyscy są obowiązani powstrzymywać się od samowolnego wyrębu…” — stanowią dla współczesnej nauki prawa zbiór całego szeregu łamigłówek i pole do mnóstwa nieporozumień; wypada przede wszystkim Odszukać lub wy-tworzyć sobie w wyobraźni podmiot tego prawa własności, dalej — poddać ten podmiot badaniu, aby znaleźć, co on właściwie posiada, czym jest to jego prawo własności; za podmioty omawianych obowiązków uznaje się wszystkich ludzi (w znaczeniu antropologicznym), a więc i wszystkich Hotentotów, Kafrów i w ogóle tyle miliardów ludzi, ile ich mieści kula ziemska; do nich wszystkich mają się kierować zakazy naruszania prawa własności, z tym łączy się zagadnienie uznania tych zakazów przez wszystkich ludzi; podobne miliardy różnych zdarzeń powstają w tym szczególnym, fantastycznym świecie współczesnych teorii prawnych, z powodu kupna każdego drobiazgu, z powodu prawa własności do pióra, do szpilki…
Wszystkie te dziwne konstrukcje upadną same przez się i wszystkie miliardy zachodzących pozornie zjawisk znikną, gdy się uwolnimy od opisanego złudzenia optycznego. W razie przyznania prawa własności skarbowi, a odpowiedniego obowiązku „wszystkim” — nie dzieje się w istocie nic z tego, co przy tej okazji wynajduje lub wytwarza w wyobraźni swej nauka prawnicza, nie ma miliardów podmiotów ani tyluż obowiązków, zakazów, aktów uznania itp., istnieje natomiast jedno zjawisko prawne w psychice tego człowieka, który przypisuje prawo własności do lasu skarbowi, a obowiązek powstrzymywania się od wyrębu — wszystkim; jest tu całkiem realny podmiot prawa — to, co sobie wyobraża ów człowiek, myśląc o „skarbie”; jest podmiot obowiązku — „wszyscy”, „każdy” itp., czyli to, co on sobie wyobraża, używając zaimków „wszyscy”, „każdy”; mamy tu jeden podmiot (logiczny, czy gramatyczny), który się znajduje w świadomości człowieka przeżywającego sąd prawny, nie zaś mnóstwo podmiotów, rozproszonych po całej kuli ziemskiej, codziennie w wielkich liczbach przychodzących na świat, umierających itd., itd.
§ 3. Naukowa metoda badania zjawisk prawnych i ich elementów
Metodą podstawową badania zjawisk, zarówno fizycznych jak psychicznych, jest, jak powiedziano już wyżej, obserwacja.
Wywody poprzednie wykazały, że zjawiska prawne zachodzą i dają się obserwować bynajmniej nie tam, gdzie nam się to wydaje pod wpływem swoistego złudzenia optycznego, gdy sami przeżywamy sądy prawne i przypisujemy różnym istotom ludzkim i nieludzkim, lub całym ich klasom obowiązki, prawa itp. (powstawanie tych złudzeń będzie wyjaśnione dalej ze stanowiska psychologicznego); zjawiska te zachodzą, wyrażając się obrazowo, znacznie bliżej, bo w nas samych, w naszej świadomości, — w świadomości tego, kto w danej chwili przeżywa myśli podobne. Uwolnienie się od tego złudzenia optycznego co do rzeczywistej sfery istnienia zjawisk prawnych oraz ich elementów, jako zjawisk realnych, usuwa olbrzymią dziedzinę, w której dopatrywaliśmy się pozornego istnienia tych zjawisk i pozornej możliwości ich badania, i olbrzymią ilość pozornych zjawisk prawnych oraz ich elementów; nawet wówczas bowiem, gdy treść przekonania prawnego polega na przyznawaniu wszystkim ludziom pewnych obowiązków i praw w stosunku do wszystkich ludzi, mamy przed sobą jedno jedyne zjawisko prawne — w psychice tego, kto tę myśl przeżywa, nie zaś miliardy miliardów zjawisk prawnych oraz ich elementów, rozproszonych po całej ziemi.
Mimo tak znacznego zmniejszenia ilości zjawisk prawnych i sfery ich istnienia w stosunku do nauki tradycyjnej, mimo uznania za wytwór złudzenia owej nieprzeliczonej masy różnych zdarzeń i stanów prawnych, w których istnienie wierzy ta nauka, jednak i z naszego stanowiska ilość zjawisk prawnych i sfer ich istnienia nie przedstawia się szczupło.
Okazuje się mianowicie z tego stanowiska, że sfer istnienia zjawisk prawnych jest tyle, ile istot żywych, zdolnych do przeżywania i przeżywających odpowiednie akty psychiczne, a ilość zjawisk prawnych równa się ilości tych przeżyć.
Istnieją dane do twierdzenia, że spomiędzy bardzo licznych na ziemi gatunków istot obdarzonych życiem psychicznym (zwierząt) jeden tylko wyróżnia się zdolnością do przeżywania tych skomplikowanych procesów psychicznych, jakie stanowią zjawiska prawne — mianowicie homo sapiens, człowiek; że w granicach tego gatunku wytworzenie się zdolności do przeżywania procesów psychicznych typu prawnego, a więc powstanie zjawisk prawnych nastąpiło dopiero po osiągnięciu pewnego dość wysokiego w porównaniu do innych zwierząt poziomu kultury psychicznej, a w szczególności pewnych postępów językowych; że wreszcie i dziś jeszcze nie wszyscy ludzie zdolni są do przeżywania aktów prawnych, lecz tylko ci, co osiągnęli pewien wiek i ulegli pewnym wpływom wychowawczym.

Skądinąd jednak pewne dane przemawiają też za tym, że wszyscy ludzie nie mający pewnych szczególnych wad cielesnych i duchowych (jak głuchoniemota wrodzona, idiotyzm) i wychowani w zwykłych warunkach życia ludzkiego (chociażby nawet w środowisku przestępców), osiągają zdolność do przeżyć prawnych już w wieku bardzo wczesnym, znacznie wcześniejszym od pełnoletności; a zatem nie tylko ludzie dorośli (a w ich liczbie także ludzie o typie wybitnie nawet zbrodniczym), lecz nawet np. dzieci dziesięcioletnie, z nielicznymi stosunkowo wyjątkami, przeżywają procesy psychiczne typu prawnego.
Jakkolwiek bądź ilość zjawisk prawnych i sfer ich istnienia okaże się bardzo znaczna, nawet wówczas, gdy złożymy do archiwum błędów ludzkich to wszystko, co wypełnia fantastyczny świat współczesnej teorii prawa, a skierujemy się ku faktom, ku autentycznym zjawiskom prawnym, zachodzącym w rzeczywistości. Lecz liczbę tę wypada znów poddać olbrzymiej redukcji, o ile chodzi nie o samo istnienie zjawisk prawnych, lecz o ich bezpośrednie i wiaro- godne poznanie i zbadanie przez obserwację.
Albowiem, wobec niezdolności naszej do widzenia lub obserwowania w inny sposób tego, co się dzieje w obcej duszy (w świadomości innych ludzi), niedostępne są absolutnie dla naszej obserwacji wszystkie sfery istnienia zjawisk prawnych (zarówno jak wszystkich w ogóle zjawisk psychicznych), z wyjątkiem jednej — z wyjątkiem naszej własnej psychiki, świadomości naszego własnego „ja”.
Wynika stąd, że za właściwy i jedynie możliwy sposób obserwacji zjawisk prawnych należy uznać metodę samo-obserwacji, czyli introspekcji.
Przez introspekcję, czyli samoobserwację w znaczeniu ogólnym, należy rozumieć zarówno skierowywanie uwagi wewnętrznej na badane zjawisko psychiczne w chwili gdy je przeżywamy — samoobserwację w znaczeniu ścisłym (np. obserwację głodu, pragnienia, bólu zęba w czasie doznawania tych przeżyć psychicznych), jak też obserwację wewnętrzną wyobrażeń, czyli „obrazów” aktów tego rodzaju, przeżytych poprzednio (np. wspomnień wczorajszego bólu zęba).
Wszelka obserwacja, a więc i subiektywna, introspekcyjna, może być zwykła albo eksperymentalna. Przez metodę eksperymentalną rozumieć należy obserwację, połączoną z świadomym oddziaływaniem na zjawiska badane, z zastosowaniem pewnych środków w celu ich wywołania, modyfikacji lub przerwania. Jeżeli oddziaływanie stosuje się do zjawisk, badanych za pomocą obserwacji wewnętrznej, subiektywnej, to mamy do czynienia z samoobserwacją eksperymentalną, z metodą eksperymentalno-introspekcyjną.
Nie należy sądzić, aby do zastosowania metody eksperymentalnej konieczne były specjalne laboratoria, maszyny lub inne narzędzia przeznaczone specjalnie do badań naukowych.
Kiedy ktoś dla zbadania bólu sprawi sobie ból ukłuciem szpilki, dla zbadania głodu pozbawi się obiadu, dla zbadania ciekawości zacznie czytać powieść, utrzymującą czytelnika w napiętym oczekiwaniu końca, dla zbadania gniewu poprosi znajomego, aby go kiedyś, niespodziewanie dla niego, rozmyślnie wprawił w złość, a zaraz potem przypomniał mu, że spełnia tylko jego prośbę — we wszystkich tych wypadkach mamy do czynienia z metodą eksperymentalną badania zjawisk psychicznych.
Metoda ta nie wymaga nawet koniecznie jakichś środków i oddziaływań zewnętrznych. Można leżeć nieruchomo na kanapie z zamkniętymi oczami i wykonywać nad sobą całe szeregi doświadczeń psychologicznych, odpowiadających zasadzie metody eksperymentalnej. Np. do zbadania wstydu, dumy, ambicji, wdzięczności, obrażonej godności, zazdrości itp. nadają się znakomicie doświadczenia, polegające na wytwarzaniu w wyobraźni możliwie żywych obrazów takich sytuacji, które wywołują wspomniane odmiany wzruszeń. Tego rodzaju doświadczenia możemy nazwać eksperymentami wewnętrznymi.
Wszystkie opisane odmiany metody introspekcyjnej mogą być zastosowane do badania zjawisk prawnych.
Składnikiem istotnym przeżyć prawnych są pewne akty psychiczne (podrażnienia popędowe, patrz niżej), które w normalnym przebiegu przeżyć prawnych mają natężenie słabe i przechodzą niepostrzeżenie, a w każdym razie poddają się z trudnością obserwacji. Ponieważ nie znając tego istotnego elementu przeżyć prawnych, nie można poznać, czym jest w istocie swej prawo, jakie są jego cechy, jak i dlaczego wpływa ono w charakterze pobudki na nasze postępowanie itp., przeto jest rzeczą bardzo ważną osiągnąć takie wzmożenie intensywności tych aktów, dzięki któremu stają się one bardziej wyraźne i podatne do badania. I oto szczególnie cenne usługi może tu oddać metoda eksperymentalna, a w szczególności doświadczenia podobne do przytoczonych powyżej: jest rzeczą pożyteczną czytać powieści lub artykuły dziennikarskie, które malują w sposób żywy wypadki „oburzającej” samowoli i pogwałcenia czyichś praw „świętych”- i niewątpliwych, piętnują lekceważenie „sprawiedliwych” żądań itp.; postawić się, w wyobraźni, w roli człowieka walczącego z silną pokusą naruszenia, zwalczania lub „gwałcenia” w inny sposób czyichś praw niewątpliwych i „świętych”, albo w roli ofiary czyjegoś gwałtu i bezprawia; prosić przyjaciół, aby doprowadzili nas (w celach eksperymentalnych) do stanu zapału lub oburzenia na tle przekonań prawnych; takie i tym podobne zabiegi doświadczalne dają nam możność obserwowania i badania aktów psychicznych, charakterystycznych dla prawa, w różnych formach i stopniach napięcia, aż do gwałtownego wzburzenia.
Za pomocą doświadczeń podobnych można się również zapoznać z podrażnieniami popędowymi pokrewnego typu, właściwymi moralności, a przez porównanie wyników obu szeregów doświadczeń poznać różnicę, dotychczas nie ustaloną, między moralnością a prawem.
Metoda introspekcyjna — samoobserwacja zwykła i eksperymentalna — stanowi nie tylko jedyny środek obserwacji i poznania zjawisk prawnych (i moralnych) w sposób bezpośredni i wiarogodny, lecz zarazem środek, bez którego jakiekolwiek poznanie zjawisk prawnych (i moralnych) jest niemożliwe.
Naszemu poznaniu dostępne są w ogóle te tylko kategorie zjawisk psychicznych, które czerpiemy z dziejów naszego „ja” duchowego, które znamy dlatego, że je sami przeżywaliśmy; inne zaś kategorie zjawisk psychicznych — a może ich być bardzo wiele, są dla nas absolutnie niepoznawalne. Ten, kto by nie znał z własnego życia psychicznego głodu, pragnienia, radości, gniewu — byłby pozbawiony wszelkiej możności poznania tych zjawisk psychicznych, mimo że inni je znają i przeżywają; dlatego też nie mógłby również rozumieć odpowiednich działań innych ludzi, ich gestów, mowy itp. Gdyby ktoś zaczął wobec takiego osobnika skakać z radości lub rzucać się na kogoś z pięściami z gniewu, ruchy te stanowiłyby dla niego zagadkę nierozwiązalną, skoro sam nigdy nie przeżywał radości i gniewu; osobnik taki przypuszczałby, być może, że te dziwne konwulsyjne ruchy wywołuje jakaś szczególna choroba, albo też zacząłby snuć różne przypuszczenia o działaniu czynników psychicznych, znanych mu z własnego doświadczenia wewnętrznego — lecz wszystko to stanowiłoby z konieczności tylko dowolne i nietrafne domysły.
To samo stosuje się do zjawisk prawnych. Człowiek cierpiący na absolutny idiotyzm prawny, tj. na całkowitą niezdolność przeżywania aktów psychicznych typu prawnego, byłby pozbawiony wszelkiej możności poznania, czym jest w istocie swej prawo, i zrozumienia działań ludzkich przez prawo wywoływanych. Słysząc wyraz ,,prawo” i widząc, że w społeczności ludzkiej czyni się wiele rzeczy z powołaniem się na „prawo” i na jego „wymagania” — osobnik taki wytworzyłby sobie, być może, pewną swoistą interpretację tych wyrażeń i działań: przypuściłby np., że oto silni kierują we własnym interesie do słabych i bezbronnych jakieś rozkazy, poparte odpowiednimi groźbami na wypadek nieposłuszeństwa, a słabi spełniają te groźne rozkazy ze względów celowości (dla uniknięcia wykonania groźby), jak to bywa między zbójcami a bezbronnymi podróżnymi, lecz hipoteza taka nie miałaby nic wspólnego ze zrozumieniem właściwej istoty prawa.
Podobna nieznajomość lub błędna interpretacji różnych odmian procesów psychicznych oraz podobne niezrozumienie znaczenia i motywów odpowiednich działań ludzkich zdarzają się również ludziom, nie cierpiącym na żadne kalectwo psychiczne, a nawet wybitnym uczonym i myślicielom, jeżeli nie wiedzą oni, gdzie i jak można poznać zjawiska danego rodzaju, i stosują błędną metodę zamiast właściwej (introspekcyjnej), albo jeżeli tworzą dowolne formuły i teorie bez żadnej metody naukowej; a takie właśnie jest stanowisko prawoznawstwa w stosunku do prawa pod wpływem opisanego wyżej złudzenia optycznego.

Gdy jednak, stosując właściwe środki badania, czyli introspekcję zwykłą i eksperymentalną, osiągniemy znajomość przeżyć psychicznych pewnego typu, wówczas pozyskamy środek do zdobywania wiadomości (wprawdzie tylko pośrednich i mniej lub więcej hipotetycznych) co do zjawisk tegoż rodzaju, zachodzących w psychice innych ludzi; psychika cudza w danej dziedzinie przestanie stanowić dla nas bezwzględnie niedostępną tajemnicę.
Albowiem nasze przeżycia wewnętrzne, jak np. gniew lub radość, nieraz przyczynowo wywołują rozmaite ruchy ciała, dostępne dla obserwacji zewnętrznej. Tu należą, w szczególności, ruchy, które wykonywamy, aby zakomunikować innym jakiś nasz stan albo proces psychiczny (mimika, wypowiadanie i pisanie słów itp.). W drodze analogii, obserwując takie czynności cudze, możemy przypuszczać z mniejszym lub większym prawdopodobieństwem, że wywołują je akty psychiczne, podobne do naszych.
Stopień prawdopodobieństwa takich przypuszczeń, opartych na tak zwanym wnioskowaniu przez analogię, zależy od rozmaitych okoliczności: od tego, czy mamy do czynienia z człowiekiem prawdomównym, czy też skłonnym do nieszczerości i fałszu; czy w danym wypadku istnieją jakieś specjalne powody do przewidywania nieszczerości (jak np. u oskarżonego przed sądem), czy podstaw do tego nie ma; czy dane ruchy, a między innymi wymawiane wyrazy, odpowiadają zwykle jednemu określonemu typowi procesów psychicznych, czy też stanowią jednakowe objawy zewnętrzne różnych przeżyć wewnętrznych, itd.
Wobec tego, chcąc badać naukowo cudze przeżycia psychiczne, należy nie tylko posiadać znajomość naukową podobnych przeżyć własnych, lecz poza tym poddać krytyce naukowej wartość ruchów cudzych (a w ich liczbie mowy ustnej i pisanej) jako danych faktycznych do wnioskowania o procesach psychicznych pewnego typu.
Za surogat, mniej lub więcej wartościowy, naszych własnych obserwacji nad ruchami innych ludzi mogą służyć przy badaniu cudzych przeżyć psychicznych posiadane przez nas relacje innych osób (np. kronikarzy, biografów, podróżników), dotyczące widzianych przez nich czynów, słyszanych mów itp.
Wykorzystanie naukowe takich danych („tradycji” jako surogatu „autopsji”) wymaga, naturalnie, krytyki podwójnej, a mianowicie, prócz krytyki wspomnianej poprzednio, jeszcze krytyki wiarogodności samych relacji (jeżeli zaś relacje pochodzą z drugiej ręki, zachodzi potrzeba krytyki potrójnej, a prawdopodobieństwo błędów staje się jeszcze większe).
W nauce psychologii uznaje się za tezę niewzruszoną, że przypuszczenia co do cudzych przeżyć psychicznych dokonywane są zawsze w formie logicznych wniosków przez analogię na podstawie znajomości stanów i ruchów:

1) naszych wewnętrznych,

2) naszych zewnętrznych i

3) cudzych zewnętrznych.

Teza ta nie jest zupełnie słuszna. Badając objawy zewnętrzne przeżyć psychicznych pewnej kategorii, możemy stwierdzić wśród tych objawów prawidłowości rozciągające się na ludzi pewnej klasy (np. naród, rasę), na ludzi w ogóle lub nawet na ludzi i zwierzęta. Np. na podstawie odpowiednich badań dałoby się ustalić nietylko w stosunku do ludzi, lecz nawet w stosunku do ludzi i zwierząt (zresztą nie wszystkich gatunków), wiele twierdzeń ogólnych
0 objawach fizycznych (fizjologicznych) apetytu, gniewu, strachu itp. Po zdobyciu takich wiadomości ogólnych posiadamy już przesłanki do wniosków dedukcyjnych w wypadkach konkretnych, to znaczy do wnioskowania nie przez analogię między naszymi i cudzymi ruchami indywidualnymi, lecz przez podciągnięcie cudzych ruchów konkretnych pod odpowiednie twierdzenia ogólne.
Pragnąc osiągnąć gruntowne poznanie naukowe, należy dążyć usilnie do stosowania drugiej z tych metod, a w tym celu starać się o zdobywanie w sposób naukowy twierdzeń ogólnych o objawach zewnętrznych przeżyć psychicznych poszczególnych kategorii.
Lecz w każdym razie jest rzeczą niewątpliwie słuszną, że warunek konieczny poznania cudzych przeżyć psychicznych stanowi poznanie introspekcyjne przeżyć tejże kategorii samego badacza, połączone ze znajomością objawów zewnętrznych tych przeżyć. Odpowiednią metodę poznania naukowego możemy zatem nazwać metodą połączoną obserwacji wewnętrznej i zewnętrznej. Nie ma potrzeby wyjaśniać specjalnie, że obserwacja zewnętrzna, stanowiąca część składową tej metody, może być, tak samo jak obserwacja wewnętrzna, zarówno prostą, jak eksperymentalną. eksperymentalną.
Wszystko, co powiedziano wyżej o metodzie połączonej, może i powinno być zastosowane do badania zjawisk prawnych. W szczególności ważnym zadaniem przyszłego badania naukowego tych zjawisk powinno być jak najdokładniejsze zbadanie rozmaitych objawów zewnętrznych przeżyć prawnych, stwierdzenie różnic dzielących je od objawów przeżyć pokrewnych (zwłaszcza moralnych) itd. — a to w celu zdobycia podstawy naukowej do badania cudzych przeżyć prawnych (w szczególności przeżyć ludzi, żyjących w epokach dawniejszych, na niższych poziomach rozwoju kulturalnego itp.).

*

Wyraz „prawo” ma faktycznie dwie odrębne sfery zastosowania: jedną względnie obszerną — w języku potocznym, w zwykłej mowie powszedniej, i drugą, w stosunku do tamtej bardzo ciasną — w terminologii zawodowej ludzi, mających do czynienia specjalnie z ustawami, sądami, procesami itp., w języku fachowym sędziów, prokuratorów, adwokatów, słowem prawników w ogóle.
Przysłuchując się rozmowom ludzi dorosłych lub dzieci, bawiących się w jakąś grę, np. w piłkę, szachy, warcaby, karty, przekonalibyśmy się łatwo, że gry te roją się wprost od „praw” wszelakiej treści, że grający przypisują sobie i swym partnerom mnóstwo rozmaitych praw, które bywają zwykle szanowane i bezspornie zachowywane, czasem zaś kwestionowane i naruszane (por. np. prawo do bicia króla asem, damy królem, obcego koloru atutem, prawo domagania się kolejności w wychodzeniu, w rozdawaniu kart, prawo żądania, aby karty były rozdane powtórnie w razie odkrycia ważnej karty lub innej jakiejś nieprawidłowości itp., itp.); żadne jednak z tych niezliczonych praw nie zasłużyłoby na nazwę prawa w sali posiedzeń sądowych i w ogóle ze stanowiska terminologii zawodowej prawników. Tak samo rzecz się ma z niezliczonymi „prawami” zaproszonego szanownego gościa w stosunku do gospodarzy, z prawem do miejsca honorowego niekiedy pierwszego przy stole oraz do innych oznak uwagi i szacunku, z prawami przyznawanymi sobie nawzajem, przez kolegów (np. w szkole), przyjaciół, zakochanych, na tle stosunków koleżeńskich, przyjacielskich, miłosnych, np. z prawem do wierności, do szczerości, do tysięcy różnych usług i dowodów miłości itp., itp. Na każdy tysiąc wypadków stosowania wyrazu „prawo” w zwykłej mowie potocznej przy-padłoby bodaj nie więcej, lub może nawet mniej niż jeden wypadek użycia tego wyrazu ze stanowiska terminologii zawodowej.
Prawnicy kierują się zwyczajami zawodowej terminologii prawniczej również w swoich próbach rozstrzygnięcia pytania, czym jest prawo. Uznają za prawo, za „prawo niewątpliwe”, to wszystko i tylko to, co się przyzwyczaili nazywać prawem jako prawnicy. Wszystko inne stanowi z ich punktu widzenia nieprawo, „niewątpliwie nie-prawo”. Co się zaś tyczy odmiennego stosowania wyrazu „prawo” w języku potocznym, to prawnicy zwykle go nie dostrzegają lub nie biorą go pod uwagę; jeżeli zaś przypadkiem z nim się spotkają, to uznają je za zjawisko nie zasługujące na uwagę lub za niewłaściwe użycie wyrazu, za błędne nazywanie prawem tego, co w istocie prawem nie jest.
W rzeczywistości jeden zwyczaj terminologiczny przeciwstawia się tu drugiemu, z nim niezgodnemu, i nie mamy żadnych podstaw, aby uznawać potoczny zakres stosowania wyrazu „prawo” za błędny. Jeżeli prawnik uważa za rzeczywiste prawo to, co się sam przyzwyczaił prawem nazywać, to zaś, co nazywają prawem nieprawnicy, uznaje nie za prawo, lecz za coś niewłaściwie tak nazywanego, to stanowiska takiego nie można usprawiedliwić ani uzasadnić, lecz tylko wyjaśnić przyczynowo jako swoiste zjawisko psychiczne. Zapoznaliśmy się już wyżej z błędem, któremu łatwo się poddajemy pod wpływem przyzwyczajeń terminologicznych, a który polega na tym, że nasze własne przyzwyczajenie do nazywania pewnych przedmiotów określoną nazwą przekształca się w naszej świadomości w coś właściwego samym przedmiotom, tak jakby te przedmioty były z samej swej natury tym, czym je nazywamy, np. „stołami”, „krzesłami”, „prawem”. Pod wpływem tego błędu stosowanie przez innych tejże nazwy do przedmiotów, których nie zwykliśmy nią oznaczać, może nam się łatwo wydać przyznawaniem tym przedmiotom czegoś, co im nie jest z natury właściwe. Albo też wytwarza się zjawisko takie, że ową terminologię cudzą, niezgodną z naszymi nawyknieniami, pojmujemy i kwalifikujemy jako oznaczanie nazwą, naszej zaś własnej (pod wpływem wskazanego trwałego skojarzenia) tak nie kwalifikujemy, lecz uznajemy ją za coś bardziej poważnego i istotnego, za właściwą i wiarogodną wiedzę, że dane przedmioty są czymś (np. prawem) same przez się, inne zaś są czymś innym (np. moralnością, lecz w żadnym razie nie prawem).
Jakkolwiek bądź prawnicy opierają się przy wyborze konkretnych przykładów prawa dla celów definicji na nawyknieniach terminologii zawodowej, „prawniczej”, te zaś bardzo obszerne dziedziny, do których stosuje wyraz „prawo” język potoczny, zaliczają do nie-prawa, do „obyczajów”, „przepisów konwencjonalnych” itp. I tenże sam sprawdzian, to znaczy sprawdzian nawyknień terminologicznych zawodowych, stosuje prawoznawstwo przy formowaniu innych pojęć ogólnych.
Zaznaczyć należy, że moment ten stanowi godną uwagi właściwość nauki o prawie, odróżniającą ją od nauki o moralności i innych nauk społecznych, które nie są związane z żadnym określonym zawodem społecznym i nie poddają się wpływom jakiejkolwiek terminologii praktyczno-zawodowej, lecz przy określaniu swych pojęć najwyższych (np. pojęć moralności, społeczeństwa, zjawiska gospodarczego) oraz dalszych absolutnie lub względnie od nich zależnych, opierają się na przyzwyczajeniach terminologicznych mowy potocznej.
Jakie z tej właściwości prawoznawstwa płyną konsekwencje, to się okaże z dalszych rozważań. Tymczasem możemy bądź co bądź stwierdzić, że podejrzenie, rzucane na ogół badaczy, pracujących nad definicjami prawa, moralności itp., jakoby dopuszczali się dziwnych i błędnych logicznie manipulacji w postaci dobierania przedmiotów według cech z góry przygotowanych, aby następnie z triumfem odnajdywać te cechy w tychże przedmiotach, nie jest uzasadnione i opiera się na nie dość uważnym badaniu istotnego stanu rzeczy.
W rzeczywistości tworzenie pojęć i uzasadnianie wysuwanych definicji (o ile autorowie je w ogóle podejmują) opiera się na przyzwyczajeniach językowych, ogólno potocznych lub zawodowych. Stosowanie tych sprawdzianów łączy się często z mylnym pojmowaniem ich istoty, z błędnym przekonaniem, jakoby dobór przedmiotów oparty był na ich cechach obiektywnych, siła subiektywnego przyzwyczajenia do oznaczania nazwą wytwarza złudzenie, że dane przedmioty „niewątpliwie” posiadają odpowiednią naturę itp.; natomiast same sprawdziany nie tylko wolne są całkowicie od niedorzecznego obracania się w błędnym kole, lecz nie zawierają w sobie w ogóle żadnego naruszenia zasad logiki ludzkiej, żadnego absurdu logicznego.
Jednakże, uznając nienaganność logiczną samych tych sprawdzianów, można i należy mimo to postawić pytanie, czy sprawdziany te, tj. przyzwyczajenia terminologiczne potoczne lub zawodowe, odpowiadają zadaniom tworzenia naukowych pojęć klasowych i nadają się do poprawnego rozwiązania tych zadań.

Poprawna odpowiedź na to pytanie brzmiałaby, naszym zdaniem, jak następuje.
1. Rozważania na temat, jakie przedmioty są oznaczane pewną nazwą, np. nazwą prawa, moralności, gospodarstwa, wartości, pracy itp., w poszczególnych sferach językowych, a więc w języku potocznym, w dziedzinie pewnego zawodu specjalnego lub tym podobne, mogą mieć charakter najzupełniej poważny i naukowy, a nawet odpowiadać najzupełniej swemu zadaniu, to znaczy rozstrzygać w sposób naukowy zagadnienia poprawnie postawione, jeżeli samo zagadnienie ma charakter lingwistyczny, dotyczy wyrazów, jako swoistych znaków symbolicznych, a mianowicie terminów ogólnych i ich stosowania. Wskutek tego np., gdy językoznawca, układający słownik, przeprowadza w stosunku do wyrazów „moralność”, „moralny”, „prawo” lub tym podobne. badania nad dziedziną ich stosowania i wyniki osiągnięte umieszcza w swym słowniku pod odpowiednimi wyrazami, to postępowanie jego jest całkowicie poprawne i niczego innego wymagać od niego nie można. W takim słowniku pod wyrazem „prawo” należałoby, jak widać z uwag poprzednich, wskazać na ujawniający się tu dualizm językowy, na istnienie dwóch różnych co do wielkości dziedzin stosowania tego wyrazu (oczywiście, nie kwalifikując żadnej z tych dwóch odmiennych terminologii jako błędnej, opartej na nieznajomości właściwej istoty prawa)

2. Dokonywanie podobnych badań, niezależnie od tego, czy dotyczą one języka potocznego, czy też jakiegokolwiek specjalnego (np. prowincjonalnego, klasowego, zawodowego), bez świadomości, że się rozstrzyga zagadnienia językoznawcze, lecz przeciwnie, z przekonaniem, że się dokonywa właściwych badań naukowych, tworzenia i uzasadniania pojęcia centralnego lub innego pojęcia klasowego dla nauki o prawie, moralności, państwie itp. — opiera się na nieporozumieniu i stanowi pomieszanie dwóch najzupełniej różnych zagadnień, dwóch odrębnych dziedzin poznania ludzkiego; należy bowiem odróżniać zagadnienia, mające za przedmiot wyrazy, czyli nazwy od zagadnień, mających za przedmiot zjawiska, dla których tworzą się w różnych dziedzinach językowych takie lub inne nazwy (odmienne w różnych językach, a nieraz nawet w różnych warstwach jednego narodu.)
Czynność ustalania pojęć, mających być pojęciami podstawowymi dla nauk mniej lub więcej obszernych, dla ich działów i dalszych systematycznych poddziałów, ma do spełnienia niezmiernie ważne zadanie stworzenia i określenia takich klas przedmiotów, które by się nadawały do wypowiedzenia o nich twierdzeń naukowych i systematycznego ustosunkowania wzajemnego tych twierdzeń.
W naukach teologicznych, jak etyka teologiczna i inne. Wielkie znaczenie mają tego typu zagadnienia — można je nazwać interpretacyjnymi — również w prawoznawstwie praktyczno- zawodowym i naukowym, o ile zajmuje się ono interpretacją myśli cudzych, np. znaczenia ustaw, umów, testamentów itp.
Tych zagadnień nie rozwiązują, a nawet wcale nie dotykają rozważania na temat, co bywa oznaczane pewną nazwą w tej czy innej dziedzinie językowej, niezależnie od tego, czy tą dziedziną będzie język jakiegoś narodu, czy też specjalne narzecze lub żargon jakiejś dzielnicy, grupy zawodowej lub tp.
Dlatego też, gdyby się nawet prawnikowi udało odpowiedzieć poprawnie na pytanie „co to jest prawo?” w znaczeniu: „czym jest to, co prawnicy zwykli nazywać prawem?”, mimo to zagadnienie, bez którego rozwiązania niemożliwe jest stworzenie nauki o prawie, pozostałoby jeszcze nierozstrzygnięte. Ustalona na tym gruncie odpowiedź nadawałaby się do umieszczenia w słowniku językowym pod wyrazem „prawo”, lecz nie stanowiłaby definicji pojęcia centralnego, na którym można by oprzeć naukę o prawie.
W rzeczywistości nawet takiej odpowiedzi, wyjaśniającej zakres stosowania wyrazu „prawo” w zawodowym języku prawniczym, nie udało się dotąd jeszcze znaleźć; i to byłoby rzeczą najzupełniej zrozumiałą i naturalną, gdyby nawet inne błędy nie stały na przeszkodzie należytemu poznaniu zjawisk prawnych — ze względu na samą istotę zagadnienia, jakie usiłują rozwiązać prawnicy.
Mianowicie istota tego zagadnienia polega na tym, aby znaleźć cechy wspólne i specyficzne tych wszystkich przedmiotów, które w zawodowym języku prawniczym nazywane są prawem. Otóż w stosunku do tego zagadnienia można i należy przewidywać z góry, nawet przed bliższym zbadaniem samych przedmiotów, że w takiej formie wyłącza ono możliwość wszelkiego rozwiązania, gdyż równa się żądaniu znalezienia czegoś, co nie istnieje, zawiera w sobie sprzeczność wewnętrzną.
Samo postawienie podobnego zagadnienia możliwe jest tylko na gruncie wiary, że przyzwyczajeniom zawodowym do stosowania nazwy „prawo” odpowiada obiektywnie odrębna klasa zjawisk jednorodnych; lecz taka wiara jest ze stanowiska naukowego najzupełniej nie uzasadniona.
Terminologia zawodowa przystosowuje się w sposób naturalny do specjalnych potrzeb i celów praktycznych, właściwych danej odrębnej dziedzinie życia praktycznego. Ze stanowiska takich potrzeb i celów mogą mieć znaczenie i wartość jednakową, oraz wymagać jednakowego do siebie stosunku praktycznego (postępowania) przedmioty najbardziej różnorodne w swych cechach obiektywnych, przedmioty zaś jednorodne mogą mieć znaczenie różne i wymagać różnego do siebie stosunku praktycznego. Do tego się przystosowuje odpowiednia terminologia praktyczna, łącząc rzeczy różnorodne i rozdzielając jednorodne, i kierując się przy tym wyłącznie względami dogodności ze stanowiska danej potrzeby i celu. Oto chociażby ze stanowiska kulinarnego, kucharskiego, najróżnorodniejsze rośliny lub nawet części roślin różnych rodzajów i gatunków bywają łączone w jedną grupę i otrzymują wspólną nazwę, np. „jarzyn”, „włoszczyzny” lub tp., a to dlatego, że wszystkie są cenione jako materiał do przyrządzania potraw lub do jakichś specjalnych celów kulinarnych (np. jako przyprawy); niezliczone zaś rośliny wspólnego z nimi rodzaju są z grupy wyłączane i nie otrzymują tej nazwy: jedne dlatego, że są niesmaczne; inne dlatego, że wymagałyby bardzo długiego gotowania lub zabiegów tak zawiłych, że skutek odżywczy lub gastronomiczny nie opłacałby tych trudów; trzecie dlatego, że są kłujące, szorstkie lub tym podobne., czwarte dlatego, że wywołują rozstrój żołądka, bóle głowy lub tp.; piąte dlatego, że opierają się ich użyciu jakieś miejscowe zwyczaje, przesądy, nieznajomość ich właściwości, itp., itp. Gdyby się znalazł uczony botanik, który by podjął zadanie określenia odrębnego gatunku roślin, odpowiadających nazwie kulinarnej „jarzyna”, to oczywiście wysiłki jego byłyby daremne, jakkolwiekby wiele pracy poświęcił na oglądanie, badanie budowy itp. przedmiotów nazywanych „jarzynami” oraz porównywanie ich z innymi przedmiotami „pokrewnymi”; samo zagadnienie przez niego podjęte stanowi swoistą contradictio in adjecto, zawiera w sobie żądanie znalezienia czegoś, co nie istnieje. Ofiarą takiego samego nieporozumienia padłby zoolog, który by postawił sobie za zadanie określenie odrębnego gatunku zwierząt, nazywanego ze stanowiska kulinarnego lub myśliwskiego „zwierzyną”, itd.
Zważywszy na taki charakter nazw, powstałych na gruncie specjalnych zainteresowań praktycznych, ze stanowiska obiektywnego badania naukowego zjawisk różnych klas nie należy obdarzać zawodowych tradycji terminologicznych takim zaufaniem, jakiego udziela nauka o prawie zawodowej terminologii prawniczej, lecz przeciwnie, zachowywać względem nich jak największą nieufność i krytycyzm. Nie tylko bowiem nie możemy uważać za rzecz konieczną i oczywistą, aby utartym terminom zawodowym odpowiadały odrębne grupy przedmiotów jednorodnych co do ich właściwości, lecz nawet należy przypuszczać, że rzecz ma się odwrotnie.
W szczególności w stosunku do pojęcia prawa w znaczeniu prawniczym oraz innych pojęć klasowych nauki o prawie, wobec dzisiejszej struktury tej nauki (tj. wobec uzależnienia ogólnej nauki o prawie i specjalnych dyscyplin prawniczych od utartej terminologii zawodowej) można przewidywać a priori, że te pojęcia nie tylko nie istnieją jeszcze jako pojęcia utworzone i uzasadnione naukowo, lecz nawet nie mogą być znalezione i poprawnie zdefiniowane; istnieje tylko system wyrazów, imion, ściśle mówiąc — przyzwyczajeń do oznaczania nazwami, przystosowanych historycznie do pewnych potrzeb i dogodności specjalnych, różnych zupełnie od zadań naukowych poznania i wyjaśnienia zjawisk. I z tego stanowiska fakt, że prawnicy bezskutecznie dotąd „szukają definicji dla swego pojęcia prawa” oraz dla innych pojęć ogólnych prawoznawstwa, staje się naturalny i zrozumiały.
W ogóle, niezależnie od innych okoliczności, które stawiają nauce o prawie w jej rozwoju przeszkody, jakich nie napotykają inne szczęśliwe nauki, rolę fatalną grała w dziejach tej gałęzi wiedzy ludzkiej i gra dotychczas zależność jej od specjalnego zawodu społecznego i od specjalnej dziedziny działalności zawodowej — jurysprudencji praktycznej, od tzw. „praktyki”, tj. praktyki sądowej itd.
Zależność ta nie pozwala nauce o prawie badać i poznawać prawdy jako takiej, wprowadza do jej rozważań obce względy i punkty widzenia, pozbawiając je obiektywnego charakteru naukowego, zacieśnia jej horyzont naukowy, przyćmiewa i mąci jej wzrok w różnych kierunkach i w różny sposób.

*

§ 5. Tworzenie pojąć klasowych i sprawdziany poprawności pojęć i sądów teoretycznych
Pragnąc rozstrzygać w sposób naukowy zagadnienia polegające na tworzeniu pojęć klasowych, które mają być pojęciami centralnymi i podstawowymi dla całych nauk lub dla ich działów i odgałęzień, należy nie tylko odróżniać zasadniczo te zagadnienia od kwestii, co się w pewnej dziedzinie językowej jak nazywa, i unikać starannie mieszania odpowiednich punktów widzenia, odpowiednich danych itp., jako w samej swej istocie najzupełniej odmiennych, lecz przede wszystkim należy uwolnić się całkowicie od wszelkich, własnych lub cudzych nawyknień do oznaczania nazwami przedmiotów należących do badanej dziedziny i całkowicie usunąć na bok kwestie terminologiczne. Klasa i jej pojęcie z jednej strony, a nazwa klasy z drugiej strony, są to rzeczy najzupełniej różne i nie mające ze sobą nic wspólnego, wystrzegać się więc należy pilnie, aby do zagadnień, dotyczących klas i pojęć klasowych, nie wplątywać kwestii wyrazów, imion i oznaczania przedmiotów nazwami.
Czym są klasy i pojęcia klasowe, określiliśmy już poprzednio (str. 74). Z definicji tej widać, że wszelka idea, odpowiadająca schematowi: „wszystko, co posiada cechę a”, stanowi pojęcie klasowe, a wszystkie przedmioty możliwe do pomyślenia (niezależnie od istnienia ich w rzeczywistości), które odpowiadają takiej idei (wszystkie przedmioty posiadające cechę a) stanowią klasę. Np. „wszystko, co jest białe”, „przedmioty czarne”, „rzeczy okrągłe”, „przedmioty długości metra”, „ptaki znoszące złote jaja” — są to klasy, odpowiednie zaś idee są pojęciami klasowymi.
Wynika stąd:
1. że tworzenie pojęć klasowych i klas nie zawiera samo w sobie żadnych świadomych lub nieświadomych błędnych kół (por. wyżej str. 80); podstawiając w miejsce a w formule „wszystko, co posiada cechę a” jakąkolwiek cechę, nie popełniamy błędnego koła ani jakiegokolwiek błędu logicznego w ogóle;
2. że tworzenie pojęć klasowych nie wymaga bynajmniej dokonywania przeglądu jakichkolwiek odpowiadających im przedmiotów dla stwierdzenia, że wszystkie posiadają jakieś cechy wspólne. Przy poprawnym pojmowaniu istoty pojęć klasowych i poprawnej metodzie ich tworzenia okazuje się to nie tylko niewykonalne, lecz najzupełniej zbyteczne, pozbawione sensu. Podstawiając w naszym schemacie jakiekolwiek cechy i tworząc w ten sposób pojęcia klasowe, przez to samo już, bez żadnych dalszych zabiegów osiągamy to, że wszystkie przedmioty odpowiadające naszym pojęciom klasowym będą posiadały cechy wspólne — a to dlatego po prostu, że do danej klasy będą należały tylko te przedmioty, które posiadają to, co obraliśmy za cechę klasy. Np. wszystkie przedmioty odpowiadające utworzonemu przez nas pojęciu „przedmioty białe”,będą posiadały w sposób nieunikniony wspólną cechę białości, a to nie dlatego, żebyśmy przed utworzeniem tego pojęcia wykonali niemożliwą i niedorzeczną pracę obejrzenia wszystkich przedmiotów białych, lecz dlatego, że skoro się utworzyło pojęcie „przedmioty białe”, należy zaliczać do tej klasy, oczywiście, nie przedmioty czarne lub inne, lecz białe i tylko białe. Należy tu zaznaczyć, że wartość pojęć klasowych jako pewnego typu narzędzi myślenia, wykrywania i stosowania prawd polega, jak się to okaże jaśniej z dalszego wykładu, w znacznej mierze na tym, że pojęcia te obejmują również zjawiska przyszłe, dotąd nieistniejące i przez to niemożliwe do zbadania, a wskutek tego stanowią środki przewidywania skutków, jakie wywołać mogą różne możliwe czynniki oddziaływania, a w tej liczbie różne działania świadome. Ze stanowiska reguły tradycyjnej, która wymaga oglądania przedmiotów, mających należeć do klasy, dla stwierdzenia, że wszystkie posiadają cechy wspólne, pojęcia miałyby poniekąd znaczenie wyłącznie retrospektywne, wspomnieniowe.
3. Nie jest również potrzebne dla tworzenia pojęć wykonanie pracy (jeszcze bardziej niemożliwej, jeśli można mówić o stopniach niemożliwości), polegającej na przejrzeniu wszystkich innych przedmiotów, chociażby tylko „pokrewnych”, w celu stwierdzenia cech specyficznych klasy, których inne przedmioty nie posiadają. Przy właściwym pojmowaniu istoty pojęć klasowych i metody ich tworzenia ta praca również okazuje się nie tylko niewykonalną, lecz najzupełniej zbyteczną i pozbawioną sensu. Podstawiając w naszym schemacie jakiekolwiek cechy i tworząc przez to pojęcia klasowe, osiągamy przez to samo, bez żadnych dalszych prac, że wszystkie przedmioty, odpowiadające naszym pojęciom klasowym, będą posiadały cechy specyficzne — a to dlatego po prostu, że wszystkie przedmioty posiadające cechę, którąś my obrali za cechę klasy, będą należały do danej klasy, że przeto poza jej granicami pozostaną tylko przedmioty tej cechy nie posiadające, a więc od przedmiotów naszej klasy odrębne. Np. wszystkie przedmioty odpowiadające utworzonemu przez nas pojęciu „przedmioty białe” będą się z konieczności odróżniały barwą od wszelkich przedmiotów innych, a to nie dlatego, żebyśmy dokonali niemożliwej i niedorzecznej pracy obejrzenia wszystkich innych przedmiotów lub choćby tylko przedmiotów „pokrewnych”, np. jasnoszarych itp., lecz dlatego, że skoro utworzyliśmy klasę „przedmioty białe”, powinniśmy
zaliczać do tej klasy wszystko co jest białe, a nie zaliczać do niej żadnych przedmiotów nie białych.
4. Dwa twierdzenia poprzednie wykazują, że przy poprawnym rozumieniu i tworzeniu pojęć klasowych nie mogą wcale powstawać owe trudności i niepowodzenia, których zwalczanie stanowi główną pracę badaczy, usiłujących bezowocnie ustalić pojęcia prawa, moralności, państwa i wiele innych, a które polegają na tym, że wypada stwierdzać istnienie przedmiotów, „sprzecznych” z wysuwanymi definicjami, np. „norm prawa”, nie posiadających cechy ogłoszonej za cechę wspólną „wszystkim normom prawa”, albo „obyczajów”, posiadających cechę ogłoszoną za cechę odróżniającą „prawo” od „obyczajów”; że jedne przedmioty nie chcą się zmieścić w formule definicyjnej, wypada więc dociągać je do niej gwałtem, za pomocą różnych operacji, bardzo śmiałych i bolesnych pod względem logicznym, inne zaś, nieproszone, same się wtłaczają do ram pojęcia, zmuszając do użycia różnych rozpaczliwych środków, aby im drogę zagrodzić. Przyczyną tych trudności jest brak należytego zrozumienia, na czym polega istota pojęć klasowych i właściwa metoda ich tworzenia oraz (jak powiedziano już wyżej) utożsamianie zagadnienia tworzenia pojęcia z określeniem tego, co w myśl nawyknień językowych pewnej sfery bywa oznaczane pewną nazwą.
Jeżeli, biorąc za punkt wyjścia wyrazy i zakres ich stosowania, zaczniemy zbierać kolekcje przedmiotów, nazywanych w pewien sposób, oraz przedmiotów-, nazywanych inaczej, a następnie szukać cech, obecnych we wszystkich okazach pierwszej grupy o nieobecnych we wszystkich okazach drugiej, to w rezultacie, oczywiście, nieraz musi się zdarzyć, że formuła, wytworzona na podstawie jednych przykładów, nie będzie stosowna dla innych przykładów, w których używa się tego wyrazu. Gdy się zaś tworzy pojęcia klasowe nie według wyrazów i zwyczajów ich stosowania, lecz na podstawie cech przedmiotów, według schematu wyżej wskazanego, wówczas, rzecz jasna, nie mogą się znaleźć żadne przedmioty „sprzeczne” z tak tworzonymi pojęciami.
W ogóle samo tworzenie pojęć, gdy się je należycie rozumie, nie napotyka żadnych szczególnych przeszkód ani trudności i nie wymaga dla ich usunięcia lub obejścia ani żadnych finezji „epistemologicznych” czy innych, ani jakichkolwiek świadomych lub nieświadomych uchybień logicznych. Zamiast dokonywania przeglądu nieprzejrzanej ilości przedmiotów w celu utworzenia jednego pojęcia (w czym się już zawiera pogwałcenie zasad ogólnych logiki ludzkiej), w rzeczywistości wystarcza rzut oka na jakikolwiek jeden przedmiot, aby mieć materiał dostateczny do utworzenia w sposób logicznie najzupełniej poprawny mnóstwa pojęć klasowych — przez podstawianie w ogólnym schemacie definicyjnym najrozmaitszych cech danego przedmiotu (np. przedmioty takiej a takiej formy, takiej a takiej objętości, wagi, składu, barwy itp., itp) Nie potrzeba nawet w tym celu oglądać lub badać czegoś konkretnego. Skądkolwiek i z jakiegokolwiek powodu mogą nam przyjść na myśl wyobrażenia jakichś cech, możemy je przyjąć za cechy klasowe i utworzyć w ten sposób pojęcia klasowe i klasy [Wyliczanie wszelkich możliwych powodów do tworzenia pojęć klasowych, np. wszystkich typów procesów umysłowych, które mogą nam nasuwać koncepcje tych lub innych pojęć (a trzeba by tu uwzględnić nawet sny), stanowiłoby, oczywiście, marnowanie czasu na pracę bezcelową.].
Lecz tu powstaje zagadnienie, wychodzące poza granice zasad ogólnych logiki ludzkiej, mające jednak wielkie znaczenie ze stanowiska nauki i metodologii naukowej.
Bynajmniej nie wszystkie pojęcia klasowe i klasy, nienaganne z ogólnego stanowiska logicznego, mogą mieć wartość dla nauki. Takie np. pojęcia klasowe i klasy, jak „cygara w cenie 50 groszy” lub „wagi 10 gramów”, jak „zwierzęta o długich nogach i krótkim ogonie”, nie uchybiają logice; wartość ich naukowa byłaby jednak więcej niż wątpliwa.
I oto powstaje pytanie: jakie są warunki i sprawdziany wartości pojęć klasowych (zakładając ich poprawność ogólnologiczną) ze stanowiska zadań naukowego poznania i wyjaśnienia zjawisk?
Wiemy już, że tym sprawdzianem nie może być zgodność pojęcia z terminologią potoczną, tym bardziej zaś z zawodową lub inną praktyczną; obecnie jednak wypada wskazać pozytywnie, co należy brać pod uwagę, chcąc tworzyć należyte pojęcia naukowe; co może służyć za obronę i uzasadnienie wartości naukowej pojęć klasowych przez kogoś wysuwanych; co stanowi właściwą miarę dla krytyki naukowej mnóstwa pojęć już istniejących, lecz nie poddanych jeszcze należytej krytyce?
Za odpowiadające zadaniom poznania i wyjaśnienia naukowego zjawisk uznawać należy te pojęcia klasowe i klasy, względem których istnieją lub mogą być utworzone adekwatne teorie naukowe.
Przez teorie rozumiemy tu i w dalszym tekście wypowiadanie jakichś prawd względem klas przedmiotów, niezależnie od tego, czy będą to pojedyncze sądy tego rodzaju, czy mniejsze lub większe ich zbiory, czy całe nauki samodzielne, czy mniejsze lub większe działy takich nauk; np. biologia, socjologia, psychologia są teoriami w naszym rozumieniu, o ile zawierają w sobie lub próbują stworzyć zbiory prawd, dotyczących klas zjawisk życia, społecznych, psychicznych itp. Teorie naukowe są to teorie uzasadnione w sposób świadomie metodyczny (i systematyczny), albo teorie wraz z ich metodycznym uzasadnieniem naukowym.
Wyraz „teoria” bywa stosowany bardzo często, nie posiada jednak ani w języku potocznym, ani w literaturze naukowej, nie wyłączając prawniczej, charakteru nazwy dla określonej klasy, lecz bywa używany w różnych znaczeniach lub bez jakiegokolwiek świadomego znaczenia. Np. Stammler, wypowiadając się w swym dziele najnowszym, Die Lehre von dem richtigen Rechte, 1902, za utworzeniem nowej odrębnej nauki prawnej, która by w przeciwieństwie do istniejących nauk prawnych, badających prawo pozytywne, rozwijała zasady prawa słusznego, właściwego, nadającego się do wywołania pewnych skutków pożądanych (ein gewisser Erfolg) — proponuje dla tej przyszłej nauki nazwę „prawoznawstwa teoretycznego”. Istniejące już dyscypliny prawne wraz z tak zwaną „ogólną nauką o prawie” (allgemeine Rechtslehre oder juristische Prinzipienlehre, str. 4) nazywa „prawoznawstwem technicznym” (technische Rechtslehre, str. 3 i n.). Autor ten wykazuje na ogół niezwykłą w literaturze niemieckiej skłonność do operowania nowymi terminami, swoistymi formułami o brzmieniu nieraz dziw- wnym i zagadkowym, oraz innymi środkami zewnętrznymi, aby w ten sposób nadać pozory oryginalności myślom, które by bez podobnych masek nie sprawiły wrażenia myśli oryginalnych. Np. pogląd, który leży u podstaw pracy Stammlera o stosunku gospodarstwa do prawa, Wirtschaft und Recht, sformułowany w ten sposób, że prawo stanowi „formę”, a zjawiska gospodarcze „materię” życia społecznego, sprowadza się, gdy się zestawi różne ustępy książki i wyrazi rzecz za pomocą terminów bardziej jasnych i określonych, do teorii, która była już wysunięta i uzasadniona w całym szeregu specjalnych badań prawno-ekonomicznych przed ukazaniem się pracy Stammlera, i głosi, że zjawiska ekonomiczne są wytworem motywacji prawnej, pobudek postępowania masowego, pochodzących od prawa; inny przykład, poza mądrą pozornie i zagadkową formułą, jaką Stammler nadaje w tejże pracy swemu ideałowi społecznemu — „społeczność ludzi wolnych w swych dążeniach” (eine Gemeinschaft frei wollender Menschen) — ukrywa się ideał miłości, braku egoizmu, jak to widać z uwag polemicznych autora w tej sprawie pod moim adresem w jego pracy „Das Recht der Schuldverhältnisse 1897, str. 41). Otóż wytworem tejże skłonności zdaje się być również żądanie utworzenia nowej samodzielnej nauki prawnej pod nazwą „prawoznawstwa teoretycznego”; autor unika bardziej naturalnej i stosownej nazwy „polityka prawa”, pod którą proponowano przed nim stworzenie odpowiedniej samodzielnej -dyscypliny metodycznej i systematycznej, i woli termin „teoria prawa”, „prawoznawstwo teoretyczne”. Stało się to możliwe dzięki temu właśnie, że wyraz „teoria” nie ma cechy terminu naukowego o stałym i określonym znaczeniu.
Znaczenie stosunkowo bardziej jasne i określone mają w literaturze naukowej wyrażenia „stanowisko teoretyczne”, „nauki teoretyczne” itp. w tych wypadkach, gdy się im przeciwstawia „stanowisko praktyczne”, „nauki praktyczne”. W takich zestawieniach „stanowisko teoretyczne” oznacza, zgodnie z etymologią wyrazu, stanowisko obserwacji i badania obiektywnego, które stwierdza to co istnieje, tak jak ono istnieje, w odróżnieniu od wyrażania tego co jest pożądane, co być powinno itp. W tym znaczeniu stwierdzenie jakiegoś faktu jednostkowego, np., że Sokrates zmarł od trucizny, będzie również sądem teoretycznym; historia, geografia itp. będą naukami teoretycznymi. Skoro dla przeciwstawienia „stanowisku praktycznemu” nie ma wyrazu lepszego niż „stanowisko teoretyczne”, terminologia ta może być zachowana obok pojęcia i nazwy „teoria”, „teorie” (lub „teoria w znaczeniu ścisłym”) dla oznaczenia sądów obiektywnych o klasach lub zbiorów takich sądów.
Przez „adekwatne” teorie naukowe rozumiemy teorie, w których to, co się wypowiada (orzeczenia logiczne wraz z ich uzasadnieniem) jest prawdziwe w stosunku do tej właśnie klasy przedmiotów, o której jest wypowiedziane (lub pomyślane); jeśli więc o jakimś gatunku danego rodzaju lub o jego podgatunku itp. wypowiada się coś, co w rzeczywistości jest prawdziwe w stosunku do całego rodzaju lub innej klasy szerszej, albo jeśli zachodzi brak ustosunkowania w kierunku odwrotnym, to nie będą to teorie adekwatne w naszym znaczeniu.
Aby zrozumieć, na czym polega istota i wartość naukowa adekwatności teorii w tym znaczeniu, należy zważyć co następuje.
Takie sądy o klasach i teorie w ogóle, a w tej liczbie nawet teorie bardzo obszerne, które by nie zawierały w sobie żadnego fałszu, które by były poprawne w tym tylko znaczeniu, że myśl wypowiedziana w nich nie może być (zasadnie) zaprzeczona w stosunku do wszystkich lub niektórych przedmiotów tej klasy — można by łatwo stwarzać w liczbie nieograniczonej względem wszelkich możliwych klas, chociażby wytworzonych najzupełniej przypadkowo, na chybił trafił.
Np. o klasach: „cygara wagi 10 gramów”, „psy o długich ogonach i krótkich szyjach” itp. dałoby się wypowiedzieć tak wielkie ilości podobnych „prawd”, wytworzyć tak obszerne teorie, że wykład ich mógłby wypełnić wiele grubych tomów. W stosunku do „cygar wagi 10 gramów” można twierdzić, że będąc wprawione w ruch, dążą do zachowania ruchu w tymże kierunku i z jednostajną szybkością (bezwładność), że podlegają przyciąganiu ziemi, spadają (dążą do spadania, jeżeli nie ma tarcia powietrza lub innych komplikacji) według pewnych określonych praw, że ulegają rozszerzeniu od ciepła itd., itd. (patrz treść mechaniki i fizyki w ogóle); można dalej wypowiedzieć mnóstwo twierdzeń prawdziwych o ich składzie chemicznym i odpowiednich właściwościach chemicznych (np. palności, częściowej niepalności itp.), wspólnych im ze względu na wspólnie posiadane elementy składowe (np. węgiel); z powodu ich poszczególnych elementów składowych (w tej liczbie np. nikotyny) można wypowiedzieć poza tym niemało twierdzeń o wpływie ich palenia lub wprowadzania do żołądka przez spożycie, na organizm zwierzęcy lub specjalnie ludzki; następne tomy naszej wyobrażanej „nauki o cygarach wagi 10 gramów” można by zapełnić prawdami charakteru biologicznego ze względu na budowę komórkową liści tytoniowych, których zwitki stanowią cygara; dalej prawdami o charakterze botanicznym, przede wszystkim takimi, którymi się interesują specjaliści ogólnej anatomii roślin itp., następnie takimi, które interesują badaczy działów specjalnych królestwa roślinnego, a na każde stadium, zbliżające nas od bardzo szerokiej klasy „rośliny” do wąskiej stosunkowo klasy „tytoń” można by poświęcić po jednym tomie. Lecz to bynajmniej nie wyczerpuje jeszcze treści możliwej nauki o „cygarach wagi 10 gramów”. Albowiem o tej klasie można by ustalić jeszcze wiele prawd, należących ze względu na swój charakter i kierunek do różnych nauk społecznych, np. do ekonomii politycznej; można by ustalić, że cena rynkowa „cygar wagi 10 gramów” pozostaje w określonej zależności od podaży i popytu, od płacy roboczej, od renty, procentu od kapitału itd., itd. Nawet prawnicy, po stwierdzeniu, że „cygara wagi 10 gramów” należą do „rzeczy ruchomych”, do „rzeczy zamiennych” itp., potrafiliby wzbogacić naszą „naukę” niejedną prawdą. Tego samego rodzaju obszerne „nauki” dałyby się stworzyć o „psach o długich ogonach i krótkich szyjach”, 0 „żołnierzykach ołowianych” itp.
Lecz podobne „nauki” stanowiłyby parodię nauki i wzór naoczny, jak nie należy tworzyć teorii; byłyby ilustracją błędów i uchybień, których należy starannie unikać przy budowaniu teorii naukowych. Nie- naukowość takich teorii, ich kalectwo naukowe polegałoby na ich nieadekwatności, czyli na tym, że to, co się w nich wypowiada (orzeczenia logiczne), byłoby odniesione do klas niewłaściwych, zakreślonych zbyt wąsko, gdy tymczasem orzeczenia te są prawdziwe, lecz powinny być odniesione do klas o szerszym zakresie, np. twierdzenia o bezwładności, o ciążeniu itp. byłyby wypowiedziane tylko o cygarach, a w dodatku jeszcze tylko o cygarach ważących po 10 g r a m ów , albo o psach mających długie ogony i krótkie szyje, gdy w rzeczywistości stosują się do wszystkich ciał fizycznych, a więc do klasy znacznie szerszej.
Teorie takie nie dają istotnego poznania naukowego, a nawet zasłaniają przed nami istotę rzeczy. Mogą wprowadzić w błąd, nasuwając błędne przypuszczenie, że cechy przyznane przedmiotom danej klasy stanowią ich właściwość specyficzną, i wywołując błędne również przekonanie, że istnieje jakiś związek między tym, co się przyznaje przedmiotom posiadającym pewną cechę a samą tą cechą.
Zapewne, takie twierdzenia jak: „cygara wagi 10 gramów podlegają przyciąganiu ziemi”, „ludzie małego wzrostu nie mogą żyć bez powietrza” — mogłyby z trudnością nasunąć komuś błędne przypuszczenie, jakoby inne cygara i inne w ogóle przedmioty materialne przyciąganiu nie podlegały, jakoby potrzeba powietrza dla utrzymania życia zależała od wzrostu człowieka itp. — gdyż wiadomo powszechnie, że tak nie jest; nieszkodliwe są też inne błędy logiczne, jeżeli są oczywiste, jeżeli np. wiemy dobrze, że prawdziwą jest teza przeciwna. Lecz w wypadkach, gdy sprawa omawiana nie jest dostatecznie znana, podobne teorie z niewłaściwie dobraną klasą mogą bardzo łatwo wywołać błędy dopiero co wspomniane i sprawiać wielką szkodę.
Jakkolwiek bądź za teorie naukowe całkowicie poprawne, doskonałe można uznać tylko takie, w których to, co się wypowiada, zostało odniesione do klasy właściwej, mianowicie do klasy tak szerokiej, aby odpowiadać istocie rzeczy ze względu na treść i uzasadnienie orzeczenia.
Innymi słowy, tworzenie teorii naukowych powinno być oparte na tej podstawowej zasadzie metodologicznej, że należy dbać o adekwatność teorii, to znaczy o odniesienie tego, co się wypowiada, do właściwych, dostatecznie szerokich klas przedmiotów.
Teorie, naruszające zasadę klasy dostatecznie szerokiej, tj. teorie, których orzeczenia odniesione są do zbyt wąsko zakreślonych kręgów przedmiotów, będziemy nazywali teoriami kulawymi (nasuwają one nieestetyczny obraz przedmiotów wielkich i ciężkich, opartych na niedostatecznych pod względem rozmiaru lub ilości podstawach — podmiotach).
Grunt podatny do powstawania i mnożenia się sądów kulawych oraz całych mniej lub więcej obszernych nauk obarczonych tą wadą stanowią, między innymi, te dziedziny twórczości teoretycznej, gdzie praca naukowa ulega wpływom ustalonej terminologii zawodowej lub innych nawyknień językowych, które oznaczają jedną nazwą różne gatunki i odmiany wybrane z pewnej szerszej klasy rodzajowej, z wy-łączeniem innych gatunków i odmian tego samego rodzaju (z powodu mniejszej ich przydatności praktycznej lub tp.). Wspólne dla wszystkich takich przedmiotów o jednej nazwie jest to wszystko, co jest wspólne dla całej klasy rodzajowej, z której zostały wybrane owe gatunki i odmiany; lecz wszystkie sądy lub zbiory sądów, stwierdzające takie cechy wspólne, będą stanowiły z konieczności teorie kulawe, skoro nie są odniesione do klasy rodzajowej, jakby należało w myśl zasady właściwej klasy, lecz tylko do pewnej części tej klasy. Np. w stosunku do jarzyn w znaczeniu kulinarnym można niewątpliwie wypowiedzieć wiele twierdzeń treści botanicznej, które będą prawdziwe dla wszystkich odmian jarzyn, lecz twierdzenia te będą teoriami kulawymi: wszystko, co jest wspólne jarzynom, jest w rzeczywistości wspólne szerszej klasie przedmiotów. Taki sam charakter miałaby teoria zoologiczna „zwierzyny” w znaczeniu kulinarnym lub myśliwskim itp. Nawiasem mówiąc, teorie takie są nie tylko kulawe, lecz zarazem pozorne (ze stanowiska obiektywnego nie są wcale teoriami), gdyż poza kulawizną ujawniają jeszcze tę wadę, że stanowią sądy o klasach pozornych, które w rzeczywistości, ze stanowiska obiektywnych podobieństw i różnic między zjawiskami, wcale nie istnieją (wada ta jest zjawiskiem naturalnym we wszystkich dziedzinach nauki, gdzie panuje uleganie sugestii wyrazów).

*

Wynikiem rewizji i poprawienia teorii skaczączących ze stanowiska zasady klasy właściwej, nie za szerokiej, będzie niekiedy po prostu oczyszczenie nauki od błędnych teorii (por. wyżej str. 129 i n.), zwykle zaś zastąpienie twierdzeń błędnych przez skromniejsze, lecz całkowicie poprawne. W pewnych wypadkach dawna złożona teoria skacząca przetworzy się po takim poprawieniu w kilka teorii gatunkowych, podgatunkowych itp.; orzeczenia, odniesione przedtem błędnie do klasy rodzajowej A (lub do grupy mieszanej składników jakiejś klasy rodzajowej), będą odniesione, po dokonaniu podziału klasy A na klasy gatunkowe a i b, częściowo do a; częściowo do b, zamiast więc błędnej teorii A otrzymamy po-prawną teorię a + poprawną teorię b; niektóre tezy mogą się okazać skaczące nawet w stosunku do tych klas gatunkowych i staną się poprawne dopiero po odniesieniu ich do dalszych, pomniejszych poddziałów klasy rodzajowej; w ten sposób w zamian dawnej mieszaniny twierdzeń, skaczących w różnym stopniu, umieszczonej na jednym poziomie (odniesionej do jednej klasy istotnej lub pozornej, lecz za szerokiej), otrzymamy cały system teorii poprawnych, rozgałęziający się ku dołowi.
Odpowiednio do twierdzenia o potrzebie uzupełniającej teorii rodzajowej wobec danych nam kilku współrzędnych teorii gatunkowych, można tu w ogóle ustalić twierdzenie o potrzebie, obok teorii klasy rodzajowej, tylu podrzędnych jej teorii gatunkowych, ile dany rodzaj posiada gatunków, które mogą dać podstawę do odpowiednich teorii, wartościowych pod względem naukowym.
Jeżeli dana teoria złożona, cała dyscyplina teoretyczna, stanowi mieszaninę teorii skaczących i kulawych (czego, po uwzględnieniu łącznym wywodów ze str. 128 i 143, można się spodziewać a priori po dyscyplinie, mającej za przedmiot grupę eklektyczną i biorącej go za klasę istotną ze względu na wspólną nazwę), to poprawianie takiej nauki ze stanowiska za-sady klasy właściwej będzie polegało na konstruowaniu teorii zarówno w górę, jak w dół od danego poziomu, tj. na tworzeniu nowych teorii, częściowo wyższych, ogólniejszych, częściowo zaś niższych, szcze- gółowszych.
Obok połączenia w jednej teorii złożonej tez kulawych i skaczących, możliwe jest występowanie łączne obu wad w jednej i tej samej prostej teorii, w jednym i tym samym twierdzeniu o klasie.
Gdy np. mówi się coś o grupie mieszanej przedmiotów różnorodnych, oznaczanej jedną nazwą, to może się łatwo zdarzyć, że orzeczenie

1) jest prawdą w stosunku nie do wszystkich, lecz tylko niektórych elementów grupy (teoria skacząca i pozorna), a zarazem

2) jest prawdą nie tylko w stosunku do tych, lecz również w stosunku do innych przedmiotów, jednorodnych z nimi, ale nie włączonych do grupy, przypuśćmy, ze względów praktycznych (teoria kulawa i pozorna). Gdyby ktoś, darząc naiwnym zaufaniem terminy kulinarne „jarzyny” lub „zwierzyna”, zaczął pisać rozprawę pt. „Anatomia jarzyn” lub „Fizjologia zwierzyny”, to by stworzył zapewne niejeden przykład teorii, skaczących i kulawych zarazem.
Poprawiać takie teorie należy oczywiście ograniczając zakres niewłaściwych podmiotów teoretycznych w jednym kierunku i rozszerzając go w drugim. W tym celu należy utworzyć klasę wyższą, zawierającą w sobie wszystkie przedmioty, względem których dane orzeczenie jest prawdziwe, następnie zaś podzielić tę klasę na gatunki (w razie potrzeby dalej na podgatunki itd.), aby znaleźć klasę, obejmującą wszystkie, a zarazem tylko te przedmioty, względem których orzeczenie jest prawdą.
Aby w całości przedstawić nasz zarys patologii twierdzeń i nauk teoretycznych oraz klasyfikacji teorii wadliwych, wypada wymienić w końcu także teorie, w których to, co się wypowiada w stosunku do jakiejś klasy istotnej lub pozornej, jest błędne w całym zakresie, fałszywe w stosunku do całej klasy, będącej podmiotem.
Teorie takie możemy nazwać absolutnie wadliwymi — dla odróżnienia od teorii kulawych i skaczących, które można połączyć we wspólną klasę teorii o niewłaściwym zakresie podmiotów pod wspólną nazwą teorii względnie wadliwych.
Teorie absolutnie wadliwe zdarzają się nie tylko w dziedzinie myślenia potocznego (zwłaszcza u ludzi ciemnych i niewykształconych, np. teoria, w myśl której ludzie po śmierci potrzebują w dalszym ciągu pożywienia, napojów, żon, niewolników, broni, mszczą się’ za naruszenie swych praw itp., co tłumaczy nam wiele bardzo okrutnych nieraz zwyczajów u różnych narodów mniej oświeconych, jak palenie lub grzebanie żon, niewolników, koni i różnych przedmiotów wraz z ciałem ich pana); można je napotkać także w dziedzinie nauki.
Ale rola i znaczenie takich teorii w nauce, jak również źródła ich pochodzenia są inne niż teorii względnie wadliwych.
Nauka teoretyczna w znaczeniu ogólnym, a w szczególności obszerna jej gałąź, nosząca miano nauk humanistycznych i społecznych, roi się wprost od teorii względnie wadliwych; wady kulawizny i skakania grają w nauce rolę poważną (negatywnie) i wymagają wobec tego jak najdokładniejszej analizy metodologicznej ich przyczyn, środków leczniczych i zapobiegawczych itd. Przeciwnie, absolutna wadliwość teorii stanowi zjawisko rzadkie nie tylko w nauce w ogóle, lecz nawet w jej gałęzi szczególnie (jak dotąd) upośledzonej — w naukach społecznych, nie jest bądź co bądź objawem powszechnym i epidemicznym, jak wady kulawizny i skakania, lecz tylko sporadycznym, a w większości nauk bodaj zupełnie wyjątkowym lub nawet niebywałym.
Ta różnica w stopniu rozpowszechnienia obu typów wad naukowych związana jest z różnicą źródeł ich pochodzenia.
Aby tworzyć teorie, posiadające poprawne pojęcia klasowe, trzeba sobie uświadamiać jasno i całkowicie, na czym polega zadanie tworzenia takich pojęć i jakie są sprawdziany poprawnego rozwiązywania tych zadań, oraz trzeba stosować tę wiedzę metodycznie w pracy konkretnej. Lecz tych warunków koniecznych do tworzenia teorii całkowicie poprawnych dzisiejsza nauka nie posiada; przeciwnie, co do istoty procesu tworzenia pojęć panują w niej błędy szkodliwe, a w dziedzinie faktycznego tworzenia pojęć klasowych panują w kołach naukowych takie przyzwyczajenia, które się wręcz przyczyniają do mnożenia się i rozkwitu teorii kulawych i skaczących.
Aby uniknąć natomiast teorii absolutnie wadliwych, nie ma potrzeby tworzyć całkowicie poprawnych klas i pojęć klasowych i rozumieć tego wszystkiego, co jest do tego wymagane, lecz wystarczy, mówiąc ogólnie, nie stwierdzać rzeczy, których nie ma, opierać się na faktach, na doświadczeniu i obserwacji, i wstrzymywać się od dowolnych fantazji i fikcji.
Ponieważ przedstawiciele nauki, szczególnie w dobie obecnej, nie są na ogół skłonni do nierozważnego zmyślania i bezpodstawnych fantazji i wykazują raczej dążności wprost przeciwne, więc teorie absolutnie wadliwe mogą znajdować teren podatny do mnożenia się i panowania w różnych środowiskach, a zwłaszcza bardziej nieoświeconych i przesądnych, lecz bynajmniej go nie znajdują w nauce.
Jedynie w drodze wyjątku, jeżeli się wytworzy zbieg okoliczności szczególnie niepomyślny dla danej gałęzi nauki, albo jeżeli w danej dziedzinie działają jakieś specjalne czynniki, które systematycznie zakłócają widzenie, wytwarzają i utrzymują uporczywie pewne złudzenia optyczne — w znaczeniu właściwym lub przenośnym — wówczas zdarzyć się może także w nauce, że w pewnej specjalnej dziedzinie nagromadzi się szereg teorii absolutnie fałszywych. W takiej wyjątkowo niepomyślnej sytuacji znajduje się właśnie nauka o prawie. O sytuacji tej oraz o metodach, jakie należy stosować do badania konkretnych zjawisk prawnych, aby uniknąć konstrukcji fantastycznych, fikcji itp. i oprzeć naszą naukę na gruncie faktów i należytego ich badania za pomocą obserwacji

i eksperymentu, była już mowa wyżej (§§ 2 i 3). W dalszych naszych rozważaniach nad zagadnieniem tworzenia pojęć klasowych i teorii naukowych, a w ich liczbie pojęcia i teorii prawa, będziemy wychodzili z założenia, że w charakterze podstawy i materiału do tworzenia pojęć i teorii ogólnych dana nam jest znajomość, lub w każdym razie możliwość poznania przez obserwację zwykłą lub eksperymentalną, zjawisk konkretnych, faktów w ścisłym znaczeniu, nie zaś uznanie za istniejące różnych przedmiotów i zjawisk nieistniejących (np. swoistej woli lub duszy skarbu państwa, państwa itp.).
Rozważania powyższe na temat pojęcia teorii adekwatnych możemy streścić jak następuje.
Teorie adekwatne są to teorie, które (nie będąc oczywiście absolutnie wadliwymi) wolne są całkowicie zarówno od wady kulawizny, jak od wady skakania, inaczej mówiąc teorie, w których, to co się wypowiada (lub myśli), odniesione jest do klasy ani za wąskiej, ani też za szerokiej, lecz właśnie odpowiedniej, tj. do klasy obejmującej zakres, względem którego orzeczenie teoretyczne jest obiektywnie poprawne.
Tylko teorie adekwatne i wszystkie teorie adekwatne są teoriami całkowicie poprawnymi, doskonałymi: adekwatność stanowi sprawdzian konieczny i dostateczny poprawności teorii.
W dziedzinie krytyki teorii istniejących i budowania nowych należy się kierować jako zasadą metodologiczną ogólną i podstawową, jako najwyższym prawem myślenia teoretycznego — żądaniem, aby teorie nasze były adekwatne .
Zasada ta stanowi nie tylko sprawdzian poprawności poszczególnych teorii, ich treści i zakresu, i wykładnik tego, do czego powinniśmy dążyć i czego unikać, aby teorie nasze były całkowicie poprawne pod względem treści i zakresu, lecz zawiera w sobie zarazem najwyższą zasadę kierowniczą poprawnej systematyzacji wiedzy teoretycznej.
Nauka jest to wiedza i myślenie systematyczne. Powinna być nie bezładną mieszaniną wiadomości różnorodnych bez świadomości ich związku i zależności. lecz przeciwnie, systemem, łączącym tezy jednorodne, oddzielającym różnorodne i układającym poszczególne grupy tez jednogatunkowych stosownie do ich związku i zależności wzajemnej, do ich stosunków podporządkowania i współrzędności.
I oto zasada adekwatności teorii zawiera w sobie zarazem najwyższe wskazanie kierownicze do właściwego uporządkowania wiedzy teoretycznej.
Gdy niezachowanie zasady adekwatności teorii prowadzi, jak widać z wywodów poprzednich, do mieszania tez różnego rzędu, zastosowanie tej zasady (oraz płynących z niej konsekwencji, jak twierdzenie o n + 1 teoriach wobec n klas przedmiotów itp.), pociąga za sobą z konieczności odniesienie każdej tezy teoretycznej do właściwej klasy i rozmieszczenie poszczególnych teorii we właściwym porządku, podług stosunków hierarchicznych nadrzędności, podrzędności lub współrzędności (por. wyżej str. 147 i n.).
Jednocześnie zastosowanie zasady adekwatności teorii prowadzi zarówno do oczyszczenia systemu wiedzy teoretycznej od tez zbytecznych, pleonazmów teoretycznych (por. wyżej str. 129 i n„ 147), jak do osiągnięcia należytej całkowitości systemu nauk teoretycznych, do ujawnienia i usunięcia w tym systemie luk, polegających na braku niezbędnych dyscyplin lub na braku niezbędnych gałęzi (teorii klas gatunkowych, podgatunkowych itp.) w dyscyplinach istniejących (str. 132 i n., 147 i n.).
W tejże zasadzie metodologicznej, prostej i łatwo zrozumiałej, lecz bardzo ważnej — w zasadzie adekwatności teorii, zawarta jest także poszukiwana przez nas dyrektywa, niezbędna do poprawnego i świadomie metodycznego tworzenia klas i pojęć klasowych w dziedzinie nauki teoretycznej.

Mianowicie z tej naczelnej zasady myślenia teoretycznego wypływają dla metodologii tworzenia pojęć klasowych w naukach teoretycznych tezy następujące.
1. W granicach każdej określonej teorii (czy to będzie pojedyncza teza teoretyczna, czy pewien ich całokształt, np. cała samodzielna nauka) zadanie tworzenia należytych pojęć klasowych nie polega bynajmniej na określeniu zakresu, do którego bywa stosowana pewna nazwa ogólna, np. wyraz „prawo”, „moralność”, „gospodarstwo”, lecz na określeniu takich klas przedmiotów, aby przy odniesieniu do nich odpowiednich twierdzeń lub ich zbiorów powstały teorie nie skaczące i nie kulawe, lecz całkowicie adekwatne.
Klasy takie możemy nazwać klasami adekwatnymi i stwierdzić wobec tego, że w granicach określonych dziedzin wiedzy teoretycznej zadanie tworzenia naukowych pojęć klasowych sprowadza się do znalezienia i określenia klas, które by były adekwatne w stosunku do tych dziedzin.
Usprawiedliwić i uzasadnić naukowo pewne centralne dla całej nauki lub jej gałęzi pojęcia klasowe, istniejące już przedtem bez świadomego uzasadnienia naukowego lub tworzone na nowo, można i należy bynajmniej nie przez udowodnienie, że wszystko, co się nazywa w pewien sposób, np. prawem lub gospodarstwem, posiada pewne cechy, lecz przez wykazanie, że ustalona przez wskazanie pewnych cech klasowych klasa stanowi właśnie klasę adekwatną w stosunku do tej nauki lub tej jej części, o której mowa.
Argumentami naukowymi przeciwko pojęciom, istniejącym przedtem lub wysuwanym przez kogoś dla pewnej dziedziny teoretycznej, mogą i powinny być dowody, że pojęcia te są nieadekwatne w stosunku do danej dyscypliny lub danej jej gałęzi, bynajmniej zaś nie wskazywanie na to, że proponowane pojęcie niezgodne jest z tą czy inną terminologią [Dlatego też np. wspomnianą wyżej (str. 87 uw.) rewolucją w teorii państwa, której dokonali Laband i inni przez wykazanie, że nazwa Staat stosuje się do stanów Ameryki Północnej itp., uznać należy za urojoną, naukowo nie uzasadnioną i opartą wyłącznie na nieporozumieniu].
2. Jeżeli się ma na myśli nie określone nauki teoretyczne, lecz tworzenie pojęć, wartościowych dla poznania teoretycznego w znaczeniu ogólnym, to z tego stanowiska stwierdzić należy, że sprawdzianem wartości naukowej teoretycznych pojęć klasowych jest zdatność ich do oparcia na nich teorii adekwatnych, tj. adekwatność ich względem jakichś orzeczeń teoretycznych.
Widać stąd, że chcąc uzasadnić naukowo teoretyczne pojęcia klasowe, należy przedstawić teorie, których podmiotami są dane pojęcia, oraz udowodnić, że teorie te są adekwatne (nie zaś udowadniać, że coś, co się w pewien sposób nazywa, posiada te a te cechy itd.).
Procedura tworzenia i uzasadniania naukowego klas teoretycznych i pojęć klasowych, jak widać z wywodów poprzednich, może być dwojaka.
1. Albo bierzemy za punkt wyjścia jakąkolwiek istniejącą teorię (czy to poszczególne tezy teoretyczne, czy też ich zbiór, np. całą naukę teoretyczną) i podług treści orzeczeń teoretycznych określamy adekwatny podmiot klasowy, np. dochodzimy do wniosku, że istniejące tezy, wypowiadane o pewnej grupie przedmiotów, stanowią teorie nie adekwatne, lecz kulawe lub skaczące, istotne lub pozorne, a gdy się zastąpi tę grupę przedmiotów przez pewną określoną klasę, to się otrzyma poprawną teorię adekwatną.
2. Albo też tworzymy (na razie choćby na chybił trafił — por. wyżej str. 120—121) jakiekolwiek pojęcie klasowe, następnie zaś budujemy i uzasadniamy z powodzeniem tezy teoretyczne adekwatne względem tej klasy i dostarczamy przez to pojęciu i klasie legitymacji naukowej.
Istotna treść całej wyłożonej tu nauki o tworzeniu pojęć klasowych i klas da się zamknąć w następujących dwóch tezach podstawowych.
1. Do tworzenia pojęć klasowych i klas zbyteczne jest w ogóle to wszystko, czego się przy tym wymaga tradycyjnie, wystarcza zaś sformować jakąkolwiek myśl, jakąkolwiek ideę według schematu: przedmioty mające cechę a (jaka jest treść cechy a i skąd komuś przyszła na myśl, to jest zupełnie obojętne).
2. Do dostarczenia teoretycznej legitymacji naukowej pojęciom i klasom w ten sposób utworzonym należy jeszcze, mówiąc schematycznie, dowieść, że wszystkiemu, co posiada cechę a, właściwa jest jeszcze dalsza cecha b lub dalsze cechy b, c, d itd.