Archive for the ‘Edukacja’ Category

Prosty i zwięzły opis. Czyż nie? Przeczytaj, a następnie rozważ definicję „pracy” i „obowiązku”. Definicje być może utracone przez wielu, jeśli nie większości.

Definicja dojrzałości

Droga ABBY: Dawno temu, miałaś definicję „dojrzałości”, którą bardzo polubiłam. Nie mogę jej znaleźć. Czy możesz ją dla mnie odkopać? – Matka w Osceola, w stanie Arkansas

Droga Matko: Uznaj, że została odkopana. Została napisana przez moją matkę:

To jest dojrzałość: Być zdolnym do zakończenia roboty, którą się rozpoczęło; wykonywać swój obowiązek bez bycia nadzorowanym; być w stanie posiadać pieniądze bez ich wydawania; i być w stanie znieść niesprawiedliwość, bez chęci wyrównania rachunków.

Losy najlepszych absolwentów szkół średnich

Zastanawiałeś/aś się kiedyś, jak potoczyły się losy najlepszych absolwentów szkół średnich?

Karen Arnold, badacz z Boston College, zadała sobie takie samo pytanie.

Postanowiła prześledzić losy 81 najlepszych absolwentów od momentu ukończenia przez nich szkoły.

95% z tych osób, które ukończyły później uczelnię wyższą…

osiągały średnio GPA (średnia ocen) na poziomie 3,6.

60% z nich ukończyło studia wyższe drugiego poziomu.

90% z nich pracuje w zawodzie.

40% z nich piastuje najwyższe stanowiska.

Ale jeśli chodzi o zmienianie świata, kierowanie nim czy wywieranie istotnego wpływu na otaczający nas świat…

…żadna z tych osób mogących pochwalić się świetnymi wynikami, nie podjęła się takich wyzwań.

Dlaczego więc najlepsi absolwenci szkół średnich nie mogą pochwalić się takimi sukcesami już jako osoby dorosłe?

Z dwóch powodów.

System szkolnictwa wynagradza konformizm i posłuszeństwo.

Oceny szkolne tylko nieznacznie korelują z inteligencją.

Owszem, najlepsi absolwenci są zazwyczaj wszechstronnie wykształceni, ale…

…nie poświęcają się w pełni tej dziedzinie, która jest ich pasją.

W pracy zawodowej zazwyczaj, tylko jedna umiejętność jest wysoce doceniana.

I jak na ironię, Arnold wykazała, że intelektualiści, którym uczenie się sprawia przyjemność…

…mieli z tą właśnie nauką problemy w szkole średniej.

Te osoby mają pasje, są zainteresowane osiąganiem mistrzostwa w określonej dziedzinie oraz…

…uważają szkolny system nauczania za ograniczający.

Badanie przeprowadzone na ponad 700 amerykańskich milionerach pokazało…

…że ukończyli oni szkołę osiągając średnią ocen (GPA) na poziomie 2.9.

Okazuje się…

…że oceny w szkole nie są lepszym wyznacznikiem przyszłego sukcesu, niż zwykły rzut kośćmi.

Błędy logiczne i krytyczne myślenie w 100 minut – napisy PL 

Materiał składa się z dwóch 50 minutowych wykładów prowadzonych przez Hansa i Nathaniela Bluedorn. Dla kogo? Od około 10 lat w górę.
Część 1: Uczenie się myślenia logicznego – dowiesz się jak wykrywać propagandę i błędy logiczne w TV i internecie.
Część 2: Używanie myślowej skrzynki narzędziowej – dowiesz się
badać dwie strony kontrowersyjnych zagadnień.

Więcej na: http://trivium.wybudzeni.com

 

Nauczanie trivium: trivium w praktyce – napisy PL

Laurie Bluedorn omawia co uczyć dziecko przed ukończeniem dziesięciu lat, aby zapewnić dobre podstawy do późniejszej nauki w szkole.
Przed ukończeniem dziesięciu lat, dziecko znajduje się na wczesnym etapie gramatyki, kiedy w największym stopniu uczy się na drodze konkretnych doświadczeń zdobywanych za pomocą zmysłów.
Laurie omawia listę dziesięciu rzeczy, które należy zrobić przed ukończeniem przez dziecko dziesięciu lat, dalej kolejne dziesięć między dziesiątym, a dwunastym rokiem oraz między trzynastym, a piętnastym.

Poniżej lista dziesięciu rzeczy, które należy zrobić przed ukończeniem przez dziecko dziesięciu lat:
Numer 1 to czytanie i pisanie.
Numer 2 to ustna narracja.
Numer 3 to coś, co idzie w parze z narracją – zapamiętywanie.
Numer 4 to słyszenie i słuchanie.
Numer 5 to rodzinne praktykowanie religii.
Numer 6 to plastyka i zajęcia artystyczne.
Numer 7 to wycieczki i biblioteki.
Numer 8 to praca i służba.
Numer 9 to dyscyplina.
Numer 10 to daj swojemu dziecku wiele czasu na zabawę i odkrywanie.

Narracja polega na tym, że rodzic czyta coś dziecku – lub dziecko czyta coś samo – a następnie opowiada rodzicowi własnymi słowami to, co właśnie zostało przeczytane.

Zapamiętywanie fragmentów literatury przygotuje twoje dziecko do nauki gramatyki formalnej w wieku dziesięciu lat. Da mu to orientację w jaki sposób składa się zdania i pomoże rozbudowywać słownictwo. Tak więc zapamiętywanie przygotowuje twoje dziecko również do tego, by w przyszłości dobrze pisało.

Na przekór staremu powiedzeniu, „Rodzina, która modli się razem, pozostaje razem”, badania wskazują, że rodzina, która tylko modli się razem, to jest wspólnie praktykuje religię tylko w kościele, zwykle nie pozostaje razem. Rodzina, która pozostaje razem to rodzina, która modli się i regularnie studiuje Biblię w domu jako rodzina.

Małe dzieci uczą się przede wszystkim poprzez zmysły, więc zanim skończą 10 lat potrzebują wielu zajęć związanych z manipulowaniem dłońmi. Należy zapewnić dziecku miejsce, narzędzia i czas, aby rozwinęło swoje zdolności twórcze wykorzystując sztukę. W salonie czy gdziekolwiek, gdzie czytasz na głos swoim dzieciom, powinieneś mieć nisko zawieszoną półkę, którą zapełnisz dobrej jakości przyborami plastycznymi – dobrej jakości kredkami ołówkowymi, papierem, folderami z próbkami tapet, kawałkami materiału, klejem, gliną, tego typu różnorodnymi rzeczami. Trzeba też mieć mały stół i krzesła, tak żeby dzieci mogły wyciągnąć swoje przybory, kiedy mają na to ochotę i zająć się zabawą nimi. Nie trzymajcie przyborów plastycznych na wysoko zawieszonej półce, żeby nie musiały prosić mamusi o ściągnięcie ich z góry. To nie zachęca dzieci do kreatywności. Niech będzie tak, żeby same mogły je wyciągnąć, kiedy tylko będą chciały. Oczywiście naucz dzieci utrzymywania porządku. To jasne, że estetyka twojego domu i ogrodu na tym nie zyska, ale twoim celem powinno być umożliwienie dzieciom rozwoju ich zdolności twórczych.

Transkrypt w linku poniżej:
http://trivium.wybudzeni.com/2016/02/20/nauczanie-trivium-trivium-w-praktyce-napisy-pl/

Trivium Edukacja – Jan Irvin – Red Ice Radio – napisy PL

 

Henrik Palmgren: Witaj ponownie na naszej antenie, Jan. Miło z tobą znowu rozmawiać. Jak się masz i jak tam sprawy w gnosticmedia.com?

Jan Irvin: Wszystko bardzo dobrze, Henrik. Minęło trochę czasu. Chyba w 2007 roku rozmawialiśmy ostatni raz. Dobrze mówię? Czy w 2008?

Henrik Palmgren: Tak. Dobre pytanie. Rozmawialiśmy dwa razy, więc może najpierw w 2007 roku, a potem w 2008. Musiałbym sprawdzić, ale na pewno możemy zachęcić wszystkich naszych słuchaczy, żeby posłuchali fascynującego archiwalnego materiału, w szczególności dotyczącego psychodelii, którym się zajmujesz. Ale teraz porozmawiamy o czym innym. Twoja praca i badania z całą pewnością nadały niektórym sprawom nowy kierunek. Nie mogę się doczekać, żeby dzisiaj dowiedzieć się o tym czegoś więcej. Siedem sztuk wyzwolonych. Przedstawmy na początek podstawy, Jan.

Jan Irvin: Jasne. Wszyscy, którzy chcą śledzić wiele spośród rzeczy, o których będziemy mówić mogą wejść na moją stronę internetową triviumeducation.com. Większość materiałów dotyczących spraw, o których będzie mowa znajduje się na stronie głównej – są to materiały dźwiękowe i video oraz teksty pisane. Mam nadzieję, że do czasu emisji tego wywiadu będziemy mieć nową stronę internetową dostępną dla wszystkich, ale tak, więc… Zasadniczo, kiedy pisałem moją pierwszą książkę „Astrotheology and Shamanism” w 2003, 2004 i przez pewien czas w 2005 roku, dużą jej część poświęciliśmy siedmiu sztukom wyzwolonym, religii, mitologii i tym podobnym kwestiom. Jedną rzeczą, która wciąż się pojawiała i której nie mogłem do końca rozgryźć było siedem sztuk wyzwolonych i te siedem sztuk wyzwolonych… Musimy pamiętać… Powinienem powiedzieć… Musimy dokonać rozróżnienia i zaznaczyć, że współczesna liberalna edukacja, którą ludzie otrzymują na uniwersytetach czy innych szkołach wyższych, to bardzo rzadko – jeśli kiedykolwiek – tradycyjne lub klasyczne nauczanie siedmiu sztuk wyzwolonych według pierwotnego modelu, chyba że ktoś ma nauczyciela czy profesora, który zna tę tradycyjną formę i po prostu tak się składa, że uczy klasę, która… Czasami kontaktuję się z profesorami, którzy uczą i znają pierwotny model trivium, jednak jest ich niewielu. Ale siedem sztuk wyzwolonych… Zacznijmy od zdefiniowania słowa „wyzwolony”. Definiuje się jako „wolny z urodzenia”, a więc opisujące człowieka wyzwolonego lub dżentelnema, kogoś, kto studiuje sztuki wyzwolone lub otrzymuje edukację wyzwoloną. Znaczenie tego słowa nie ogranicza się ani nie zawęża do jego znaczenia dosłownego – słowo to oznacza „wolny”. Zatem wyraz „wyzwolony” to również wyraz… W rzeczywistości jest to słowo pochodzące od słowa „książka” [ang. liberal – wyzwolony]. „Libra” lub „liber” to po hiszpańsku „książka” – jak również po łacinie. Tak więc wolność znajduje się w książkach. Pozwól, że przeczytam cytat z Edwarda Bernaysa. Pochodzi on z pierwszej strony pierwszego rozdziału wydanej w 1928 roku książki Bernaysa p.t. „Propaganda”. Bernays pisze: „Świadoma i inteligentna manipulacja zorganizowanymi zwyczajami i opiniami tłumu jest istotnym elementem demokratycznego społeczeństwa. Ci, którzy manipulują tym niewidocznym mechanizmem społeczeństwa stanowią niewidzialny rząd, będący rzeczywistą siłą rządzącą w naszym kraju. W dużej mierze rządzą nami, urabiają nasze umysły, kształtują nasze gusta i sugerują nam ideały ludzie, o których nigdy nie słyszeliśmy. To logiczny efekt sposobu, w jaki zorganizowane jest nasze demokratyczne społeczeństwo. Ogromne liczby istot ludzkich muszą współpracować w ten sposób, jeśli mają żyć razem w sprawnie funkcjonującym społeczeństwie. Niemal w każdej czynności w naszym życiu codziennym, czy to w sferze biznesu czy polityki, w naszym zachowaniu społecznym czy etycznym myśleniu, jesteśmy zdominowani przez stosunkowo niewielką liczbę osób rozumiejących procesy mentalne i wzorce społeczne mas. To oni pociągają za sznurki, które kontrolują umysł społeczeństwa”.

Patrzymy zatem na coś, co jest zasadniczo systemem ustanowionym przez elity, przez B.F. Skinnera, przez Edwarda Bernaysa, przez właśnie takich ludzi, którzy…

Henrik Palmgren: On się klepie po plecach w tym cytacie, jakby mówił: „Popatrzcie na mnie, na to, co ja byłem w stanie zrobić”.

Jan Irvin: No właśnie. A nawet używa propagandy czy też PR-u do sprzedawania swojej propagandy, do usprawiedliwienia swoich czynów, prawda?

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: Zasadniczo mówi, że to logiczny efekt sposobu, w jaki zorganizowane jest nasze demokratyczne społeczeństwo. Jest logiczny tylko w tym sensie, że oni muszą ogłupić nas wszystkich. Chyba przeprowadzałeś w swoim programie wywiad z Johnem Taylorem Gatto, mam rację?

Henrik Palmgren: Zgadza się. To był naprawdę dobry wywiad. Słuchanie Johna Gatto to zawsze duża przyjemność, zdecydowanie.

Jan Irvin: Tak. Ja również gościłem go w swoim programie wiele razy. Właśnie zakończył „Weekend z Johnem Taylorem Gatto”, który został nagrany w weekend 4. lipca, wraz z Richardem Andrew Grove z „Tragedy and Hope”, który jest moim partnerem. On naprawdę znakomicie wyjaśnia kwestię ogłupiania, tego jak oni otumaniają umysł społeczeństwa za pomocą edukacji. Edward Bernays tak naprawdę mówi… Pozwól, że przytoczę tu inny cytat autorstwa Waltera Lippmanna. Walter Lippmann… Cytat ten pochodzi z jego książki „Public Opinion”, opublikowanej w 1922 roku:

„Nauczyliśmy się nazywać to propagandą. Grupa ludzi, która może zablokować niezależny dostęp do informacji o danym wydarzeniu, jest w stanie tak zmanipulować wiadomości na ten temat, żeby pasowało to do jej potrzeb i umożliwiło przeprowadzenie kampanii propagandowej. Musi istnieć jakaś bariera między ludźmi a tym wydarzeniem. Dostęp do prawdziwego środowiska musi być ograniczony zanim ktokolwiek zdoła stworzyć pseudo-środowisko, które uznaje za mądre lub pożądane”.

Oni manipulują przekazywanymi nam danymi. Po to, by stosować tę propagandę, ten PR, jak również funkcjonujący obecnie system marketingowy i rządowy, musieli coś nam odebrać lub przynajmniej ukryć coś bądź utajnić przed nami, tak abyśmy nie mogli zobaczyć jak to wszystko działa. Zasadniczo to, o czym będziemy dziś rozmawiać jest w pewnym sensie jak połknięcie czerwonej tabletki, a potem przyjrzenie się wszystkim kłamstwom na ekranie jak w serii filmów „Matrix”, prawda? Na tym właśnie polega nauczanie siedmiu sztuk wyzwolonych według tradycyjnego modelu. Tak jak powiedziałem, siedem sztuk wyzwolonych… Słowo „wyzwolony” pochodzi od słowa „wolność”, a oni nawet wpletli to słowo do jego przeciwieństwa oznaczającego liberalnego zwolennika zwiększenia podatków z przeznaczeniem wpływów na cele polityczne czy też komunistę lub socjalistę, czyli w rzeczywistości dokładne przeciwieństwo kogoś, kogo można by było uznać za liberała. Prawdziwy liberał to ktoś, kto nie chce żyć na rządowym garnuszku. On chce żyć sam.

Henrik Palmgren: No tak, zgadza się. Chciałbym cię zapytać o to co twoim zdaniem stało się… Na pewno do tego dojdziemy, ale chcę cię zapytać co według ciebie stało się z nauczaniem siedmiu sztuk wyzwolonych, ponieważ mnie się wydaje, że był to system stworzony w dużej mierze dla elit, ale nawet on zszedł do podziemia, jeśli wiesz co mam na myśli, Jan. Nawet to, co jest dane nam kilkaset lat po tym zniknięciu stanowi zasadniczo dużo bardziej ograniczoną wersję pierwotnego modelu. Ten model został okrojony, żeby odpowiadał plebsowi, jeśli tak można powiedzieć. Ale proszę, odpowiedz, Jan.

Jan Irvin: Jasne. Siedem sztuk wyzwolonych składa się z dwóch składników zwanych trivium i quadrivium.Quadrivium opracował Pitagoras, który żył 2800 – 2700 lat temu, trivium zaś w dużej mierze stworzył Arystoteles, który żył około 2500 lat temu. Arystoteles, kiedy opublikował swoją pracę poświęconą trivium i logice, był… Arystoteles był mentorem Aleksandra Wielkiego i naraził się Aleksandrowi Wielkiemu opublikowaniem tej informacji, ponieważ ujawniała w jaki sposób elity kontrolują masy. Patrzymy więc na system, który jest trochę jak… wiesz… wiele osób wie, że kabała może być wykorzystywana do kontrolowania umysłu, do złych celów, ale tutaj patrzymy na… To samo może również być prawdą w odniesieniu do trivium, a jedynym sposobem, w jaki te systemy mogą być wykorzystywane do kontrolowania umysłu przeciwko tobie jest to, że ty decydujesz, żeby nie rozumieć jak one mogą być wykorzystywane przeciwko tobie. Ty musisz zachować i pielęgnować własną ignorancję albo zdecydować, że zignorujesz informacje – od tego pochodzi słowo „ignorancja”. Słowo „utajniony” znaczy po prostu „ukryty”, a „edukować” tak naprawdę znaczy „odtajniać”. A zatem kiedy edukujesz się na jakiś temat, przestaje on być dla ciebie niejasny, nie jesteś już dłużej nieświadomy, przestajesz być ignorantem w danej kwestii. A zatem jedynym sposobem, w jaki systemy takie jak kabała i trivium mogą być wykorzystywane przeciwko tobie… To znaczy, nawet, kiedy jesteś ich świadomy, ktoś może próbować, ale jest dużo bardziej prawdopodobne, że wychwycisz jakąkolwiek próbę wykorzystania tych rzeczy przeciwko tobie, jeśli je studiujesz i jesteś ich świadom niż gdy jesteś całkowitym ignorantem i decydujesz, że w ogóle nie będziesz ich studiował. To dlatego nazywają się sztukami wyzwolonymi, czyli dotyczącymi lub opisującymi człowieka wolnego. A więc nieznajomość ich to zasadniczo niewolnictwo i służebność i dlatego ważne jest, żeby się ich uczyć. Jak powiedziałem, oni przeinaczyli słowo „wyzwolony”, jak również słowo „trivium” i próbowali trywializować to drugie słowo i jego ważność na świecie. Ściśle mówiąc, zajrzałem na stronę internetową „Encyklopedii Britannica” i na własnej stronie podali złą definicję słowa „trivium”. Skontaktowałem się więc z jednym z ACADEMIC, profesorów-redaktorów „Encyklopedii Britannica” i zapytałem go o to, a on odpowiedział:

„Och, to absolutna nieprawda. Skąd panu przyszło do głowy, że słowo ‘trywialny’ pochodzi od słowa ‘trivium’? Słowo ‘trivium’ oznacza po łacinie 3 przecinające się drogi, a słowo ‘trywialny’ pochodzi od jakiegoś tam innego słowa”.  

Ja odpowiedziałem: „Właśnie o to mi chodzi, proszę pana, ponieważ wziąłem to z pańskiej publikacji”. Tak więc on nie był nawet świadom tego, że „Encyklopedia Brittanica” podaje, że „trivium” jest spokrewnione z „trywialny”. Zajmijmy się więc tym czym jest trivium. Trivium składa się z trzech elementów. Pierwszym z nich jest… pozwól, że zmienię to co mam tu na ekranie. Pierwszym z nich jest gramatyka, a gramatyka jest faktycznie rzecz biorąc wiedzą. I gramatyka… Istnieją dwa różne rodzaje gramatyki.

Większość ludzi, kiedy usłyszy słowo „gramatyka”, pomyśli sobie: „Henrik, po co do licha gościsz w swoim programie kogoś, kto da nam lekcję gramatyki?” A więc są dwa różne rodzaje gramatyki.

Jest gramatyka, która odnosi się do określonego języka, jak angielski, rosyjski, polski czy łacina, a także do słów, konstrukcji zdań i tym podobnych zagadnień w danym języku.

Jest też gramatyka ogólna odnosząca się do obiektywnej rzeczywistości w każdym języku oraz do wszystkich tematów jako pierwszy zestaw klocków do zintegrowanej i w pełni świadomej, obiektywnej nauki lub zasobu wiedzy. Zasadniczo możemy więc myśleć o gramatyce ogólnej jako o przeprowadzaniu badań, prawda?

Gramatyka ogólna odpowiada na pytania kto, co, gdzie i kiedy, a gramatyka specjalna odnosi się – znowu – do interpunkcji, gramatyki i wiedzy dotyczącej liter oraz innych rzeczy, z którymi masz do czynienia, a także tego jak je właściwie ze sobą łączyć.

Kiedy zagłębiamy się w jakiś temat, po pierwsze musimy wiedzieć kto, co, gdzie i kiedy. W przeciwnym razie nie mamy żadnej wiedzy o tym co się dzieje. Gdybym podszedł do ciebie, Henrik, i zapytał: „Henrik, dlaczego tamta maszyna działa?”, to gdybyś ty nie podszedł do niej, nie popatrzył i nie zbadał jej, prawdopodobnie nie miałbyś danych typu kto, co, gdzie i kiedy i tak dalej odnośnie do tego jak ta rzecz działa. I nie byłbyś w stanie wyjaśnić tego komuś innemu. Tak więc ważne jest, abyśmy zawsze, zanim wyciągniemy jakiekolwiek wnioski… To jest jedna z kwestii, które postrzegam jako współczesny globalny problem – ludzie wyciągają wnioski zanim zapytają kto, co, gdzie i kiedy. Nazywamy to stawianiem logiki na pierwszym miejscu. Według mnie jest to skutek usunięcia trivium z programu nauczania. Pytałeś wcześniej kiedy to nastąpiło. Myślę, że mniej więcej w latach 50-tych XIX wieku. Wtedy to się zaczęło. W Stanach Zjednoczonych usunięto je całkowicie, z wyjątkiem małych ośrodków, przed nastaniem drugiej dekady XX wieku. Niektórzy nawet przypisują Rewolucję Amerykańską i Amerykańską Erę Przemysłową właśnie trivium i nauczaniu trivium w starych szkołach z jedną salą. To wszystko jest zatem w pewnym sensie zintegrowane i połączone.

Henrik Palmgren: Możemy z tego zrozumieć, Jan, że to niebezpieczna rzecz ta edukacja, ta wiedza uzyskiwana dzięki właściwemu zrozumieniu świata, własnego otoczenia i tak dalej.

Jan Irvin: Zgadza się.

Henrik Palmgren: Dzięki temu powstaje silne, świadome społeczeństwo.

Jan Irvin: Dokładnie. Dokładnie o to chodzi. Dokładnie o to chodzi. Ty dajesz im moc, żeby zobaczyli rzeczy, o których mówili Edward Bernays, Walter Lippmann i B.F. Skinner. Wiesz, B.F. Skinner powiedział:

„Daj mi dziecko, a ja zrobię z niego cokolwiek”.

Henrik Palmgren: Sądzę, że to naprawdę ważna rzecz. Mówiąc inaczej, to oznacza, że oni nie są pod żadnym względem lepsi ani nadrzędni, jeśli spojrzymy na elity lub na tych…

Jan Irvin: Dokładnie. Trafiłeś właśnie w samo sedno. Oni próbują wykorzystać tę całą filozofię genetyczną, eugeniczną, można tu nawet wrzucić filozofię syjonistyczną, i próbują powiedzieć, że jedna grupa stoi wyżej od wszystkich pozostałych, ale w rzeczywistości używają konkretnego sposobu myślenia, aby mieć przewagę nad innymi. Jeśli znasz ten system, to możesz dostrzec w jaki sposób próbują tobą manipulować.

Henrik Palmgren: No tak.

Jan Irvin: Dobrze? No więc tak… Trafiłeś dokładnie w samo sedno. To co się dzieje, kiedy ludzie nie rozumieją trivium czy choćby rozumieją je w niewłaściwej kolejności… Trivium… Wiesz, niektórzy ludzie nauczają trivium jako gramatykę, logikę i retorykę, jako trzy różne i odrębne dziedziny nauki. Ja i ludzie, z którymi pracuję absolutnie się z tym nie zgadzamy. My postrzegamy trivium jako funkcjonujący system. Powodem dla którego jest to funkcjonujący system jest to, że jeśli zawsze mówi się o trivium w kolejności gramatyka, logika i retoryka, wejście, przetwarzanie, wyjście informacji, gramatyka, logika, retoryka, to funkcjonuje ono jak koło lub rodzaj spirali, co pozwala na przemieszczanie się do góry i na dół poziomami w celu zweryfikowania i ponownego sprawdzenia danych, z którymi mamy do czynienia. Kiedy ktoś pyta w jaki sposób wracasz i przechodzisz przez logikę, czyli „dlaczego”, co zmusza cię do powrotu na dół do gramatyki, czyli „kto, co, gdzie i kiedy” zanim wrócisz na górę z większą liczbą danych… Ten system jest jak spirala [korkociąg do butelek z winem], która umożliwia ci przesuwanie się z góry na dół niezależnie od przedmiotu, którym się zajmujesz – czy studiujesz koszykarstwo czy astronomię, czy chcesz być kucharzem czym kimkolwiek innym.

Spirala-indukcyjno-dedukcyjna (1)

 

Możesz wykorzystać te same informacje, by zagłębić się, dojść do podstaw tego, co próbujesz zrobić i wrócić na górę z właściwymi informacjami. Jeżeli tego nie robimy, to stawiamy logikę przed gramatyką, a logika to rozumienie, dobrze? Logika odpowiada na „dlaczego” tematu, ale bez uprzedniej znajomości tego o czym mówisz – a gramatyka jest wiedzą – bez wcześniejszego uzyskania odpowiedzi na pytania kto, co, gdzie i kiedy, to co dokładnie rozumiesz, prawda? Widzisz więc, że tylko pytanie co rozumiesz zmusza cię do tego, byś zszedł z powrotem na dół do gramatyki i zapytał kto, co, gdzie i kiedy, prawda? Tak więc wielu ludzi… Wiesz, jeśli powiesz… Jeśli wygłosisz stwierdzenie na jakiś temat, ludzie powiedzą: „Och Henrik, jesteś po prostu teoretykiem spisku, rząd nigdy nie mógłby zrobić czegoś takiego”. A ty siedzisz ze stosem danych, do których oni nie chcą zajrzeć. Dają pierwszeństwo swojej logice. Już podjęli decyzję. Wiesz, jak mówi stare powiedzenie: „Nie mieszaj mi w głowie faktami, już podjąłem decyzję”,prawda?

Henrik Palmgren: No tak.

Jan Irvin: Więc dają pierwszeństwo logice lub swojej decyzji, swojemu „dlaczego”, dlaczego coś jest zanim w ogóle zapytają kto, co, gdzie i kiedy i spojrzą na faktyczne dane, prawda? Ludzie, którzy nie wracają na dół do poziomu gramatyki i nie przyglądają się kto, co, gdzie i kiedy i wychodzą na górę zanim zapytają dlaczego… Pozwól, że dodam, iżlogika rozwija zdolność ustanawianiu niesprzecznych relacji/związków, a to odkrywa systematyczne zrozumienie tematów, z którymi masz do czynienia. To jest przewodnik prawidłowego myślenia, myślenia bez sprzeczności.Wiesz… Według definicji Ayn Rand, to sztuka niesprzecznej identyfikacji. I co ciekawe, Ayn Rand była jedną z… jeśli przeczytasz jej książkę, była jedną z tych, którzy zwykle stawiali logikę przed gramatyką. Dochodziła do wniosków, które były niewłaściwe. Jeśli studiujesz Anthony’ego Suttona, Carrolla Quigley’a albo Douglasa Reeda lub inne tego typu prace, od razu widzisz wyraźnie, że ona nie stawiała gramatyki przed logiką. Wyciągała wnioski bez odpowiedniej analizy. To nie znaczy, że cała filozofia Ayn Rand jest zła, ale jedynie, że niewłaściwie rozumiała trivium i to jak zbierać dane zanim wysnuje się wniosek.

Henrik Palmgren: Jan, czy dostrzegasz, że istnieje problematyczny aspekt, jeśli włączymy do tego wszystkiego filozofię, ponieważ w pewnym momencie, jeżeli interesuje cię konkretna dziedzina filozofii, pojawią się sprzeczne rzeczy.

Jan Irvin: W tym wszystkim chodzi o to, Henrik, że starożytni wierzyli, w każdym razie ci po Arystotelesie, że nie można nawet studiować filozofii, jeśli najpierw nie ma się podstawy w postaci trivium. Rozumiesz, wiele osób nie wie – i być może to jest tutaj dobrym przejściem – że istnieje starożytna dyskusja, która toczy się od Sokratesa aż do czasów obecnych, zwana wielką dyskusją. Można ją znaleźć w wybitnych książkach świata zachodniego. Aż do dnia dzisiejszego uzbierało się 54 – 60 tomów. Coraz trudniej dostać egzemplarze, ale można pójść do antykwariatu i czasami udaje się znaleźć taką książkę za nie wiem ile by to było w Szwecji, ale odpowiednik 100, 200 dolarów. W tej dyskusji uczestniczą właściwie wszyscy najważniejsi filozofowie z ostatnich 2500 lat i jest to niezmienna dyskusja, do której każde pokolenie dodaje coś od siebie. Aby móc się w to zagłębić i zrozumieć te wielkie dyskusję, musisz najpierw studiować trivium i quadrivium. Zatem to jest jeden ze sposobów w jaki oni uniemożliwiają ludziom zrozumienie jak stają się ofiarami przeróżnych taktyk i mechanizmów, a kiedy pojawiają się sprzeczności, o których wspomniałeś, to ja chętnie odnoszę się do Kanta, ponieważ uważam, że Kant dał nam sprzeczności i to filozofia Kanta tak naprawdę wyrządziła nam największą szkodę, wpłynęła na irracjonalność nowego porządku świata i wiele innych rzeczy narzucanych ludziom, jak również… Sądzę, że ruch pozytywistyczny w dużej mierze wywodzi się z filozofii Kanta. To są ludzie, którzy zamiast, no wiesz, zamiast podejmować działania przeciwko złu, mówią:

„To jest negatywne, nie chcę o tym słyszeć, nie chcę nic o tym wiedzieć”.

Wiesz, oni wybierają ignorancję zamiast zrozumienia. Automatycznie blokują dopływ informacji. Słyszałem wielu ludzi w typie Hippisów, którzy mówili, że coś jest negatywne i odmawiali sprawdzenia tego. Wybierali ignorancję – sądzę, że na szkodę własną i wszystkich innych, bo na czyją korzyść działa taka decyzja, czy działa na twoją korzyść czy na korzyść przywódców nowego porządku światowego, że usiądziesz i nie będziesz podejmować działań, kiedy widzisz niesprawiedliwość? Jeśli ktoś jak…

Powiedzmy, że są trzy osoby, które biorą udział w wyścigu i znajdują się na linii startowej, prawda? Jednym z nich jest optymista, drugi nie jest ani optymistą ani pesymistą, trzeci zaś jest wielkim pesymistą. Jak sądzisz który wygra wyścig?

Henrik Palmgren: O rany, czy to w ogóle ma znaczenie? Trudno odpowiedzieć…

Jan Irvin: Kwestia, do której zmierzam dotyczy podejmowania działań i nierobienia tego. Dowcip jest taki, że optymista zdenerwuje się, że pesymista tam jest i usiądzie, żeby medytować i oczyścić atmosferę. Pesymista, który choć może mieć negatywne nastawienie, narzekać i jęczeć przez cały czas, dotrze do mety prawdopodobnie w tym samym czasie co ten, który nie myśli ani pozytywnie ani negatywnie i na całej trasie zatrzymuje się, by wąchać kwiaty. Wiesz, to jest po prostu… To pokazuje, że ludzie, którzy zazwyczaj przez cały czas chcą być optymistami, nie są holistyczni ani nie myślą krytycznie. Ludzie często postrzegają krytyczne myślenie jako pesymizm, bycie negatywnym, prawda? Pozytywne myślenie nie oznacza równowagi. Jeżeli cały czas myślisz pozytywnie, brakuje ci równowagi, a jeśli spojrzymy na kabałę, to jednym ze sposobów w jaki w kabale można wykorzystywać kontrolę umysłu jest przyporządkowanie cię do jednej z sefir, gdzie będziesz myśleć wyłącznie pozytywnie. Musisz więc pamiętać, że istnieją różne strony, jest yin i yang w równowadze i przyrodzie, jest dzień i noc, jest dobro i zło, wiesz, w przyrodzie i wszechświecie panuje równowaga. Tak więc jeśli zawsze skupiasz się tylko na jednej stronie i absolutnie, niezależnie od okoliczności, odmawiasz przyjrzenia się drugiej, to faktycznie rzecz biorąc bardzo łatwo będzie cię kontrolować i tobą manipulować.

Henrik Palmgren: Jak najbardziej. To również… Ja dostrzegam, że chodzi również o to do jakiego rodzaju informacji lub danych, jeśli zgodzisz się na takie słowo, masz dostęp po to, by wygłosić właściwy osąd lub podjąć właściwą decyzję. Nie wiem czy nie wybiegam naprzód, Jan, ale może krótko zajmiemy się tą kwestią. Musisz mieć w swoich parametrach wszystkie zmienne, jeśli zgodzisz się na to określenie, aby podjąć właściwą decyzję, zupełnie w ten sam sposób, co wiele tych osób… Oni chcą… To nie ma nic wspólnego z empirycznymi danymi, jeśli zgodzisz się na to określenie, oni tak naprawdę nie obserwują rzeczywistości taką jaka ona jest.

Jan Irvin: Tak jest.

Henrik Palmgren: Jak możemy być prawdziwie obiektywni w świecie, w którym prawdopodobnie nie możemy znać wszystkich zmiennych, nie możemy znać wszystkich prawd, tak?

Jan Irvin: Widzisz, to w pewnym sensie prawda, ale trivium – jeśli się je umieści w funkcjonującym systemie, w układzie przypominającym koło albo spiralę, która stale się obraca – zawsze uczy cię, żeby wrócić na dół i przyjrzeć się danym. Możesz faktycznie zgłębić informacje uzyskane za pomocą pięciu zmysłów, możesz się zagłębić i znaleźć wszystkie dostępne dane na konkretny temat, a mając te dane zdecydować czy doszedłeś do ostatecznego wniosku. No wiesz, A czy B, tak czy nie, a może musisz przeprowadzić więcej badań, prawda czy fałsz i tak dalej. Nawet jeśli dojdziesz do określonego wniosku w tym konkretnym momencie w historii i wiesz czy stwierdzenie jest prawdziwe czy fałszywe, to używając trivium jako funkcjonującego systemu zawsze wiesz, że trzeba się cofnąć i sprawdzić rzeczy, gdyby kiedykolwiek pojawiły się nowe dane, prawda? Wówczas zawsze jesteś w stanie się cofnąć i masz funkcjonującą metodę, żeby to zrobić, jak również przyjrzeć się informacjom, wiesz także dokładnie jak doszedłeś do tego wniosku ostatnim razem kiedy przez to przechodziłeś. Dzięki temu możesz bardzo szybko i łatwo cofnąć się i przyjrzeć się temu. Robienie tego przypomina w pewnym sensie mentalny system antywirusowy, ponieważ w ten sposób, no wiesz, dostajesz maile-łańcuszki, w których ludzie wysyłają ci jakieś absurdalne rzeczy. Jest w nich napisane, żeby przesłać je 20 innym osobom czy cokolwiek takiego, no wiesz, pająk na muszli klozetowej cię ugryzie, a wiele osób nie wchodzi na stronę snoops.com lub na inną z tych stron, aby sprawdzić czy mail-łańcuszek, który rozsyłają jest prawdziwy czy nie. Wtedy dzieje się coś takiego, że ty na przykład, jeśli ty na przykład… Powiedzmy, że zabiera ci 30 sekund czy może 5 minut, żeby wejść na stronę internetową snoops albo podobną i zweryfikować czy ten mail-łańcuszek jest prawdziwy czy nie zanim go wyślesz, prawda? Ale powiedzmy,jeżeli tego nie zweryfikujesz i po prostu prześlesz go dalej, roześlesz do stu osób, zabierzesz wszystkim tym ludziom czas, wielokrotnie przemnożony, tylko dlatego, że nie zweryfikowałeś tej informacji… Jeżeli rozsyłasz fałszywą informację, to tak jakbyś rozsyłał wirus, złą informację. To co się dzieje z twoim komputerem, kiedy jest w nim wirus… Jeśli ktoś nie ma oprogramowania antywirusowego w swoim komputerze i dostaje od kogoś maila z wirusem i ten mail trafia do ich skrzynki odbiorczej, a następnie rozsyła następne kilkaset maili i infekuje komputery wszystkich tych kolejnych osób… Tylko dlatego, że ta jedna osoba bez oprogramowania antywirusowego nie sprawdza danych, to teraz wszystkie te osoby mają tego wirusa. Jako że obserwujemy to co kilka lat, pojawi się globalny wirus komputerowy, który zainfekuje firmy i maile i wszystkie te rzeczy, ponieważ ludzie przekazywali informacje, których nie zweryfikowali. Wiesz, patrzymy na makro i mikro, patrzymy tutaj na dwie różne rzeczy, no wiesz, systemy komputerowe i ludzie, ale myślę, że analogia jest jasna, że gdy sami ludzie nie poświęcają minuty czy dwóch na zweryfikowanie informacji, w przyszłości zajmie to nieporównywalnie więcej czasu. Poświęćcie czas na zweryfikowanie informacji zanim przekażecie ją dalej, zapytajcie kto, co, gdzie i kiedy. W ten sposób będziecie mieć przekonanie, że albo wiecie na pewno albo musicie przeprowadzić więcej badań, że właściwą odpowiedzią jest A albo B, ale trzeba przeprowadzić więcej badań, żeby się tego dowiedzieć na pewno, bądź używając logiki lub wiedzy o sofizmatach logicznych i rozumiejąc konstrukcję zdań i to wszystko, możecie sprawdzić czy jedna strona stosuje błędne rozumowanie, nie uzasadnia podawanych przez siebie faktów i wygłasza błędne twierdzenia, a potem możecie to odrzucić, prawda? Możecie także odkryć kto wysuwa lepszy argument, czym jeszcze się nie zajęliśmy, ale…

A zatem, tak czy inaczej, trzecia część trivium to retoryka i to jest „jak” tematu. Zanim wyjaśnisz innym w jaki sposób jakaś rzecz poprawnie działa, musisz odpowiedzieć na pytanie dlaczego oraz kto, co, gdzie i kiedy. Musisz przejść przez gramatykę i logikę. Najpierw gromadzisz wszystkie dane za pomocą gramatyki, pozbywasz się sprzeczności za pomocą logiki i odpowiadasz na pytanie dlaczego coś działa tak jak działa. Teraz, kiedy ktoś cię pyta dlaczego, jesteś w stanie wyrazić to przekonywająco i wyraźnie i przekazać jasną informację bez szumu w sygnale. Tego właśnie brakuje w naszych dzisiejszych systemach edukacji, co ludzie zdecydowanie mieli… Czytałem listy żołnierzy walczących w amerykańskiej wojnie domowej, które były znacznie bardziej zrozumiałe niż to co dzisiaj pisze przeciętny człowiek, nawet ktoś, kogo spotykasz w sieci czy gdziekolwiek.

Henrik Palmgren: Zwłaszcza w sieci, Jan, wiemy o tym. Wszystko jest ograniczone i zasadniczo spełnia się koszmar Orwella, jeśli chodzi o słownictwo.

Jan Irvin: Zdecydowanie. Zdecydowanie. Znowu trafiłeś w dziesiątkę. Prawdę mówiąc, mam tutaj gdzieś książkę właśnie na ten temat. Ma tytuł „Less Than Words Can Say”. Traktuje właśnie na ten temat i na temat ciągłego ogłupiania nas w sferze języka. Przed minutą wspomniałem o sofizmatach logicznych. Powinniśmy zająć się niektórymi z nich, ludzie powinni zrozumieć sofizmaty logiczne. Ja sądzę, że najpierw, ponieważ można zacząć je stosować od razu. A sofizmaty logiczne są w rzeczywistości jak… Znajomość sofizmatów logicznych jest jak połknięcie czerwonej tabletki w filmie „Matrix” – sądzę, że to najlepsza analogia. Istnieją dwa typy, dwie kategorie sofizmatów logicznych – formalne i nieformalne.

Sofizmaty formalne oparte są ściśle na logicznej budowie argumentu, co jest dedukcyjne.

Sofizmaty nieformalne są najpowszechniejsze, najczęściej rozpoznawane i najłatwiejsze do nauczenia. Uwzględniają nielogiczną treść argumentu i są indukcyjne. Są fałszywe z epistemologicznych, logicznych, dialektycznych lub pragmatycznych powodów.

Sofizmaty nieformalne dzielą się na trzy kategorie:

*relewancja,

*przypuszczenie

*wieloznaczność.

Kiedy rozumiemy sofizmaty logiczne i powinienem wspomnieć, że słowo „fallacy” [ang. sofizmat] pochodzi od łacińskiego „fallare”, co znaczy „kłamać”. Gdy ludzie używają różnych rodzajów sofizmatów, to w rzeczywistości kłamią.

Są dwa typy ludzi stosujących sofizmaty. Jest przeciętna osoba, która nigdy nie studiowała logiki ani żadnej nauki tego rodzaju i robi to po prostu w wyniku ignorancji, nie jest tego świadoma, no wiesz, nie jest wyedukowana. I jest też drugi rodzaj, osoba, która robi to celowo, czyli sofista – stąd mamy słowo „sophisticated” [ang. Przebiegły, wyrafinowany]. To są zwykle elity – prawnicy, marketingowcy, propagandyści, politycy – ten rodzaj ludzi to klasa przebiegła, sofiści, którzy stosują ten rodzaj informacji do kontrolowania reszty społeczeństwa. Możemy teraz zagłębić się w niektóre sofizmaty logiczne. Mów, mów.

Henrik Palmgren: Zanim się tym zajmiemy, Jan, chcę cię znowu zapytać o właściwy typ informacji. Jeśli wrócimy do tej idei, ponieważ jeśli myślimy o tej koncepcji koła lub spirali, o której wspomniałeś – spirali, dzięki której się obracamy – to ok, muszę zebrać więcej danych lub przeprowadzić więcej badań, żeby się dowiedzieć co tak naprawdę się dzieje, no wiesz, zasadniczo na każdy temat. Istnieje prawdopodobieństwo, że możemy skończyć biegając w kółko. Może nas również powstrzymać myśl o… Mów, Jan.

Jan Irvin: Nie zgadzam się, że będziemy po prostu biegać w kółko, ponieważ koncepcja robienia tego jest w swej istocie niezmiennie samo korygująca. Sądzę, że to właśnie nie robienie tego wpędza nas w koło w pierwszej kolejności, ponieważ nie pytamy kto, co, gdzie i kiedy. Nie sprawdzamy naszych danych i wyciągamy niewłaściwe wnioski bez żadnych informacji czy prawidłowej analizy. Uważam, że ten motyw biegania w kółko to jest dokładnie to co robi całe nasze społeczeństwo właśnie w tej chwili bez trivium. Tak więc całkowicie się z tobą nie zgadzam w tej kwestii, ponieważ ciągłe powracanie na dolny poziom, sprawdzanie samego siebie i upewnianie się, że opierasz swoje decyzje na solidnych informacjach to jest to, co da ci silne poczucie własnej wartości i przekonanie, że podejmujesz właściwą decyzję.

Henrik Palmgren: Jak najbardziej rozumiem o co ci chodzi, Jan. Sądzę, że nawiązuję tutaj w pewnym sensie do jakości informacji, którą otrzymujemy. Powiedzmy na przykład, że chcemy się dowiedzieć czegoś o Celtach czy Druidach.

Jan Irvin: Jasne.

Henrik Palmgren: Jeśli jedyne dane, do których mam dostęp pochodzą od Juliusza Cezara, ponieważ to jest jedyny faktycznie napisany…

Jan Irvin: No to jesteś ograniczony do informacji, które są dostępne i które możesz uzyskać poprzez pięć zmysłów.

Henrik Palmgren: No tak, tak.

Jan Irvin: Tak więc na pewno, jeżeli wiedziałbyś, że skoro Juliusz Cezar jest jedynym źródłem, to wiesz, czy musisz wyjść i kopać w polu, przeprowadzić własne prace archeologiczne, żeby się dowiedzieć więcej na temat tego kto, co, gdzie i kiedy, to w takim razie muszę to zrobić. Możesz zrozumieć to jedno źródło w oparciu o sofizmaty i właśnie zaraz zajmiemy się sofizmatami logicznymi, ale jeśli jedna strona wysuwa stronniczy argument przeciwko drugiej, sofizmaty logiczne i wiedza na temat tego jak się buduje zdania i czy twierdzenie jest logiczne, albo tego czy ktoś próbuje wykorzystać te sofizmaty przeciwko tobie, w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto ujawni te fałszywe próby poprzez użycie samej tylko logiki.

Henrik Palmgren: Rozumiem. To interesujące, ponieważ o tym właśnie chciałem mówić, zasadniczo chciałem zapytać jak daleko cię to zabiera, czy jesteś ograniczony jedynie do środowiska akademickiego w sensie, że jesteś badaczem, który nie rusza się z fotela czy faktycznie zabiera cię to do fizycznego świata.

Jan Irvin: Nie nie nie. Widzisz, trzeba pamiętać, że aspekt gramatyki ogólnej dotyczy rzeczywistości, wiesz, drzew, roślin, zwierząt, samochodów, dróg, domów, budynków, książek – wszystko, co jest rzeczywistością może się mieścić w gramatyce ogólnej, podczas gdy gramatyka specjalna zajmuje się klockami budującymi język specjalistyczny, jak angielski, rosyjski, polski czy łacina, prawda? A zatem gramatyka ogólna zawsze zabiera cię z powrotem do rzeczywistości, żebyś mógł się przyjrzeć temu co tam jest i powiedzieć:

„Aha, to jest to, co muszę zrobić, żeby zebrać więcej informacji zanim wrócę i wyciągnę ostateczny wniosek”.

Henrik Palmgren: Doskonale. Innymi słowy wspaniała indywidualna ocena sytuacji, a nie poleganie wyłącznie na danych, które aktualnie są dostępne.

Jan Irvin: Tak, dokładnie. Tak więc zawsze mówisz jakie jest wykształcenie danej osoby, skąd pochodzi, czy ma ukryte motywy, dla kogo pracowała, czy stosuje fałszywą retorykę, czy informacje, które on lub ona podaje są właściwie przytoczone i czy te wszystkie źródła są łatwe do znalezienia, możliwe do zweryfikowania, czy są błędnie zacytowane i tak dalej, po to, żebyś mógł wrócić i wszystko to sprawdzić. Właściwie dokładnie to zrobiłem, kiedy pisałem moją ostatnią książkę „The Holy Mushroom”, wtedy gdy byłem w twoim programie ostatnim razem. Wszystkie ataki wykorzystywane przeciwko Johnowi Allegro w pierwszej kolejności przez R. Gordona Watsona, więc to co ja zrobiłem… Byłem faktycznie rzec biorąc pierwszym od czterdziestu lat, od czasu, kiedy Allegro opublikował tę książkę, który rzeczywiście sprawdził każdy z jego przypisów, a następnie zweryfikował każdy cytat, którego użył w przypisach, złożył je wszystkie razem i przeszedł przez nie wszystkie, aby sprawdzić prawdziwość jego cytatów, no i okazało się, że są zgodne z rzeczywistością, wbrew opinii wszystkich naukowców przez te ostatnie czterdzieści lat, prawda? Co więcej, byłem również w stanie odnaleźć starożytne, pierwotne teksty, które udowadniały… Jeden z tych tekstów wspominał konkretnie o, w cudzysłowie, „świętym grzybie”. Mieliśmy więc starożytny, pierwotny tekst, który konkretnie wspierał tezę Allegro, a dzisiaj mamy także około 3 tysięcy innych ilustracji i tym podobnych rzeczy. Wiesz, w 1970 roku nie było Internetu i mieliśmy tylko jedną czy dwie, prawda? A więc w taki sposób możemy wrócić na dół, zagłębić się i nie ograniczać się do opinii jednej osoby czy jednej grupy, a robiąc to, możemy zacząć od przyjrzenia się nieformalnym sofizmatom logicznym.

Jak powiedziałem, sofizmaty w pierwszej kolejności dzielą się na trzy grupy: relewancja, przypuszczenie i wieloznaczność.

Najpierw wymienię niektóre z nich, a potem skupimy się na kilku wybranych.

  1. Jest więc ad hominem,
  2. odwołanie się do władzy,
  3. odwołanie się do przekonania,
  4. odwołanie się do konsekwencji przekonania,
  5. odwołanie się do emocji,
  6. odwołanie się do strachu,
  7. odwołanie się do pochlebstwa,
  8. odwołanie się do nowości,
  9. odwołanie się do współczucia,
  10. do popularności,
  11. do szyderstwa,
  12. do złośliwości,
  13. do tradycji…

Są też sofizmaty

  1. odwołujący się do głosu ludu,
  2. sofizmat niedostatecznego uzasadnienia czy też błędnego koła w rozumowaniu,
  3. jest sofizmat tendencyjnego przykładu,
  4. sofizmat ciężaru dowodu,
  5. sofizmat ad hominem zarzucający rozmówcy własną korzyść w danej kwestii,
  6. sofizmat polegający na myleniu przyczyny ze skutkiem,
  7. fałszywy dylemat,
  8. sofizmat hazardzisty,
  9. sofizmat genetyczny,
  10. jest wina przez skojarzenie,
  11. pośpieszne uogólnienie,
  12. sofizmat płaszczyzny porozumienia…

To tylko krótki przegląd. W rzeczywistości znamy kilkaset sofizmatów, a ich lista nigdy nie będzie pełna, ponieważ ludzie zawsze mogą wymyślić nowe kłamstwa i nowe sposoby kłamania.

Henrik Palmgren: Zgadza się, Jan. Dobrze by było, gdyby ruch konspiracyjny przeanalizował niektóre z nich…

Jan Irvin: Zdecydowanie i właśnie po to ujawnia się te informacje. Bo gdyby ruch odsłaniający działania konspiracyjne zapoznał się z tym wszystkim i nauczył się w jaki sposób działają te kłamstwa, byłby w stanie wrócić przez wszystkie poziomy i odfiltrować wszystkie nieprawdziwe informacje i dezinformacje, mające zaszkodzić tak zwanemu ruchowi prawdy. Byłby w stanie dopracować swoje argumenty, uściślić dane na temat ataków z 11. września czy na jakikolwiek inny temat, zdobyć więcej niezbitych faktów i odfiltrować wszystko co nie jest prawdą. Kiedy kilka lat temu odbyła się debata między Jasonem Bermasem i Dylanem Avery a „Popular Mechanics” w Democracy Now!… Gdyby Bermas i Avery byli uzbrojeni w te informacje, gdy tam poszli, zamiast odpowiadać sofizmatami logicznymi na sofizmaty stosowane przez gości z „Popular Mechanics”, mogliby powiedzieć: „Och, to był sofizmat śliskiego zbocza albo rozszerzenia albo fałszywy trop albo użyłeś odwołania się do strachu czy odwołania się do szyderstwa”.

No wiesz, jeżeli nie potrafisz przedstawić jednego argumentu w ogólnokrajowej telewizji bez stosowania sofizmatów logicznych, to dla mnie i wszystkich innych jest oczywiste, że jest pan intelektualnym bankrutem, panie Popular Mechanics, i tak to powinno było być odebrane.

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: Ale wiesz, wszystko co możemy powiedzieć to „mogłoby tak być”, „powinno było tak być”, „byłoby tak” i od tego pójść dalej. I to właśnie trzeba zrobić, ludzie muszą się nauczyć jak te rzeczy działają po to, aby mogli z powrotem wejść do środka i przedstawić solidne argumenty, zaprezentować te argumenty i za każdym razem, kiedy, wiesz, ktoś mówi: „Henrik, jesteś po prostu teoretykiem spisku ha ha ha!”, to jest po pierwsze sofizmat ad hominem, ponieważ zamiast spojrzeć na dane, które przedstawiasz, rozmówca atakuje cię, a po drugie odwołanie się do szyderstwa. Ten sofizmat jest naprawdę interesujący, ponieważ to tak jakby ktoś mówił: „Henrik, mylisz się, bo ha ha ha!” I na tym kończą się jego argumenty.

Henrik Palmgren: Tak. To wszystko co ma do powiedzenia.

Jan Irvin:  To wszystko co ma do powiedzenia. Zatem jeśli możesz dostrzec ten rodzaj kłamstwa, to ci znacznie ułatwia, więc teraz, kiedy idziesz przez życie… Wiesz, na początku, kiedy zaczniesz się uczyć sofizmatów, będziesz się często potykał i tak dalej. To jest jak nauka chodzenia. Dziecko nie wstaje i nie biegnie od razu pierwszego dnia, ale często się przewraca.

Henrik Palmgren: Zgadza się.

Jan Irvin: Więc wiesz, przez pierwszy rok albo półtora musisz się uczyć mniej więcej jednego sofizmatu dziennie. Gwoli ścisłości, ktoś właśnie wyszedł naprzeciw tej potrzebie i założył stronę internetową, która chyba nazywa się http://www.fallacyaday.com. Możesz się uczyć jednego sofizmatu dziennie albo nauczyć się wszystkich, a kiedy już nauczysz się ich nazw i tego jak działają, to wówczas przeniosą twoją wiedzę od intuicyjnej do jawnej. Intuicyjna wiedza to coś takiego, że gadasz z facetem na pchlim targu albo z dealerem samochodowym i masz dziwne uczucie w żołądku, że ten facet kłamie:

„Myślę, że facet mi ściemnia, ale nie jestem do końca pewien, mam to dziwne uczucie”,

podczas gdy jawna wiedza polega na tym, że mówisz:

„O tak, on właśnie zastosował odwołanie się do pochlebstwa, odwołanie się do popularności. Powiedział, że wszystkie gorące laski będą moje, jeśli sobie załatwię skórzane siedzenia. Gada w ten zwodniczo plastyczny sposób i tak dalej, żeby mi sprzedać ten produkt”.

Tak więc teraz nie masz już tylko dziwnego uczucia, ale jesteś w stanie wyraźnie rozpoznać konkretne kłamstwo, które właśnie zostało użyte przeciwko tobie.

Henrik Palmgren: To jest metoda weryfikowania twojej intuicji i przeczuć, czegoś co podświadomość cały czas odbiera.

Jan Irvin: Dokładnie, dokładnie. Znowu trafiłeś w samo sedno. Dokładnie tak jest, ponieważ wiedza intuicyjna powinna jedynie skłaniać cię do tego, byś pomyślał:

„Aha, co to było, wróćmy do trivium i przejdźmy przez gramatykę i logikę zanim wyciągniemy jakiekolwiek wnioski lub przekażemy informację. Przetwórzmy to przez trivium i wtedy zobaczymy co tu się dzieje”.

Tak więc to ukryte lub intuicyjne dziwne uczucie, ten moment, kiedy mówisz „ahaaa”, powinno jedynie skłaniać cię do przejścia do systematycznej metody weryfikacji, a nie powinno być ostatecznym wnioskiem. Wiesz, obserwuję wiele osób w Ruchu New Age, które mówią, że doznały dziwnego uczucia: „Och, pewnego dnia ja…”. Wiesz, byłem na wielu konferencjach New Age, gdzie były dziesiątki ludzi, którzy myślą w ten sposób:

„Cóż, no wiesz, jestem medium, dlatego miałem dziwne uczucie, że uzyskałem informację jako medium i stąd wiem, że to prawda. Albo ta osoba to jaszczur lub kosmita, ponieważ moi rodzice doznali dziwnego uczucia, kiedy oglądali telewizję”.

Poważnie, to wszystko co masz? To są jedyne dowody jakie masz?

Henrik Palmgren: W tym momencie dotykasz kwestii, których nie można udowodnić ani obalić, co jest zdecydowanie wygodne.

Jan Irvin: Nie, wcale nie, ponieważ coś takiego nazywa się twierdzeniem arbitralnym i zostaje automatycznie odrzucone. Przedstawiasz tezę, na którą nie masz absolutnie żadnych dowodów. Widzisz, trzeba pamiętać, wracając do obiektywnej rzeczywistości, że wnosisz informacje poprzez pięć zmysłów i weryfikujesz, pytasz kto, co, gdzie i kiedy zanim powiesz dlaczego lub jak. A zatem ktoś, kto po prostu doznaje dziwnego uczucia, a następnie uznaje je za fakt – wiesz, z tego powodu bardzo ostro krytykowano Rene Descartesa i Kanta. To po prostu wymyślanie jakichś rzeczy i decydowanie, że odzwierciedlają rzeczywistość, kiedy tak naprawdę nie możesz tego w żaden sposób zweryfikować. Kiedy więc ktoś mówi: „Cóż, Donald Rumsfeld jest jaszczurem”, „Mój przyjaciel miał dziwne uczucie…” czy coś podobnego, musisz być w stanie zweryfikować to twierdzenie za pomocą pięciu zmysłów, zapytać kto, co, gdzie i kiedy, zapytać czy istnieje jakiś ukryty plan opracowany przez fabiańskich socjalistów, który ma na celu skłonić cię, byś uwierzył w tę teorię, prawda?

Henrik Palmgren: Czy dla Ciebie, Jan, to wyklucza wszystkich metafizyków, jeśli zgodzisz się na takie określenie?

Jan Irvin: Ja nikogo nie wykluczam. Widzisz, interesujące jest to, że trivium i quadrivium… Trzecia część… Nie mówiłem jeszcze w ogóle o quadrivium, ale co ciekawe trivium i quadrivium, łączą się ściśle ze świętą geometrią, kabałą, filozofią i tym podobnymi rzeczami…  z całą pewnością wiążą się z astrologią i wszystkimi tymi rzeczami, ale przede wszystkim dają ci systematyczną metodę zrozumienia w jaki sposób starożytni odkryli te idee i w jaki sposób one działają. Rozumiesz, że chociaż daje ci to obraz samego siebie, nie musisz weryfikować każdego pojedynczego słowa jako faktu. Te rzeczy powinny być dla ciebie pomocą lub wskazówką, że trzeba upewnić się w jak największym stopniu, że dana informacja jest prawdziwa zanim przekaże się ją komuś innemu.

Henrik Palmgren: Uhm.. Odpowiedzialność…

Jan Irvin: Tak, więc zanim za jakiś czas przekażesz tego mentalnego wirusa  – wracamy do mentalnego antywirusa, do mentalnego wirusa i tego, że trivium jest systemem antywirusowym, który umożliwia stałe sprawdzanie danych. Sądzę, że to Ruch New Age, ruch pozytywistyczny, należy obarczyć największą winą za tego rodzaju zachowania i, w cudzysłowie, „myślenie”. Wiesz, oni nie weryfikują informacji, po prostu je rozpowszechniają, a to może być bardzo szkodliwe dla wszystkich dalszych odbiorców, którym faktycznie chcemy pomóc się podnieść i dać moc. Trivium naprawdę… Wiesz, istnieją różne kwestie, na których musimy się skupić. Jestem aktywistą od ponad dwudziestu lat, a dopiero kilka lat temu zdałem sobie sprawę z tego, że, mówiąc w przenośni, próbowałem złapać wiele srok za ogon, czyli zajmowałem się jednocześnie wieloma tematami. Zacząłem więc szukać głównej przyczyny tego wszystkiego, na której będzie się można skupić. I wiesz, skupienie się na przyczynie [korzeniach] przyniosłoby skutek w postaci rozwiązania pozostałych kwestii, a trivium i quadrivium są po prostu właśnie tym. Kiedy wyposażasz kogoś w zdolność dostrzeżenia sofizmatów logicznych – kiedy politycy lub ktokolwiek inny opowiadają ci dyrdymały albo znajdujesz je w książkach, gazetach czy gdziekolwiek indziej – kiedy dajesz ludziom zdolność dostrzeżenia wszystkich tych rzeczy, wówczas usuwasz to wszystko z systemu, eliminujesz cały ten szum, który jest stosowany, by nas infekować i kontrolować.

Henrik Palmgren: Jan, to jest naprawdę bardzo istotna rzecz, ponieważ jeśli myślimy o komentarzach w formie drzewek na You Tube, koncepcji otwartego źródła z tą całą agresją, która jest tam obecna pod przykrywką tak zwanej dyskusji, wymiany poglądów między ludźmi, to oczywiście w rzeczywistości nie toczy się żadna dyskusja, żadna akademicka dyskusja, tylko ludzie zasadniczo obrzucają się błotem.

Jan Irvin: To się dzieje w wyniku ogłupiania światowej populacji.

Henrik Palmgren: No tak.

Jan Irvin: Ludzie nie mają zdolności krytycznego myślenia, więc siedzą i przerzucają się atakami ad hominum. Jesteś gejem, jesteś idiotą, jesteś głupi, to i tamto, cały ten nonsens, zamiast, no wiesz, zagłębić się w informacje, przyjrzeć się im i wyjść z powrotem na górę z logicznym, prawidłowym wnioskiem. Tak więc kiedy wchodzisz na You Tube i rozpoczynasz z kimś dyskusję, a ten ktoś zaczyna w ciebie rzucać sofizmaty logiczne, to może wskaż te sofizmaty, prawda?

Henrik Palmgren: No właśnie.

Jan Irvin: A zatem tworzymy mem ludzi, którzy rozumieją i potrafią widzieć poprzez macierz, prawda? Potrafią przejrzeć wszystkie kłamstwa.

Henrik Palmgren: I wreszcie, kiedy te pojęcia wystarczająco się zadomowią, nie trzeba będzie ich nawet wskazywać, ludzie od razu będą je dostrzegać i to jest oczywiście największa korzyść z czegoś takiego…

Jan Irvin: Dokładnie.

Henrik Palmgren: Bo ja zawsze byłem bardzo rozczarowany faktem, że nigdy nie ma żadnej konstruktywnej krytyki, jak:

Dobrze, myślę, że się mylisz, z tego to a tego powodu. Rozłóż to na czynniki pierwsze, wytłumacz dlaczego nie mam racji, podaj linki do odniesień i faktycznie zrób coś, żebyśmy wszyscy mogli dzięki temu poczynić jakiś postęp, ruszyć do przodu”.

Jan Irvin: Dokładnie.

Henrik Palmgren: I żebyśmy mogli dojść do prawdy. Ale tak nigdy się nie dzieje.

Jan Irvin: Widzisz, miejmy nadzieję, że dzięki dzisiejszej rozmowie dasz swoim słuchaczom zdolność, żeby od teraz – przynajmniej wielu spośród swoich słuchaczy – dostarczali właśnie ten rodzaj konstruktywnej, krytycznej informacji zwrotnej zamiast przyjmować postawę optymisty, który nie chce o tym myśleć w ogóle ani w ogóle nic robić, bo ktoś inny się tym zajmie lub kogoś kto po prostu będzie cię atakował, ponieważ stawia logikę przed gramatyką i nie przeprowadził żadnych badań, więc powie tylko, że gadasz brednie, no wiesz, bla bla bla bla bla. I to znowu jest systematyczna… To naprawdę poważna choroba naszego społeczeństwa, kiedy ludzie stawiają logikę przed gramatyką. Jest tak dlatego, że ludzi – zwłaszcza w ciągu ostatnich trzydziestu, czterdziestu lat – uczono kierować się emocjami zamiast dochodzić do różnych spraw.

Henrik Palmgren: No tak, jasne.

Jan Irvin: I znów cofamy się tutaj do Kanta, cofamy się do Rene Descartesa, do tych dwóch facetów. Jednak jeśli kierujesz się po prostu tymi ciepłymi, nieokreślonymi odczuciami i nie sprawdzasz informacji, które przekazujesz dalej, nieważne czy są pozytywne czy negatywne, jeśli masz tylko to ciepłe, nieokreślone uczucie, kiedy myślisz, że właśnie odebrałeś informację jako medium bez zweryfikowania tej informacji i przekazujesz ją dalej, no wiesz, że sądzisz, że ta osoba to kosmita czy ktokolwiek inny, ponieważ jej rodzice widzieli kogoś w telewizji kto jest, wiesz… Ostatnio w Filadelfii, gdzie miałem prelekcję, jeden z mówców… To była jedyna podstawa całej jego prezentacji, to, że jego rodzice doznali dziwnego uczucia oglądając telewizję. A inni, którzy też tam mieli prelekcję, wiem że niektórzy z nich, że jeden z nich był stypendystą Fulbrighta z tytułem doktora prawa i wiem, że był w pełni wyposażony w narzędzia retoryki i sofizmaty logiczne. Jeśli dał radę zostać stypendystą Fulbrighta nie rozumiejąc tych zagadnień, znaczy to, że jest sofistą lub człowiekiem niekompetentnym. To dla mnie przerażające, że nawet ludzie, którzy uważają się za wykształconych mogą rozpowszechniać tak wiele nieprawdziwych informacji. I potem coś takiego sprowadza się znowu do dwóch rzeczy: jeśli ktoś robi to celowo, jest sofistą, jest przebiegły, dostaje za to pieniądze albo ma w tym własny interes, który chce ochronić.

Druga grupa to ci, którzy są po prostu niewykształceni i robią to z czystej ignorancji.

W tym momencie musisz ich zapytać: „Czy są ci znane sofizmaty logiczne, błędy w rozumowaniu i tym podobne rzeczy?” Jeśli odpowiedzą „tak”, wtedy wiesz, że są sofistami, prawda? Jeżeli jednak nie są sofistami, to w takim razie nie mają umiejętności krytycznego myślenia, stosują logikę i gramatykę w nieodpowiedniej kolejności, nie wracają z powrotem na dół i nie pytają kto, co, gdzie i kiedy zanim wyciągną wniosek. To bardzo powszechne, ale może wrócimy naprawdę szybko do niektórych sofizmatów.

Henrik Palmgren: Tak, tak.

Jan Irvin: Naprawdę chciałbym, żeby twoi słuchacze dobrze zrozumieli wiele z nich. O ad hominem wspomniałem wcześniej i to jest po prostu atakowanie rozmówcy, człowieka. Osoba A wygłasza twierdzenie X, osoba B przeprowadza atak na osobę A, dlatego twierdzenie osoby A jest fałszywe.

Czyli wygłaszasz twierdzenie na temat, no nie wiem, to może być cokolwiek, na przykład na temat bombardowania Norwegii. Wygłaszasz na ten temat twierdzenie, a ktoś mówi: „Henrik, jesteś Szwedem, nie możesz wiedzieć niczego o Norwegii”. To jest rodzaj… Czyli wszystko co mówisz o Norwegii jest nieprawdą. To jest sofizmat ad hominem, który można też potraktować jako atak okolicznościowy ad hominem, że rozmówca ma w danej kwestii własną korzyść, ponieważ nie jesteś Norwegiem.

Henrik Palmgren: No tak, zgadza się.

Jan Irvin: Ale ktoś może też powiedzieć: „Henrik, jesteś teoretykiem spisku”, „Henrik, jesteś gejem” albo „Henrik, jesteś tym czy tamtym” zamiast zająć się konkretną informacją, którą przekazujesz. Odwołanie się do przekonania jest bardzo częste. Większość ludzi uważa, że twierdzenie X jest prawdziwe, dlatego też to twierdzenie jest prawdziwe. Wiesz, milion osób nie może być w błędzie. Milion Francuzów nie może się mylić, prawda?

Henrik Palmgren: Zgadza się, zgadza się. Wracamy tutaj do koncepcji informacji lub dezinformacji, że jeśli udało im się w pewnym sensie „zalać” nie tylko sieć internetową, ale też książki i tak dalej, konkretnego rodzaju informacją, będzie to uznane za „och, to twoje  odniesienie”, ale coś takiego nie powoduje, że tak jest, nie powoduje, że to jest w porządku.

Jan Irvin: No tak, a wracając do cytatu z Edwarda Bernaysa, który przeczytałem na początku wywiadu, co to oznacza, że sama umiejętność czytania nie wystarcza? Widzisz, Lew Tołstoj powiedział, że maszyna drukarska jest potężną maszyną do szerzenia ignorancji. Dlaczego tak jest? Widzisz, jeśli nie opanowałeś systematycznej metody przeglądania i weryfikowania danych, które zdobywasz podczas czytania, to można cię bardzo łatwo zwieść, prawda? I to jest cała tajemnica tego jak to działa oraz tego w jaki sposób media, prasa, książki i tego typu rzeczy wykorzystywane są do kontrolowania umysłu. Tak więc jeśli nie opanowałeś systematycznej metody przeglądania informacji i pytania kto, co, gdzie, kiedy, dlaczego i jak, tej całej systematycznej metody spirali, to bardzo łatwo cię zwieść lub kontrolować. Ale jeśli opanowałeś ten system, to zawsze jesteś w stanie wrócić do środka, sprawdzić dane i upewnić się, że nikt cię nie ogłupia. Pozwól, że przeczytam jeszcze cytat z sir Thomasa More’a, który znajduje się na stronie internetowej triviumeducation. On mówi:

„Bo jeśli znosisz to, że twoi ludzie są źle wykształceni, a ich maniery zepsute od niemowlęctwa, a potem karzesz ich za zbrodnie, do których usposobiła ich najwcześniejsza edukacja, jaki inny wniosek można z tego wyciągnąć poza tym, że najpierw tworzysz złodziei i bandytów, a później ich karzesz?”

Henrik Palmgren: No tak, tak.

Jan Irvin: To cytat z książki sir Thomasa More’a p.t. „Utopia” z jak mi się zdaje początku XVI wieku, mniej więcej z lat 20-tych lub 30-tych XVI wieku. Tak więc patrzymy tutaj na takie zjawisko, że ludzie, którzy nie opanowali systematycznej metody tworzą zasadniczo przestępców i bandytów z ludzi pozbawionych tej umiejętności, a potem winią ich za brak zdolności krytycznego myślenia. I winią ich za… Wiesz, elity mówią „głupi, ignorancki motłoch” bądź „prole”, „proletariusze”, ten rodzaj ludzi, „martwi”, „profani”, wszystkie te epitety. To wszystko wynika z tego, że ludzie w pierwszej kolejności nie przyswajają sobie trivium, ale także – w pierwszej kolejności – quadrivium, a także nie mają wiedzy z dziedziny filozofii, przynajmniej podstaw, które można znaleźć w wybitnych książkach świata zachodniego. Przejdźmy teraz do odwołania się do nowości. Wiesz, z tego słynął Terence McKenna.

Henrik Palmgren: Tak sądzisz?

Jan Irvin: X jest nowy, więc X jest prawidłowy bądź lepszy. Wiesz, cała jego teoria fali czasu zero oparta jest na przesłance, że nowość jest lepsza, ale… Wiesz, natura, z tego co możemy powiedzieć – chyba że jesteś zdeklarowanym twardym wyznawcą teorii Darwina, która moim zdaniem pod pewnymi względami służy bardziej eugenikom niż tym, którzy chcieliby ją zweryfikować – w każdym razie nie uważam, że natura zawsze wybiera nowość. Sądzę, że jest to typowe dla ludzi, zwłaszcza jeśli chodzi o technologię, ale to już inna sprawa.

Jest też odwołanie się do strachu. Obama… To jeden z ulubionych sofizmatów Obamy. Stosuje również sofizmat odwołania się do emocji. Ktoś przedstawia twierdzenie Y, które ma na celu wzbudzenie strachu, dlatego też prawdziwe jest twierdzenie X, które ogólnie rzecz biorąc odnosi się, ale nie musi odnosić się pod żadnym względem do Y. Wiesz… Terroryści z Al-Kaidy czają się w jaskiniach w komórkach terrorystycznych, gotowi, by w każdej chwili zniszczyć Amerykę, choć tak naprawdę są na drugim końcu świata. I, wiesz, to my wzmocniliśmy Al-Kaidę i daliśmy jej władzę. Zrobił to rząd Stanów Zjednoczonych, żeby walczyć ze Związkiem Radzieckim, a więc kolejna sprzeczność. I tak dalej.

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: Możemy więc posunąć się dalej i mówić w jaki sposób można wykorzystać te rzeczy dla uzyskania dalszych informacji. O odwołaniu się do szyderstwa już mówiłem – mylisz się, bo ha ha ha ha ha. Odwołanie się do złośliwości, odwołanie się do tradycji… Sofizmat tendencyjnego przykładu jest dość oczywisty. Przykład S, który jest tendencyjny, został wzięty z populacji P. Wniosek W na temat populacji P wyciągnięty jest w oparciu o S, więc zasadniczo nie wnosisz wystarczająco dużo informacji. Wina przez skojarzenie to kolejny powszechny sofizmat. Pozwól, że na krótką chwilę zatrzymamy się przy niedostatecznym uzasadnieniu. Ten sofizmat jest bardzo powszechny i chętnie stosowany przez chrześcijan. Po pierwsze przesłanki, w oparciu o które ktoś twierdzi lub przesłanki, w oparciu o które ktoś zakłada, że dane twierdzenie jest prawdziwe, bezpośrednio lub pośrednio, pochodzą z tego samego źródła. A zatem załóżmy, że mówisz: „Bóg napisał Biblię”. Ale skąd wiesz, że Bóg napisał Biblię?

Henrik: Bo tak jest napisane w Biblii.

Jan Irvin: Bo tak jest napisane w Biblii.

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: No więc to jest błędne koło w rozumowaniu, sofizmat niedostatecznego uzasadnienia, błagający o pytanie. Skąd wiesz, że jakiś rabin dwa tysiące lat temu dla własnej korzyści lub też korzyści własnego plemienia czy ludu nie napisał tego w Biblii? Podobnie jak to, że Izrael należy, w cudzysłowie, do „narodu wybranego”, co samo w sobie jest rasistowską przesłanką. Odczłowiecza się jedną grupę, a drugą wynosi ponad pozostałe. Potem mogli użyć tej logiki błędnego koła czy też argumentu niedostatecznego uzasadnienia do walki, odebrania ziemi i robienia różnych rzeczy związanych z syjonizmem, odczłowieczając siebie nawzajem, walcząc i wprowadzając w życie te brednie o nowym porządku świata. To wszystko opiera się na niedostatecznym uzasadnieniu i sofizmatach logicznych, więc następnym razem, kiedy wdasz się w dyskusję z syjonistami, możesz zwyczajnie powiedzieć: „Wiesz co, to jest sofizmat niedostatecznego uzasadnienia, a nie poprawny argument”. I na tym dyskusja się skończy, prawda? Jeśli rozmówca nie chce tego zrozumieć, to – choć brzmi to zabawnie – czort z nim.

Henrik Palmgren: No tak, to wszystko co możesz zrobić w tym momencie. Dokładnie, dochodzisz do pewnego poziomu, kiedy nie możesz założyć, że – choć się z nimi kłócisz – że mają to samo pojęcie o racjonalności ani nawet, że mają zdolność bycia racjonalnymi. Wiesz co mam na myśli, więc…

Jan Irvin: Zgadza się, zatem, rozumiesz, jeśli nie uczyli się konkretnie i nie zainstalowali we własnym umyśle systematycznego rodzaju krytycznego myślenia, to prawdopodobnie nie mają tej zdolności. Większość ludzi reaguje emocjonalnie na informację zamiast ją najpierw zweryfikować.

Henrik Palmgren: Tak, tak.

Jan Irvin: Tak więc zawsze ważne jest, żeby wrócić na dół i zapytać kto, co, gdzie i kiedy zanim odpowie się „dlaczego” w ramach logiki i zanim będzie można wyjaśnić innym „jak” w ramach retoryki. To zawsze opiera się na tej samej koncepcji problemu mylenia się. Ludzie wyciągają pochopne wnioski albo reagują emocjonalnie zanim sprawdzą dostępne dane.

Szklanka-wody Widzisz, to jest tak, że trzymam szklankę wody, którą właśnie podniosłem ze stołu. Mogę spojrzeć na szklankę wody, mogę postukać w szklankę wody, mogę polizać szklankę wody, mogę powąchać znajdującą się w niej wodę, mogę poczuć wszystko w związku z tą szklanką wody i realizuję w ten sposób gramatykę, kto, co, gdzie i kiedy na temat szklanki, zgadza się? Teraz rozumiem, mam o tym pojęcie, przeprowadziłem badanie tej szklanki. Mogę postawić szklankę na stole. Nie muszę się nią stać, żeby wyrobić sobie o niej pojęcie. Nie muszę wierzyć, trzymać się tych poglądów ani bronić ich swoim życiem jak religii czy czegoś podobnego – po prostu podnoszę ją, badam, zdobywam o niej pojęcie, a potem ją odstawiam. A kiedy ktoś chce do mnie podejść i porozmawiać ze mną o tym, to mogę mu wyjaśnić czego dowiedziałem się o tej szklance stosując właściwą retorykę, bez zabarwienia emocjonalnego, bez konieczności stawiania na pierwszym miejscu logiki. Przejawem stawiania logiki na pierwszym miejscu byłoby takie zdanie: „To jest ten… ten… nieprzezroczysty obiekt, który spadł z kosmosu i sądzę, że stworzyli go kosmici”.

Henrik Palmgren: No tak, tak.

Jan Irvin: Prawda? Więc wiesz, to powiedziałby ktoś, kto na pierwszy miejscu stawia logikę. Każdy pomysł, który przychodzi komuś takiemu do głowy, jest właściwą odpowiedzią. Nie ważne co. Więc wiesz, prawda nie istnieje, prawda nie ma znaczenia. No wiesz, kto podnosi lament, że prawda nie ma znaczenia?

Henrik Palmgren: Elity.

Jan Irvin: Czy to działa na twoją korzyść, jeśli nie obchodzi cię prawda? Jeśli po prostu szerzysz ideę pozytywnego myślenia i masz w nosie prawdę? Czy to naprawdę leży w twoim interesie? Moim zdaniem nie.

Henrik Palmgren: Masz rację i…

Jan Irvin: Mów dalej.

Henrik Palmgren: I wtedy ostatecznie znajdujesz się w sytuacji, kiedy możesz, kiedy sprawy mogą… Znajdujesz się niemal w narożniku filozoficznym lub na obszarze, gdzie możesz udowodnić lub obalić wiele rzeczy. W odniesieniu do pewnych kwestii możesz twierdzić, że tak jest, podczas gdy to nieprawda, tak? Możesz to wyrazić poprzez fizykę kwantową, możesz uwodnić, że tego tak naprawdę nie ma, no wiesz, również z perspektywy macierzy, że to jest…

Jan Irvin: To bardzo interesujące, że wspomniałeś o fizyce kwantowej. Widzisz, dowód, no wiesz… Pojęcie logiki to sztuka niesprzecznej identyfikacji. Tak więc jeśli nadal istnieje sprzeczność między twoją opinią a opinią drugiej osoby, co to dla ciebie oznacza? Powinno ci to powiedzieć:

„Aha, przeprowadziliśmy niewystarczające badania. Nie jesteśmy na tym samym poziomie. Nie ma między nami zgody”.

Albo jeżeli przeprowadziłeś badania, znasz prawdę i wiesz, że możesz uzasadnić swoje twierdzenie, możesz napisać o tym książkę i udowodnić punkt po punkcie, że to właśnie się dzieje, a przy tym wciąż pozostajesz otwarty na napływające dane, gdyby przypadkiem było coś, o czym zapomniałeś, to nadal istnieje taka możliwość, ale, widzisz, fizyka kwantowa wywodzi się z filozofii Kanta. Niedawno przeprowadzałem w swoim programie wywiad z Davidem Harrimannem, który pracuje w Instytucie Ayn Rand, a więc niewątpliwie wiele osób go nienawidzi. Jednak gorąco zachęcam, żeby ludzie posłuchali co on mówi, a mówi o koncepcji fizyki kwantowej pozwalając jednocześnie, by istniało 11 czy 12 sprzeczności.  To oznacza, że możesz nigdy niczego nie wiedzieć, że możesz równie dobrze zgasić światło i na zawsze dać temu spokój. Na świecie nie ma prawdy, wszystko może być dobre lub złe, prawdziwe albo fałszywe w każdym dowolnym momencie. Ale sądzę, że Harrimann odwala kawał świetnej roboty w swoim wykładzie „The Philosophic Corruption of Physics”. A jego książka, której tytułu w tej chwili zapomniałem… chwileczkę… jego książka ma tytuł „The Logical Leap”. Uważam, że jest po prostu fantastyczna. Harrimann rzeczywiście podaje wiele przykładów i faktycznie rzecz biorąc wykazuje, że to na drodze indukcji powstały prawa fizyki, dzięki którym dzisiaj działają nasze komputery, rakiety wystrzeliwane są w kosmos, światło się włącza i tak dalej. Te rzeczy powstały dzięki prawom fizyki, które z kolei powstały na drodze indukcji. A zatem nie byłyby możliwe, gdyby fizyka kwantowa była prawdziwa, a mimo to ich istnienia nadal nie traktuje się jako dowodu na istnienie fizyki kwantowej. Fizyka kwantowa jest nadal teorią. Istnieją pewne jej aspekty, które są prawdziwe i mogą działać, jednak cała ta rzecz i ta rzecz jako całość nie jest udowodniona, teoria m nie została udowodniona. Zatem to nadal jest teoria, a jeśli porównasz pracę Harrimanna z dziedziną fizyki kwantowej, to takie porównanie rodzi bardzo interesujące pytania, że cała ta dziedzina fizyki kwantowej oparta jest na nieracjonalności.

Henrik Palmgren: Ciekawe. Ponieważ z jednej strony uważam, że niektóre z tych nowych dziedzin nauki są korzystne dla określonych aspektów rzeczywistości. Wkraczamy tutaj na obszar… No wiesz, istnieje moralny obiektywizm, tego typu rzeczy, ale to wciąż są pojęcia filozoficzne… To tak jak… A znowu, kiedy wyobrażasz sobie… informację, którą uzyskałeś jako medium – jeśli zgodzisz się, by tak to ująć – wówczas jesteś na obszarze, że ktoś to musi zaaprobować, a ty to wtedy obalasz. Rozumiesz, co mam na myśli?

Jan Irvin: Ale coś takiego to zmierzanie donikąd, przedstawianie arbitralnych argumentów. Widzisz, trzeba pamiętać, że istnieje coś takiego jak ciężar dowodu. Jeżeli ktoś przedstawia jakąś ideę, spoczywa na nim ciężar dowodu, czyli obowiązek uzasadnienia tej idei. Jeżeli powiem, że tutaj w kącie siedzi zielony krasnoludek, a facet obok mnie powie: „Udowodnij to”, zadanie udowodnienia mojego twierdzenia spada na mnie. Kropka. A kiedy medium mówibla bla bla, to nic nie znaczy. Na tej osobie zawsze spoczywa ciężar dowodu, obowiązek uzasadnienia własnego twierdzenia. I nawet jeśli ktoś uzyskał informację jako medium, to powinien wrócić do kto, co, gdzie i kiedy i zdobyć dane, dzięki którym będzie mógł właściwie uzasadnić swoje twierdzenie prawidłowo.

Henrik Palmgren: Na pewno można dłużej mówić na ten temat, ale chciałem cię zapytać o słowa, o koncepcję używania bezpośrednich słów, a nawet całego słownictwa, stosowania terminów, które wszyscy znamy. Bo to jest kolejny problem.

Jan Irvin: Jak najbardziej. Dokładnie to robisz, kiedy realizujesz gramatykę. Gramatyczny aspekt trivium dotyczy słów,prawda?

Henrik Palmgren: Zdecydowanie.

Jan Irvin: A logika jest sztuką niesprzecznej identyfikacji, tak?

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: Zatem kiedy słuchasz czyjejś wypowiedzi i mówisz:

„Dobrze, rozumiem, że to słowo[pojęcie] znaczy X, a ty jak je rozumiesz?”,

a druga osoba mówi:

„Cóż, ja rozumiem, że znaczy Y”,

to wtedy oboje możecie powiedzieć:

„Dobrze, a może oboje będziemy używać innego terminu [pojęcia] B zamiast X czy Y, co do którego wzajemnie się zgodzimy?”

Albo:

„Ustalmy, że w tym konkretnym przypadku będziemy używać mojej lub twojej definicji”. Prawda? W ten sposób znajdziemy się w tym samym punkcie. Pozbywasz się sprzeczności, a znalezienie się w tym samym punkcie [ang. getting on the same page] to właśnie dosłownie znaczy. Prawda? Kiedy musisz… Kiedy rozmawiasz na jakiś temat, ty i twój rozmówca musicie znaleźć się w tym samym punkcie. Jeśli ja czytam książkę i jestem na stronie 190, a ty jesteś na stronie 30 i ty zaczynasz, wiesz, ja próbuję wytłumaczyć ci co jest na stronie 190, a ty zaczynasz się ze mną kłócić, twierdząc, że się mylę – w oparciu o to, co powiedziałeś o stronie 30 – to jest to bardzo głupi powód do kłótni. Może po prostu cofnę się do strony 30 i wtedy porozmawiamy, prawda?

Henrik Palmgren: No tak, zdecydowanie, zgadza się. My jesteśmy, ludzie w ogóle nie znajdują się w tym samym punkcie i z tego powodu mamy wiele problemów.

Jan Irvin: Tak jest.

Henrik Palmgren: Ale inną kwestią… Mów, Jan.

Jan Irvin: Chciałem tylko powiedzieć, że to nieustannie sprowadza się do tego, że ludzie stawiają logikę przed gramatyką, przed badaniami. Wyciągają wnioski zanim zapytają kto, co, gdzie i kiedy. Jeżeli więc zawsze wracają, sprawdzają informację i dochodzą do wspólnego punktu:

„O! Wiesz, na której jesteś stronie? Jesteś na stronie 30, a ja na stronie 190. Dobra, poczekajmy aż oboje skończymy książkę i wtedy o tym porozmawiamy, tak żebyśmy znaleźli się w tym samym punkcie”.

Rozumiesz o czym mówię?

Henrik Palmgren: Tak, oczywiście.

Jan Irvin: W ten sposób nie mówisz o głupotach i nie powodujesz szumu, który powstaje, gdy ty i twój rozmówca nie jesteście w tym samym punkcie. Nie patrzysz jeszcze na te same wyniki badań, na tę samą gramatykę. A kiedy ty i twój rozmówca jesteście w tym samym punkcie, wiesz, jeśli ja patrzę na konkretną liczbę rzeczy, powinienem być w stanie dojść do dokładnie tego samego wniosku co ty. Wiesz, mogą się pojawić…

Mogą się pojawić głupcy, którzy przywołają filozofię Kanta. Skąd wiem, że białe jest białe albo że 2 to 2? Skąd wiem, że to jest prawdziwe? Albo skąd wiem, że ty jesteś prawdziwy? Co jeśli uderzę cię w twarz? Poczujesz to, prawda? Wiesz, my obaj możemy się zgodzić w czasie tej rozmowy, że ten kolor tutaj to biały, a ten tutaj to czarny. Po tej rozmowie, jeżeli będziesz chciał się cofnąć i dalej myśleć, że biały to fioletowy, a jeden plus jeden to trzy, to jak najbardziej możesz to zrobić, ale w tej rozmowie obaj przyjmujemy, że jeden plus jeden równa się dwa i każdy z nas przyjmuje, że biały to biały. Możesz myśleć nieracjonalnie bez przerwy przez cały dzień, jeśli właśnie to chcesz robić, ale ja nie będę grał w tę grę. Baw się dobrze.

Henrik Palmgren: Jan, czy zauważyłeś, by istniały jakiekolwiek obszary, w których słowa wchodzą do szarej strefy i trudniej je scharakteryzować, a pewność w pewnym sensie trochę się zmniejsza?

Jan Irvin: No cóż, niezupełnie, ponieważ istnieją te wszystkie aspekty… Chodzi mi o to, że istnieje taka rzecz jak sofizmat sofizmatu, kiedy musisz… No powiedzmy, że słuchasz kogoś i mówisz: „To jest sofizmat, to jest sofizmat, to jest sofizmat…”. Prawdopodobnie ten ktoś opowiada stek bzdur. Powinieneś jednak zauważyć, że jest coś takiego jak sofizmat sofizmatu i powiedzieć:

Cóż, założę, że ta osoba opowiada stek bzdur, ale zweryfikuję to bardzo szybko”.

Powiedzmy, że mieszkasz w małej wiosce, a po drugiej stronie wzgórza jest inna wioska i mieszkańcy obu tych wiosek ciągle ze sobą walczą. Ktoś przybiega w panice z drugiej strony wzgórza, stosuje odwołanie się do strachu i mówi:

„Właśnie nadchodzą, przyjdą i zabiją nas wszystkich, musicie pomóc!”.

Stosuje odwołanie się do strachu, odwołanie się do emocji, wszystkie te rzeczy, które normalnie odrzuciłbyś jako sofizmaty logiczne, prawda? Jednak aspekt gramatyki tej sprawy mówi ci, żeby wrócić na dół, sprawdzić kto, co, gdzie, kiedy i dlaczego – czy raczej kto, co, gdzie i kiedy – co oznacza, że będziesz musiał wejść na wzgórze, wystawić głowę ponad szczyt, popatrzeć i powiedzieć:

„Rany boskie, nadciąga armia, faktycznie nadciąga!”

Prawda? Więc właśnie tak to zawsze działa. To znowu jest systematyczna metoda. Wiesz, jeśli myślisz o tym jak o kole lub spirali, zwłaszcza spirali, ponieważ spirala umożliwia ci wyobrażenie sobie tej koncepcji, że bardziej się zagłębiasz, aby zdobyć więcej informacji, a potem wracasz na górę… Prawda? Ale to wciąż jest obracanie się w koło, tyle że schodzisz w dół na kolejny, kolejny poziom. Wiesz, możesz dojść do wniosku, że – jak mówiłem wcześniej –wniosek to A lub B. Cóż, to oznacza, że musisz zejść na jeszcze niższy poziom. Przez cały czas schodzisz niżej aż dojdziesz do samego dna. I wiesz, kiedy już dojdziesz do samego dna, nadal przechodzisz przez ten system, aby w każdej chwili dopuścić więcej informacji.

Możesz już jednak stwierdzić:

„Cóż, doszedłem do tego wniosku opierając się o wszystkie dostępne w tym momencie dane. Rzeczywiście, ktoś zbliża się do tego cholernego wzgórza”.

Zgadza się? Tak więc, wiesz, jeżeli ludzie to robią, jeśli sprawdzają snoops.com czy jakąkolwiek stronę zanim roześlą maile-łańcuszki, jeżeli sprawdzają i weryfikują rzeczy, które dostają bez zapowiedzi podczas seansu spirytystycznego czy czegokolwiek i rozumieją, że ciężar dowodu spoczywa na nich, czyli mają obowiązek uzasadnienia swojego twierdzenia, wówczas sprawy przybierają o wiele lepszy obrót dla nas wszystkich. Nie chodzi o to, żeby odrzucić świat duchowy. Wiesz, ja, będąc etnobotanikiem i autorem książek na ten temat, wiem, że… Miałem wiele doświadczeń związanych z telepatią i tym podobnych przeżyć, dlatego też naprawdę sądzę, wiem na podstawie informacji uzyskanych za pomocą pięciu zmysłów, że jest na świecie coś więcej niż to co opisuje nasz język, ale musimy uświadomić sobie, że gramatyka, logika i retoryka dotyczą wyłącznie języka, którego jesteśmy w stanie używać, a identyfikacja wszystkiego co znajduje się poza tym językiem jest nadal niemożliwa. Musimy zatem być świadomi, że mogą istnieć rzeczy, nowe odkrycia czy cokolwiek, które… wiesz, nowe terminy stworzone dla nowych odkryć, które wcześniej znajdowały się poza obszarem naszej świadomości, zgadza się?

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: Więc wiesz, tylko dlatego że… Niektórzy empirycy, zwłaszcza z Ayn Rand, którzy są zdeklarowanymi ateistami, twierdzą, że nic niezwykłego nie jest możliwe, ale ja sam doświadczyłem zbyt wiele zgłębiając te tematy, żeby zupełnie odrzucić taki pogląd i uważam, że ponieważ logika i trivium dotyczą wyłącznie języka, to i tak musimy być świadomi wszelkich ewentualności znajdujących się poza tym językiem. Wciąż jednak musimy robić wszystko co w naszej mocy, by zweryfikować informacje i koncepcje zanim przekażemy je innym.

Henrik Palmgren: No tak. Zdecydowanie rozumiem twój punkt widzenia, Jan. To jest metoda, za pomocą której próbujesz dotrzeć do prawdy, a jednocześnie zauważasz, że nie wiemy wszystkiego, że nie mamy pełnego oprzyrządowania, by zmierzyć wszystkie zmienne we wszechświecie i nie zawsze możemy wierzyć, że nauka zna wszystkie odpowiedzi. To znaczy, jest inna…

Jan Irvin: Cóż, zauważ, że nauka zawsze polega na przyglądaniu się temu co jest dostępne… Takie jest znaczenie pojęcia nauka.

Henrik Palmgren: Pojęcie nauki, no tak.

Jan Irvin: Przyglądanie się dostępnym dowodom, a następnie ciągłe wypatrywanie nowych dowodów, które mogą coś zmienić, prawda?

Henrik Palmgren: Zgadza się.

Jan Irvin: To jest właśnie prawidłowa metoda naukowa. Jeśli ktoś trzyma się pojedynczej koncepcji, to nie… to znowu jest stawianie logiki przed gramatyką, a nie metoda naukowa. I co ciekawe, metoda naukowa i wiele jej aspektów wywodzi się z kabały. Więc, wiesz, to jest jeszcze jedna ”smakowita” informacja, w którą dziś nie będę się zagłębiał, ale można posłuchać podkastu nr 51 z Genem Odening na mojej stronie gnosticmedia, gdzie słuchacze znajdą wyjaśnienie tej kwestii. Powinniśmy jednak zająć się jeszcze kilkoma sofizmatami logicznymi, przynajmniej kilka.

Nie wspomniałem dotąd o sofizmacie post hoc –  A następuje przed B, stąd A jest przyczyną B. To również bardzo powszechny sofizmat w Ruchu New Age. Czarny kot przebiega mi drogę dziś wieczorem, jutro potykam się w centrum handlowym i łamię sobie palec u nogi, kiedy piszę smsa do przyjaciela. Nieważne, że nie patrzyłem pod nogi, że w chodniku było pęknięcie i pisałem smsa, to czarny kot, który poprzedniego wieczora przebiegł mi drogę spowodował to wszystko. Prawda? To jest zatem sofizmat post hoc.

Fałszywy trop jest kolejnym niezwykle powszechnym sofizmatem. Fałszywy trop… Zadajesz pytanie politykowi, a on zamiast bezpośrednio na nie odpowiedzieć, zaczyna się rozwodzić, zaczyna ci opowiadać:

 „Wiesz co, kiedy byłem małym chłopcem… bla bla bla.”

To co on robi to kieruje rozmowę na inne tory. Nazwa tego sofizmatu wywodzi się z dawnej tradycji polowań na lisy. Kiedy szkoliło się psa gończego, żeby ścigał lisa, i kiedy pies był mniej więcej gotowy, mniej więcej wyszkolony i chciało się wypróbować jego umiejętności, to robiłeś coś takiego, że wypuszczałeś lisa, a później szczułeś psa, żeby złapał tego lisa. Następnie przeciągałeś rybę po śladach lisa i skłaniałeś psa, by podążał za zapachem ryby zamiast lisa. Stąd właśnie mamy sofizmat fałszywego tropu, po prostu totalnie zmieniasz temat rozmowy i sprawdzasz czy rozmówca za tobą podąży. Politycy stosują ten sofizmat bardzo skutecznie.

Innym sofizmatem jest argument typu strach na wróble. Gwoli ścisłości, osoba prawna jako korporacja to argument typu strach na wróble. Osoba A prezentuje pogląd X, osoba B prezentuje pogląd Y, który stanowi zniekształconą wersję poglądu X, kiedy nagle osoba B atakuje swój własny pogląd Y, udając, że był taki sam, jak pogląd X i że z tego powodu pogląd X jest w jakimś sensie wadliwy lub nieprawidłowy, ponieważ ten facet przekręcił twój argument w pierwszej kolejności i stworzył chochoła, stracha na wróble, który wygląda jak człowiek, ale tak naprawdę nim nie jest. No wiesz, nie jest ani korporacją ani człowiekiem. Tworzy tę fałszywą ideę, a później ją atakuje i udaje, że to był twój argument. To kolejny bardzo często spotykany sofizmat. Zachęcam również, żeby ludzie nauczyli się łacińskich nazw sofizmatów, bo to ogromnie pomaga zrozumieć skąd się wzięły, a także zrozumieć związane z nimi słowa i tak dalej. I znowu, ucząc się sofizmatów logicznych [błędów w rozumowaniu], ludzie zdobywają wiedzę jawną zamiast intuicyjnej na temat tego czy ktoś opowiada im kłamstwa.

Aha, jeszcze jeden sofizmat, o którym powinienem wspomnieć to sofizmat śliskiego zbocza. Jest bardzo powszechny. Jeżeli zalegalizujemy marihuanę, jutro wszyscy będą sobie wstrzykiwać heroinę na ulicach. Prawda? Wiesz, jedno nijak nie przystaje do drugiego. Albo jeśli nie będziemy ścigać Osamy bin Ladena, to terroryści będą wszędzie, mimo że CIA codziennie dopuszcza się aktów terrorystycznych na całym świecie. Wczoraj czy przedwczoraj czytałem artykuł, w którym było podane, że obecnie w różnych krajach na świecie CIA przeprowadza dziennie 70 czy 80 tajnych operacji.

Henrik Palmgren: Tak, tak.

Jan Irvin: Tak więc nigdy nie wiadomo kogo właśnie mordują ani jaką tajną wojnę prowadzą. Nic nie wiadomo, a to wszystko dzieje się tutaj w domu albo tutaj się zaczyna.

Innym sofizmatem, o którym chcę bardzo szybko powiedzieć jest sofizmat płaszczyzny porozumienia. Powiedzmy, że przeprowadziłem badania na jakiś temat, pokonałem całą drogę na sam dół, przeszedłem przez gramatykę i wszystko inne, pozbyłem się wszystkich sprzeczności i wiem, że znam prawdę na ten konkretny temat. Ok?Przedstawiam więc swój konkretny pogląd, wielu ludzi jest wzburzonych i mówią:

„Nie, nie, nie, nie, to nie jest prawidłowa odpowiedź”.

Stawiają logikę przed gramatyką, bulwersują się i tworzą przeciwstawny pogląd, który jest dokładnym przeciwieństwem twojego. Ok? Wtedy zjawia się polityk, który mówi:

„Wy po tej stronie i wy po tamtej stronie, przestańcie ze sobą walczyć. Stwórzmy coś tutaj dokładnie w samym środku”.

Ok? Ty już zweryfikowałeś wszystkie informacje, przeszedłeś przez gramatykę i logikę, zweryfikowałeś wszystko i wiesz, że to co przedstawiłeś jest prawdziwe i zgodne z faktami, ok? Wiesz na pewno, że druga strona stawia logikę przed gramatyką. Niczego nie sprawdzili i reagują emocjonalnie, a ich koncepcja jest nieprawdziwa ok? Tak więc co się stanie, jeśli zgodzisz się na środek?

Henrik Palmgren: Dostajesz nieprawdziwą wersję, no wiesz, godzisz się na sytuację, w której otrzymujesz połowiczną prawdę.

Jan Irvin: Po prostu zaakceptowałeś kłamstwo.

Henrik Palmgren: No tak, tak.

Jan Irvin: Zatem niczego nie udaje się osiągnąć. To co robisz po prostu unieśmiertelnia problem. To tutaj politycy zazwyczaj robią swój biznes, prawda?

Henrik Palmgren: Tak.

Jan Irvin: To jest nieprawidłowy, słaby sposób myślenia. I wiesz, to tylko krótki przegląd kilku najważniejszych sofizmatów, ale jeśli słuchacze wejdą na moją stronę triviumeducation.com, mogą kliknąć na linki i dowiedzieć się o nich więcej. Jest też podstrona z filmami video, jest video dotyczące sofizmatów logicznych, które zrobiłem z dr. Michaelem Labossiere. Jest bardzo dobre. Zachęcam, żeby słuchacze obejrzeli to video i posłuchali tych rozmów wiele razy, żeby zaczęli to rozumieć. Ja słuchałem tego chyba 10 czy 15 razy zanim sofizmaty logiczne naprawdę zaczęły być dla mnie zrozumiałe. Na koniec, Henrik, zanim zakończę rozmowę, chcę bardzo szybko wspomnieć o quadrivium, które jest drugim aspektem siedmiu sztuk wyzwolonych – pierwszym, jak mówiłem, jest trivium.

Quadrivium oparte jest na arytmetyce lub matematyce, geometria jest druga, muzyka lub teoria harmonii trzecia, zaś astronomia czwarta. Można też powiedzieć czwarta, piąta, szósta i siódma, jako że to siedem sztuk wyzwolonych.

Quadrivium odnosi się do materii i ilości, cztery wyższe sztuki wyzwolone, zaś

  1. Matematyka to liczby same w sobie, czysta abstrakcją poza przestrzenią i czasem.
  2. Geometria zaś to liczby w przestrzeni,
  3. Muzyka lub teoria harmonii to liczby w czasie.
  4. Astronomia to liczby w przestrzeni i czasie.

Podobnie jak w przypadku trivium, nauk tych trzeba nauczać w kolejności, trzeba znać matematykę zanim się przejdzie do geometrii, trzeba znać geometrię zanim… Tutaj w Stanach Zjednoczonych robią coś takiego i zrobili również mnie coś, co wszystko mi spieprzyło, a mianowicie nauczyli mnie matematyki, a potem algebry przed geometrią. Musi być zachowana właściwa kolejność, abyśmy mieli podstawy i mogli zrozumieć historyczne pochodzenie tych rzeczy. Dzięki temu twój własny umysł może skorzystać z wiedzy na temat tego w jaki sposób starożytni sami korzystali dokładnie z tego samego zasobu wiedzy. Chciałem bardzo szybko dodać tych kilka słów o quadrivium, tak byśmy nie zostawili twoich słuchaczy w zawieszeniu, żeby na ten temat też co nieco wiedzieli.

Henrik Palmgren: To naprawdę bardzo interesujące, Jan. Zbliżamy się już do końca, ale koniecznie chciałbym powtórzyć nazwy twoich stron internetowych… gnosticmedia.com to twoja główna strona.

Jan Irvin: Może przeliterujemy tę nazwę. gnosticmedia.com. Jest też strona internetowa triviumeducation.com. Być może słuchacze będą chcieli zajrzeć na jeszcze inną stronę, którą prowadzę – popupfallacies.com. [ang. pop up – wyskakujące okienka].

Henrik Palmgren: Pop up… Tam są chyba przykłady niektórych rzeczy, o których dziś mówiłeś. Przykłady w czasie rzeczywistym.

Jan Irvin: Tak. Pozwól, że dla przykładu wyjaśnię jak powstało moje ostatnie video z wyskakującymi okienkami. To jest oparte na starym pomyśle… nie wiem czy macie w Szwecji VH1? Wiem, że w Europie jest MTV.

Henrik Palmgren: Niestety mamy. Tak, Jan.

Jan Irvin: No tak, miałem MTV, kiedy mieszkałem w Europie. VH1 to kanał podobny do MTV. Kiedyś grali muzykę, teraz robią to w mniejszym zakresie. Mieli coś takiego co się nazywało video z wyskakującymi okienkami, kiedy podczas teledysku wyskakiwały okienka, w których nabijali się z muzyków albo podawali różne opinie o zespołach i tak dalej, prawda? No więc ja wykorzystałem ten sam pomysł i zacząłem go stosować dla sofizmatów – sofizmaty w wyskakujących okienkach. Ostatnie video, które zrobiłem to przemówienie Obamy z 1. maja na okoliczność śmierci bin Ladena. Trwa 9 minut i 48 sekund i w jego trakcie Obama wygłasza chyba 86 kłamstw. Wiesz, sofizmat oznacza kłamstwo, więc nazwaliśmy to wskaźnikiem liczby kłamstw na minutę. Wskaźnik liczby kłamstw na minutę Obamy to 9,5.

Henrik Palmgren: Całkiem nieźle.

Jan Irvin: No, całkiem cholera nieźle. Kiedy oglądasz to video, możesz zobaczyć jak Obama obraca całą retorykę, żeby kłamać i manipulować ludźmi, prawda?

Henrik Palmgren: No tak.

Jan Irvin: Kłamać i manipulować tobą, zatem, wiesz, cały pomysł z sofizmatami w wyskakujących okienkach… Słuchacze, których to zainteresowało znajdą link po lewej stronie. Mogą ściągnąć zestaw narzędzi potrzebny do stworzenia video z sofizmatami w wyskakujących okienkach, stworzyć własne i przesłać je do nas, a my je zamieścimy na stronie. Kiedy robisz takie video, bardzo pomocne jest nauczenie się sofizmatów, bo to polega na tym, że przeglądasz jakiś materiał i wyłapujesz je. Opanowanie ich jest bardzo pomocne zarówno do tego, żeby stworzyć takie video, jak i po to, by uświadomić ludziom, w jaki sposób politycy i tym podobni używają fałszywej retoryki przeciwko nim.

Henrik Palmgren: Zdecydowanie. Bardzo ci dziękuję za poświęcony nam dzisiaj czas, Jan. Słuchanie o trivium było bardzo interesujące. Myślę, że na pewno wiele osób w ruchu tropiącym różnego rodzaju konspiracje czy alternatywnym mają się czego uczyć. Dedukcja, Jan, czyli pewnego rodzaju metoda służąca temu, aby, miejmy nadzieję, zbliżyć się do prawdy, koncepcja i słowo, które jest obecnie bardzo atakowane i obejmuje… nadużywane i stosowane w odniesieniu do przeróżnych rzeczy, a ludzie mają brać je za dobrą monetę, ponieważ to jest teraz prawda. Jestem jak najbardziej z tobą w tych próbach zbliżenia się do prawdy i kiedy rozmawiamy, Jan, zawsze istnieje obszar…

 

Współczesna Edókacja i Poprawność Polityczna – napisy PL

 

Szkoły używają terminu „osiągnięcie” w taki sposób, że fani George’a Orwella mogą dostrzec w tym nowomowę. Pomyślcie o testach osiągnięć.
Czy tego pojęcia używa się w Australii? Testy osiągnięć? Bardzo powszechne w Stanach. O jakie osiągnięcie chodzi?
Jeśli chodzi o nauki ścisłe, osiągnięcie ma miejsce w następujących, ograniczonych przypadkach:
– kiedy coś odkryjesz;
– kiedy zmodyfikujesz czyjeś odkrycie;
– kiedy odkryjesz, że coś, co było uważane za prawdę jest błędne lub na odwrót;
– i w końcu kiedy zmarnujesz znaczącą ilość czasu kończąc w ślepym zaułku przy jednoczesnym prowadzeniu starannych zapisków po to, żeby ktoś inny nie musiał marnować czasu w tym samym ślepym zaułku.
Poza tymi czterema kategoriami nie ma mowy o osiągnięciu. – John Gatto

 

Z książki Mariana Mazura „Historia naturalna polskiego naukowca„:
Naukowcem jest ten, kto poszukuje odpowiedzi na pytania, na które dotychczas nikt nie odpowiedział, za pomocą metod umożliwiających udowodnienie odpowiedzi.
W ramach samej nauki są to pytania:
co jest?” (fakty),
co jest jakie?” (właściwości),
co od czego jak zależy?” (związki).
Zastosowania nauki w praktyce dotyczy pytanie: „jak co osiągnąć?” (optymalizacja).
(…)
Na pytanie, kto jest naukowcem, nie można odpowiedzieć wskazując jakiś jeden określony typ intelektualny – jest to cała galeria różnych typów ludzi. Opracowanie typologii naukowców byłoby interesującym i pożytecznym zadaniem; wymagającym jednak obszernych i wnikliwych studiów, toteż ograniczę się tutaj do szkicowego zarysu tej sprawy.
Na czele listy należałoby umieścić naukowców pionierów, naukowców awanturników, naukowców ryzykantów, naukowców artystów czy jak by ich tam jeszcze nazwać, coś w rodzaju ludzi, którzy stojąc na leśnej polanie dręczą się pytaniem: „ale co jest w tym lesie?” Łamią uznane prawa i teorie naukowe, tworząc nowe. Oni też bywają autorami zaskakujących pomysłów wynalazczych.
Tuż za nimi można by wymienić naukowców klasyków, mistrzów rzemiosła naukowego, kapłanów strzegących ładu w nauce, którzy nie wyjdą poza obręb owej leśnej polany, ale postarają się wszystko na niej wykryć w ramach istniejących praw.
Klasycy, nie cierpiący pionierów jako burzycieli umiłowanego ładu, skorzy są do nazywania ich ,,pseudouczonymi”, do czego zresztą pionierzy dają im nierzadko powody, jako że w lesie niewiadomości nie ma drogowskazów, łatwo więc o obranie błędnego kierunku. Pionierzy odwzajemniają się im epitetem „wrogów postępu w nauce”, w czym także miewają słuszność.
Pomimo tego antagonizmu, a może raczej dzięki niemu, na tych dwóch grupach naukowców stoi rozwój nauki. Bez pionierów groziłaby nauce stagnacja, bez klasyków nauka mogłaby zejść na manowce i stać się szarlataństwem. Gdy pionierskie idee w konflikcie z kanonami rzemiosła naukowego wychodzą zwycięsko, wówczas jako nowe prawdy zostają włączone do skarbca wiedzy. Im bardziej są rewolucyjne, tym trudniejszy jest ich poród. Iluż to kontrowersjami była usiana droga od wystąpienia Semmelweisa do stworzenia aseptyki czy od opublikowania teorii względności przez Einsteina do powszechnego jej uznania. Z uznaniem pionierskich idei twórcy ich awansują z „pseudouczonych” na „uczonych”, polana leśna zostaje poszerzona, a naukowcy kapłani zaczynają strzec czystości tych idei przed zakusami następnych naukowców awanturników. Bywa też przeciwnie: idee nie wytrzymujące próby zostają odrzucone (niekiedy niesłusznie – i po latach przeżywają swój renesans), a jedynym ich śladem są w historii nauki wzmianki o bezdrożach, po jakich błądziła myśl ludzka w poszukiwaniu prawdy. Jednakże pionierzy, którym zdarzyło się pobłądzić w lesie nauki, nie zasługują na ośmieszanie. Z taką postawą można się spotkać np. w stosunku do flogistonowej teorii spalania (według której spalanie polega na wydzielaniu pewnej substancji, nazwanej „flogistonem”, przejawiającym się jakoby w postaci płomienia), której błędność została wykazana przez Lavoisiera, autora tlenowej teorii spalania (według której spalanie polega na pobieraniu pewnej substancji nazwanej „tlenem”, czego dowodem jest przyrost masy spalonego ciała). Tymczasem „flogistonowcom” trzeba przyznać dwie zasługi: pogląd, że ogień nie jest czymś pierwotnym („żywiołem”, jak to określali starożytni), lecz zjawiskiem pochodnym, oraz pogląd, że wchodzi tu w grę jakaś szczególna substancja – pomylili się tylko co do kierunku.
Wzorowy byłby naukowiec łączący pionierstwo z rzemiosłem, dostatecznie śmiały, a zarazem dostatecznie krytyczny.
Trzecie miejsce należałoby przyznać naukowcom stymulatorom, naukowcom postulatorom, naukowcom reżyserom, którzy sami nie podejmują rozwiązywania problemów, ale są obdarzeni zdolnością ich wynajdywania, stawiania i podsuwania innym, a jak wiadomo, właściwe postawienie problemu to już część jego rozwiązania. Ci nie wyjdą z polany do lasu, ale mogą pokazać, czego brakuje na samej polanie. Mogą pomóc w rozwiązaniu problemu przez wskazanie repertuaru metod i źródeł informacji. Tego rodzaju naukowcy, których można by też nazwać metodologami, są przydatni do organizowania, koordynowania i przewodniczenia w zespołowej pracy naukowej.
Jako czwartą grupę można wymienić naukowców erudytów, naukowców kompilatorów, naukowców krytyków, mających upodobanie w gromadzeniu, konfrontowaniu i przetrawianiu cudzych idei, aby je potem podać w sposób usystematyzowany i krytycznie oceniony. Są oni zwykle autorami wartościowych monografii naukowych, a ich umiejętności są szczególnie cenne w kształceniu młodych naukowców. Można by ich porównać do ogrodników, którzy na zarastającej dziko polanie jedne rośliny poprzystrzygają, drugie poprzesadzają w osobne grządki, ułatwiając innym orientację. To apostołowie porządku formalnego w sposobie pisania prac naukowych, w słownictwie, w symbolice, w prowadzeniu protokołów pomiarowych itp.
Na tym trzeba by zakończyć listę rzeczywistych naukowców. Następujące dwie grupy spełniają pożyteczną rolę, ale nie wnoszą do nauki nic nowego, a tylko jej osiągnięcia ugruntowują.
W tym charakterze na piątym miejscu listy można by umieścić wykonawców czynności odbywających się według aktualnych wymagań nauki, jak np. zbieranie danych statystycznych, wykonywanie pomiarów we wskazany sposób, wykonywanie obliczeń według wskazanych wzorów itp. Normalnie czynności takie wykonuje personel techniczny, ale niemało jest u nas ludzi, którzy statystycznie zaliczani są do naukowców, choć ich pułap intelektualny wyznacza im przydatność tylko do tego rodzaju prac.
Na szóstym miejscu można wymienić oświatowców, zajmujących się przekazywaniem istniejącej wiedzy innym. Rzecz jasna, wymienienie zawodu oświatowca dopiero na tym miejscu nie ma nic wspólnego z oceną, bardzo przecież wysoką, społecznej roli oświaty. Wynika ono jedynie z okoliczności, że przedstawiona tu lista jest ułożona w kierunku malejącego stopnia twórczości naukowej u różnych grup naukowców nominalnych. Jest bezsporne, że przekazywanie wiedzy nie jest tym samym co jej tworzenie, a do nieporozumień na tym tle dochodzi zwykle wskutek żywej jeszcze tradycji łączenia zawodu naukowca z zawodem oświatowca i wielości znaczeń, w jakich wyraz „nauka” jest u nas używany.
Pozostaje wymienić jeszcze trzy grupy, wprawdzie także związane z nauką, ale w sposób dla niej szkodliwy.
Spośród nich, na siódmym miejscu, należałoby wymienić administratorów, przy czym nie mam tu na myśli personelu wykonującego rozmaite pożyteczne usługi w instytucjach naukowych, jak choćby dokonywanie zakupów aparatury czy prowadzenie księgowości, lecz ludzi mających upodobanie w administrowaniu pracą naukowców, co jest oczywistym nieporozumieniem, polegającym na pomieszaniu wysuwania potrzeb, czyli stawiania zadań wobec nauki (co byłoby bardzo sensowne), z zarządzaniem metodami pracy (co jest pozbawione sensu). Temat ten omówię szczegółowiej w jednym z następnych rozdziałów.
Na ósmym miejscu wymieniłbym pseudonaukowców, blagierów, którzy pod pozorami wkładu do nauki uprawiają „wieszczenie”, tj. wypowiadają nie udowodnione poglądy w sposób mający sprawiać wrażenie naukowo udowodnionych bądź dobierają tendencyjnie argumenty do przyjętych z góry twierdzeń.
I wreszcie na ostatnim, dziewiątym miejscu trzeba wymienić pasożytów nauki, tj. karierowiczów, którzy nie mają kwalifikacji do uprawiania zawodu naukowca, a tytuły naukowe zdobyli dzięki względom pozanaukowym.
Ludzi wszystkich wymienionych kategorii można znaleźć w spisie naukowców nominalnych, ale trzeba przecież z niego odliczyć grupy: siódmą, ósmą i dziewiątą jako szkodzące nauce, a co najmniej zbędne, jak również grupy: piątą i szóstą, które chociaż pożyteczne, nie wzbogacają nauki. Pozostają cztery pierwsze grupy, z których czwarta bliższa jest przekazywaniu wiedzy niż jej tworzeniu. A zatem realizacja rewolucji naukowej musiałaby się w zasadzie opierać na grupach pierwszej i drugiej, a w pewnym stopniu również na trzeciej – jest to w sumie garstka naukowców.

Z książki Mariana Mazura Cybernetyka i charakter:
Naukowców interesuje rzeczywistość, jaka jest. Doktrynerów interesuje rzeczywistość, jaka powinna być.
Naukowcy chcą, żeby ich poglądy pasowały do rzeczywistości. Doktrynerzy chcą, żeby rzeczywistość pasowała do ich poglądów.
Stwierdziwszy niezgodność między poglądami a dowodami naukowiec odrzuca poglądy. Stwierdziwszy niezgodność między poglądami a dowodami doktryner odrzuca dowody.
Naukowiec uważa naukę za zawód, do której czuję on zamiłowanie. Doktryner uważa doktrynę za misję, do której czuje on posłannictwo.
Naukowiec szuka „prawdy” i martwi się trudnościami w jej znajdowaniu. Doktryner zna „prawdę” i cieszy się jej zupełnością.
Naukowiec ma mnóstwo wątpliwości, czy jest „prawdą” to, co mówi nauka. Doktryner nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest „prawdą” to, co mówi doktryna.
Naukowiec uważa to, co mówi nauka za bardzo nietrwałe. Doktryner uważa to, co mówi doktryna, za wieczne.
Naukowcy dążą do uwydatniania różnic między nauką a doktryną. Doktrynerzy dążą do zacierania różnic między nauką a doktryną.
Naukowiec nie chce, żeby mu przypisywano doktrynerstwo. Doktryner chce, żeby mu przypisywano naukowość.
Naukowiec unika nawet pozorów doktrynerstwa. Doktryner zabiega choćby o pozory naukowości.
Naukowiec stara się obalać poglądy istniejące w nauce. Doktryner stara się przeciwdziałać obalaniu poglądów istniejących w doktrynie.
Naukowiec uważa twórcę nowych poglądów za nowatora. Doktryner uważa twórcę odmiennych idei za wroga.
Naukowiec uważa za postęp, gdy ktoś oderwie się od poglądów obowiązujących w nauce. Doktryner uważa za zdrajcę, gdy ktoś oderwie się od poglądów obowiązujących w doktrynie.
Naukowiec uważa, że jeżeli coś nie jest nowe, to nie jest wartościowe dla nauki, a wobec tego nie zasługuje na zainteresowanie. Doktryner uważa, że jeżeli coś jest nowe, to jest szkodliwe dla doktryny, a wobec tego zasługuje na potępienie.
Naukowcy są dumni z tego, że w nauce w ciągu tak krótkiego czasu tak wiele się zmieniło. Doktrynerzy są dumni z tego, że w doktrynie w ciągu tak długiego czasu nic się nie zmieniło.

Czym jest edukacja? Program nauczania elit – napisy PL – John Taylor Gatto

Chciałbym zacząć od opowiedzenia o wydarzeniu, które zmieniło moje życie. Chodzi o zwykłą czynność nauki jazdy samochodem. Tego dnia dowiedziałem się, że w nauce nie ma nic trudnego i ta wiedza, ku mojej satysfakcji, sprawdza się od 30 lat odkąd uczę w szkole w Nowym Jorku. Że odkąd dziecko dostosuje się do procesu uczenia, nic nie jest dla niego za trudne, nawet zaawansowane rachunki. Jeśli brzmi to jak zbyt pochopny osąd, chciałbym przypomnieć, że Jaime Escalante, nauczyciel z Kalifornii, do którego należał stanowy rekord w liczbie uczniów rokrocznie zdających zaawansowane testy z rachunków, uczył wyłącznie dzieci meksykańskich imigrantów i dzieci z getta w Los Angeles; że rok po roku Escalante był numerem jeden w stanie Kalifornia, ucząc zaawansowanych rachunków dzieci, które nigdy nie jadły z obrusa i nie miały żadnych edukacyjnych tradycji. Tak więc, kiedy miałem dwanaście lat nauczyłem się prowadzić, co mnie zaskoczyło. Pewnego dnia w 1947 roku spędzałem czas w drukarni dziadków, kiedy nagle wujek odezwał się do mnie: „Przejedźmy się razem, Jackson”, bo tak mnie wtedy nazywali, i w następnej chwili mknęliśmy drogą wzdłuż rzeki, przez miasteczko Monongahela, gdzie dorastał też Joe Montana, niebieskim kabrioletem Buick Roadmaster, na który wydał wszystkie pieniądze odłożone w czasie służby w armii. Dojechaliśmy więc do drogi nad rzeką, gdzie zawsze było pusto, i wtedy powiedział do mnie „Już czas, żebyś nauczył się prowadzić.” Miałem wtedy dwanaście lat. Złapał mnie za kark i zmusił do spojrzenia na pedały, mówiąc „kwadratowy hamuje, długi rusza, skręcasz kierownicą w lewo, kiedy chcesz jechać w lewo, a w prawo, gdy chcesz jechać w prawo. To wszystko. Jakieś pytania?” Byłem oniemiały. Powiedział „Dobrze, to wszystko, zamieńmy się miejscami.” Byłem przerażony, jak chyba każdy by był na moim miejscu. Jak więc mi się udało? Z początku jechałem slalomem wzdłuż środkowej linii. Ale zawsze, kiedy to robiłem, wuj uderzał mnie po głowie. Przestałem więc. Wujowi najwyraźniej wydawało się, że każdy rodził się z wiedzą jak prowadzić i zdawało się nierozsądnym zaprzeczać mu. Chciałbym zwrócić uwagę na analogię między umiejętnością prowadzenia samochodu, kiedy życie jest narażone na szwank przy najmniejszym braku uwagi a faktem, że wszyscy nabywają ją zwykle w 20 czy 30 godzin. Umiejętności czytania czy obsługi komputera, które są fizycznie niegroźne, wszystkie są tak łatwe do nauczenia, że nie ma co robić z tego wielkiej sprawy. Mówi się o krytycznej sytuacji jeśli chodzi o czytanie w Stanach Zjednoczonych, jednak jezuicki duchowny, Paul Ferrara, chodził na wzgórza Ameryki Południowej i uczył czytać farmerów, którzy od pokoleń nie mieli z tym do czynienia, uczył ich czytać w 30 godzin. Nigdy nie zabierało to więcej czasu, a oni chętnie się uczyli. Ponieważ pierwszym zdaniem, które nauczył ich czytać było „ziemia należy do mówiącego”, czego nauczyli się od razu i nikt z nich tego nie zapomniał. Każdy ekspert powie, że to niebezpieczne, żeby pozwolić dwunastolatkowi prowadzić samochód, jednak każdy ekspert powie również, że dwunastolatek nie umiałby dowodzić okrętem wojennym, płynącym z zachodniego brzegu Ameryki Południowej, dookoła przylądku Horn, do Bostonu, a jednak pierwszy w historii admirał United States Navy [Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych], David Farragut, właśnie tego dokonał. W 1815 przejął dowodzenie okrętem i posterował nim z powrotem, z wrogą załogą na pokładzie. Dopłynął z powrotem do Bostonu w 1815. Każdy wie, że dwunastolatek nie potrafi zarządzać dochodową gazetą, a jednak dwunastoletni Thomas Edison właśnie to zrobił w latach sześćdziesiątych – stworzył gazetę przy pomocy zniszczonej prasy drukarskiej, którą ktoś wyrzucił, i dostarczał pasażerom pociągów jeżdżących na długie dystanse wiadomości o wojnie cywilnej. Proszę zauważyć, że nie rywalizował on bezpośrednio z dużymi dziennikami, skupiał się na konkretnej grupie odbiorców i przekazywał im jeden rodzaj wiadomości, wiadomości wojenne, które znał, ponieważ pociąg miał zamontowany telegraf. Dostarczał więc wiadomości o bitwach i ruchach oddziałów wojska, zanim jeszcze miejskie gazety wydawały swoje numery. Edison, w wieku dwunastu lat, zarobił małą fortunę na tej gazecie i pewnie pozostałby przy tym, ale jednocześnie robił eksperymenty chemiczne na tyłach pociągu, co któregoś dnia doprowadziło do wybuchu pożaru i zaniechania eksperymentów w tym miejscu. Około rok temu, w 1997, dziesięcioletnia dziewczynka była na okładce New York Timesa ponieważ wymyśliła i przeprowadziła eksperyment, który dowodził, że nowa dochodowa metoda leczenia jest fałszywa. Jakiś czas temu ktoś naprawił teleskop Hubble’a, który miał wadę soczewki, ktoś wymyślił jak dostarczyć tam soczewkę korekcyjną i naprawił go. Ten właśnie człowiek kierował traktorem, orząc pola na rodzinnej farmie, już w wieku pięciu lat. Wszystkie te historie zmuszają nas do zastanowienia się nad tym, czego dzieci potrafią się nauczyć. Wspólną cechą wyedukowanych ludzi jest to, że potrafią poddać coś w wątpliwość, nie wierzą we wszystko, co się im mówi, jednak szkoły nie są zdolne do pomocy w rozwijaniu tej zdolności z powodu strachu, że zostanie poddana w wątpliwość sama idea obowiązku szkolnego. Chciałbym opowiedzieć historię, której byłem naocznym świadkiem, jest to historia sprzed dwóch lat. W północnozachodnim zakątku znanej wyspy, daleko stąd – zwykle nie mówię jaka to wyspa, ale skoro byłem w kościele to przyznam, że to Hawaje – wyspa, na której 80% zatrudnionych pracuje dla amerykańskiego rządu. Z dala od plaż Hawaje są jednym z najbardziej depresyjnych miejsc na Ziemi. Ludzie – nie mam tu na myśli turystów czy tymczasowych mieszkańców – są wymęczeni, wszyscy zatrudnieni przez rząd. A więc, w północnozachodnim rogu O’ahu sześćdziesięcioletnia kobieta sprzedaje ze starej ciężarówki porcje krewetek z ryżem. Ta ciężarówka, razem z wyposażeniem służącym do gotowania, jest pewnie warta nie więcej niż 5000 dolarów i ma przynajmniej 20 lat. Nazwijmy to jej kapitałem początkowym, 5000 dolarów, i myślę, że mogę nawiązać do mojej wczorajszej wypowiedzi o niezależnym życiu. Z tej ciężarówki kobieta sprzedaje krewetki z ryżem, po 9,95, ale to duże porcje i są przepyszne. Sprzedaje też hot dogi dla dzieci i napoje w puszkach, to wszystko. Pozwolenie na prowadzenie tej działalności kosztuje ją 1200 dolarów rocznie, niewiele ponad trzy dolary dziennie. Ukończyła liceum i ma miły uśmiech. Parkuje ciężarówkę na żwirowym podjeździe, z dala od głównej drogi, w miejscu, gdzie w okolicy nic nie ma, a jej jedyną reklamą jest wypisany odręcznie znak ustawiony przy autostradzie, głoszący „porcja krewetek – $9,95”. Tego dnia, kiedy stanąłem w kolejce po krewetki było przede mną pięcioro klientów, którzy kupili 14 porcji i 14 puszek napoju, nim przyszła moja kolej. Wszystkie te transakcje zabrały 12 minut, miałem przy sobie zegarek. Nagle poczułem się zaintrygowany zarobkami tej skromnej kobiety. Następnego dnia wróciłem tam i zaparkowałem kawałek dalej, żeby móc obserwować ciężarówkę, ale jednocześnie nie przeszkadzać. W dwie godziny kobieta sprzedała 41 porcji krewetek, 41 napojów i koło 10 hot dogów. Tydzień później wróciłem znowu i zaobserwowałem podobną sytuację. Moja żona jest absolwentką znanego instytutu gastronomicznego i była tak miła, że oszacowała dla mnie, że 7 dolarów z 10,95 stanowiło pewnie czysty dochód. Później zagadałem do sprzedawczyni krewetek, która, jak się szczęśliwie okazało, uwielbiała opowiadać o swoim biznesie. Pracuje 56 godzin tygodniowo, nie ma wakacji z wyjątkiem Bożego Narodzenia i Wielkanocy, i średni sprzedaje 100 do 150 porcji, jej rekordem jest 350. Kiedy nie ma ochoty pracować, czyli całkiem często, zastępuje ją jedna z trzech córek. Nie spytałem wprost o jej dochody, ale bazując na tym, co mi powiedziała o sprzedaży i godzinach otwarcia obliczyłem, że musi zarabiać przynajmniej ćwierć miliona dolarów, sprzedając krewetki z pordzewiałej ciężarówki. Nie jest zainteresowana rozwijaniem firmy, a zauważyłem, że wszyscy jej klienci, łącznie ze mną, wydawali się zadowoleni z bycia tam, rozmawiania i żartowania z właścicielką, a ona wyglądała na zadowoloną z życia. Teraz wie pan coś o mnie, prowadzącym samochód, coś o sprzedawczyni krewetek z odległej wyspy, i zanim zaczniemy rozmowę o edukacji chciałbym opowiedzieć ostatnią historię, o trzynastoletnim chłopcu pochodzenia grecko-amerykańskiego, którego nazwę Stanley, ponieważ jestem w kościele, nazwę go Stanley, bo tak ma na imię. Stanley przychodził do szkoły, był w mojej klasie, tylko raz na miesiąc. Uchodziło mu to na sucho, bo byłem jego wychowawcą i go kryłem. Nie robiłem tego by zadzierać z prawem, ale dlatego, że Stanley wytłumaczył mi gdzie spędzał czas, a ja zgodziłem się, ponieważ było to bardziej rozwojowe niż to, co działo się w szkole.

Okazało się, że Stanley miał 5 ciotek i wujków. Każdy z nich prowadził własny biznes przed ukończeniem 21. roku życia, dlatego chciał podążyć ich śladami, ale nie wiedział do końca czyimi. Jedna osoba pracowała w kwiaciarni, jedna zajmowała się konstrukcją surowych mebli, jedna była właścicielem delikatesów, jedna właścicielem małej knajpki a jeszcze inna prowadziła usługi kurierskie. Kiedy Stanley opuszczał lekcje, wykonywał różne prace u ciotek i wujków nie dostając za to ani grosza. Pracował u jednego krewnego, potem u następnego i tak dalej. Chodził od sklepu do sklepu i pracował za darmo w zamian za możliwość poznania biznesu. „Panie Gatto” powiedział, „dzięki temu mam szansę zdecydować, jaką branżę obrać w przyszłości. Proszę powiedzieć, jakie książki mam przeczytać i je przeczytam, ale nie mogę marnować czasu w szkole, chyba że chcę skończyć jak cała reszta” dokładnie tak powiedział, „pracując dla kogoś innego”. Kiedy to usłyszałem, nie mogłem z czystym sumieniem zamknąć przed nim drzwi.

Nauka jazdy, dorabianie się na wykonywaniu pożytecznej pracy, nauka niezależnego handlu – czy zauważyliście, że mówiłem o tym, z jaką łatwością można wykonywać i nauczyć się tych trzech rzeczy, o ile osoba ucząca się bierze na siebie odpowiedzialność, potrafi zachować otwarty umysł oraz ma czas i środki aby dotrzeć do celu. Nie zezwala się, aby szkoła oferowała większości z nas właściwe wsparcie czy poświęcała nam czas. Powodem są zasady ustanawiane z dala od sal lekcyjnych; szkoła nie mogłaby zaoferować tego rodzaju wsparcia nawet jeśli by chciała. Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz – nauczanie w szkole nie jest edukacją. Z łatwością można zrekompensować braki w nauczaniu, ale w żadnym razie nie można zrekompensować szkód spowodowanych brakiem wykształcenia, chyba że jesteś gotów doświadczyć bólu, wysiłku i smutku. Bez wykształcenia jesteś po prostu mniej wartościowy niż mógłbyś być w rzeczywistości.

Wiele sławnych i wybitnych osobistości nie miało większego wykształcenia. George Washington kształcił się dokładnie 2 lata. Jego nauczycielem był skazaniec, ponieważ nikt nie był na tyle szalony, żeby się z tego utrzymywać. Benjamin Franklin również kształcił się 2 lata; został wyrzucony z dwóch szkół, dlatego że był osobą sprawiającą kłopoty. Trudno doszukać się tej informacji w jego biografiach, ale taka jest prawda. Admirał Farragut w ogóle nie miał wykształcenia. Matce Thomasa Edisona powiedziano, że jej syn jest ograniczony umysłowo i szkoła nie będzie miała z niego pożytku. Margaret Mead, słynna amerykańska antropolożka, jak wiele innych ludzi była kształcona wyłącznie w domu. Każdy z nich miał dobrą edukację. Przechodzimy do sedna tej rozmowy, aby pomóc wam zrozumieć, czym jest edukacja.

Znam odpowiedź na to pytanie, ale nie jestem na tyle arogancki, żeby twierdzić, że jest to jedyna słuszna odpowiedź. Z tego powodu zapoznam was z moją roboczą definicją, definicją słynnych Amiszów z powiatu Lancaster. Chciałbym też, abyśmy przyjrzeli się liście rzeczy wymaganych od swoich uczniów przez 20 najlepszych prywatnych szkół z internatem w USA. Myślę, że jeśli wybierzecie sobie z tych przykładów to, co się wam podoba i połączycie z własną mądrością, zdrowym rozsądkiem i daną od Boga indywidualnością, ze spędzonego tutaj razem czasu wyniesiecie coś przydatnego. W pierwszej kolejności przedstawię moje pomysły, na które wpadłem dzięki zbyt wielu ludziom, aby móc im teraz podziękować.

Przed planowaniem programu nauczania należy mieć na względzie 10 oddzielnych rodzajów świadomości, na których opiera się samopoznanie i samoświadomość.

  1. Pierwszym z nich jest rzeczywista osobowość musimy mieć dużą wiedzę na temat naszych krewnych i przodków; jaka była ich kultura, jaka jest ich kultura, jaka jest ich sytuacja, jakie są ich cele i zmagania. Następnie musisz dokonać spisu uważnie badając własne umiejętności, słabości i ograniczenia wynikające z twojego dziedzictwa biologicznego i kulturowego. Należy stworzyć swojego rodzaju charakterystykę swojej osoby; nie dzieje się to w tydzień czy w miesiąc – to długotrwały proces. Będąc w zaawansowanym wieku, poświęcałem bodajże codziennie trochę czasu na myślenie o każdym z moich krewnych i zastanawianie się, jaka część mnie może być w harmonii z daną osobą. Musisz też posiadać dogłębną wiedzę na temat historii; uważam, że należy być zaznajomionym z historią lokalną, regionalną, narodową i globalną. Rozmawiałem wcześniej z kilkoma paniami na temat tego, że kiedy byłem w Nashville zapomniałem wspomnieć swoim słuchaczom o tym, że Andrew Jackson prawie na pewno przyczynił się do ustanowienia przymusowej edukacji w USA. Nie znaczy to, że kiedykolwiek by na to pozwolił – osoba pokroju Jacksona po prostu przyciągała do swojego rządu różnych ludzi, którzy zniszczyli sektor bankowy na północnym wschodzie. Czy pozwolono, aby stało się to jeszcze raz? Rok po opuszczeniu urzędu przez Jacksona, bostońska komisja szkolna będąca genezą naszego nieszczęścia związanego z edukacją rozpoczęła swoje działania. Nie odważyłaby się tego dopuścić za czasów prezydentury Jacksona, ale rok po jego odejściu ze stanowiska komisja podjęła pierwsze kroki i zatrudniła pewnych ludzi jako „przykrywkę”. Musimy posiadać szczegółową wiedzę w dziedzinie historii, ponieważ życie jest swojego rodzaju gobelinem. Można powiedzieć, że jest trójwymiarowym gobelinem; dzięki niej możemy cofać się w czasie i zdecydować, jakie decyzje podjąć. Jest to jednak możliwe tylko wtedy, kiedy znamy historię. Pozwólcie, że wytłumaczę. Kiedy mówię, że nie znacie historii – nie wiem, czy jest to prawdą – chodzi mi o was jako ogół ludzi. Północni Niemcy, Prusowie zdali sobie sprawę, że ludzie posiadający dogłębną wiedzę historyczną byli niebezpieczni, ponieważ potrafili myśleć kontekstualnie. Prusowie pragnęli produkować ludzi potrafiących rozwiązywać problemy, którzy jednocześnie nie mieli pojęcia, czy rozwiązywany problem nie stanie się przypadkiem problemem kogoś innego tak jak w przypadku bomby atomowej – byli po prostu inżynierami. Niemcy świetnie radzili sobie z produkowaniem tego typu ludzi, ale podczas prywatnych rozmów oznajmili, że tylko jednej osobie na 200 należy zezwolić myśleć w kontekście historycznym, aby mogła zrozumieć, jaki jest cel rozwiązywania problemu i z jakich idei się wywodzi. Od 1917 r. system nauczania historii w USA był celowo i systematycznie niszczony tak, abyś nie był w stanie zrobić kroku w tył i zrozumiał, co się tak naprawdę dzieje. Z drugiej strony mam dla was dobrą wiadomość – samokorygowanie jest bardzo satysfakcjonujące i względnie proste.
  2. Druga rzecz to posiadanie dogłębnej wiedzy historycznej, w tym wiedzy na temat historii polityki i kultury, być może także historii pracy, nauki i techniki oraz innych istotnych elementów historii.
  3. Trzecią rzeczą jest to, że musisz znać fizyczny świat będący w zasięgu twojej ręki; musisz być zaznajomiony z jego geografią, botaniką, zoologią, chemią i fizyką. Jednym z najbardziej udanych programów nauczania, jaki zaprojektowałem i zaaplikowałem było wyposażenie każdego ucznia w mapę wyspy Manhattan o długości 20 km i szerokości 3,7 km oraz przekazanie im, że do końca roku mają za zadanie osobiście zwiedzić każdą strefę kodu pocztowego, jest ich ok. 38. Ich zadaniem było także przeanalizowanie rodzajów przedsiębiorstw, zasobów mieszkaniowych, sposobu ubierania się ludzi i innych czynników; mowa tu o badaniu rynkowym o ogromnej wartości pieniężnej, szczególnie na terenie takiego obszaru jak Manhattan. Mimo tego uczniowie podjęli się wyzwania, a przy okazji zaznajomili się z geografią, botaniką, chemią i fizyką tych różnych miejsc. To był numer 3.
  4. Rzecz numer 4 – musisz wiedzieć wystarczająco dużo o świecie pracy, aby mieć rozeznanie w doborze zawodu. Kiedy dojdziemy do kwestii prywatnych szkół, dowiecie się, że najważniejsze jest opanowanie i zrozumienie świata pracy w celu dopasowania swojej osobowości do tego, co chcesz robić. Mawiałem uczniom, że nie ma sensu tkwić w dobrze płatnej pracy, jeśli nie daje ona satysfakcji; pieniądze zwyczajnie nie mogą być rekompensatą za niszczenie własnego siebie lub wtedy, gdy praca jest sprzeczna z twoimi zasadami albo ważnymi dla ciebie kwestiami.
  5. Kolejną rzeczą jest to, że musisz wiedzieć coś o filozofii i psychologii ludzkich związków. Musisz znać różnicę między rodziną i przyjaciółmi, między przyjaciółmi a towarzyszami, między towarzyszami a kolegami. Musisz wiedzieć o koleżeństwie, obecnie nazywa się to ‘nawiązywaniem kontaktów’. Musisz wiedzieć, czym są miłosne relacje bazując na nagromadzonej wiedzy tysięcy lat ludzkiej historii oraz zbiorowej wiedzy własnej rodziny. To był numer 5.
  6. Szósty rodzaj świadomości polega na zrozumieniu zawiłości w stworzeniu domu. Wiem, że w przypadku nauki w domu nie ma z tym problemu, ale zazwyczaj zwracam się do publiczności nie pobierającej nauki w domu. Mówię wtedy, że dom jest swojego rodzaju laboratorium wszystkiego, nie jest to akademicka praktyka, a zarazem nią jest – jest jednocześnie prawdziwym życiem i czymś, co może w znakomity sposób wzbudzić zainteresowanie, jeśli tylko masz chęć się tego podjąć. Musisz być w stanie rozróżnić między domem a miejscem, gdzie jesz i śpisz; zarówno chłopcy, jak i dziewczęta muszą znać tę różnicę. Musisz wiedzieć o wyzwaniach dorosłości na każdym jej etapie, jakie są obowiązki i zobowiązania silnego mężczyzny czy kobiety, czego muszą się podjąć.
  • Numer 7 – musisz pojąć wyzwanie straty oraz ogromne wyzwanie starzenia się i śmierci. Wiem, że w pewnym stopniu mamy w zwyczaju myśleć o starzeniu i śmierci w zależności od tego, czy jesteśmy religijni czy też nie. Jesienią ubiegłego temu w mieście Boulder w stanie Colorado publiczność postawiona została przed pewnym wyzwaniem. Byli świeżo po wykładzie Dalai Lamy a ja byłem kolejnym mówcą, więc miałem trudne zadanie do wykonania. Powiedziałem, że nic nie miałoby żadnej wartości jeśli nie starzelibyśmy się i nie umieralibyśmy. Jeśli żyłbyś 50 milionów lat dlaczego niby coś, co zrobiłeś dzisiaj, za rok albo za 40 lat miałoby mieć jakiekolwiek znaczenie. Dlaczego cokolwiek miałoby mieć znaczenie. Mamy wspaniałą okazję, aby się nawzajem obserwować podczas przemierzania tego okrążenia idostosować się do tego, kim jesteśmy – nigdy nie jesteś tą samą osobą. Weźmy na przykład dwa dni z rzędu – zawsze jesteś o dzień starszy, a co za tym idzie mądrzejszy, jeśli tylko chcesz taki być. Wreszcie musisz nieustannie zmagać się przez całe życie, aby zrozumieć przebłysk metafizycznej realności; istnieją rzeczy pozafizyczne, rzeczy bliskie duszy i duchowi. Żaden człowiek na świecie nie podważał tej kwestii, jednak nie jest ona przedmiotem badań naukowych.

Kiedy zapoznasz się z tymi różnymi rodzajami świadomości, zarys wykształconej osoby wyłaniający się z chaosu ignorancji staje się bardziej widoczny.

Punkt 1. Po pierwsze, wykształcona osoba jest w stanie samodzielnie napisać własny scenariusz albo jego większą część. Zawsze jest to ciągły proces, nigdy nie możesz w pełni osiągnąć tego celu ale zawsze starasz się do niego dojść, stajesz się w tym coraz lepszy.

Punkt 2. wykształcony człowiek wie, jak działa ludzkie serce i dlatego ciężko jest go oszukać… Teraz już pamiętam, dzięki komu wpadłem na ten pomysł; pochodzi on z dzienników Thomasa Jeffersona. Jeśli wiesz jak działa ludzkie serce i trudno jest cię oszukać, wyobraź sobie, ile młodych ludzi mogłoby uniknąć doświadczenia smutku, jeśli tylko wiedzieliby o tym samym przed etapem, gdzie wyłaniają się silne uczucia fizyczne w okresie późnego dojrzewania.

Punkt 3. – wpadłem na ten pomysł także dzięki Thomasowi Jeffersonowi – wykształcona osoba zna swoje prawa i wie, jak je chronić. Jest to ostatnia rzecz, jaką dowolna szkoła w tym kraju cię nauczy; oznaczałoby to dla nich katastrofę.

Punkt 4.: wykształcona osoba posiada przydatną wiedzę; wie jak zbudować dom, napisać piosenkę, zbudować łódkę, produkować żywność czy projektować odzież. Wie o czymś prawdziwym, a jeśli nie wie, to chce się tego dowiedzieć, chce się tego nauczyć i ma odwagę się tego nauczyć.

W mieście Bath w stanie Maine znajduje się Shelter Instituite który gwarantuje, że w ciągu trzech tygodni będziesz potrafił zbudować wielopoziomowy dom w stylu „cape cod” o powierzchni 280 metrów kwadratowych jeśli tylko się tam wybierzesz, ponieważ przez ten czas zbudujesz taki właśnie dom. Jeśli zostaniesz dodatkowo jeszcze tydzień, nauczą cię montować instalację wodno-kanalizacyjną i instalację elektryczną. Kilka lat temu uczestniczyłem w obchodach 25. rocznicy jako mówca. Przybyło ponad 5 tysięcy ludzi, wszyscy mieli przy sobie zdjęcia wybudowanych przez nich domów, wśród uczestników byli też kierowcy autobusów i psychiatrzy. Każdy z domów był tak indywidualny jak odcisk palca, a wybudowanie ich zajęło im tylko trzy tygodnie. To był punkt 4.

Punkt 5.: osoba wykształcona potrafi wszędzie utworzyć zdrowe więzi, ponieważ rozumie dynamikę związków. Nie chodzi mi o to, że jest to rzecz pożądana, ale możliwe jest umieszczenie osoby wykształconej w innym miejscu, gdzie taka osoba poradzi sobie w nowych warunkach.

Punkt 6.: osoba wykształcona potrafi odkrywać prawdę bez podążania za przewodnictwem ekspertów. W wielu przypadkach tak właśnie się dzieje, ale zawsze powinno się sceptycznie podchodzić do tego, co się do ciebie mówi i pamiętać o tym, że nie zawsze przekazywana jest cała prawda; wiesz jak porównywać odmienne relacje.

Punkt 7.: osoba wykształcona – nigdy się o tym nie mówi – posiada zdolność tworzenia nowych rzeczy, nowych doświadczeń, nowych pomysłów; potrafi zrobić coś z czegoś innego, ze wspólnego, surowego materiału.

Punkt 8.: osoba wykształcona posiada plan własnej wartości. Na szczęście chrześcijanie nie mają z tym problemu, ale wiele ludzi nie planuje swojego życia, nie kierują nimi żadne zasady. Z takimi ludźmi miałem też do czynienia w sali lekcyjnej, ludzie ci znajdują się w okropnej sytuacji. Osoba wykształcona zawsze wie kim jest, posiada własną filozofię zweryfikowaną metodą prób i błędów. Oczywiście popełniamy błędy, wszyscy jesteśmy niedoskonali. To też powinniśmy wiedzieć, ale jeśli tylko do czegoś dążymy, stajemy się mniej niedoskonali. Możemy odnaleźć wewnętrzny spokój pod warunkiem, że jesteśmy pokorni.

Punkt 9., mój ulubiony: czas nie dłuży się osobie wykształconej, taka osoba może być samotna i nie jest w rozterce, co począć ze swoim czasem. Opowiem wam historię, pewne porównanie, które mnie zainteresowało. Dorastałem w kilku małych miasteczkach w zachodniej Pensylwanii, miejscowość Monongahela jest najbliższa mojemu sercu. Nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek mówił, że się nudzi aż do momentu, kiedy dostałem się na uczelnię. Trafiłem na Uniwersytet Cornella i nagle każdy powtarzał to przez cały czas. Wszyscy byli wiecznie znudzeni pomimo tego, że byli zamożni, przystojni, dobrze ustawieni i namaszczeni na przywódców przyszłości. Nikt, kogo znałem dorastając, żaden z rodziców ani krewnych, żaden z moich przyjaciół nie nudzili się. Wiedziałem, co znaczy słowo „nudzić się”, ale nigdy nie doświadczyłem tego uczucia chociaż wiedziałem, że istnieje. Czas nie dłuży się osobie wykształconej, osoba wykształcona rozumie i akceptuje to, że śmierć i starzenie się są niezbędne. Osoba wykształcona uczy się w każdym momencie swojego życia, nawet pod jego koniec.

Przenieśmy się teraz od Johna Gatto do Amiszów Starego Zakonu (Old Order Amish). Są oni grupą 150 000 ułożonych, dobrze prosperujących i przestrzegających prawa obywateli. Przybyli do Ameryki z małym tobołkiem składającym się z kilku ubrań, dlatego też nie posiadali żadnych kontaktów mogących ułatwić im nowe życie. Byli prześladowani przez stan Pensylwania, stan Wisconsin i stan Ohio przez całe stulecie. Każdy słyszał o Amiszach, ale nieliczni wiedzą o zdumiewających szczegółach na ich temat, które zaraz przedstawię. Praktycznie każdy dorosły Amisz posiada niezależne środki utrzymania jako właściciel gospodarstwa rolnego, podział to 50/50. Źródłem moich informacji jest sekcja na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa zajmująca się badaniem Amiszów. W tym społeczeństwie prawie nigdy nie doświadczycie kłótni, przemocy, alkoholizmu, rozwodów czy przyjmowania narkotyków. Istnieją nieliczne wyjątki, ale są one tak mikroskopijne, że kiedy już mają miejsce trafiają na pierwsze strony gazet, ponieważ po prostu normalnie takie rzeczy się nie dzieją.

Punkt trzeci: nie przyjmują pomocy rządu jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, pomoc osobom starszym i edukację po klasie ósmej [w amerykańskich szkołach państwowych]. Przez większość stulecia byli zobowiązani przez rząd do zaakceptowania edukacji dzieci od klasy pierwszej do ósmej. Teraz przytoczę fakt, który was zdołuje. Wskaźnik sukcesu małych przedsiębiorstw Amiszów to 95%, 1 na 20 przedsiębiorstw Amiszów bankrutuje przez okres pierwszych pięciu lat. Wskaźnik sukcesu przedsiębiorstw nienależących do Amiszów to 15%; 17 z 20 przedsiębiorstw nienależących do Amiszów bankrutuje w przeciągu pierwszych pięciu lat.

Punkt piąty: wszystkie dzieci Amiszów mają szansę na wzięcie udziału w opłaconej, rocznej przerwie z dala od amiszowego życia w momencie wkraczania w dorosłość. Amisze nie chcą mieć w swojej społeczności kogoś, kto nie chce być jej częścią. Cytując ich słowa: „Skąd masz wiedzieć, czy chcesz być jednym z nas, skoro nie próbowałeś czegoś innego?”.

Z tego powodu wyruszają na takie wyprawy na terenie całego kraju i żyją wśród nas. Przez ten czas nie są Amiszami, ale potem wracają. 85% dorosłych dzieci tej społeczności woli pozostawać blisko rodziców, jest to główny powód dla którego ta grupa rozrosła się o 3000%. W XX wieku w 1900 r. było 5000 Amiszów, teraz jest ich 150 000, co daje nam wzrost o 3000%.

Wreszcie, prawie wszyscy członkowie grupy, zarówno dzieci, jak i dorośli, przepytani przez badaczów zewnętrznych wyrażali całkowite zadowolenie ze swojego życia. Donald Kraybill z Uniwesytetu Johnsa Hopkinsa badał przedsiębiorstwa Amiszów, zbadał 1000 przedsiębiorstw Amiszów na cele książki opublikowanej w 1995 roku. Na pewno znajdziecie ją w narodowym systemie bibliotecznym pod tytułem „Amish Enterprise: From Plows to Profits” („Przedsiębiorczość Amiszów: od Orki po Zysk”). Kraybill powiedział: „Amisze podważają wiele konwencjonalnych założeń o tym, co należy zrobić aby wkroczyć w świat biznesu.” Czy kobieta ze starą, pordzewiałą ciężarówką i dyplomem ukończenia szkoły średniej nie podważyła pewnych założeń zarabiając ćwierć miliona dolarów rocznie? Nie mają średniego wykształcenia, nie mają specjalistycznych szkoleń, nie używają komputerów, elektryczności czy samochodów, nie są wytrenowani w tworzeniu planów marketingowych. Atrybuty, które zostały przeniesione z gospodarstw rolnych to między innymi: duch przedsiębiorczości, chęć podjęcia ryzyka, innowacyjność, wysoka etyka pracy, tania, rodzinna grupa pracownicza i wysokie standardy rzemieślnictwa. Jedną z ich wartości jest zasada ograniczonego wzrostu, to niezwykłe; mają niepisaną zasadę, że nie wolno zarabiać więcej niż pół miliona dolarów rocznie nie dlatego, że są przeciwni pieniądzom, ale dlatego, że jeśli będziesz zarabiać więcej nie dasz szansy innym ludziom na wkroczenie w biznes, więc musi im wystarczyć pół miliona rocznie. Nie chcą, żeby ich sklepy czy branże się rozrastały; dotyczy to przedsiębiorczości na terenie całej osady.” To, co teraz usłyszeliście jest wielką częścią definicji edukacji według Amiszów, ale dodam coś jeszcze. Amisze są bardzo dobrymi sąsiadami, są pierwsi do pomocy w czasie kryzysu świata zewnętrznego, otwierają swoje gospodarstwa dla dzieci z gett, często wychowują niepełnosprawne dzieci nienależące do świata Amiszów, których nikt nie chce. Uprawiają rolę tak dobrze i tak korzystnie bez użycia traktorów, chemicznych nawozów czy pestycydów, że Meksyk, Kanada, Rosja, Francja i Urugwaj zatrudniły Amiszów w celu doradztwa pod kątem zwiększenia wydajności produkcji rolnej.

Możecie zrozumieć, jak Amisze pojmują edukację patrząc na rzeczy, o które walczyli z rządem. Kiedy Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych orzekł, że dzieci muszą chodzić do szkoły od pierwszej do ósmej klasy, byli gotowi masowo pójść do więzienia, o ile poczynione będą ustępstwa. Rząd zgodził się potem pójść na ustępstwa. 1. Żądali, żeby każda szkoła była w niewielkiej odległości od domów, nie pozwalali na transport dzieci autobusem.

  1. Po drugie, nie godzili się na wielkie szkoły, gdzie uczniowie dzieleni byli na różne „przegródki” i każdego roku przydzielano im różnych nauczycieli.
  2. Po trzecie, żądali aby wszystkie decyzje szkolne były zatwierdzane na piśmie przez rodziców.
  3. Żądali, aby rok szkolny trwał 8 miesięcy.
  4. Żądali, aby nauczyciele uczący ich dzieci posiadali wiedzę na temat wartości i tradycyjnego stylu życia Amiszów i byli im przychylni, nie zgadzali się na przekazywanie własnych dzieci profesjonalnym dydaktykom.
  5. Po szóste, domagali się, aby ich dzieci nauczano zgodnie z przekonaniem, że mądrość i wiedza akademicka to dwie różne rzeczy.
  6. Po siódme, domagali się, aby ich dzieci odbywały praktyki i staże nadzorowane przez rodziców.

Woleli pójść do więzienia i stracić wszystko, niż poddać własne dzieci jakiemukolwiek rodzajowi indoktrynacji państwa zwanego edukacją, która miałaby rozbijać ich rodziny, tradycje i społeczności oraz przez którą ich dzieci miałyby żyć w niepokoju, wyuczone, aby wzbijać się w górę i skakać bez określonego celu czy kierunku, nie wiedząc gdzie wylądują. Amisze zdali sobie sprawę, że nowe, rządowe szkoły były niczym innym jak społecznymi separatorami opartymi na zasadzie mechanicznego separatora mleka. Takie szkoły mąciły w młodych umysłach aż do rozpadnięcia się zarówno struktury społecznej, jak i rodziców i ich spójnej świadomości. Szkoły oddzielają dzieci od ich osobistej przeszłości i od przeszłości ich kultury. Jak nazywał to rząd, „edukacja” odseparowywała ludzi od życia dnia codziennego dzieląc świat na dyscypliny, przedmioty, klasy, oceny i nauczycieli, którzy znani są dzieciom tylko z nazwiska. Nawet religia, o ile byłaby o niej wzmianka, miała być badana, analizowana i oddzielana od rodziny i życia codziennego, miała stać się po prostu kolejnym przedmiotem analizy krytycznej. Wyposażeni w książki i odseparowani od Amiszów i kulturowego przeszkolenia specjaliści mieliby być odpowiedzialni za wychowywanie dzieci i zachęcaliby je do wyzwolenia się od ograniczenia jakim jest dom; wyjaśnialiby, z jakiego powodu mają to robić, gdzie i w jakim kierunku „skakać”. Oczywiście szkoła, po tym jak oderwie od was dzieci, nie ma o tym pojęcia. Amisze uważali, że nieustanna konkurencja zniszczy wielu ludzi i ze sporej części zrobi upokorzonych nieudaczników nienawidzących samych siebie. Jest to zupełnie odmienne od powszechnej determinacji wymaganej przez życie w społeczności Amiszów. Dla Amisza edukacja oznacza bycie niezależnym, oznacza życie w zamkniętej społeczności jako wartościowy sąsiad i prowadzenie pobożnego życia. Trudno wyobrazić sobie, żeby taka definicja edukacji przetrwała do przełomu XXI wieku, a co dopiero cieszyła się powodzeniem. W jaki sposób możemy jednak wytłumaczyć zdumiewające poczynania Amiszów postępujących według własnych zasad i szczęśliwie żyjących w dobrobycie pomimo odmiennych rad ekspertów? Fakt, że Amiszom powodzi się tak dobrze dowodzi tego, że w przypadku edukacji istnieje możliwość obrania za cel niezależność ogółu obywateli. Mam nadzieję, że pomyślicie trochę nad tym.

Chciałbym teraz zaproponować przybliżony, trzyczęściowy podział bazujący na podstawowych założeniach, z którymi się zmagamy.

  1. 1. Po pierwsze mamy uczenie się będącą głównym konceptem; uczenie się pojawi się w naturalny sposób bez względu na to, czy tego chcemy czy nie. Z tego powodu mądre matki obserwują, w jakim otoczeniu obracają się ich dzieci i w jakich znajdują się sytuacjach, z których czerpią potem doświadczenie.
  2. Drugi koncept, czyli nauczanie/szkolnictwo przeprowadzane jest w środowisku nadzorowanym przez innych ludzi poprzez procedury i sekwencje w mniejszym lub większym stopniu kontrolowane przez innych i na potrzeby innych. Nauczanie posiada pewną wartość. Mam mieszane uczucia; pewna grupa ludzi jest zdania, że nie powinno być to nazywane nauczaniem w domu, a edukacją w domu – jest zarówno tym, jak i tamtym, kształcenie posiada pewną wartość. Jeśli by tak nie było, widywalibyśmy dzieci bez przerwy chodzące sobie po parkach i ulicach. Nauczanie/szkolnictwo jest jeszcze bardziej wartościowe, kiedy nauczyciele troszczą się o uczniów i próbują zrozumieć cię jako jednostkę, jednak samo kształcenie/szkolnictwo nigdy nie jest wystarczające.
  3. Trzeci koncept, edukacja, opisuje starania w dużej mierze zainicjowane wewnętrznie, aby w inteligentny sposób wziąć życie w swoje ręce i po to, aby żyć w świecie, który się całkowicie rozumie. Bycie wykształconym przypomina skomplikowany gobelin utkany z rozległego doświadczenia, podejmowania znaczącego ryzyka i wyczerpującego poświęcenia. Ciężko jest być wykształconym, ale nie jest trudno być wyszkolonym, a nawet znakomicie wyszkolonym – w takim przypadku przekazujesz po prostu siebie w ręce obcych ludzi. Tak jak mam w zwyczaju mówić: jeśli są miłymi ludźmi, pokochają cię i wyjdzie ci to na dobre, inni ludzie będą cię lubić, ale nie możesz wtedy być autorem własnego scenariusza.

W tej formule, którą wam przekazałem uczenie dzieje się przez cały czas, natomiast szkolnictwo/kształcenie w szkole ma miejsce wtedy, gdy treść nauczania określona jest zewnętrznie przez innych ludzi narzucających dyscyplinę na ucznia, a edukacja jest określona świadomie i samodzielnie. Wiąże się z tworzeniem wewnętrznej samo kontroli nad gromadzeniem danych, osądem, samodyscypliną oraz poświęceniem. Jestem przekonany, że to właśnie miała na myśli Inga mówiąc wczoraj: „naprowadzasz ich na ścieżkę, ale pozwalasz im potem samodzielnie po niej chodzić”. Łączy informacje zdobyte dzięki kształceniu i przypadkowej nauce razem z osobistym celem. W procesie edukacji, nauka szkolna poddawana jest krytycznej kontroli i jest niezależnie weryfikowana przez każdego ucznia przed jej trwałym przyswojeniem. Osoba wykształcona uczy się, kiedy ufać obcym i nie powierza tego rodzaju zaufania każdej osobie. W naszych społeczeństwach szkoła ponieważ jest przymusowa jest swojego rodzaju stabilizatorem w „silniku” rozwoju dziecka. Może pomóc w nauce, ale może także ją utrudnić. Może zachęcać do kształcenia się, albo wręcz zniechęcić. Chcę przez to powiedzieć, że jeśli byłby to wykład na inny temat opowiedziałbym, co zrobili moi uczniowie. Wydawałoby się, że rozsypałem je niczym ziarna na cztery strony świata. Prawda jest taka, że miałem bardzo rygorystyczne oczekiwania wobec uczniów i zarówno oni, jak i ich rodzice byli tego świadomi. Jeśli chcieli dostać kolejną szansę musieli pokazać, że włożyli w to jakiś wysiłek. Każde dziecko odczuwa nawet w niewielkim stopniu obecność niewidzialnej „ręki” w szkole. Taka „ręka” porusza się bez jasno określonego celu. O ile cel ten nie zaburza ludzkiej natury ucznia i jest przyjazny nauce oraz mobilizuje do kształcenia, relacja między uczniem a nauczaniem rozwija się bezproblemowo. Jeśli jednak powstaje podejrzenie, że tłumi się naukę i przebieg kształcenia jest zakłócony, najczęściej dochodzi do tej samej sytuacji, jaka dzieje się w domach – kochasz swoje dzieci tak bardzo, że stajesz się nadopiekuńczy. Tłumi się wtedy impuls, jakim jest podejmowanie ryzyka oraz odkrywanie własnych granic, podczas gdy znajomość siebie jest cechą osoby wykształconej.

Teraz zacznie się najzabawniejsza część wykładu. Skupmy się teraz na tym, czego wymagają od edukacji rodzice uczniów z najlepszych i najdroższych prywatnych szkół z internatem w Ameryce. Badałem ich oczekiwania od 20 lat, aby móc porównać je z moimi własnymi celami. Myślę, że zainteresuje was ta informacja, nawet jeśli nie zgadzacie się z większością. Mowa o 20 najbogatszych prywatnych szkołach z internatem w Ameryce, szkołach takich jak Groton, St. Paul’s, Deerfield czy Kent, jest ich tylko 20. Niektórzy mówią, że jest ich tylko 18, nie 20. Z góry uprzedzę, abyście zwrócili uwagę na to, że wyrobienie żadnej z zasad tak pożądanych przez bogatych rodziców nie kosztuje ani grosza. Nie wiem, czy są tego świadomi, ale każdy jest w stanie zrobić wszystkie albo chociaż jedną z tych rzeczy ze swoimi dziećmi tak dobrze, jak robi się to w szkole St. Paul’s. Przekażę wam te koncepcje w przypadkowej kolejności. Sami zdecydujcie, które są ważne.

  1. Elitarne prywatne szkoły chcą, aby uczniowie uczyli się dobrych manier i prezentowali je w kontakcie z każdą osobą, nawet najbardziej skromną, bez zastanawiania się; w ten sposób będą odruchowe. Zapewne chciałbyś dla swojego dziecka tego samego, bo jest to rzecz właściwa i pobożna, ale nie o to w tym chodzi. Powodem jest to, że dzięki manierom dzieci będą wszędzie mile widziane, nawet w obcym otoczeniu gdzie nikt ich nie zna. Ktoś dostrzeże, że ta osoba jest dobrze wychowana. A teraz powiedzcie mi – nie odpowiadajcie na to pytanie, bo znam odpowiedź – czy nauczenie kogoś dobrych manier cokolwiek kosztuje? Spotkałem dzieci z gett, które były wychowane tak dobrze jak każdy inny.

Kolejną rzeczą, jaką pragną rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych jest zapewnienie niepodważalnej, niezakłamanej intelektualnej wiedzy, nie chcą, żeby była „rozcieńczona”. Nigdy nie uczyłem dzieci młodszych niż 13-14 lat, ale kiedy zaczęliśmy lekturę Moby Dicka w ósmej klasie odkryłem, że w szkolnym wydaniu książki pozbyto się wszystkich trudnych słów i pojęć, dlatego wyrzuciłem ją i kupiłem wystarczającą ilość egzemplarzy prawdziwej wersji książki dla siebie i swoich uczniów. Według mnie Moby Dick to najtrudniejsza lektura na świecie, jeśli chcecie zabrać się za jakąś ciężką książkę, sięgnijcie po Moby Dicka. Po początkowym zmaganiu trwającym dwa tygodnie, zarówno najmniej pojętne dzieci, jak i te najzdolniejsze były zachwycone współgrającymi ze sobą ideami, widzieli różnice między wątkiem polowania na wieloryba a ideami wyłaniającymi się z interakcji między załogą, oficerami i kapitanem. Chodzi mi o to, że wszystko to było bardzo emocjonujące. Prawda jest taka, że wtedy mieszkałem chwilowo w Nowym Jorku i byłem niesamowicie znudzony tym, co przekazali mi do nauczania. Powiedziałem, że nigdy nie czytałem Moby Dicka, miałem go przeczytać na studiach, ale przeczytałem tylko komiks i streszczenie na Cliffs Notes. Pomyślałem: „w końcu będą płacić mi za czytanie Moby Dicka”. Podobała mi się ta lektura, naprawdę bardzo mi się podobała. Każdego roku przez 10 lat przerabialiśmy Moby Dicka i nigdy się nie nudziłem, zawsze znajdowałem w tej książce coś nowego. Tak więc rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych pragną zapewnienia niepodważalnej, niezakłamanej intelektualnej wiedzy. Jeśli słuchaliście mojego wykładu wczoraj to wiecie, że w XX wieku w Ameryce powoli tłamszono pewność siebie zarówno rodziców, jak i ich dzieci, co prowadziło do upraszczania programu nauczania. Robiono to stopniowo, dlatego trudno jest to dostrzec, chyba że – pozwólcie, że zrobię małą dygresję – weźmiecie do ręki bestsellera z 1818 r. o tytule „Ostatni Mohikanin” autorstwa Jamesa Fenimore’a Coopera. Jeśli upewnicie się, że jesteście posiadaczami egzemplarza o nieskróconej treści, będziecie mieć trudności z jego przeczytaniem. Książka ta jest wolna od politycznych, filozoficznych i naukowych idei; wyjęcie strzały z kołczanu zajmuje około 3 strony. Ta książka była bestsellerem w 1818 r., sprzedała się w dzisiejszej równowartości 5 milionów egzemplarzy, dziś byłaby niebywałym bestsellerem. Kupowali ją drobni rolnicy, a ich dzieci ją czytały. Ciężko stwierdzić, gdzie się dokładnie potknęliśmy, ponieważ patrząc na poprzednie pokolenia widoczne jest niewielkie potknięcie. Musielibyśmy cofnąć się o 100 lat i wziąć do ręki podręcznik do piątej klasy z lat dwudziestych XIX wieku. Odkrylibyśmy, że czytamy dzisiejszy podręcznik akademicki. Ten proces dzieje się od stu lat, ale nie ma to miejsca w elitarnych, prywatnych szkołach. Możesz przyczynić się do chociażby nieznacznej poprawy, ale najpierw musisz zrobić to sam. Zawsze staraj się stawiać sobie wysokie wymagania, a w krótkim czasie dowiesz się, że nie jest trudno tego dokonać. Obiecuję, że mówię prawdę, najtrudniej jest pokonać obawę, że nie potrafisz czegoś zrobić. To samo powtarzał Jamie Escalante dzieciom z getta w Los Angeles. Powiedział, że rachunek różniczkowy i całkowy jest bardzo prosty. Być może pomyślicie sobie, że niezły z niego romantyk, ale Mario Salvadori, jeden z najważniejszych inżynierów budowlanych na świecie, powiedział mi kiedyś wprost: „John, mogę nauczyć cię rachunku różniczkowo-całkowego w 3 godziny, to bardzo proste, ale nie uwierzyłbyś, że możesz nauczyć się tego w 3 godziny i dlatego nawet za trzy lata nie będziesz tego wiedział, nawet jeśli będziesz w stanie zdać z tego test”. Wszyscy jesteśmy zaprogramowani, aby być mniejszą wersją siebie.

Rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych chcą, aby tylko osoby, które szanują i którym ufają doradzały ich dzieciom. Czy to nie jest szalone? Nikt z was nie był wmieszany w to szaleństwo, ale czy nie przyznacie, że szaleństwem jest to, że miliony ludzi przekazuje swoje dzieci w ręce zupełnie obcych ludzi? Nie wiedzą, czy ci ludzie są mordercami albo czy byli poddawani dogłębnej psychoanalizie przez ostatnie 40 lat. To czyste dzieło przypadku, a nie chodzi tu o jedną osobę, a o 5 albo 6 dziennie. Teraz zatrzymam się na chwilę. Może wydawać się, że to wszystko ma zbyt wysoką cenę, aby można było sobie na to pozwolić. Pozwólcie, że dokończę; wszystkie te rzeczy są darmowe.

Kolejną rzeczą, jaką oczekują rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych jest uczenie miłości i szacunku do ziemi oraz naturalnego świata roślin i zwierząt, nie ze względu na naukową wiedzę, ale dlatego, że zdają sobie sprawę, iż życie staje się samotne, jałowe i abstrakcyjne jeśli nie masz dobrego stosunku do natury. To dlatego bogate dzieciaki jeżdżą konno i pływają łódkami. Nie robią tego dla samego współzawodnictwa sportowego, ale dlatego, że dzięki temu są w kontakcie z naturą. Następna rzecz: chcą, żeby ich dzieci rozwinęły w sobie ogólne poczucie przyzwoitości, przez co będą w stanie dostosować się w naturalny sposób do każdej sytuacji i otoczenia, nie wywołując przy tym złości czy sprzeciwu. Chcą, żeby ich dzieci były dostatecznie przychylne i posiadały wystarczającą wiedzę na temat obcych obyczajów tak, aby w sytuacji gdy chwilowo znajdą się w obcym otoczeniu, będą mogły się zrelaksować i czerpać przyjemność z pobytu. Chcą także, aby uczono dzieci podstawowych wartości zachodniej kultury nie dlatego, żeby zdały egzamin, ale po to, aby wszystkie pokolenia, czyli dziadkowie, rodzice i dzieci byli zaznajomieni ze wspólnymi ideami, wartościami i upodobaniami. Znowu zatrzymam się na chwilę: nie ma w tym nic radykalnego ani nie jest to nic co kosztuje tak wiele, że nie jesteś w stanie tego kupić. Mam jeszcze trochę do powiedzenia, ale prawie kończymy.

Rodzice uczniów elitarnych szkół z internatem chcą tego, co większość z nas lekceważy, czyli wyuczenia zdolności przywódczych, które byłyby jednocześnie ważnym i stałym motywem programu nauczania. Nie chcą, żeby ich dzieci były częścią naprowadzanego stada. Na szczęście jeśli chodzi o ćwiczenia w przywództwie, mamy do dyspozycji całe działy bibliotek. Ćwiczenia można znaleźć w wielu biografiach gdzie można dowiedzieć się, jak dana osoba nauczyła się przewodzić. Nie chcę wplatać w to polityki, ale pomimo słusznego wzburzenia na temat obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych intryguje mnie to, jak opanował przywództwo pochodząc z rodziny z Arkansas podczas gdy jego matka wyszła za mąż 6 razy, w tym dwa razy za jednego mężczyznę. W jaki sposób nauczył się opanować zdolności przywódcze jeśli nie dlatego, że można się tego nauczyć? Nie opanował tej zdolności na tyle, żeby zajść z tym dalej, ale niemniej jednak jego dowództwo nad większością Amerykanów jest rodzajem przywództwa. Emanuje z niego także opanowaniem i skromnością, czego nie można powiedzieć o Bushu. Bush był zwolennikiem elityzmu z uniwersytetu Yale. Nie bardzo mi się to podoba, nie podobają mi się różne kwestie związane ze wszystkimi amerykańskimi prezydentami ostatnich 20 lat.

Głównym przedmiotem zainteresowania rodziców uczniów ze szkół z internatem jest to, aby ich dzieciom poświęcana była indywidualna uwaga. Siedzę tutaj z ludźmi, którzy opanowali to do perfekcji.

Rodzice chcą, żeby dzieci uczyły się w małych klasach, mają przez to na myśli 9 osób lub mniej. W każdym razie siedzę tutaj z ludźmi, którzy opanowali to do perfekcji. Rodzice chcą wywierać presję na dzieciach po to, żeby wystawiały na próbę swoje własne granice, może nie dotyczyć to niektórych z was. Chodzi o to, że jeśli odkryjecie cztery albo pięć talentów dziecka, nie powinniście pozwolić na to, żeby było zadowolone ze spełnienia minimalnych osiągnięć. Znam pewną rzecz, którą dzieci z gett uwielbiały robić. Było to rysowanie postaci z komiksów, a robiły to całkiem dobrze. W prawie każdym przypadku przerysowywują postaci z komiksów prosto z komiksu, a potem wciskają mi te rysunki, bo chcą być chwalone. Robiłem to, ale jednocześnie mówiłem: „przekopiowałeś to prosto z komiksu a nawet nie widziałeś, jak on wyglądał. Każdy twój panel jest dokładnie takiej samej wielkości. Porównaj to z komiksem, tam panele zmieniają wielkość zgodnie z fabułą i zgodnie z tym, co się dzieje. Wszystkie twoje ręce, nogi i głowy znajdują się wewnątrz ramki, spróbuj rzucić okiem na typowy komiks. Tam ręka będzie wystawać z ramki, daje to wrażenie ruchu i ożywienia, a ty tego nie zauważyłeś, chociaż patrzyłeś na komiks. Dam ci wolne od szkoły na dwa albo trzy dni, a ty pójdź do biblioteki publicznej i znajdź dział z książkami o sztuce. Weź 20 albo 30 książek i dowiedz się, jakimi ukrytymi zasadami kierują się autorzy komiksów, ponieważ techniki te zostały odkryte dawno temu”. Tak więc popychasz swoje dzieci do działania; prawie każdy posiada swój obszar zainteresowań, dlatego popychasz je do działania w obrębie własnych zainteresowań i dopiero potem pokazujesz im, w jaki sposób jeden obszar jest powiązany z drugim. Powiedzmy, że pewne dziecko chce pracować w branży komiksowej. Istnieje bardzo mało miejsc pracy dla artysty, ale jest ich trochę więcej dla ludzi, który wymyślają fabułę i umieszczają tekst w dymki. Istnieje jeszcze więcej miejsc pracy dla kierowników, którzy wprowadzają komiks na rynek i dla ludzi, którzy wytwarzają bluzy, czapki i tym podobne. Pamiętam jednego chłopca, który teraz jest właścicielem domu z widokiem na plażę w Seattle. Odnosi ogromne sukcesy jako grafik, chociaż w szkole był oficjalnie analfabetą funkcjonalnym. Powiedziałem: „dam ci czas na rysowanie komiksów, jeśli opanujesz wiedzę na temat całej branży. Chcę, żebyś wiedział o ekonomii i psychologii tej branży, kto i jakie stany kupują komiksy, chcę zobaczyć wykresy ze wszystkimi stanami, ile sprzedaje się egzemplarzy poszczególnych tytułów”. Byłem w stanie całkowicie i bezproblemowo opracować zrównoważony program nauczania, dzięki któremu uczeń zbadał każdy obszar. Wracamy znowu do tematu rodziców uczniów ze szkół z internatem. Szkoły miały ogromny wpływ na XX-wieczne społeczeństwo dzięki staraniom absolwentów. Z tego powodu sprowadzono sposób postępowania w tych miejscach do pewnej formuły co pokazuje jasno, że nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania i które nie byłyby w zasięgu twojej ręki.

Formuła wygląda następująco: w elitarnych szkołach z internatem kładzie się nacisk na zdyscyplinowany umysł, który zna samego siebie i zna zarówno swoje granice, jak i mocne strony. To przecież teoria ludzkiej natury autorstwa Thomasa Jeffersona, tj. pojmowanie ludzkiego serca na tyle, że nie można cię oszukać. Kolejna rzecz – solidna wiedza na temat historii i zrozumienie genezy systemu politycznego, gospodarczego i prawnego, np. w jaki sposób rozwinął się podział władzy. Zaznajamiasz się z ideami leżącymi u podstaw Ameryki, które można schematycznie prześledzić cofając się w czasie i tak naprawdę dojść do ich źródła. Można szukać jeszcze głębiej i doszukać się nawet wcześniejszych prób. Podział władzy stworzono dlatego, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych przyjrzeli się temu, co dzieje się w Anglii. Powiedzieli, że jeśli władza będzie spoczywać w rękach jednej osoby to bez względu na to, jak mili są ludzie, ktoś, kto nie jest już tak miły dojdzie do władzy i zacznie wyzyskiwać innych. W przypadku Stanów Zjednoczonych głównym założeniem było utrzymywanie władzy na niskim poziomie. Było to możliwe poprzez utrudnianie każdej możliwej rzeczy, dlatego zdarzały się sytuacje, że czytało się w gazetach o tym, że nie powinno się ciężko pracować na Narodowy Program Zdrowia, powinniśmy zwrócić się z tym do profesjonalistów. Jest to rodzaj intelektualnej obłudy. Chodziło przecież o to, że łączna opinia wszystkich ludzi da lepsze rezultaty niż opinie samych profesjonalistów. Nie dzieje się tak w każdym przypadku, ale nie można działać wybiórczo. Jeśli zaczniesz zabierać władzę z rąk ludzi to taka procedura nie ma końca, dopóki ludność nie staje się przedmiotowa; obecna sytuacja w Ameryce ją bardzo przypomina. Uważam, że uczniowie pobierający naukę w domu są jednym z najbardziej pasjonujących zaprzeczeń XX wieku, z jakim się zetknąłem i o jakim czytałem i słyszałem. Bez jakiegokolwiek wsparcia bierzesz się sam za siebie i kiedy jesteś już wystarczająco znaczący, nie dajesz sobą tak łatwo pomiatać. Podsumowując, ważne jest zrozumienie idei leżących u podstaw Ameryki. W elitarnych szkołach kładzie się nacisk na doświadczenie twarzą w twarz. Nigdy nie sięgasz po książkę, jeśli możesz skontaktować się z autorem książki albo z kimś powiązanym z tą osobą. Zbliżasz się do źródła idei tak blisko, jak tylko jest to możliwe. Kładzie się szczególny nacisk na zdolność pisania. Słyszałem, jak Inga mówiła wczoraj o tym, że uczniowie pobierający naukę w domu dobrze czytają, ale niekoniecznie dobrze piszą.

Z początkiem każdego roku szkolnego mówiłem uczniom, którzy kompletnie nie mieli wprawy w pisaniu: „każdego dnia będziecie mieli za zadanie napisać 300 słów”. Oczywiście zaczęli marudzić, ale mówiłem dalej: „przeciętne zdanie ma ok. 10 słów, co daje nam 30 zdań. Wypowiedzenie 300 słów w moim tempie zajęłoby wam 2,5 minuty, jeśli mówiłbym wolniej zajęłoby 3 albo 4 minuty. Jeśli możecie opanować 300 słów to dacie sobie radę z każdym listem, krótkim przemówieniem albo komentarzem, jaki musicie wygłosić, w każdym razie 300 słów przydaje się w wielu sytuacjach. Ludzie, którzy nie mogą dać sobie rady z 300 słowami mają poważny problem. Jeśli chodzi o 1000 słów-” Znowu zaczęli narzekać. Nikt nie napisze mi 1000 słów, o tym samym pomyślałem sobie będąc na studiach, to jest niemożliwe do zrealizowania. Teraz sobie przypominam… tak naprawdę musiałem napisać tylko 500 słów, ale napisanie ich zajęło mi 6 tygodni. „1000 słów to 3 strony pisma maszynowego, może trochę więcej. Jeśli jesteście w stanie napisać 1000 słów, dacie sobie radę tak samo jak inni w każdego rodzaju debacie, możecie bez problemu pisać artykuły do gazet. Jeśli ktoś zapyta się, czy potraficie przeanalizować nastawienie uczniów pobierających naukę w domu i dacie radę napisać 1000 słów to każdy byłby zdania, że to całkiem dobry początek. Zaczniemy od 300 słów aż nagle zdacie sobie sprawę, że wasze obawy są bezpodstawne kiedy gadacie miedzy sobą na placu zabaw, mówiąc te 300 słów w ciągu 3 minut. Nie jest to ciężkie do zrobienia. Nagle zdacie sobie sprawę, że nie jest tak trudno napisać 1000 słów, jeśli tylko wiecie jak skonstruować wewnętrzną strukturę. Najpierw budujecie strukturę, a potem dodajecie do tego słowa”. Możecie wdrożyć to w prosty sposób. Jeśli wasze dziecko napisze coś na jakiś temat, przeczytajcie to bardzo dokładnie, nie przelatujcie tylko wzrokiem ale naprawdę przeczytajcie to dokładnie i powiedzcie „chciałbym dowiedzieć się o tym czegoś więcej” albo „mówisz, że jest to prawdą, ale nie tłumaczysz dlaczego jesteś tego zdania, nie widzę żadnego dowodu”. Możecie tego dokonać poprzez poddawanie w wątpliwość tego, co piszą mówiąc „wypisz swoje dowody” albo „napisz coś więcej o tym, skąd pochodzi gość, o którym piszesz albo jacy są jego rodzice”. Jest to stopniowy proces, ale jest szybszy niż myślicie. Kiedy ktoś pisze pracę na 300 słów po raz pierwszy, po odczytaniu jej na głos są z niej dumni. Nie mają większych problemów, od tego momentu mogą sami się tego wyuczyć. Kiedy ktoś pisze pracę na 1000 słów po raz pierwszy na temat, w jakim czuje się dobrze to tak naprawdę jest on w stanie to zrobić. Sprawcie, żeby ćwiczenia w pisaniu były praktyczne. Oczywiście twoje dzieci powinny wymieniać listy z bliskimi im osobami, dzięki czemu zrobią im przyjemność. To miła rzecz, poza tym pisanie listów sprzyja budowaniu kontaktów z innymi ludźmi, a czasami trzeba napisać list albo dwa. Nie chodzi mi o listy skierowane wyłącznie do gazet. Z pewnością chcecie, żeby wasze dzieci miały możliwość odbycia stażu i miały kontakt ze światem biznesu i z różnymi instytucjami w Nashville. Odpowiedni list nie musi być bardzo długi. Jeśli ma odpowiednią formę, często można spodziewać się pozytywnej odpowiedzi. Ludzie często dziwili się i pytali: „jakim cudem załatwiłeś swoim uczniom wszystkie te rzeczy?”. Oczywiście nie dokonałem tego sam, same sobie je załatwiły. Pytali się też, jak im się to udało. Odpowiadałem, że dzwonili po różnych ludziach albo prosili mnie albo rodziców, abyśmy zrobili to za nich, pisali też listy lub stawiali się z daną sprawą osobiście, a kiedy nie było akurat tej osoby zostawiali wtedy krótki list co świadczyło o tym, że są na dobrej drodze do stania się osobą wykształconą. Niewiele dzieci się tego uczy, nawet w tych lepszych szkołach. Mieliśmy u stóp Nowy Jork, mogliśmy robić naprawdę wiele różnych rzeczy, ale postąpiliśmy tak, a nie inaczej.

To prawda, społeczność dorosłych nie jest przyzwyczajona do pomagania dzieciom. My wiemy jednak, że pomoc innym wpisana jest w ludzką naturę. Nie jest trudno wzbudzić w kimś chęć do pomocy, wystarczy porozmawiać z młodszą osobą na swój temat albo o swoim przedsięwzięciu lub o tym, w jaki sposób wykonujesz pewne czynności. Bardzo łatwo wzbudzić w kimś chęć pomocy, jeśli tylko zwrócicie się prosto do źródła i nie będziecie kontaktować się drogą urzędową. Zaraz kończymy. Chcą, aby uczniowie elitarnych szkół rozwinęli w sobie umiejętność dokładnej obserwacji. Aby to osiągnąć, opracowano kiedyś bardzo prosty sposób, który był istotną częścią programu nauczania wszystkich znaczących szkół na całym świecie przez setki lat. Czytałem kiedyś esej napisany ok. 1960 r. na temat edukacji szkolnej skierowany oczywiście do ludzi żyjących w 1960 r. Wyczytałem, że jeśli nie jesteś w stanie narysować tego co widzisz, tak naprawdę nie widzisz tego, co masz przed sobą i z tego powodu należy rozwijać w dzieciach umiejętność dokładności i precyzji w rysowaniu. Nie muszą być Picassem… Nawet nie chciałbym, żeby byli Picassem, nie muszą być Rembrandtem. Muszą być w stanie precyzyjnie przerysować to, co widzą; pomyślcie o wszystkich istotnych zawodach, które wymagają tej właśnie umiejętności.

Po prostu jako jedną z pakietu umiejętności. Zatrudniam architekta, próbuję wybudować małe mieszkanie w środku starej stodoły, w taki sposób, żeby nie zaburzyć stylu starej stodoły, ma aż sto lat, więc to by nie było w porządku. W ciągu kilku godzin udało mu się stworzyć kilka szkiców, które mogłem obejrzeć i wybrać spośród nich. Co by było gdyby nie miał takiej umiejętności? Nie jest to jedna z moich ulubionych osób, ale powód, z którego praca Charlesa Darwina ma tak duże znaczenie jest taki, że narysował on tysiące szkiców w swojej książce. Nie jest to Rembrandt, ale są na tyle wierne, że widać, co przedstawiają. Rozwinięcie umiejętności trafnej obserwacji nie jest czymś, co przychodzi naturalnie. Z natury nie widzimy co jest przed nami. Nie słyszymy też tego, co mówią inni ludzie. Obcowanie z wielkimi dziełami sztuki: muzyką, malarstwem, rzeźbą, architekturą, tańcem, poezją i innymi dziedzinami sztuki, jest prawdopodobnie łatwe w okolicach Nashville, ponieważ dużo się tu inwestuje w sztukę. Dodałbym więcej, chociaż to się wzięło z prywatnego szkolnictwa. Znajomość folkloru i sztuki pochodzącej od ludzi, którzy nie mogą poświęcić całego życia jednej dziedzinie, ale z poświęceniem oddają się sztuce. Grandma Moses, jeśli nie jesteście za młodzi, by ją pamiętać, wzbogaciła się i zdobyła sławę dzięki temu, że nie umiała posługiwać się perspektywą, co jest typowe dla sztuki ludowej, ponieważ nie ma tam miejsca na akademicką wiedzę. Jeszcze trzy kwestie i kończymy. Wiedza naukowa o niebie i ziemi. To duża rzecz. Doświadczanie i nauka radzenia sobie z bólem. Bólem fizycznym emocjonalnym i intelektualnym. Jeśli zastanawiacie się skąd się wzięło wielkie zainteresowanie Ameryki sportem, przybyło ono z arystokratycznych szkół z internatem w Anglii. Zostało zaadaptowane tutaj nie po to, aby wygrać grę, ale by oswoić ludzi z ideą, że ból wcale nie jest tak bolesny, chyba że go sobie takim wyobrazicie. W innym wypadku po prostu przechodzi. Małe dzieci uczą się jeździć konno, galopować i skakać przez płotki, ponieważ, to jak z jazdą samochodem, jeśli popełnisz błąd zginiesz, będziesz sparaliżowany lub stanie się coś strasznego. Ale wcale nie tak trudno nie popełnić tego błędu. Jeśli żeglujesz małą łodzią, nie widząc lądu – co robią wszyscy, którzy uczą się żeglować, ponieważ jest to część treningu – skąd wiesz, gdzie się znajdujesz? Wszystko wygląda tak samo, a jeśli popłyniesz w złym kierunku możesz skończyć po środku Atlantyku. Z tego wniosek, że każdy ma, powiedziałbym, dane przez Boga siły do pokonywania wszelkich przeciwności i różnica polega na tym, że zwykłym ludziom wydaje się to niemożliwe. Jednak jak już się spróbuje, to nagle okazuje się łatwe, o ile jest się zdyscyplinowanym. O ile rozumie się, że istnieje niebezpieczeństwo. O ile ma się wiarę w siebie. Tak czy inaczej, chcemy tych cech u naszych dzieci. Moich dzieci nie było na to stać, więc co roku robiliśmy to wszystko, dzieci robiły to same, bez opieki. Kazałem im iść z 20 kilometrów z jednego końca Manhattanu na drugi, 5 kilometrów na godzinę, czyli niezbyt szybko; żwawo, ale nie bardzo szybko, to daje czterogodzinny spacer. Nagle nie masz potrzeby jechać autobusem czy taksówką, bo wiesz, że bez tych środków transportu też można się obyć, można wszędzie dostać się piechotą. Jeśli jesteście z czteroosobowej rodziny, zarabiającej 300 dolarów tygodniowo i zdecydujecie się korzystać w Nowym Jorku z autobusu czy metra, to półtora dolara w tę i we w tę, potrzebujecie dwanaście dolarów żeby się gdziekolwiek dostać, podczas gdy z dochodem 300 dolarów moglibyście sobie na to pozwolić raz na tydzień. Czy w takim wypadku siadacie w swojej norze i mówicie, że nie stać was, żeby gdziekolwiek pójść? Nie, zdajecie sobie sprawę, że przejście 2-3 kilometrów to nic takiego, to miła rozrywka i samo zdrowie. Dobrze. Ostatnim z 16. postulatów elitarnych prywatnych szkół jest rozwój determinacji, by zawsze wymagać od siebie najlepszych możliwych wyników. Jak często bywa w elitarnych szkołach, kiedy dziecko orientuje się, że jest utalentowanym pisarzem ma nową podstawę, coś, na czym może oprzeć przyszłe działania. Nie jest zachęcająco poklepywane za samo to, że zrobiło znowu to samo. Myślę, że to tkwi w ludzkiej naturze. Chcemy robić najmniej jak się da, by osiągnąć zamierzony efekt. A w tym przypadku chodzi o coś zupełnie odwrotnego. Stale się oceniamy i pytamy, czy tylko na tyle nas stać. Nawet, jeśli inni ludzie mówią, że jesteśmy wspaniali. A jednak wiemy, że możemy znacznie więcej. Myślę, że tak jest lepiej, nie prezentując ludziom tylko części tego, co jest w zasięgu naszych możliwości. Zostało nam pięć minut, prawda? Nie potrzebuję teraz notatek. Naprawdę chciałbym wam powiedzieć: zauważcie, że wszystko, co zawsze miałem za edukację, co wy mieliście za edukację, co najbogatsi ludzie w kraju uważają za edukację, zupełnie nic nie kosztuje. Wszystkie dzieci z publicznych szkół Stanów Zjednoczonych mogłyby być uczone w ten sposób i nic by to nie kosztowało, co oczywiście jest właśnie głównym powodem dlaczego tak się nie dzieje; bo co by się stało ze wszystkimi zatrudnionymi w sektorze edukacji, ze wszystkimi wydawcami podręczników, z ludźmi, którzy budują budynki szkół. I z tymi, którzy zaopatrują szkolne sklepiki w te wszystkie bzdety. Z Bogiem i powodzenia, dziękuję za przybycie.

Wyniki końcowych egzaminów szkolnych to oszustwo – napisy PL 

Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek chociaż pomyślał o tym, aby zapytać swojego księgowego, architekta, inżyniera, lekarza, malarza pokojowego, prawnika czy fryzjera o wyniki testów?

Ale chwila – jeśli ma to być naprawdę istotnym pomiarem zdolności, dlaczego tego nie zrobiliście?

Czy nie powinniście domagać się tego, aby w każdej sali lekcyjnej i budynki administracyjnym na terenie Australii wywieszane były wyniki egzaminów opłacanych pracowników? Czy wasze dzieci nie zasługują na taką ochronę? Samo zadanie tych kilku zupełnie normalnych pytań – czego nie robi nikt – odkrywa zgniliznę kryjącą się pod spokojną powierzchnią.

Szkoły używają terminu „osiągnięcie” w taki sposób, że fani George’a Orwella mogą dostrzec w tym nowomowę. Pomyślcie o testach osiągnięć.
Czy tego pojęcia używa się w Australii? Testy osiągnięć? Bardzo powszechne w Stanach. O jakie osiągnięcie chodzi?
Jeśli chodzi o nauki ścisłe, osiągnięcie ma miejsce w następujących, ograniczonych przypadkach:
– kiedy coś odkryjesz;
– kiedy zmodyfikujesz czyjeś odkrycie;
– kiedy odkryjesz, że coś, co było uważane za prawdę jest błędne lub na odwrót;
– i w końcu kiedy zmarnujesz znaczącą ilość czasu kończąc w ślepym zaułku przy jednoczesnym prowadzeniu starannych zapisków po to, żeby ktoś inny nie musiał marnować czasu w tym samym ślepym zaułku.
Poza tymi czterema kategoriami nie ma mowy o osiągnięciu.

Testy osiągnięć to oszustwo, a wymagania w zakresie wyników mogą zostać skonstruowane w obrębie każdej dziedziny; osiągnięcia nie są, z wyjątkiem przypadku, możliwe do zmierzenia. Drużyny sportowe odnoszą osiągnięcia i porażki, ale nie dotyczy to zajęć z nauk społecznych. Nauka w szkole nie jest nauką – jest formą przyjętej religii, tyle że pod inną nazwą. Ruszcie głowami; jak można utrzymać stabilne społeczeństwo, kiedy miliony ludzi zajmowałoby się odkrywaniem tajemnic natury albo tego, jak tak naprawdę działa elektryczność? W przeciągu 5 minut, a właściwie nawet w 90 sekund mógłbym nauczyć was, jak skonstruować bombę, która kilka lat temu przyczyniła się do zniszczenia w londyńskim metrze; materiał można znaleźć na półkach każdego sklepu z artykułami żelaznymi w Australii i kosztuje mniej niż 100 dolarów. Rozumiecie, co mam na myśli? Mam to zrobić? Chcielibyście się dowiedzieć, jak zrobić taką bombę? Nie rozumiem dlaczego by nie, ale nie nauczę was tego. Sam nauczyłem się, jak zbudować taką bombę dzięki lekturze Financial Times, wiecie, tego dziennika finansowego o łososiowym kolorze papieru skierowanego do wąskiego grona. Około ¾ receptury udało mi się uzyskać ze strony redakcyjnej Financial Times, a resztę z ogłoszenia w dzienniku The New York Times izraelskiej firmy sprzedającej mechaniczne urządzenia wykrywające każdy rodzaj bomby. Jeśli martwicie się o takie rzeczy jak kontrola nabywania i posiadania broni… Kupując części ze sklepu z artykułami żelaznymi za mniej niż 100 dolarów… Tamta bomba wyrządziła duże szkody, prawda? A całość waży tylko 2,7 kg. Urządzeniem wyzwalającym wybuch bomby jest telefon komórkowy, czego nie brak w Australii.

Jeśli uważacie, że jestem sceptyczny jeśli chodzi o wartość testów, co powiecie o Harvardzie? Kiedy mówimy o elitarnych uniwersytetach w Stanach Zjednoczonych zazwyczaj wymieniamy cztery, chociaż jest ich w sumie prawdopodobnie 20. Wymieniamy Harvard, Yale, Princeton i Stanford, ale tak jak powiedziałem, mamy jeszcze 16. W roku 2006, czyli rok temu, Harvard odrzucił 1100 kandydatów z doskonałymi wynikami testów standaryzowanych. To ludzie, którzy poświęcają swoją młodość i pieniądze rodziców i uzyskują doskonałe wyniki. Nie dostali się. Harvard odrzucił też 80% najlepszych uczniów [valedictorians], którzy aplikowali na tę uczelnię na terenie Stanów Zjednoczonych. Czy tego pojęcia używa się tutaj? Oznacza ono osobę z najwyższą średnią ocen w całej szkole, więc mamy jednego takiego ucznia na szkołę.

To samo miało miejsce w Princeton i Yale – wszystkie selektywne uczelnie wyższe postąpiły w taki sam sposób. Co przegapili nieprzyjęci kandydaci? Czy nie jest to oczywiste? Przecenili testy i nie docenili rzeczywistego osiągnięcia.
Rzeczniczka Caltech, uczelni, która obok MIT jest jedną z najlepszych uczelni technicznych w Stanach Zjednoczonych, powiedziała:

„zakwalifikowani kandydaci mają za zadanie stworzyć nowy system komputerowy dla liceum albo zdemontować traktor i złożyć go samemu z powrotem”.

Staje się jasne, w jaki sposób toczy się wielka walka o władzę. Nie nabierają się na wyniki testów zupełnie tak jak wy, kiedy zlecacie komuś usługę. Jeśli uważacie, że to nie może być prawdą, zapytajcie męża czy żonę o średnią ocen albo o wyniki testów standaryzowanych. Nie pozwólcie, żeby wasze dzieci zadawały się z dziećmi, które gorzej wypadły na teście – z kim przystajesz, takim cię widzą… mam na myśli, że to jest chore! Nikt ważny nie posługuje się takimi informacjami.

Jak przyczynić się do rozwinięcia geniuszu u dziecka napisy PL

John Gatto opowiada o doświadczeniu jakie przeszedł Richard Branson w wieku 4 lat, które zaważyło na całym jego życiu.

Złe usposobienie/osobowość jako narzędzie zarządzania – napisy PL [John Gatto]

Sekretem edukacji w Ameryce jest fakt, że szkoła nie naucza zgodnie ze sposobem, w jakim uczą się dzieci i tak naprawdę nie jest to jej zadaniem; szkoły zostały zaprojektowane, aby służyć ukrytej gospodarce sterowanej i rozmyślnie przewarstwowanemu porządkowi społecznemu. Tresuje się chłopców i dziewczęta, aby byli znudzeni, przestraszeni, zawistni, wymagający emocjonalnie i ogólnie niekompletni. Pomyślna gospodarka masowej produkcji wymaga takiej właśnie klienteli.
Pierwszym wrażeniem zorganizowanego społeczeństwa jest szkoła; podobnie jak większość pierwszych wrażeń, jest ono długotrwałe. Według szkoły życie jest nieciekawe i głupie, tylko konsumpcja jest w stanie zapewnić ulgę. Coca Cola, Big Mac, modne dżinsy, to ma prawdziwy sens, takie przesłanie wynosi się z lekcji, choć przekazane jest w pośredni sposób. Nietrudno zauważyć tę dynamikę decyzyjności, która czyni przymusową edukację toksyczną dla zdrowego rozwoju człowieka. Praca w sali lekcyjnej nie jest istotna; nie zaspokaja prawdziwych, pilnych potrzeb pojedynczych osób; nie odpowiada na rzeczywiste pytania zadawane w umyśle młodego człowieka rodzące się z doświadczenia; nie przyczynia się do rozwiązywania jakichkolwiek problemów, z którymi można się zetknąć w prawdziwym życiu.

„W naszych marzeniach, ludzie poddają się z doskonałą uległością naszym formującym dłoniom. Obecne konwencje edukacyjne kształcenia intelektualnego i charakteru znikają z ich umysłów i nieskrępowani przez tradycję, pracujemy z własnej dobrej woli nad wdzięcznym i wrażliwym ludem. Nie będziemy starać się z tych ludzi, ani z ich dzieci, robić filozofów, czy ludzi nauki. Nie musimy z nich robić autorów, nauczycieli, poetów czy pismaków. Nie będziemy szukać wśród nich ani wielkich artystów, malarzy, muzyków, ani prawników, lekarzy, kaznodziejów, polityków, mężów stanu —  których mamy duży zapas. Zadanie jest proste. Będziemy organizować dzieci i uczyć je w sposób doskonały tego, co ich ojcowie i matki robią w sposób niedoskonały.” — John D. Rockefeller