Archive for the ‘Świadomość’ Category

Kiedy wreszcie całe to gówno związane z BSS (Bojownikami o Sprawiedliwość Społeczną) się skończy?

Człowieku, musisz zrozumieć z czym masz do czynienia. Wyjaśnijmy sobie i spróbujmy prześledzić kim są Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną [BSS]. Zauważyłem, że panuje ogromne zamieszanie w tej sprawie. Ludzie związani z GamerGate wydają się nie mieć pojęcia z jakim zjawiskiem mają do czynienia. Wydaje im się, że jest to jakaś forma ataku na, nie wiem, aktywistów czy osoby wierzące w bzdury. Powiem wam czym na prawdę są BSS i dlaczego w ogóle istnieją.

Mamy więc pokolenie zwane „millenium”, które dorastało w czasie, gdy zaczęła się era poprawności politycznej. Warto to zaznaczyć, gdyż w erze poprawności politycznej zmieniło się podejście do edukacji, które można wyrazić tak:

„Wiecie co, zamiast odpowiednio reagować na problemy behawioralne dzieciaków, po prostu je ignorujmy”.

Od tego momentu każdy jest zwycięzcą. Każdy dostanie nagrodę. Każdy dzieciak jest wyjątkowy. Są piękne i eleganckie. Nic, co robią nie jest niewłaściwe. Nie powinni ponosić odpowiedzialności za swoje czyny. Takie coś wmawiano dorastającym dzieciakom dzień za dniem i większość z nich, gdy już dorośli, okazała się posiadać skrajnie narcystyczną osobowość, ponieważ zostali oni wychowani w duchu idei, że są wyjątkowe; przecież posiadają tyle nagród, więc to coś znaczy.

Jasne, przecież są to nagrody za udział, a nie za wyniki, ale są.

Tak zostały wychowane słuchając tego. Mają przerośnięte ego, są narcystyczne, myślą, że są w centrum wszechświata. Gdy dołożyć do tego technologię, te wszystkie smartfony, tablety, laptopy, czy wreszcie rozwój mediów społecznościowych takich jak Twitter czy Facebook, mamy klasyczny przykład dodawania oliwy do ognia.

Ponieważ teraz te osoby, które myślą sobie jakie to one są super wyjątkowe, a wszystko co robią, jest naprawdę ważne, mogą wreszcie podzielić się ze wszystkimi tym jacy są wyjątkowi i ważni. Bo przecież wszyscy muszą wiedzieć, że właśnie postawiłem klocka, więc piszę o tym na Twitterze.

Absolutnie każdy musi wiedzieć, że mój ulubiony kolor to niebieski, więc wbijam na Fejsa i oznajmiam to światu. Świat musi o tym się dowiedzieć, bo ja jestem w centrum pieprzonego wszechświata.

Właśnie z czymś takim mamy do czynienia. Mamy taką grupę super narcystycznych osób i technologię tylko pogarszająca tę sytuację. Tu wkraczają ci szaleni Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną, którzy mówią tym ludziom tę jedną rzecz, którą chcą usłyszeć, te słowa to:

nic, co robisz, nie jest niewłaściwe”.

„Powodem, dla którego twoje życie jest do dupy, że nie czujesz się spełniony, że ci się nie układa jest to, że gdzieś tam są osoby, które są wobec ciebie opresyjne”.

Jeśli jesteś gejem – to twoim gnębicielem jest zwykły heteroseksualny facet. Jeśli jesteś kobietą – to będzie to mężczyzna.

Mężczyźni są twoimi ciemiężycielami. Jeśli jesteś transseksualistą – są nimi ci ohydni cisseksualiści. Należysz do jakieś mniejszości, może jesteś Afroamerykaninem – ci wszyscy biali po prostu nie dają ci szans. Więc mamy narcyza, któremu się wmawia, że wszystkie te rzeczy w jego życiu, które mu nie wyszły, nie są wcale wynikiem jego gównianej osobowości, ale dlatego, że wszyscy mnie gnębią.

To się nigdy nie kończy, ponieważ jeśli te osoby zdobędą się na wysiłek i przyznają się przed sobą, że wszystkie te bzdury, które im wciskano, są po prosty nieprawdziwe, oznaczałoby to, że musieliby pogodzić się z tym, że są w czarnej dziurze.

Dlatego też ten ruch rozrasta się i wymyka się spod kontroli. Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną nie są aktywistami. Spójrzcie tylko, ile grup zainfekowali i zniszczyli. Trochę tego jest.

Na przykład „Science Wars” i Alan Sokal, który mówił o tych wszystkich postmodernistach, którzy przedarli się do różnych obszarów nauk ścisłych i chcieli pisać artykuły o tym, jak to chemia jest rasistowska, a grawitacja seksistowska. Tego typu posrane rzeczy. Zdumieni naukowcy zastanawiali się o czym mówią ci ludzie, przecież to zwykłe szaleństwo.

To jeden z takich przykładów, jeszcze z sprzed epoki internetu, w czym ci ludzie są najlepsi. Przenikają od środowiska, przejmują je i zwyczajnie je niszczą.

Takich przykładów obecnie jest całe mnóstwo, na przykład ruch „Occupy Wall Street” (Okupuj Wall Street). To nic innego jak pewien ruch, który zapoczątkowany został jako akcja o prostym przekazie: „Nie podoba nam się korupcja”.

Pewnie wszyscy jesteśmy zgodni co do tego, że korupcja jest złem. Bo raczej nikt nie nie powie:

„Nie, nie, ja chcę, aby  politycy byli skorumpowani i chcę być dymany przez banki – to przecież brzmi jak super zabawa”.

Walka z korupcją to zaiste szczytny cel.  Trudno znaleźć kogoś, kto by się z tym nie zgodził.

Więc mógłbyś pomyśleć, że ci ludzie mogą znaleźć naprawdę wspólny język z amerykańskim głównym nurtem. Ale dzieje się coś innego,  BSS podchwytują ten temat i myślą sobie:

„Hej, mogę się pod to podłączyć i to rozwalić,  bo jestem narcyzem i nic, co robię, nie jest niewłaściwe”.

Więc dołączają się oni do tego ruchu i zamiast walczyć z korupcją polityków i brakiem odpowiedzialności banków za swe działania, zmieniają hasła tego ruchu w gówna typu

 „prawa rdzennych amerykanów do tańca deszczu”  czy „strefy wolne od gwałtu”.

Same chore rzeczy, które nie mają w ogóle sensu. Następnie wprowadzają pojęcie pieprzonego  „progressive stack” (selekcja postępowa, porządek postępowy). Obejrzyjcie sobie ten materiał na Youtubie – szok gwarantowany.

 

”Progressive” stack SJW behaviour ruined Occupy Wall Street

Postępowa selekcja została zaprezentowana podczas akcji Occupy Wall Street. W zasadzie polega na tym, że osoba oceniana jest nie na podstawie merytoryczności jej argumentów czy pomysłów, ale na podstawie jej miejsca w hierarchii opresji. Tak więc biały mężczyzna zabierze głos jako ostatni, ponieważ jest biały i jest mężczyzną.

Natomiast transseksualny karzeł na wózku inwalidzkim?

To jest ktoś kogo chcemy słuchać, ponieważ znajduje się najwyżej na skali opresji. Nawet jeśli jest całkowicie upośledzony i to, co mówi, nie ma sensu lub jest nieistotne, jest poddany większej opresji i dlatego powinniśmy wysłuchać go jako pierwszego.

Taka sytuacja zaczęła zniechęcać ludzi do brania udziału w tym ruchu. Ludzi, którzy z poświęceniem walczyli o sprawę, ludzi, którzy ten ruch wspierali, a zostali tylko ci szaleńcy – w konsekwencji ruch się załamał.

Podobnie sprawa wygląda z ruchem ateistów. Zobaczcie, co się z nimi stało. Pomijając żarty o „kapeluszach fedora” czy żarty typu „banana ci w tyłek”, jest to grupa osób, która twierdzi:

„Jesteśmy rozumni i naszym narzędziem jest logika, nie wierzymy w Boga, bla bla bla…”

Mamy swoje spotkania, gdzie realizujemy nasze „rytuały fedorowe” aż do świtu – co kto lubi. Mają swoich mówców, prominentne osobowości, które uwielbiają – osoby takie jak Dawkins i inne jemu podobne. Co się dalej dzieje? Przychodzi ktoś i mówi:

„Hej, sam ateizm nie jest wystarczający, musisz stać się ateistą plusplus feministką, plus postępowcem, plus BSS plus to, plus tamto”.

A jeśli nie jesteś taki, to powiemy wszystkim,  jakim to jesteś seksistą i w ogóle okropną osobą. Na co ateiści:

„O czym wy do cholery mówicie? To nie ma nic wspólnego z tym,  co twierdzicie – tu chodzi tylko o religię i nic więcej”.

Więc tamci uczepiają się i wszystko niszczą.

Atakują całą społeczność, atakują osoby takie jak Dawkins, który jest twarzą całego ruchu, którego oni wszyscy szanują. Jakie by nie były wasze osobiste opinie na jego temat, wszyscy oni go lubią, był jednym z nich, zwyczajnie go lubili. Więc gdy zaprosił jakąś kobietę w windzie na kawę,  „ateiści plus” podnieśli wrzawę wyzywając go od gwałcicieli.

No chyba żartujecie sobie! To kompletnie podzieliło tę społeczności i musieli oni poświęcić mnóstwo wysiłku,  by walczyć z czymś takim i odbudować grupę. Taka sytuacja ma teraz miejsce w społeczności związanej z grami komputerowymi. Mamy do czynienia z narracją lansowaną przez „ekstremistów”, bo niewątpliwie BSS takimi są. Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną to nie są aktywiści.

To nie jest grupa typu LGBT, transseksualiści  czy feministki – BSS pogrążą was bez względu na to, jakie macie przekonania. Są narcystyczni, nic ich nie obchodzi, są kłamcami, manipulantami i wykorzystają was  dla swoich własnych zysków – to jest właśnie to co robią.

Tylko na tym im zależy. To jest taktyka, z którą już wielu miało do czynienia. Np. sprawa z „GamerGate” i akcją „#NotYourShield”.

Tylko spójrzcie, jakie osoby przyłączy się do tej akcji i nagłaśniały ją. Mamy tu zagorzałych konserwatystów, którzy przyglądali się sytuacji i skomentowali to w sposób następujący:

„To, co wyrabia prasa zajmująca się grami komputerowymi, jest żałosne”.

Mamy też te wszystkie mniejszości – homoseksualiści, transseksualiści, grupy „białych heteroseksualnych ziomków”. Mamy grupy o poglądach skrajnie lewicowych – anarchiści, komuniści, mamy zwolenników i przeciwników kapitalizmu, wszystkie te różne grupy, które solidarnie i jednym głosem mówią to samo: „Mamy dość tego waszego chorego chrzanienia – przestańcie”.

Ludzie, których obwiniacie za to wszystko, mają was dość – my po prostu chcemy cieszyć się grami komputerowymi. Wszystkie te mniejszości, w których obronie jakoby stajecie, mają dosyć bycia wykorzystywanymi jako ludzkie tarcze mające chronić was przed jakąkolwiek krytyką”.

Jeśli BSS twierdzi, że staje w obronie czegoś, to znaczy to tylko tyle, że posługuje się tym czymś  instrumentalnie, jest to zwykła przykrywka. To właśnie oni są najbardziej rasistowskimi i seksistowskimi osobami, jakie możecie spotkać.

Nie interesują ich realne problemy.  Mają w głębokim poważaniu to, o co walczysz. Im zależy tylko na tym, aby schować się na czarnoskórą osobą i wyzwać was od rasistów, czy zasłonić się homoseksualistów i wyzwać was  od rzekomych homofobów, gdy tylko ich skrytykujecie. Tak właśnie działają BSS.

To właśnie mieliście szansę obserwować  przez te ostatnie 2 tygodnie. DOKŁADNIE to mieliście szanse obserwować.

Taka jest ich taktyka, sposób na uniemożliwienie innym wypowiedzenia się. Zawsze, kiedy ich krytykujesz, oni kreują się na tych „dobrych”, tych walczących o „sprawiedliwość społeczną”.

Dlatego te stereotypy [słowa wytrychy, etykiety]  przywarły i do cholery nie powinny zniknąć, bo sa wygodne do szufladkowania ludzi. Chcą ich używać. Cynicznie posługują się „sprawiedliwością społeczną”, ponieważ nikt nie zarzuci, że jest to coś złego.  Brzmi jak coś dobrego, ale to tak naprawdę tylko cholerna ściema, a ci ludzie to zwykli oszuści.

Używają modnych określeń zwyczajnie w celach zarobkowych. Teraz macie tych wszystkich ekstremistów i narcyzów, którzy dają się złowić na te puste hasła i rozwalają wszystko, czego się dotkną. Oto cała istota Bojowników o Sprawiedliwość  Społeczną.

 

 

Zachęcam do zapoznania się z materiałami z kanału YT – historia sztuki

 

„Tolerancja represywna” to uzasadnienie dominacji niewielkiej, świadomej swoich celów i dobrze zorganizowanej mniejszości nad rozbitym, upokorzonym, nie potrafiącym bronić własnego systemu wartości społeczeństwem. Esej pod takim tytułem napisał w 1965 r. ideolog Nowej Lewicy, niemiecki komunista Herbert Marcuse. Film omawia ten niezwykle ważny, a niemal nieznany tekst, oraz historię i cel jego powstania.

Jest to tłumaczenie obszernego artykuł pod tytułem The Great Iodine Debate autorstwa Sally Fallona Morella.

Całość dostępna w linku obok: Wielka debata o jodzie – Sally Fallon Morell

Mimo, że doktor Weston Price znalazł zdrowe populacje, które spożywały stosunkowo mało jodu, to badania wykazują, że współcześnie większość ludzi najlepiej radzi sobie przy górnej granicy skali, przyjmując około 1000 mcg na dzień. Często zapomina się o tym, że wiele czynników we współczesnej diecie wpływa negatywnie na pracę tarczycy i zwiększa nasze zapotrzebowanie na jod – nie tylko ekspozycja na halogeny takie jak fluor, chlor i brom, ale także niedobory w witaminie A, B6, selenie i magnezie. Zmniejszona ekspozycja na halogeny i obfite zażywanie tych kluczowych składników zmniejsza nasze zapotrzebowanie na jod.

W latach 70. badacze brali pod uwagę kwas linolowy omega-6 jako lekarstwo na nadczynność tarczycy.

Jod na skórę jest świetnym lekarstwem na zmiany przednowotworowe, pieprzyki, keloidy i inne problemy skórne. Wg doktora Davida Derry,
„…skłonność jodu do wywoływania naturalnej śmierci komórek (apoptoza) czyni go efektywnym przeciwko zmiano przednowotworowym, a prawdopodobnie także wielu nowotworowym. Dany obszar wymieniany jest na zdrową skórę.”

Jod może być pomocny również w leczeniu innych rodzajów raka, ponieważ indukuje apoptozę – zaprogramowaną śmierć komórek. Apoptoza jest kluczowa dla wzrostu i rozwoju (palce u dłoni płodu kształtują się właśnie przez apoptozę tkanki pomiędzy nimi), a także dla niszczenia komórek, które stanowią zagrożenie dla integralności organizmu, jak komórki rakowe czy komórki zainfekowane wirusami. W pewnym eksperymencie, ludzkie komórki raka płuc, które połączono z genami stymulującymi wychwytywanie i zużycie jodu, przeszły apoptozę i zmniejszyły się gdy dodano jod – tak w przypadku in vitro (poza ciałem) jak i w przypadku wszczepienia ich do żywych myszy. Niektórzy przewidują więc szersze wykorzystanie jodu w leczeniu raka.

 

Jod w kampaniach społecznych na temat zdrowia

 

W przeszłości, regionalny niedorozwój umysłowy [kretynizm] z powodu niedoboru jodu był szczególnie powszechny w obszarach południowej Europy w okolicach Alp. Został opisany przez starożytnych rzymskich pisarzy i był często ukazywany przez średniowiecznych artystów. Pierwsi zdobywcy Alp czasami napotykali na całe wioski ludzi niedorozwiniętych. W drugiej połowie osiemnastego i pierwszej połowie dziewiętnastego wieku, kilku podróżników i medyków opisało alpejski problem z perspektywy medycznej, często przypisując powód „zastałemu powietrzu” w górskich dolinach lub „złej wodzie”.

Mniej dotknięte obszary Europy i Ameryki Północnej były nazywane „pasami woli” w XIX wieku. Poziom deficytu jodu był niższy i objawiał się głównie jako lekkie powiększenie tarczycy, a nie jako ciężka niepełnosprawność psychiczna i fizyczna. W Szwajcarii, gdzie gleba jest uboga w jod, przypadków kretynizmu było sporo i nawet uznawano to za dziedziczne. Kiedy w Europie i Ameryce Północnej zaczęto spożywać jedzenie z dużo większej liczby źródeł a populacje przestały być w 100% zależne od lokalnych upraw, liczba osób cierpiących na przerost tarczycy zmalała.

Dopiero na początku dwudziestego wieku naukowcy odkryli połączenie pomiędzy niedorozwojem [kretynizmem] z brakiem jodu i problemami z tarczycą. Dodaniu jodu do soli czy wody pitnej przypisuje się redukcję (czy nawet wyeliminowanie) niedorozwoju i woli, chociaż niedorozwój wciąż pozostaje poważnym problemem w wielu niezurbanizowanych obszarach Chin.

W obszarach przybrzeżnych, działanie fal morskich tworzy jod w stanie gazowym. Kiedy jod pojawia się w powietrzu, miesza się z nim lub z wodą i wchodzi w ziemię. Rośliny i pożywienie dla zwierząt rosnące w glebie zawierającej jod pobierają go z ziemi, dzięki czemu staje się on dostępny w pokarmie. Może być także wchłonięty przez skórę z powietrza w obszarach nadmorskich, co tłumaczy czemu wiele osób mówi o polepszonym stanie zdrowia po wizycie w nadmorskich ośrodkach i dlaczego osoby z ciężką alergią na jod ryzykują reakcją alergiczną gdy zbliżą się za bardzo do morza.

 

„Systemy dyktatorskie zmuszają do konformizmu groźbą i terrorem; kraje demokratyczne – perswazją i propagandą.” – Erich Fromm

Edward Bernays i sztuka sterowania tłumem – napisy PL 

Zasadniczo wszyscy ludzie są tacy sami. Zasadniczo jesteśmy klonami siebie nawzajem. Od chwili narodzin mamy „wbudowanych” wiele tych samych cech. Wszyscy uśmiechamy się, kiedy jesteśmy szczęśliwi, odróżniamy co jest sprawiedliwe, a co nie, mamy podobne pojęcie o moralności. Wszystkie społeczeństwa – zarówno prymitywne, jak i rozwinięte – posiadają mechanizmy, które powodują, że są płynne. Tymi mechanizmami mogą być rynki lub przepisy prawa, rządy lub związki zawodowe. Społeczeństwo powinno ujarzmić mechanizmy, które generują rzeczy wspólne dla nas wszystkich, rzeczy, które uznajemy za święte, takie jak wolność, wypoczynek czy szczęście. Wszyscy dzielimy te ideały, ponieważ są wrodzone, zakorzenione w naszym DNA i wyrażone przez naszą własną naturę. Demokracja, czyli system samorządności opartej na uczestnictwie społeczeństwa, ma być jednym z samoregulujących się mechanizmów. Powinna powoływać do życia społeczeństwo, które ceni najważniejsze ludzkie ideały. Istnieje jednak zasadnicza niedoskonałość, która została wykorzystana. Człowiekiem, który odkrył jak wykorzystać tę niedoskonałość był Edward Bernays. Uważa się go za ojca public relations i jedną z tych osób, które wniosły szczególnie znaczący wkład do nauki o marketingu. Bernays uważał, że ludzie są ze swej natury głupi i można ich łatwo przekonać nie za pomocą racjonalnych argumentów, ale przez odwołanie się do ich emocji. Jeżeli ludzie są źli, głupi, nieracjonalni i jeżeli rządzi nimi mentalność tłumu, to według Bernaysa należy ich kontrolować, a demokrację kształtować lub przynajmniej zapobiegać jej funkcjonowaniu w pełnym wymiarze. By to osiągnąć, Bernays wykorzystał filozofię swojego wuja Zygmunta Freuda. Freud uważał, że na człowieka mają wpływ jego nieświadome pragnienia. Korzystając z tej wiedzy, Bernays doszedł do wniosku, że można wpływać na ludzi nie odwołując się do racjonalnych argumentów, ale do irracjonalnych emocji. W latach 20-tych jednym z pierwszych klientów Bernaysa była American Tobacco Corporation. W tamtym czasie palenie papierosów przez kobiety w miejscach publicznych było tabu. Prezes American Tobacco Corporation, George Hill, poskarżył się Bernaysowi, że jego firma traci połowę swoich potencjalnych odbiorców. Bernays zatrudnił psychologów, żeby ustalili dlaczego. Doszli do wniosku, że palenie stanowi wyraz potencjału seksualnego mężczyzn, ale kobiety mogą podważyć ten potencjał same sięgając po papierosa. Miał to być jeden ze sposobów walki o prawa kobiet. W jednym ze swoich pierwszych eksperymentów, Bernays przekonał grupę bogatych debiutantek, aby wyciągnęły papierosy podczas parady wielkanocnej w Nowym Jorku. Poinformował gazety, że kobiety te będą protestować. Wiedział, że zjawią się media i kiedy to się stało, za pomocą banerów z napisem „pochodnie wolności” dał kobietom znak, żeby zapaliły papierosa przed kamerami. Następnego dnia relacje z tego zdarzenia ukazały się nie tylko w nowojorskich gazetach, ale w prasie na całym świecie. Eksperyment okazał się sukcesem. Chociaż Bernays przełamał tabu tylko podczas tego jednego wydarzenia, wkrótce palenie przez kobiety stało się pełnym mocy symbolem. Poprzez samo tylko palenie kobiety wysyłały przekaz, że są równe mężczyznom, tak samo silne i niezależne. Jednakże rzeczywistość jest taka, że palenie nie czyni cię silnym. Bernays uświadomił sobie, że może wykorzystywać produkty nie po to, żeby odwoływać się do rozsądku danej osoby, lecz do jej emocji. Wyłącznie sprawiając, że dana osoba czuje się wyjątkowa, silna, seksowna, niezależna, dumna, szczęśliwa lub podekscytowana, Bernays mógł manipulować ogółem. Niedługo po tym wydarzeniu, wyniki sprzedaży papierosów kobietom niebotycznie wzrosły. W 1928 roku droga Edwarda Bernaysa do świadomej i inteligentnej manipulacji zorganizowanymi zwyczajami i opiniami tłumu jest istotnym elementem demokratycznego społeczeństwa. Ci, którzy manipulują tym niewidocznym mechanizmem społeczeństwa stanowią niewidzialny rząd, będący rzeczywistą siłą rządzącą w naszym kraju. W dużej mierze rządzą nami, urabiają nasze umysły, kształtują nasze gusta i sugerują nam ideały ludzie, o których nigdy nie słyszeliśmy. To logiczny efekt sposobu, w jaki zorganizowane jest nasze demokratyczne społeczeństwo. Amerykański sektor biznesowy zainteresował się nową metodą manipulowania społeczeństwem opracowaną przez Edwarda Bernaysa. W tamtym czasie firmy namawiały ludzi, żeby kupowali ich produkty, ponieważ muszą je mieć. Były to produkty, bez których nikt z nas nie może się obejść, jak pasta do zębów czy obuwie. Bernays odradzał to sektorowi prywatnemu. Zamiast tego odwoływał się do emocjonalnych pragnień. Samochody nie miały już być sprzedawane, ponieważ są niezawodnymi maszynami, ale dlatego, że dają kierowcy poczucie wolności, luksusu, wyjątkowości, tego, że może być lepszy od swojego sąsiada.

Paul Mazur z Lehman Brothers, człowiek, który zatrudnił Barneysa, stwierdził:

„Musimy przekierować Amerykę od kultury potrzeb do kultury pragnień. Ludzi należy szkolić, by pożądali, ludzie muszą chcieć nowych rzeczy zanim stare całkowicie się zużyją. Musimy ukształtować nową mentalność w Ameryce. Pragnienia muszą przyćmić potrzeby”.

Reszta korporacyjnej Ameryki zgodziła się z tym. Wkrótce popyt na usługi Bernaysa stał się przytłaczający. Inne firmy zajmujące się PR-em zaczęły się mnożyć w całej Ameryce. Niemal każda znacząca korporacja zaczęła stosować metodę public relations. Odwoływały się do najbardziej pierwotnych ludzkich pragnień opartych nie na demokratycznych zasadach, ale na zasadach rynkowych. Te nowe metody sprawiły, że sektor prywatny stał się wszechwładny. Niektóre firmy, jak United Fruit Company, posiadały duże połacie ziemi w Gwatemali. United Fruit wspierała kolejnych dyktatorów w tym kraju. W demokratycznych wyborach w 1951 roku prezydentem Gwatemali został opowiadający się za reformami Jacobo Arbenz Guzmán. Jedną z tych reform miało być wyzwolenie kraju spod rządów United Fruit. Kongres przegłosował reformę rolną, w ramach której rząd miał wykupywać nieuprawiane działki będące w posiadaniu United Fruit i przekazywać je ubogim rodzinom pod uprawę. Podczas gdy społeczeństwo gorąco wspierało reformy, maleńka grupa przywódców oraz United Fruit Company poczuły się zagrożone. Poszukując wyjścia z sytuacji, którą uznała za kryzysową, korporacja zwróciła się o pomoc do Edwarda Bernaysa. Ze względu na dużą popularność, jaką cieszył się Arbenz, Bernays zdecydował, że nie należy manipulować opinią publiczną w Gwatemali, a zamiast tego odwołał się do rządu Stanów Zjednoczonych. W tamtym czasie budzący przerażenie komunizm sowiecki był obecny w każdym aspekcie życia w Ameryce. Pomimo że Gwatemala była krajem kapitalistycznym, Bernays postanowił przekonać Amerykanów, że Arbenz jest marionetką Sowietów, mimo że żadne powiązanie nie istniało. Wykorzystał lęki ludzi przeciwko nim samym i sprawił, że Arbenz stał się największym zagrożeniem dla amerykańskiej demokracji. Bernays zebrał grupę dziennikarzy z Ameryki, którzy polecieli do Gwatemali i spotkali się z niewielką grupą polityków przeciwnych Arbenzowi. Przekonał tych dziennikarzy, że Arbenz jest komunistą mającym powiązania z sowieckim imperium. W tym samym czasie Bernays utworzył w Stanach Zjednoczonych fałszywą, niezależną agencję prasową o nazwie Middle America Information Bureau. Jej zadaniem było zalanie mediów groźbami dotyczącymi rządu Arbenza. Według tej agencji, Moskwa miała zamiar wykorzystać Gwatemalę jako bazę do ataku na Amerykę. Plan się powiódł. W całych Stanach Zjednoczonych gazety i ludzie mówili o zbliżającym się ataku, który miał przeprowadzić mały, niemal całkowicie bezbronny kraj. W tym samym czasie United Fruit wywierała nacisk na rząd Eisenhowera. Udało się go przekonać, że Gwatemala stanowi zagrożenie dla amerykańskiej demokracji. Prezydent wydał polecenie, by CIA przeprowadziła zamach stanu w tym kraju poprzez uzbrojenie i wyszkolenie armii rebelianckiej. Następnie CIA stworzyła coś, co nazwała kampanią terroru, bombardując miasto Gwatemala. 27 czerwca 1954 roku Arbenz uciekł do Meksyku. Ostatecznie władzę w kraju przejął Carlos R. Moss, który został dyktatorem. Rozgniewał ludność unieważniając reformę rolną. Na żądanie CIA, R. Moss utworzył Narodowy Komitet Obrony przed Komunizmem. Grupę tę uznaje się powszechnie za pierwszy współczesny szwadron śmierci w Ameryce Łacińskiej. R. Moss oczyścił rząd i związki zawodowe z ludzi oskarżonych o sympatie lewicowe, zakazał zakładania partii politycznych i organizacji chłopskich oraz powołał na nowo tajną policję. Wszystko to ostatecznie doprowadziło do wybuchu wojny domowej w Gwatemali, w której życie straciło 200.000 cywilnych obywateli tego kraju. Najwięcej zginęło z ręki wspieranego przez Stany Zjednoczone rządu oraz szwadronów śmierci. Chociaż większość Amerykanów nie wie kim był Edward Bernays, wywarł on istotny wpływ na ich życie. Pracował dla rządów Wilsona, Hoovera i Eisenhowera. Utrzymywał kontakty z najbardziej wpływowymi ludźmi w Ameryce i był zatrudniony przez niemal każdą większą korporację w Stanach Zjednoczonych, m.in. New Jersey Bell Telephone, Procter & Gamble, American Tobacco Company, General Electric, Dodge Motors, CBS i Bethlehem Steel.

Prawdziwa ironia polega na tym, że Bernays był przekonany, iż demokracji trzeba zapobiegać, a społeczeństwo kontrolować, gdyż jest nieracjonalne, jednak postępując w ten sposób sprawił, że ludzie istotnie stali się nieracjonalni i zmienił ich w motłoch, którego tak się obawiał. Edward Bernays podważył demokrację, jedyny mechanizm zawierający cechy, które go chronią i zastąpił ją innym mechanizmem, wydobywającym z ludzi najgorsze słabości, takie jak chciwość, egoizm, żądza władzy i zawiść. Bernays grał na naszym potencjale, pragnieniach, lękach, na naszej ignorancji i naszych marzeniach, a wszystko to w imię innego mechanizmu, który rządzi społeczeństwami – w imię prywatnego przedsiębiorstwa. To właśnie o nim mówił, że jest niewidzialnym rządem. Ludzie, którzy kontrolują ten wielki mechanizm, to ci, którzy posiadają władzę i pieniądze, by manipulować całymi społeczeństwami zgodnie z własną wolą i przekonaniami oraz dla zaspokojenia własnej chciwości. Zyskali na naszych najbardziej pierwotnych i opartych na strachu emocjach, które wykorzystywali, zmieniając obywateli w prawdziwie nieracjonalne istoty.

John Taylor Gatto o Karolu Darwinie – napisy PL

Rodzina Charlesa Darwina i ich syn Charles, dawniej uczony na anglikańskiego pastora, który w swojej drugiej ważnej publikacji „O pochodzeniu człowieka” mówi o tym, że ewolucyjnie upośledzeni są śmiertelnie niebezpieczni dla fizycznej integralności rasy ludzkiej i rozwoju cywilizacji, ponieważ jeśli kilka ewolucyjnie rozwiniętych, na przykład skandynawscy blondyni i angielscy blondyni skrzyżują się nie daj Boże z Irlandczykami albo Hiszpanami, ewolucja posunie się w tył na wzór mglistego wiru przeszłości i nic nie będzie w stanie tego zmienić! Może kilka milionów lat będzie mogło to zmienić, ale na pewno nie leży to w rękach obecnych pokoleń.

—————————-

Jednostronne teorie rozwoju społecznego charakteryzują się tym, że demonizują/gloryfikują rolę jakiegoś jednego czynnika i stoją na stanowisku, że ten właśnie czynnik w ostatecznej instancji decyduje o rozwoju społecznym.
Trzy najważniejsze grupy teorii jednostronnych to:
1. biologizm
2. ekonomizm
3. ideologizm

Chickenhawk (mężczyzna który kocha chłopców) – napisy PL

Jest to film wypuszczony w 1994 roku przez NAMBLA – Stowarzyszenie Mężczyzn Kochających Chłopców w Północnej Ameryce – organizacji dążącej do zalegalizowania pedofilii, w którym odsłaniają swoje podejście do kontaktów seksualnych z dziećmi.

———————————

Syndrom Kinsey’a – napisy PL

Paradoks wyboru – Barry Schwartz

https://vimeo.com/119693659

 

Gdy ludziom dano w skle­pie dar­mowe próbki dże­mów, 30% ludzi któ­rym poka­zano 6 dże­mów kupiło jeden sło­iczek. Tylko 3% ludzi, któ­rym poka­zano 24 dżemy kupiło jeden słoiczek.

Duży wybór moż­li­wo­ści znie­chęca klien­tów, ponie­waż zmu­sza do zwięk­szo­nego wysiłku wło­żo­nego w pod­ję­cie decy­zji. Więc kon­su­menci decy­dują się nie decydować.

Myślenie o atrak­cyj­nych aspek­tach jakichś nie­wy­bra­nych opcji zmniej­sza przy­jem­ność, którą czer­piemy z tej opcji, którą wybraliśmy.

Gdy klienci są nie­za­do­wo­leni z wyprawy na zakupy, czę­sto winią za to kogoś innego (sprze­daw­ców, korki, ceny) – wszystko, tylko nie przy­tła­cza­jący wachlarz możliwości.

Kłamstwo w którym żyjemy – napisy PL

https://vimeo.com/125016114

Język uczuć – Alex Willcock – napisy PL TEDxGlasgow

Wierzę, że łączy się to w jedno i można zdać sobie z sprawę z tego, że internet jest rządzony przez jedną rzecz, jaką jest nasza naiwność.
Powodem przez który tak mówię jest to, że obecnie używamy usług, które myślimy, że są za darmo.
Darmowe portale społeczności we, darmowa wyszukiwarka, tyle darmowych rzeczy, ale to jest tylko dlatego za darmo, bo nie rozumiemy wartości rzeczy, które oddajemy. Za darmo.
Spójrz na ten wspaniały rysunek.

Czy to nie wspaniałe, że nie musimy płacić za chlew? Tak i do tego jedzenie jest za darmo!

Świnki
Jeżeli za coś nie płacisz to nie jesteś klientem, jesteś właśnie tym, który jest sprzedawany.
Dobra wiadomość jest taka, że zaczynamy się budzić, zaczynamy rozumieć wartość, zaczynamy bardziej rozumieć wartość tego co oddajemy za darmo.
To wszystko zmieni się wtedy, kiedy zaczniemy decydować kto ma dostęp do tych informacji.

Teleogłupianie. O zgubnych skutkach oglądania tv… – fragment

By oglądać TV, nie potrzeba mózgu, wystarczy przewód pokarmowy.
(Didier Daeninckx, pisarz)

To zupełnie zrozumiałe, że duża liczba dzieci mających problemy z czytaniem niepokoi nauczycieli i rodziców. Dziwne jest natomiast, że całą odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczamy szkołę. Paradoksalnie, by nie oskarżać telewizji, przypisaliśmy winę za tę porażkę tradycyjnym metodom nauczania.
(Liliance Luręat, doktor psychologii, honorowa dyrektor naukowa w CNRS)

 

Dajemy im to, czego chcą” mówią chórem.
Tłumaczcie: „To nie nasza wina, że są takimi debilami”.

(Alain Bentolila, lingwista, profesor uniwersytecki)

Telewizja wymaga od widza tylko jednego aktu odwagi – ale jest on nadludzki – wyłączenia jej.
(Pascal Bruckner, filozof)

To ważna decyzja: czy mamy telewizor, czy nie, czy wystawiamy dzieci na niemal wszystko, co oferuje telewizja, czy na nic.
(Joshua Meyrowitz, teoretyk komunikacji na Uniwersytecie New Hampshire)

 

Dotychczas telewizja trzymała widza na uwięzi […], jutro będzie mu towarzyszyła, gdziekolwiek pójdzie.
(François Jost, specjalista w dziedzinie mediów, profesor na Uniwersytecie Paris 3-Sorbonne)

Teleogłupianie. O zgubnych skutkach oglądania telewizji (nie tylko przez dzieci)
Autor: Michel Desmurget

Problemem intelektualistów jest oskarżanie telewizji, że nie jest dość dobra. Można odnieść wrażenie, że chcieliby na każdym kanale oglądać ARTE i wszystkim narzucić własne preferencje kulturalne. Co do mnie, nie uważam, by istniała dobra i zla telewizja – wolałbym, żeby telewizji w ogóle nie było.

(Alexandre Lacroix, filozof)

Ponieważ oddziaływanie mediów jest subtelne, kumulatywne i rozłożone w czasie, rodzice, pediatrzy i wychowawcy mogą nie być świadomi ich potężnego wpływu.

(Victor Strasburger, profesor pediatrii, Szkoła Medyczna Uniwersytetu Nowego Meksyku)

Jestem naukowcem i z tego tytułu figuruję na listach adresatów głównych czasopism naukowych z dziedziny neurobiologii teoretycznej i klinicznej*. Kiedy ukazuje się nowy numer, czasopisma te wysyłają mi spisy treści, bym mógł wyłowić interesujące mnie prace. Od 15 lat nie było tygodnia, żebym nie natrafił na co najmniej jeden czy dwa artykuły traktujące o szkodliwych skutkach telewizji dla zdrowia psychicznego, fizycznego i zdolności poznawczych dziecka. Tendencja ta jest tak silna, że niektórzy specjaliści nie wahają się już mówić o prawdziwym problemie zdrowia publicznego. Zaczynają się nawet podnosić glosy domagające
się wszczynania przeciw nadawcom telewizyjnym postępowań karnych
na wzór tych przeciwko producentom tytoniu i fast foodów. Analogia jest jak najbardziej stosowna. Rzeczywiście, w swoim czasie zapadły wyroki przeciwko firmom tytoniowym za wzmacnianie uzależniających własności produktów, których szkodliwość była im znana6. Dziś sektor medialno-reklamowy
wydaje ogromne sumy na poznanie mechanizmów uzależnienia od telewizji,
którego istnieniu coraz trudniej przeczyć, i manipulowanie nimi. Psychologia, neuroobrazowanie, etologia, etnologia, socjologia – wszystkie gałęzie nauk społecznych i medycznych mają swój udział w tej komercyjnej sprawie. Od kilku lat neuromarketing mieni się nowym Świętym Graalem manipulacji.
Jego credo: znaleźć słabe punkty ludzkiego mózgu, by zawładnąć, bez naszej wiedzy, naszymi zachowaniami, pragnieniami, lękami, popędami, wyobrażeniami i decyzjami. W niedawno opublikowanej pracy dwóch specjalistów z tej dziedziny podsumowuje to podejście w następujący sposób: „Mierzcie w najmłodszych. Przygotujcie swój cel. Zaznaczcie go tak wcześnie, j ak to możliwe. Tylko dziecko dobrze się uczy […]. Producenci papierosowi lemoniady wiedzą, że im wcześniej dziecko ich skosztuje, tym bardziej się uzależni. Dzięki neurobiologii przedsiębiorcy dowiedzieli się, w jakim wieku dany typ uczenia się przychodzi człowiekowi najłatwiej. Czy możemy tolerować taką nikczemność? Czy mamy pozostać bierni, kiedy armia zachłannych sępów angażuje wszystkie zdobycze współczesnej nauki, by oferować Coca-Coli „czas dostępu do ludzkiego mózgu”23? Czy wolno nam się godzić, by „trzeci rodzic, telewizja, podstępnie wnikał w psychikę naszych dzieci, by wywołać u nich zachowania zależnościowe lub nabywcze o niszczycielskich skutkach zdrowotnych? Spora grupa ludzi zdaje się sądzić, że nie Wśród nich są wykładowcy akademiccy, dziennikarze, specjaliści od międzynarodowej Konwencji o Prawach Dziecka ONZ, a także wielu artystów i osób piastujących kierownicze stanowiska w przemyśle audiowizualnym, którzy odmawiają wydania swego cennego potomstwa na pastwę „pudełka z obrazkami”. Jak zgrabnie podsumowuje Lilianę Lureat:
„Na czym polega wolność dzieci, jeśli nie na byciu dziećmi, i w imię czego mielibyśmy oddziaływać na nie z taką mocą? Na czym polega wolność dorosłych, jeśli nie na zdolności rozumienia, a skoro tak, dlaczego za cel obierać emocje, nie zaś rozum?”.

Krótki przegląd obiegowych niedorzeczności

Teoretycznie powyższe kwestie powinny wywołać co najmniej lekkie zaniepokojenie u rodziców i widzów, którymi jesteśmy. W praktyce jednak miażdżąca większość społeczeństwa całkowicie lekceważy problem. Obserwacja ta, jakkolwiek kłopotliwa, nie jest wcale zaskakująca. W rzeczywistości, krytykować telewizję to w ostatecznym rachunku mieszać z błotem tego, kto ją ogląda. Jeśli mówicie:

 

„Telewizja głęboko kaleczy nasz związek ze światem”,

przeciętny konsument wyciągnie z tego wniosek: „Jestem tylko bezwolnym wołem i kretynem”. Podobnie, jeśli oświadczycie:

„Telewizja jest dla dzieci toksyczna”,

przysłowiowa gospodyni domowa poniżej pięćdziesiątego roku życia przetłumaczy to sobie jako:

„Jestem złą matką i źle wychowuję swoje maluchy”.

Tego typu stwierdzenia są tym gorzej odbierane, że armia „wybitnych specjalistów” stara się nasycić przestrzeń publiczną uspokajającymi wypowiedziami i miałkimi debatami. Wzruszająca gadanina, dramatyczne potoki słów – ci uczeni od siedmiu boleści głoszą namiętną pochwałę świętego Szklanego Ekranu. Telewizja pomaga naszym dzieciom dorastać. Jest wspaniałym instrumentem kultury demokratycznej. Dostarcza nam kojących obrazów. Głęboka mądrość decydentów chroni nas przed tym, co najgorsze.

Osoby miotające oszczerstwa pod adresem małego ekranu to demagodzy, ludzie niekompetentni, reakcjoniści, histerycy, neurotycy”, zarozumialcy, pogardliwcy i zawistnicy, którzy – by dopełnić obrazu – są przytłoczeni przez „nowoczesność
zmuszającą do myślenia o upływie czasu i budzącą lęk przed nieznanym”. Oskarżając telewizję, jej posępni przeciwnicy „uspokajają własne sumienia”, próbują „odzyskać niewinność, obarczając wszelką odpowiedzialnością media”. Te ostatnie stają się zatem „kozłami ofiarnymi”44. Po prześledzeniu listy najpoważniejszych krytyków szklanego pudełka trudno się nie podpisać pod tymi opiniami: Noam Chomsky”, Karl Popper, Pierre Bourdieu, Liliane Lurçat, Neil Postman, Dany-Robert Dufour, Alain Bentolila. Co za koszmarna zgraja niewykształconych kretynów (sic!). Na szczęście apostołowie telewizyjnej prawdy to ludzie zgoła odmiennego formatu. Choćby Catherine Muller i François Chemel. Pierwsza jest „doktorem psychologii i psychoanalitykiem.
Regularnie zabiera głos w audycjach telewizyjnych i radiowych”.
Drugi ukończył „Instytut Nauk Politycznych i uzyskał dyplom MBA w CFPJ Uniwersytetu Paris-Dauphine”*, jest też „zastępcą redaktora tygodnika telewizyjnego »Télé 7 Jours«. Uczestniczył również w tworzeniu kanału telewizyjnego Paris Première”. Po osobach z tak imponującą przeszłością nie możemy się
spodziewać niczego innego, jak tylko udokumentowanego, obiektywnego i uczciwego stanowiska. Stanowisko to, niedawno opublikowane, nieobecnościami. A więc z nieobecnością jego »obrazu«”. Michael Stora poradził swojemu rozmówcy, by „komunikował się z dziećmi przez kamerę internetową”. Pięknie jak u Freuda i przejrzyście niczym u Goethego. „Duch mi objawia sens wieków porządku,/ już wiem – i piszę o to”: bez telewizji nie ma ratunku dla naszych dzieci! Nie śmiejcie się, bo to ważny moment! Czy wiedzieliście, że „istnieje związek między pewnością siebie i stosunkiem do obrazów”? „Podobnie jak w niemowlęctwie matka mogła nas uwielbiać, nie okazując czułymi gestami, pieszczotami i pocałunkami miłości, którą nas darzyła, tak i my możemy przyjąć tę samą postawę uwielbienia, kontemplacji, a nawet fascynacji wobec obrazów, które ze swej istoty nie mają ciał ani ramion, ani ust”. W obliczu takich oczywistości (sic!)* naprawdę można się zastanawiać, czy zwolennicy nakładania surowych restrykcji na oglądanie telewizji zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie narażają ludzkość. Przypadek rodziców, którzy pragnęliby ograniczyć kontakt swoich dzieci z programami epatującymi przemocą, jest z tego punktu widzenia szczególnie wymowny. Tego rodzaju ograniczające tendencje, mówi nam Serge Tisseron, „nie tak dawno przejawiał cały naród […]. Chodzi o naród niemiecki między 1918 a 1945 rokiem [… ]. Od momentu gdy Niemcy jako całość oskarżono o nieludzkie postępowanie i napiętnowano na międzynarodowym forum, dla weterana Rzeszy przyznanie, że jego postępowanie było nieludzkie, stało się [z powodu nieobecności obrazów] niemożliwe […]. Niemieckim żołnierzom walczącym w pierwszej wojnie światowej nie pozostało nic innego, jak pogrzebać głęboko w sobie fascynację złem i przyjemność czerpaną z zabijania [nic więcej!], które odkryli”. Chcąc kontrolować treść programów skierowanych do naszych dzieci, możemy więc rozniecić w nich pragnienie przemocy i barbarzyństwa! Szkoda tylko, że prace naukowe dowodzą przeciwnego ryzyka, polegającego na utracie wrażliwości na przemoc i większej skłonności do czynów przestępczych w następstwie kontaktu z obrazami przemocy. Pośród tysięcy badań przeprowadzonych w tej dziedzinie żadne nie odnotowało zmniejszenia występowania agresywnych zachowań wskutek kontaktu z brutalnymi treściami audiowizualnymi. Michael Stora zdaje się zgadzać z tą konkluzją, kładzie jednak nacisk na niebezpieczeństwo uzależnienia. I tak nasz wybitny specjalista pisze: „Spośród pacjentów, którzy zgłaszają się do mnie z problemem uzależnienia od gier wideo, niektórym [nielicznym? wielu? jednemu, dwóm, trzem, dziesięciu, stu?] w dzieciństwie zabroniono oglądać telewizję i bardzo wcześnie zmuszano ich do czytania. Ich rodzice, często [jeden, dziesięć, pięćdziesiąt, osiemdziesiąt procent „niektórych” przypadków?] pracujący umysłowo, gardzą telewizją. W ich oczach jest ona czymś ogłupiającym, degradującym”. Wstrętni inteligenci! Można się zastanawiać, jak długo jeszcze opieka społeczna zamierza zwlekać z interwencją.

Nie ma gorszego ślepca nad tego, który nie chce widzieć

„Inteligent”! Co ciekawe, to pierwsze słowo, które nasunęło się Sylvainowi*, kiedy opowiadałem mu o swojej książce! Dokładnie powiedział, jeśli się nie mylę, „ta twoja książka to zawracanie głowy dla artystów inteligentów! W każdym razie wszystko to jest niesamowicie trudne i nie ma tu prostych odpowiedzi”. Udane spostrzeżenie, które przypomniało mi świetny tekst Frit-za Zorna: „Jednym z ulubionych pomocników w potrzebie, jeśli trzeba się było wykazać odwagą cywilną, było w mojej rodzinie słowo »trudny«. Określenie »trudny« to było czarodziejskie słowo klucz, pozwalające odsuwać od siebie wszelkie pojawiające się problemy […]. Wystarczyło tylko dojść do konkluzji, że dana sprawa jest »trudna«, i od razu stawała się tabu. […] o sprawie mówiło się »trudna«, tak jakby wypowiadało się zaklęcie – i sprawa znikała. [… ] to, że moi rodzice wszystko uważają za »trudne« […] wydawało mi się […] dowodem osiągnięcia przez nich wyższego poziomu […]. Owa postulowana wyższość [… ] była [… ] nader wygodna […]: nie musieliśmy się nigdy angażować, nie musieliśmy się nigdy decydować czy wręcz obnażać, wystarczyło po prostu zawsze uważać wszystko za »trudne«”. Wydaje się, że niejeden specjalista od spraw telewizji wychował się w tych samych stronach! Jeśli wierzyć naszym wpływowym teoretykom, w rzeczywistości zagadnienia te są tak trudne, że sama kwestia wpływu mediów staje się „wątpliwa” dla wszystkich z wyjątkiem powierzchownych umysłów kilku „fizyków czy biologów cieszących się renomą często skłaniającą ich do prezentowania punktów widzenia, które uważają za uprawnione”. Zaliczam się do nich, przyznaję… i z głębin mojej ignorancji ośmielam się trwać przy swoim. Nie przez zacięty upór, lecz przez uległość wobec oczywistości! Żaden człowiek, choćby skrajnie niewrażliwy na perypetie życia codziennego, nie może zaprzeczyć głębokiemu oddziaływaniu mediów audiowizualnych na nasze zachowania. Przypomina mi się chociażby czarujący poranny wypad do jednego z supermarketów, kiedy to moja trzyletnia siostrzenica zaczęła się nagle tarzać po ziemi, by wymusić zakup jakichś tam płatków śniadaniowych, zaklasyfikowanych jako „widziane w telewizji”. Tylko ta jedna marka (nadzwyczaj droga) znajdowała uznanie w jej oczach. Jest zupełnie oczywiste, że widniejąca na opakowaniu postać z kreskówki, z którą dzieci są dobrze obeznane, wywołała oczekiwany efekt!

Nie minęło wiele czasu, a moja własna córka, Valentine, również dała świadectwo skuteczności telewizyjnego wpajania. Miała zaledwie trzydzieści miesięcy, kiedy zaczęła nagle frenetycznie wyśpiewywać „maaf maaf”, spostrzegłszy logo słynnej firmy ubezpieczeniowej na przedniej szybie jakiegoś samochodu. Przypuszczam, że tę perłę reklamy musiała widzieć (i to nie raz) u swojej opiekunki. Zaledwie kilka dni po tym zdarzeniu przyszła kolej na jej siostrę, Charlotte (7 lat, 126 centymetrów, 19 kilogramów) – i ona zaczęła przejawiać pierwsze symptomy intensywnego formatowania. Oglądała program „dla młodzieży” i nagle rzuciła do matki, nie odwracając oczu od ekranu: „Mamo, czy ja jestem gruba?” Przy następnym posiłku przeszła na pierwszą w swoim życiu dietę niskokalorycz-ną, twardo odmawiając wzięcia do ust choćby okruszka chleba! Był też student robiący licencjat z psychologii, który oznajmił podczas zajęć o cechach nabytych i wrodzonych, że „ustalono”, iż homoseksualizm ma podłoże genetyczne. Ów dumny potomek Oświecenia był pewien swoich źródeł. Mówili o tym w telewizji. „Naprawdę, psze pana, powinien pan to obejrzeć, to było super wyjaśnione!” Dwóch innych zagorzałych telemaniaków potwierdziło te fakty. Niestety, nie byli sobie w stanie przypomnieć żadnych konkretów dotyczących tego programu. Trzeci „wyjaśnił mi, że w każdym razie „tak samo jest z pedofilią”, słyszał w wieczornym dzienniku!*. Zdumiewający brak rozsądku, zwłaszcza u studentów nauk społecznych, których podstawowym przymiotem winien być zmysł krytyczny!

Jak to z polotem ujmuje Jean-Paul Brighelli, te dzieciaki „o jeszcze miękkich czaszkach” zdają się analizować świat tylko „na podstawie ogromnych ilości programów telewizyjnych, plotek i pogłosek. Słabe opinie, myśli jak galareta. Myśleć, ważyć, dyskutować – to zakłada pracę, świadomość, wolę. Wszystkie wartości zniszczone przez myślowe gotowce, które zajęły dziś miejsce kultury”. Nawet dziennikarze nie ocaleli z tej katastrofy – jak choćby grecka korespondentka gazety „Métro”, pisząca na temat serii szczególnie brutalnych ulicznych zamieszek: „Wszyscy tkwią przed telewizorami i próbują zrozumieć, co się dzieje”. Godna uwagi strategia zdobywania informacji, jako żywo przywodząca na myśl czasy wojen w Kosowie, Afganistanie czy Iraku. Po takich przykładach trudno się jeszcze dziwić, kiedy dwie 15- czy 17-latki, rzecz jasna całkowicie bezwiednie, dają świadectwo zasmucającego ograniczenia horyzontów kulturalnych jedynie do obszaru audiowizualnego.

Siedziałem w tramwaju, a obok toczyła się taka oto rozmowa. Fragmenty: Blondynka (farbowana), kurtka Diora, spodnie Diesela, torebka Vuittona: „Muszę zrobić referat o Germinalu, wiesz, to o kopalni”. Brunetka (naturalna), dres Adidasa, T-shirt Quicksilvera, fluorescencyjne buty Nikea: „Super, widziałam to w telewizji, z tym piosenkarzem, nie pamiętam, jak się nazywa”. Blondynka (urażona): „Taa, nawet nie wiedziałam, że zrobili z tego książkę”. Brunetka (pouczająco): „No, to normalne, jak coś im wyjdzie, robią z tego wszystko, to jest biznes, jak »Fabryka Gwiazd«*”. Prócz aspektu rozrywkowego ta manifestacja nieprawdopodobnych wprost braków w wykształceniu ma w sobie, jak sądzę, coś rozpaczliwego. Owa rozpaczliwość przywodzi mi na myśl przepyszny cytat ze znakomitego eseju Natachy Polony Nos enfants gâchés [Nasze zmarnowane dzieci]: „A »Fabryka Gwiazd« staje się horyzontem dzieci zarówno z wyższych, jak i niższych klas społecznych. Córki ministrów wdzięczą się z ekranu jak modelki. Podziały społeczne zacierają się we wspólnym dla całej populacji marzeniu, by zatańczyć przed kamerami. Dziś wieczorem na pokładzie »Titanica« będzie bal”.

Odniesienie do słynnego parowca wydaje mi się tym bardziej zasadne, że katastrofalnego wpływu telewizji nie da się zamknąć w kilku frywolnych anegdotach. Trawi nas ona z niepokojącą stałością, niszcząc nasze człowieczeństwo. Pamiętam na przykład pewnego trzyletniego chłopca, tuż po operacji guza mózgu, płaczącego smutno naprzeciw ciemnego ekranu, gdyż matka zostawiła go samego i poszła gdzie indziej obejrzeć Plus belle la vie* [Piękniejsze życie],

„Sam pan rozumie – powiedziała wyrodna rodzicielka po powrocie – tutaj nie da się oglądać, on ciągle jęczy”.

Biedny dzieciak zmuszony płakać samotnie pośród przepracowanych ludzi w białych kitlach, bo jego matka musiała zaspokoić telewizyjny nałóg. Albo teleturniej, w którym ośmiu na dziesięciu uczestników – oczywiście wszystko było pozorowane, oni jednak o tym nie wiedzieli – zgodziło się na polecenie prowadzącej program torturować człowieka elektrowstrząsami82. Nie przejmując się szlochami i łzami ofiary, nasi początkujący Mengele okazali się zdolni zaaplikować nieznanemu człowiekowi potencjalnie śmiertelne wstrząsy o napięciu 460 woltów. Te najzupełniej zwyczajne osoby przeprowadzały „doświadczenie” aż do końca. Były bezwzględnie posłuszne nakazom prezenterki kapłanki.
Komentarz jednego z graczy:

„Powiedziano mi, że »tak trzeba«. Ci, którzy mi to mówili, chyba wiedzieli, co robią! No to ich słuchałem. Myślałem, że ten tam w środku się usmaży. Ale to już nie mój problem”.

Zdumiewające barbarzyństwo, które pod pewnymi względami przypomina brutalny gwałt na dziesięcioletniej dziewczynce popełniony przez dwóch z pozoru zwyczajnych nastolatków w wieku gimnazjalnym. Nasi mali oprawcy (jeden z nich był bratem ofiary) obejrzeli wcześniej film pornograficzny i najwyraźniej nie mogli się oprzeć pokusie małego prywatnego „the best of”. By nikt nie był pokrzywdzony, postanowili rozpowszechnić tę scenkę, nagraną telefonem komórkowym, w szkole84. Niektórzy powiedzą (wbrew najbardziej elementarnym naukowym pewnikom8S), że telewizja nie ponosi odpowiedzialności za tego rodzaju akty przemocy, ponieważ „za każdą z takich tragedii zawsze kryje się rodzinny dramat”34, a „w naszym stosunku do obrazów wszystko jest kwestią więzi, rodzinnych lub przyjacielskich” (podkreślenia moje). Te same osoby będą jednak również wyjaśniać, że „nastolatki szukają wzorców nawiązywania kontaktów z płcią przeciwną [i że] owe obrazy takie wzorce im zapewniają”. Jeśli ta sprzeczność was drażni, spróbujcie się nie oburzać.

„Specjaliści” lubią odwoływać to, co wcześniej powiedzieli! Niech ci, którzy mogliby w to wątpić, pozwolą mi na jeszcze jeden (mały) przykład, ot tak, dla przyjemności. W związku z ogromną liczbą alarmujących danych w 1999 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Pediatryczne zdecydowanie odradziło rodzicom narażanie dzieci dwuletnich i młodszych na jakikolwiek kontakt z telewizją86 W 2002 roku Serge Tisseron w książce Les Bienfaits des images [Dobrodziejstwa obrazów], w rozdziale o uroczym tytule Du bébé gribouilleur au bébé zappeur [Od dziecka bazgrzącego do dziecka skaczącego po kanałach], podjął energiczną walkę z tym zaleceniem i z „rodzicami, [którzy] pragną uniemożliwić dziecku ćwiczenie umiejętności zmieniania kanałów. Co za błąd!”. Wystarczyło jednak, by społeczność naukową oburzyło utworzenie dwóch kanałów telewizyjnych adresowanych do najmłodszych dzieci, by nasz uczony proteusz żwawo zmienił front i współsygnowal artykuł wyjaśniający, że należy „pilnie stworzyć moratorium na działanie takich kanałów, póki nie będziemy wiedzieli więcej o wpływie telewizji na małe dzieci”. Jak lubił podkreślać Edgar Faure, były przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, wykładowca akademicki, minister i senator, „to nie chorągiewka zmienia kierunek, lecz wiatr”. Skoro tak, by uniknąć tego wiatru, nie pozostaje nic innego jak kluczyć w swoich wypowiedziach. Nad stanowcze i odważne stwierdzenia „specjalista” od szklanego ekranu będzie więc często przedkładał język propagandy. Nie powie brutalnie: „Telewizja poważnie szkodzi psychicznemu i fizycznemu zdrowiu małego dziecka”, lecz orzeknie powściągliwie: „Telewizja nie jest a priori najlepszym sprzymierzeńcem w tej fazie rozwoju”. W ten sam sposób ów zręczny semantyk nie stwierdzi nigdy wprost, że „TF1 jest ohydną stacją”. Przyzna jedynie ostrożnie, że „TF1 to w ogólności stacja trudna do oglądania”. W jego ustach najbardziej plugawy i wulgarny reality show stanie się jedynie „rozrywką, która nieco przekracza granice”. W jakże eleganckich słowach można to wyrazić!

Spód góry lodowej

Niektórzy malkontenci ocenią zapewne, że powyższe ilustracje są zbyt mgliste, by były przekonujące. Niech się nie obawiają. Z telewizją jest jak z górami lodowymi: wierzchołek rzadko jest największy i najgroźniejszy. W tej dziedzinie również „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”*. Problem niestety w tym, że owo niewidoczne ujawnia się w faktach z trudem poddających się badaniu, a to z powodu dwojakiego rodzaju ograniczeń. Po pierwsze, prawie wszyscy oglądają telewizję. Otóż jest tak, że wpływ danego czynnika ryzyka podlega automatycznemu nie doszacowaniu, gdy ów czynnik rozkłada się jednolicie w badanej populacji, to znaczy, kiedy dotyczy wszystkich podmiotów i kiedy można porównywać jedynie stopień, w jakim są one na niego wystawione (wysoki versus niski). Po drugie, mechanizmu przyczynowego nie sposób zidentyfikować bezpośrednio, na drodze prostej, fenomenologicznej obserwacji, gdy jego działanie jest asynchroniczne. Krótki przykład powinien was o tym przekonać. Wyobraźcie sobie, że za każdym razem, gdy wkładacie kluczyk do zamka w drzwiach waszego samochodu, natychmiast włącza się klakson. Nie zajmie wam dużo czasu, by powiązać te dwa wydarzenia. A teraz wyobraźcie sobie, że przekaz sygnału jest tego rodzaju, że zachodzi opóźnienie – od kilku milisekund do kilku godzin, a nawet kilku lat – między dźwiękiem klaksonu a otwieraniem drzwi. W tej sytuacji zidentyfikowanie źródła problemu stanie się bardzo trudne (jeśli klakson uaktywni się po 2 godzinach jazdy, zamek w drzwiach nie narzuci się jako prawdopodobna hipoteza). Jedynie „twarde” podejście eksperymentalne pozwoli ewentualnie rozplątać ten kłębek. Dokładnie tak sprawa ma się z telewizją. Rzeczywiście, w tym przypadku brak zbieżności w czasie między ekspozycją na bodziec a zachowaniami maskuje łańcuch przyczynowy prowadzący od środka przekazu do objawów.

Wspaniałą ilustrację tego punktu stanowi przypadek zaprzeczenia mojej znajomej Sophie. Kiedy usiłowałem wyjaśnić tej raźnej 30-latce powody mojej antytelewizyjnej manii, jedyne, co od niej uzyskałem, to powtarzające się: „Mój biedaku, jesteś kompletnym paranoikiem. Serio, od grubości… maleńkości oglądam telewizję, i jakoś specjalnie od tego nie zdebilałam”. Niezależnie od cudownego lapsusu, do którego jeszcze wrócę, w zasadzie jest to prawda. Sophie jest salową w szpitalu. Jej cechy osobowości i profesjonalizm są jednomyślnie chwalone. A jednak dziewczyna chciałaby być pielęgniarką. Niestety, jako że trzykrotnie nie zdała pisemnego egzaminu dopuszczającego do zawodu, projekt spalił na panewce. Można zadać sobie pytanie, czy wczesny kontakt z telewizją nie kosztował Sophie tego duchowego naddatku, który rozstrzyga niekiedy o sukcesie lub porażce w sferze wykształcenia. Pozostawałoby to w zgodzie z licznymi badaniami dowodzącymi silnego negatywnego wpływu telewizji na uwagę, zdolność uczenia się i sukces edukacyjny w długim okresie. Jeśli chodzi o tę ostatnią kwestię, wykazano na przykład, że „średni czas spędzany na oglądaniu telewizji w dzieciństwie i okresie dorastania był w istotny sposób powiązany z faktem opuszczenia szkoły bez świadectwa oraz negatywnie powiązany z niepodejmowaniem studiów na poziomie uniwersyteckim. Ryzyko względne dla każdej godziny w tygodniu spędzonej na wieczornym oglądaniu telewizji, skorygowane ze względu na współczynnik inteligencji i płeć, wynosiło odpowiednio 1,43 i 0,75. Wyniki okazały się podobne dla mężczyzn i kobiet i nie zmieniły się po dodatkowym skorygowaniu ze względu na status socjoekonomiczny i zaburzenia zachowania obserwowane we wczesnym dzieciństwie” *.

Każda godzina dziennie spędzona przed telewizorem w okresie szkoły podstawowej zwiększała ryzyko zakończenia edukacji bez świadectwa o 43%, a prawdopodobieństwo, że podmiot nigdy nie zasiądzie w uniwersyteckiej auli, o 25% – przyznajmy, że te liczby są wymowne! Ale wróćmy do Sophie. Narzeka ona również na co innego: swój niski wzrost (168 cm!) i tuszę (54 kg!). Uważa, że jest „potwornie tłusta”, co popycha ją ku najbardziej katastrofalnym dietom. Tymczasem ogromna liczba prac sugeruje, że niewielkie ograniczenie kontaktu z telewizją w dzieciństwie nie tylko sprawiłoby, że jej wyobrażenie o własnym ciele byłoby mniej skrzywione, lecz także, potencjalnie, pozwoliłoby jej zyskać kilka dodatkowych centymetrów (telewizja ma negatywny wpływ na sen, który z kolei pozytywnie oddziałuje na wzrost). Smutnym zbiegiem okoliczności okazuje się, że u ojca Sophie rozwinęła się niedawno choroba Alzheimera. Mężczyzna również był zapamiętałym telewidzem. Można przypuszczać, że nie jest to jedynie przypadkowa koincydencja. Rzeczywiście, najnowsze badania wykazały, że oglądanie telewizji przyspiesza osłabienie funkcji poznawczych u ludzi starszych. Dowiedziono również, po uwzględnieniu długiej listy potencjalnych zmiennych towarzyszących, że prawdopodobieństwo zapadnięcia na chorobę Alzheimera rośnie aż o 30% z każdą dodatkową codzienną godziną oglądania telewizji między 40. a 60. rokiem życia. By zrozumieć ten ostatni wynik, trzeba zauważyć, że im aktywniej pobudzamy nasze funkcje poznawcze, tym mniejsze są szanse, że zachorujemy na Alzheimera. Oglądanie telewizji jest przeciwieństwem takiego pobudzania. Przekaz jest zatem bardzo prosty: jeśli chcecie chronić swój podeszły wiek, unikajcie gnuś-nienia przed telewizorem niczym rozlazłe krowy.

Co jest prawdą dla wieku starszego, jest nią również dla dzieciństwa. Niech za ilustrację posłuży nam mój znajomy Gilles. Podobnie jak Sophie, ten rozwiedziony ojciec postrzega mnie jako niebezpiecznego maniaka. Jego ulubiony argument: „Mój syn ogląda telewizję od najmłodszych lat i nie jest takim znowu głupkiem, wręcz przeciwnie”. Tymczasem nie trzeba specjalnie ciągnąć Gillesa za język, by się dowiedzieć, że ten genialny nastolatek ma poważne problemy z podporządkowaniem się szkolnym rygorom, nie panuje nad agresją, jest chronicznie niezdolny do skupienia się na danym temacie dłużej niż kilka minut, alarmująco uzależniony od markowych produktów, zdradza skłonność do otyłości i niepokojący pociąg do alkoholu. Zaczął nawet, jak to ujął jego ojciec, „palić jointy, głupek”. Niezależnie od wszelkiej oceny moralnej* można sądzić, że karmienie telewizją tego młodego człowieka nie pozostaje bez związku z powyższymi objawami. W ostatnim czasie liczne badania naukowe potwierdziły, że oglądanie telewizji sprzyja otyłości, rozwijaniu się zaburzeń uwagi, pojawianiu się agresywnych zachowań, wykształcaniu konsumpcyjnych wartości społecznych i podejmowaniu zachowań niebezpiecznych dla zdrowia (tytoń, alkohol, seks bez zabezpieczenia, narkotyki itd.). Jak to podsumowuje An-dreas Kappos na zakończenie obszernego przeglądu literatury: „Nie ma już żadnych wątpliwości, że telewizja i inne media elektroniczne negatywnie wpływają na psychiczne i fizyczne zdrowie dzieci. Zauważmy, że na liście ostatnio zidentyfikowanych szkód figuruje autyzm. Telewizja może być jednym z czynników wyzwalania tej choroby u dzieci predysponowanych.

Grunt to nie dać się przyłapać

Dane wyglądają więc na solidne. A jednak robi się wszystko, by pomniejszyć ich wagę. Najbłahsza negatywna opinia na temat telewizji prowokuje lawinę obelżywych epitetów: prohibicja, demonizowanie, fundamentalizm, moralizatorstwo, faryzeuszostwo, nieuczciwość, anachroniczność itd. Raport Kriegel o przemocy w telewizji jest zasmucająco symptomatyczny dla tej tendencji. Ta bardzo dobrze udokumentowana i raczej umiarkowana praca nie postulowała „żadnych zakazów”. Domagała się jedynie „poszerzonego programu mającego na celu trzymanie dzieci z dala od brutalnych widowisk” i precyzyjniejszych oznaczeń programów telewizyjnych, „bliższych europejskiej średniej”. Nie do przyjęcia dla kapłanów szklanego bóstwa. Za to nikczemne podżeganie Blandine Kriegel zawleczono pod pręgierz i nieledwie ukamienowano. Jej tezom zarzucano, że „sieją niepokój, by umożliwić zwiększenie kontroli”, podstępnie zachęcają do cenzury i prowadzą do wzmocnienia władzy państwa. Próbowano oddalić debatę, wskazując na potencjalną odpowiedzialność branży reklamowej.

Rozwodzono się nad uproszczeniami i słabością przedstawianych argumentów, wskazując, że Blandine Kregel wysunęła na pierwszy plan rolę telewizji, nie wspominając o możliwym udziale czynników społecznych, takich jak niestabilna sytuacja życiowa czy bieda. Mniejsza z tym, że większość badań naukowych cytowanych w raporcie uwzględniło te czynniki w swoich statystykach, pokazując, że wpływ obrazów przemocy istnieje niezależnie od inteligencji, płci, kategorii społeczno-zawodowej, poziomu wykształcenia rodziców itd. * Gdy telewizja jest zagrożona, trzeba umieć nieco upiększyć prawdę i ponaginać niesprzyjające fakty… a jeśli to nie wystarczy, zawsze można dyskredytować, tu piętnując zupełnie niewinną niespójność, tam oczywisty brak empatii: ależ Blandine, po co tyle nienawiści, „wszyscy jesteśmy dorośli i odpowiedzialni, sami też mamy dzieci”. Wreszcie, jeśli wszystko to okaże się niewystarczające, można podważyć użyteczność badań, a to na tej podstawie, że cytowane prace pochodzą przede wszystkim z Ameryki, barbarzyńskiego kraju, gdzie „droga od pragnienia zabijania do czynu jest o wiele krótsza niż gdzie indziej”. Tu również mniejsza o fakty. Mniejsza o to, że analogiczne badania przeprowadzono w Europie Wschodniej, Zachodniej, Centralnej, Północnej i Południowej, wjaponii, w Izraelu, Australii, Argentynie, Nowej Zelandii itd.” Mniejsza o to, że – zgodnie z wnioskami z raportu przedstawionego przez Jo Groebela dyrektorowi generalnemu UNESCO – pomijając lokalne odchylenia kulturowe, „ogólny wzorzec konsekwencji obecności przemocy w mediach jest podobny na całym świecie”. Tak czy inaczej, kto ma czas sprawdzać u źródeł stanowcze stwierdzenia naszych wielkich specjalistów? Grunt to nie dać się przyłapać! Ale nie upadajmy na duchu: ten fenomen zaprzeczania nie jest specyficzny dla Francji. Dotyczy mediów na całym świecie. I tak, jak pisze pod koniec szeroko udokumentowanego przeglądu badań Victor Strasburger, naukowiec i profesor pediatrii w Szkole Medycznej Uniwersytetu Nowego Meksyku: „W 1954 roku senator Estes Kefauver, przewodniczący senackiego podkomitetu ds. przestępczości młodych, jako pierwsza osoba publiczna otwarcie zakwestionował konieczność pokazywania przemocy w programach telewizyjnych. Odpowiedź ze strony przemysłu audiowizualnego była taka, że być może istnieją pewne zagrożenia, ale potrzebna będzie większa liczba badań. Dziś, po wielu setkach badań, przemysł audiowizualny zaprzecza wpływowi przemocy w mediach na dzieci i nastolatki. Tymczasem w żadnej innej dziedzinie związanej z mediami nie przeprowadzono tak dogłębnych badań, dostarczających tak przekonujących wyników. W istocie związek między przemocą w mediach a przemocą w realnym życiu jest mniej więcej tak silny jak związek między nikotynizmem a rakiem płuc”. Trudno o bardziej przejrzystą wypowiedź bez otwartego mówienia o dezinformacji – skądinąd takim właśnie słowem posłużyli się niedawno Brad Bushman i Craig Anderson po szczegółowym przeanalizowaniu rozziewu istniejącego między dostępnymi danymi naukowymi z jednej strony a uspokajającymi tezami rozpowszechnianymi przez media i ich oddaną armię pseudoekspertów z drugiej.

Pozostańmy jeszcze chwilę przy temacie przemocy, ponieważ to na nim zdaje się skupiać poważna część debat dotyczących telewizji. Wprowadźmy jednak małą zmianę: oddalmy kwestie obrazów i treści i zajmijmy się zagadnieniem rozwoju dziecka. Jak to podkreśla Marie Winn, „kiedy pojawiła się telewizja, rodzice nie omieszkali dostrzec, jak nieprawdopodobną wygodę im ona daje: wciśnięcie wyłącznika mogło zmienić ich dziecko – całkowicie, choć tylko na pewien czas – z istoty energicznej, hałaśliwej, natrętnej, złaknionej działania, doświadczeń i potrzebującej nieustannej opieki i uwagi w posłuszną, cichą i niewymagającą obecność”. A jednak, kontynuuje autorka, „kiedy przekręcamy włącznik, zapominamy wziąć pod uwagę, że rzeczy, które dzieci robią i które przysparzają tylu kłopotów rodzicom – eksplorowanie, działanie i niekończące się doświadczanie przyczyn i skutków – są dla nich korzystne, a nawet niezbędne. Rodzice powinni wziąć pod uwagę, że radzenie sobie z trudnymi zachowaniami dzieci przez całkowite ich eliminowanie za pomocą telewizji nie różni się wiele od sytuacji, gdy hamujemy naturalne zachowania dziecka, grożąc mu karą fizyczną. Jest też zaskakująco podobne do pojenia dziecka laudanum lub dżinem, by je uspokoić”. Dziwnym trafem o przemocy w odniesieniu do rozwoju dzieci nikt nie mówi (albo prawie nikt). Wszyscy przejmują się treścią telewizyjnych programów, natomiast nikt nie wydaje się niepokoić naturą samego medium. Tymczasem, unieruchamiając nasze maluchy przed ekranami, nie tylko wystawiamy je na mniej lub bardziej stosowne dla nich programy, lecz także pozbawiamy je całej masy kluczowych dla ich rozwoju doświadczeń. Moglibyśmy więc zwrócić nasze obawy nie w stronę tego, co telewizja wywołuje, lecz tego, co hamuje i uniemożliwia przez samą swoją obecność. Rozważmy, tytułem ilustracji, proces uczenia się języka. Oto dziedzina – jak słyszymy – doskonale współgrająca z telewizją.
Krzykliwe oświadczenia wydawców i dystrybutorów treści audiowizualnych na temat ich edukacyjnych zalet są w tym względzie pouczające. Firma Brainy Baby oświadcza mianowicie, że ich wideo skierowane do dzieci w wieku 6-36 miesięcy uczy maluchy „języka i logiki”. Baby Einstein wyjaśnia, że ich DVD dla dzieci rocznych i starszych „wzbogaca słownictwo dziecka poprzez piękno poezji, muzyki i natury”. W BabyTV, stacji dla najmłodszych, dowiadujemy się przy okazji serialu Leni, że „historyjki i rymy wspomagają naukę języka”. Zresztą, by nadać realny kształt temu twierdzeniu, stacja dołącza obszerny zbiór entuzjastycznych opinii widzów. Christine pisze: »Moja córka ma szesc lat i od urodzenia ogląda BabyTV. Od niedawna ma swoje ulubiony filmy animowane, a wieczorem uwielbia la lanterne magique, szkoda że nie było wcześniej takiego kanału”*. „Oczywiście – uzupełnia Laura – jak wielu rodziców nie jestem za tym żeby dzieci za dużo przesiadywały przed telewizorem ale tu, chodzi o kanał edukacyjny więc nie szkodzi, jeśli dłużej pooglądają. dziękuję”**. Ten sam pogląd wyznaje moja znajoma Véronique, która mówi, że nie będzie „przecież wyrzucać Paula [swojego dwuletniego syna] z salonu, kiedy ogląda programy o gotowaniu, teleturnieje czy seriale”.
I dodaje:

„Nie rozumiem, jaki w tym problem, jeśli ze mną jest, zresztą niezależnie od tego, czy ogląda, czy nie. Często powtarza sformułowania, które usłyszał w telewizji. Za każdym razem mnie zamurowuje. Naprawdę nie wiem, co mogłoby być w tym złego, uczy się mnóstwa rzeczy”.

W rzeczy samej, mnóstwa rzeczy, jeśli tylko pominiemy fakt, że najnowsze badania dowodzą silnego związku między pojawieniem się trudności językowych u dzieci i wczesnym kontaktem z „edukacyjnymi” DVD lub wideo, rozrywkowymi filmami animowanymi, programami bez ograniczeń wiekowych czy po prostu telewizorem grającym w de64. Na przykład, każda godzina dziennie treści „edukacyjnych” między 8. a 16. miesiącem życia przekłada się na zubożenie słownictwa rzędu 10%128. Podobnie, 2 godziny dziennie kontaktu z programami telewizyjnymi bez ograniczeń wiekowych między 15. a 48. miesiącem życia prowadzą do potrojenia ryzyka wystąpienia opóźnień w rozwoju językowym. Ryzyko to wzrasta nawet sześciokrotnie, jeśli pierwszy kontakt ze szklanym ekranem nastąpił, zanim dziecko skończyło rok. Jak to będę miał później okazję pokazać w szczegółach, te początkowe deficyty mają wszelkie szanse trwać w czasie i w dłuższym okresie utrudnić dziecku zdobycie wyższego wykształcenia i wejście w rolę społeczną.

Faktycznie, są powody do radości i ogłaszania wszem i wobec wraz z Serge em Tisseronem: „Niech żyją dzieci obsługujące pilota„!
Tak naprawdę trafniejsze byłoby mówienie o dziecku „samoobsługowym” jeśli wziąć pod uwagę, że jednym z pierwszych efektów, jakie wywiera telewizja, jest drastyczne zmniejszenie ilości i jakości interakcji rodzic-dziecko”. Tymczasem te interakcje są kluczowe dla rozwoju języka”. „Ale to chociaż wyrabia ucho” rzuciła z nadzieją Isabelle, z którą rozmawiałem. Odkąd urodziła, ta samotna matka z dyplomem w dziedzinie handlu międzynarodowego zalewa swojego teraz dziesięciomiesięcznego syna anglojęzycznymi DVD. „To ważne – zwierza się każdemu, kto chce słuchać. – Popatrz na siebie, po ośmiu latach spędzonych w Stanach nadal masz koszmarny akcent i wciąż nie jesteś w stanie odróżnić beach [plaża] od bitch [suka]”. To prawda! A jednak wczesna ekspozycja na treści audiowizualne bynajmniej by mi nie pomogła. Jak to wykazało pewne pomysłowe badanie, kiedy dziewięciomiesięczne niemowlęta posadzić przed rodowitym użytkownikiem man-daryńskiego, zachowują dużą zdolność rozróżniania dźwięków tego języka. Kiedy dzieci posadzić przed filmem wideo, na którym zarejestrowany jest ten sam Chińczyk, w ogóle nie zachowują tej zdolności. Jedyne, co zyskał syn Isabelle na niemal obsesyjnej trosce swojej matki, to zagarnięcie cennego czasu przez aktywność w najlepszym razie bezcelową, a w najgorszym po prostu destrukcyjną. Jest to tym bardziej niekorzystne, że małe dzieci bez trudu sypiają po 16 godzin na dobę, co, kiedy odejmiemy momenty poświęcone na czynności fizjologiczne (karmienie, kąpiel, zmiana pieluch), zostawia dość mało czasu na stymulowanie mózgu poprzez kontakt z realnym światem*! Okroić ten czas, nawet o 1 czy 2 „króciutkie” godziny dziennie, to wyrządzić dziecku ciężką krzywdę. Dramat, powiedzmy to raz jeszcze (w tej kwestii nigdy dość powtórzeń!), polega na nieoczywistym charakterze zachodzących tu relacji przyczynowych. Ekspozycja na treści audiowizualne nie sprawia, że dzieci stają się w widocznym stopniu upośledzone czy opóźnione. Nie ogłupia ich jawnie. Ogranicza jedynie pole ich doświadczeń i, de facto, uniwersum ich możliwości.
Mogłyby może mieć na poziomie 150, a musi im wystarczyć 110. Mogłyby może cieszyć się literacką śmiałością Tomasza Manna, a tak przyjdzie im się zadowolić jedynie poprawnym piórem. Mogłyby może dorównać uderzeniem Federerowi, a poprzestaną na rozgrywaniu drugorzędnych turniejów. Skąd po fakcie mielibyśmy wiedzieć, jak wysoko wyrosłoby drzewo, gdyby osłonić je przed telewizyjnym wiatrem? Oczywiście łatwo będzie voxpopuli przeczyć choćby najmniejszej szkodzie wyrządzanej przez telewizję: popatrzcie, powiedzą nam, oglądali telewizję i całkiem nieźle sobie radzą, wcale nie wyrośli na idiotów. Nikt jednak nie zada pytania: co skradły im te długie godziny spędzone przed ekranem? Z całą pewnością zasadność tego pytania nie ogranicza się do najmłodszych. Dotyczy ono również dzieci w wieku szkolnym i nastolatków. Tym zatem, co trzeba przebadać, jest kreatywność, fantazja, towarzyskość, osiągnięcia szkolne, czytanie, ogólna kultura intelektualna i zdolności motoryczne. Będziemy mieli okazję w szczegółach powrócić do każdego z tych punktów w dalszych partiach książki.

Żyć bez telewizji

W obliczu powyższych danych ja i moja żona Caroline prawie dwa lata temu postanowiliśmy drastycznie ograniczyć naszą konsumpcję telewizyjną i kontrolować ekspozycję naszych dzieci na treści audiowizualne. Sądziliśmy, że bez wielkiego wysiłku możemy selekcjonować treści i panować nad czasem spędzanym przed ekranem. Jak tylu innym przed nami, przyszło nam szybko spuścić z tonu. Telewizja była zbyt kusząca, zbyt użyteczna, zbyt praktyczna, by ją bezboleśnie odstawić. Każde uzasadnienie było dobre, by uciszyć dzieci, unieruchamiając je przed odbiornikiem. Wszystkie wymówki pozwalające podważyć najbardziej podstawowe z przyjętych przez nas reguł (zero telewizji przy posiłkach; zero włączania na chybił-trafił itd.) były mile widziane. Ciężki dzień w pracy, doznana przykrość, kłótnia, przejściowa słabość i ekran ożywał, odrywając nas od świata. Często wieczorem zwalałem się na kanapę jak bezwolny tobół, przeklinając szaleństwo egzystencji, która nie zostawia mi „na nic czasu”! Najwyraźniej nie dotarł do mnie w pełni sens zdania: „Typowy widz w wieku powyżej 15 lat każdego dnia spędza przed telewizorem 3 godziny i 40 minut”. Zastanówcie się nad tym: 3 godziny i 40 minut dziennie to, z grubsza, 20-25% czasu, kiedy nie śpimy, i 75% naszego czasu wolnego!
To również 1338 godzin rocznie, czyli 56 dni (prawie dwa miesiące!). Jeśli będziecie żyli 81 lat, czego statystycznie macie prawo oczekiwać, ostatecznie oddacie telewizji 11 lat życia (nie Ucząc filmów wideo i DVD)*. 11 pełnych lat, to jest ponad 4 tysiące dni i tyleż nocy spędzonych na wpatrywaniu się w ekran niczym rozlazłe ślimaki. I to nawet bez przerwy na siusiu w trakcie. Oczywiście możemy też uwzględnić, że nie sposób się obyć bez snu, i zaproponować liczenie czasu spędzanego przed telewizorem w zestawieniu z 16,5 godziny dziennie „czasu czuwania”! W ten sposób zwiększymy nasz wynik do 16 lat. Szesnaście lat cennego życia, których zrzekamy się na rzecz TF1 i spółki! Jeśli odniesiemy te rozważania do całej francuskiej populacji, otrzymamy obłędną liczbę 77 miliardów godzin zmarnowanych przed teleodbiornikami*, czyli mniej więcej sumę godzin przeżytych przez rok przez dziewięć milionów osób! Nasze dzieci niestety nie pozostają w tyle: uczeń szkoły podstawowej spędza każdego roku więcej czasu w towarzystwie telewizora niż swoich nauczycieli (odpowiednio 965 i 864 godziny)**! Ale, rzecz jasna, jak to napisał Luc Ferry w czasach, gdy był ministrem do spraw młodzieży, edukacji narodowej i nauki, roztrząsanie tych „strasznych statystyk” byłoby robieniem z telewizji „łatwego kozła ofiarnego”. Czy nie należałoby jednak uznać, że nieroztrząsanie tych strasznych statystyk oznacza traktowanie telewizji z nadmierną pobłażliwością?

Pokonawszy liczne trudności, udało nam się w końcu, mnie i mojej żonie, ograniczyć czas spędzany przez naszą rodzinę przed telewizorem. Wbrew wszelkim oczekiwaniom niedostatek obrazów nie spowodował żadnego kryzysu. Wręcz przeciwnie, im dalej postępował proces odstawiania, tym mniej był dla nas przykry. Kiedy Valentine skorzystała z chwili naszej nieuwagi, by wypróbować na płaskim ekranie nowe flamastry, myśl o kupnie nowego telewizora nawet nie przemknęła nam przez głowy. Żegnajcie Guignols. Bywaj Secret Story. Koniec z CSI. Ciao Jo-sephine. So long Ligo Mistrzów. Kiedy wynosiłem odbiornik do piwnicy, przypomniało mi się słynne zdanie z Guignols de ‚info: „A teraz możecie wyłączyć telewizory i wrócić do normalnego życia!” To mało powiedziane! Dwanaście miesięcy abstynencji całkowicie odmieniło nasze życie. Ustały konflikty związane z tym, kto trzyma w ręku pilota. Rozmowy w rodzinnym kręgu przychodzą nam z większą łatwością, zwłaszcza przy posiłkach. Dziewczynki sprawiają wrażenie spokojniejszych, uważniejszych wobec otoczenia. Nie wydaje się, by brakowało im telewizji. W każdym razie nie domagają się jej powrotu. Starsza przestała (w dużej mierze) zadręczać nas konsumpcyjnymi żądaniami i znacznie poprawiła stopnie. Nic nie wskazuje na to, by między nią a rówieśnikami wyrosła przepaść. Przeciwnie, jej życie towarzyskie intensyfikowało się, w miarę jak zapominała o telewizji. Wieczorami, zamiast gnuśnieć przed ekranem, czyta, maluje, rysuje, dokazuje, odrabia lekcje, ożywia swoje plastikowe figurki, bawi się lalkami, wznosi najprzeróżniejsze mniej lub bardziej stabilne budowle lub po prostu korzysta z okazji, by nic nie robić. Skądinąd ten czas „wolny” dał jej dostęp do dziwnego doświadczenia, którego telewizja jak dotąd jej pozbawiała: nudy. Nie jest, ona bynajmniej czymś jałowym, w tym sensie, że daje początek pragnieniu, kreatywności, myśli skierowanej w przyszłość”. Zgodnie z niedawno przeprowadzonym badaniem, kiedy umysł wędruje, kiedy myśl się rozprasza, dochodzi do silnego pobudzenia obszarów mózgowych zaangażowanych w procesy twórczego rozumowania i rozwiązywania problemów. Efekt jest tym wyraźniejszy, im bardziej podmiot jest nieświadomy, że jego myśli błądzą. Innymi słowy, gdy się nudzimy, nasz mózg pracuje, choć o tym nie wiemy.
Czas „stracony” nie jest więc daremny. Jest głęboko twórczy. Jak napisał Miguel de Unamuno w swojej wspaniałej Mgle:

„Nuda jest treścią życia! Nuda wynalazła rozrywki, gry, romanse, miłość !”.

Nawet Cioran zdawał się tak sądzić, kiedy twierdził z głębin swojego bezapelacyjnego nihilizmu, że

„Nuda dokonuje cudów: przemienia pustkę w substancję, ba, sama jest karmiącą pustką”.

Nawet jeśli jeszcze tego nie mówi, Valentine również zdaje się „nudzić” od czasu do czasu. Siada wtedy na kanapie i głaszcze się po twarzy uchem ulubionej przytulanki. Kilka miesięcy temu takie chwile były po prostu nieosiągalne, gdyż wypełniał je ciągły strumień obrazów i dźwięków. Odkąd wyprawiliśmy z domu telewizor, mała sprawia wrażenie mniej pobudzonej i chętniej chodzi spać o wyznaczonej porze. Kiedy się nie „nudzi”, działa, jest w ciągłym ruchu, mówi, pyta, sprawdza, eksperymentuje; krótko mówiąc, buduje swoją osobę, doświadczając świata. Niekiedy oczywiście ten rozszalały dynamizm sprawia, że z tęsknotą wspominamy telewizyjne laudanum. Nic jednak nie mogłoby nas skłonić do cofnięcia się do poprzedniego stanu rzeczy. Jak pisze Alexandre Lacroix, filozof i zagorzały obrońca idei No TV:

„Jednakże miałem poważny powód, by zdecydować, że będę żył bez telewizji. Powód ten jest osobisty i egzystencjalny. Wiąże się ze sferą odczuć. Rzecz można streścić następująco: bez telewizji życie wydaje mi się piękniejsze”.

Czy popadam, jak często słyszę, w przesadę, paranoję, histerię i wstecznictwo? Być może. A jednak, zanim czytelnik się z tym zgodzi i machnie ręką na niniejszą książkę, tak jak odpędziłby uprzykrzonego owada, chciałbym, by zadał sobie trzy małe pytania. Czy telewizja rzeczywiście zasługuje na to, by oddać jej 16 lat życia? Czy nasze dzieci nie są powołane do niczego więcej niż zaoferowania Coca-Coli „czasu dostępu do [swojego] mózgu”? Czy naukowe świadectwa szkodliwego wpływu telewizji na naukę języka, wyniki w nauce, sukces społeczny, kulturę, zdrowie, dobrobyt czy poziom agresji nie są wystarczająco niepokojące, by uzasadnić zastosowanie ścisłej zasady ostrożności? Niech każdy sam to rozstrzygnie, dla siebie i swoich dzieci. Jeśli o mnie chodzi, sprawa jest zamknięta!

str.113
(…)
Teleogłupianie - wyniki testów
Wykres 1: Porównanie zmian poziomu upowszechniania się medium audiowizualnego (lewa podziałka pionowa, odwrócona – wartości rosną w dół – krzywa przerywana) i wyniku części werbalnej testu SAT (prawa podziałka pionowa, krzywa ciągła) w funkcji czasu (oś pozioma). Można zauważyć, że krzywe biegną równolegle w odstępie czasowym około 17-18 lat, co odpowiada okresowi koniecznemu, by dzieci, które dorastały w domu wyposażonym w telewizor, przystąpiły do egzaminu SAT*.

SAT* – werbalny jest standaryzowanym testem kompetencji językowej, który przechodzi większość amerykańskich studentów podejmujących studia wyższe. Między 1965 i 1980 rokiem wyniki uzyskiwane w tym teście gwałtownie się załamały. By wyjaśnić to dziwne zjawisko, wysuwano rozmaite hipotezy, niższe finansowanie systemu szkolnego, wzrastająca niekompetencja nauczycieli, masowy napływ studentów wywodzących się z mniejszości afroamerykańskiej i hiszpańskiej, wzrost złożoności egzaminu itd. Żadne z proponowanych wyjaśnień nie okazało się zadowalające. Dopiero dzięki Marie Winn i niedawnej reedycji jej książki The Plug-in Drug [Narkotyk z wtyczką] dostrzeżono możliwe rozwiązanie tej zagadki. Autorka zauważyła, że obniżenie wyników SAT werbalnego odwzorowywało, z dokładnością do okresu koniecznego, by skutki dały o sobie znać, krzywą upowszechniania się telewizji w Ameryce.

* – SAT: wcześniej Scholastic Aptitude Test, obecna nazwa to SAT Reasoning Test

str.170
(…)
Analizy pokazały, że bogactwo rysunku stopniowo malało w funkcji ekspozycji na treści audiowizualne. Dzieci oglądające telewizję krótko (30 minut i mniej) zdobywały do 10 punktów, podczas gdy oglądające długo (3 godziny i więcej) zatrzymywały się na 6. Średni konsumenci (2 godziny) oscylowali wokół 8,5 punktu. Jakościowy sens tych różnic liczbowych łatwo uchwycić dzięki poniższym rysunkom, prezentowanym przez autorów badania jako reprezentatywne (zob. rysunek)*. Kiedy oglądam ten rysunek, nie mogę nie myśleć o wszystkich tych opuszczonych dzieciakach oddanych w ręce TeleOpiekunki. Pochwały obrazu lansowane przez kłamliwych pseudopsychologów wydają się nagle nieskończenie mniej śmieszne.
Teleogłupianie - więcej niż 180 minut dziennie

Kilka fragmentów z książki „Siła czy Moc”   Davida R. Hawkinsa plus przetłumaczony wykres ze strony http://files.meetup.com/8617712/DavidHawkins-PowerVsForce.pdf

Słowo wstępne
WYOBRAŹ SOBIE – CO BY BYŁO gdybyś miał dostęp do prostych odpowiedzi tak—lub-nie na każde pytanie które
chciałbyś zadać? Uderzająco prawdziwe odpowiedzi Na każde pytanie. Zastanów się nad tym.
Najprostsze przykłady jakie się nasuwają, to: „Jane spotyka się z kimś innym”. (T/N?) „Johnny mówi prawdę o szkole” (T/N?) A to tylko wstęp do kolejnych: „To bezpieczna inwestycja”. (T/N?), lub „Ta kariera jest warta moich starań” (T/N?) Co by było, gdyby każdy miał taki dostęp?
Zdumiewające wnioski same się nasuwają. Pomyśl raz jeszcze. Co by się stało z naszym ociężałym, częstokroć wadliwym systemem sądowniczym, gdyby istniała jasna, potwierdzalna odpowiedź w sprawie
„John Doe jest winny zarzucanego mu czynu” (T/N?) Co by się stało z polityką jaką znamy, gdyby każdy z nas mógł zadać pytanie, „Kandydat X uczciwie zamierza spełnić swoje przedwyborcze obietnice” (T/N?) — i wszyscy otrzymalibyśmy taką samą odpowiedź? A co by się stało z reklamą? Zaczynasz rozumieć. Ale ta myśl natychmiast zaczyna sięgać dalej. Co dzieje się z nacjonalizmem („Państwo X naprawdę dąży do obalenia
demokracji”)? Z rządem („Ta ustawa faktycznie broni praw obywateli.”)Co się dzieje z „Czek już został wysłany”?Gdyby, jak zostało powiedziane, człowiek nauczył się kłamać godzinę po tym, jak nauczył się mówić, wówczas zjawisko, o którym mówimy, byłoby źródłem najbardziej fundamentalnych przemian w ludzkiej wiedzy od zarania dziejów; przeobrażenia jakie by spowodowało – w dziedzinach od komunikacji po etykę, we wszystkich naszych potocznych koncepcjach, w każdym szczególe codziennej egzystencji – byłyby tak doniosłe, że z trudnością przychodzi samo wyobrażenie sobie życia w nadchodzącej erze prawdy. Świat, jaki znamy, zostałby nieodwołalnie, do głębi zmieniony.

Kinezjologią: nauka o mięśniach i ich poruszaniu, zwłaszcza w zastosowaniu do warunkowania fizycznego [gr. kinesis – ruch kinein – poruszać się) i logos – uczyć się].

Badania nad kinezjologią po raz pierwszy zwróciły uwagę naukowców w drugiej połowie ubiegłego wieku dzięki pracy dr. Georga Goodhearta. Zapoczątkował on specjalność, którą nazwał „Kinezjologią stosowaną”, po tym, jak odkrył, że dobroczynne bodźce fizyczne — na przykład korzystne suplementy odżywcze — zwiększały siłę pewnych
sprawiały, że mięśnie te nagle słabły. Na tej podstawie powstał wniosek, że na poziomie znacznie poniżej pojęciowej świadomości ciało „wiedziało” i było w stanie zasygnalizować to w teście mięśniowym, co było dla niego dobre, a co złe. Klasyczny przykład, cytowany później w pracy, polegał na zaobserwowanym powszechnie osłabieniu mięśni wskaźnikowych wskutek obecności sztucznego słodzika; te same zaś mięśnie ulegały wzmocnieniu w obecności zdrowych i naturalnych suplementów.
W późnych latach 70-tych dr John Diamond udoskonalił tę specjalność, tworząc nową dyscyplinę, którą nazwał „Kinezjologią behawioralną” Zaskakujące odkrycie dr Diamonda polegało na zaobserwowaniu wzmocnienia lub osłabienia mięśni wskaźnikowych na skutek obecności pozytywnych łub negatywnych bodźców fizycznych oraz emocjonalnych i intelektualnych.2 Uśmiech zatem sprawi, że test da efekt wzmocnienia (mięśnia — przyp.), zaś słowa „nienawidzę cię” osłabią go. Zanim przejdziemy dalej, wyjaśnijmy szczegółowo, jak się „testuje”, zwłaszcza, że czytelnicy z pewnością zechcą sami tego spróbować.

Oto zarys zaczerpnięty z książki dr. Diamonda z 1979 roku, Your Body Doesn’t Lie, przedstawiający procedurę zaadaptowaną przez niego z klasycznego opisu H. O- Kendalła w Muscles: Testing and Function (Baltimore: Williams & Wilkins, wydanie drugie, 1971).

Potrzeba dwojga ludzi aby wykonać test kinezjologiczny. Wybierz do tego przyjaciela lub członka rodziny. Będziemy jego lub ją nazywać badanym.
1. Niech badany stanie w pozycji wyprostowanej, z prawym ramieniem swobodnie opuszczonym, a lewym wyciągniętym równolegle do podłogi, z wyprostowanym łokciem. (Można również zamienić ramiona).
2. Stań zwrócony twarzą do badanego i umieść swoją lewą dłoń na jego prawym ramieniu, aby je przytrzymać. Następnie połóż prawą dłoń na wyprostowanym lewym ramieniu badanego, tuż powyżej nadgarstka.
3. Powiedz badanemu, aby napiął mięśnie, gdy będziesz usiłował popchnąć jego ramię w dół.
4. Teraz popchnij szybko do dołu jego ramię, stanowczo i równo. Chodzi o to, aby pociągnąć tylko na tyle, by sprawdzić sprężystość i odbicie w ramieniu, nie za mocno, żeby nie przeciążyć mięśni. Nie chodzi tu o to, kto będzie silniejszy, ale czy mięśnie potrafią utrzymać staw ramienny, chroniąc rękę przed opadnięciem.
Zakładając, że nie występuje żaden problem fizyczny z mięśniem, a badany j est w normalnym, zrelaksowanym stanie umysłu, niepodle- gający zewnętrznym bodźcom (z tego powodu jest ważne, aby testujący się nie śmiał, ani w żaden inny sposób nie oddziaływał na badanego), mięsień „da silny wynik” — ramię pozostanie w pozycji wyjściowej. Jeżeli powtórzy się test przy zastosowaniu negatywnego bodźca (na przykład sztucznego słodzika), „pomimo, że pociągasz z tą samą mocą, co poprzednio, mięsień nie będzie w stanie się oprzeć naciskowi i ramię badanego opadnie w dół”.

Uderzającym aspektem badań Diamonda była jednolitość reakcji wśród jego badanych. Wyniki Diamonda były przewidywalne, powtarzalne i uniwersalne. Działo się tak nawet wtedy, gdy nie istniało żadne racjonalne połączenie pomiędzy bodźcem a reakcją. Z zupełnie nieokreślonych powodów pewne abstrakcyjne symbole okazały się wywoływać u badanych słaby wynik, inne zaś wręcz odwrotnie. Niektóre rezultaty wprawiały w zakłopotanie: pewne obrazy niezawierające jawnie pozytywnych czy negatywnych treści dawały u wszystkich badanych słaby wynik, podczas gdy inne, „neutralne” dawały u wszystkich silny wynik. Jeszcze inne wyniki skłaniały do refleksji: podczas gdy praktycznie cały dorobek muzyki klasycznej i większość muzyki pop (włącznie z klasycznym rockiem i rock and roiłem) powszechnie wywoływały silną reakcję, „hard rock” czy „metal” które po raz pierwszy zyskały popularność w późnych latach 70-tych, dawały ogólnie słaby wynik.
Było jeszcze jedno zjawisko, które Diamond dostrzegł po drodze, chociaż nie poświęcił płynącym z niego niecodziennym implikacjom głębsze} analizy. Badani słuchający nagrań ze znanymi oszustwami – Lyndon Johnson dopuszczający się oszustwa w Zatoce Tonkińskiej, Edward Kennedy grający na zwłokę w incydencie Chappaąuiddick — powszechnie wypadali słabo. Gdy zaś słuchali nagrań z prawdziwymi — w oczywisty sposób – wypowiedziami, wszyscy bez wyjątku osiągali silny wynik.5 Było to punktem wyjścia dla pracy autora tej książki, dobrze znanego psychiatry i lekarza, Davida R. Hawkinsa. W1975 dr Hawkins rozpoczął badania nad kinezjologiczną reakcją na prawdę i kłamstwo.
Zostało ustalone, że badani nie musieli być świadomie zaznajomieni z testowaną substancją (czy zagadnieniem). W badaniu metodą podwójnie ślepej próby oraz podczas pokazów grupowych angażujących całą salę wykładową odbiorców – badani jednolicie osiągali słaby wynik w reakcji na nieoznaczone koperty zawierające sztuczny słodzik, a silny w przypadku identycznych kopert z placebo. Taka sama nieświadoma odpowiedź miała miejsce podczas testowania wartości intelektualnych.

To, co tutaj zadziałało, wydaje się być formą zbiorowej świadomości – Ducha świata (Spiritus mimdi) — lub, jak nazywa to Hawkins wzorując się na Jungu, „bazą danych świadomości” Zjawisko, jakie powszechnie jest dostrzegane wśród zbiorowości innych zwierząt społecznych – na mocy którego ryby pływające na jednym krańcu ławicy błyskawicznie zawrócą, gdy pozostałe z nich, pół kilometra dalej, umykają przed drapieżnikiem – w jakiś podświadomy sposób odnosi się także do naszego gatunku. Dysponujemy bowiem zbyt wieloma udokumentowanymi przykładami jednostek mających bezpośrednią styczność z informacją uzyskaną osobiście od nieznanych, oddalonych osób, żeby zaprzeczyć, że istnieją formy posiadanej wspólnie wiedzy, inne, niż te uzyskane przez racjonalną świadomość. Lub, mówiąc prościej, ta sama iskra wewnętrznej subracjonalnej mądrości która potrafi rozróżnić to, co zdrowe od niezdrowego, może także rozróżnić prawdę od fałszu.
Jednym wysoce sugestywnym elementem tego zjawiska jest binarny charakter odpowiedzi. Hawkins przekonał się, że pytania muszą być tak sformułowane, żeby można było udzielić na nie jednoznacznej odpowiedzi tak lub nie, jak w przypadku synapsy nerwowej (która jest otwarta lub zamknięta) lub podstawowych komórkowych form. „wiedzy”; czy jak w kwestii wielu innych rzeczy, o których mówią nam wiodący fizycy; jest to właśnie podstawowa cecha uniwersalnej energii. Czy ludzki mózg jest na pewnym pierwotnym poziomie cudownym komputerem, połączonym z uniwersalnym polem energii, który wie znacznie więcej, niż wie, że wie?
Mniejsza o to. W miarę jak badania dr. Hawkinsa posuwały się naprzód, jego najbardziej płodnym odkryciem był sposób kalibracji skali relatywnej prawdy, dzięki której stanowiska intelektualne, wypowiedzi, czy ideologie mogły zostać sklasyfikowane na skali od jednego do tysiąca. Można by zapytać, „Ta pozycja (książka, filozofia, nauczy¬ciel) kalibruje się na 200 (T/N?): na 250 (T/N?)” i tak dalej, aż punkt wspólnej słabej reakcji wyznaczy kalibrację. Doniosłym następstwem tych kalibracji był fakt, że po raz pierwszy w historii ludzkości wiarygodność danego światopoglądu mogła być oceniana> będąc wrodzonym atrybutem każdego podmiotu (czyli badanego – przyp.).

Przez 20 lat wykonywania podobnych kalibracji, Hawkins był w stanie przeanalizować pełne spektrum poziomów ludzkiej świadomości, rozwijając fascynującą mapę geografii doświadczeń człowieka. Ta „anatomia świadomości” oddaje kształt całej ludzkiej kondycji, pozwalając na wykonanie obszernej analizy emocjonalnego i duchowego rozwoju jednostek, społeczeństw i rasy ludzkiej w ogóle. Tak głęboka i dalekosiężna wizja daje nam nie tylko nowe zrozumienie ludzkiej podróży we wszechświecie, ale też pokazuje nam miejsce, w którym my sami i nasi bliźni znajdujemy się na drabinie duchowego oświecenia, oraz odnośnie naszej własnej, osobistej podróży do stania się tym, kim moglibyśmy się stać.
W tym tomie dr Hawkins wręcza nam owoce dziesięcioleci badań oraz wgląd w poruszające objawienie odnalezione w przełomowych odkryciach zaawansowanej fizyki cząstek i dynamiki nieliniowej. Pierwszy raz w naszych zachodnich zapisach dokonań intelektualnych demonstruje on, że „mędrca szkiełko i oko” potwierdza to, co mistycy i święci od niepamiętnych czasów mówili o jaźni, Bogu i samej naturze rzeczywistości. Ta wizja istnienia, istoty i boskości przedstawia taki obraz relacji człowieka do wszechświata, który jest wyjątkowy w swej zdolności zaspokojenia zarówno duszy, jak i rozumu. Odnajdujemy tu bogate intelektualnie i duchowo żniwa: wiele możesz zebrać i jeszcze więcej sobie ofiarować.
Przewróć stronę. Przyszłość zaczyna się teraz.

E. Whalen, Wydawca Bard Press Arizona, 1995

0mega mapa - stożek

Wstęp

Wszystkie ludzkie dążenia od zawsze miały jeden wspólny cel, była nim potrzeba zrozumienia naszego
życia, czy też chęć oddziaływania na nie. Aby to osiągnąć, człowiek rozwinął liczne dziedziny wiedzy, opisowe i analityczne: Moralność, Filozofię, Psychologię, etc. Aby móc przewidywać dalsze tendencje ludzkich działań, każdego dnia inwestowane są zdumiewające ilości czasu i pieniędzy w pozyskiwanie nowych danych i ich analizę. Tym gorączkowym poszukiwaniom przyświeca wewnętrzne przekonanie 0 istnieniu jakiejś ostatecznej „Odpowiedzi”, w odnalezienie której wszyscy odwiecznie wierzymy. Ma ona nam umożliwić rozwiązanie
problemów ekonomii, przestępczości, zdrowia, czy polityki. Jednakże, jak do tej pory, ponieśliśmy klęskę na tym polu.
Problem nie polega na tym, że nie posiadamy dostatecznej ilości danych; jesteśmy przez nie dosłownie zasypywani. Przeszkodą jest natomiast brak odpowiednich narzędzi do zrozumienia ich znaczenia. Do tej pory nie potrafiliśmy zadać odpowiednich pytań, ponieważ nie byliśmy w posiadaniu adekwatnych mierników ich istotności
i stosowności.
Od zarania dziejów ludzki dylemat polegał na tym, że człowiek mylnie uznawał swoje wytwory umysłowe za rzeczywistość. Jednak istnienie takich fałszywych założeń jest tylko wynikiem przyjęcia arbitralnej perspektywy poznawczej. Nieadekwatność odpowiedzi, które otrzymujemy, jest bezpośrednim skutkiem ukrytych ograniczeń, zawartych w światopoglądzie pytającego. Nawet niewielkie błędy w formułowaniu pytań skutkują poważnymi błędami w otrzymywanych odpowiedziach.
Jednak zrozumienie to nie tylko analiza danych, lecz ich analiza w określonym kontekście. Informacja jest bezużyteczną, jeśli nie wiemy co oznacza. Aby zrozumieć znaczenie, nie tylko musimy zadać właściwe pytanie, ale też potrzebujemy odpowiednich narzędzi, które umożliwią nam sensowny pomiar danych w procesie ich sortowania i opisu.
Pomimo wielu prób dogłębnego zrozumienia ludzkiego zachowania, w większości przypadków nie jest możliwe jego rozszyfrowanie. Systemy, jakie rozwinęliśmy, aby osiągnąć zrozumienie, mogą się wydawać rozległe i doniosłe, jednak każdy z nich w efekcie zawiódł nas w ślepą uliczkę z powodu ograniczeń zawartych w jego założeniach początkowych. W miarę zgłębiania natury problemów człowieka staje się jasne, że nigdy nie istniała niezawodna eksperymentalna miara, dzięki której moglibyśmy dokonywać pomiaru i interpretacji motywacji człowieka oraz jego doświadczeń na przestrzeni historii.
Filozofia i wszystkie jej dziedziny starają się pojąć ludzkie doświadczenie poprzez tworzenie abstrakcji oraz zakładanie ich zgodności z jakąś ostateczną rzeczywistością. Wszystkie systemy polityczne opierają się na założeniach o względnych ludzkich wartościach, którym brak jakichkolwiek faktycznych podstaw, możliwych do zademonstrowania. Wszystkie systemy moralności rozpuszczają się w arbitralnych próbach zredukowania ogromnej złożoności ludzkiego zachowania do uproszczonych kategorii dobra i zła. Psychoanaliza, odsłaniając nieświadomy umysł, pogorszyła ten nieład, zapoczątkowując konsternujący szereg metod leczenia oraz podejścia psychologiczne uzyskane z najróżniejszych punktów widzenia. Ten trwający bełkot ludzkich prób zrozumienia siebie ostatecznie daje semantyczne grzęzawisko, w którym cokolwiek, co się powie, może być w jakimś stopniu prawdziwe. Z powodu niepewności odnośnie dokładnej natury przy-czynowości, nawet gdy uzyskuje się mierzalne wyniki, łatwo zostają one przypisane do nienaturalnych przyczyn.
Na zgubne błędy wszystkich systemów myślowych od zawsze składały się:

(1) niepowodzenia w odróżnianiu subiektywności od obiektywności,

(2) lekceważenie ograniczeń kontekstowych obecnych w terminologii planu badawczego,

(3) ignorowanie samej natury świadomości oraz

(4) niezrozumienie natury przyczynowości.

Konsekwencje tych uchybień staną się oczywiste, gdy przystąpimy do zbadania głównych obszarów ludzkiego doświadczenia, z wykorzystaniem nowych narzędzi i nowej perspektywy’.
Społeczeństwo nieustannie poświęca czas na naprawianie skutków zamiast przyczyn, co mocno spowalnia rozwój ludzkiej świadomości. Istoty ludzkie znajdują się zaledwie na pierwszym szczeblu drabiny ewolucji. Nie udało nam się nawet rozwiązać tak prymitywnego problemu, jakim jest głód na świecie. W rzeczy samej, najbar-dziej doniosłe osiągnięcia ludzkości dokonały się prawie na ślepo, metodą prób i błędów. Podczas gdy ten przypadkowy ciąg poszukiwań zamiast prawdy przyniósł labirynt zawiłości, prawdziwe odpowiedzi zawsze niosą ze sobą oznakę prostoty. Podstawowym prawem świata jest zasada ekonomii. We wszechświecie nie ma nawet jednego nadprogramowego kwarka, wszystko jest powiązane jednym celem i samoreguluje się, odnajdując równowagę – nie ma tu żadnych zbędnych zdarzeń.
Człowiek tak długo będzie uwięziony przez brak wiedzy o sobie samym, aż nie nauczy się sięgać wzrokiem poza pozorne przyczyny, których istnienie przyjmuje. Doświadczenie pokazało, że odpowiedzi nigdy nie biorą się ze wskazania „przyczyn” w świecie. Istotne jest natomiast zidentyfikowanie warunków, będących podstawą rzekomych przyczyn, a warunki te, jak się okazuje, istnieją jedynie w ludzkiej świadomości. Niemożliwe jest znalezienie rozstrzygającej odpowiedzi poprzez wyizolowanie jakiejś sekwencji zdarzeń ze świata i przypisywanie im pojęcia „przyczynowości”. W obserwowanym przez nas świecie nie ma przyczyn. Jak wykażemy, świat obserwowany jest światem efektów.
Jaka jest prognoza dla człowieka? Czy społeczeństwo, z racji swych własnych chaotycznych podsystemów uciekania przed niszczycielską siłą, jest wewnętrznie skazane na niepowodzenie? Ta perspektywa leży u podstaw ogólnej społecznej obawy przed przyszłością. Międzynarodowe sondaże wskazują na wysoki poziom niezadowolenia na całym świecie, nawet w najbardziej rozwiniętych krajach. Podczas gdy większość poddaje się pesymistycznej perspektywie i modli się za lepsze życie „w zaświatach” tych kilku wizjonerów, którzy przewidują utopijną przyszłość, jest niezdolnych do wskazania niezbędnych środków, aby do niej doszło. Społeczeństwo potrzebuje wizjonerów środków, a nie marzycieli o celach. Gdy mamy środki, cele odsłaniają się same.
Problem z odnalezieniem skutecznych środków sprowadza się do naszej niezdolności odróżnienia rzeczy istotnych od nieistotnych. Do tej pory nie istniała żadna metoda pozwalająca odróżnić efektywne rozwiązania od tych nieprzydatnych. Nasze środki badawcze okazują się być ze swej natury niewystarczające do realistycznej oceny zachodzących zjawisk.
Społeczne wybory częściej, niż się przypuszcza, są wynikiem oportunizmu/ błędów statystycznych, sentymentów, presji mediów lub świata polityki, albo też osobistych uprzedzeń i działania dla własnych korzyści. Kluczowe decyzje, dotyczące wszystkich ludzi na ziemi, są podejmowane w warunkach, które praktycznie od razu gwarantują porażkę. Ponieważ społeczeństwa nie posiadają właściwego podłoża dla stworzenia skutecznych rozwiązań problemów, starają się ratować poprzez ucieczkę do siły (rozumianej jako wojna, prawo, podatki, zasady i przepisy), co jest niezmiernie kosztowne, zamiast zastosować moc, co pozwoliłoby zaoszczędzić wszystkim czas i energię.
Rozum i uczucia, dwa podstawowe ludzkie zmysły kierujące naszym działaniem, są jednakowo zawodne, o czym świadczy historia, obfitująca w przykłady podejmowania ryzykownych prób przetrwania, tak przez jednostki, jak zbiorowości. Pomimo rozsądku, jaki przy-pisuje swoim działaniom, człowiek z reguły funkcjonuje w oderwaniu od wzorców rozpoznania. Logiczny dobór i aranżacja informacji służą mu głównie do utworzenia pewnego systemu rozpoznawania wzorców, który następnie zostaje uznany za „prawdę”. Jednakże nic nigdy nie jest „prawdziwe” poza pewnymi okolicznościami, i tylko ze szczególnego punktu widzenia.
Na skutek tego, myślący człowiek dedukuje, że wszystkie jego problemy biorą się z trudności w „wiedzeniu”. W rezultacie człowiek tworzy epistemologię, dziedzinę filozofii zajmującą się szukaniem odpowiedzi na pytanie czy – i do jakiego stopnia – możliwe jest pozna-nie czegokolwiek. Powstały w ten sposób dyskurs filozoficzny staje się albo przeintelektualizowany, albo prowadzący donikąd, i jedynie pytania leżące u jego źródła są odwieczną ludzką bolączką. Niezależnie od tego gdzie zaczyna się nasze poszukiwanie wiedzy, zawsze docieramy do zjawiska uważności i natury ludzkiej świadomości I w końcu zaczynamy sobie zdawać sprawę, że jakikolwiek postęp w kondycji ludzkiej wymaga wiarygodnej podstawy poznania, której będziemy mogli zawierzyć.
Brak wiedzy o naturze samej świadomości jest więc główną przeszkodą na drodze ludzkiego rozwoju. Jeśli przyjrzymy się zadziwiająco szybkim procesom zachodzącym w mózgu, zauważymy, że umysł działa szybciej, niż nadąża za tym nasza świadomość. Tutaj staje się oczywiste doniosłe odkrycie, że jakiekolwiek opieranie naszych działań na przemyślanych decyzjach jest iluzją. Podejmowanie decyzji jest funkcją naszej świadomości. Umysł dokonuje wyborów z niewyobrażalną prędkością, opierając się na milionach danych oraz ich wzajemnych korelacjach i projekcjach, w procesie dalekim od świadomego pojmowania. Jest to globalna funkcja, zdominowana przez wzorce energetyczne, określane w nowej nauce dynamiki nieliniowej jako atraktory.
Świadomość automatycznie wybiera sobie to, co będzie upatrywać za najlepsze, bo to jest jej jedyną funkcją, do jakiej jest zdolna.
Względna waga i wartość, przypisane określonym danym, są zdeterminowane przez główny wzorzec atraktorowy, funkcjonujący w pojedynczym umyśle lub w grupie umysłów. Schematy te mogą być rozpoznawane, opisywane i klasyfikowane, a z powyższej wiedzy wyłania się zupełnie nowe rozumienie ludzkiego zachowania, historii oraz przeznaczenia ludzkości.
Ta książka, będąca wynikiem dwudziestu lat wzmożonych badań, wymagających wykonania milionów kalibracji, jest w stanie udostępnić ten rodzaj zrozumienia dla każdego. Przestaje zaskakiwać fakt, że to objawienie pochodzi z fortunnego połączenia pomiędzy fizjologią świadomości, działaniem ludzkiego układu nerwowego i fizyką wszechświata, gdy przypomnimy sobie, że jesteśmy w końcu częścią wszechświata, w którym wszystko jest ze sobą połączone. Wszystkie jego tajemnice są zatem, teoretycznie, co najmniej dostępne dla nas, o ile wiemy gdzie i jak szukać.
Czy człowiek potrafi się podnieść dzięki swoim „programom ładującym”? Dlaczego nie? Jedyne, co musi zrobić, to zwiększyć swoją wytrzymałość psychiczną, a bez wysiłku wzniesie się na wyższy poziom. Siła nie jest w stanie tego osiągnąć; moc nie tylko potrafi, ale też stale tego dokonuje.
Człowiekowi wydaje się, że żyje dzięki siłom, które kontroluje, ale w rzeczywistości to nim rządzi moc płynąca z nieujawnionych źródeł, moc, nad którą nie ma on kontroli. Moc nie wymaga wysiłku, dlatego przychodzi niezauważona i niepodejrzewana. Siła jest doświadczana drogą zmysłową; moc może być rozpoznana jedynie poprzez wewnętrzną uważność. Człowiek jest unieruchomiony w swoich dzisiejszych warunkach na skutek swojego sojuszu z potężnymi atraktorowymi wzorcami energii, które sam, nieświadomie, wprawia w ruch. Raz za razem zostaje on zawieszony w tym stanie ewolucji, a jednocześnie powściągany przez energie siły i aktywowany przez energie mocy.
Jednostka jest jak spławik w morzu świadomości – nie wie, gdzie jest, skąd się wzięła, dokąd zmierza, ani dlaczego. Człowiek błądzi w przestrzeni swoich nieskończonych dylematów, zadając te same pytania stulecie po stuleciu, co i tak zawodzi go przy próbach dokonania kwantowego skoku świadomości. Jedną z oznak takiej nagłej ekspansji kontekstu i zrozumienia jest wewnętrzne doświadczenie ulgi, radości i zachwytu. Wszyscy, którzy tego doznali, czują, że świat podarował im cenny dar. Fakty są gromadzone w trudzie, natomiast prawda odsłania się bez wysiłku. Miejmy nadzieję, że dzięki tej książce czytelnik będzie w stanie pojąć, a następnie przygotować warunki dla takiego osobistego objawienia. Bo to jest naszą ostateczną przygodą.

*

Tradycyjna newtonowska koncepcja przyczynowości (patrz poniżej) wykluczyła wszystkie „niezdeterminowane” dane, ponieważ taka informacja nie pasowała do jej paradygmatu. Jednakże wraz z odkryciami Einsteina, Heisenberga, Bella, Bohra i innych wielkich naukowców nasz model wszechświata gwałtownie się rozszerzył. Zaawansowana fizyka teoretyczna pokazała, że wszystko we wszech-świecie w nieuchwytny sposób zależy od całej reszty.
Klasyczny newtonowski czterowymiarowy wszechświat jest często opisywany jako wielki mechanizm zegarowy z trzema wymiarami przestrzeni, w których manifestują się procesy liniowe w czasie. Gdy przyjrzymy się nawet prostemu mechanizmowi, zauważymy, że pewne przekładnie poruszają się wolno i ociężale, podczas gdy inne bardzo szybko, a maleńkie obciążniki wirują wokół, gdy inne mechanizmy huśtają się w przód i w tył. Umieszczenie nacisku na jednej z wielkich, poruszających się przekładni nie wywarłoby wpływu na mechanizm. Jednakże gdzieś istnieje delikatny mechanizm równowagi, w którym najmniejszy dotyk zatrzymuje całe urządzenie, jest to określane jako „punkt krytyczny”* gdzie najmniejsza siła wypracowuje największy skutek.

Przyczynowość
W obrębie obserwowalnego świata umownie przyjmuje się, że przyczynowość działa w następujący sposób:

ABC 1
Jest to nazywane deterministyczną sekwencją linearną – jak kule bilardowe, które po kolei uderzają w siebie. Ukryte przypuszczenie zakłada, że A wywołuje B wywołuje C.
Lecz nasze własne przypuszczenia wnoszą, że przyczynowość funkcjonuje w zupełnie inny sposób:

ABC 2

Widzimy na tym diagramie, że przyczyna (ABC), która jest nie-dostrzegalna, przynosi rezultat w postaci ciągu             A->B->C, który jest widocznym zjawiskiem w obrębie mierzalnego, trójwymiarowego świata. Typowe problemy, z którymi świat próbuje się zmierzyć, istnieją na obserwowalnym poziomie A->B->C. Jednak nasza praca ma na celu znaleźć wrodzony wzorzec atraktorowy, ABC, z którego powstaje A->B->C
ABC 3
Na tym prostym diagramie operatory przekraczają zarówno to, co dostrzegalne jak i to, co niedostrzegalne. Moglibyśmy je zobrazować jako tęczę, łączącą środowiska deterministyczne i niedeterministyczne.
(Istnienie operatorów może być wydedukowane poprzez zadanie pytania: „Co obejmuje zarówno możliwe jak i niemożliwe, znane i nieznane?” — to znaczy: co jest macierzą wszystkich możliwości?).
Ten opis funkcjonowania wszechświata pozostaje w zgodzie z teoriami fizyka Davida Bohma, który opisał holograficzny wszechświat zawierający niewidzialny, ukryty („zwinięty”) oraz jawny („rozwinięty”) porządek.15 Warto wspomnieć, że ten naukowy wgląd odpowiada wizji rzeczywistości doświadczanej w historii przez oświeconych mędrców, którzy rozwinęli swoją świadomość do stanu czystej uważności. Bohm postuluje istnienie źródła, które znajduje się zarówno poza światem jawnym jak i ukrytym, bardzo podobnego do stanu czystej uważności opisywanego przez mędrców.

*

Ponieważ wszystko w świecie jest ze sobą połączone, nie jest niczym zaskakującym, że jeden z głównych celów tych badań – odkrycie mapy pól energii świadomości — będzie powiązany ze wszystkimi innymi drogami dociekań (jednoczącymi różnorodność ludzkich doświadczeń i ich przejawy w obejmującym wszystko paradygmacie) i potwierdzony przez nie. Taki wgląd może ominąć sztuczną dychotomię na podmiot i przedmiot, przekraczając ograniczony pogląd, który stwarza iluzję dualności. To, co podmiotowe, jak i to, co przedmiotowe, są w rzeczywistości jednym i tym samym, t0 co może zostać przedstawione bez uciekania się do równań nieliniowych czy grafiki komputerowej.
Dzięki utożsamieniu podmiotowego z przedmiotowym jesteśmy wstanie przekroczyć ograniczenia koncepcji czasu, która z samej swojej definicji jest główną przeszkodą w zrozumieniu natury życia, szczególnie w jego przejawie pod postacią ludzkiego doświadczenia. Jeśli rzeczywiście podmiot i przedmiot są jednym i tym samym, możemy odnaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, zaledwie przyglądając się samemu człowiekowi. Dzięki prostemu rejestrowaniu informacji możemy ujrzeć wielki, wyłaniający się obraz, w którym nie ma ograniczeń dla zasięgu dalszych dociekań.
Każdy z nas przez cały czas posiada komputer znacznie bardziej zaawansowany niż większość dostępnych maszyn o sztucznej inteligencji – sam ludzki umysł. Podstawową funkcją każdego urządzenia mierzącego jest po prostu sygnalizowanie wykrycia nawet drobnej zmiany. W eksperymentach opisanych w tej książce, reakcje płynące z ludzkiego ciała dostarczają takiego właśnie sygnału zmiany warunków. Jak zostanie pokazane, ciało potrafi w największym stopniu rozróżnić to, co wspiera życie, od tego, co jest mu przeciwne.
Nie jest to zaskakujące. W końcu żyjące istoty reagują pozytywnie na to, co podtrzymuje życie i negatywnie na jego przeciwieństwa. Jest to podstawowy mechanizm przetrwania. We wszystkich formach życia obecna jest zdolność wykrywania zmiany i reagowania odpowiednio. A zatem drzewa rosną mniejsze na wysokich poziomach, bo tlen w atmosferze się rozrzedza. Ludzka protoplazma jest znacznie bardziej wrażliwa niż protoplazma drzewa.
Metodologia, wywodząca się ze studiów nad dynamiką nieliniową, którą zastosowaliśmy w tej pracy do rozwinięcia map pól ludzkiej świadomości, jest znana jako badania atraktorowe. Zajmuje się identyfikowaniem stopni mocy pól energii z wykorzystaniem analizy punktu krytycznego. (Analiza punktu krytycznego jest techniką, biorącą się z faktu, że w każdym wysoce złożonym systemie jest pewien punkt krytyczny, w którym najmniejszy wkład przyniesie największą zmianę. Na przykład wielkie przekładnie młynu możesz wstrzymać dzięki lekkiemu dotknięciu właściwego mechanizmu, możliwe jest też zatrzymanie ruchu wielkiej lokomotywy jeżeli wiesz, gdzie dokładnie nacisnąć palcem).
Dynamika nieliniowa umożliwia rozpoznanie tych istotnych wzorców w złożonych sytuacjach, nawet jeśli są ukryte w braku spójności czy masie nieczytelnych danych. Odkrywa ona wagę tego, co świat odrzuca jako nieważne, wykorzystując całkowicie inne podejście i zupełnie inne metody rozwiązywania problemu niż te, do których przyzwyczajony jest świat.

*

Metoda testowania
Potrzeba dwóch osób. Jedna z nich pełni rolę badanego, trzymając wyprostowane ramię równolegle do podłogi. Następnie druga osoba, trzymając palce na nadgarstku badanego, pcha jego ramię w dół, mówiąc: „opór”. Wówczas badany opiera się doznawanemu pchnięciu w dół, nie pozwalając, aby ramię opadło. To wszystko, co jest konieczne, aby wykonać test.
Zdanie może zostać wypowiedziane przez każdą ze stron. W momencie gdy badany o nim myśli, siła jego wyprostowanego ramienia jest badana przez nacisk testującego. Jeżeli zdanie jest negatywne lub nieprawdziwe albo osiąga kalibrację poniżej 200 (patrz Mapa Świadomości, Rozdział III), badany mięsień „osłabnie” Gdy zaś odpowiedź brzmi „tak” lub osiąga kalibrację powyżej 200, będzie „silny” i nie opadnie.
Obrazując całą procedurę, można podczas testowania poprosić badanego o wyobrażenie sobie wizerunku Abrahama Lincolna, następnie, dla kontrastu, Adolfa Hitlera. Ten sam efekt można osiągnąć myśląc o kimś, kogo się kocha, w opozycji do kogoś, przed kim odczuwa się strach, nienawiść lub do kogo ma się żal.
Gdy skala numeryczna zostanie już raz ustalona (patrz niżej), można uzyskać kalibrację poprzez stwierdzenie: „ten przedmiot” (np. książka, organizacja, pobudki danej osoby, etc.) jest „powyżej 100″, następnie „powyżej 200″ i „powyżej 300″, do momentu aż uzyskamy negatywną odpowiedź. Kalibrację można wtedy sprecyzować: „jest powyżej 220? 225? 230?”, itd. Testujący i badany mogą zamieniać się rolami, a uzyskiwane wyniki będą wciąż takie same. Gdy ktoś już zapozna się z tą metodą, może ją wykorzystywać do oceny firm, filmów, osób, wydarzeń w historii lub dla oceny własnych problemów życiowych.
Jak czytelnik sam zauważy przebieg testu wykorzystuje test mięśniowy dla weryfikacji czy zdanie oznajmujące jest prawdziwe, czy fałszywe. W przypadku, gdy pytanie nie zostało ujęte w tej formie, uzyska się zawodne odpowiedzi. Nie można też otrzymać rzetelnych wyników, gdy pytanie odnosi się do przyszłości. Jedynie zdania dotyczące istniejących już warunków czy wydarzeń dadzą konsekwentne odpowiedzi.
Bardzo ważną kwestią jest zachowanie bezosobowej relacji podczas testowania, aby zapobiec przenoszeniu pozytywnych łub negatywnych uczuć. Dokładność zwiększa się, gdy badany zamyka oczy. Nie powinno też być żadnej muzyki w tle.
Ponieważ test ten jest wręcz łudząco prosty, dobrze żeby badacz najpierw sam zweryfikował jego poprawność. Odpowiedzi mogą zostać sprawdzone poprzez zadawanie pytań. Każdy, kto zapoznał się z tą techniką, ma chęć sprawdzenia, czy na pewno jest niezawodna.9 Po chwili jednak okaże się, że dokładnie ta sama odpowiedź jest uzyskiwana w przypadku wszystkich badanych, że nie muszą oni posiadać żadnej uprzedniej wiedzy na temat, którego dotyczy pytanie oraz że odpowiedź zawsze będzie niezależna od własnych opinii badanego odnośnie pytania.
Odkryliśmy, że zanim pytanie zostanie postawione, pomocne jest uprzednie przetestowanie stwierdzenia: „Mogę zadać to pytanie”. Jest to analogiczne z zapytaniem wejściowym w terminalu komputerowym i w pewnych przypadkach da przeczącą odpowiedź. Oznacza to, że powinno się zrezygnować z zadawania danego pytania lub pytać o przyczyny odpowiedzi „nie”. Pytający mógł na przykład odczuwać w tamtym momencie psychologiczne napięcie związane z odpowiedzią lub jej następstwami.
W naszych badaniach testowane osoby były proszone o skoncentrowanie się na określonej myśli, uczuciu, postawie, wspomnieniu, związku bądź życiowych okolicznościach. Test był wielokrotnie prze-prowadzany w dużych grupach ludzi. Dla celów pokazowych początkowo ustanowiliśmy linię bazową, prosząc badanych, którzy mieli zamknięte oczy, aby przywołali w pamięci obraz siebie, gdy byli w stanie złości, zdenerwowania, zazdrości, załamania, poczucia winy łub strachu. W tym momencie wszyscy jednakowo doznawali osłabienia mięśni. Wtedy prosiliśmy ich, aby wyobrazili sobie ukochaną osobę lub miłą sytuację w życiu i mięśnie wszystkich się wzmacniały. Wówczas wśród uczestników zwykle przemykał pogłos zdziwienia nad następstwami tego, co właśnie odkryli.
Kolejnym demonstrowanym zjawiskiem była jednakowa moc działania metody w przypadku wyobrażenia sobie danej substancji przez badanego, jak i wtedy, gdy substancja ta znajdowała się w fizycznym kontakcie z jego ciałem, jako przykład wykorzystywaliśmy jabłko wyhodowane na pestycydach, podniesione w górę tak, aby uczestnicy patrzyli na nie podczas testowania. Wszyscy osiągali słaby wynik. Następnie podnosiliśmy organicznie wyhodowane jabłko, niezawierające substancji skażonych. Gdy badani patrzyli na nie, ich mięśnie natychmiast się wzmacniały. Ponieważ nikt z uczestników nie wiedział, które jabłko jest którym, nikt nie posiadał też żadnych oczekiwań odnośnie wyniku testu, niezawodność metody była ukazywana ku zadowoleniu wszystkich.
Należy pamiętać, że ludzie przetwarzają swoje doświadczenia na różne sposoby: jedni przybierają głównie styl czuciowca, inni są bardziej słuchowcami, a jeszcze inni wzrokowcami. Z tego powodu pytania testowe nie powinny zawierać takich sformułowań jak Jak się czujesz?” odnośnie osoby, sytuacji czy przeżycia, czy „Jak to wygląda?” lub „Jak to brzmi?” Zwyczajowo, jeśli powie się badanemu: „Wyobraź sobie sytuację (łub osobę, miejsce, rzecz czy uczucie)” instynktownie wybierze on właściwy dla siebie sposób.
Może się czasem zdarzyć, że badani, starając się zamaskować swoją odpowiedź, nawet podświadomie, wybiorą sposób, który nie jest ich zwyczajowym trybem przetwarzania, co da fałszywą odpowiedź. Gdy testujący wykryje, co zaszło, powinien zmienić formę pytania. Na przykład pacjent, obarczony poczuciem winy z powodu gniewu na swoją matkę, może utrzymać w umyśle jej obraz, co może dać mocny Wynik. Jednakże, gdy testujący przeformułuje pytanie i poprosi, aby badany wyobraził sobie swój obecny stosunek do swej matki, wynik natychmiast zmieni się na słaby.
Inne środki ostrożności konieczne do podtrzymania trafności testu obejmują zdjęcie okularów, szczególnie jeśli posiadają metalowe oprawki oraz nakryć głowy (syntetyczne materiały znajdujące się na głowie sprawiają, że mięśnie dają słaby wynik). Ramię poddawane testowi również powinno być pozbawione biżuterii, a zwłaszcza kwarcowych zegarków. Gdy zachodzi nieprawidłowa odpowiedź, dalsze śledztwo powinno wykryć jej przyczynę – testujący mógłby przykładowo stosować perfumy na które badany może reagować niekorzystnie i tym samym dawać fałszywe, negatywne odpowiedzi. Jeżeli testujący wciąż spotyka się z ciągiem powtarzających się niepowodzeń podczas prób uzyskania poprawnej odpowiedzi, powinno się poddać ocenie wpływ jego głosu na badanego. Niektórzy testujący, przynajmniej niekiedy, mogą wyrażać wystarczająco negatywne emocje w swoim głosie, aby wywarło to wpływ na badanego.
Kolejnym czynnikiem, który należy wziąć pod uwagę w przypadku zetknięcia się z paradoksalną reakcją, jest przedział czasowy wykorzystywanego obrazu czy wspomnienia. Jeśli badany utrzymuje w umyśle obraz danej osoby i ich związku, odpowiedź będzie zależała od okresu czasu, z którego dany obraz czy wspomnienie pochodzi. Jeżeli przypomina sobie swoją relację z bratem z okresu dzieciństwa, odpowiedź może być inna, niż w przypadku gdy wyobraża sobie ich związek w formie, w jakiej istnieje dzisiaj. Zadawanie pytań musi być precyzyjnie zawężone.
Inną przyczyną osobliwych wyników testu jest fizyczna kondycja badanego, wynikająca ze stresu lub obniżonego funkcjonowania gruczołu grasicy na skutek zetknięcia z silnie negatywnym polem energii. Gruczoł grasicy jest głównym regulatorem akupunkturowego systemu energetycznego ciała i kiedy jego energia jest obniżona, wyniki testu są nieprzewidywalne. Można temu zaradzić w łatwy sposób, trwający kilka sekund, dzięki prostej technice odkrytej przez dr. Diamonda, którą nazwał „uderzeniem grasicy” (ang. thymus thump). Gruczoł grasicy znajduję się zaraz za wierzchołkiem mostka. Należy zaciśniętą pięścią uderzać rytmicznie kilka razy tę okolicę, jednocześnie uśmiechając się i myśląc o kimś, kogo się kocha. Przy każdym uderzeniu powiedz: „ha-ha-ha”. Ponowne podejście do testu pokaże wznowienie aktywności grasicy, a wyniki testu powrócą do normy.

*

Możemy zaobserwować, jak w ciągu historii społeczeństwo usiłowało „leczyć” problemy poprzez zmiany ustawodawcze, wojnę, sterowanie rynkiem, prawami i zakazami – a więc samymi przejawami siły — aby później dostrzec, jak te same problemy niezmiennie trwają lub powracają pomimo podjętych zabiegów. Pomimo że rządy, jak i jednostki, działające z pozycji siły są krótkowzroczne, dla wrażliwego obserwatora ostatecznie staje się jasne, że warunki konfliktu społecznego nie znikną, dopóki leżąca u jego podstaw przyczyna nie zostanie ujawniona i „wyleczona”
Różnica pomiędzy leczeniem a uzdrowieniem polega na tym, że w przypadku tego pierwszego kontekst pozostaje bez zmian, natomiast w przypadku drugiego, zmiana kliniczna pojawia się na skutek przeobrażenia samego kontekstu tak, aby wprowadzić całkowite usunięcie przyczyny danego stanu zamiast leczenia jego objawów. Można przepisywać leki przeciw nadciśnieniu w przypadku chorób układu krążenia. Czymś zgoła innym będzie jednak rozszerzenie.

*

Problemy społeczne
Uzależnienie od narkotyków i alkoholu jest najbardziej palącą kwestią w społeczeństwie, zasilającą równoległe problemy związane z przestępczością, biedą czy opieką społeczną. Uzależnienie okazało się najtrudniejszym społecznym i klinicznym dylematem, dotąd niezrozumiałym poza granicami najbardziej podstawowych opisów. Poprzez pojęcie „uzależnienie” rozumiemy uzależnienie kliniczne w klasycznym sensie stałej zależności od alkoholu lub narkotyku, pomimo poważnych konsekwencji jakie ono niesie, stan przekraczający zdolność osoby uzależnionej do zaprzestania używania danej substancji bez pomocy z zewnątrz, ponieważ jej wola stała się bezskuteczna. Jaki jednak jest podstawowy charakter uzależnienia i od czego tak naprawdę człowiek jest uzależniony?
Powszechnym przekonaniem jest, że sama substancja uzależniająca jest tym, od czego ofiara stała się zależna, wskutek mocy tej substancji do wywoływania wysokiego stanu euforii. Jeśli jednak prześledzimy od początku naturę nałogu, korzystając z dostępnej tu metodologii, pojawia się inne sformułowanie tego procesu.

Alkohol czy narkotyki same z siebie wcale nie posiadają mocy, aby wywołać „haj” Są one wylkalibrowane jedynie na 100 (poziom roślin). Natomiast sam „haj”, którego doświadcza uzależniony, może kalibrować się na poziomie 350 do 600.

Faktycznym skutkiem narkotyków jest jedynie tłumienie niższych poziomów energii, umożliwiając w ten sposób użytkownikowi doświadczanie wyłącznie tych wyższych. To tak jak gdyby filtr tłumił wszystkie niższe tony grane przez orkiestrę, sprawiając, że wszystko, co można usłyszeć, to tony wysokie. Wyciszenie niższych dźwięków nie wywołuje tych wyższych, tylko je uwydatnia.
Na poziomach świadomości wyższe frekwencje są niezwykle potężne i mało kto zazwyczaj odbiera je jako czyste stany, ponieważ są przysłonięte przez niższe pola energii — wypełnione niepokojem, strachem, złością, urazą, itd. Rzadko kiedy przeciętnej osobie zdarza się na przykład doświadczać miłości bez strachu lub czystej radości, a jeszcze rzadziej ekstazy. Jednak te wyższe stany są tak mocne, że jeśli osoba ich choć raz doświadczy, nigdy ich nie zapomni i zawsze już będzie dążyć do ich odnalezienia.
To właśnie od doświadczeń wyższych stanów ludzie się uzależniają. Jest to dobrze zilustrowane w klasycznym filmie
Lost Horizon.  Shangri-La (filmowa metafora, określająca bezwarunkową miłość i piękno) jako koncepcja jest wykalibrowana na 600. Kto raz jej doświadczył, zostaje przeprogramowany tak, że już nigdy nie czuje się dobrze w swoim zwykłym stanie świadomości. Bohater filmu odkrywa ten fakt, gdy nie potrafi już odnaleźć szczęścia w swoim świecie po powrocie z Shangri-La.
Taki sam proces przeprogramowania zachodzi wśród osób, które osiągnęły wysokie stany świadomości w inny sposób, jak na przykład przeżycie Samadhi podczas medytacji czy w doświadczeniach śmierci klinicznej. Często okazuje się, że tacy ludzie zmienili się na zawsze. Nierzadko zdarza się w ich przypadku, że zostawiają za sobą wszystko, co niesie ze sobą świat materialny, a dalsze życie spędzają na poszukiwaniu prawdy. Wiele osób, które poznało transcendentalne doświadczenia z LSD w latach 60. XX w., postąpiło w ten sposób. Te wyższe stany są także osiągane dzięki doznaniom miłości, religii, muzyki klasycznej, sztuki lub dzięki praktykowaniu dyscyplin duchowych.
Wysoki stan, którego poszukują ludzie, niezależnie od stosowanych środków, w rzeczywistości jest doświadczeniem pola ich własnej świadomości (Jaźni). Jeżeli nie są zaawansowani duchowo i brak im odniesienia, dzięki któremu mogliby zrozumieć swoje przeżycie, zaczynają wierzyć, że zostało im zesłane przez coś „z zewnątrz” (na przykład przez guru, muzykę, narkotyki, kochanka, itd.). Tak naprawdę wszystko to, co zaszło, to fakt, że w pewnych szczególnych okolicznościach doświadczyli tego, co w rzeczy samej jest „wewnątrz” nich. Większość łudzi jest tak bardzo oddzielona od swoich własnych stanów czystej świadomości, że nie rozpoznaje ich nawet, kiedy ich doznaje, ponieważ identyfikują się oni ze swoimi niższymi stanami ego, ze swoją własną, najniższą naturą. Pełen radości geniusz, który tak naprawdę tworzy rzeczywistą istotę ich tożsamości, przesłaniany jest przez negatywny wizerunek własnej osoby i właśnie dlatego pozostaje ona nierozpoznana. Fakt, że ten radosny, spokojny i przepełniający stan jest tak naprawdę istotą każdego z nas i był obecny w podstawowych doktrynach każdego wielkiego nauczyciela duchowego (na przykład „królestwo Boże jest w was”).
Każdy stan świadomości, przekraczający zwyczajowy poziom uważności danej osoby, można określać jako „haj*. Dlatego też dla osoby, która żyje w Strachu, wzniesienie się do Odwagi będzie hajem. Dla ludzi, żyjących w pozbawionej nadziei Apatii, Złość jest hajem (na przykład uczestnicy zamieszek w gettach Trzeciego Świata). Strach odczuwa się pozytywniej niż Rozpacz, a Dumę lepiej niż Strach. Akceptacja jest znacznie bardziej komfortowa niż Odwaga. Miłość zaś sprawia, że każdy niższy stan w porównaniu z nią wypada nijako. Podczas gdy Radość przerasta wszystkie niższe ludzkie uczucia, ekstaza jest rzadko odczuwaną emocją w swojej własnej klasie. Najbardziej wzniosłym doznaniem ze wszystkich jest stan nieskończonego Pokoju, tak wyborny, że zadaje kłam wszystkim próbom i opisom.
Im wyższe osiągnie się stany, tym większą ma się moc, aby przeprogramować całe swoje życie. Już nawet jedna chwila znajdowania się w bardzo wysokim stanie może całkowicie zmienić życiowe zapatrywania danej osoby, jej cele i wartości. Można wręcz powiedzieć, że osoba, którą było się wcześniej, już nie istnieje, ponieważ z tego doświadczenia narodził się nowy człowiek – w ciężko wypracowanym postępie, na obranej ścieżce. To jest właśnie mechanizm duchowej ewolucji.
Stałe doświadczanie wysokiego stanu, które może być uczciwie osiągnięte tylko przez poświęcenie całego życia zaangażowanej pracy nad swoim wnętrzem, może być jednak zdobyte tymczasowo dzięki sztucznym środkom, jednakże istniejąca w naturze równowaga sprawia, że sztuczne osiągnięcie tego stanu bez zasłużenia na niego stwarza dług, a ujemny bilans przynosi negatywne konsekwencje. Kosztem takiej „wykradzionej” przyjemności jest desperackie popadnięcie w uzależnienie i ostatecznie zarówno uzależniony, jak i społeczeństwo, płacą za to wysoką cenę.
Żyjemy w społeczeństwie, które idealizuje brak przyjemności — ciężką pracę, stoicyzm, samo poświęcenie, powściągliwość, itd. – i potępia przyjemność we wszystkich jej prostszych formach, częstokroć uznając je za niezgodne z prawem. (Politycy, zarówno świeccy jak i duchowni, dobrze zdają sobie z tego sprawę. Częścią standardowego programu lokalnych polityków, dążących do znalezienia się w czołówkach gazet, jest na przykład publiczne ogłoszenie zamiaru zakazania magazynu Playboy w więzieniach czy odmawianie więźniom tytoniu 1 telewizji.) W naszym społeczeństwie niespełnione obietnice oraz pokusy są uprawomocnione, ale odmawia się satysfakcji. Uwodzenie seksualne w reklamach jest przykładowo wykorzystywane, żeby bez końca sprzedawać produkty. Jednak czerpanie przyjemności z samego sprzedawanego w reklamach seksu jest zakazane z powodu niemoralności.
Na przestrzeni dziejów klasy rządzące zdobywały swoją pozycję i bogactwo dzięki kontrolowaniu społeczeństwa poprzez pewne formy etyki purytańskiej. Im ciężej poddani pracują oraz im bardziej uszczuplone są ich przyjemności, tym bogatsza staje się klasa rządząca, niezależnie czy będzie to teokracja, arystokracja, oligarchia, czy też korporacyjno-przemysłowa magnateria. Taka władza jest zbudowana na przyjemności skonfiskowanej pracownikom. Jak sprawdziliśmy doświadczalnie, przyjemność jest wysoką energią. Suma wszystkich energii poddanych była przejmowana w ciągu wieków, aby zgromadzić klasom wyższym bogactwo przyjemności, którego odmówiono niższym stanom.
*

W długim okresie czasu, jeżeli moc jest głęboko zakorzeniona w woli ludzkiej, to będzie ona odporna na siłę.
Siła jest kusząca, ponieważ emanuje z niej pewien blask, niezależnie czy pojawi się on w przebraniu fałszywego patriotyzmu, prestiżu czy dominacji. Podczas gdy prawdziwa moc bardzo często jest całkowicie pozbawiona uroku. Co mogło być bardziej olśniewające niż siły Luftwaffe i Waffen SS Nazistowskich Niemiec podczas drugiej wojny światowej? Te elitarne oddziały uosabiały romantyzm, przywileje oraz styl Z pewnością miały też do dyspozycji ogromną siłę – najbardziej zaawansowaną broń tamtych czasów i ducha, bojowego, cementującego ich potęgę. Taki jest urok przerażającego.
Słabi są przyciągani przez fascynującą siłę, mogą dla niej nawet zginąć. W jaki bowiem sposób coś tak potwornego jak wojna mogłoby się w ogóle wydarzyć? Siła często czasowo zyskuje przewagę, a słabi idą za tymi, którzy wydają się pokonać swoją słabość. Jak inaczej mogłaby mieć miejsce dyktatura?
Jedną z cech siły jest arogancja. Moc natomiast charakteryzuje się pokorą. Siła jest pompatyczna, posiada wszystkie odpowiedzi. Moc jest skromna. Stalin, który dumnie kroczył podczas swoich militarnych rządów, w historii spadł na pozycję największego zbrodniarza. Skromny Michaił Gorbaczow, ubrany w zwyczajny garnitur i łatwo przyznający się do błędów, został uhonorowany Pokojową Nagrodą Nobla.

Wiele ustrojów politycznych i ruchów społecznych zaczyna się z pozycji prawdziwej mocy, ale z czasem zostają przejęte przez niewdzięczników i kończą coraz bardziej opierając się o siłę, aż całko-wicie popadną w niełaskę. Historia ludzkości wciąż to demonstruje. Łatwo jest zapomnieć, że początkowym hasłem komunizmu był idealistyczny humanitaryzm, taki jaki przyświecał zawiązaniu unii w Stanach Zjednoczonych, zanim stały się ostoją małostkowych polityków.
Aby w pełni zrozumieć dychotomię, którą omawiamy należy zastanowić się nad różnicą między politykiem a mężem stanu.

Polityk, który działa, mając na uwadze doraźne cele, rządzi zgodnie z siłą od momentu zdobycia swojej pozycji właśnie dzięki sile przekonywania — często zostaje wykalibrowany na poziom poniżej 200.

Mąż stanu reprezentuje prawdziwą moc, sprawując rządy z powołania, będąc dla innych przykładem i występując w obronie oczywistej zasady. Mąż stanu wydobywa szlachetność, która znajduje się we wszystkich ludziach i jednoczy ich dzięki mocy tego, co najlepiej można nazwać sercem.

Pomimo że intelekt łatwo można oszukać, serce rozpoznaje prawdę. Tam, gdzie rozum jest ograniczony, serce nie posiada granic. Tam, gdzie intelekt jest skupiony na doczesności, serce zajmuje jedynie to, co wieczne.
Siła często opiera się na retoryce, propagandzie i zwodniczych argumentach, aby zebrać poparcie i zamaskować leżące u ich źródła motywacje. Dlatego jedną z cech prawdy jest fakt, że nie potrzebuje ona obrony, jest oczywista. To, że „wszyscy ludzie są równi” nie wymaga uzasadnienia ani retorycznej perswazji To, że jest czymś złym uśmiercać ludzi gazem w obozach koncentracyjnych, jest jasne samo przez się, nie potrzebuje argumentów. Zasady, na których opiera się prawdziwa moc, nigdy nie wymagają potwierdzenia słuszności, co bez wątpienia jest konieczne w przypadku siły — zawsze pojawiają się nieskończone argumenty odnośnie tego, czy siła jest „usprawiedliwiona” czy nie.
Jest jasne, że moc wiąże się z tym, co sprzyja życiu, a siła z tym, co życie wykorzystuje dla zysku jednostki lub instytucji. Siła wprowadza podziały, w wyniku czego osłabia, podczas gdy moc jednoczy. Siła polaryzuje. Skrajny szowinizm, który w tak oczywisty, wrodzony sposób przemawia do militarystycznego narodu, w tale samo rażącym stylu alienuje resztę świata.
Moc przyciąga, natomiast siła odpycha. Ponieważ moc jednoczy, nie posiada żadnych prawdziwych wrogów, pomimo że jej przejawy mogą spotkać się że sprzeciwem oportunistów, których celom ona nie służy. Moc działa dla dobra innych, siła zaś na swoją własną korzyść. Prawdziwy mąż stanu służy narodowi. Polityk wykorzystuje ludzi, aby zaspokoić swoje własne ambicje. Mąż stanu poświęca się, aby służyć innym. Polityk poświęca innych, aby uzyskać korzyści dla siebie. Moc odwołuje się do naszej wyższej natury, a siła do niższej. Siła jest ograniczona, moc zaś bezgraniczna.

Siła wyprzedaje wolność za cenę doraźnych zysków, kładąc nacisk na fakt, że cel uświęca środki. Siła oferuje szybkie, proste rozwiązania. W przypadku mocy środki i cele są takie same, jednak aby cele mogły się urzeczywistnić potrzeba większej dojrzałości, dyscypliny i cierpliwości. Wielcy przywódcy inspirują nas, utrzymując w pewności i wierze, dzięki mocy ich wewnętrznej jedności oraz nienaruszalnych zasad, które wyznają. Takie jednostki rozumieją, że nie sposób iść na kompromis z zasadami i wciąż zachować swoją moc.

*

Nie ma nic wewnętrznie złego w pewnych przejawach dumy. Wszyscy możemy być tak samo dumni, gdy otrzymamy zwycięskie medale w Regatach o Puchar Ameryki czy olimpiadzie, jednak jest to inny rodzaj dumy. To jest uhonorowanie ludzkich dokonań, które przekracza osobistą dumę. Nagradzamy dążenia a nie własne osiąg-nięcia, które są tylko sposobnością i wyrazem czegoś większego, uniwersalnego i wrodzonego ludzkiemu sercu. Olimpiada, jedno z największych przedstawień ludzkich dążeń, i takie które zawłada wyobraźnią każdego, dostarcza kontekstu, który powinien przeciw-działać prywatnemu poczuciu dumy. Cała oprawa inspiruje zawodnika do przemieszczenia się z poziomu własnych ambicji na poziom podziwu, który jest wyrazem bezwarunkowej miłości i który oddaje cześć współzawodnikom przez wzgląd na ich oddanie tym samym wzniosłym zasadom.
Media mają skłonność do wywoływania złych stron sportu i niedoceniania sportowców, ponieważ pozycja celebryty świadomie bądź podświadomie budzi ten egotyzm. Wielcy sportowcy muszą odgrodzić się od takiego źródła skażenia. Skromność i wdzięczność prawdopodobnie są jedyną skuteczną tarczą przed gwałtownym atakiem wyzysku medialnego. Sportowcy w tradycyjnych sztukach walki stosują specyficzne ćwiczenia, aby pokonać każdą skłonność do egotyzmu. Całkowitą ochronę daje wyłącznie powierzenie własnego talentu, występów czy kariery wyższym zasadom.
Prawdziwa sportowa moc charakteryzuje się wdziękiem, wrażliwością, wewnętrzną ciszą oraz — paradoksalnie – delikatnością, obecną w wolnym od współzawodnictwa życiu nawet tych ostrych zawodników. Czcimy zwycięzców, ponieważ rozpoznajemy, że przekroczyli własne ambicje poprzez poświęcenie i oddanie wyższym zasadom. Wielcy ludzie stają się legendą, gdy można brać z nich przykład. Nie to, co posiadają ani co robią, tylko to, kim się stali, imponuje ludzkości i właśnie za to darzymy ich uznaniem. Powinniśmy starać się uchronić ich pokorę przed eksploatującymi siłami, które towarzyszą poklaskowi w codziennym świecie. Musimy uczyć ludzi, że zdolności tych wielkich sportowców oraz ich wielkie dokonania są darami dla ludzkości i muszą być szanowane i bronione przed nadużyciami ze strony mediów i korporacyjnego handlu.
Duch olimpiady mieści się w sercu każdego mężczyzny i każdej kobiety. Świetni sportowcy mogą przykładowo zbudzić uważność tych zasad we wszystkich ludziach. Ci bohaterowie i ich rzecznicy mają potencjalnie piękny wpływ na całą ludzkość, dosłownie dysponują mocą, aby nieść cały świat na swoich ramionach. Wszyscy ludzie są odpowiedzialni za dbanie o doskonałość i uznanie jej wartości, ponieważ poszukiwanie świetności w każdej z dziedzin ludzkich dążeń inspiruje nas wszystkich do aktualizacji każdej z jeszcze nieprzejawionych form ludzkiej wspaniałości.

*

Mówiąc klinicznie, możemy zatem stwierdzić, że Duch równa się Życiu. Samą energię życia można określić jako ducha. Duch jest życiodajnością, która towarzyszy energii życia i jest wyrazem zjednoczenia z nią. Moc wzorców atraktorowych o wysokiej energii jest anaboliczna, podtrzymująca życie. Jej przeciwieństwa są kataboliczne, prowadzące ostatecznie do śmierci. Prawdziwa moc równa się życie równa się duch, podczas gdy siła równa się słabość równa się śmierć. Kiedy osoba straciła te jakości, które określamy jako duchowe lub brakuje ich jej, staje się pozbawiona człowieczeństwa, miłości i szacunku do samej siebie, a nawet egoistyczna i brutalna. Kiedy naród zawraca z drogi zjednoczenia z duchem człowieka, może stać się międzynarodowym przestępcą.
Identyfikowanie duchowości z religią jest powszechnym błędem. Zauważyliśmy, że Konstytucja Stanów Zjednoczonych, Karta Praw i Deklaracja Niepodległości dokonują jasnego rozróżnienia pomiędzy tym, co duchowe, a tym co religijne. Rząd nie ma prawa ustanawiać żadnej religii, aby nie naruszać wolności ludzi. Te same dokumenty zakładają jednocześnie, że autorytet rządowy wywodzi się z duchowych zasad.
Prawdę mówiąc, założyciele wielkich religii świata byliby zszokowani tym, jak dogłębnie bezduszne czyny, na widok których niejeden poganin by się wzdrygnął, popełniono w ich imieniu w ciągu historii. Siła zawsze zniekształca prawdę dla swoich egocentrycznych celów. Z czasem duchowe zasady, na których zbudowane są religie, ulegają wypaczeniu dla osiągnięcia doraźnych celów, jak władza, pieniądze i pozostałe przyziemności. Duchowość jest tolerancyjna, religijność zaś powszechnie pozbawiona tolerancji. To pierwsze prowadzi do pokoju, a ostatnie do walk, rozlewu krwi i zbrodni z pobożności. Pozostaje jednak duchowe podłoże, z którego wszystkie religie się wywodzą, ukryte w każdej z nich. Podobnie jak religie, całe kultury ulegają osłabieniu,

Gdy leżące u ich podłoża zasady zostają przysłonięte i zanieczyszczone błędnymi interpretacjami.
Aby pełniej zrozumieć naturę ducha w mocy oraz jego pocho-dzenie i działanie jako ruchu społecznego, dobrze będzie przestudio-wać współczesną duchową organizację o potężnej mocy i wpływie. Informacje na jej temat podane są do publicznej wiadomości, jest ona jitwnie zjednoczona z duchem człowieka i wciąż stanowczo stwierdza, ite nie jest związana z ruchem religijnym. Jest to pięćdziesięciopięcio letnia organizacja znana jako Wspólnota Anonimowych Alkoholików.
Wszyscy coś wiemy o AA, ponieważ stało się już częścią materii współczesnego społeczeństwa, a jego członkowie liczą miliony osób. Oszacowano, że AA i jego pochodne organizacje wpływają obecnie W ten czy inny sposób na życie około 50% Amerykanów. Nawet tam, gdzie grupy samopomocy, bazujące na metodzie dwunastu kroków, nie bezpośrednio wprowadzane w życie, wywierają pośrednio wpływ na każdego, ponieważ swoim przykładem wzmacniają pewne wartości. Zbadajmy zasady mocy, na których bazuje Wspólnota Anonimowych Alkoholików, sposób wyłonienia się tej instytucji oraz prześledźmy Wpływ, jaki mają te zasady na ogólną populację, jak i na jej członków. Możemy zobaczyć, czym AA jest, a czym nie jest i wyciągnąć wnioski /, obydwu obserwacji.
AA, zgodnie ze swoją preambułą, „Nie jest związana z żadną sektą, wyznaniem, działalnością polityczną lub instytucją”. Dodatkowo „nie angażuje się w żadne publiczne polemiki”.

Nie popiera ani nie zwalcza żadnych podejść do problemu alkoholizmu. Nie ma składek ani opłat, świętowania, pułapek, urzędników ani praw. Nie posiada własności ani nieruchomości. W AA wszyscy członkowie nie tylko są równi, ale wszystkie grupy są autonomiczne i utrzymują się samodzielnie. Nawet dwanaście kroków, dzięki którym uczestnicy zdrowieją, jest określonych jedynie jako „sugestie”. Unika się stosowania jakiejkolwiek formy przymusu, co jest podkreślane takimi hasłami jak „Spiesz się powoli”, „Najpierw sprawy najważniejsze” i najistotniejsze „Żyj i daj żyć innym”!

Wspólnota Anonimowych Alkoholików szanuje wolność, dlatego zostawia wybór każdej osobie. Identyfikujące ją wzorce mocy to uczciwość, odpowiedzialność, pokora, służba oraz praktykowanie tolerancji, dobrej woli i braterstwa. AA nie podpisuje się pod żadną określoną etyką, nie ma kodeksu słuszności i nieprawości czy dobra ł zła, unika sądów moralnych. AA nie stara się nikogo kontrolować, włącznie ze swoimi własnymi członkami. Zamiast tego wyznacza drogę. Mówi swoim członkom tylko tyle: „jeżeli zastosujesz te zasady do całego swojego życia, wydostaniesz się z tego piekła i więzów śmiertelnej choroby, odzyskasz zdrowie i szacunek do siebie oraz zdolność, aby uczynić życie swoje i innych szczęśliwym i spełnionym.”
AA jest autentycznym przykładem mocy tych zasad w leczeniu beznadziejnych chorób i wprowadzenia zmiany w destrukcyjnych wzorcach osobowościowych swoich członków. Z tego paradygmatu wzięły się wszystkie następne formy terapii grupowej, wzorujące się na odkryciu, że grono łudzi, przychodzących razem na formalne spot-kania, gdzie opisują wspólne dla siebie problemy, ma potężną moc. Są to: Al-Anon dla małżonków członków AA, Alateen dla ich dzieci, Anonimowi Hazardziści, Anonimowi Narkomani, Anonimowi Rodzice, Anonimowi Żarłocy, itp. Istnieje obecnie około 300 organizacji opartych 0 samopomoc i dwanaście kroków, zajmujących się każdym rodzajem ludzkiego cierpienia. Wskutek tego Amerykanie w dużej mierze przestali potępiać autodestrukcyjne zachowania i uświadomili sobie, że te przypadłości są tak naprawdę wyleczalne.

*

Skutek zjednoczenia z zasadami nigdzie nie jest bardziej uderzający niż w wywołanych przez niego konsekwencjach psychologicznych. Zjednoczenie ze schematami atraktorowymi o wysokiej energii przynosi w rezultacie zdrowie. Zjednoczenie ze słabymi wzorcami – chorobę.
Ten syndrom jest określony i przewidywalny. Możliwość udowodnienia, że wzorce o wysokiej energii wzmacniają, a o niskiej energii osłabiają, uwidoczniona w pokazie, spełniającym naukowe kryterium stuprocentowej powtarzalności, jest faktem, z którym czytelnik jest już gruntownie obeznany.

Widać wyraźnie, że centralny układ nerwowy człowieka posiada znakomicie wyczuloną zdolność odróżniania schematów wspierających życie od niszczących je. Atraktorowe wzorce energii o wysokiej mocy, które sprawiają, że ciało ulega wzmocnieniu, uwalniają w mózgu endorfiny i wywierają tonizujący efekt na wszystkie narządy wewnętrzne. Podczas gdy przeciwne bodźce, powodujące uwolnienie adrenaliny, tłumią reakcję immunologiczną i natychmiast wywołują zarówno osłabienie jak i wyczerpanie określonych narządów w zależności od rodzaju bodźca.

Na tym zjawisku klinicznym oparte są takie metody leczenia jak chiropraktyka, akupunktura, refleksologia i wiele innych. Wszystkie te terapie są jednak stworzone z zamiarem skorygowania skutków zaburzeń równowagi energetycznej. Jeżeli podstawowe położenie, które wywołuje nierównowagę energii, nie zostanie poprawione, choroba ma skłonność do nawrotów. Miliony ludzi w grupach samopomocy udowodniło, że zdrowie i proces wyzdrowienia z całej gamy ludzkich problemów behawioralnych i chorób pojawia się w konsekwencji za-adaptowania postaw, które są skorelowane ze wzorcami atraktorowymi o wysokiej energii.
Ogólnie mówiąc, fizyczne i psychiczne zdrowie towarzyszą pozytywnym postawom, podczas gdy zły stan zdrowia, fizyczny i psychiczny, jest związany z takimi negatywnymi postawami jak uraza, zazdrość, wrogość, rozczulanie się nad sobą, strach, niepokój, itp.

Na polu psychoanalizy pozytywne postawy są zwane emocjami stanu przyjemności, a negatywne emocjami stanu zagrożenia. Chroniczne pogrążanie się w emocjach stanu zagrożenia przynosi w skutkach niedomaganie zdrowia fizycznego lub psychicznego oraz poważne osłabienie osobistej mocy danej osoby.
Jak przezwyciężyć negatywne postawy tak, aby uniknąć zaniku mocy i zdrowia? Kliniczne obserwacje wskazują na to, że pacjent sam musi osiągnąć punkt decyzyjny. Szczere pragnienie zmiany zezwala na szukanie wyższych atraktorowych wzorców energii w ich różnych przejawach.
Nie sposób poradzić sobie z pesymizmem poprzez przyłączenie się do cyników. Znana myśl, że określa nas towarzystwo, w którym przebywamy, ma pewne kliniczne podstawy. Wzorce atraktorowe mają tendencję do zdominowania każdego pola, na którym zostają przyjęte. Dlatego też wszystko, co niezbędne, to wystawienie się na pole wysokiej energii, a wewnętrzne postawy danej osoby spontanicznie zaczną ulegać przemianie. Jest to zjawisko dobrze znane w grupach samopomocy – wyrażone w powiedzeniu „Po prostu przyprowadź ciało na spotkanie” (oryg. „Just bring the body to the meeting”). Jeśli tylko poddasz się działaniu wyższych schematów, zaczną one „zacierać” te poprzednie, bo – jak się mówi – „to samo przychodzi w wyniku osmozy”.

*

Znanym prawem obserwowalnego wszechświata jest fakt, że siła wywołuje równą i odwrotną przeciw-siłę. Wszystkie
ataki, niezależnie czy w formie psychicznej czy fizycznej, wywołują kontratak. Zło dosłownie sprawia, że chorujemy. Zawsze jesteśmy ofiarami swej własnej złośliwości. Nawet skryte wrogie myśli przynoszą w konsekwencji fizjologiczny atak na własne ciało.
Z drugiej strony, podobnie jak miłość, uzdrawia’śmiech, ponieważ powstaje dzięki postrzeganiu małego kontekstu z szerszej perspektywy, co likwiduje u obserwującego postawę bycia ofiarą. Każdy żart przypomina nam, że nasza rzeczywistość jest transcendentna, przewyższająca specyfikę zdarzeń. Na przykład wisielczy humor jest zbudowany na zestawieniu obok siebie paradoksalnych przeciwieństw. Następujące wówczas wytchnienie od podstawowego niepokoju, wywołuje śmiech. Jednym z często towarzyszących elementów nagłego, uświadomionego
oświecenia jest śmiech. Kosmiczny żart jest równoległym porównaniem
iluzji z rzeczywistością.
Brak poczucia humoru jest dla odmiany groźny dla zdrowia i szczęścia. Systemy totalitarne są szczególnie pozbawione humoru na jakimkolwiek poziomie. Śmiech, który przynosi akceptację i wolność, jest zagrożeniem dla rządów siły i zastraszenia. Ciężko jest uciskać ludzi, którzy mają dobre poczucie humoru. Obawiaj się tego, co bez poczucia humoru czy chodzi o osobę, instytucję, czy system wierzeń. Zawsze towarzyszy mu popęd do kontroli i dominacji, nawet gdy głoszonym przez niego celem, jest zapewnienie dobrobytu i pokoju.

Nie można samemu stworzyć pokoju samego w sobie. Pokój jest naturalnym stanem rzeczy, kiedy to, co go uniemożliwia, zostaje usunięte. Względnie niewiele osób jest autentycznie oddanych stanowi pokoju, będącemu realnym celem. W życiu prywatnym ludzie wolą „mieć rację” – kosztem swoich związków czy ich własnym kosztem.
Samo uzasadnione pozycjonowanie („okopywanie się na pozycji”) jest prawdziwym wrogiem pokoju. Żadne pokojowe postanowienia nie są możliwe, gdy szuka się rozwiązań na poziomie przymusu.
Sama sfera służby zdrowia pokazuje, jak próby kontroli łączą się jedynie w rosnące w siłę, biurokratyczne grzęzawisko. Złożoność jest kosztowna, a systemy są tak słabe i nieskuteczne, jak postawy, które leżą u ich źródeł. Systemy związane z bardzo słabymi polami atraktorowymi są nieefektywne z powodu ich wewnętrznej nieszczerości. Stają się też marnotrawne i niewygodne. Przemysł opieki zdrowotnej jest tak przeładowany strachem i przepisami, że ledwo co może funkcjonować. Wyleczenie z danej choroby czy też wyleczenie samej opieki zdrowotnej może zdarzyć się tylko dzięki stopniowym krokom ku wzniesieniu motywacji i wyzbyciu się samo oszukiwania, aby zyskać nową jasność widzenia. Nie istnieją żadni złoczyńcy. Wina znajduje się w błędnym zestrojeniu samego systemu.

Jeśli powiemy, że zdrowie, skuteczność i pomyślność są naturalnymi stanami, wynikającymi z bycia w harmonii z rzeczywistością, zaczniemy uważniej badać to, co znajduje się poniżej tego stanu, zamiast obrzucać winą rzeczy znajdujące się poza systemem. Wzorce atraktorowe przestrzegają praw ich własnej fizyki, nawet gdy nie są to prawa newtonowskie, przebaczyć to uzyskać przebaczenia,  wielokrotnie spostrzegaliśmy, we wszechświecie, w którym wszystko jest połączone ze wszystkim innym, nie istnieje taka rzecz jak „przypadek” i nic nie pozostaje poza wszechświatem. Ponieważ moc przyczyn jest niewidzialna i tylko zamanifestowane efekty są widoczne, istnieje iluzja „przypadkowych” zdarzeń. Nagłe i nieoczekiwane zdarzenie może wydawać się przypadkiem, niezwiązanym z widocznymi przyczynami, jednak jego faktyczne pochodzenie można wyśledzić dzięki badaniom. Niespodziewana choroba zawsze ma dostrzegalne poprzedzające fakty, nawet skłonność do wypadków objawia się w wielu małych przygotowawczych krokach, zanim „wypadek” się zdarzy.

 


Poziomy ludzkiej świadomości
MILIONY KALIBRACJI, wykonanych w ciągu lat badań, pozwoliły określić skalę wartości trafnie korespondującą z dobrze rozpoznanymi zbiorami postaw i emocji, zlokalizowanymi przez pola energii atraktorowych, podobnie jak w przypadku pól elektromagnetycznych, przyciągających opiłki żelaza. Przyjęliśmy następującą klasyfikację tych pól energii, aby uczynić je łatwo zrozumiałymi, jak i trafnymi w znaczeniu trafności klinicznej.
Bardzo istotnym jest, aby pamiętać, że liczby określające kalibracje nie odzwierciedlają wzrostu arytmetycznego, lecz logarytmiczny.
A zatem, poziom 300, nie jest podwojeniem amplitudy 150. Oznacza natomiast wykładnik potęgi liczby dziesięć (10 do 300). Niewielki wzrost o kilka punktów reprezentuje zatem znaczny wzrost mocy. Wskaźnik wzrostu mocy gwałtownie rośnie w miarę poruszania się w górę skali. Sposoby, na jakie wyrażają się różne poziomy ludzkiej świadomości, są doniosłe i dalekosiężne. Ich skutki są zarówno wielkie, jak i subtelne.
Wszystkie poziomy poniżej 200 mają niszczący wpływ, zarówno na jednostkę jak i na całe społeczeństwo. Wszystkie zaś powyżej 200 stanowią twórczy wyraz mocy. Rozstrzygający poziom 200 jest osią, rozdzielającą główne sfery siły i mocy.
Opisując emocjonalne powiązania pól energii ze świadomością, należy pamiętać, że rzadko kiedy przejawiają się one u danej osoby w postaci czystych stanów. Poziomy świadomości są zawsze wymieszane. Człowiek może funkcjonować na jednym z poziomów w jednej sferze życia i na zupełnie innym w drugiej sferze. Całkowity poziom świadomości jednostki jest więc sumą oddziaływań tych różnych poziomów.

 

Poziom energii 20: Wstyd
Poziom Wstydu jest niebezpiecznie bliski śmierci, która może zostać wybrana ze Wstydu jako świadome samobójstwo. Wybór ten może być też bardziej subtelny i dokonać się na drodze zaniechania podjęcia kroków do przedłużenia życia. Takim przykładem jest śmierć na skutek wypadku, którego można było uniknąć. Wszyscy mamy pewną świadomość bólu, powstającego w wyniku „utraty twarzy”, kompromitacji, stania się osobą niepożądaną. We Wstydzie spuszczamy głowę i wycofujemy się, pragnąc stać się niewidzialni. Ostracyzm tradycyjnie towarzyszy wstydowi, a w prymitywnych społecznościach, z których wszyscy pochodzimy, jest jednoznaczny ze śmiercią.
Doświadczenia z wczesnego dzieciństwa, takie jak wykorzystywanie seksualne, które też prowadzą do Wstydu, wypaczają osobowość już do końca życia, chyba że uda się je pokonać poprzez odpowiednią terapię. Wstyd, jak uznał Freud, jest przyczyną nerwicy. Ma destrukcyjny wpływ na emocjonalne i psychiczne zdrowie i – jako skutek niskiej samooceny – przyczynia się do zapadalności danej osoby na choroby psychiczne Osobowość opartą na Wstydzie charakteryzuje nieśmiałość, wycofanie i introwersja.
Wstyd wykorzystuje się jako narzędzie okrucieństwa, a jego ofiary częstokroć same stają się okrutne. Zawstydzane dzieci okazują okrucieństwo zwierzętom i sobie nawzajem. Zachowanie ludzi, których świadomość jest w okolicach poziomu 20, jest wręcz niebezpieczne. Mają oni skłonności do halucynacji o charakterze oskarżycielskim, jak i do paranoi. Niektórzy stają się psychotykami lub popełniają zdziwaczałe zbrodnie.
Niektórzy osobnicy osadzeni na Wstydzie rekompensują to perfekcjonizmem i surowością. Stają się zdeterminowani i nietoleran-cyjni. Notorycznym przykładem tego są moralni ekstremiści, którzy tworzą grupy straży obywatelskiej, przerzucając w ten sposób swój nieuświadomiony wstyd na innych, czując się następnie uprawnionymi do atakowania i wymierzania im sprawiedliwości. Motywem działania seryjnych morderców często był moralizm seksualny, usprawiedliwiony chęcią ukarania „złej” kobiety.
Wstyd, dokonując rozpadu całego poziomu osobowości, przynosi skutek w postaci podatności na inne negatywne emocje, tym samym prowadząc do fałszywej dumy, złości czy winy.
Poziom energii 30: Wina
Wina, tak często wykorzystywana w naszym społeczeństwie, aby manipulować i karać, przedstawia się w całej różnorodności form, takich jak wyrzuty sumienia, samooskarżanie, masochizm wraz z całym wachlarzem przejawów bycia ofiarą. Nieuświadomione poczucie winy skutkuje w chorobach psychosomatycznych, podatności na wypadki oraz zachowaniach samobójczych. Wiele osób prowadzi walkę z winą przez całe swoje życie, podczas gdy inni desperacko próbują od niej uciec, niemoralnie wypierając się jej.
Dominacja Winy przynosi w skutkach zaabsorbowanie „grzechem”, czyli niewybaczalną postawę emocjonalną, częstokroć wykorzystywaną przez religijnych populistów, stosujących ją dla wprowadzania przymusu i kontroli. Ci handlarze „grzechem i zbawieniem”,  owładnięci obsesją kary albo odgrywają własne poczucie winy, albo przerzucają je na innych.
Subkultury, reprezentujące takie odchylenia od normy jak samobiczowanie, często przejawiają inne lokalne formy okrucieństwa, jak na przykład publiczne rytuały zabijania zwierząt. Wina wywołuje wściekłość, a zabijanie często jest jej wyrazem. Kara śmierci jest przykładem tego, jak zabójstwo przynosi zadowolenie napędzanemu Winą społeczeństwu. Nasze, niewybaczające amerykańskie społeczeństwo, na przykład, upokarza publicznie swoje ofiary w prasie, wymierzając tym samym kary, które nigdy nie dowiodły swojej prewencyjnej czy korygującej wartości.

Poziom energii 50: Apatia
Ten poziom charakteryzuje się biedą, rozpaczą i beznadzieją. Cały świat i przyszłość stają się posępne, a patos, staje się sensem życia. Jest to stan bezradności. Jego ofiarom, będącym w potrzebie w każdy sposób, brakuje nie tylko środków do życia, ale też energii do tego, aby czerpać korzyści z tego, co mogłoby być dla nich dostępne. O ile zewnętrzna energia nie zostanie dostarczona przez opiekunów, skutkiem może być śmierć w formie biernego samobójstwa. Bez chęci do życia, pozbawione nadziei, osoby te wpatrują się pustym wzrokiem, obojętne na bodźce, aż tracą wszystko z oczu i brakuje im już energii, nawet by przełknąć otrzymane pożywienie.
Jest to poziom bezdomnych i wyrzutków społeczeństwa. Jest to także przeznaczeniem wielu osób w podeszłym wieku i innych, którzy doznają izolacji na skutek chronicznych łub rozwijających się chorób. Apatyczni ludzie są uzależnieni. Będąc na poziomie Apatii i są „ociężali” i traktowani jako brzemię przez tych, którzy ich otaczają.
Niestety, bardzo często społeczeństwu brak dostatecznej motywacji, aby w realny sposób pomoc znajdującym się na tym poziomie kulturom i jednostkom, które postrzega się jako marnotrawców środków. To jest poziom ulic Kalkuty, po których jedynie święci, jak Matka Teresa i jej kontynuatorzy, ośmielili się kroczyć. Jest to także poziom utraconych nadziei i tylko niewielu ma dość odwagi, aby się z nim zmierzyć.
Poziom energii 75: Żal
Jest to poziom smutku, straty i melancholii. Większość z nas doświadczała go w ciągu życia. Jednak ci, którzy pozostali na tym poziomie, wiodą życie w nieustannym ubolewaniu i depresji. Poziom ten charakteryzuje się płaczem, żałobą i wyrzutami sumienia odnośnie przeszłości. Dotyczy on także notorycznych przegranych oraz wiecznych hazardzistów, traktujących porażkę jako część swojego stylu życia, często przynoszącego w skutkach utratę pracy, przyjaciół, rodziny czy szans życiowych, a także pieniędzy i zdrowia.
Poważne straty we wczesnym okresie życia sprawiają, że osoba staje się podatna na przyjęcie postawy biernej akceptacji żalu, jak gdyby przygnębienie było ceną życia. Na poziomie Żalu smutek widzi się wszędzie: smutek u małych dzieci, smutne warunki na świecie, smutek wpisany w samo życie. Ten poziom zabarwia całą wizję egzystencji danej osoby. Częścią tego syndromu straty jest wrażenie niemożności zastąpienia tego, co zostało utracone, lub tego, co sobą symbolizowało. Następuje tu uogólnienie rzeczy jednostkowych. Zatem strata ukochanej osoby staje się utratą miłości samej w sobie. Na tym poziomie straty emocjonalne mogą wywołać poważną depresję czy nawet śmierć.
Pomimo że Żal jest pogrzebaniem życia, wciąż przedstawia więcej energii niż Apatia. Dlatego też gdy apatyczny pacjent znajdujący się w traumatycznym stanie zaczyna płakać, wiadomo, że jego stan się poprawia. Skoro zaczął płakać, znowu zacznie jeść.

Poziom energii 100: Strach
Na poziomie 100 jest znacznie więcej dostępnej energii. Strach przed zagrożeniem jest zdrowy. Strach rządzi większością wydarzeń na świecie, będąc bodźcem do nieustannej aktywności. Strach przed wrogami, strach przed zestarzeniem się lub śmiercią, strach przed odrzuceniem wraz z całym spektrum społecznych obaw stanowią podstawowe czynniki motywacyjne dla większości ludzi.
Z perspektywy tego poziomu świat wygląda na niebezpieczny, pełen zasadzek i zagrożeń. Strach jest ulubionym oficjalnym narzędziem kontroli, stosowanym przez represyjne, totalitarne agencje rządowe, a niepewność jest głównym produktem oferowanym przez manipulatorów na rynku. Media i reklama grają Strachem, aby zwiększyć udział w rynku.
Namnażanie się różnych odmian strachu jest ograniczone tylko przez ludzką wyobraźnię. Gdy ktoś skoncentruje się na Strachu, karmi się on niekończącą się spiralą strasznych wydarzeń na świecie. Strach staje się obsesyjny i może przybrać wtedy każdą postać. Obawa przed utratą związku, która prowadzi do zazdrości i chronicznie utrzymującego się wysokiego poziomu stresu. Myślenie przepełnione strachem może urosnąć do rangi paranoi lub spowodować wykształcenie się nerwicowych mechanizmów obronnych oraz — z powodu swej zaraźliwości – stać się dominującą tendencją w społeczeństwie. Strach ogranicza wzrost osobowości i prowadzi do jej zahamowania. Ponieważ potrzebna jest energia, aby wznieść się powyżej poziomu Strachu, osoby, znajdujące się w jego władaniu, nie są w stanie osiągnąć wyższego poziomu bez czyjejś pomocy. Dlatego bojaźliwi szukają silnych przywódców, sprawiających wrażenie rozprawienia się z własnym strachem, którzy wyprowadzą ich z jego niewoli.
Poziom energii 125: Pożądanie
Na tym poziomie znajduje się jeszcze więcej dostępnej energii. Pożądanie napędza ogromne obszary ludzkiej aktywności, włącznie z ekonomią. Twórcy reklam grają na ludzkich pragnieniach, aby zaszczepić w nas potrzeby wiążące się z Instynktownymi popędami. Pożądanie wywołuje w nas potrzebę osiągania celów i zdobywania nagród. Żądza pieniędzy, prestiżu czy władzy napędza życie wielu, którzy wznieśli się ponad Strach, będący ich głównym motywem życiowym. Pożądanie to także poziom uzależnień, w którym sama żądza staje się pragnieniem przewyższającym nawet życie. Ofiary Pożądania mogą być w rzeczy samej nieświadome podstaw jego motywów. Niektórzy uzależniają się od potrzeby skupiania na sobie uwagi i odpychają od siebie innych poprzez swoje ciągłe żądania. Pożądanie aprobaty seksualnej spowodowało powstanie całego przemysłu kosmetycznego i mody. Pożądanie ma wiele wspólnego z bogaceniem się i chciwością. Jednakże jest ono niemożliwe do nasycenia, ponieważ jest ciągłym polem energii, a więc zaspokojenie jednej z żądz zostaje jedynie zastąpione przez brak zaspokojenia w innej ze sfer. Multimilionerzy żyją owładnięci obsesją zdobywania coraz większej ilości pieniędzy.

Pożądanie jest naturalnie znacznie wyższym stanem niż apatia czy żal. Aby „dostać coś”, trzeba najpierw dysponować energią, by „zapragnąć”. Telewizja miała poważny wpływ na wielu uciskanych ludzi, zaszczepiając potrzeby i pobudzając ich żądze do takiego stopnia, że wyszli ze stanu Apatii i zaczęli szukać lepszego życia. Pragnienie może zapoczątkować naszą drogę do realizacji Pożądanie może zatem stać się trampoliną do jeszcze wyższych poziomów uważności”.
* Świadomość (ang. consdousness) — to zdawanie sobie sprawy z istnienia (siebie, innych zjawisk, otoczenia itp_). Uważność (ang. awareness) — to wewnętrzna świadomość siebie w przestrzeni, wzbogacona posiadaniem aktywnej, ale nie napiętej uwagi, pozwalającej na bieżąco i bez wysiłku rejestrować otoczenie i zjawiska w nim zachodzące. Świadomość ma wymiar bardziej statyczny i społeczny: uważność – bardziej aktywny i osobisty (przyp. red.).

Poziom energii 150: Złość
Pomimo że złość może doprowadzić do masowych zabójstw i wojny, jako poziom energii jest znacznie bardziej oddalona od śmierci, niż te znajdujące się poniżej niej. Złość wiedzie do podjęcia albo konstruktywnych, albo destruktywnych działań. W miarę jak ludzie wychodzą z Apatii i Żalu, aby przekroczyć Strach, będący ich sposobem na życie, zaczynają „chcieć”. Pożądanie prowadzi do frustracji, którą w następstwie wiedzie do Złości. Dlatego też Złość może pełnić rolę punktu zwrotnego, za sprawą którego osoby uciskane w końcu przenoszą się do wolności. Złość na niesprawiedliwość społeczną, na represjonowanie czy nierówność wywołała wielkie poruszenia, które doprowadziły do poważnych zmian struktury społeczeństwa.
Jednakże Złość wyraża się najczęściej w formie urazy i chęci zemsty, stając się w ten sposób zmienna i niebezpieczna. Złość jako styl życia ujawnia się na przykładzie poirytowanych, wybuchowych ludzi, którzy są przewrażliwieni na afront i stają się wręcz „kolekcjonerami niesprawiedliwości”, kłótliwymi, agresywnymi i niezgodnymi.
Złość bierze się z niespełnionych potrzeb, jest więc oparta na polu energii niższego poziomu. Frustracja ma źródło w nadawaniu zbyt wielkiej wagi pragnieniom. Osoba w złości może – tak jak rozgniewane dziecko — wpaść w furię. Ód złości wiedzie prosta droga do nienawiści, która ma niszczący wpływ na wszystkie obszary ludzkiego życia.

Poziom energii 175: Duma
Duma, wykalibrowana na 175, posiada wystarczającą ilość energii, aby kierować Korpusem Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Jest to poziom, na którym chce się obecnie znaleźć większość naszego gatunku. Ludzie odczuwają pozytywne emocje, osiągając ten poziom, w przeciwieństwie do niższych pół energii. Ten wzrost samooceny działa jak balsam na cały ból doświadczany na niższych poziomach świadomości. Duma prezentuje się świetnie i wie o tym. Kroczy wyniośle w paradzie życia. Duma jest na tyle oddalona od Wstydu, Winy czy Strachu, żeby przykładowy przeskok z wypełnionego rozpaczą życia w getcie do dumy z bycia w Marines stał się ogromnym dokonaniem. Duma jako taka cieszy się ogólnie dobrą reputacją. Jest też społecznie wspierana. Jak widać teraz z tabeli poziomów świadomości, już samo pozostawanie poniżej krytycznego poziomu 200 jest dostatecznie niekorzystną sytuacją. Dlatego właśnie Duma wydaje się być zadowalająca tylko w kontraście do niższych poziomów.

Jak wszyscy doskonale wiemy, problem polega na tym, że „Duma prowadzi do upadku”. Poziom Dumy jest defensywny i nieodporny, ponieważ zależy od zewnętrznych warunków, bez których może nagle powrócić do poprzedniego, niższego poziomu. Zadufane w sobie ego jest podatne na atak. Duma pozostaje słaba, ponieważ może zostać zrzucona ze swojego piedestału prosto we Wstyd, który jest zagrożeniem, rozpalającym uczucie strachu przed utratą dumy.
Duma wprowadza podziały i zapoczątkowuje wyodrębnianie się frakcji. Konsekwencje tego są kosztowne. Człowiek zawzięcie umierał dla Dumy – armie wciąż regularnie dokonują na sobie rzezi w imię aspektu Dumy zwanego nacjonalizmem. Wojny religijne, terroryzm polityczny i fanatyzm, cała straszliwa historia Bliskiego Wschodu i Środkowej Europy, są ceną, jaką całe społeczeństwa płacą za Dumę.
Wadą Dumy jest arogancja i zaprzeczanie. Te cechy blokują wzrost. Na poziomie Dumy niemożliwe jest wyleczenie się z uzależnień, ponieważ zaprzecza się istnieniu problemów emocjonalnych czy defektów charakteru. Cały problem wyparcia jest związany z Dumą. Dlatego też Duma stanowi poważny ciężar, stojący na przeszkodzie w uzyskaniu prawdziwej mocy, która zastąpiłaby Dumę prawdziwym uznaniem i szacunkiem.

Poziom energii 200: Odwaga
Na poziomie 200 po raz pierwszy pojawia się moc. Kiedy testu-jemy badanych na wszystkim poziomach poniżej 200, wszyscy słabną, co można natychmiast zweryfikować. Każdy też prezentuje silniejszą odpowiedź na sprzyjające życiu pola powyżej 200. Na tym poziomie znajduje się linia krytyczna, oddzielająca pozytywne i negatywne oddziaływania na życie. Na poziomie Odwagi dochodzi do osiągnięcia prawdziwej mocy. Jest to zatem poziom umocnienia. Jest to strefa poszukiwań, osiągnięć, męstwa i determinacji. Na niższych poziomach świat wydaje się beznadziejny, smutny, przerażający czy frustrujący. Jednak na poziomie Odwagi życie postrzega się jako fascynujące, nęcące i inspirujące.
Odwaga zakłada chęć do wypróbowania nowych rzeczy i zmierzenia się ze zmiennością życia. Na tym poziomie umocnienia osoba jest w stanie skutecznie poradzić sobie z możliwościami, jakie niesie życie. Na poziomie 200 pojawia się na przykład energia do zdobywania nowych umiejętności w pracy. Wzrost i nauka stają się osiągalnymi celami. Pojawia się zdolność do zmierzenia się z obawami czy wadami charakteru i dalszego rozwijania się niezależnie od nich. Niepokój nie upośledza naszych starań tale, jak to miało miejsce na niższych etapach ewolucji. Przeszkody, nie do pokonania dla ludzi, których świadomość znajduje się poniżej poziomu 200, na osoby, znajdujące się w swym rozwoju na pierwszym poziomie prawdziwej mocy, działają stymulująco.
Ludzie znajdujący się na tym poziomie oddają światu tyle samo energii, ile z niego biorą. Zaś na niższych poziomach całe populacje, jak i pojedyncze osoby wysysają energię ze społeczeństwa bez odwzajemnienia. Ponieważ osiągnięcia przynoszą w skutkach pozytywne sprzężenie zwrotne, zadowolenie z siebie i szacunek stopniowo umacniają człowieka. W tym miejscu zaczyna się produktywność.
Zbiorowy poziom świadomości gatunku ludzkiego utrzymywał się na 190 przez wiele stuleci po czym, co osobliwe, wzniósł się jedynie na poziom 204 w ciągu ostatniej dekady.
Poziom energii 250: Neutralność
Energia nabiera pozytywnych cech, w miarę jak zbliżamy się do poziomu, który określiliśmy jako Neutralny, ponieważ uosabia go uwolnienie od popadania w skrajności, które cechuje niższe poziomy. Poniżej 250 świadomość ma tendencję dostrzegać dychotomię i przyjmować surowe stanowiska, będące utrudnieniem w świecie, który jest złożony i wieloczynnikowy, a nie czarno-biały.
Przyjmowanie takich stanowisk wywołuje polaryzację. Polaryzacja z kolei stwarza opozycje i podziały. Tak samo jak w przypadku sztuk walki; sztywna pozycja staje się punktem słabości. Ten, który się nie ugnie, jest podatny na złamanie. Wzrastając ponad granice czy opozycje, które trwonią jednostkową energię, poziom Neutralny umożliwia elastyczną, niewartościującą i realistyczną ocenę problemów. Bycie Neutralnym oznacza bycie względnie nie- przywiązanym do rezultatów. Niepowodzenie w osiągnięciu czegoś nie jest dłużej powiązane z poczuciem porażki, strachu czy frustracji.
Na poziomie Neutralnym, człowiek może stwierdzić: „Cóż, jeśli nie dostanę tej pracy, znajdę inną.” Jest to początek wewnętrznej pewności. Niełatwo jest zastraszyć osobę, wyczuwającą własną moc. Człowiek nie jest już motywowany do działania chęcią udowodnienia czegokolwiek. Nastawienie, że życie pełne wzlotów i upadków w końcu ułoży się dobrze, jeśli tylko-uda nam się pozbierać, charakteryzuje podejście na poziomie 250.
Ludzie, będący na poziomie Neutralności, mają poczucie dobro-bytu. Znakiem rozpoznawczym tego jest pewność siebie i umiejętność życia w świecie. Jest to poziom bezpieczeństwa. Z ludźmi z poziomu Neutralności łatwo można się dogadać, przyjemnie jest przebywać w ich towarzystwie, ponieważ nie zajmuje ich konflikt, współzawodnictwo czy wina. Są spokojni i przede wszystkim wolni od zaburzeń emocjonalnych. Postawa ta jest wolna od ferowania wyroków i w żaden sposób nie prowadzi do potrzeby kontrolowania ludzkich zachowań. Odpowiednio, ponieważ Neutralni ludzie cenią sobie wolność, nie jest łatwo ich kontrolować.
Poziom energii 310: Ochota
Ten bardzo pozytywny poziom energii można traktować jako furtkę do wyższych poziomów. Podczas gdy na Neutralnym poziomie prace są wykonywane właściwie, na poziomie Ochoty praca jest wykonywana dobrze, a powodzenie we wszystkich dążeniach jest częstym zjawiskiem. Wzrost zachodzi tu szybko. Ochotę reprezentują ludzie wybrani do postępu. Ochota zakłada, że przekroczyło się już wewnętrzny opór wobec życia i zdecydowało na współuczestnictwo. Poniżej kalibracji 200 ludzie mają skłonność do konserwatyzmu, ale poczynając od poziomu 310 pojawiają się szerokie horyzonty. Na tym poziomie ludzie stają się naprawdę przyjaźni, a sukces w sferze społecznej i ekonomicznej następuje automatycznie. Chętnych nie nęka bezrobocie. Podejmą się każdej pracy, jeżeli zajdzie taka potrzeba lub rozpoczną własną karierę w formie samozatrudnienia. Nie czują się upokorzeni pracą w usługach ani zaczynaniem od zera. Są pomocni dla innych i przyczyniają się do dobra całego społeczeństwa. Są także skłonni do zmierzenia się z własnymi problemami emocjonalnymi i nie są zablokowani na uczenie się.
Na tym poziomie samoocena jest wysoka i wzmocniona przez pozytywny oddźwięk ze strony społeczeństwa w formie uznania, docenienia czy nagrody Ochota charakteryzuje się współczuciem i reagowaniem na potrzeby innych. Ludzie przepełnieni Ochotą są budowniczymi i mają swój wkład w rozwój społeczeństwa. Z ich zdolnościami, aby nie dać się przeciwnościom losu i czerpać z doświadczenia, stają się ludźmi samoregulującymi swoje życie. Uwolniwszy się od Dumy, pragną spojrzeć na swoje wady i uczyć się od innych. Na poziomie Ochoty ludzie stają się świetnymi uczniami. Łatwo jest ich nauczać, reprezentują oni znaczące źródło mocy dla społeczeństwa.
Poziom energii 350: Akceptacja
Na tym poziomie uważności zachodzi główna przemiana, która związana jest ze zrozumieniem, że każda osoba sama jest źródłem i twórcą całego doświadczenia w swoim życiu. Przyjęcie tej odpowiedzialności jest właściwe dla tego stopnia ewolucji, charakteryzującego się zdolnością do harmonijnego współistnienia z siłami życia.
Wszyscy ludzie poniżej poziomu 200 mają skłonność do popadania w bezsilność, widzą siebie jako ofiary, znajdujące się na łasce życia. Bierze się to z przekonania, że źródło szczęścia czy też przyczyna problemów danej osoby znajduje się „na zewnątrz”. Ogromny skok, oddający nam naszą własną moc, dokonuje się na tym poziomie wraz z uświadomieniem, że źródło szczęścia leży w nas samych. Na tym już bardziej zaawansowanym poziomie, nic „z zewnątrz” nie posiada zdolności, aby uczynić nas szczęśliwymi. Miłość natomiast nie jest dawana czy zabierana przez drugą osobę, ale stwarzana w nas.
Akceptacji nie należy mylić z biernością, która jest objawem apatii. Ta forma zgodności pozwala na zaangażowanie się w życie na jego własnych warunkach, bez usiłowań dostosowania go do planu. W akceptacji znajduje się emocjonalny spokój, percepcja poszerza się w miarę, jak przezwycięża się zaprzeczenie.. Można teraz ujrzeć sprawy bez zakłóceń czy błędnych interpretacji. Kontekst doświadczanych zdarzeń jest tak poszerzony, że jest się zdolnym do „uchwycenia całego obrazu”. Akceptacja ma wiele wspólnego z równowagą, zachowaniem proporcji i odpowiedniością. Osobę, będącą na poziomie Akceptacji, nie zajmuje rozstrzyganie, co dobre, a co złe. Jest ona natomiast nastawiona na rozwiązywanie problemów i odnajdywanie drogi do ich usunięcia. Ciężkie prace nie są uciążliwe ani niepokojące. Cele długoterminowe zyskują pierwszeństwo nad krótkoterminowymi. Samodyscyplina i fachowość są tym, co ważne.
Na poziomie Akceptacji nie ulegamy polaryzacji przez konflikt czy opozycję. Dostrzegamy, że inni ludzie mają te same prawa co my i szanujemy równość. Na tym poziomie społeczna różnorodność jawi się jako sposób na rozwiązanie problemów, podczas gdy niższe charakteryzują się sztywnością. Dlatego też poziom ten jest wolny od dyskryminacji czy nietolerancji. Pojawia się świadomość, że równość nie wyklucza zróżnicowania, Akceptacja włącza, a nie odrzuca.
Poziom energii 400: Rozsądek
Inteligencja i racjonalność wychodzą na prowadzenie, gdy prze-kroczy się emocjonalność niższych poziomów. Rozsądek jest w stanie posługiwać się znacznymi, złożonymi ilościami danych i dokonywać błyskawicznych, właściwych, decyzji. Potrafi zrozumieć zawiłości związków, stopniować i dokonywać klarownych rozróżnień oraz doskonałe operować na symbolach, w miarę jak abstrakcyjne koncepcje stają się ważne. Jest to poziom nauki, medycyny i ogólnej, zwiększonej zdolności do konceptualizacji i zrozumienia. Wiedza i edukacja stają się tu kapitałem. Rozumienie i informacja są głównymi narzędziami osiągnięć, które są cechą charakterystyczną dla poziomu 400. Jest to poziom zdobywców Nagrody Nobla, wielkich mówców, sędziów Sądu Najwyższego. Einstein, Freud i wiele innych kluczowych osób w historii myśli kalibruje się tutaj.
Słabe strony tego poziomu to nieudolność jasnego rozpoznania różnicy pomiędzy symbolami i tym, co one reprezentują oraz pomieszanie świata obiektywnego z subiektywnym, co ogranicza zrozumienie przyczynowości. Na tym poziomie łatwo stracić z oczu las, przysłonięty przez drzewa, zadurzyć się w koncepcjach i teoriach, i w końcu zgubić sedno. Przeintelektualizowanie może oznaczać koniec. Rozsądek jest ograniczony poprzez swoją niezdolność wydobycia istoty czy punktu krytycznego złożonych spraw.
Rozsądek sam z siebie nie dostarcza drogi do prawdy. Wytwarza ogromne ilości informacji i dokumentacji, lecz brak mu zdolności, aby rozwiązać napotkane rozbieżności między danymi a wnioskami. Wszystkie argumenty filozoficzne same brzmią przekonująco. Pomimo że Rozsądek jest wysoce efektywny w świecie techniki, gdzie dominują metodologie oparte na logice, to jest on paradoksalnie główną blokadą w osiągnięciu wyższych poziomów świadomości. Przekraczanie poziomu Rozsądku jest stosunkowo rzadkie w naszym społeczeństwie.
Poziom energii 500: Miłość
Miłość, w sposób w jaki jest przedstawiona w mediach, nie dotyczy tego, co znajduje się na tym poziomie. To, co świat zwykł określać jako miłość, to wielka emocjonalność, połączona z atrakcyjnością fizyczną, zachłannością, chęcią posiadania kontroli, erotyzmem i nowością. Zazwyczaj jest przelotna i ulegająca wahaniom, rośnie i maleje w zależności od warunków. W przypadku niezaspokojenia, emocja ta często ujawnia skrywany gniew i uzależnienie, które maskowała. Przechodzenie od miłości do nienawiści jest potocznym zjawiskiem. Jednak to, o czym mówimy, to nie Miłość, tylko uzależniająca sentymentalność. Nienawiść pochodzi od Dumy,, a nie Miłości. W takim związku prawdziwa miłość prawdopodobnie nigdy nie zagościła.
Poziom 500 charakteryzuje się rozwojem bezwarunkowej, nie-zmiennej i stałej miłości. Nie jest ona chwiejna, ponieważ jej źródło znajdujące się w osobie, która kocha, nie jest zależne od zewnętrznych czynników. Miłość to stan istnienia. Jest to pełen wybaczenia, troski i wsparcia sposób, w jaki odnosimy się do świata. Miłość nie jest stanem intelektualnym i nie pochodzi z umysłu. Ona wywodzi się prosto z serca. Posiada w sobie zdolność podnoszenia innych na duchu i dokonywania wielkich czynów dzięki czystości swoich pobudek.
Na tym poziomie rozwoju zdolność zrozumienia istoty staje się najważniejsza. Cała uwaga koncentruje się na sednie sprawy Gdy rozsądek zostaje ominięty, pojawia się zdolność natychmiastowego rozpoznania całości problemu i jego głównego kierunku rozwoju, ze szczególnym uwzględnieniem czasu i procesu. Rozsądek radzi sobie jedynie ze szczegółami, miłość zaś z całością. Ta umiejętność, często przypisywana intuicji, polega na natychmiastowym zrozumieniu, bez uciekania się do sekwencyjnego przetwarzania symboli. To pozornie abstrakcyjne zjawisko jest w rzeczywistości całkiem konkretne. Towarzyszy mu mierzalne uwolnienie endorfin w mózgu.
Miłość nie przyjmuje stanowisk, dlatego jest całościowa i pozwala na osiągnięcie kompromisu. Wówczas zjednoczenie z drugą osobą staje się możliwe, ponieważ granice przestają istnieć. Miłość jest zatem włączająca i narastająco rozszerza poczucie ja. Miłość koncentruje się na dobrych stronach życia we wszystkich jego przejawach i pomnaża jeszcze to, co pozytywne. Rozwiązuje negatywność poprzez ujęcie jej w innym kontekście, a nie przez atakowanie.
Jest to poziom prawdziwego szczęścia. Jednak pomimo tego, że świat jest zafascynowany pojęciem miłości, a wszystkie funkcjonujące religie są wykalibrowane na poziom 500 i wyżej, warto zaznaczyć, że zaledwie 0,4% światowej populacji kiedykolwiek osiąga ten poziom ewolucji świadomości.
Tak naprawdę najlepszym słowem byłoby „inkluzywna” ponieważ nie tyle chodzi o to, że (z góry) „zawiera w sobie wszystko” ile o to, że kiedy nie ma barier osobowości, wszystko może zostać wchłonięte i stworzyć jedność.

Poziom energii 540: Radość
W miarę jak Miłość staje się coraz bardziej bezwarunkowa, zaczyna być doświadczana jako Radość. Nie chodzi jednak o nagłą radość z przyjemnego obrotu zdarzeń, ale o tę stale towarzyszącą wszystkim działaniom. Radość pochodzi z każdej chwili istnienia, a nie z jakiegoś zewnętrznego źródła. 540 to również poziom uzdrawiania i grup samopomocy opartych na duchowych podstawach.
Poczynając od poziomu 540 i wyżej, zaczyna się sfera świętych, uzdrowicieli duchowych i uczniów zgłębiających duchowość na zaawansowanym poziomie. Właściwa dla tego pola energii jest zdolność do niezwykłej cierpliwości i zachowania pozytywnej postawy w zetknięciu z długotrwałymi przeciwnościami losu. Znakiem rozpoznawczym tego stanu jest współczucie. Ludzie, którzy osiągnęli ten poziom, mają znaczący wpływ na resztę. Posiadają umiejętność nieprzemijającego, otwartego wejrzenia w innych, które wywołuje stan miłości i pokoju.
W wysokich rejestrach 500 oglądany świat jest przepełniony znakomitym pięknem i doskonałością stworzenia. Wszystko dzieje się bez wysiłku, synchronicznie, a świat i wszystko, co się w nim zawiera, jest postrzegane jako wyraz miłości i boskości. Wola jednostki staje się jednym z wolą boską. Wyczuwa się Obecność, której moc ulepsza zjawiska, przekraczając konwencjonalne oczekiwania co do rzeczywistości, co później przez zwykłego obserwatora nazywane jest cudami. Takie zjawiska reprezentują moc pól energii, nie jednostki.
Poczucie odpowiedzialności za innych na tym poziomie posiada inną jakość niż to cechujące niższe poziomy. Pojawia się chęć użycia swego stanu świadomości z korzyścią dla samego życia, a nie poszczególnych osób. Tej umiejętności kochania wielu ludzi jednocześnie towarzyszy odkrycie, że im więcej się kocha, tym więcej można kochać.
Doświadczenia śmierci klinicznej, mające przemieniający efekt, częstokroć pozwalały ludziom na odczucie poziomu energii z rzędu 540 i 600.

Poziom energii 600: Pokój
To pole energii wiąże się z doświadczeniem określanym słowami takimi jak transcendencja, samospełnienie czy świadomość Boga. jest ona niezwykle rzadkie, osiągane jedynie przez jedną osobę na dziesięć milionów. Kiedy ten stan jest doświadczany, rozróżnianie między podmiotem i przedmiotem znika i nie istnieje już żaden ogniskowy punkt percepcji. Nie jest niczym niezwykłym, że osoby, doświadczające tego poziomu, odsuwają się od świata, gdyż stan błogości, który się pojawia, uniemożliwia prowadzenie zwykłej aktywności. Niektórzy zostają nauczycielami duchowymi, inni jeszcze wykonują anonimowo pracę na rzecz ulepszenia ludzkości. Kilku zostaje geniuszami w swoich dziedzinach i dokonuje wielkiego wkładu w rozwój społeczeństwa. Ludzi ci są świątobliwi i mogą zostać w końcu uznani za świętych, pomimo że na tym poziomie formalne religie często zostają przekroczone, a zastępuje je czysta duchowość, leżąca u źródła każdej religii
Percepcja na poziomie 600 i powyżej czasami jest określana jako zachodząca w spowolnionym tempie, zawieszona w czasie i przestrzeni – chociaż nic nie jest stałe, wszystko jest ożywione i promieniejące. Pomimo że ten świat jest dokładnie tym samym, co ten obserwowany przez innych, stał się nieprzerwanie płynący, przeradzając się w wyśmienicie skoordynowany, ewolucyjny taniec, w którym znaczenie i źródło są obezwładniające. To cudowne objawienie zachodzi w sposób nieracjonalny, a umysł jest przepełniony nieskończoną ciszą, która wstrzymała konceptualizację. Ten, kto doświadcza oraz to, co jest doświadczane, stapiają się w jednej tożsamości Obserwujący rozpływa się w krajobrazie i również staje się obserwowanym. Wszystko jest połączone ze wszystkim poprzez Obecność, której moc jest nieskończona, wybornie subtelna, a zarazem twarda jak skała.
Wielkie dzieła sztuki, muzyki i architektury, które są wykalibrowane pomiędzy 600 i 700 mogą przenieść nas chwilowo na wyższe poziomy świadomości. Ich inspirujące i bezczasowe działanie jest uniwersalnie rozpoznane.

Poziom energii 700-1000: Oświecenie
Jest to poziom Wielkich Osób w historii, które zapoczątkowały schematy duchowe, za którymi przez wieki podążały rzesze. Wszystkie powiązane są z boskością, z którą zresztą często są identyfikowane. To poziom inspiracji o potężnej mocy Te istoty ustanowiły atraktorowe pola energii, wywierające wpływ na całą ludzkość. Na tym poziomie nie funkcjonuje już doświadczenie indywidualnej, osobowej jaźni, oddzielonej od innych. Występuje tu utożsamienie Jaźni ze Świadomością i Boskością. To, co nieprzejawione jest doświadczane jako Jaźń przekraczająca umysł. Ta transcendencja ego służy także jako przykład nauczający innych, jak ostatecznie osiągnąć ten stan. Jest to szczyt ewolucji świadomości w iudzkim królestwie.
Wielkie nauki podnoszą masy na duchu i podwyższają poziom uważności całej ludzkości. Uzyskanie takiej wizji nazywa się łaską, a podarunek, jaki ona ze sobą niesie, to nieskończony pokój, opisywany jako niewysłowiony, poza słowami.1 Na tym poziomie zrozumienia poczucie własnego istnienia przekracza wszelki czas i wszelką indywidualność. Zanika jakiekolwiek utożsamianie się z fizycznym ciałem jako „ja”, dlatego też jego łoś nie ma znaczenia. Ciało postrzega się zaledwie jako narzędzie dla świadomości. Dzięki umysłowi jego główną zaletą jest komunikacja. Tutaj jaźń ponownie wtapia się w Jaźń. Jest to poziom nie-dualności, całkowitej Jedności. Nie istnieje umiejscowienie dla świadomości. Uważność jest wszędzie na równi obecna.
Wielkie dzieła sztuki, obrazujące osoby, które osiągnęły poziom Oświecenia, w charakterystyczny sposób ukazują nauczyciela ze szczególnym ułożeniem rąk, nazywanym mudrą, w którym dłoń nadaje błogosławieństwo. Jest to akt przekazywania energii tego pola świadomości ludzkości. Ten poziom boskiej łaski jest wykalibrowany do
wartości 1000, najwyższego poziomu osiąganego przez wszystkie osoby, które żyły w odnotowanej historii, mianowicie przez Wielkie Wcielenia, którym można przypisać tytuł „Pana”: Pan Krishna, Pan Budda i Pan Jezus Chrystus.
MOC czy SIŁA - Tabelka

 

Emocje

 

Mapa

 

 

Mapa Świadomości - siła i moc