Posts Tagged ‘Ciąża’

Szkodliwość USG – 50 chińskich wewnątrzmacicznych badań na ludziach – Jim West

USG prenatalne – Nowa bibliografia

Jim West wydał książkę z bibliografią krytycznych badań nad USG pod tytułem 50 HUMAN STUDIES: A NEW ULTRASOUND BIBLIOGRAPHY, która jest dostępna na harvoa.org i amazon.com

USG to wysoce kontrowersyjny temat. Można teraz powiedzieć, bez wyolbrzymiania, że rozumienie zagadek związanych z ultrasonografią jest kluczowe dla zdrowia każdego osobnika jak i całego gatunku ludzkiego.

Słowo „ultrasonografia [USG]” powszechnie odnosi się do diagnostycznych ultradźwięków, akustycznej technologii wykorzystywanej do oglądania płodu w czasie rzeczywistym, jego pozycji wewnątrz matki i do oglądania organów rozrodczych matki. Jest dobrodziejstwem gospodarczym dla lekarzy zachwalających rutynowe wykorzystanie USG.

Diagnostyczne USG jest powszechnie deklarowane jako „niegroźne” dla płodu 1, pomimo tego, że niektóre matki opisują na forach internetowych (takich jak The Thinking Mother’s Revolution) krwawienie z pochwy i ból, a inne opisują każdy szczegół związany z ultradźwiękami i farmaceutycznymi lub szczepionkowymi szkodami, które dotknęły ich dzieci. Ultrasonografia jest obecnie aplikowana prawie całemu światu w trakcie życia płodowego. Implikacje zdrowotne są ogromne jeśli chodzi o zdrowie psychiczne i fizyczne pojedynczych osobników i całego społeczeństwa.

Wygląda na to, że USG przekierowało ludzkość na tragiczną ścieżkę z powodu drobnych i nie-tak-drobnych ekspozycji na ultradźwięki. Krytycy polemizują, na przykład, że wzrost liczby autystycznych dzieci związany jest z wystawianiem płodu na ultradźwięki. Jeśli mają rację, to być może potrzeba będzie wielu pokoleń, aby wydobrzeć po tym nieodpowiednim stosowaniu technologii medycznej.

autyzm-natezenie

Historia technologii

 

Ultradźwiękowa technologia obrazowania dla celów diagnostycznych wyewoluowała z pewnego rodzaju echo-obrazowania, oryginalnie zaprojektowanego jako SONAR, technologia wynaleziona do odnajdowania łodzi podwodnych mierząc czas pomiędzy wysłaniem a odbiciem fali dźwiękowej.

W dziedzinach medycznych ultradźwięki były wykorzystywane od dziesiątek lat, do generowania „echo obrazów” płodu. Ultradźwięki nie są jednak typowymi dźwiękami. To bardzo nietypowa forma dźwięku jeśli chodzi o wykorzystanie w badaniach prenatalnych czy położniczych. Ludzie typowo są zdolni do słyszenia dźwięków w zakresie od 20 do 20.000 cykli na sekundę (herców). Ultradźwięki wykorzystywane do badań płodowych  mają zakres od 3 do 9 megaherców, milionów cykli na sekundę, powyżej częstotliwości fali radiowej AM.

Technologia obrazowania ultradźwiękiem częściowo wyparła dawniejszą metodę obrazowania promieniami rentgena. Ta starsza technologia jest teraz znana ludziom jako niebezpieczna i rakotwórcza, a jednak zajęło dziesiątki lat zanim informacje te podano publice. Historia medycznego wykorzystania promieniowania rentgenowskiego może być podobna dla ultradźwięków. O tym, że rentgen jest niebezpieczny było wiadomo dużo wcześniej, a jednak był wciąż opisywany przez medyków jako nieszkodliwy.

Zagrożenia niepotwierdzone

 

Wiadomo, że ultradźwięki mają potencjał, aby biologicznie zaszkodzić płodowi. Wykryto to przez badania na zwierzętach i komórkach. Zagrożenia te jednak nie zostały potwierdzone przez badania na ludziach. Budżet na badania nad USG właściwie wyparował pod koniec lat 80., mimo że FDA [Agencja ds. Żywności i Leków] zwiększyła górny limit natężenia ultradźwięków w 1991 roku.

Cibull i inni (2013) dostarczają ostateczne zapewnienia.

„Pomimo, że badania laboratoryjne wykazały, że diagnostyczne poziomy ultradźwięków mogą wywołać fizyczne efekty w tkance to nie ma dowodów z badań na ludziach na przyczynowo skutkowy związek pomiędzy narażeniem na diagnostyczne ultradźwięki w czasie ciąży, a negatywnymi efektami ubocznymi  dla płodu.3

Potwierdzone w Chinach

 

Nieznane zachodnim naukowcom zagrożenia związane z ultrasonografią zostały potwierdzone w Chinach pod koniec lat 80., gdzie tysiące kobiet zgłaszających się do aborcji zostało wystawione na ściśle kontrolowane ultradźwięki diagnostyczne, po czym abortowane płody zostały zbadane różnymi technikami laboratoryjnymi.

Z tych badań na ludziach, profesor Ruo Feng z Instytutu Akustyki Uniwersytetu w Nanjing, opublikował wytyczne w 2000 roku:

„Komercyjne lub edukacyjne obrazowanie płodu metodą ultradźwiękową powinno zostaćrygorystycznie wyeliminowane. Stosowanie ultradźwięków w celu identyfikacji płci płodu oraz zdjęć pamiątkowych powinno zostać rygorystycznie wyeliminowane. Aby ciąża rozwijała się jak najlepiej we wczesnych stadiach, należy unikać ultradźwięków.”

Feng wyraża się jasno. Wyraża się też delikatnie. Mógł napisać „aby ciąża rozwijała się gorzej, zastosuj ultradźwięki”. Mógł użyć słowa „płód” albo „dziecko” zamiast „ciąża”.

Nowa bibliografia

 

Bezprecedensowa bibliografia chińskich badań nad ultradźwiękami napisana przez Jima Westa jest teraz dostępna, wydana jako książka z komentarzem, obrazowymi wykresami i tabelami. Jest to prezentacja arkany, tj. bardzo ważnych, ale nieznanych dotąd badań naukowych. Tytuł to “50 Human Studies Indicate Extreme Risk for Prenatal Ultrasound: A New Bibliography” [50 badań na ludziach wykazujących ekstremalnie duże ryzyko stosowania ultrasonografii w czasie ciąży: nowa bibliografia].

Jest to najważniejsza bibliografia (i komentarz) kiedykolwiek ułożona pod kątem krytyki ultradźwięków, jednak z powodów prawnych jej wnioski i implikacje powinny zostać zawieszone, oczekując na wiarygodne potwierdzenie autorytatywne.

Książka prezentuje badania na ludziach przeprowadzone we współczesnych Chinach, które analizują skutki ekspozycji na diagnostyczne ultradźwięki w czasie ciąży. Dalece wykraczają poza to, co wiedzą badacze na zachodzie, jeśli chodzi o zaawansowanie technologiczne, odniesienie do czasu, objętość badań i liczbę badanych. Dostarczają dowodów empirycznych na zagrożenie związane z ultrasonografią.

Badania te dotyczą ekspozycji ponad 2.700 par (matka w ciąży-płód) na ultradźwięki diagnostyczne. Badanie nadzorowało około 100 naukowców. Kobiety w ciąży zostały starannie wyselekcjonowane, po czym wystawione na kontrolowane sesje ultradźwiękowe. Kwestie etyczne także zostały wzięte pod uwagę. Abortowane tkanki były badane wysokiej jakości technologią, np. mikroskopem elektronowym, cytometrią przepływową i różnymi metodami analizy biochemicznej (immuno- i histo-). Wyniki zostały porównane do wyników badań na kobietach w ciąży nienarażonych na USG (były wystawione na zerowe natężenie).

Chińscy naukowcy zmierzyli uszkodzenia mózgu, nerek, rogówki, kosmówki i układu odpornościowego. Określili, że wystarczy bardzo mała ekspozycja na ultradźwięki, aby spowodować obrażenia u ludzkiego płodu. Bezwzględnie potwierdzono szkodliwość ultrasonografii dla ludzkiego płodu.

Zachodni naukowcy odkryli wcześniej takie zagrożenie u zwierząt i w badaniach na komórkach, ale ich badania zostały uznane za nieprzekonujące bo nie zostały potwierdzone przez badania na ludziach.

Mogą być dwa rodzaje badań na ludziach: 1) epidemiologiczne, np. analiza populacji i 2) badania polegające na ekspozycji płodu, po którym następuje analiza abortowanej materii w laboratorium, poprzedzona ekspozycją płodu na USG (w trakcie trwania ciąży).

Zachodni naukowcy przeprowadzili tylko kilka badań epidemiologicznych i praktycznie żadne z ekspozycją. Badania epidemiologiczne są rozbudowane, mają wiele zmiennych statystycznych i są bardzo podatne na stronniczą interpretację. Często są publikowane jako sporne albo statystycznie nieznaczące, pomimo odnalezienia wzorów uszkodzeń spowodowanych ultradźwiękami.

Z powodu etyki aborcji, badania w macicy zostały praktycznie zakazane na zachodzie. W obrębie całej populacji ludzkiej, przemysł medyczny nie zgłosił ani jednego przypadku szkodliwości u ludzi. A więc, bez niepodważalnego dowodu, władze kontynuowały z założeniem, że ludzie nie są wrażliwi na toksyczność ultradźwięków.

Te chińskie badania nie są znane zachodniemu światu i są słabo znane nawet na wschodzie. Reprezentują one 23 lata ważnych badań od 1988 do 2011. Niestety, badania te zostały przytłoczone olbrzymią liczbą badań promujących medyczne i terapeutyczne innowacje związane z ultradźwiękami.

Chińskie badania zostały odłączone od zachodniego świata, właściwie nie istniejąc poza Chinami, będąc ofiarą różnic kulturowych i bariery językowej, a także ofiarą faktu, że nie przyniosłyby korzyści przemysłowi.

Badania te nie są ogólnodostępne przez globalne wyszukiwarki czy medyczne bazy danych. Nawet, jeśli naukowiec zna tytuły, badania te nie zostałyby znalezione; są jednak dostępne przez wewnętrzne linki w chińskich bazach danych.

 

Ścieżka badania

 

W 2013, Jim West pod wpływem frustracji rozpoczął swoje badania . Doświadczał niemożności podjęcia dyskusji ilekroć podejmowany zostawał temat ryzyka związanego z ultradźwiękami, nawet gdy rozmawiał z najbliższymi przyjaciółmi. Zawsze dostarczał wymowną dokumentację, choć bezskutecznie. Odpychano jego argumenty w pasywno-agresywny sposób, prawdopodobnie z powodu lęku przed procesem porodu i przekonania, że ultradźwięki zapewniają pewnego rodzaju pewność.

Zdając sobie sprawę, że ludzie potrzebują potwierdzeń u autorytetów, Jim szukał chociaż jednego empirycznego dowodu, któremu nie można zaprzeczyć.

Po kilku miesiącach intensywnych badań w zachodniej rzeczywistości, on, jak i inni, zdał sobie sprawę, że jest mało definitywnych dowodów, które usatysfakcjonowałyby restrykcyjne wymagania przemysłu, czyli było mało badań na ludziach (jakiegokolwiek typu). Badania na ludziach zostały uznane przez władze za kluczowe w potwierdzaniu zagrożeń. Był świadom setek badań na zwierzętach i komórkach, ale były one znane jako źle przeprowadzane i nieprzekonujące. Doskonałe krytyczne badania zostały zakwestionowane przez konkurencyjne badania, które deklarowały, że ultrasonografia jest bezpieczna. Jim znalazł kilka bardzo mocnych badań na zwierzętach, których nie zakwestionowano, ale zostały one zignorowane albo odrzucone przez władze.

 

Elektroforeza

 

Jako teorię badawczą, Jim postawił hipotezę, że idealne współczesne badanie nad ultradźwiękami wykorzystałoby bardzo wrażliwy rodzaj chromatografii, elektroforezę, aby wykryć uszkodzenia w komórkach spowodowane działaniem ultradźwięków. Elektroforeza to prosta technologia, przemieszczanie się prądu przez próbkę materii [biologicznej] aby otrzymać jej różne składniki na płytce pokrytej żelem. Różne składniki oddzielają się od siebie w żelu, tworząc wizualne wzory do analizy. Elektroforeza jest wykorzystywana do analizy związków chemicznych w biologii, takich jak kwas nukleinowy (DNA czy RNA). Jest wykorzystywana np. w identyfikowaniu ludzi po DNA, wykrywaniu śladów konkretnego ludzkiego DNA w różnych lokalizacjach przez badanie próbek krwi, włosów czy tkanek i porównując je z przeanalizowanymi wcześniej próbkami podejrzanych.

Uwaga Jima skupiona na elektroforezie doprowadziła go do chińskiego badania elektroforezy ultradźwięków powodujących fragmentację DNA w abortowanych tkankach. Badanie opublikowane jest w języku angielskim, w wysoce naukowej formie. Bibliografia badań prowadzi do rozrośniętego drzewa chińskich baz danych takich jak CNKI. Mimo, że większość tych badań jest głównie po chińsku, wiele zawierało abstrakt, przetłumaczony na angielski przez człowieka lub program komputerowy.

Ruo Feng, który recenzował wiele z tych badań, postulował aby unikać rutynowego USG. Tylko jeśli pojawiają się wyjątkowe medyczne przesłanki powinno się zezwalać na ultrasonografię i to o najniższym natężeniu. Sesje powinny być bardzo krótkie, nie dłuższe niż 3 minuty, a najdłuższe maksymalnie do 5 minut. Powinno się unikać wielokrotnych sesji, bo zagrożenie kumuluje się. Badania na ludziach wykryły uszkodzenia organów już po 1 minutowej ekspozycji.

Chińskie badania przypominają i potwierdzają odrzucony oraz zignorowany „Consensus Statement” z 1984 roku, opublikowany przez National Institute of Health [Narodowy Instytut Zdrowia] i podpisany przez wybitnych amerykańskich naukowców tamtych czasów. 2

Obecnie przemysł medyczny uparcie twierdzi, że ultrasonografia  jest  „bezpieczna” zalecając rutynowe USG dla kobiet w ciąży a nawet niedojrzałych dziewczynek. Nie jest nietypowym, gdy sesje ultradźwiękowe mają większe natężenie i trwają dłużej niż te w chińskich badaniach.

Jim graficznie ilustruje dowód, przykładowo, porównując krytyczne zachodnie i chińskie badania w kwestii czasu trwania w stosunku do szkód przy typowym badaniu na średniej intensywności w trybie B. Te długości czasowe to szacunkowe ekstrapolacje.

efekt-biologiczny

Model szkodliwości ultradźwięków Jima jest w pełni kompatybilny z modelem szczepionkowym, ponieważ zawiera koncepcję toksycznej synergii, a ultradźwięki są wydajnymi synergetykami. Ultrasonografia jest teoretycznie zdolna do zainicjowania u płodu wrażliwości na kolejne toksyczne ekspozycje. A więc ryzyko następującego potem narażenia na działanie szczepionek, medykamentów, antybiotyków i innych negatywnych czynników środowiskowych byłoby zwiększone poprzez prenatalne USG – nie jako dodatek, ale jako mnożnik.

Komentarz do bibliografii

 

1) Wspiera zachodnich krytyków, którzy od dawna argumentują, że ultradźwięki przyczyniają się do wielu chorób wieku dziecięcego i epidemii neurologicznych takich jak ASD (zaburzenia ze spektrum autyzmu), a także chorób oczu.

2) Wspiera i odnawia starsze zachodnie badania na zwierzętach, które są krytyczne wobec ultrasonografii, a jednak zostały odrzucone bądź zignorowane.

3) Umożliwia argumenty za nowymi modelami przyczynowo skutkowymi chorób jak na przykład, zapalenie błon płodowych, żółtaczka niemowlęca, problemy z rozwojem kości i tkanek, dysfunkcje układu odpornościowego i szeroki zakres chorób związanych z zaburzeniami hormonalnymi.

 

Przypisy:

[1]”Fetal Ultrasound”, John Hopkins Medicine Health Library.www.hopkinsmedicine.org/healthlibrary/test_procedures/gynecology/fetal_ultrasound_92,P09031

[2]NIH, “Diagnostic Ultrasound Imaging in Pregnancy: NIH Consensus Development Conference Statement” (February 6, 1984), http://consensus.nih.gov/1984/1984UltrasoundPregnancy041html.htm

[3] Sarah L. Cibull, BS, Gerald R. Harris, PhD, and Diane M. Nell, PhD. “Trends in Diagnostic Ultrasound Acoustic Output From Data Reported to the US Food and Drug Administration for Device Indications That Include Fetal Applications.” J Ultrasound Med 32 (2013): 1921–32.

Pewien aktywny w latach 50-tych lekarz wypowiedział dość kąśliwy komentarz na temat swoich kolegów po fachu. Stwierdził, że:

„istnieją lekarze, którzy woleliby stać obok i patrzeć jak ich pacjent umiera niż podać mu kwas askorbinowy, ponieważ w ich ograniczonych umysłach istnieje on wyłącznie jako witamina”.

Te słowa wypowiedział dr Frederick Klenner, który był wybitnym lekarzem w latach 50-tych. Jest autorem wielu artykułów, w których szczegółowo opisał w jaki sposób z powodzeniem stosuje witaminę C w leczeniu tężca, polio – wyleczył 100% swoich pacjentów chorych na polio – ukąszeń węży i pająków, odry i innych chorób zakaźnych.

 

Jeśli nie rozumiesz czym jest wolny rodnik i w jaki sposób wywołuje stres oksydacyjny w organizmie, to naprawdę trudno będzie ci zrozumieć jak i dlaczego witamina C lub jakikolwiek inny antyoksydant kontroluje uszkodzenia i zapewnia dobre funkcjonowanie organizmu.

Zalecane dzienne zapotrzebowanie żywieniowe na witaminę C dla ludzi jest raczej śmieszne.
Naczelne na wolności zjadają dziennie około 30 miligramów na kilogram. Świnka morska, niezależnie od tego czy żyje dziko czy w laboratorium, potrzebuje dziennie około 33 miligramów na kilogram. Kozy wytwarzają 185 miligramów dziennie na kilogram.

Lekarz nazwiskiem Steve Hickey pisze o licznych błędach przy ustalaniu tego zapotrzebowania popełnionych przez Narodowy Instytut Zdrowia oraz o błędnej analizie przeprowadzonej przez Instytut. Przeprowadzający badanie za „normalny” uznali poziom powyżej 28,4 mikromoli na litr. Ja nie uważam go za normalny, ponieważ wiem, że przeciętny mężczyzna, jeśli zjada 2 owoce kiwi dziennie, może podnieść swój poziom do około 70 w mięśniach szkieletowych. Badacze ustalili, że 13% tych mężczyzn znajdowało się poniżej normy, mniej niż 28,4, a ten mały procent, dokładnie 3%, wskazuje osoby z całkowitym niedoborem, na granicy szkorbutu, przy 11,4 mikromolach lub mniej.

Transkrypt:
http://szczepienia.wybudzeni.com/2016/05/02/witamina-c-podstawy-czyli-co-jak-kiedy/

Zalecenia odżywcze dla naczelnych - ZOO San diego

Dr Robert Willner wstrzykuje sobie HIV w TV [1994] – napisy PL

Poniżej kilka fragmentów z prelekcji Willnera

Ponieważ to nie jest pierwszy raz, kiedy kłuję się publicznie, robiłem to już kilka razy, dobrze wiem, co potem trafia do gazet. Dlatego przed rozpoczęciem chciałbym wyjaśnić parę kwestii zanim w ogóle zacznę. Chciałbym, żeby było bardzo jasne, że popieram odpowiedzialny seks.Nazywam to odpowiedzialny seks, ponieważ ma on o wiele szerszy zakres niż koncept ‚bezpieczny seks’.
W okresie czasu, kiedy szczególnie młodzież żyjąca w tym kraju jest zastraszona AIDS,
rzekomo śmiertelną chorobą, jako konsekwencją nieodpowiedzialnego zachowania seksualnego, zapomina się przypadkach chorób wenerycznych, czy dzieciach urodzonych poza małżeństwem i korzyści jakie daje małżeństwo.
Ale nie o AIDS to naprawdę interesujące.
Najwidoczniej, nie ma to wpływu na zachowanie seksualne młodych ludzi.
Nawet przez chwilę nie myślałem, że może nie mieć.

Tylko jedna rzecz może wpłynąć na zachowanie seksualne.
Jest to zrozumienie odpowiedzialności jaka związana jest z seksem.
Po pierwsze: masz do czynienia z uczuciami, emocjami oraz życiem drugiego człowieka, kiedy rozpoczynasz związek seksualny.
Po drugie: Możesz również mieć kontakt z sześcioma chorobami wenerycznymi.
Po trzecie: Może zdarzyć się niechciana i nieplanowana ciąża.
Są to bardzo ważne i poważne rzeczy do przemyślenia.
Brak odpowiedzialności i rozumu w tym obszarze może prowadzić do nieopisanego cierpienia drugiego człowieka oraz pociągnąć za sobą niewyobrażalne koszty.
Wiec niech nikt nie twierdzi, że popieram nieprzemyślany seks.
Jednak jestem przeciwnikiem okłamywania młodych ludzi.

Kiedy ogłoszono po raz pierwszy, że dr Robert Gallo odkrył wirusa, który rzekomo powoduje AIDS, to obwieszczenie zostało podane przez Margaret Heckler 23 kwietnia 1984 roku do gazet i mediów, bez ani jednego opublikowanego naukowego dokumentu w jakimkolwiek czasopiśmie medycznym w USA.
I, jak wiemy teraz, bez jakiegokolwiek dowodu, że wirus ten powoduje jakąkolwiek chorobę.
Media podłapały temat. Dla samej sensacji.
I wkrótce wirus, który rzekomo powodował AIDS, stał się wirusem, który powodował AIDS i zostało to udowodnione w prasie. I nigdzie więcej.
Ludzie zadają mi wiele pytań, kiedy pojawiam się przed kamerami i robię to, co wiele osób nazywa „sztuczką”.
Aby sprzedać książkę. Pochodzę z planety Ziemia.
I szczerze wierzę, że te osoby pochodzą z planety Uran.
Jak ktokolwiek może sugerować, że wstrzykuję sobie wirus, który powinien być śmiertelny, w celu sprzedania książki.
To szaleństwo.

Rzucę trochę światła na osobistości z Narodowego Instytutu Zdrowia, a szczególnie na Robert Gallo, Anthony Fauci, William Haseltine, Max Essex i resztę tych skandalistów najgorszego sortu. Bez wątpienia przestępcom winnym ludobójstwa.
Zachęcam ich, aby pozwali mnie do sądu. Marzę o tym, żeby pozwali mnie do sądu!
Ponieważ świadomie wypuścili śmiertelny medykament, a przed sądem miałbym okazję do przedstawienia niezbitego dowodu, tak jak zrobiłem to w książce „Deadly Deception”.

Dlaczego najwybitniejszy wirusolog na świecie, jeden z najbardziej znanych wirusologów, członek National Academy of Science jakim jest Peter Duesberg,
dlaczego ryzykowałby cała swoją karierę? Co mógłby na tym zyskać?
Stracił już swoje laboratorium, finansowanie, nie mogą zabrać mu tytułu profesora, ponieważ ma gwarancje zatrudnienia.
Dlaczego dr Charles A. Thomas, profesor medycyny na Harvardzie, mówi to samo?
Dlaczego Kary Mullis, zdobywca nagrody Nobla za osiągnięcia dziedzinie wirusologii w zeszłym roku, naraża się?
Możliwe, że wiemy coś, czego wy nie rozumiecie, że w momencie gdy z równania zabierzemy wirus, mamy całkowicie prostą do zrozumienia chorobę, łatwe do zrozumienia odpowiedzi i chciałbym przypomnieć tym, którzy nie są tego świadomi,
jeśli nie czytali mojej książki, że wiemy, co powoduje zespół nabytego niedoboru odporności od przynajmniej 70 lat.
Jest to w książkach medycznych. Jest tam po to, żebyście czytali. Przyczyną numer jeden na tej planecie jest niedożywienie i głód. To dzieje się w Afryce.
Spójrzcie na nagłówki w The Sunday Times (London) z 3 października ostatniego roku [1993], THE PLAGUE THAT NEVER WAS http://www.duesberg.com/subject/nhbib.html
gdzie na dwóch stronach widnieje artykuł o pladze, której nigdy nie było.
Artykuł jest o Philippe i Evelyne Krynen, którzy z ekipą 250 osób, ze swoim własnym laboratorium, lekarzami i szpitalem,
którzy przez pięć lat żyli w sercu śmiertelnej epidemii.
Albo rzekomej epidemii, przez 5 lat.

Nie jest wielką tajemnicą, co powoduje AIDS, wiemy o tym od 70 lat.
Numerem drugim powodującym AIDS są narkotyki/medykamenty. [z ang. zarówno narkotyk jak i lek]
I nie myśl tylko ulicznych narkotykach, ponieważ numerem jeden wśród powodów AIDS dzisiaj są dwa medyczne medykamenty.
AZT, medykament odkryty w latach 60, używany w chemioterapii  raka, jednak został wycofany ze względu na to, że był zbyt toksyczny, aby niszczyć raka. Medykament gorszy od raka.
Był używany u ludzi, którzy mieli osłabiony układ odpornościowy.
Wróćmy teraz do innych przyczyn AIDS.
Więc mamy nie tylko uliczne narkotyki oraz medykamenty, przyczyną numer trzy jest promieniowanie.
Tego boją się w Czarnobylu, Nagasaki oraz w Hiroszimie.
Ale przyczyną AIDS numer cztery jest chemioterapia.
Numerem cztery w przypadku śmierci osób z zespołem nabytego niedoboru odporności jest chemioterapia. A najbardziej toksycznym medykamentem w chemioterapii wszechczasów jest AZT [Zidovudine (ZDV), Azydotymidyna], którego teraz używają teraz, żeby leczyć AIDS.
Badanie z Concorde ukończone w zeszłym roku. Możecie to sobie wyobrazić, gdzie jest teraz prasa? [The Concorde Study and Its Impact on Clinical Decision-Making in HIV Care]
Gdzie jesteście ludzie?
Używają medykamentu, który kosztuje setki tysięcy dolarów rocznie i nie przynosi pozytywnych efektów.
Uwierzycie w to? Ale czy ktokolwiek poświęcił czas, żeby przyjrzeć się ulotce dołączanej do medykamentu?
To zabójca DNA. Znaczy to, że jest to terminator, tak jak w filmie.
Czyli niszczy życie. Kiedy zabijasz DNA, niszczysz życie.
W ulotce mówią również o efektach ubocznych. Kiedy zamierzacie nauczyć się, że nie ma czegoś takiego jak efekt uboczny medycynie.
Jest to niechciany efekt bezpośredni. I wiecie jakie są niechciane efekty bezpośrednie AZT?
Chłoniak – rak, jedna z chorób AIDS, jak to nazywają.
Oh, i inny tak zwany efekt uboczny, który tak naprawdę jest niechcianym efektem bezpośrednim.
Pancytopenia. Potrzebujecie definicji?
*Pan – wszystko,
*cyto – komórki,
*penia – utrata.

Utrata wszystkich Twoich komórek. To AIDS.
Jest to definicja AIDS.
Więc AZT z definicji, z dołączonej do niego ulotki, powoduje AIDS. I nikt nie przeżyje przyjmowania AZT.
W końcu doprowadzi do Twojej śmierci. A oni zmniejszają dawki.
Ponieważ to coś zwane AZT zabija ludzi zbyt szybko.
Tak jakby dać komuś dużą dawkę strychniny i umarłby w przeciągu pięciu minut.
Więc następnej osobie podają mniej, zazwyczaj kilka kropel, żeby przeżyli jeszcze cztery lub pięć dni.
A ty byś powiedział, że strychnina jest cudownym lekarstwem. Ten pacjent przeżył pięć razy dłużej. To jest to w jaki sposób przedstawiają to światu.

Co możemy powiedzieć o Narodowym Instytucie Zdrowia [National Institution of Health]? Prywatne i niezależne laboratoria, odkryły, że AZT jest 1000 razy bardziej toksyczny, niż wykazały to laboratoria NIH.
Można zrozumieć 5 procentowy, czy nawet 10 procentowy błąd w wynikach, ale błąd wielkości 10 000% czy nawet błąd wielkości stu tysięcy procent? To się nazywa oszustwo. I rozumiem, że wydostało się to, istnieją nawet listy i dokumenty na udowodnienie tego, ale Centrum Chorób Zakaźnych, ta sama organizacja,
która nie udzieliła pomocy czarnym chorym na syfilis tylko po to, żeby zobaczyć, co się stanie i co spowoduje ta choroba.
Ta sama organizacja, która przyznaje, że nie podda się teraz w sprawie AIDS tylko dlatego, że nikt nie byłby w stanie ponownie zaufać rządowi.

Naukowcy, a raczej ludzie udający naukowców, których w tym przypadku powinno nazywać się indoktrynerami obecnie nie zachowują się inaczej, niż politycy. I teraz mamy chorobę wywołaną przez politykę.
Czy nie jest to dziwne, że tego samego dnia lub dzień później,
Robert Gallo złożył podanie o patent na test na HIV po tym, jak został ogłoszony? Brzmi to jak premedykacja. To znaczy, że miał ten test już dostępny?
I to tego samego lub następnego dnia? Zgłosił podanie o patent.
Miał test i po prostu szukał jakiejś choroby, do której można byłoby go użyć.

Lekarz, który przeprowadza testy, wychwalał się ilościami przeprowadzonych testów.
A kiedy powiedziałem mu o książce, którą napisałem i powiedział do mnie: „Ćśśśś, nic nie mów. Moi pacjenci mogą to usłyszeć.”
Wyszedł mi wynik negatywny. I oczywiście, kiedy rozmawialiśmy o tym co zrobiłem w Cleveland tydzień temu, cóż, powiedział, że musiałbym się pokłóć jeszcze z trzysta razy, żeby zarazić się wirusem.

Rząd Stanów Zjednoczonych twierdzi, że każdego roku umiera 12 tysięcy osób od 1985 do 1992 roku. Dziecko w szkole publicznej powie, że kiedy epidemia się rozpoczyna i jedno dziecko jest zarażone to potem dopadnie ona każdego.
Tak powiedzą. 12 tysięcy osób rocznie przez siedem lat z rzędu?
To nie jest epidemia, z definicji to jest endemia.
I można by się spodziewać, że przez siedem lat, biorąc pod uwagę, że przenosi się drogą płciową, to chorych będzie prawdopodobnie od 15 do 20 milionów ludzi, biorąc pod uwagę aktywność seksualną kraju.

Sam ten fakt powinien poruszyć prasę odnośnie tego, kto mówi prawdę.
I gdy słyszycie kłótnię między politykami i gdy jeden wyzywa drugiego [etykietuje],
zamiast odpowiedzieć na konkretne zarzuty w naukowy sposób, to kto jest kłamcą?
Anthony Fauci i Robert Gallo, zamiast odpowiedzieć na ten konflikt naukowy i rozwiać wątpliwości, które dr Duesberg błyskotliwie wskazał, zamiast odpowiedzieć na te wątpliwości, nazywają go homofobem. Możecie to sobie wyobrazić? Mnie również nazywano homofobem.
Zastanawiam się. Przyszedłem tutaj i daje nadzieje.
Nie tylko dla gejów, ale też dla czarnych, Hiszpanów i innych wyrzutków społeczeństwa, którzy co dziwne, są grupami łączonymi z tak zwanym AIDS.
Widzicie, jeśli należycie do którejkolwiek z tych grup, macie AIDS.
Jednak jeśli nie należycie do żadnej z tych grup, dostajecie bardziej szanowaną diagnozę. Masz gruźlicę, chłoniaka, białaczkę, mięsaka Kaposiego, pneumocystoza
Ponad trzydzieści chorób. Gdzie jest prasa?
Jak mogą kupować historię o wirusie, wiedzącym w jakim kraju jest.
Trzy symptomy w Afryce, ale trzydzieści chorób w Stanach i Europie.
Jak mogą kupować historię, w której wirus ma uprzedzenia?
W Ameryce i Europie woli mężczyzn niż kobiety w stosunku 9:1, ale w Afryce kobiety są już tak samo zagrożone jak mężczyźni?
Wie, czy jesteś homoseksualny czy hetero, czy jesteś stanu wolnego czy w związku małżeńskim, czarny czy biały.
Powinien mieć stałą pracę w Urzędzie Emigracyjnym, ponieważ wykonuje kawał dobrej roboty. To jest to czym karmili publikę i zarówno wy jak i prasa, publikowaliście.
Zabawne jest, że za każdym razem, gdy wbijam sobie igłę, dostaje telefon z jakiegoś dużego programu telewizyjnego. Od podekscytowanych młodych ludzi łaknących prawdy. A trzy dni później dostaję telefon, że program został odwołany przez wyższe szczeble.

Widzicie, wierzyłem, że wirus powoduje AIDS od 1984 do 1988 roku.
I byłem jednym z niewielu lekarzy, którzy chcieli leczyć chorych na AIDS.
Lekarze byli tak przerażeni o swoje życie, że odmawiali leczenia pacjentów.
Przy okazji, ukłucie się w palec nie jest dla mnie niczym nowym.
Zdarzało mi się to wiele razy podczas leczenia chorych na AIDS.
I co jest niesamowite, mimo, że byliśmy tak bardzo narażeni na kontakt z tak bardzo śmiertelną chorobą, zachorowalność personelu medycznego na wszelkiego rodzaju choroby zajmującego się chorymi na AIDS jest o wiele mniejsza niż wśród ogółu społeczeństwa.
Po raz pierwszy w historii nauki. Przemyślcie to sobie.
Jak to może być możliwe? Być może wirus nie ma z tym nic wspólnego.
Nie tylko „być może”. Wirus nie ma z tym nic wspólnego.
W 1988 roku byłem zaproszony na kolację wydawaną przez Burroughs-Wellcome
z okazji świętowania przepchnięcia zgody na leczenie AIDS przy pomocy AZT.
I powiedziano nam, że możemy zadawać pytania w czasie kolacji, ponieważ Margaret Fischl miała przemawiać.
Kiedy wspomniała, że medykament AZT ma 56 objawów ubocznych, podniosłem rękę i zapytałem: „Doktor Fischl, jak przeprowadzasz badanie metodą podwójnie ślepej próby na medykament, który ma 56 efektów ubocznych? Musicie wiedzieć, skoro medykament jest komuś podawany.”
Spojrzała na mnie i na innych lekarzy tam obecnych i powiedziała: „Cóż, placebo ma 31 efektów ubocznych”.
Ponownie podniosłem rękę. „W jaki sposób placebo może mieć 31 efektów ubocznych?” „Jak substancja obojętna może mieć 31 efektów ubocznych?”
Wtedy nie wiedziałem, co w tym jest nie tak.
Ale wiedziałem, że dzieje się coś nie dobrego, dzieje się coś bardzo złego, jednak nie wiedziałem jak śmiertelnie złe to było.
Odpowiedź pojawiła się kilka lat później.
Jak może wiecie FDA wypuściła AZT na rynek po czterech miesiącach badań, zamiast zaplanowanych sześciu.
Skrócili je, ponieważ jedna grupa, w tym badaniu podwójnie ślepej gdzie nikt nie wiedział, co kto brał, czuła się lepiej, niż druga grupa.
I kierowani współczuciem, skrócili badania. Nie winię ich za to.
I faktycznie, grupa która dostała AZT czuła się o wiele lepiej niż grupa, która dostała placebo. Więc wypuścili medykament na rynek.
Ale osiemnaście miesięcy później, ich własna grupa dochodzeniowa z FDA sporządziła raport.
Wiecie, co w nim było?
Biorący udział w badaniu wiedzieli od pierwszego tygodnia, który badany dostał który medykament. Nie było żadnej podwójnie ślepej próby, to nie było tego typu badanie.
Co więcej, członkowie grupy, która dostała AZT przyznali, że niektórzy podzielili się swoim lekiem z członkami z grupy placebo.
Wyjaśnia to 31 efektów ubocznych w grupie placebo. Niektórzy z nich wzięli AZT.
Efekty uboczne.
A tak swoją drogą to takie informacje dyskredytują to badanie jako naukowe.
Podawanie AZT powinno zostać przerwane, a sam specyfik wycofany z użytkowania.
Jednak później w raporcie wyszło coś po czym szczęka opada.
Członkowie grupy na AZT w ciągu czterech miesięcy zostali poddani sześciokrotnie większej liczbie transfuzji krwi niż grupa placebo.
Co się dzieje, kiedy przeprowadzana jest transfuzja krwi? Wyglądasz lepiej, czujesz się lepiej, żyjesz trochę dłużej.
Jednak najważniejszym pytaniem i lekcją, którą można z tej sytuacji wyciągnąć…
Musisz zapytać „dlaczego”?
Dlaczego dawka AZT wymagała sześciokrotnie większej ilości transfuzji krwi w ciągu czterech miesięcy na badanych, niż ludzie na w grupie placebo.
Ponieważ masz do czynienia z zabójczym środkiem i potrzebujesz tych transfuzji krwi, aby przetrwać.
Przypadkowo sprawiają one, że wyglądasz trochę lepiej i zdrowiej od tej drugiej grupy.
Gdy przebrnąłem przez to wszystko, doszedłem do pytania: „Co naprawdę wywołuje AIDS?”. Musiałem to sobie powtórzyć dziesięć czy dwadzieścia razy w mojej książce i powiem to teraz jeszcze raz:
Znamy przyczynę od siedemdziesięciu lat. Dlaczego inni ludzie podczas tego badania zmarli? Powodem numer jeden jest niedożywienie i głód.
W przypadku niektórych badanych było to prawdą, ale było to prawdą tylko z powodu przyczyny numer dwa. Powodem numer dwa są medykament i narkotyki.

Przypominacie sobie, drodzy obecni z prasy, że kilka tygodni temu w gazetach ogłosiliście, że zabijamy naszych seniorów zbyt dużą ilością leków.
A jak ich leczyć? Odstawiając leki.
Jak umierają ci ludzie na tak zwany AIDS? Z powodu nr 2 czyli medykamentów.
Zarówno narkotyków ulicznych jak i leków farmaceutycznych.
Ale jeden wyróżniał się najbardziej i został połączony z 24 pracami naukowymi
na temat mięsaka Kaposiego to Poppers lub azotyn amylu. [wdychane azotyny wywołują relaksację mięśni gładkich w całym organizmie, w tym zwieraczy odbytu]
Bardzo rzadko spotka się przypadek mięsaka Kaposiego w Afryce, ponieważ nie używają tam poppersów. I jest to pierwsza ludzka choroba, której nie możemy przekazać małpom właściwym [antropoidy].
I mówię o potwierdzonych chorobach, ponieważ wirusolodzy wyskakują z ilością chorób większą, niż można to sobie wyobrazić.
I nikt nie zauważył, że większość z nich nigdy się nie rozpowszechniła?
Po prostu zniknęła z nagłówków gazet i nigdy o niej ponownie nie usłyszano.

Ponieważ od początku nie były żadnymi chorobami. Tak jak SMON, choroba z Japonii.
Przez piętnaście lat podejrzewali różne wirusy.
Niesamowite, prawda?
Spędzili nad tym piętnaście lat i wydali wiele milionów na te badania. A zgadnijcie, co zrobili nasi wirusolodzy?
Cóż, nikt się do nich nie umywa.
Przez dwadzieścia lat wojny z rakiem wydali ponad dwadzieścia miliardów dolarów szukając wirusa powodującego raka. I nic nie znaleźli.
Nie tylko nie mogli znaleźć retrowirusa, który byłbym idealnym wyborem, ponieważ nie zabija komórek, ale jest powielany przez komórki, czyli to samo, co robią komórki rakowe, ale nie znaleźli żadnej choroby którą mógłby wywołać. Ale zgadnijcie, co wybrali do przekrętu z AIDS? Był to retrowirus.
Przez dwadzieścia lat wydając dwadzieścia miliardów dolarów nie znaleźli nic, co ten wirus mógłby spowodować, oraz odkryli, że na pewno nie zabija komórek ponieważ gdyby tak było to popełniałby samobójstwo. Potrzebuje komórek, aby móc się replikować, żeby utrzymywać się przy życiu.
Epidemia zakończyła się jeszcze przed rozpoczęciem, czyli to jest niemożliwe.
Ale jest to wirus, na który poświęcili kolejne dwadzieścia miliardów dolarów, ale tym razem w przeciągu tylko dziesięciu lat.
I prosili o więcej. A teraz chcą nam dać szczepionkę.
Widzicie. Oh, z tego mogą być pieniądze.
Nie tylko mają test na HIV, który swoją drogą nie jest testem na wirusa tylko na odporność. Jak mówiłem, jest to pierwsza choroba w historii medycyny, gdzie, jeśli jesteś na nią odporny, umrzesz przez nią.
A teraz, chcą nam dać szczepionkę.
Test na HIV to test na przeciwciała, nie na obecność wirusa.
Cóż, przeciwciała to coś co zdobywasz, gdy użyjesz szczepionki, musisz produkować przeciw ciała, żeby móc walczyć z chorobą.
Pogubiłem się i nie rozumiem.
Skoro mamy już przeciwciała, to dlaczego chcemy tworzyć przeciwciała?
Trochę to zbędne, nie uważacie?

Tak przy okazji, jeśli weźmiecie te same przeciwciała i umieścicie je w laboratorium Gallo, zniszczycie jego kilkumiliardową kulturę, tą, na której zbija fortunę.
Bo widzicie, te przeciwciała niszczą kulturę bakterii.

Gallo został raz spytany przez prasę, co ma do powiedzenia w sprawie wyzwania postawionego przez dr Duesberga.
Odpowiedział: „Skoro się mylimy, czemu tylu ludzi nam wierzy?” [Zobacz na eksperyment Millgrama badający posłuszeństwo]
Właśnie widzę Hitlera i jego szturmowców, mówiących prasie: „Skoro się mylimy, czemu wszyscy robią to, co im każemy?”
Ponieważ oni prowadzą to przedstawienie. Nie patrzymy na jakieś proste kłamstwo naukowe.

Chciałbym powiedzieć jeszcze, że dr Michael Gottlieb, który zdobył sławę jako lekarz, który odkrył pierwsze cztery czy pięć przypadków AIDS, powiedział mi na antenie jakiś czas temu, że uwierzyłby w to co robię, gdybym przyjął w siebie litr krwi.
To już jest transfuzja krwi. I powiedziałem, że „musisz być chyba szalony.”
Co to udowadnia, skoro potrzeba litra krwi, żeby złapać AIDS? To nikt by nie miał wtedy AIDS.

Naprawdę łatwo jest stworzyć epidemię.
Po prostu bierzesz różne choroby, umieszczasz je pod jednym nagłówkiem jako nowa jednostkę chorobową i twierdzisz, że wszystkie zostały wywołane przez jednego wirusa. To bezsens.

Medycznym faktem jest, że antybiotyki są immunosupresyjne.

Kilka lat temu w gazetach doniesiono, że odkryto HIV w próbce krwi, która była przetrzymywana w laboratorium od lat 40tych.
Przeglądali czyjeś próbki i odkryli wirus HIV.
Który tak przy okazji pewnie krążył po świecie od tysięcy lat.
Ale skupmy się na tym jednym przypadku.
Skoro mamy wirus HIV w populacji w próbce krwi z lat 40-tych i w latach 40-tych byli homoseksualiści, ponadto według Alfreda Kinsey’a, [zobacz na film „Syndrom Kinsey’a] 10 do 15% heteroseksualnych par preferowało stosunek analny, gdzie w takim razie jest epidemia?
Nie były to czasy stosowne dla kogoś takiego jak łajdak Robert Gallo w latach czterdziestych, nie był wystarczająco duży, właściwie to pewnie dopiero się urodził, żeby ogłosić chorobę i zrobił przedstawienie na taką skalę.
Zostali złapani wir ciągnący ich w odmęt.
Teraz, kiedy prawda wychodzi na jaw, i odpowiedź brzmi „tak”. To zaszkodzi opinii i zaufaniu wobec NIH oraz CDC, FDA i AMA i mój Boże, jak bardzo jest im to potrzebne. To oburzenie jest konieczne, żeby oczyścić atmosferę.

Wszystko może stać się niszczące. Jest to współczesne, medyczne voodoo.
Jeśli lekarz powie ci, że umrzesz, założę się, że tak będzie.
Jako pierwszy wyłożę pieniądze na stół i powiem, że podbijesz statystyki i umrzesz, bo tak ci powiedziano. To jest amerykańskie voodoo.

Zawsze byłem trochę zdezorientowani przez limfocyty T.
Ponieważ limfocyty T nie są niczym więcej niż leukocytami [białe krwinki] i ich zadaniem jest walka z infekcją.
Ktoś kiedyś przyszedł do mojego gabinetu z bólem brzucha. Zrobiłem morfologię, wskaźnik WBC. To badanie mierzy również poziom limfocytów T.
Jeśli wynik białych krwinek był 5, 6, 7 tysięcy, to nic wielkiego nie było.
To ból brzucha, złe jedzenie lub jakaś infekcja wirusowa.
Wirusy to ciekawa sprawa, zawsze można na nie zwalić jak się nie wie co się dzieje, nawet ja myślę w ten sposób.
Ale kiedy wynik wychodził powyżej 20 tysięcy, wzywałem chirurga.
Ciało wytwarza limfocyty T, kiedy ich potrzebuje.
Jeśli ich nie potrzebujesz, to nie masz ich.
Po co chodzić z dużą ilością limfocytów T, skoro nie ma się niczego do zwalczania.
Powiem wam jedno, co wiadomo od zawsze. Nie ma żadnego związku pomiędzy ciężkością tak zwanego AIDS, a ilością limfocytów T.
Powiem wam dlaczego.
Wyglądacie na trochę zdezorientowanych, kiedy mówię wam,
że nie możecie mieć wysokiego poziomu białych krwinek [Leukocytów] chyba, że macie poważną infekcję. Co znaczy, że jeśli poziom białych krwinek nie jest wysoki, to nie jest źle. Jeśli nic innego nie dzieje się z tobą, to powiedziałbym, że jest to normalne.
Dlaczego chcesz mieć wysoki poziom białych krwinek?

CDC nie leczyło chorych syfilis, pomimo tego, że mieli odpowiednie leki, tylko po to, żeby zobaczyć, co się stanie, to samo CDC przyznało, że pomiędzy 40 a 60% ludzi wpisanych na listę chorych na AIDS nie było nawet badanych testem na obecność wirusa HIV. Nie robi to żadnej różnicy, ponieważ test i tak jest bezwartościowy.

Przy okazji, pozwólcie, że przedstawię wam bardzo ważną zasadę przy zajmowaniu się tematem chorób i śmierci. Odnosi się to zarówno do AIDS jak i do jakiejkolwiek choroby z jaką może borykać ludzkość. Tym zakończę dzisiejsze spotkanie.
Dżuma wybiła połowę populacji Europy.
Pytanie, jakie musisz zadać i na które trzeba odpowiedzieć, jeśli chcesz być racjonalnie myślącą ludzką istotą, to pytanie brzmi: dlaczego dżuma nie wybiła pozostałej połowy?
W USA, w 1919 roku, 80 milionów ludzi zmarło na grypę.
Moje pytanie to dlaczego pozostałe 92 miliony nie zmarło?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta i każdy reporter powinien przekazywać to swoim czytelnikom, zarazek nie spowoduje choroby chyba, że natrafi ma odpowiedni grunt.

„Komary szukają stojących zbiorników wodnych, a nie powodują, że staw staje się nieruchomy”. – Rudolf Yirchow

A odpowiedzą na wszystkie choroby nie jest rozwalenie ludzkiego ciała za pomocą dubeltówki, ale po prostu zapobieganie wywołania choroby.
Poprzez życie w spokoju i harmonii, nie tylko z innymi ludźmi, ale z każdym organizmem na tej planecie.

Wywiad dr Mercoli z dr Wakefieldem na temat jego badań nad MMR – napisy PL

Przymus szczepień świadczy o tym, że proces ten jest porażką. Jeśli trzeba wprowadzić obowiązkowe szczepienia, jeśli nie ma się wolnej woli narodu, jeśli ludzie tracą zaufanie w politykę tych szczepień i przez to musisz je nakazywać, zmuszać i zastraszać ich niemożnością chodzenia do szkoły czy nie otrzymaniem pomocy socjalnej. To znaczy, że poległeś i to całkowicie.Nie udało ci się osiągnąć swojego celu, czyli zdobycia zaufania publicznego dla swojej polityki zdrowia publicznego. Jest to ironicznym odbiciem porażki systemu, jakim jest potrzeba wprowadzania przymusu szczepień. Jestem całkowicie przeciwny pomysłowi, żeby odbierać rodzicom prawa do opieki nad swoimi dziećmi, odbieraniu prawa do podejmowania decyzji na temat tego, co ich dziecko powinno lub nie powinno mieć i oddawaniu tych decyzji w ręce urzędników państwowych.

Nie wiem czy można to nazwać korzyścią, ale po Drugiej Wojnie Światowej były procesy norymberskie, na których poruszano okrucieństwa Niemców, które doprowadziły do stworzenia  kodeksu norymberskiego, który określał cały aspekt tego czym jest świadoma zgoda, ze względu na te okropne rzeczy i eksperymenty na ludziach które przeprowadzali Niemcy.To co zostało rozwinięte w tym kodeksie to to, że jest nie etycznym przeprowadzanie testów na ludziach dopóki nie udzielą oni świadomej i dobrowolnej zgody.

Kolejnym zastrzeżeniem, w mojej opinii i niedorzecznym szaleństwem, żeby szczepić dzieci, noworodki, bezbronne i niewinne stworzenia szczepionką przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu B w dniu ich urodzin. Jest to choroba przenoszą przez krew, więc jedynym sposobem na jej złapanie jest transfuzja krwi, bądź kontakt intymny seksualny. Nie ma innych znanych sposobów na zarażenie się, chyba że poprzez krew matki, co jest dość łatwe do sprawdzenia, jeśli naprawdę się tak tego obawiają, powinni zrobić badanie krwi i dowiedzieć się, czy matka jest chora na WZW B i jeśli tak, to wtedy zaszczepić dziecko. Ale tak się nie robi. Większość noworodków w tym kraju są szczepione nawet bez wiedzy rodziców.

Dzieci są zabierane przez pielęgniarki, gdzie dostają zastrzyk, nawet bez pytania o zgodę rodziców. Dla mnie jest to szaleństwo i jeśli jesteś uważny, możesz się temu sprzeciwić, ale musisz być bardzo, bardzo uważny i mieć wcześniejszą wiedzę.

W czasopiśmie Neurotoxicology wydawanym przez Elsevier opublikowaliśmy pracę, która byłą jedną z serii długoterminowego badania, a która później została wycofana ze względu na decyzje wydawcy. Rodzice przeważnie myślą, że szczepionki, które przyjmą ich dzieci według zalecanego kalendarza, były szczegółowo i obszernie przebadane pod względem bezpieczeństwa. Niestety tak nie jest. Pojedyncze szczepionki są badane, ale nie harmonogram szczepień.
Wzięliśmy kalendarz zalecanych [przymusowych] szczepień i chcieliśmy sprawdzić co się dzieje w realnym świecie. Chcieliśmy sprawdzić co się stanie jak wystawimy noworodki naczelnych [Rezus, makak rezus (Macaca mulatta)] na to, co dostają dzieci od czasu ich pierwszego dnia życia aż do dawek przypominających otrzymywanych przed przystąpieniem do szkoły.
Kalendarz szczepień pochodził z lat 90-tych i zawierał tiomersal. Badanie miało sprawdzić wpływ szczepień na zdolności poznawcze, funkcjonowanie jelit, funkcje odpornościowe, obraz mózgu. Pierwsza praca poruszała jedynie to, jakie efekty miał tiomersal, rtęć w szczepionce przeciw wirusowemu zapaleniu wątroby typu B pierwszego dnia i obserwacje na temat reakcji podstawowych odruchów, takich jak karmienie.
Porównaliśmy wyniki ze zwierzętami, które nie były szczepione, Na którym podano kontrolnie sól fizjologiczną. I odkryliśmy, że podstawowe odruchy odpowiedzialne za przetrwanie były znacznie opóźnione w przypadku tych zwierząt, które zaszczepiliśmy przeciw WZW typu B i to już w ciągu kilku pierwszych dni życia, co było bardzo, bardzo niepokojące. Opublikowaliśmy to badanie po czym zostało poddane rygorystycznej recenzji naukowej. Zostało opublikowane online w Neurotoxicology, po czym artykuł został wycofany, ale nie ze względu na jego kliniczne i naukowe uchybienia, bo przeszedł proces weryfikacji, a ze względu na decyzje wydawcy.Każdy może mieć swoją opinię, jednak faktem jest, że kiedy mój znajomy zadzwonił do redaktora czasopisma, żeby dowiedzieć się, dlaczego tak się stało redaktor skierował go do osoby z Elsevier. Gdyby został wycofany ze względów naukowych, redaktor byłby w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ale decyzja nie została podjęta na podstawie dowodów naukowych.

Rozmowa została skierowana od redaktora do Elsevier, do samego wydawnictwa. Była to decyzja, która przyszła z góry od wydawcy. Tak jak mówiłem wcześniej i teraz o tym wiemy wydawnictwo Elsevier i Glaxo SmithKline są ze sobą połączone poprzez osobę prezesa Elsevier.

Jeden z twoich największych krytyków ze Stanów Zjednoczonych to dr Paul Offit, który jest zagorzałym zwolennikiem szczepionek, właściwie to jest za przymusowymi i obowiązkowymi szczepieniami, które zasadniczo odbierają rodzicom wolność wyboru czy zaszczepić swoje dzieci czy nie. I to właśnie ten sam lekarz, dr Offit, który ma ogromny potencjał do konfliktu interesów w tej sprawie, ponieważ zarobił miliony dolarów na wynalezieniu swojej własnej szczepionki przeciw rota wirusom.
Co jest interesujące, niedawno odkryto, że jedna ze szczepionek przeciw rota wirusom jest
skażona świńskim wirusem. Dr Offit stwierdził, że bezpiecznym jest i nie powinno być żadnych efektów ubocznych po podaniu niewinnemu noworodkowi czy dziecku 10 tysięcy , a nawet 100 tysięcy szczepionek  jednego dnia.

Jest to absurdalne, że ktoś może stwierdzić podobną rzecz, zwłaszcza człowiek, który ponoć jest ekspertem w temacie szczepionek. Kilkakrotnie oferowałam, poprzez listy polecone, że chętnie wezmę udział w publicznej debacie z dr Offitem w miejscu i czasie wyznaczonym przez niego samego, jednak nigdy się tego nie podjął.

I nie sądzę, żeby to się zmieniło.

To może scharakteryzujmy miary proporcji i (standardy) należnej staranności dra Offita, biorąc pod uwagę to, co on mówi. Było to oparte na badaniach teoretycznych, które przeprowadził poprzez obserwowanie zmiennej genów odpowiedzialnych za produkcję przeciwciał. Stwierdził, że biorąc pod uwagę ich dostępną ilość, powinniśmy być w stanie produkować taką ilość antyciał. Jest to całkowicie teoretyczne równanie matematyczne, kuglarstwo.

Nie ma to nic wspólnego z prawdziwym życiem i jest dziwaczne, że powiedział coś takiego. Jest to coś co mnie bardzo niepokoi, z punktu widzenia bezpieczeństwa. Jeśli, na przykład, weźmiesz MMR i dodasz do niej szczepionkę przeciw ospie wietrznej MMR V jak ProQuad, to co następuje to podwojenie przypadków drgawek jako działań niepożądanych. Więc jeśli doda się jedną, a nie 9999tys, tylko jedną dodatkową szczepionkę, podwójnie zwiększa się ryzyko potencjalnie poważnych reakcji niepożądanych, również tych niebezpiecznych, do stopnia, gdzie szczepionka ProQuad będzie musiała zostać wycofana. Więc twierdzenie, że można podać dziecku 10 tysięcy antygenów szczepionkowych jednego dnia jest całkowicie bezsensowne.

W Australii, kiedy ruszył proces Merck Vioxx, ujawniono wewnętrzne wiadomości , a w nich uczono, jak radzić sobie z obiekcjami lekarzy, którzy kwestionują bezpieczeństwo Vioxxa. Te sposoby to izolowanie, dyskredytowanie, a jeden z nich powiedział, możliwe, że trzeba będzie delikwenta odszukać i zniszczyć tam, gdzie żyje.  To medycyna ma w zanadrzu do zaoferowania dla ludzi, którzy poddadzą w
wątpliwość bezpieczeństwo jakiegoś leku produkowanego przez koncern farmaceutyczny. Kiedy przeprowadzano ze mną wywiad w NBC, zapytano mnie, czy wierzę w teorię spiskowe? Odpowiedziałem, że to nie jest teoria spiskowa, tylko polityka firmy.

https://science.slashdot.org/story/09/04/25/1626200/drug-company-merck-drew-up-doctor-hit-list

Kolejny interesujący aspekt tezy o przeciwnikach i zwolennikach szczepień jest podobieństwo do samochodów marki Toyota, w których poddano w wątpliwość ich bezpieczeństwo ze względu na blokujący się pedał gazu. Czy ludzie, którzy nawoływali do wycofania tych aut z rynku, byli nazywani przeciwnikami samochodów?
Nie wydaje mi się.  Nie byli ich w ogóle przeciwnikami samochodów.
Martwili się ludźmi, którzy mogli mieć wypadek i zginąć w czasie jazdy.
Nie robiło to z nich przeciwników samochodów, więc podział dyskutantów na zwolenników i przeciwników szczepionek jest całkowicie bezsensowny.

——————————————

11825783_1088137664546895_6083341408633902567_n

CDC celowo zniszczyło dokumenty dotyczące powiązania szczepionki MMR z autyzmem – Bill Posey

Kongresmen Bill Posey apelował do członków Kongresu i swoich kolegów z komisji budżetowej, aby zajęli się sprawą oszustwa jakiego dopuściło się CDC (Centrum Kontroli i Prewencji Chorób), które chciało ukryć fakt, że szczepionka MMR przyczynia się do powstania zaburzenia ze spektrum autyzmu. Prosił także, aby informacje, które dostarczył dr William Thompson nie zostały zignorowane ponieważ był on osobą, która uczestniczyła w tym „naukowym” spisku, który miał przysłużyć się koncernom farmaceutycznym a nie pokazać rodzicom prawdziwe zagrożenie płynące z niebezpiecznej szczepionki jaką jest MMR. Jednak dr Thompson wykazał się wielką odwagą co jednocześnie i co tu dużo ukrywać, związane jest z wydaniem na siebie wyroku……
Niewygodne dokumenty, które znalazły się w koszu na śmieci ujrzały jednak dzięki niemu światło dzienne, a tym samym „oficjalne badania naukowe” które potwierdzały brak związku szczepionki MMR z autyzmem legły w gruzach…

CDC – tajne eksperymenty i ukrywany związek szczepionki MMR z autyzmem – Mike Adams

Gościem Garego Franchi z WHDT (World Television Service) jest dziennikarz i badacz Mike Adams z http://www.naturalnews.com zajmujący się tematyką zdrowotną. Mike Adams opublikował na swojej stronie list, który dr Thomson napisał do dr Garbening sugerując jej ujawnienie prawdy związanej z zagrożeniem jakie niesie szczepionka MMR, czyli 340% ryzyko wzrostu autyzmu. Aby dobrze zrozumieć to, że CDC nie stoi po stronie społeczeństwa i ich zdrowia, tylko czerpie korzyści w formie lukratywnych stanowisk w firmach farmaceutycznych dla swoich „wybranych” pracowników, Mike przedstawia również inne wydarzenia, kryminalne, wręcz nawet terrorystyczne z działalności CDC – instytucji, która ma stać na straży zdrowia swoich obywateli, a która dla swoich finansowych korzyści rujnuje im zdrowie, co nierzadko związane jest także z ryzykiem śmierci.

Pracownik CDC (Informator) przyznaje się do oszustwa w sprawie szczepionek i autyzmu (sierpień 2014)

Związek autyzmu ze szczepieniami, a szczególnie ze szczepionką od lat kontrowersyjną MMR został w końcu wyciągnięty na światło dzienne i ujawniony światu. CDC (Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom) od lat tuszowała istotne odkrycie, które jasno wskazywało, że ryzyko podania szczepionki MMR wg obowiązującego kalendarza szczepień zwiększa ryzyko autyzmu u chłopców o 340%.
Nie wszystkim jednak łatwo się żyje ze świadomością, że mają na sumieniu tysiące kalek w postaci coraz większej grupy autystycznych dzieci czy śmiertelnych ofiar. Jeden z pracowników CDC postanowił złamać tę zmowę milczenia i ujawnić ten fakt, kontaktując się z dr Brianem Hookerem również ojcem autystycznego dziecka oraz badaczem bezpieczeństwa szczepionek, który po otrzymaniu od swojego informatora skrzętnie ukrywanej przez CDC dokumentacji – 10 sierpnia 2014 roku opublikował prawdziwe wyniki.
Chociaż nieoficjalnie znane jest nazwisko tego informatora to jednak dla jego dobra i bezpieczeństwa niech pozostanie anonimowe…

MMR Doctor Exonerated—Who’s Guilty Now? [Prof. John Walker-Smith]

The parent autism community is buzzing with excitement over a ruling by a British judge clearing Dr. Andrew Wakefield’s colleague and co-author of all charges against him that arose from a study of the relationship between gut disease, autism, and the MMR vaccine.
Judge John Mitting’s conclusion, from an appeal by the highly respected pediatric gastroenterologist Prof. John Walker-Smith, stated:

  • “…both on general issues and the Lancet paper and in relation to individual children, the panel’s overall conclusion that Professor Walker-Smith was guilty of serious professional misconduct was flawed…The panel’s determination cannot stand. I therefore quash it.”

Małpy doznały powikłań podobnych do autyzmu po MMR & innych szczepionkach

Laura Hewitson prawdopodobnie zrzuciła bombę, kiedy wraz z jej współpracownikami ukończyła badanie w którym małpom makakom podawano te same szczepionki, które zgodnie z kalendarzem szczepień były podawane dzieciom w latach 1994-1999, jak odra-świnka-różyczka (MMR) oraz kilka szczepionek zawierających rtęć – tiomersal, czyli szczepionki podawane dzieciom w tym okresie czasu w którym nastąpił wzrost zaburzeń ze spektrum autyzmu.
Według Hewitson i jej współpracowników z badania empirycznego, wśród zaszczepionych małp wystąpiły zmiany zarówno biologiczne jak i zachowania, które przypominają i są podobne do tych obserwowanych u dzieci z diagnozą spektrum zaburzeń autystycznych [ASD]. Nie pojawiły się takie objawy u nieszczepionych małp. Zgadnij, co jeszcze wystąpiło u małp ze spektrum zaburzeń autystycznych i jest to coś co dr Wakefieldowi się spodoba: Problemy żołądkowo-jelitowe objawiające się u zaszczepionych makaków, takie jak „wiele znaczących różnic w profilu ekspresji genów tkanki żołądkowo-jelitowej pomiędzy szczepionymi i nieszczepionymi zwierzętami.”

http://szczepienia.wybudzeni.com/2016/08/02/autyzm-poszczepienny-u-malp-po-mmr-innych-szczepionkach/#comment-128

Film dokumentalny, którego motywem przewodnim jest tiomersal, antyseptyczny konserwant oparty na rtęci, opracowany przez naukowców z firmy farmaceutycznej Eli Lilly w 1927 roku, który nie ma wpływu na skuteczność szczepionek.
Firma Eli Lilly przeprowadziła eksperyment na ludziach, w trakcie epidemii zapalenia opon mózgowych w Indianapolis w stanie Indiana. Wybrano podgrupę 22 osób i podano im jednoprocentowy roztwór tiomersalu. Jest to dawka, która zabijała zwierzęta w laboratorium. Podano go dożylnie. Wszystkie 22 osoby zmarły. Nie zauważono toksycznego działania, jednak stwierdzono, że chorzy zmarli na zapalenie opon mózgowych oraz to, że tiomersal ma bardzo niski poziom toksyczności dla ludzi. Jest to jedyne badanie bezpieczeństwa tiomersalu, jakie przeprowadzono.
Wbrew powszechnym przekonaniom, nadal jest podawany dzieciom i kobietom w ciąży.

Wypowiedź dentysty Richarda Fischera: „W USA w jamach ustnych ludzi są tysiące ton rtęci. Poziom rtęci w płodzie kobiety, która miała w zębach amalgamat, będzie wyższy, niż u matki. A pochodzi z plomb matki. Nowe badania wykazały, że pępowina przenosi rtęć z krwioobiegu matki i koncentruje rtęć w płodzie. Ludzie kiedyś brzydko żartowali, że kiedy kobieta jest zatruta rtęcią, jednym z najskuteczniejszych sposobów, żeby się odtruć, jest CIĄŻA! Ponieważ dziecko wyciągnie z niej wiele rtęci.”

10 kłamstw wypowiadanych przez tych, którzy mówią, że rtęć w szczepionkach jest bezpieczna.

Kłamstwo nr 1 „Tiomersal, składający się w 49.55% swojej masy z rtęci, jest bezpiecznym konserwantem stosowanym w szczepionkach i innych medykamentach.”
Kłamstwo nr 2 „Rtęć została usunięta ze wszystkich szczepionek dziecięcych w roku (wstaw dowolny rok pomiędzy 1999, a obecnym).”
Kłamstwo nr 3 „Tiomersal jest dobrze przebadanym środkiem, stosowanym bez komplikacji od przeszło 70 lat.”
Kłamstwo nr 4 „Żadne z opublikowanych i poddanych recenzji badań nie zdołały wykazać jakiejkolwiek szkody spowodowanej obecnością Tiomersalu.”
Kłamstwo nr 5 „Żadne oświadczenia rządu federalnego nie wskazują na wątpliwości wobec kontynuowanego stosowania Tiomersalu.”
Kłamstwo nr 6 „Ludzie, którzy są przeciwni stosowaniu rtęci w medycynie, są też przeciwnikami szczepień.”
Kłamstwo nr 7 „Ruch społeczny dążący do zakazania stosowania rtęci w medycynie tworzą „rozhisteryzowani” rodzice, niesłusznie oskarżający szczepienia o wywołanie autyzmu swoich dzieci.”
Kłamstwo nr 8 „Autyzm jest chorobą genetyczną.”
Kłamstwo nr 9 „Od momentu usunięcia ze szczepionek rtęci zachorowalność na autyzm wzrosła, więc Tiomersal nie może być przyczyną epidemii autyzmu.”
Kłamstwo nr 10 „W kanapce z tuńczykiem znajduje się więcej rtęci niż w jednej szczepionce przeciw grypie z rtęcią jako środkiem konserwującym.”

 

SZCZEPIENIE przeciw CIĄŻY. Cud czy zagrożenie? – fragmenty

Judith Richter, 1996r.

„Więcej dzieci od ludzi sprawnych, mniej od niesprawnych – to jest główny problem kontroli urodzeń”. – Margaret Sagner, założycielka Planned Parenthood, 1919r.

Judith Richter, urodzona w 1954r. w Niemczech, jest farmaceutką, biologiem tropikalnym, oraz socjologiem z wykształcenia. Od kiedy została zaproszona na sympozjum zorganizowane przez WHO na temat immunologicznej antykoncepcji w 1989 roku, jest aktywnie zaangażowana w etyczne aspekty tej linii badawczej i prowadzi wykłady w Centrum Etyki, na Uniwersytecie w Tübingen. W swojej książce pt. „Szczepienie przeciwko ciąży” analizuje kwestię kontroli urodzin poprzez szczepienia – czy jest ona dopuszczalna i możliwa do zaakceptowania, a jeśli tak, to przez kogo?

Wraz ze wzrostem liczby ludzi na świecie, postępuje usilne zaangażowanie niektórych badaczy w kontrolowanie przyrostu populacji, zwłaszcza ludzi biedniejszych, ciemnoskórych, mieszkających w krajach Trzeciego Świata. Metody antykoncepcyjne wykorzystywane są w „walce z przeludnieniem”, gdzie ludzie są traktowani jako zwykłe liczby, które muszą być kontrolowane i zmniejszone.

Ciąża postrzegana jest jako choroba, a kobiety – jako osoby, które stale rozprzestrzeniają tę chorobę. Podobnie jak szczepienia wykorzystywane są do „zwalczania chorób”, mogą być one również narzędziem użytym do „zwalczania populacji”, jako niechcianej epidemii.

Od 1970 roku, naukowcy pracują nad zupełnie nową klasą metod antykoncepcyjnych: szczepionek antykoncepcyjnych. Koordynator badań w WHO, David Griffin, powiedział, że

„szczepionka może okazać się równie ważna w kontroli urodzeń, jak pigułki.”

Jednakże, niektórzy postrzegają szczepionki antykoncepcyjne jako skuteczny instrument kontroli demograficznej, szczególnie wobec kobiet w krajach rozwijających się. Istnieje również potencjał do wykorzystania ich doprzymusowej sterylizacji.

Firmy farmaceutyczne nie chciały podejmować ryzyka nowych badań nad szczepionkami antykoncepcyjnymi i przekazały je organizacjom międzynarodowym, takim jak Population Council, która została stworzona przez Fundację Rockefellera. Population Council stosuje naukę i technologię w celu rozwiązywania problemów społecznych, w szczególności mając na celu ograniczenie przyrostu populacji w krajach Trzeciego Świata.

Na przykład, opracowany przez nich Norplant – to implant w formie pręta, który jest wszczepiany pod skórę kobiet i uwalnia hormony przez okres od 6 miesięcy do 5 lat. Implant ten jest traktowany przez deweloperów jako środek pośredni, pomiędzy antykoncepcją, a sterylizacją. W roku 1990, „Philadelphia Inquirer” promował Norplant jako „narzędzie w walce z ubóstwem czarnoskórych ludzi” (Hartmann, 1995: 211). Natomiast Maggie Helwigopisywała sytuację, jak żołnierze robili obławę kobiet ze wsi we Wschodnim Timorze i z bronią w ręku zmuszali je, aby przyjęły one Norplant.

W 1969 roku, ukazał się artykuł w „Science”, w którym ówczesny przewodniczący Population Council , Bernard Berelson, zaproponował, aby bardziej skutecznie ograniczyć wzrost populacji. Sugerował tymczasową sterylizację młodych kobiet za pomocą antykoncepcyjnych kapsułek, a jej odwracalność miała by być dozwolona tylko za zgodą rządu. Jeden z pomysłów masowej kontroli płodności przez rząd obejmował substancje, które mogły by być zawarte w dostawie wody pitnej do obszarów miejskich. (Berelson 1969: 533)

Jednak Steven Sinding, dyrektor nauk społecznych w Rockefeller Foundation, zwrócił uwagę na to, iż ta polityka przymusu wywoływała ostre sprzeciwy wśród obywateli, którzy reagowali ze złością. Dlatego zasugerował, aby wszelkie programy demograficzne wyrażać w kategoriach „zaspokajania potrzeb kobiet” (Sinding 1994: 27). W ten sposób, można osiągnąć te same cele demograficzne, przechodząc z „twardej” do „miękkiej” kontroli populacji. Tendencja do „bardziej miękkiej” kontroli populacji trwa już od lat, między innymi w ramach propagandy rozgrywanej jako program planowania rodziny.

W 1978 roku, WHO stwierdziło, że immunizacja, jako środek profilaktyczny jest już tak powszechny, iż można to wykorzystać jako jedną z metod kontroli płodności. (HRP 1978: 360). Aspiracje tych deweloperów wybiegały daleko poza wywoływanie reakcji immunologicznej u kobiet przeciwko męskiej spermie. Badania prowadzono w kierunku indukowania reakcji odpornościowych przeciwko hormonom płciowym, hormonom ciąży, a także przeciwko komórkom jajowym i plemnikom. Jednak, kiedy system immunologiczny jest ukierunkowany przeciwko hormonom, komórkom i innym wydzielinom ciała, które są niezbędne do skutecznej reprodukcji, to takie zaburzenie układu odpornościowego może spowodować stałą bezpłodność. A jeśli ciąża pojawi się po szczepieniu, to trwająca reakcja systemu odpornościowego może stanowić zagrożenie dla rozwijającego się płodu.

Kluczowa różnica pomiędzy szczepionkami przeciwko chorobom oraz szczepionkami przeciwko płodności jest taka, że zamiast wywoływać specyficzne reakcje immunologiczne wobec obcych drobnoustrojów, szczepionki antykoncepcyjne wywołują zaburzenia odpornościowe przeciwko własnemu organizmowi – częściom ciała lub wydzielinom, które są istotne dla rozrodu, co może nie tylko indukować zaburzenia immunologiczne w formie bezpłodności, ale również poważne choroby autoimmunologiczne (autoagresję).

Sztuka polega na tym, aby sprawić, iż jeden lub więcej składników uczestniczących w reprodukcji i wczesnej ciąży, stały się „obce” dla ludzkiego układu odpornościowego tak, aby układ odpornościowy „uwierzył”, że to są szkodliwe mikroorganizmy, które muszą zostać wyeliminowane. Istnieje kilka poszczególnych komponentów, które mogłyby być zmieniane w celu uzyskania tego efektu. Na przykład, aby antygeny rozrodcze widniały, jako „obce” dla układu immunologicznego, badacze połączyli je z obcym nośnikiem, takim jak błonica lub anatoksyna tężca. Kiedy układ odpornościowy napotyka tak skonstruowane połączenie, będzie reagował tak samo wobec składnika reprodukcyjnego, jak wobec szkodliwego obcego organizmu.

Organizm ludzki produkuje hormony reprodukcyjne, które regulują miesięczne dojrzewanie komórek jajowych kobiet oraz błon śluzowych macicy, a w przypadku mężczyzn, produkcję i dojrzewanie plemników w jądrach. Szczepionki antykoncepcyjne są przeznaczone do zakłócenia tych podstawowych etapów rozrodczych. A ponieważ niosą za sobą dodatkowe potencjalne ryzyko wpływu na nasz układ hormonalny – powinny być tak naprawdę traktowane jako antykoncepcja immuno-hormonalna.

Jeśli dojdzie do stosunku płciowego, zapłodniona komórka jajowa zaczyna się dzielić i stopniowo staje się zarodkiem, który wydziela ludzką gonadotropinę kosmówkową (hCG) – hormon niezbędny do utworzenia się i utrzymania ciąży. Badania nad szczepionkami przeciwko hCG rozpoczęły się już w latach 1970.XXw.

Wielu badaczy uważa, że jest to najbardziej obiecujący antygen docelowy, gdyż musiałby zostać co najwyżejzneutralizowany tylko raz w miesiącu, czyli wtedy, gdy powstanie zapłodnione jajo. Jednak szczepionki przeciwko hCG przerywają ciążę, co funkcjonuje jak aborcja i dla wielu jest to nie do przyjęcia.

W związku z tym, opracowywano również inne szczepionki antykoncepcyjne, które nie były związane z zakłócaniem ciąży i dotyczyły takich hormonów reprodukcyjnych, jak:

GnRH ( hormonu uwalniający gonadotropinę)
FSH (hormon folikulotropowy)
LH (hormon luteinizujący)

GnRH jest wydzielany przez podwzgórze w mózgu i powoduje, że przysadka mózgowa wydziela hormony FSH i LH. Wszystkie te hormony są stale obecne w naszym organizmie i mają różne inne funkcje, oprócz regulacji naszej reprodukcji. Więc wybór którejkolwiek z nich jako docelowego antygenu zwiększyłby ryzyko wystąpienia działań niepożądanych. To mogłoby kolidować ze wszystkimi efektami biologicznymi hormonów.

Szczepienie mężczyzn przeciwko GnRH, w celu zaburzenia produkcji testosteronu, może spowodować utratę cech męskich, takich jak niski głos i owłosienie na ciele, oraz może również spowodować impotencję. U kobiet, neutralizacja GnRH wpłynie na produkcję estrogenów i może spowodować stan hormonalny, jaki występuje zwykle u kobiet po menopauzie: brak miesiączki i spadek libido, a w dłuższej perspektywie – osteoporozę. Z powodu braku stymulacji hormonalnej, po dłuższym czasie może pojawić się uszkodzenie narządów, takich jak jajniki, a u mężczyzn, jąder.

Mimo tego, naukowcy planują wprowadzenie preparatów anty-GnRH (neutralizacja testosteronu) jako antykoncepcję immunologiczną dla zdrowych mężczyzn. W dodatku, produkty anty-GnRH wydają się zatrzymywać wzrost raka prostaty, co może być również sprzedawane i promowane jako lek przeciwnowotworowy (Thau 1993).

Szczepienia przeciwko FSH, jako kontrola płodności męskiej, już nie wyglądały tak obiecująco. Głównym problemem jest ich brak skuteczności, gdyż ciało ludzkie może wytwarzać plemniki nawet przy nieobecnym hormonie FSH. Także neutralizacja FSH nie zakłóci produkcji testosteronu u mężczyzn, a działania niepożądane obejmują wzrost masy ciała, rozwój piersi (ginekomastia), a potencjalnie również rak prostaty.

Zarówno szczepionki przeciwko GnRH, jaki i przeciwko FSH, niosą za sobą ryzyko bezpośredniego niszczenia tkanek ludzkich. Następuje to wtedy, gdy hormon jest w bezpośrednim kontakcie z komórkami i układ odpornościowy reaguje nie tylko wobec hormonu, ale także prowadzi do destrukcji komórek. TenCYTOTOKSYCZNY efekt (zabijanie komórek) może stanowić najbardziej znaczące ryzyko immunizacji przeciwko własnym antygenom. Jeżeli znacząca liczba komórek zostanie dotknięta efektem cytotoksycznym, może dojść douszkodzenia narządów.

Szczepionki przeciwko hCG stwarzają inny problem. Na początku, wiadomo było, że hCG jest istotne dla utrzymania wczesnej ciąży w organizmie kobiety i to wydawało się być jedyną jego funkcją. Jednakże, w strukturze cząsteczkowej, hCG jest podobne do innych hormonów: LH (hormonu luteinizującego), FSH (hormonu folikulotropowego) oraz TSH (hormonu stymulującego tarczycę). Jeśli cała cząsteczka hCG została by użyta jako antygen, może to doprowadzić do reakcji krzyżowych: przeciwciała skierowane przeciwko hCG mogą również działać przeciwko innym hormonom, ponieważ są one bardzo podobne. W dłuższej perspektywie, może to doprowadzić do uszkodzenia przysadki i tarczycy.

Oprócz szczepionek przeciwko ludzkim hormonom, rozważano również szczepionki przeciwko komórkom jajowym i plemnikom. W tym przypadku, główną trudnością jest konieczność skierowania odpowiedzi immunologicznej w bardzo specyficzne miejsce. Reakcja przeciwko komórkom jajowym, mogła by wyeliminować wszystkie jaja kobiet, czyniąc je bezpłodnymi już na stałe oraz powodując uszkodzenia tkanek, które otaczają jajniki. Takie uszkodzenie mogłoby mieć wpływ na produkcję estrogenów i progesteronu przez jajniki.

Natomiast reakcja immunologiczna przeciwko spermie u mężczyzn, mogłaby powodować przewlekłe autoimmunologiczne zapalenie jąder, co ostatecznie prowadzi również do niepłodności. Ponadto, niektóre przeciwciała na spermę reagują krzyżowo przeciwko tkankom mózgu i nerek, limfocytom i czerwonym krwinkom. Ostatecznie, szczepionki skierowane przeciwko komórkom jajowym i plemnikom mogą przejść ewolucję do pewnego rodzaju medycznej sterylizacji.

Istnieje poważne niebezpieczeństwo nadużywania szczepionek antykoncepcyjnych, np. przez dyktatorski reżim:

– podawanie szczepionek pod fałszywym pretekstem, bez zgody lub wiedzy kobiet i mężczyzn
– wprowadzania sankcji wobec ludzi nieszczepiących
– dostarczanie tendencyjnych informacji o szczepieniach – podkreślając ich skuteczność, a pomijając fakty o ich reakcjach niepożądanych
– brak możliwości zatrzymania antykoncepcyjnego działania szczepionki
– łatwość rozpowszechniania tej metody na skalę masową
– porównywanie do szczepionek przeciwko chorobom i promowanie w ten sposób również immuno-antykoncepcji

Były dyrektor HRP (Human Reproduction Program) w WHO, Mahmud Fatallah, promował immuno-antykoncepcję na spotkaniu w 1992 roku, porównując ją do „inteligentnej bomby”, gdyż wpłynie ona na reprodukcję i na nic więcej. Natomiast członkini Population Council, Rosmarie Thau, powiedziała: „nieodwracalność … nie zawsze jest niekorzystnym efektem, niektóre szczepionki mogą być zaprojektowane tak, aby były używane jako środki sterylizujące.” (Mauck and Thau 1990:728)

Dr Pran Talwar z Narodowego Instytutu Immunologii w New Dehli, w Indiach, widzi populację, jako epidemię, którą można pokonać przy pomocy szczepionek. Jego zespół badawczy opracowywał również środki antykoncepcyjne, oparte na ekstraktach z drzewa Neem (miodli indyjskiej), które można by wprowadzić do macicy kobiety w tym samym czasie, co podanie pierwszej szczepionki antykoncepcyjnej. Ekstrakty z nasion Neem są wykorzystywane w Indiach od wieków jako pestycydy oraz dopochwowe środki antykoncepcyjne. Efekt antykoncepcyjny jest wynikiem zapalenia macicy i tu należałoby brać pod uwagę, czy takie trwałe zapalenie jest w ogóle dopuszczalne do zaakceptowania.

W 1990 roku, Ulrike Schaz nakręciła film, który pokazuje kobiety w Indiach opowiadające o nowym antykoncepcyjnym zastrzyku, którego działanie ma trwać przez okres jednego roku, bez skutków ubocznych i w 100% skutecznym. Według niej, wyjaśnienia udzielane kobietom odnośnie tej szczepionki były skandaliczne i nie spodziewała się tego typu procedury rekrutacyjnej w szpitalu, w New Delhi.

Natomiast do roku 1995, pojawiły się już doniesienia o podaniu środków antykoncepcyjnych pod przykrywkąszczepionek przeciwko tężcowi nie tylko w Indiach, ale również w Peru, Tanzanii, Filipinach i Nikaragui (Symbahayan Commission, 1995).

W roku 1995, światowa koalicja ponad 430 grup z 39 krajów, zaczęła się domagać, aby przerwano badania nad szczepionkami antykoncepcyjnymi. BUKO Pharma-Kampagne (niemiecka grupa, która prowadzi kampanie przeciwko nadużyciom globalnych firm farmaceutycznych), oraz jej szwajcarski odpowiednik – Berne Declaration, zebrała fundusze i zorganizowała dwudniową konferencję w Bielefeld, aby zapoczątkować raport „Szczepionki przeciwko ciąży” (na którym opiera się ta książka).

Większość ludzi postrzega układ odpornościowy jako narzędzie organizmu do odpierania choroby, co pozwala zachować zdrowie. Ten system jest jednak tak skomplikowany, że jego funkcjonowanie i jego związek z reprodukcją człowieka nadal nie jest w pełni zrozumiany. Ważne jest, aby pamiętać, że układ immunologiczny jest połączony z wieloma innymi „systemami” i jest czuły na wiele innych czynników, oprócz bakterii i mikroorganizmów. Ostatecznie jednak, przedmiotem sporu nie są tu cząsteczki czy systemy, ale ludzie, ich płodność i płodność ich przyszłych dzieci.

Tłum. magda25g

Źródło: http://www.thecornerhouse.org.uk/resource/%E2%80%9Cvaccination%E2%80%9D-against-pregnancy

Źródło polskie: http://szczepionki.weebly.com/artyku322y/szczepienie-przeciwko-ciazy

 

 

Sterylizacja zwierząt i szczepienia – fragment Lethal Injection

Wojny plemników – Robert Baker

W różnych fazach cyklu miesiączkowego kobieta postrzega u mężczyzny cechy jako atrakcyjne/pociągające. W zasadzie to można podzielić to na dwie grupy: jedna to cechy na stałego partnera, a druga to najlepszy dostępny partner (alfa). W książce Bakera jest wystarczająco dużo opisów różnych mechanizmów jakie zachodzą w organizmach, żeby móc zrozumieć różnice między jednym a drugim i jakie mogą być tego konsekwencje. Wiele z tych mechanizmów dla wielu ludzi jest poza świadomym umysłem. Są też odpowiedzi na pozorną niepłodność, nie możność zajścia w ciąże z jednym partnerem, a po zmianie partnera wszytko gra.

Poniżej kilkanaście fragmentów z książki

 

Przedmowa
Seks i rozmnażanie zajmują ludziom znaczną część czasu – w mniejszym może stopniu jako działania praktyczne, w większym jako myślenie i rozprawianie. Mimo tego całego zainteresowania większość ludzie uważa zachowania, reakcje i emocje seksualne za najbardziej wstydliwe aspekty swego życia. Rozważmy następujące kwestie.
Dlaczego w pozornie doskonałym, satysfakcjonującym związku odczuwamy niebywale silną pokusę niedochowania wierności? Dlaczego podczas każdego stosunku mężczyźni wyrzucają z siebie wystarczającą liczbę plemników, aby zapłodnić całą populację Stanów Zjednoczonych, w dodatku ponad dwukrotnie? Dlaczego następnie połowa z nich spływa kobietom po nogach? Dlaczego nieustannie mamy ochotę na uprawianie seksu, mimo że zazwyczaj wcale nie chodzi nam o dzieci? Dlaczego w sytuacji, gdy bynajmniej nie chcemy mieć dzieci, zawodzi nas organizm i dochodzi do zapłodnienia? Albo organizm nas zawodzi i nie dopuszcza do poczęcia, choć zależy nam na posiadaniu dzieci? Dlaczego tak trudno wybrać najlepszy moment do stosunku, aby doszło do poczęcia lub aby do niego nie doszło? Dlaczego penis ma taki kształt, jaki ma, i dlaczego w trakcie stosunku wykonujemy charakterystyczne ruchy? Dlaczego drzemie w nas nad wyraz silna skłonność do masturbacji i dlaczego zdarza się, że przeżywamy orgazm podczas snu? Dlaczego orgazm u kobiety jest nieprzewidywalny i tak trudno go wywołać? Dlaczego niektóre osoby przedkładają seks z osobnikami tej samej płci nad seks z osobnikami płci przeciwnej?
Oto część z pytań, na które większość ludzi – jeśli są uczciwi – nie potrafi udzielić odpowiedzi ani sensownej, ani choćby spójnej. Wszystkie one napłynęły wraz z falą rewolucji w rozumieniu płciowości, rewolucji, która zaczęła się w latach siedemdziesiątych, ale w istocie do lat dziewięćdziesiątych nie nabrała rozpędu.
Dotychczas dokonywanie rewolucji w interpretacji zachowań seksualnych było przywilejem naukowców, a zwłaszcza biologów ewolucjonistów. W tej książce pragnę po raz pierwszy przedstawić nowości znacznie szerszemu kręgowi czytelników.
Istnieją podstawy, aby zrewolucjonizować sposób, w jaki wszyscy myślimy o seksie. Mam ambicję pomóc rewolucji w jej postępach. Podstawowym przesłaniem owej rewolucji jest teza, że nasze zachowania seksualne zostały zaprogramowane i ukształtowane dzięki siłom ewolucji. Oddziaływały one na naszych przodków i oddziałują dzisiaj na nas. Zasadnicze uderzenie tych sił kieruje się na nasze ciało, nie na świadomość. Ciało po prostu wykorzystuje inteligencję do sterowania naszym zachowaniem odpowiednio do określonego z góry programu.
Główną siłą, która steruje tym programem, jest zagrożenie wojną plemników. Ilekroć w tym samym czasie wewnątrz kobiecego ciała znajdują się plemniki dwóch lub większej liczby mężczyzn, dochodzi do rywalizacji, czyje zdobędą główną „nagrodę”, to znaczy zapłodnią komórkę jajową. Sposób, w jaki owa rywalizacja przebiega, przypomina działania wojenne. Zaledwie minimalna część (mniej niż 1%) plemników w każdym wytrysku należy do elity, płodnych „zdobywców”. Na resztę składa się bezpłodna rzesza kamikadze, których funkcja nie ma nic wspólnego z zapłodnieniem jako takim, lecz wyłącznie z uniemożliwieniem zapłodnienia komórki jajowej przez plemniki innego mężczyzny.
Wojny plemników można potraktować jako osobny temat, lecz mają one wielorakie konsekwencje na wielu poziomach ludzkich zachowań seksualnych. Częściowo świadome, znacznie częściej podświadome, wszystkie seksualne postawy, uczucia, reakcje i zachowania obracają się wokół wojny plemników, a wszystkie seksualne zachowania można poddać reinterpretacji z tej nowej perspektywy. Tak oto większość seksualnych zachowań mężczyzn okazuję się próbą albo powstrzymania kobiety od „wysłania” ich nasienia na wspomnianą wojnę, albo – jeśli to zawiedzie – dania własnemu nasieniu szansy na jej wygranie. Zachowanie kobiet jest usiłowaniem bądź wymanewrowania partnerów lub innych mężczyzn, bądź wpłynięcia na rozstrzygnięcie, czyje nasienie będzie miało największą szansę na wygranie wojny, do której ona doprowadza.
W wypadku każdego z nas był krytyczny moment w przeszłości, kiedy to jeden z plemników naszego ojca dotarł do jednej z komórek jajowych matki i zostaliśmy poczęci. Ów moment oznaczał wyzwolenie złożonego zespołu instrukcji dotyczących dalszego rozwoju. Owe instrukcje pochodziły w połowie od ojca, w połowie od matki i ostatecznie stworzyły osobę, którą obecnie jesteśmy. Gdyby nasz ojciec i nasza matka nie kochali się wtedy to a wtedy, gdyby nie zrobili tego z tym a tym konkretnym człowiekiem, będąc na to przygotowani w pewien określony sposób, nigdy byśmy się na tym świecie nie pojawili.
Każde poczęcie ma w tle jakąś historię. Jej szczegóły rzadko są znane. Czy ktoś z nas wie na przykład, czy wówczas jego matka przeżywała orgazm, a jeżeli tak, to czy szczytowała przed, po czy w tym samym momencie co ojciec? Czy ojciec lub matka masturbowali się w dniach albo godzinach poprzedzających nasze poczęcie? Czy może jedno z nich przejawiało bi- seksualizm albo zdradzało swego partnera? Czy w momencie naszego poczęcia matka miała w sobie nasienie tylko jednego mężczyzny, dwóch czy może kilku? Czy mężczyzna, którego nazywamy naszym ojcem, rzeczywiście jest tym, którego plemnik zapłodnił komórkę jajową, zapoczątkowując nasz rozwój?
Okaże się wkrótce, że wszystkie wymienione wyżej kwestie określiły nasze pochodzenie, a zrozumienie, jak to się dokładnie odbyło, jest jednym z najbardziej interesujących rezultatów nowej rewolucji.
Oczywiście większość ludzi poczęto podczas rutynowego aktu seksualnego między kobietą i mężczyzną, którzy żyją ze sobą w jednej z form stałego związku. Tak to się dzieje obecnie i tak się prawdopodobnie działo przynajmniej od trzech albo czterech milionów lat. Wiele w tych działaniach monotonii, to prawda, lecz nawet w rutynowych zachowaniach seksualnych tkwią niespodzianki, co, mam nadzieję, znajdzie odzwierciedlenie w niniejszej książce. Z poczęciem około jednej piątej całej populacji – ludzi, którzy nie są rezultatem powszedniego seksu, siłą rzeczy wiążą się jeszcze bardziej interesujące historie. Wiele z nich znajdzie się w tej książce.
W 1995 roku wydawnictwo Chapman & Hall wydało książkę, którą napisałem wspólnie z doktorem Markiem Bellisem, zatytułowaną Human Sperm Compétition: Copulation, Mastur-bation and Infidelity. Przedstawiliśmy w niej wyniki najnowszych badań biologicznych, głównie własnych, nad problemem reperkusji, jakie w ludzkiej seksualności wywołuje ryzyko wojny plemników. Dowodziliśmy, że niemal każdy aspekt ludzkiej seksualności, w tym wiele najpowszechniejszych i najbardziej monotonnych, zawdzięcza swe cechy toczącej się wojnie plemnikowej bądź przynajmniej ryzyku jej wystąpienia. Kto pragnie zapoznać się z naukowym uzasadnieniem wniosków i twierdzeń zamieszczonych w tej książce, niech sięgnie po Human Sperm Competition. Tamta praca z konieczności obfituje w żargon, beznamiętne dane, wykresy i tabele, co nieuchronnie odgradzają od doświadczeń większości ludzi. Niemniej zawiera interpretacje i wyjaśnienia zachowań seksualnych, z których wszystkie mieszczą się w granicach doświadczeń większości – często zachowań z pozoru irracjonalnych i niewytłumaczalnych. Badania naukowe dowodzą, że zachowania seksualne we wszystkich swoich przejawach — przyziemne, żenujące, radosne, ryzykowne, występne czy amoralne – przebiegają według pewnych fundamentalnych zasad.
Aby owe zasady zilustrować i tchnąć życie w zachowania pojmowane modelowo, tę książkę skomponowałem jako cykl wymyślonych scen. Każda z nich dotyczy jakiejś formy konfliktu seksualnego – pomiędzy mężczyznami, pomiędzy kobietami albo, najczęściej, między mężczyznami i kobietami. Liczne dotykają tego lub owego oblicza plemnikowej wojny, która, jak staram się dalej dowieść, stanowi podłoże wszelkich zachowań seksualnych. Po każdym fragmencie literackiej fikcji, następuje interpretacja przedstawionych zachowań z punktu widzenia biologa ewolucjonisty.
Wszystkie scenki ukazują ludzi stosujących strategie seksualne, które w ostatnich latach stały się głównym przedmiotem dociekań i interpretacji. Podstawy do uogólnień na temat ludzkich zachowań pochodzą z obserwacji naukowych i eksperymentów, w których wzięło udział wiele tysięcy ludzi z całego świata, natomiast same historyjki są oczywiście wymyślone. Chodzi wszak o to, by ukazać ludzi ponoszących koszty i osiągających korzyści w wyniku określonych zachowań oraz trafnie zilustrować dane oraz ich interpretację. Postawiłem sobie zadanie stworzenia typów i scenerii, które złożyłyby się na zabawną, prawdopodobną fikcję i stanowiły zarazem odzwierciedlenie pewnego typu dowodów. Pisząc historyjki, korzystałem z informacji mniej całościowych niż te, które pochodzą z badań i eksperymentów – i chociaż pewne z nich mają swe źródło w doniesieniach prasowych, telewizyjnych lub radiowych, dla większości zaczynem były epizody z mojego własnego życia, życia moich bliskich i przyjaciół. Wszystkie bez wyjątku mają bardzo bliski związek z rzeczywistymi wydarzeniami. Choć tak jest, moi przyjaciele i znajomi nie powinni tracić czasu na próby zidentyfikowania konkretnych osób, tak samo jak pozostali czytelnicy nie powinni zajmować się odszukiwaniem określonych wiadomości w serwisach informacyjnych. Każda postać jest swoistym amalgamatem, a każda opowieść mozaiką kilku różnych zdarzeń. Co więcej, ta czy inna postać może reprezentować dowolną rasę (i narodowość), scenka zaś — rozgrywać się w niemal dowolnym kraju.

Nie wszystkie zdarzenia z każdej scenki są natychmiast objaśniane, lecz każdy element przedstawionego zachowania jest zinterpretowany w którymś fragmencie książki. Na przykład masturbacji poświęciłem dwie scenki, w tym jedną z udziałem mężczyzny (scenka 12) i jedną z udziałem kobiety (scenka 22). Po każdej z nich omawiam funkcję masturbacji. Obie scenki obrazujące zachowania seksualne dotyczą postaci w trakcie masturbacji oraz jakiś czas po niej. Skoro jednak funkcje masturbacji zostały opisane w nawiązaniu do poświęconych im scenek, ich rola w innych scenkach powinna być jasna.
Pisząc objaśnienia, starałem się nie wpadać w akademicki styl, co jest moją naturalną skłonnością. Starałem się również nie przesadzać z liczbami, a tam, gdzie któreś wyjaśnienie było szczególnie złożone, wybierałem wersję krótszą i bardziej zabawną kosztem formalnej precyzji. Powstrzymywałem się od używania słów „prawdopodobnie” i „chyba” w wielu przypadkach, kiedy, ściśle rzecz ujmując, były potrzebne. Każdy czytelnik z naukowym przygotowaniem, którego razi brak rygorów formalnych w moim tekście, powinien szukać odpowiednich informacji i wyjaśnień w rozprawie, którą napisałem wraz z Markiem Bellisem.
Nie wszyscy koledzy ze społeczności akademickiej zgodzą się z moimi interpretacjami ani nawet szczegółami na temat tego, co dzieje się pomiędzy kobietami i mężczyznami, jakie interakcje zachodzą między nasieniem i jego drogą wewnątrz kobiecego ciała, między plemnikiem i komórką jajową, pomiędzy plemnikami. Z całą pewnością istnieją osoby, znakomitości w swoich dziedzinach, które całą tę książkę – zarówno interpretację, jak i scenki – uznają za wymysł. Niechaj już tak zostanie. Rzecz w tym, że zdecydowałem się opowiedzieć historię opartą na naukowych interpretacjach najnowszych badań. Poza narzuceniem sobie tego pierwszego ograniczenia starałem się uczynić opowieść zajmującą i spójną. Nie wdawałem się we wszechstronne prezentowanie poglądów innych ludzi. Gdybym postąpił inaczej, powstałaby książka zawiła, przeładowana treścią, a nawet nudna. Interpretacje innych zostały obszernie omówione i poddane ocenie -w Humań Sperm Competition, gdzie wspólnie z Markiem Bellisem dokładnie wyjaśniliśmy, dlaczego uważamy historię, którą tutaj przedstawiam, za najlepszą spośród obecnie istniejących. Przedstawiwszy argumenty tam, tutaj mogę snuć opowieść w sposób możliwie prosty i swobodny
Jeden z problemów, jakie napotkałem, pisząc tę książkę, polegał na tym, że wiele zachowań, które próbuję zinterpretować, wymaga otwartego przedstawienia. Liczne scenki i szczegóły, które opisuję, w innym kontekście mogłyby uchodzić za pornograficzne. Starałem się unikać nadmiernej wyrazistości i mam nadzieję, że w wypadku wszystkich scenek czy fragmentów, które czytelnik uznałby może za krępujące lub nadmiernie ekscytujące, wyjaśnienie występujące po nich wystarczająco wszystko usprawiedliwi.
Jest jeszcze jedna kwestia. Otóż w znacznej części opisuję i interpretuję zachowania uznawane przez wielu ludzi w najlepszym wypadku za amoralne, w najgorszym zaś – za karygodne. W moim mniemaniu najistotniejsze jest jednak, abym nie godził w żadne określone postawy moralne. Jako biolog ewolucjonista dokonuję interpretacji bez uprzedzeń i krytycznych ocen. Niebezpieczeństwo polega na tym, że ktoś może potraktować mój brak krytycyzmu wobec pewnych form zachowań jako przejaw akceptacji bądź zachęty. Warto wszak poczynić spostrzeżenie, jak to czynię w odniesieniu do gwałtu (scenka 33), że wstępem w procesie opanowywania antyspołecznych zachowań powinno być ich zrozumienie. A właśnie to, i tylko to jest celem wszystkich moich interpretacji.

(…)

Nasze cechy osobnicze zależą od genów – chemicznych instrukcji dotyczących tego, jak powinniśmy się rozwijać i funkcjonować. Owe instrukcje znajdują się w plemnikach oraz komórkach jajowych i są przekazywane zgodnie z rozgałęzieniami drzewa genealogicznego, aż dotrą do nas za pośrednictwem genetycznych rodziców. Dzięki genom dziedziczymy nie tylko „rodową twarz”, ale także wiele innych cech naszej fizjologii, psychiki i zachowania, w tym także określających nasze zachowania seksualne.
W książce tej spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w sytuacjach seksualnie znaczących postępujemy właśnie tak, a nie inaczej. Zastosujemy podejście niezwykle proste. Zapytamy, dlaczego tak jest, że ludzie stosujący określone strategie seksualne (wzory zachowań seksualnych) osiągają pomyślniejszy rezultat niż inni. Miarą sukcesu będzie liczba zstępnych – to bowiem kształtuje przyszłe pokolenia.
Rodziny i populacje zostaną zdominowane przez potomków zwycięskich przodków, będą w się w nich liczyły przede wszystkim cechy tych ludzi. W pierwszej scence pokolenie młodej kobiety przejęło twarz prababki, nie zaś charakterystyczny nos bezimiennego brata babki. Orientowała się, że jej generacja w stopniu dominującym przejęła „rodzinną seksualność”, przekazaną tak wielu osobnikom przez założycielkę dynastii, prababkę. Nikt bezpośrednio nie odziedziczył seksualności bezimiennego brata babki. Jakakolwiek by była jego strategia seksualna, w praktyce okazała się zawodna i nie pozwoliła na pozostawienie zstępnych, ażeby im tę strategię przekazać.

(…)

Ci, którzy choć przez kilka lat żyli w związku seksualnym, w opisanej powyżej scence powinni znaleźć kilka znajomych elementów. W istocie są one do tego stopnia znajome, że istnieje niebezpieczeństwo zagubienia subtelności zachowania tych dwojga ludzi. W ciągu czterech lat trwania związku odbyli mniej więcej pięćset pełnych stosunków. Mimo to ani jeden wytrysk nie doprowadził do zapłodnienia. Oczywiście używali środków antykoncepcyjnych, jednakże od czasu do czasu bywali nieostrożni i kobieta mogła zajść w ciążę, jednak do tego nie doszło. Teraz przestali korzystać z antykoncepcji i nadal nie dochodziło do poczęcia. Cóż, nie powtarzali pięćset razy aktu seksualnego, aby mieć dzieci. Pod tym względem wcale nie zachowują się osobliwie. Przeciętny mężczyzna i przeciętna kobieta, mieszkańcy buszu, pustyni Kalahari albo luksusowego domu z mnóstwem sypialni – bez różnicy – kochają się około dwóch, trzech tysięcy razy w ciągu całego życia. Mimo wszystko, nawet bez stosowania nowoczesnej antykoncepcji, większość ludzi ma mniej niż siedmioro dzieci. Wypada przeciętnie pięćset ejakulacji na jedno dziecko, choć określenie dokładnej liczby nie jest specjalnie istotne. W kontekście sukcesu reprodukcyjnego warto podkreślić, że rutynowe zachowania seksualne nie służą ludziom ani przede wszystkim, ani zwłaszcza do płodzenia dzieci.
Pod tym względem wcale nie jesteśmy odosobnieni. Jeśli porównać nas z naczelnymi, okaże się, że liczba stosunków przypadających na spłodzenie jednego potomka jest u nas w miarę przeciętna. Wypadamy blado w porównaniu z szympansami bonobo, które zdają się uprawiać seks niemal bez wytchnienia. Prócz naczelnych bez trudu bije nas na głowę lew, który musi dokonać trzech tysięcy inseminacji na jedno lwiątko. Niektóre ptaki w każdym okresie godowym parzą się niewiele razy, lecz inne dorównują nam, osiągając pięćset parzeń na każde pisklę. Zatem dlaczego my i wszystkie te zwierzęta parzymy się tak często, jeżeli nie chodzi o prokreację? W jaki sposób rutynowy seks pomaga nam, zarówno mężczyznom, jak i kobietom, w odniesieniu sukcesu reprodukcyjnego?
Najczęściej spotykamy się z wyjaśnieniem, że ludzie (i przypuszczalnie wszystkie wymienione zwierzęta) uprawiają seks, ponieważ sprawia im to przyjemność. Ale czy to na pewno prawda? Jeszcze raz powrócimy do pary z ostatniej scenki. Oczywiście przez pierwsze tygodnie związku, kiedy kochali się codziennie, stosunek pełny, kontakt, a nawet perspektywa bycia razem nago – wszystko to było dla obojga bardzo ekscytujące. Z całą pewnością od tamtego pierwszego przypływu namiętności zdarzały się momenty, że jedno albo drugie okazjonalnie przeżywało rzeczywistą przyjemność podczas stosunku. Lecz ostatnio nasza para doświadczała owych przyjemności jakby rzadziej. W scence z pewnością dostrzegliśmy, że partnerzy nie czekali z utęsknieniem na seks. Co więcej, gdyby ich ktoś zapytał, musieliby uczciwie przyznać, że w tym związku nie doznają już tak dużej rozkoszy.
Z pewnością nie odczuwała jej kobieta. Przebieg stosunku odebrała jako niezbyt przyjemny, momentami nawet bolesny i niemal całkowicie niesatysfakcjonujący. Poprzedniej środy podczas zwykłego flirtu z obcym mężczyzną doświadczyła znacznie silniejszego podniecenia niż podczas pełnego stosunku ze swoim partnerem. Podczas gry wstępnej mężczyzna się nudził. Zdobywając skąpo zwilżoną pochwę, odczuwał irytację. W końcu do irytacji dołączyła nuda, gdy poruszał się, czekając, kiedy kobieta się podnieci. Przeżył krótką chwilę rozkoszy na moment przed wytryskiem, ale niemal natychmiast popadł w przygnębienie wzmocnione poczuciem winy. Co więcej, nie tylko oboje czerpali mało przyjemności ze związku, lecz ponadto wiedzieli z góry, że tak będzie.

(…)

Chyba niewiele aspektów seksu jest tak niewłaściwie i fałszywie rozumianych jak „odpływ”, złożona substancja, która wypływa z pochwy jakiś czas po stosunku. Dla niektórych ludzi to powód do irytacji, dla innych do niepokoju, dla jeszcze innych zagrożenie dla płodności.
Odpływ jest wspólnym produktem kobiety i mężczyzny. W zasadniczej części składa się z wprowadzonego przez mężczyznę płynu nasiennego, który zostaje usunięty niemal w całości. Do tego dochodzą komórki ze ścianek pochwy, uwolnione poruszeniami członka oraz pewna ilość śluzu z szyjki macicy. Lecz najliczniejsze komórki w odpływie to plemniki, z reguły miliony plemników. Ludziom trudno traktować odpływ inaczej niż jako negatywne, bierne zjawisko. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że nie jest możliwe, by wilgotna plama na prześcieradle albo strumyczek spływający po nodze stały się wydarzeniem pozytywnym i dynamicznym. Ale właśnie do tego zamierzam doprowadzić. Chciałbym uzasadnić tezę, że odpływ jest jednym z ważniejszych oręży kobiety wspomagających osiągnięcie sukcesu reprodukcyjnego.
Jedna z moich ulubionych fotografii ostatnich lat przedstawia rodzinę zebr: ogiera, klacz i źrebaka. Ogier właśnie przed chwilą pokrył klacz i jeszcze stoi na zadnich nogach, trzymając przednie na grzbiecie klaczy. Źrebak spogląda w inną stronę, jakby krępował go widok matki wyrzucającej z pochwy strumień odpływu. W wypadku tego gatunku zwierząt klacz pozbywa się większej części nasienia w ciągu zaledwie kilku minut. Kobiety w żadnym wypadku nie zachowują się równie otwarcie jak samica zebry. Można sądzić, że ściekanie wilgoci po nogach nie da się porównać z gwałtowną reakcją zebry. Lecz z racji prowadzonych badań musiałem wykazywać większe zainteresowanie odpływem niż większość ludzi i dlatego z pełną odpowiedzialnością mogę oświadczyć, że kobiety w istocie wcale nie muszą się czuć pod tym względem upośledzone.
W scence 3 kobieta, oddawszy mocz, zauważyła w toalecie białe kulki. Jeśli jesteś kobietą, posłuż się lustrem i w trzydzieści, czterdzieści pięć minut po stosunku zobacz odpływ podczas oddawania moczu. Nie możesz tego zrobić w muszli klozetowej, więc wykorzystaj pustą wannę. Przykucnij, rozdziel włosy łonowe i wargi sromowe, tak aby mocz tryskał bez przeszkód. Wybierz odpowiedni moment. Odczekaj, póki nie poczujesz, że zbiera się odpływ, i dokładnie w tym momencie oddaj mocz. Obserwując się w tej pozycji, zobaczysz, że strumień moczu płynie do przodu z cewki moczowej, tymczasem kiedy dojdzie do odpowiedniego skurczu mięśni, mniej więcej centymetr niżej, odpływ tryśnie z pochwy z zadziwiającą siłą. (Jeżeli jesteś mężczyzną, spróbuj przekonać partnerkę, aby pozwoliła ci zobaczyć u siebie to zjawisko). Obojętne, czy jesteś mężczyzną czy kobietą, nie powinieneś albo nie powinnaś mieć wątpliwości, że odpływ oznacza pozbycie się przez kobietę części nasienia, które przed momentem dostarczył mężczyzna.
Kobiety i samice zebry nie są jedynymi, którym to się zdarza. Małpy, króliki, myszy, wróble – prawdopodobnie wszystkie samice ssaków i ptaków – wyrzucają odpływ.
Jak to się dzieje u kobiet? Zanim wyjaśnię mechanizm tego zjawiska w odniesieniu do ludzi, muszę zrobić dwie rzeczy. Po pierwsze, opisać dość szczegółowo budowę dróg płciowych kobiety. Po drugie, wypada ukazać, co się dzieje z nasieniem w tym krytycznym momencie mniej więcej trzydzieści minut po wytrysku. Jedno i drugie zajmie nam trochę czasu.
Wyobraź sobie, że jesteś lekarzem i że właśnie masz dokonać badania kobiety leżącej przed tobą na łóżku. Ona leży na plecach. Najpierw odsuwasz włosy łonowe, które znajdują się na drodze, potem rozdzielasz wargi sromowe, abyś mógł widzieć wejście do pochwy. Trójkątna przestrzeń zaraz na początku to przedsionek. Jeśli masz dobry wzrok i odpowiednio rozciągniesz wargi, zobaczysz niewielką szczelinę na szczycie Przedsionka, czyli cewkę moczową. Tędy wypływa mocz.
Następnie wsuń dwa palce do pochwy i delikatnie rozsuń je na maksymalną szerokość. Zwróć uwagę, że palce dotykają pochwy ze wszystkich stron. A to dlatego, że pochwa nie jest tunelem, lecz szczeliną o ściankach przylegających do siebie. Pochwa nie tylko nie jest tunelem, lecz nawet nie stanowi przejścia. Popularne wyobrażenie tego organu jako rury prowadzącej bezpośrednio do macicy poprzez szyjkę jest całkowicie błędne. Myliłby się również ten, kto by sobie wyobrażał, że „ślepogłowe kuśki” mogą rzeczywiście wstrzelić ładunek nasienia bezpośrednio przez szyjkę do macicy. Oba te poglądy są z gruntu fałszywe, bo pochwa jest w istocie ślepą uliczką. Rzecz jasna istnieje wejście do macicy, lecz wcale nie z przodu; aby dotrzeć do wejścia, należałoby zmienić kierunek o dziewięćdziesiąt stopni.
Nie wyciągając palców, odwróć rękę w taki sposób, aby otwarta dłoń była skierowana ku górze, a grzbiet dotykał powierzchni łóżka. Macica, która ma kształt gruszki, znajduje się na szczycie samego końca pochwy, prawdopodobnie zaraz za koniuszkami twoich palców. Zwężonym końcem gruszki jest szyjka i właśnie szyjka przechodzi przez sklepienie pochwy, stercząc nieco ponad nią. Jeśli masz wystarczająco długie palce – a z reguły nie są dość długie – koniuszkami możesz wyczuć szyjkę sterczącą przez sklepienie pochwy. Przez szyjkę macicy biegnie wąski kanalik i to właśnie on łączy pochwę z wnętrzem macicy. Tędy muszą przejść plemniki, zmierzając do celu. Ten właśnie kanał – fenomen inżynierii i elastyczności – musi pokonać dziecko, wychodząc na świat. Na razie jednak skoncentrujmy się na szerokości kanalika i wchodzących doń plemnikach.
Kanalik wewnątrz szyjki macicy nie jest pusty. Wypełnia go śluz. Jeśli wystarczająco długo przytrzymasz palce w środku, nieco tego śluzu spłynie ci na palce. To zjawisko w sposób najistotniejszy przyczynia się do powstania odpływu i na stronach tej książki występuje w roli głównej. Wiele zrozumiemy z zakresu ludzkiej seksualności, jeśli docenimy piękno kobiecego śluzu i zadziwiające rzeczy, jakich dzięki niemu kobieta jest stanie dokonać. Śluz spełnia wiele złożonych wymagań. Z jednej strony jest ostatnią zaporą przed bakteriami i innymi drobnoustrojami chorobotwórczymi, które zawsze usiłują zaatakować szyjkę macicy i macicę. Z drugiej strony udostępnia przejście plemnikom do środka i krwi menstruacyjnej na zewnątrz. Innymi słowy pełni funkcję dwukierunkowego filtra.
Większość ludzi myśli o śluzie z pewną dozą podejrzliwości jako o brudnej, amorficznej substancji, czego przyczyną jest prawdopodobnie to, że śluz, z jakim się głównie stykają, wydostaje im się z nosów. Śluz, o który nam chodzi, może i przypomina wydzielinę z nosa, lecz w istocie jest całkowicie inny. Stanowi cudowne zjawisko, posiada nieskazitelną strukturę i ma absolutnie żywotne znaczenie dla zdrowia, bezpieczeństwa i seksualnej potencji kobiet. Zawiera włókna i jest po- przetykany kanalikami. Większość tych kanalików jest bardzo wąska, niektóre z nich mają średnicę zaledwie podwójnej główki plemnika, lecz w żadnym razie nie są czymś w rodzaju autostrad, którymi nasienie przepływa strumieniem z pochwy do środka szyjki macicy i dalej.
Śluz jest wydzielany nieustannie, najpierw z gruczołów położonych w górnej połowie szyjki macicy, następnie z pochwy. Początkowo wydziela się i spływa powoli niczym lodowiec, w końcu ścieka do pochwy. Tempo tego procesu jest powolne w porównaniu z prędkością płynących plemników, ale szybkie, gdy odniesiemy je do prędkości atakujących organizmów chorobotwórczych. Bakterie oraz inni intruzi są przenoszeni z powrotem do pochwy, nim zdołają się zagnieździć. W pochwie giną z uwagi na kwaśny odczyn wydzielin pochwowych. Podczas miesiączki substancja menstruacyjna po prostu towarzyszy strumieniowi śluzu. Taki podwójny potok jeszcze bardziej utrudnia inwazję organizmom chorobotwórczym – zwłaszcza że podczas menstruacji świeży nabłonek macicy czyni ją podatną na atak. Śluz spełnia bardzo ważne funkcje, zwłaszcza ze względu na strategię kobiet polegającą na odbywaniu stosunków w trakcie niepłodnych faz cyklu menstruacyjnego (scenka 2), kiedy wydają się nie mieć z nasienia żadnego pożytku – aby zwieść mężczyzn. Po menopauzie także nie stronią od kopulacji – w tym samym celu – kontynuując aktywność seksualną wiele lat po ostatniej miesiączce. Unikając otwartego sygnalizowania swego wyjścia poza wiek rozrodczy, kobieta po menopauzie jest w stanie zmniejszyć ryzyko, że zostanie opuszczona na rzecz kobiety młodszej i bardziej płodnej. W istocie kobiety, które pozornie weszły w fazę postmenopauzalną, mogą czasem zajść w ciążę – Przynajmniej do wieku pięćdziesięciu siedmiu lat, a nawet Podobno do siedemdziesięciu (scenka 34). Stosunki seksualne odbywają także kobiety w ciąży – też aby zwieść mężczyzn, lecz ze szczególnych względów, które omówimy w kontekście scenki 17.  Kobieta musi ustawicznie balansować między korzyściami płynącymi z dopuszczenia plemników i utrzymania na zewnątrz organizmów chorobotwórczych. Rzecz jasna ułatwienie zadania plemnikom wiąże się z ułatwieniem życia zarazkom. W okresie ciąży kobieta nie może mieć pożytku z plemników, które otrzymuje podczas kopulacji, i usuwa całe nasienie z odpływem; śluzowy filtr nie dopuszcza do przedłużenia życia plemnikom, bo zapewnia maksimum ochrony przed chorobami. Jednakże wyjąwszy okres ciąży, aktywna seksualnie kobieta może mieć pewien pożytek z plemników, a wówczas musi zrezygnować z niektórych środków obronnych, aby wpuścić nasienie. I jak korzyści z wpuszczenia nasienia zmieniają się wraz z wiekiem i w różnych fazach cyklu menstruacyjnego, tak zmienia się skuteczność śluzowego filtra.
Kobieta nie będąca w ciąży ma najmniejszy pożytek z nasienia w czasie niepłodnych faz swojego życia (czyli przez większą część cyklu menstruacyjnego i po menopauzie). Jednak nawet wtedy może mieć pewne korzyści z plemników, chociażby dlatego, że plemniki wpuszczone w fazie niepłodnej mogą oddziaływać na nasienie, które pojawi się na początku najbliższej fazy płodnej (zilustrujemy to w scence 7). Ponieważ korzyść z utrzymania spermy w fazie niepłodnej jest względnie niewielka, kobieta może sobie pozwolić na wzmocnienie szczelności filtra, aby obronić się przed zakażeniem. Wraz z nadejściem owulacji korzyść z przepuszczenia przez szyjkę macicy większej liczby plemników oczywiście wzrasta, zatem sprawy przybierają dla plemników możliwie najbardziej sprzyjający obrót. Organizm kobiety ułatwia bądź utrudnia przejście plemnikom poprzez zamianę charakterystyki śluzu szyjkowego.
Podczas licznych i długich faz bezpłodności śluz szyjkowy jest trudny do spenetrowania. Wąskich kanalików jest niewiele i chociaż plemniki mogą wniknąć do śluzu, mało z nich się przez nie przedostanie. Nawet te, którym to się uda, nie dokonają tego szybko. Podczas tej fazy wyciek śluzu jest powolny, ale jednocześnie dostatecznie prędki, aby zapobiec infekcji. Przeciwnie dzieje się podczas krótkich faz płodnych. Wówczas śluz zmienia się: staje się bardziej płynny i rozciągliwy, a kanaliki większe. Łatwiej przechodzą nimi zarówno plemniki, jak i bakterie.
Jedyny większy problem, jaki napotykają nacierające plemniki w czasie fazy płodnej, polega na tym, że nie wszystkie kanaliki są wolne od zatorów, o których była mowa wcześniej. Aby je usunąć i przeciwdziałać zwiększonemu zagrożeniu infekcją, kobieta zwiększa tempo wydzielania śluzu. W ten sposób usuwa bakterie i inne zanieczyszczenia. W tym czasie odczuwa zwiększoną wilgotność i na jej bieliźnie pojawia się przeźroczysta wydzielina o słodkawym zapachu.
Chociaż dobrodziejstwa zmian właściwości śluzu szyjkowego są oczywiste, mogłyby stwarzać pewien problem. Stanowiłyby zagrożenie dla wysiłku kobiety, aby ukryć fazy płodne zarówno przed partnerem, jak i przed sobą (scenka 2). Jej ciało niweluje to zagrożenie, powodując że wydzielanie śluzu nasila się i jest on obfitszy, niż wynikałoby to z potrzeby ułatwienia plemnikom przedostania się przez szyjkę macicy. Objawy zwiększonego wydzielania śluzu mogą wystąpić z ponadtygodniowym wyprzedzeniem i trwać jeszcze przez dwa dni lub dłużej po owulacji. W rezultacie, choć śluz szyjkowy daje pewne wskazówki co do istnienia fazy płodnej, jest zbyt nieprzewidywalny, by mógł zrujnować całą strategię.
Zatem śluz szyjkowy sam jest niezależnym filtrem. Ponadto bez względu na fazę cyklu menstruacyjnego kobieta może wzmóc skuteczność filtracyjną śluzu, blokując kanaliki. Im więcej kanalików zdoła zablokować, tym skuteczniejszy jest filtr. Czym się posługuje, aby zablokować kanaliki w śluzie? Trzema rodzajami substancji. Pierwsza to krew, fragmenty tkanki i inne produkty menstruacji. Druga to białe krwinki (scenka 4). Trzecia to plemniki (scenka 7). Wymienione rodzaje blokad mogą się utrzymywać kilka dni i są ostatecznie likwidowane, kiedy lodowiec śluzu szyjkowego spycha je do pochwy. Potem zobaczymy, że owa zdolność kobiety do modyfikowania skuteczności filtra szyjkowego bądź jej brak jest jej najpotężniejszym orężem w próbach wyprowadzenia w pole mężczyzny (scenki od 22 do 26).
Hola śluzu szyjkowego nie kończy się z chwilą przejścia do Pochwy. Spływa on po jej ściankach, pokrywając je cieniutką warstwą. Trochę wydostaje się na zewnątrz, przyczyniając się do odczucia „wilgotności” na wargach sromowych. Jednakże znaczna część śluzu pozostanie na ściankach pochwy – jako przygotowanie do następnego stosunku, nawet jeśli w najbliższym czasie do niego nie dojdzie. Kiedy podczas gry wstępnej kobieta podnieci się, ścianki pochwy zaczną się „pocić”. Ten pot sam w sobie nie jest śliski, ale gdy zmiesza się z warstewką starego śluzu szyjkowego, powstanie w efekcie bardzo skuteczny smar. Teraz pochwa jest gotowa do penetracji i stosunku.
Mamy już wszystkie konieczne informacje, by móc prześledzić to, co dzieje się od chwili wniknięcia penisa do pochwy aż do momentu powstania odpływu. Aby ułatwić sobie zadanie, zrezygnujmy teraz z roli lekarza. Za chwilę opiszę, co po raz pierwszy sfilmowano za pomocą cienkiego jak włókno endoskopu przypiętego do penisa tuż przed odbyciem stosunku. Dzięki temu zyskaliśmy możliwość ujrzenia tego, co się stało, „okiem penisa”. Dla ułatwienia opisu załóżmy, że zgłosiłeś się, czytelniku, na ochotnika, by wziąć udział w tym eksperymencie. Odbywasz stosunek w klasycznej pozycji i twój wyprostowany członek (jeśli jesteś mężczyzną) albo członek twojego partnera (jeśli jesteś kobietą) ma na czubku kamerę. To, co jest filmowane, widzisz od razu na dużym ekranie telewizyjnym, który masz bezpośrednio przed sobą.
Kiedy penis wdziera się do pochwy po raz pierwszy, jej ścianki rozstępują się i, kiedy już jest całkowicie wewnątrz, w pewnej odległości dostrzegasz ślepy kraniec pochwy. Tak samo nieco z przodu, wystająca ze sklepienia pochwy, znajduje się szyjka macicy. W tym momencie z centralnie położonym, trochę wklęsłym wejściem wygląda niczym pozbawiony wąsów ukwiał. Lecz to się zmieni w trakcie stosunku.
Jeżeli będziesz od początku przyglądać się poruszeniom penisa, najpierw dostrzeżesz, że ilekroć ów męski narząd cofa się, wciąga za sobą ścianki pochwy, kiedy zaś napiera, ścianki się rozstępują. Kiedy penis tkwi całkowicie w środku, widzisz kraniec pochwy i wystającą szyjkę macicy. W miarę trwania stosunku, obraz pełnej penetracji ulega zmianie. Kraniec pochwy zaczyna bardziej przypominać komorę, powoli wypełnia się powietrzem i staje się śliski od śluzu. Co niezwykłe, szyjka macicy coraz bardziej rozciąga się i zwisa. Mniej przypomina ukwiał, a bardziej różową, szeroką trąbę słonia. W końcu wszystko, co dostrzegasz przed wprowadzonym w pełni członkiem, to przednia ściana trzonu szyjki. Jej ujście skierowane jest ku dołowi i nie można go zobaczyć. Blisko szczytowania ujście szyjki może nawet oprzeć się na dnie pochwy. Kiedy z penisa tryska nasienie, strumień uderza w przednią ściankę szyjki i spływa na dno, tworząc zbiornik nasienny. Zanurzona w tej kałuży nasienia, niczym trąba słonia przy wodopoju, zwisa szyjka macicy.
W ciągu minuty po wytrysku penis zaczyna się kurczyć. Kiedy do tego dochodzi, ścianki pochwy zamykają się za nim, ale nie wypuszczają nasienia. Wiotczenie penisa oznacza, że tracimy nośnik kamery i nasz ekran telewizyjny ciemnieje. Na razie nie ma to większego znaczenia, choć to moment krytyczny, ale nie chodzi o przemiany oczywiste i widoczne, tylko chemiczne i mikroskopijne.
Najpierw – i to prawie mogliśmy zobaczyć na ekranie, nim penis skurczył się i wydostał z pochwy – nasienie tworzące zbiornik nasienny tężeje, stając się mniej wodniste, bardziej zaś galaretowate. Następnie plemniki zaczynają wydostawać się ze zbiornika. Zmierzają do kanału w szyjce macicy, do którego mogą się dostać przez połączenie między śluzem szyjkowym a nasieniem. Wyobraź sobie, że szyjka macicy jest rzeczywiście trąbą słonia, zanurzoną w dużej kałuży nasienia. Trąba jest pełna śluzu. Jednakże śluz nie rozpuszcza się ani nawet nie miesza z nasieniem. Dzieje się coś znacznie bardziej skomplikowanego.
Połączenie pomiędzy śluzem a nasieniem przy ujściu szyjki nie jest płaskie. „Palce” nasienia wypełniają najpierw większe kanaliki w śluzie szyjkowym i rosną. Pokonują krótki odcinek w głąb i w śluzie rozchodzą się ku górze niczym palce gumowej rękawicy. Plemniki gorączkowo wpływają w te palce, a stamtąd kierują się w węższe kanaliki, pozostawiając z tyłu płyn nasienny. Później podążymy dalej tropem plemników, tymczasem w centrum naszej uwagi umieśćmy odpływ.
Po kilku minutach zanurzenia w zbiorniku nasiennym, szyjka macicy zaczyna się kurczyć i wracać do sklepienia pochwy, Przechodząc jeszcze jedną metamorfozę: trąba słonia przybiera kształt ukwiału. Traci kontakt ze zbiornikiem nasiennym 1 odcina plemnikom drogę do góry. Kiedy szyjka macicy wróci do poprzedniego położenia, plemniki pozostałe w kałuży zostaną skazane na usunięcie i wczesną śmierć. Kwadrans po ejakulacji, kałuża zaczyna tracić konsystencję galarety i ponownie staje się bardziej wodnista. Wkrótce niewyczuwalne i bezwiedne poruszenia mięśni zsuwają mieszankę złożoną ze starego nasienia, śluzu, plemników i innych komórek w dół pochwy. W końcu wszystko to gromadzi się w jej przedsionku. Zwykle dochodzi do tego mniej więcej w pół godziny po wytrysku, ale może się zdarzyć, że i w dziesięć minut – najkrócej – i w dwie godziny – najdłużej. Zanim do tego dojdzie, kobieta może wstać, przespacerować się, nawet oddać mocz, a jeszcze nie wyrzuci odpływu. Kiedy jednak odpływ zatrzyma się w przedsionku, wówczas wystarczy każda z wymienionych czynności, a nawet kaszlnięcie bądź kichnięcie, i zbędny materiał zostanie usunięty. Jeżeli kobieta śpi, to po dwóch godzinach odpływ staje się do tego stopnia płynny, że w końcu sam zaczyna wyciekać i wsiąkać w prześcieradło.
Przeciętnie odpływ zawiera połowę wprowadzonych plemników – czasem więcej, czasem mniej. To zależy w pewnej mierze od tego, jak bardzo wybiórczy jest u kobiety filtr szyjki macicy. Dosyć często (mniej więcej raz na dziesięć) filtr jest tak selektywny, że odrzuca niemal całość materiału inseminacyjnego; znacznie rzadziej filtr pozwala prawie wszystko zatrzymać. Najistotniejsze jest to, że liczba plemników, która pozostaje, nie zależy od czystego przypadku. W znacznym stopniu pozostaje pod kontrolą kobiecego ciała. Za każdym razem, kiedy kobieta uprawia miłość, jej ciało rozstrzyga, ile spermy zatrzymać, a ile odrzucić. W jaki sposób to się dzieje i dlaczego, postaramy się przedstawić później. Niedługo ta umiejętność stanie się niezwykle ważna w życiu naszej pary. Lecz nie od razu.

(…)

Wraz z nadejściem środowego wieczoru język jej ciała i duszy zmienił się diametralnie w porównaniu z poprzednim czwartkiem. Większość sugestii znowu pochodziła od mężczyzny, ale choć przed tygodniem kobieta jasno dawała do zrozumienia, że nie jest zainteresowana, tym razem wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Współpracowała także w hotelowej sypialni, ażeby zapewnić sobie otrzymanie jego nasienia. Przystała na pełny stosunek oraz wytrysk, poprzedzony zaledwie minimum gry wstępnej, i całkowicie zignorowała kwestię antykoncepcji. Później zapewne zinterpretowała swoje zachowanie jako rezultat działania pod wpływem chwilowego podniecenia i chwilowego przypływu namiętności. W rzeczywistości chodziło o to, że na dwa dni przed owulacją jej ciało zmierzało
do otrzymania nasienia tego a nie innego mężczyzny. Później zastanowimy się, dlaczego ciało tej kobiety dążyło do powtórnej inseminacji (scenka 25). W każdym razie, otrzymawszy nasienie, kobieta straciła zainteresowanie tym związkiem. I, co należy uznać za fakt zdecydowanie najważniejszy, wróciła do swojego stałego partnera.
W sferze podświadomości były to prawdopodobnie dwie główne przyczyny nagłej zmiany nastawienia naszej bohaterki wobec partnera. Jakąś cząstką świadomości obejmowała je, ale pod postacią nieco odmiennych wyjaśnień. Dominująca strategia, jaką realizowało jej ciało, polegała na tym, że bez względu na to, kto począł dziecko, najlepszym mężczyzną do jego wychowania miał być stały partner. Istotne dla tej strategii było zatem to, że niewierność nie powinna zostać odkryta.
W ciele kobiety pojawiła się obawa przed odkryciem i poczucie paniki, ale potrzebna była świadomość, aby subtelniej posłużyć się kategorią czasu i kłamstwem. Jedno wydaje się całkiem dobrze współgrać z drugim. Badania naukowe pozwalają wysunąć sugestię, że odosobnione przypadki niewierności, takie jak ten, rzadko są ujawniane, ale nawet dłuższe okresy niewierności mają tylko pięćdziesięcioprocentową szansę wykrycia. W tym przypadku, jak dostrzegliśmy, kobiecie udało się zatrzeć ślady.

(…)

Najbardziej znaną postacią ludzkiego plemnika jest, rzecz jasna, wspaniała, elegancka komórka o budowie atlety – z główką, talią i długim, szczupłym ogonkiem. Główka ma kształt wiosła, owalna w obrysie, ale ścięta i zakończona czapeczką. Czapeczka zawiera bardzo ważne płyny. W główce, ściśle upakowane, znajduje się DNA, geny, które zapładniający plemnik dostarczy do centrum komórki jajowej. Główka sterczy niczym lizak na krótkiej, sztywnej części środkowej, która jest silnikiem plemnika, miejscem, gdzie uwalnia się zmagazynowana energia i uaktywnia ogonek. Owe zgrabne osobniki bez wysiłku podróżują przez wydzieliny kobiecego ciała, popychane do przodu eleganckimi, falistymi poruszeniami ogonków.
Choć większości ludzi ów wizerunek wydaje się znajomy, odpowiada mu zaledwie połowa plemników wchodzących w skład normalnego nasienia. Armia plemników jest w większym stopniu zróżnicowana, niż większość z nas jest skłonna przypuszczać. Na przykład niektóre plemniki mają duże główki, inne – małe, jeszcze inne – igłogłowe – tak małe, że brakuje miejsca na genetyczny ładunek DNA. Niektóre główki są okrągłe, inne przypominają kształtem cygaro, gruszkę, hantle, innych natomiast nie da się z niczym porównać. Pewne plemniki, prawdziwe bandy potworów, posiadają po dwie, trzy albo, bardzo rzadko, cztery główki.
Kształt główki nie jest jedyną cechą, która odróżnia od siebie plemniki. Pewna ich liczba posiada ogonki krótkie albo zakręcone niczym sprężynki, albo też po dwa, trzy lub nawet cztery. Niektóre, typ garbusów, mają części środkowe wygięte pod kątem prostym. Jeszcze inne, podobne do autostopowiczów z plecakami, przenoszą materiał komórkowy w częściach środkowych. Przeciętnie tylko około 60% armii przybiera znajomy kształt szczupłych atletów; pozostałe stanowią zbiór dewiantów. Wszystkie jednak mają do spełnienia istotną rolę w wojnie plemnikowej.

(…)

Kontrolowana agresja albo groźba posłużenia się nią może odgrywać ważną rolę w obronie przed niewiernością partnerki. Jeśli jednak zostanie niewłaściwie zastosowana, zarówno gdy idzie o moment, jak i moc, koszty mogą znacznie przewyższyć korzyści reprodukcyjne. Istnieją trzy możliwe rodzaje ujemnych stron zachowań agresywnych wobec partnera seksualnego. Po pierwsze, póki samiec (albo samica) potrzebuje współpracy partnera, póty pozostawanie w stanie zdrowia i płodności jest najistotniejsze. Przemoc, każdy uszczerbek, jaki może spowodować, jest tak samo niekorzystna dla agresora, jak i dla ofiary. Po drugie, istnieje niebezpieczeństwo gwałtownego odwetu ze strony ofiary, a wtedy ostatecznie agresor może się okazać najbardziej pokrzywdzony. W końcu inne jednostki, którym leży na sercu interes ofiary – na przykład rodzice, potomstwo albo potencjalni partnerzy — mogą pospieszyć z obroną, co mężczyzna ze scenki 9 musiał zaliczyć do szczególnie dotkliwych kosztów. Ów człowiek zaprezentował wobec partnerki taki poziom agresji, jakiego u zwierząt prawie się nie spotyka. Jego pęd do kopulacji w czasie silnego wzburzenia emocjonalnego, to znaczy pod wpływem uczucia zazdrości, jest już znacznie mniej niezwykły i zdarza się też u niektórych zwierząt. Samce ptaków spostrzegłszy, że ich partnerki kopulują z innym samcem, natychmiast lecą wprost na tego samca, strącają go, a następnie same dokonują inseminacji samicy. Samce szczurów i małp reagują bardzo podobnie. Po dokonaniu inseminacji partnerki szczur albo małpa w normalnych warunkach czekają chwilę, nim zrobią to ponownie. Gdy jednak zobaczą, że parzy się ona z innym samcem, natychmiast inseminują ją ponownie. Nawet jeżeli tylko tracą się z oczu na jakiś czas, wzrasta prawdopodobieństwo że samiec zainseminuje samicę przy najbliższej okazji.
Tego rodzaju reinseminacja jest ważną strategią prowadzącą do sukcesu w wojnie plemnikowej (scenka 21). Jeśli drugi samiec zwleka zbyt długo, więcej plemników pierwszego samca ma czas na opuszczenie zbiornika nasiennego. Na dodatek armia pierwszego samca ma szansę optymalnie rozmieścić się wzdłuż wewnętrznego traktu samicy, zablokować kanaliki szyjkowe, wypełnić krypty szyjkowe i zorganizować na kilka najbliższych dni przejście dla swoich zabójców i zdobywców. Z drugiej strony, jeżeli drugi samiec jest w stanie szybko dokonać inseminacji samicy, jego armia znajdzie się tam na czas, aby wdać się w walkę o najlepsze pozycje w ciele kobiety. Badania na szczurach wykazały, że liczy się dosłownie każda sekunda. Im dłużej drugi samiec zwleka z kopulacją, tym więcej młodych w miocie zostanie spłodzonych przez pierwszego samca. Wszystko sprowadza się do szybkości.
Właśnie z tego powodu szczury, małpy – i ludzie – doznają podniecenia seksualnego na widok kopulującej pary. Penis samca sztywnieje, a czasem nawet nasienie przechodzi do cewki moczowej. Ostra pornografia właśnie dlatego tak silnie oddziałuje na ludzi, że sprzyja osiągnięciu zwycięstwa w wojnie plemnikowej.
Ludzie starają się uniknąć kosztów niewierności partnera, zwracając uwagę na szczególne objawy, ograniczając okazje do minimum i grożąc porzuceniem lub odwetem. Jeśli oznaki niewierności zostaną odkryte, wtedy następuje eskalacja gróźb i kontrola staje się bardziej ścisła. Groźby są spełniane, jeżeli tylko rzeczywiście dojdzie do aktu zdrady. Nawet wówczas mężczyzna może ostatecznie uznać, że na dłuższą metę jego perspektywy reprodukcyjne są lepsze, jeśli zostanie, niż jeśli odejdzie do kogoś innego – w tym wypadku realizacja groźby podlega ograniczeniu.

(…)

Ludzie nie są jednymi zwierzętami, które znajdują upodobanie w seksie oralnym. Większość samców ssaków, od szczurów i psów po słonie i małpy podczas gry wstępnej pociera, trąca nosem, wącha i liże srom samicy. Małpy także dotykają żeńskich genitaliów, czasem wsuwają palce do pochwy, a po wyciągnięciu wąchają je i liżą. Te samce nie robią nic innego, tylko zbierają informacje. Szukają odpowiedzi na trzy pytania. Czy samica jest zdrowa? Czy jest płodna? Czy ostatnio miała kontakt seksualny z innym samcem? Mężczyzna robi dokładnie to samo – a informacje, które zbiera, mogą być mu pomocne w dążeniu do prokreacyjnego sukcesu.
Jeśli kobiece wydzieliny smakują i pachną szczególnie nie-przyjemnie, mężczyzna prawdopodobnie w ogóle straci chęć na penetrację. Zapach może wskazywać na chorobę. Tego rodzaju informacja jest najbardziej użyteczna, kiedy w grę wchodzi seks z nieznajomą kobietą. A ponieważ w choroby się wpada i wychodzi z nich, nie zaszkodzi od czasu do czasu zbadać zdrowie nawet stałej partnerki.
U wielu ssaków zapach żeńskich wydzielin jest wyraźnie odmienny i przyjemniejszy podczas fazy płodnej. U kobiet oraz innych ssaków ukrywających fazę płodną zmiana zapachu podczas cyklu jest mniej zauważalna. W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono eksperyment, który polegał na tym, że grupa ochotniczek w różnych okresach cyklu nosiła tampony, które następnie umieszczono w specjalnych rurkach. Miały być niewidoczne, jedynie pachnieć. Potem przekazano je do oceny zespołowi ekspertów. Zapach każdego tamponu klasyfikowano na skali pomiędzy „bardzo nieprzyjemny” a „bardzo Przyjemny”. Okazało się, że stopień „przyjemności” zapachu zmieniał się zależnie od fazy cyklu menstruacyjnego. Najbardziej nieprzyjemny był podczas menstruacji. Przeciętnie zapach był nieco, choć nie całkiem konsekwentnie, bardziej przyjemny podczas fazy płodnej. Zatem dotykając kobiecego sromu, mężczyzna może przynajmniej stwierdzić, czy u partnerki n,G rozpoczęło się krwawienie.
Jeśli kobiece wydzieliny przejdą test zdrowia i płodności, wtedy mężczyzna szuka innej ważnej informacji, mianowicie czy kobieta miała ostatnio kontakt z innym mężczyzną. Organizm mężczyzny może tę informację wykorzystać, aby zmienić odpowiednio liczbę plemników-zabójców i plemników-zdobywców, które znajdą się w wytrysku. Jak już mieliśmy okazję zaobserwować, najbardziej prymitywna ocena dokonuje się na podstawie proporcji czasu, jaki mężczyzna spędził z kobietą podczas minionego tygodnia albo od ostatniego stosunku (scenka 6). Im mniej czasu z nią spędził, tym większa szansa, że znajduje się w niej nasienie obcego mężczyzny, i tym więcej nasienia powinien wprowadzić. Metoda ta sprawdza się, ale jest bardzo niedokładna. Gdyby jego ciało mogło się dowiedzieć, czy kobieta ma w sobie nasienie obcego mężczyzny, byłoby w stanie bardziej precyzyjnie ocenić, jaka liczba plemników będzie potrzebna.

(…)

Ciało mężczyzny odróżnia masturbację od inseminacji. Wytryski jednego i drugiego rodzaju nie są identyczne. Wiele czynników wpływa na liczbę plemników wprowadzanych podczas stosunku – takich jak potrzeba uzupełnienia ich liczby u partnerki i wygrania w walce, oczywiście zawsze z określonym poziomem ryzyka. Pomijając wiek, tylko jeden ważniejszy czynnik – czas od ostatniego wytrysku – określa liczbę plemników wydalanych podczas masturbacji. Kiedy mężczyzna się masturbuje, uwalnia około pięć milionów plemników na każdą godzinę, która upłynęła od ostatniej ejakulacji. Wydaje się, że w takim tempie plemniki osiągają datę ważności jako blokery, zabójcy i zdobywcy.
Plemniki zmieniają funkcję w zależności od wieku. Większość młodych to zabójcy, większość starych to blokery. Plemniki-zabójcy muszą być pełne energii, zdolne do szybkiego ruchu i mieć czapeczki wypełnione uśmiercającymi związkami chemicznymi (scenka 7). Blokery mogą być stare. Albo, żeby wyrazić to inaczej, jedyny sposób na wykorzystanie starych plemników polega na blokowaniu. Aby zablokować kanaliki w szyjce macicy, plemnik musi mieć tyle energii, aby opuścić zbiornik nasienny i pokonać krótki odcinek w śluzie szyjkowym. Potem wystarczy, że zwinie ogonek i pozostanie w bezruchu. Może nawet umrzeć. Kanalik w dalszym ciągu będzie zablokowany.
Zdobywcy również się przekształcają z upływem czasu. Zanim zdobywca wedrze się do komórki jajowej, na jego powierzchni będą zachodziły przemiany chemiczne, przemiany, do których nie dojdzie, póki plemnik nie zbliży się do strefy zapłodnienia. W rezultacie życie zdobywcy dzieli się na dwie fazy aktywności. Pierwsza polega na wydatkowaniu energii – przed dokonaniem zapłodnienia – kiedy surfuje i płynie do strefy wyczekiwania w jajowodzie. Podczas krótkiej fazy płodności następuje powtórne silne wydatkowanie energii – kiedy dociera na miejsce, a potem płynie przez strefę zapłodnienia. Następnie po prostu umiera.
Zawartość nasieniowodów zgromadzona w kolejce do wytrysku (scenka 4) nie jest jednolitą mieszanką bez żadnego charakteru. Naturalnie te plemniki, które znajdują się na początku kolejki, są najstarsze. Te, które pozostają z tyłu głęboko w jądrach, są najmłodsze. Kiedy nasienie przechodzi do cewki moczowej, może dojść do wymieszania pokoleń plemników. Nawet jeśli tak się dzieje, kiedy po wytrysku nasienie zostaje wprowadzone do pochwy, najstarsze plemniki wychodzą pierwsze i zajmują miejsce na dnie zbiornika nasiennego, młodsze plemniki przybywają w ostatnich wyrzutach i idą na wierzch.
Młodsze plemniki jako bardziej ruchliwe pierwsze znajdą się w śluzie szyjkowym. Starsze plemniki wolniej opuszczą zbiornik nasienny. Bardzo stare plemniki w ogóle z niego nie wyjdą i zostaną usunięte w odpływie. Zdarza się, że młodsze plemniki muszą przedostać się z góry i minąć grupy starszych, zanim wpłyną do „trąby słoniowej” szyjki macicy. Wiele zależy od tego, jak głęboko szyjka zanurza się w zbiorniku nasiennym. Nadmierna liczba starych plemników może przeszkadzać młodzieńcom w ucieczce.
Masturbacja między stosunkami zazwyczaj oznacza, że mężczyzna podczas stosunku dostarczy partnerce mniej plemników niż w przypadku, gdyby do masturbacji nie doszło. Wtedy jednak plemniki, które dostarcza kobiecie, są młodsze, bardziej dynamiczne i trudniejsze do zatrzymania przez zwiększoną liczbę podstarzałych plemników. W rezultacie tyle samo, jeżeli nie więcej, plemników zdoła wyjść ze zbiornika nasiennego i pozostać w ciele kobiety. Co więcej, plemniki, którym się to uda, będą młodsze i bardziej aktywne, stworzą więc bardziej efektywną armię.
Tym niemniej mężczyzna powinien wstrzyknąć pewną liczbę starych plemników pełniących funkcję blokerów – przynajmniej tyle, aby uzupełnić ich populację w śluzie szyjkowym partnerki. W ciągu trzech dni po ostatnim rutynowym stosunku proces starzenia się plemników w nasieniowodach z zadziwiającą precyzją odpowiada stratom blokerów w szyjce macicy partnerki. Gdy odstęp między kolejnymi stosunkami wynosi od trzydziestu minut do trzech dni, mężczyzna jest w stanie wprowadzić do ciała kobiety idealny uzupełniający ładunek blokerów. Gdy odstęp powiększa się z trzech do czterech dni, w kolejce plemników powstaje nadmiar blokerów. Dzieje się tak, ponieważ w śluzie szyjkowym znajduje się określona liczba kanalików i po ich zablokowaniu, nadmiar blokerów staje się zbędny. Więcej niż zbędny, gdyż prawdopodobnie utrudnia młodszym plemnikom wyjście ze zbiornika nasiennego do szyjki macicy. Z pewnym zastrzeżeniem można stwierdzić, że lepsza taktyka mężczyzny polega na wydaleniu starszej zawartości nasieniowodów przed kopulacją i wytryskiem, a nie dopuszczanie, by została usunięta w odpływie. Na tym polega Jedna z funkcji masturbacji.
Jeżeli przerwa między jednym a drugim stosunkiem przekracza cztery dni, idealny materiał do wytrysku powstanie wówczas, gdy od masturbacji do stosunku upłyną dwa dni. W ten sposób na początku każdego z dwóch nasieniowodów mężczyzny znajdzie się dwadzieścia milionów wiekowych blokerów, nieco z tyłu od stu do pięciuset milionów młodszych blokerów oraz zabójców. Wśród młodszych plemników, rozproszeni, znajdują się zdobywcy w proporcji jeden zdobywca na dziewięćdziesiąt dziewięć plemników typu kamikadze. Około 10% zdobywców osiągnęło szczyt płodności i ruszy od razu do jajowodu. Pozostali będą dojrzewać do tego stadium czasem nawet przez pięć dni po wytrysku.
Ten stan rzeczy pozwala mężczyźnie na elastyczne przygotowanie armii stosownie do zagrożenia. Jeśli od ostatniego stosunku pilnie strzegł partnerki, powinien dostarczyć jej pełny kontyngent blokerów, mniej zaś zabójców i zdobywców. Zatem w jego wytrysku wszystkie blokery znajdą się na początku kolejki, z tyłu natomiast mała porcja zabójców i zdobywców. Jeśli spędził z nią mniej czasu, ryzyko działań wojennych jest większe, wówczas potrzebuje większej liczby zabójców. Sięga zatem do głębszych zasobów każdego z nasieniowodów. Liczba blokerów pozostaje ta sama, zwiększa się liczba młodszych plemników: zabójców i zdobywców.
Aby mieć w nasieniowodach dwudniowy zapas plemników, mężczyzna powinien przewidzieć, kiedy nastąpi następny stosunek z partnerką. Poważną rolę w tym procesie odgrywa podświadomość. Impulsy zachęcające do masturbacji ustalane są przez umysł oraz ciało i zmierzają do osiągnięcia właśnie takiego odstępu pomiędzy masturbacją a stosunkiem. W scence 12 mężczyzna masturbuje się najczęściej we wtorki i czwartki, przewidując normalne współżycie w sobotę. Bywa, że masturbuje się jedynie w środy. W rezultacie rzadko się zdarza, że zawartość wytrysku jest starsza niż trzy dni albo młodsza niż dwa. Oznacza to, że podczas każdego stosunku wystawia optymalną w danych okolicznościach armię. Oczywiście znacznie częściej żadna armia nie jest potrzebna: nie ma wojny, wystarczy więc wprowadzić kilka milionów zdobywców w różnym wieku. Na wszelki wypadek jednak, gdyby partnerka była albo mogła być niewierna, dostarcza ograniczonej liczby blokerów i zabójców.

(…)

Większość ludzi zwykła myśleć o antykoncepcji i planowaniu rodziny jako o wynalazkach bardzo współczesnych. Lecz one wcale takie nie są. Nawet „świadoma” antykoncepcja nie jest niczym nowym. Przez stulecia kobiety z najróżniejszych kultur umieszczały sobie w pochwach liście albo owoce (a nawet krokodyle odchody!), aby uniknąć poczęcia. Chemiczne środki antykoncepcyjne, takie jakie wchodzą w skład pigułek, nie są nawet ludzkim wynalazkiem. Na przykład samice szympansów w odpowiednim czasie żują liście, które zawierają antykoncepcyjne związki chemiczne. W istocie organizmy samic planowały rodziny i unikały poczęcia na wiele milionów lat przed chwilą, gdy na arenę ewolucji wkroczył człowiek. Kobiety odziedziczyły owe zupełnie naturalne cechy od swoich przodkiń – ssaków.
Dla kobiet oraz wszystkich samic ssaków naturalnym czynnikiem pośredniczącym między nieodpowiednimi warunkami i unikaniem reprodukcji jest stres. Reakcja stresowa zazwyczaj uchodzi za wrogą – stan patologiczny, z którego nie potrafimy się otrząsnąć, i dlatego funkcjonujemy nienormalnie, nieskutecznie. Istnieje jednakże inna interpretacja: reakcja stresowa jest przyjacielem – środkiem, za pomocą którego organizm powstrzymuje się przed uczynieniem czegoś niekorzystnego, kiedy okoliczności są bardzo niesprzyjające. W szczególności stres jest skutecznym środkiem antykoncepcyjnym. A dla kobiety unikanie poczęcia jest nieocenionym sprzymierzeńcem w dążeniu do sukcesu reprodukcyjnego! Jak to się dzieje?
Kluczowy paradoks polega na tym, że kobieta niekoniecznie osiąga największy sukces, gdy urodzi dużo dzieci w możliwie najkrótszym czasie. Sama okoliczność, że kobiety identycznie jak samice większości naczelnych rodzą zwykle jedno dziecko naraz, jest świadectwem niebezpieczeństw i trudności wychowywania w tym samym czasie więcej niż jednego potomka jednocześnie. Urodzenie bliźniaków mogłoby się wydawać dobrym sposobem zwiększenia sukcesu reprodukcyjnego, lecz istnieje przy tym dwukrotnie większe niebezpieczeństwo, że dzieci te nie przeżyją. Póki warunki, w jakich żyje kobieta, nie są sprzyjające, póty szansa na wychowanie dwojga zdrowych i płodnych dzieci urodzonych jako bliźnięta jest mniejsza niż w wypadku spłodzenia dwojga dzieci w odstępie kilku lat.
Kobieta odziedziczyła pewien podstawowy problem w spadku po swoich przodkiniach-naczelnych – trudno nieść więcej niż jedno dziecko, kiedy trzeba pieszo pokonywać znaczne odległości. Trudność jest wielka zwłaszcza wtedy, gdy idzie się w pozycji wyprostowanej na dwóch nogach. Dała się poważnie we znaki kobietom w toku ewolucji, ale nie jest nieznana także tym, które żyją w nowoczesnych społeczeństwach przemysłowych. Naturalnie ograniczenie to ma zasadnicze znaczenie w tych kulturach, gdzie do obowiązków kobiety należy zbieranie i dźwiganie dużych ilości pożywienia, wody, opału oraz innych materiałów. Noszenie choćby jednego dziecka jest równie uciążliwe. W tych okolicznościach większy sukces reprodukcyjny osiągają te kobiety, które nie mają następnego dziecka, póki poprzednie nie tylko nauczy się chodzić, ale i nie ociąga się w marszu.
Odstęp czasowy między urodzinami kolejnych dzieci nie jest jedynym aspektem „planowania rodziny”, który wpływa na
sukces reprodukcyjny kobiety. Dzieci z większym prawdopodobieństwem przeżyją i staną się zdrowymi, płodnymi osobnikami, jeżeli przyjdą na świat w sprzyjających warunkach. Pierwszorzędne znaczenie ma przestrzeń i dostarczanie zdrowego, pożywnego pokarmu. Wówczas dzieci są w niewielkim i stopniu podatne na choroby, a jeśli zachorują, ich organizm lepiej się broni. W nowoczesnych społeczeństwach przestrzeń i jakość pokarmu zależy od dobrobytu. Nawet obecnie prawdopodobieństwo śmierci w okresie przed reprodukcyjnym dziecka pochodzącego z biednej rodziny jest dwukrotnie większe niż dziecka z rodziny zamożnej. W historycznie i ewolucyjnie pojmowanej przeszłości – kiedy zamożność mierzono nie ilością pieniędzy, lecz wielkością zbiorów i stada albo po prostu dostępem do obszarów zasobnych w pokarm, wodę i schronienie — owo zróżnicowanie było jeszcze większe.
Istnieje pewna ogólna zasada, opisana skrótowo w scence 8 w odniesieniu do wad i zalet rodziny z jednym dzieckiem: dla dowolnej kobiety w określonych warunkach istnieje taka wielkość rodziny, która zapewni jej największą liczbę wnuków.
W mniejszej rodzinie kobieta zapewni sobie mniejszą liczbę wnuków. Stanie się identycznie, jeżeli będzie miała rodzinę większą, bo wówczas ryzykuje przepełnienie przestrzeni mieszkalnej, niewystarczający rozdział zasobów, w tym także możliwość własnej opieki. Konsekwencją tego stanu rzeczy będą choroby, niepłodność i ostatecznie mniejsza liczba wnuków. Każda kobieta staje przed wyzwaniem, by przede wszystkim zidentyfikować optymalną wielkość rodziny w danych warunkach, następnie zaś doprowadzić do uzgodnienia jednego z drugim. Innym czynnikiem, który wpływa na liczbę wnuków, jest sposób, w jaki kobieta ustala poczęcia. Życie układa się w mozaikę sytuacji. Zdrowie, zamożność i okoliczności zmieniają się wraz z upływem czasu. Niektóre okresy życia kobiety bardziej sprzyjają staraniom o dzieci. Te kobiety, które doprowadzą do poczęcia w najkorzystniejszym czasie, będą miały najwięcej wnuków.
Nie tylko dzieci cierpią, jeśli zostaną poczęte w niedobrych czasach – cierpią także matki. Poczęciem nie w porę nadwyrę- żają zdrowie i czasem pogarszają sytuację do tego stopnia, że przestają być zdolne do zajścia w ciążę. Gdyby kobieta ze scenki 16 wydała na świat dziecko w jednej z najbardziej stresujących faz swego związku, mogłaby doznać nieodwracalnych szkód (wymagania dziecka mogłyby się okazać nawet śmiertelne, bo para z trudem utrzymywała siebie). W takich okolicznościach istnieje ryzyko utraty zdrowia i w konsekwencji płodności. Narasta wrogość, zwiększając ryzyko maltretowania, a nawet zabójstwa. Kobieta ze scenki, opóźniając poczęcie pierwszego dziecka do czasu poprawy okoliczności, urodziła w końcu troje dzieci, którym zapewniła dość przestrzeni i zasobów. Gdyby próbowała doprowadzić do prokreacji wcześniej, narażałaby się nie tylko na niepowodzenie, ale również na utratę szans na poczęcie w przyszłości.
Najlepszą metodą uniknięcia poczęcia jest naturalnie całkowita abstynencja seksualna, a kobieta i jej partner ze scenki rzeczywiście rezygnowali z seksu w najbardziej stresujących momentach wspólnego życia. Działo się tak nie dlatego, że świadomie pragnęli uniknąć poczęcia, lecz przeciwnie – ponieważ stracili zainteresowanie sobą. Bywało, że odczuwali wobec siebie wrogość. Ich organizmy manipulowały emocjami w ten sposób, aby zredukować szanse poczęcia dziecka. Sporadycznie jednak oboje rezygnowali z seksu na dłużej. To dlatego, że abstynencja jest, ogólnie rzecz biorąc, pełna wad jako strategia antykoncepcji. Ostatnie twierdzenie wymaga uzasadnienia.
Omawiając scenkę 2, zauważyliśmy, że pierwotną funkcją rutynowych aktów seksualnych nie jest poczęcie dziecka: w wypadku kobiet chodzi raczej o zmylenie mężczyzn, w wypadku mężczyzn – o zabezpieczenie się przed niewiernością partnerki poprzez ustawiczne dostarczanie jej armii plemników. Ponieważ ani kobieta, ani jej partner nie mogą sobie pozwolić na rezygnację z rutynowego seksu na zbyt długi okres, mężczyźni i kobiety uruchamiają różne od abstynencji mechanizmy, które pomimo ustawicznej seksualnej aktywności ograniczają szanse zajścia w ciążę, kiedy nie sprzyja temu sytuacja zewnętrzna.
Zwłaszcza kobiety dysponują wieloma tego rodzaju mechanizmami. Jeden z nich jest powszechnie znany: wpływ laktacji na owulację. Jeżeli kobieta karmi dziecko piersią przez kilka miesięcy po porodzie, owulacja w tym okresie jest mało prawdopodobna. Dzieje się tak nawet wówczas, gdy powraca okres. Brak owulacji należy do głównych sposobów rozkładania w czasie poczęcia kolejnych dzieci.
Jednak większość ze sposobów unikania reprodukcji w niestosownym momencie jest powiązana ze stresem. W scence 16 kobieta nie tylko uniknęła zajścia w ciążę w czasie największego stresu. Zdarzyło się też, że poroniła, potem zaś w niebezpieczeństwie znalazło się życie jej nowo narodzonego dziecka – także w związku z reakcją na stres.
Reakcje stresowe manifestują się na wiele sposobów. W ostatniej scence dojrzewająca kobieta, jak 1% populacji dziewcząt w wieku między 16 a 18 rokiem życia, popada w anoreksję, nie mogąc sobie poradzić z sytuacją w trudnym związku. Stres fizjologiczny wywołany głodówką ma właściwości antykoncepcyjne, hamuje owulację, często także menstruację. Z reguły sytuacja taka nie trwa zbyt długo. Chociaż anoreksja prowadzi niekiedy do śmierci (5 do 10% przypadków), a niekiedy utrzymuje się w dalszym etapie życia( 15-20%), większość (75%) chorych wraca do normalnego, zdrowego życia, w którym jest miejsce na rozród.
Większość reakcji antykoncepcyjnych ma charakter znacznie mniej ekstremalny niż anoreksja. W każdym razie im większy stres, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że w organizmie kobiety dochodzi do jajeczkowania (scenka 15). Tak samo mniejsze jest prawdopodobieństwo, że ułatwi ona plemnikom zapłodnienie komórki jajowej albo dopuści do zagnieżdżenia w macicy zapłodnionej komórki jajowej. Wreszcie częściej ryzykuje poronienie, zwłaszcza w ciągu trzech pierwszych miesięcy ciąży.
Ocenia się, że większość zapłodnionych jaj dociera do macicy, z czego jednak 40% nie zagnieżdża się tam. 60% pozostałych obumiera przed dwunastym dniem ciąży. Wreszcie i tak około 20% ulega poronieniu w czasie następnych trzech miesięcy. Wszystkie te liczby są wyższe, jeśli kobieta pozostaje pod wpływem stresu, niższe, jeżeli jest od niego wolna. Wiadomo, że takie czynniki, jak na przykład śmierć partnera, jego niewierność, wybuch wojny powiększają ryzyko poronienia. Podczas pierwszych miesięcy ciąży poronienie może mieć także przyczynę genetyczną albo wynikać z fizjologicznego rozwoju płodu.
Na pierwszy rzut oka może się wydać dziwne, że do dyspozycji kobiety jest tak wiele sposobów obrony przed posiadaniem dziecka. Z pewnością gdyby jeden z tych systemów działał sprawnie, pozostałe byłyby zbędne. Lecz ten pozorny nadmiar wcale nie jest błędem w programie sterującym organizmem kobiety. Warunki zmieniają się, czasem dość szybko, zatem organizm kobiety musi równie szybko reagować. Na przykład, warunki zewnętrzne w okresie owulacji są sprzyjające, ale to się zmienia, kiedy komórka jajowa dociera do macicy. Wtedy wprawdzie dochodzi do owulacji, ale jajo się nie zagnieżdża. Albo warunki mogą być odpowiednie w chwili zagnieżdżenia się jaja, lecz zmieniają się po miesiącu lub jeszcze później. Dlatego po zajściu w ciążę bohaterka naszej scenki poroniła.
Nawet jeśli warunki są sprzyjające na początku ciąży, mogą ulec zmianie przed narodzinami dziecka. Ostatnim trzem miesiącom ciąży towarzyszy poważna zmiana w psychice kobiety. Po pierwsze przychodzi okres „budowania gniazda” – silne skłonności do kształtowania środowiska, w którym pojawi się dziecko. Podobnie przedstawia się sprawa z próbami przewartościowania istotnych elementów otoczenia, co dotyczy w pierwszej kolejności partnera i domu, następnie szerszego środowiska. W tym okresie często następują po sobie fazy troski, depresji i irytacji. W końcu często występuje zaabsorbowanie Przyszłością. W tym czasie każde poważniejsze pogorszenie sytuacji w najbliższym otoczeniu kobiety może prowadzić do Patologicznej depresji i późniejszego odrzucenia, a nawet maltretowania dziecka.
Depresja poporodowa jako niepohamowane dążenie do opuszczenia, maltretowania albo wręcz zabicia dziecka spotykana jest powszechnie. Tak samo powszechnie wiele systemów prawnych uwzględnia okoliczność, że kobieta bezpośrednio po urodzeniu dziecka może w pełni nie odpowiadać za swoje czyny.

W historii ludzkości dzieciobójstwo występowało – i występuje nadal – jako jeden ze sposobów planowania rodziny, stosowanych przez kobiety. W kulturach, w których dominuje gospodarka oparta na łowiectwie bądź zbieractwie, nie na uprawie ziemi, około 7% dzieci ginie z rąk matek. Światowa Organizacja Zdrowia utrzymuje, że dzieciobójstwo było najpowszechniejszą formą planowania rodziny w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii.
Tego rodzaju postępowanie nie ogranicza się do ludzi. Podobnie jak inne formy naturalnego planowania rodziny odziedziczyliśmy dzieciobójstwo po naszych przodkach z gromady ssaków. Kto trzymał w domu takie zwierzęta, jak króliki, gerbile (Gerbillus amoenus), chomiki albo myszy, ten wie, że jeśli samica jest w stresie zaraz po porodzie, wtedy może zabić, a nawet pożreć część albo całość miotu. Tego rodzaju dzieciobójstwo nie jest patologiczne: odzwierciedla podświadomą decyzję matki, aby w danych okolicznościach nie zajmować się wychowaniem potomstwa, przesunąć próbę do czasu, aż się polepszą warunki.
Dotychczas zwracaliśmy szczególną uwagę na planowanie rodziny z punktu widzenia kobiety. Okazuje się jednak, że także mężczyźni mają sporo podobnych problemów. Wiele wysiłków kierują na przygotowanie środowiska dla swoich dzieci. W ciężkich czasach mężczyzna może nie chcieć zajmować się dziećmi tak samo jak jego partnerka.
Przeważnie interesy mężczyzny i kobiety w związku współgrają. Organizm kobiety planuje rodzinę dla wspólnego dobra. Zdarza się jednak, że owe interesy nie pokrywają się. W tym wypadku mężczyzna potrzebuje własnego mechanizmu antykoncepcyjnego. Interesy obojga popadają w konflikt, gdy warunki do urodzenia dziecka są prawie, ale nie zupełnie dobre. Jeżeli w tej sytuacji kobieta spotka mężczyznę, którego jej organizm uzna za genetycznie bardziej odpowiedniego od jej partnera, wtedy może spróbować począć z nim dziecko. W takich okolicznościach – uwzględnionych niżej w scence 18 – reprodukcyjne dobrodziejstwa posiadania dziecka z drugim mężczyzną będą warte ryzyka nadwyrężenia zasobów jej i jej partnera. Oczywiście partner kobiety będzie tych korzyści po-zbawiony.
Dla niego sytuacja może okazać się groźna i delikatna. Przede wszystkim w jakiś sposób musi on przeciwdziałać powstaniu takiej sytuacji. Jednocześnie sam musi uniknąć zapłodnienia partnerki. Mężczyzna ze scenki 16, pierwszy partner kobiety – choć nieświadomie – pozostawał w takiej sytuacji dosyć długo, zanim ona od niego odeszła. Aby przeciwdziałać zapłodnieniu kobiety, także przez siebie, mężczyzna ma do dyspozycji akcesoria rutynowego seksu. Dysponuje on wyrafinowanym mechanizmem, który akurat temu służy: toczeniu wojny z własnymi plemnikami.
Istnieją dwa typy plemników w porcji przeznaczonej do wytrysku, które, jeżeli są obecne w znacznych ilościach, silnie redukują szanse zapłodnienia. Zdaje się, że owe plemniki rzeczywiście mogą zostać zaprogramowane na niszczenie własnych zdobywców. Należące do jednego typu mają główki w kształcie cygara, do drugiego – w kształcie gruszki. Kiedy mężczyzna przeżywa stres, wówczas wytwarza znacznie większą liczbę tych tak zwanych „plemników planowania rodziny”.
Im więcej plemników planowania rodziny i im mniej zdobywców mężczyzna dostarczy partnerce, tym mniejsza szansa, że zajdzie ona w ciążę. Jeśli jednak kobieta nie jest wierna i dojdzie do wojny plemników, wówczas plemniki planowania rodziny są w stanie pomóc zwykłym zabójcom w unieszkodliwianiu zdobywców innego mężczyzny. Co więcej, jeśli mimo wysiłków partnera jakiś plemnik-zdobywca zdoła się przedrzeć, to istnieje przynajmniej szansa, że dziecko będzie jego. Gdyby reakcją na stres była rezygnacja z rutynowego seksu, wtedy nie istniałaby taka szansa.
W scence 16 strategia ta przyniosła sukces pierwszemu partnerowi. Udało mu się nie dopuścić, aby kobieta zaszła w ciążę w wyniku niewierności. Kiedy w końcu doszło do poczęcia dziecka, on był zwycięzcą w wojnie, w którą ona go wciągnęła.
Jak się okazało, organizmy mężczyzn i kobiet dysponują wieloma naturalnymi metodami, uruchamianymi zazwyczaj przez stres, które zabezpieczają przed posiadaniem dzieci w trudnych czasach. Można by się zatem spodziewać, że społeczeństwa żyjące w zasadniczo bardziej stresujących warunkach będą miały mniej dzieci. Tak się nie dzieje. W istocie prawdziwe jest coś całkowicie przeciwnego. Jak to jest możliwe?
Otóż czynniki, które wyznaczają najbardziej odpowiednią liczbę dzieci, są odmienne od czynników określających naj-
lepszy moment do posiadania dzieci. Z perspektywy historycznej i geograficznej liczba dzieci, które kobieta w ciągu swojego życia wydaje na świat, jest ściśle powiązana z szansą, że dożyją one dojrzałego wieku. Kiedy widoki na przeżycie są mizerne, kobieta daje życie większej liczbie dzieci. Gdyby tego nie zrobiła, niewiele z nich lub zgoła żadne nie dożyłoby dojrzałości. Unika posiadania dzieci tylko podczas najtrudniejszych momentów, zachodzi w ciążę i rodzi dzieci, ilekroć warunki zdają się poprawiać. Dla kontrastu, jak dostrzegliśmy wcześniej, kiedy rokowania są dobre, kobieta rodzi mniej dzieci i każdemu z nich poświęca więcej czasu oraz innych zasobów. Jej wysiłki nie powinny zostać zmarnowane, skoro szanse przeżycia każdego dziecka są wysokie. Warto powtórzyć, że
kobieta unika rodzenia dzieci w złych czasach i zachodzi w ciążę, gdy okoliczności rzeczywiście wydają się temu sprzyjać.
We wszystkich opisanych sytuacjach stres ma charakter antykoncepcyjny. Ponieważ jednak kobiety w różnych sytuacjach mają różne oczekiwania, stresujące są rozmaite poziomy deprywacji. Warunki, które stresują kobiety z zamożnych dzielnic podmiejskich Europy Zachodniej czy Ameryki Północnej nie stresują mieszkanek rynsztoka w którymś z krajów Trzeciego Świata. Chodzi o to, że liczbę dzieci determinuje oczekiwany przez kobietę poziom życia. Jakiekolwiek byłyby te oczekiwania, w zależności od tego, czy są przekraczane albo nie zaspokajane, stres to pojawia się, to przemija. W tym procesie wspomniany wpływ zaznacza się zarówno wtedy, kiedy chodzi o każde poszczególne dziecko, jak i wtedy, gdy kobieta stara się osiągnąć preferowaną ich liczbę.
Małe rodziny nie są wynalazkiem nowym. Niemal przez całą historię ludzkości, w okresie od około miliona do dziesięciu,
piętnastu tysięcy lat temu, ludzie utrzymywali się dzięki łowiectwu i zbieractwu. Mężczyźni polowali na zwierzęta, kobiety szukały pożywienia w postaci warzyw i owoców. Społeczności składały się z małych, rozproszonych gromad ludzi. Ich dieta była bogata w białka i większość przypadków śmierci wiązało się częściej z nieszczęśliwymi wypadkami, napadami oraz walkami międzyplemiennymi, rzadziej z chorobami. Dzieci łowców i zbieraczy miały znakomitą szansę na przeżycie. Stosując jedynie naturalną, regulowaną stresem metodę antykoncepcji, którą omówiliśmy, w ciągu całego życia kobiety rodziły maksymalnie troje, czworo dzieci, z czego przeżywało
dwoje albo troje.
Duże rodziny zaczęły się pojawiać dopiero mniej więcej przed dziesięcioma tysiącami lat, kiedy uprawa ziemi stworzyła możliwość zmiany stylu życia. Na najbardziej urodzajnych obszarach duże, osiadłe społeczności rozwijały się, stosując dietę bogatą w węglowodany. Panoszyły się choroby, panowała wysoka umieralność niemowląt. Przeciętna liczba dzieci to siedmioro, ośmioro, ale i dwa razy tyle nie było rzadkością. Cóż z tego, kiedy całe rodziny padały ofiarą szalejących chorób. Podobnie jak w kulturze zbieracko-łowieckiej przeżywało przeciętnie dwoje albo troje dzieci z każdej rodziny.
W przededniu rozwoju nowoczesnej cywilizacji spadła śmiertelność niemowląt, a wraz z nią, po kilku dekadach, także liczba urodzin. W Europie Zachodniej spadek liczby urodzin znowu był efektem naturalnego planowania rodziny, bo zjawisko to wystąpiło jeszcze zanim zaczęto stosować nowoczesne metody antykoncepcji. Zatem redukcja rodziny do poziomu istniejącego w nowoczesnych społeczeństwach przemysłowych dokonała się nie poprzez ulepszone metody antykoncepcji, lecz za sprawą podświadomego „planowania” przez kobiety mniejszych rodzin w reakcji na pewniejsze perspektywy przeżycia ich dzieci.
Wiele kobiet przeczyta te rozważania na temat naturalnego planowania rodziny z pewną dozą lekceważenia, zachodząc w głowę, dlaczego tak się stało, że zaszły w ciążę dokładnie w momencie, kiedy najmniej tego pragnęły, choć ponoć ich organizmy są takie doskonałe w planowaniu rodziny. Oto więc Podamy jeszcze jeden przykład konfliktu między świadomym umysłem i podświadomą cielesnością.
Jak wielokrotnie podkreślaliśmy, organizm kobiety może interpretować kontekst otoczenia całkowicie inaczej niż umysł. Z tym konfliktem mieliśmy do czynienia w scence 15. Jej bohaterka myślała, że ostatnią rzeczą, jakiej pragnie w surowych czasach wojny, jest poczęcie dziecka. Jednak jej organizm uczynił wszystko, aby dziecko się poczęło. W tym przypadku słuszność była po stronie organizmu, a kobieta osiągnęła sukces reprodukcyjny dzięki „przypadkowo” poczętemu synowi.
Błędna byłaby konkluzja, że organizm ma zawsze rację. Żaden organizm nie jest tak zaprogramowany, żeby idealnie reagować na każdą sytuację. W każdym pokoleniu jedni ludzie osiągają większy sukces reprodukcyjny niż inni, co oznacza, że niektóre organizmy popełniają mniej błędów niż inne. Całkiem możliwe, iż organizm – ciało – popełnia tych błędów mniej niż umysł. Ostatnio jednak w kwestii antykoncepcji umysły liczą się bardziej. Nowoczesne środki antykoncepcyjne, takie jak pigułki i kapturki, na pierwszy rzut oka zdają się odbierać kontrolę nad poczęciem ciału i przekazywać ją bardziej stanowczo umysłowi. Lecz ta zmiana kontroli nie może, jak już zauważyliśmy, wpłynąć na całkowitą liczbę dzieci, jaką kobieta będzie miała. Wydaje się, że nowoczesna antykoncepcja raczej uzupełnia naturalne mechanizmy kobiety, pomagając jej kontrolować, kiedy i z kim mieć dziecko – przekonamy się o tym w następnej scence.

(…)

Z upływem lat partner tracił w jej oczach. Nie sprostał wzorcowi, jaki prezentował dawniej. Obecnie zdrowie mu nie dopisywało i nie był tak silny, jak się wydawał. W jej pojęciu nie wyróżniał się żadnymi szczególnych cechami intelektu czy charakteru. W rezultacie jej organizm zdecydował, że ojcem dziecka będzie ktoś inny, i w pełni wykorzystał okazję, gdy ta się pojawiła.
Okazuje się, że kobieta rzadziej korzysta ze środków antykoncepcyjnych, jeżeli kocha się z kimś innym niż własny partner. Dzieje się tak wcale nie dlatego, że zazwyczaj warunki towarzyszące zdradzie utrudniają skorzystanie z nich. Kiedy w scence 17 kobieta po raz pierwszy kochała się z szefem partnera albo młodzieńcem myjącym okna, trudno byłoby wymagać założenia prezerwatywy. Na kolejne okazje zarówno ona, jak i oni mogli się lepiej przygotować, jednak nie uczynili tego. Gdyby we właściwym czasie przyjęła pigułkę, mimo wszystko uniknęłaby zapłodnienia. Ale zapomniała. Był to rzeczywiście Przypadek, a może autentyczny zanik pamięci? A może jej organizm w granicach podświadomości dokonał manipulacji, by zaszła w ciążę z kimś innym niż jej partner?
Nagły, ale trwający tydzień przypływ podniecenia seksualnego, którego doświadczyła kobieta, był zewnętrzną manifestacją hormonów fazy płodnej. Opisaliśmy już wcześniej (scenka 6) mechanizm kierujący w tym czasie zainteresowania kobiety ku niewierności. Niespodziewana utrata zainteresowania seksem pod koniec tygodnia oznaczała koniec fazy płodnej i, tak się złożyło, początek ciąży. Gdy partner wrócił i przyjął powitalny prezent w postaci stosunku bez zabezpieczenia, kobieta już od
dwóch tygodni była w ciąży. Kobiety, podobnie do samic większości zwierząt, które nie ujawniają płodnej fazy cyklu menstruacyjnego, miewają stosunki seksualne niemal przez cały okres ciąży. Zatem także tym sposobem mogą zmylić otaczających je mężczyzn. Gdyby traciły zainteresowanie seksem zaraz po zajściu w ciążę, byłby to łatwo dostrzegalny sygnał dla mężczyzn z otoczenia, że doszło do zapłodnienia. To pozwoliłoby każdemu z nich poczy-
nić pewne obliczenia, kto może, a kto nie może być biologicznym ojcem. Odbywanie przez nie stosunków w początkowym okresie ciąży gwarantuje ostateczną możliwość wyprowadzenia w pole wszystkich potencjalnych ojców. To wyjaśnia, dlaczego nasza główna bohaterka chętnie kocha się bez zabezpieczenia ze swoim partnerem po jego powrocie. Oznacza to, że w jego ocenie, a nawet w jej ocenie, on może być ojcem jej trzeciego dziecka, nawet jeśli nim nie jest.

(…)

Badania wielu kultur na całym świecie konsekwentnie i zgodnie potwierdzają, że kandydat na stałego partnera powinien przynajmniej mieć zadatki na osobę o odpowiedniej pozycji, zamożną, ustabilizowaną i wytrwałą. Dawniej we wszystkich kulturach dzieci kobiet tworzących związki z mężczyznami posiadającymi owe cechy miały znacznie większą szansę na przeżycie, zdrowie i w związku z tym także na płodność. To samo zachowuje prawdziwość w odniesieniu do współczesnych społeczeństw przemysłowych.
Preferencje są wyraźne, ale w wypadku większości kobiet kompromis jest konieczny. Konkretny mężczyzna może się okazać zamożny, ale obca mu będzie troska; inny będzie miał wysoki status, lecz zabraknie mu stałości; jeszcze inny może być biedny, ale i stały, i opiekuńczy. Zatem nieuchronnie kobieta musi dążyć do najlepszego kompromisu. Oczywiście wcale nie musi zostawać z pierwszym partnerem. Badania dowodzą i tego, że kiedy jakaś kobieta zostawia pierwszego partnera dla drugiego, przesuwa się na skali w stronę lepszego kompromisu.
W wyborze mężczyzny, który ma pomóc w wychowaniu dzieci, wygląd nie ma pierwszoplanowego znaczenia, podczas gdy w poszukiwaniu partnera seksualnego wygląd jest znacznie ważniejszy. Cechy, które kobiety uważają za najbardziej atrakcyjne, to zdrowe oczy, skóra i włosy, mocne pośladki, pas o obwodzie zbliżonym do bioder, kształtne nogi, szerokie ramiona, poczucie humoru oraz inteligencja. Pociąga je również symetria cech fizycznych. Wszystkie te cechy są dość wiary, godnymi oznakami zdrowia genetycznego, płodności i waleczności i wskazują na genetyczną konstytucję, która byłaby także pożądana u dzieci.
Ponieważ kobiety poszukują innych atrybutów u stałych partnerów, innych u partnerów na krótką metę, przy czym;
mają większy wybór tych drugich, znowu mogą być zmuszone do kompromisu. Mogą wybrać najlepszego z możliwych stałego partnera, a potem zdradzać, aby otrzymać najlepsze geny.
Sukces zależy od tego, czy zdołają uniknąć ujemnych stron niewierności, którymi zajmowaliśmy się już wcześniej (scenki od 8 do 11). Pozostaje ewentualność, że wybiorą mężczyznę, który nie będzie ani najlepszym dostarczycielem genów, ani najlepszym partnerem.
Jak zdążyliśmy się zorientować w odniesieniu do wielu aspektów sukcesu prokreacyjnego, zachowania i doświadczenia kobiet mają odpowiedniki w świecie zwierząt. Kobiety nie są jedynymi samicami, które muszą balansować pomiędzy kryterium wsparcia ze strony samców a genami. Jedno z najbardziej  odkrywczych badań w tej dziedzinie dotyczyło ptaka, małej sikorki. Samice tego gatunku przejawiają zachowanie, które przed chwilą opisaliśmy w odniesieniu do kobiet. Niektóre z nich miały więcej szczęścia i dobrały się z genetycznie
lepszymi samcami, do których należały najlepsze terytoria. Te są całkowicie wierne. Samice z sąsiedztwa, towarzyszki innych samców, wykorzystują każdą okazję, aby dokonać zdrady z tamtymi samcami. Zakradają się na terytoria lepszych samców, parzą się z nimi, po czym wracają ukradkiem do partnerów, których właśnie przed momentem oszukały. Przeciętnie mniej więcej co trzecie pisklę w gnieździe nie zostało spłodzone przez partnera matki. Rzeczywisty udział tych piskląt waha się od zera w gniazdach najbardziej uprzywilejowanych samców do 80% w gniazdach samców najbardziej pod tym względem upośledzonych. To może dziwić, lecz podobną prawidłowość obserwujemy
u ludzi. Przeciętnie 10% dzieci nie pochodzi od domniemanego ojca. Wszak wiadomo, że mężczyźni należący do określonego kręgu będą oszukiwani częściej niż inni – zazwyczaj ci, którzy nie są zamożni i powodzi im się najgorzej. Rzeczywiste wskaźniki wynoszą od 1% dla mężczyzn o wysokim statusie w Szwajcarii i USA, 5-6% dla mężczyzn z klasy średniej w Wielkiej Brytanii i USA, do 10-30% dla osobników o niskim statusie w Wielkiej Brytanii, Francji i USA. Co więcej, najbardziej prawdopodobna sytuacja to taka, że mężczyzn o niskim statusie nabierają ci o wyższym statusie. Studia antropologiczne ujawniają dokładnie taką samą prawidłowość. Mężczyźni o wyższej pozycji społecznej i bardziej zamożni szybciej zdobywają partnerki i wcześniej przystępują do prokreacji, ich part-nerki rzadziej są zapładniane przez innych mężczyzn, oni zaś częściej zapładniają obce kobiety. Zatem tak czy inaczej mężczyźni zamożni i zajmujący wysoką pozycję dysponują odpowiednim potencjałem, aby odnieść większy niż pozostali sukces prokreacyjny.
Wracając do ptaków, trzeba dodać, że jeśli samiec nie jest bezpłodny, rzadko bywa tak, że wszystkie młode w „jego gnieździe” zostały spłodzone przez innych samców. Można by pomyśleć, że samiczka zazwyczaj daje partnerowi pewną szansę na ojcostwo, by tym pewniej otrzymać jego pomoc w utrzymaniu dzieci. To samo może być prawdą w odniesieniu do ludzi. Co więcej, gdybyśmy chcieli zbadać, które dzieci najprawdopodobniej należą do partnera danej kobiety, okaże się, że znajdziemy wyraźną prawidłowość. Jak w przypadku kobiety ze scenki 18, najpewniej drugie dziecko zostanie spłodzone przez partnera kobiety; istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że będzie to dziecko pierwsze, a zwłaszcza ostatnie. Przyczyny są jednakowoż nieco odmienne w wypadku pierwszego i ostatniego.
Często kobieta jest gotowa do zajścia w ciążę, kiedy ułoży sobie stabilne życie ze stałym partnerem, przy czym zdarza się, że ów partner nie jest ojcem jej dziecka. Bywa, że o tym wie, ale i tak wiąże się z kobietą i jej dzieckiem z powodów, które przedstawiliśmy w scence 9. Bywa też tak, że nie wie 0 niczym. Najmniejsze prawdopodobieństwo niewierności kobiety zachodzi w okresie poprzedzającym poczęcie drugiego dziecka. Późniejsze dzieci z coraz większym prawdopodobieństwem będą rezultatem niewierności.

(…)

Ponadto mężczyźni na całym świecie silnie reagują na zdrowe oczy, włosy i skórę, kształt twarzy, zwłaszcza zaś na jej symetrię. Także w tym wypadku owe cechy są silnie powiązane z ogólnym zdrowiem i płodnością. Mężczyźni w większości kultur są bardzo wrażliwi na rozmiar i kształt piersi, choć rzeczywiste preferencje są różne i nie istnieje bezpośredni związek między wielkością piersi a zdolnością kobiety do laktacji i utrzymania dziecka przy życiu. Wreszcie silnie reagują na pewne rysy charakteru, takie jak potulność i uległość, które mogą sugerować potencjalną wierność. Jednakże owe rysy są łatwe do odegrania, zwłaszcza przez jakiś czas.
Istnieje jeszcze inna różnica między kobietami i mężczyznami w preferencjach dotyczących wyboru towarzysza. Kobiety mają tendencję do wybierania na stałych partnerów mężczyzn starszych od siebie. Tacy mężczyźni mają więcej czasu, aby się sprawdzić i zgromadzić zasoby, których kobieta będzie w przyszłości potrzebowała do utrzymania dzieci. Mężczyzna około pięćdziesiątki, jeżeli nie jest bardzo zdrowy, z upływem czasu staje się coraz mniej atrakcyjny dla młodszej i nadal płodnej kobiety – wzrasta ryzyko, że może umrzeć, zanim usamodzielnią się ich dzieci.
Z drugiej strony mężczyźni wolą kobiety, które wprawdzie już dojrzały do zapłodnienia, ale które mają przed sobą długi okres zdolności do prokreacji. W rezultacie mogą liczyć na większą liczbę dzieci przy danych nakładach. Czy mężczyzna ma lat dwadzieścia czy siedemdziesiąt, kandydatka na jego nową partnerkę będzie miała dwadzieścia lat albo nawet mniej. To dlatego najbardziej aktywni mężczyźni tak często opuszczają swoje partnerki w średnim wieku i pierwszą rodzinę, by stworzyć sobie nowy dom i założyć drugą rodzinę ze znacznie młodszą kobietą.
Starsze, lecz nadal płodne kobiety również mogą zyskać na romansie z młodszym mężczyzną. Rzecz jasna najłatwiej ocenić fizyczną jakość mężczyzny, kiedy znajduje się on pod tym względem w najlepszych latach swojego życia. Lecz w większości przypadków taki mężczyzna nie jest w stanie utrzymać starszej kobiety, a tym bardziej jej już narodzonych dzieci, a także tych, które miałyby się urodzić z nowego związku.
W rezultacie starsze kobiety częściej obiorą sobie za cel młodych mężczyzn w kontekście zdrady bezpiecznego stałego
związku niż w kontekście doboru stałego partnera.

(…)

„Udany” syn może dać kobiecie znacznie więcej wnucząt niż udana córka. Im wyższy status społeczny syna, tym większe prawdopodobieństwo, że osiągnie sukces. Ponieważ zamożność i status, jak również potencjał genetyczny do zdobycia bogactwa i osiągnięcia statusu podlega dziedziczeniu, możemy się spodziewać, że parom o wysokim statusie rodzi się więcej synów niż parom o statusie niższym – i tak jest rzeczywiście. Studia porównawcze na całym świecie potwierdzają przewagę płci męskiej wśród dzieci par 0 wyższym statusie (weźmy jako przykład dzieci mężczyzn
1 kobiet wymienionych w angielskim Who’s Who). Zazwyczaj Przewaga chłopców ma charakter statystyczny, bynajmniej nie oczywisty – około 115 chłopców przypada na 100 dziewczynek – lecz czasem może zrobić wrażenie. Prezydenci Stanów Zjednoczonych na przykład postarali się o 90 synów i 61 córek, co jest ekwiwalentem 148 synów na każde 100 córek.
Dlaczego zatem nie wszystkie kobiety rodzą nadwyżki synów? W istocie do pewnego stopnia rodzą. Przeciętnie na 106
mężczyzn przychodzi na świat 100 dziewczynek. Lecz ponieważ chłopcy częściej umierają w okresie dzieciństwa, proporcja niemal się wyrównuje, gdy dane pokolenie dojrzewa. Chociaż tak jest, to przeciętna kobieta nie tylko ma mniejsze szanse na urodzenie syna niż kobieta w związku z mężczyzną 0 wysokim statusie, ale kobiety związane z mężczyznami o niskim statusie i kobiety samotne mają większą szansę na córkę. Dlaczego?
Odpowiedź zamyka się w sformułowaniu, że syn jest opcją daleko bardziej niepewną niż córka. Mimo że jest potencjalnie
bardziej płodny, grozi mu, że umrze, zanim przystąpi do reprodukcji, a także że nie uda mu się spłodzić potomstwa, nawet kiedy spróbuje. Jeśli synowie mają nie być konkurencyjni reprodukcyjnie, ich narodziny to marna opcja. Wyobraźmy sobie społeczeństwo, w którym wszystkie kobiety rodzą tylko dwoje dzieci: na każdego mężczyznę, który spłodzi sześcioro dzieci z trzema różnymi kobietami, przypadnie dwóch, którym nie uda się spłodzić żadnego dziecka. Wówczas córki są opcją bezpieczniejszą w dwojaki sposób: po pierwsze, ponieważ względnie niewiele córek rodzi matce względnie znaczną liczbę wnucząt, względnie niewiele nie rodzi w ogóle; po drugie, matka może być pewna, że wszystkie wnuki i zarazem dzieci córki są jej. Nie może być tak samo pewna co do wnuków spłodzonych prawdopodobnie przez jej syna.
Zatem warto urodzić syna jedynie w sytuacji, kiedy istnieje bardzo duża szansa, że nie tylko przeżyje, ale także okaże się konkurencyjny wobec innych mężczyzn. Dlatego w zasadzie nie powinniśmy się dziwić, że kobiety bez stałego partnera 1 kobiety związane z mężczyznami o niskim statusie rodzą nadmiar córek – albo że kobiety związane z mężczyznami o wyższym 2 statusie rodzą nadmiar synów. Nie powinniśmy się dziwić,  3 że większość kobiet znajduje środek i nie skłania się ku żadnej płci.
Kobieta ze scenki 18 stosuje się precyzyjnie do tego wzorca, jeszcze w wieku szkolnym wydając na świat córkę – wskutek
spadku” – oraz dwóch synów już ze związku z zamożnym mężczyzną o wysokim statusie. Właściwie nie wiadomo, w jaki sposób doprowadzi ona do takiego rezultatu. Aby to wyjaśnić, nie wystarczy stwierdzić, że mężczyźni o wysokim statusie wytwarzają nadmiar „męskich” plemników – przypadkowi kochankowie pochodzący z tej grupy płodzą nadmiar córek, tak jak powinni. Nie wydaje się prawdopodobne, żeby mężczyźni o wysokim statusie dostarczali nadmiaru „męskich” plemników partnerkom, a nadmiaru „żeńskich” – kochankom. Jedyne racjonalne wytłumaczenie wiąże tę tendencję z rolą kobiet. Ich organizmy sterują proporcją, w jakiej męskie i żeńskie plemniki dostaną się do strefy zapłodnienia w jajowodach, albo dokonują selekcji rodzajów embrionów, które będą dopuszczone do zagnieżdżenia się w macicy po zapłodnieniu. Być może jeśli embrion jest „nieodpowiedniej” płci w określonych okolicznościach, to macica go nie przyjmuje (scenka 16).
Dla większości ludzi cały proces wyboru partnera jest polem minowym pełnym niebezpieczeństw i pułapek, zwłaszcza w okresie dojrzewania, kiedy chłopiec albo dziewczyna poszukują pierwszego stałego partnera.

(…)

Organizm kobiety nie pragnął partnerstwa, tylko genów. W mężczyźnie szukał zasobu cech odpowiednich dla dziecka, gdyby je miała urodzić. Zgodziłaby się na urodzenie jego dziecka, gdyby te cechy przeważały nad potencjalnymi kosztami niewierności. Wynik był zrównoważony nie tylko z tego powodu, że jej ewentualny kochanek jak dotychczas nie przedstawił świadectw seksualnej potencji. Otóż z punktu widzenia jej organizmu tego popołudnia odbył się test jego potencji – ostateczne zebranie danych, ostateczne zbilansowanie równania. Podświadomie kobiecie nie chodziło o nasienie, lecz o informację.
Po pierwsze, przyjrzała się dokładnie jego ciału. Dotychczas nigdy nie widziała go nagiego, kiedy zaś je ujrzała, okazało się, że jest takie, jakiego się spodziewała. Oczywiście typowo dla większości mężczyzn jej towarzysz podróży sądził, że interesuje ją głównie rozmiar penisa i mięśnie. W istocie najbardziej w tym nagim ciele interesowały ją pośladki. Najlepszym wskaźnikiem zdrowia i poziomu męskich hormonów jest proporcja między pasem a pośladkami. Optymalnie obwód na wysokości pasa powinien zbliżać się do obwodu bioder i pośladków (powinien stanowić około 90%). Mocne, jędrne pośladki są dobrym, choć naturalnie niezupełnie doskonałym wskaźnikiem zdrowia i płodności.
Po drugie, kobieta miała okazję ocenić zdolność mężczyzny do erekcji i wytrysku. Dopiero kiedy zaczęła go całować po incydencie z samochodem, jej ciało mogło się upewnić, że nie jest on impotentem.
Wreszcie w grę wchodziło zdrowie seksualne. Najlepszym sposobem sprawdzenia, czy nie istnieje zagrożenie infekcją, jest obejrzenia penisa z bliska. Kobieta przyjrzała mu się, polizała go i posmakowała. Brak wysypki i zranień oraz względnie przyjemny smak są dobrymi sygnałami świadczącymi o zdrowiu i właśnie tego się dowiedział jej organizm. Wytrysk także wiele ujawnia. Płynny, białawy, o normalnym zapachu oznacza zdrowie, podczas gdy przebarwienia, zwłaszcza zaś jasnożółte albo pomarańczowe, do tego nieprzyjemny zapach, często świadczą o zakażeniu. Podobnie przedstawia się sprawa ze śladami krwi.
W ciągu kilku minut zebrała o tym mężczyźnie całe bogactwo informacji, z których wiele pozostałoby w ukryciu, gdyby Po prostu odbyła z nim stosunek. Tak się złożyło, że pomyślnie Przeszedł wszystkie próby.
Nie tylko podczas pierwszego spotkania z potencjalnym kochankiem kobieta może skorzystać, sprawdzając jego penis. Od czasu do czasu taką samą korzyść może osiągnąć w trakcie rutynowych aktów seksualnych. Wszak partnerzy, którzy dawniej byli zdrowi, mogą zachorować. Zwracając baczną uwagę na zmiany, oglądając, wąchając, próbując podejrzany członek, kobieta może tylko zyskać. Posługując się techniką oralną, jest w stanie wyczuć bądź wywąchać zdradę (także mężczyzna – scenka 10). Smak lub zapach po kochance utrzymuje się na męskim członku nawet do kilku godzin. Nie tylko partnerka mężczyzny, lecz także kochanka zyska na seksie oralnym. Ta ostatnia może się spodziewać znalezienia na członku śladów partnerki kochanka; gdyby wyczuła smak pochwy, zyskałaby pewność, że ta druga kobieta jest zdrowa albo nie.
Skłaniając mężczyznę do zaprezentowania wytrysku, kobieta może osiągnąć wiele innych korzyści. Tak samo jak poprzednio nie tylko podczas pierwszego spotkania z potencjalnym kochankiem, ale także okazjonalnie w ramach rutynowego seksu. Niepokoić może nie tylko wygląd i zapach, ale także smak nasienia. Powinna zwłaszcza zbadać starannie partnera, który ma kłopoty z wytryskiem albo wytwarza mało nasienia. Jeśli jednak od ostatniego rutynowego stosunku minęło kilka dni, być może wytłumaczeniem jest to, że ostatnio się masturbował. Ta wiadomość także jest dla niej użyteczna (scenka 13), ale – co znacznie ważniejsze – wyjaśnieniem może być zdrada. Czas, w którym należałoby dokonać badania po stosunku, jest raczej krótki, lecz nie na tyle krótki, by ta czy inna kobieta nie mogła przyłapać swego partnera. Na przykład większość mężczyzn miałaby kłopoty z wytryskiem w ciągu pierwszej godziny po stosunku z kochanką. Co więcej, ilość nasienia w wytrysku nie powróci do normy przed upływem dwunastu godzin od tego wydarzenia.
Istnieją też dobre strony świadomego doprowadzenia się do wytrysku przed partnerką. Starannie dobrana okazja prezentacji wysokiej jakości nasienia staje się znakomitym sposobem udowodnienia dobrego stanu zdrowia. Albo pozwala uspokoić bądź zwieść partnerkę co do niedawnej zdrady. Sukces męskiej strategii zapewnia i to, że większość kobiet prawdopodobnie nie dostrzega mniejszej niż zwykle ilości nasienia w wytrysku. Dzieje się tak dlatego, że większość mężczyzn nie robi tego jawnie zbyt często, a kiedy to robią, zwykle sami wybierają najbardziej odpowiedni moment. Zatem przeważająca część kobiet nie ma szans, aby poznać zakres zróżnicowania ejakulatów w poszczególnych sytuacjach. Tym samym nie jest w stanie odkryć odstępstwa od normalności. Mężczyzna, który zbyt często dopuszcza do jawnego wytrysku, być może będzie miał trudności z ukryciem choroby bądź niewierności,
gdy zajdzie taka potrzeba. W szczególności powinien on unikać biernego seksu oralnego czy też pokazywania wytrysku w niedługim czasie po akcie niewierności. Z tego wynika, że najlepszą strategią kobiety będzie wybranie momentu na seks oralny według własnej woli albo wywołanie jawnego wytrysku. Im bardziej nieoczekiwane będą to momenty, tym więcej wiarygodnych informacji zbierze.

(…)

Większość ludzi postrzega męski penis bardziej w kategoriach funkcji niż estetyki. Wszak większość ludzi nie uświadamia sobie, że zadaniem owego narządu jest coś więcej niż dostarczenie nasienia do pochwy. Ludzki penis jest bardzo skutecznym tłokiem. Jego kształt nie wydaje się przypadkowy, tak samo jak nie są wcale przypadkowe jego posuwiste ruchy towarzyszące penetracji. W toku ewolucji penis osiągnął taki kształt i rozmiar, aby wypierać wszystko, co już znajduje się w pochwie. U ludzi dotyczy to w szczególności zbiornika nasiennego i jeszcze nie wydalonego odpływu. Kiedy penis prze w przód, gładki, wolny od naskórka koniec przedziera się przez nasienie i śluz w pochwie. Cofając się, działa dwojako: spód żołędzi ściąga wszystko, co znajduje się z tyłu; przednia część zasysa w dół to, co się znajduje z przodu, a przez co przejdzie podczas następnego ruchu. Szybkie ruchy frykcyjne w czasie stosunku usuwają więc to, co pozostało po poprzednim wytrysku. Usuwają jednocześnie nieco śluzu i blokerów z szyjki macicy. Im dłużej ruchy trwają i im są szybsze, tym dokładniej pochwa jest oczyszczona. Im większy jest penis, tym bardziej skuteczne oczyszczanie.

(…)

Jak pewnie zdążyliśmy się zorientować, większość strategii stosowanych przez mężczyzn i kobiety w związku z ejakulacją i orgazmem jest podświadoma – zaaranżowana przez ciało za pośrednictwem sekwencji nastrojów, libido i wrażliwości na stymulację. W istocie większość zachowań opisanych w tej książce jest podświadoma, jest raczej efektem programu genetycznego niż działania rozumu. Lecz element świadomy wcale przez to nie liczy się mniej, gdy mężczyźni i kobiety uczą się zaspokajać swoje pragnienia metodą prób i błędów. Mężczyźni mają niemało do nauczenia się, od podstaw penetracji po subtelności kobiecego orgazmu. Kobiety muszą się nauczyć, jak szczytować, jak zachęcić mężczyzn do pomagania im w tym, kiedy i w jaki sposób udawać. Obie płci muszą się nauczyć wyrafinowanych technik zdradzania i zapobiegania niewierności; tego, jak dobierać partnera do stosunku, jak się zalecać i uwodzić, a także jak unikać niepożądanego zainteresowania.
Zdolność do uczenia się tego wszystkiego dobrze i szybko, popełniania możliwie najmniejszej liczby błędów będzie miała ogromne znaczenie. Scenki od 27 do 29 obrazują, w jaki sposób mężczyźni i kobiety uczą się niezbędnych subtelności w tej dziedzinie.

(…)

Techniki seksualne nie są mężczyźnie dane od urodzenia. Trzeba się ich nauczyć. Pod tym względem ludzie nie różnią się od ptaków i ssaków. Podniecenie, erekcja i ejakulacja są zaprogramowane biologicznie, czyli są automatyczne, lecz tego, co w seksie najprzyjemniejsze, należy się nauczyć. Jeśli mężczyzna ma przekonać kobietę, by zgodziła się na stosunek i dopuściła do ejakulacji, musi się nauczyć subtelnych zalotów i stymulacji. Zatem musi się też dowiedzieć, jak kopulować szybko i skutecznie, aby nie stracić okazji, jakie mogą się pojawić dzięki technikom zalotów.
Samce ptaków na przykład muszą się najpierw nauczyć, jak utrzymać się na grzbiecie samiczki, potem jak odchylić ogon i napierać na genitalia przed przekazaniem nasienia. Samce ssaków muszą się nauczyć, co począć z erekcją – gdzie wsunąć penis. Nawet tak inteligentny ssak jak dorosły szympans nie potrafi sobie poradzić, jeśli w okresie dojrzewania nie miał kontaktów seksualnych. Jego rozwój seksualny zależy po pierwsze od obserwacji innych kopulujących osobników, po drugie zaś od samodzielnego praktykowania stosunku. W towarzystwie samic niedoświadczony dojrzały samiec jest podniecony, dostaje erekcji, ale nie ma pojęcia, co z tym zrobić. Ma nawet kłopoty z oceną, od której strony podejść do samicy ze swoim sterczącym penisem. Rzadko udaje mu się kopulacja podczas pierwszego zetknięcia z samicą, a nawet podczas kilku pierwszych spotkań. Jeżeli więc samiec nie chce stracić pierwszych w życiu okazji, aby dokonać inseminacji samicy, musi ćwiczyć w wieku dorastania – ludzie nie są tu żadnym wyjątkiem. Jak przekonał się bohater ostatniej scenki, niepowodzenie w szybkim opanowaniu techniki seksualnej podczas dorastania może się wkrótce objawić w postaci utraty okazji do kopulacji. Może też znacząco wpływać na sukces prokreacyjny mężczyzny.
We wszystkich ludzkich kulturach młodzi mężczyźni najpierw słuchają o podstawowych technikach seksualnych od bardziej doświadczonych, zarówno od wcześnie rozwiniętych rówieśników, jak i starszych nauczycieli. W wielu kulturach seksualne eksperymentowanie młodych, chłopców i dziewcząt, a nawet dzieci przed okresem pokwitania, spotyka się z zachętą lub przynajmniej jest akceptowane. Chłopiec, który wcześnie się dowie, jak namówić dziewczynę na kontakt seksualny, jak przygotować jej genitalia do penetracji, jak ją stymulować, aby stała się wilgotna, jak znaleźć i sterczącym penisem spenetrować pochwę, najprawdopodobniej nie zmarnuje pierwszej okazji do prokreacji. Młodzieniec ze scenki 27 miał swoją pierwszą szansę nauczenia się techniki seksualnej w wieku szesnastu lat. Jedna okazja nie wystarczyła. Dwa lata później stracił szansę na odbycie pełnego stosunku z pewną dziewczyną, ponieważ nie nauczył się jeszcze, jak znaleźć jej pochwę penisem ani co się czuje, gdy jest się już w środku. Jako dziewiętnastolatek znalazł pochwę i przy pomocy dziewczyny wytrysnął do środka, ale nawet wówczas brak doświadczenia pozbawił go możliwości utrzymywania stałego związku z poznaną na przyjęciu dziewczyną, a zatem kolejnych okazji do współżycia z nią.
Oczywiście mężczyzna musi się nauczyć znacznie więcej niż tylko tego, jak zwracać na siebie uwagę kobiet, utrzymać zainteresowanie dostatecznie długo, aby wykorzystać okazję i doprowadzić do stosunku, a także tego, gdzie umieścić penis, kiedy nadejdzie odpowiedni moment. Mężczyzna, który może się także nauczyć, jak wpływać na wzór kobiecych orgazmów, ma znacznie większą szansę na sterowanie zatrzymaniem swego nasienia wewnątrz ciała kobiety (scenki od 24 do 26). Ciało kobiety w niewielkim stopniu pomaga mężczyźnie w opanowaniu koniecznych technik. A nawet dzieje się coś wręcz odwrotnego. Dlaczego? Odpowiedź kryje się w kryteriach doboru partnerów seksualnych i sposobie, w jaki kobiety zdobywają informacje o mężczyznach.
Zajmowaliśmy się już w pewnej mierze kryteriami, jakie stosują kobiety w doborze mężczyzny (bądź mężczyzn) na stałego albo tymczasowego partnera (scenki od 18 do 21). Rozpatrzyliśmy znaczenie statusu mężczyzny, jego wyglądu, zachowania, płodności i zdrowia seksualnego. Zwróciliśmy też uwagę na to, że dobór partnera jest wynikiem szeregu kompromisów; że mężczyzna, który wydaje się najlepszą partią w pewnej fazie związku, w innej fazie może już nią nie być; że kobieta potrzebuje czasem zrównoważenia zewnętrznych cech mężczyzny, takich jak status i wygląd, mniej widocznymi zaletami, takimi na przykład jak sprawność w wojnie plemnikowej.
Aby zdobyć informacje o jakimś mężczyźnie, kobieta musi przeprowadzić serię prób. W zależności od liczby testów, przez które dany mężczyzna przejdzie pomyślnie, w porównaniu z wynikami innych kandydatów, albo zaakceptuje go, albo odrzuci. Powinna go wystawiać na próby trudne, lecz możliwe do przejścia. Nie będą miały żadnej wartości, jeśli okażą się zbyt łatwe. Równie bezużyteczne będą próby zbyt trudne, jeśli nie przejdzie przez nie żaden kandydat. Zachowanie i ciało kobiety zostały tak ukształtowane, aby przeprowadzić tego rodzaju test. Mniej więcej w połowie przypadków sprawdzana jest zdolność mężczyzny do uczenia się, w jaki sposób korzystać z ciała kobiety i radzić sobie z jej zachowaniem.
Uczenie się jest trudniejsze, kiedy dane zachowanie nie zawsze spotyka się z taką samą reakcją. Reakcja kobiety na określony rodzaj stymulacji jest całkowicie nieprzewidywalna. Tak jest od początku zalotów do wystąpienia orgazmu podczas stosunku. Kobiety nie tylko różnią się między sobą (z istotnych względów – scenka 36), ale także reagują odmiennie w różnych momentach swojego życia (znowu z istotnych względów – scenki 24 i 25).
Zmienność ta umożliwia kobietom wyznaczanie zadań trudnych, ale możliwych do wykonania przez mężczyzn, którzy spełnią inne ich kryteria. Bez wątpienia próby te są trudniejsze dla niedoświadczonych mężczyzn. Jako przykład podajmy usytuowanie łechtaczki. Jak już wcześniej zauważyliśmy, w wy-padku ludzi, małp i małpiatek organ ten jest mały, trudny do odszukania i nie podlega bezpośredniej stymulacji przez członek podczas stosunku (scenka 22). Może być drażniona przez jakąś część ludzkiego ciała – zwykle przez penis – jeśli jednak samiec nie wie dokładnie, co robić, zwykle drażniona nie jest.
Stymulacja łechtaczki zależy przede wszystkim od pozycji albo poruszeń kobiety i dlatego znajduje się bardziej pod kontrolą kobiet niż mężczyzn. Tak jest u ludzi, zdarza u innych ssaków i wcale nie dziwi w świetle konkluzji dotyczących funkcji orgazmu podczas stosunku (scenka 25). To niezmiernie utrudnia życie niedoświadczonemu mężczyźnie, który stara się poznać techniki stosunku. Jeśli zachowanie mężczyzny czasem pobudza kobietę, a czasami nie, może się on nauczyć, jak wykorzystywać to najbardziej zasobne źródło seksualnych podniet, jedynie metodą prób i błędów albo korzystając z nauk jakiejś kobiety. Nawet technika łechtaczkowa, która zdaje egzamin w wypadku jednej kobiety, nie sprawdza się wobec innej (scenka 36).
Dziewczyna ze scenki 27 szukała stałego partnera. Częścią procedury selekcji, jaką przeprowadzało jej ciało, było zbadanie kompetencji wybranego mężczyzny w akcie spółkowania. Ponieważ on czegoś już się nauczył o zalotach, przeszedł pierwsze próby i został dopuszczony do stosunku. Niestety, fatalnie zawiódł. Z kolei starszy mężczyzna zaliczył wszystkie próby na wszystkich poziomach. Dziewczyna prawdopodobnie wolała starszego mężczyznę z wielu powodów, ale na pewno jednym z nich była lepsza technika seksualna.
Zapytane, dlaczego lubią mężczyzn, którzy są w stanie doprowadzić je do orgazmu, kobiety naturalnie podkreślają przyjemność, jaką czerpią z orgazmu. Lecz korzyści, jakie osiąga kobieta, wybierając bardziej kompetentnych mężczyzn, są natury zarówno biologicznej, jak i zmysłowej. Dzieje się tak mimo pozornej wady, mimo że im większy wpływ ma mężczyzna na wzór występowania u niej orgazmów, tym słabszą kontrolę ma ona sama. A przecież dowodziliśmy (scenki od 22 do 26), że kontrola kobiety w tej sferze jest jej główną bronią w walce o własny sukces prokreacyjny. Czy to możliwe, że utrata kontroli jest bardziej pozorna niż rzeczywista?
Żaden mężczyzna nie może zmusić kobiety do szczytowania, jeśli jej ciało tego nie chce. Kompetentny mężczyzna po prostu pomaga jej szczytować, gdy ona tego pragnie. Mniej kompetentny zmuszają do większego wysiłku – do masturbacji i bezwiednych orgazmów. Doświadczony i kompetentny mężczyzna stanowi pomoc, nie zagrożenie. Ale istnieje jeszcze jeden aspekt preferowania przez kobiety bardziej doświadczonych mężczyzn.
W istocie kobieta wykorzystuje podejście mężczyzny do gry wstępnej i stosunku, by zebrać informacje. Mężczyzna, który jest w stanie podniecić kobietę i doprowadzić ją do orgazmu, sygnalizuje, że miał doświadczenia z innymi kobietami. Sygnalizuje, że inne kobiety także uznały go za dostatecznie atrakcyjnego, aby dopuścić do stosunku z nim. Im skuteczniej ją stymuluje, tym bardziej doświadczony powinien być – i stąd większa liczba kobiet, które do tej pory uznały go za atrakcyjnego. Wymiana genów z nim może więc doprowadzić do przyjścia na świat synów i wnuków, którzy także będą atrakcyjni dla kobiet, zwiększając szanse matki na sukces reprodukcyjny.
Interesujący jest fakt, że samiczki niektórych gatunków ptaków wykorzystują te obserwacje w doborze partnera. Gdy jakaś samiczka dostrzega, że inne parzą się z pewnym samcem, wówczas wzrasta prawdopodobieństwo, iż także ona to uczyni. Zatem sprawianie wrażenia, że jest się atrakcyjnym dla innych samiczek, wydaje się na swój sposób zaletą samca.
Mimo trudności właściwie wszyscy mężczyźni uczą się w końcu podstaw, większość zaś nabywa wyrafinowania w grze miłosnej. Im szybciej się uczą, tym mniej okazji do odbycia stosunku utracą i będą mieli tym większe szanse na spłodzenie większej liczby dzieci z większą liczbą kobiet. Inaczej niż w wypadku wolniej uczących się rówieśników. Badania dowodzą, że chłopcy i dziewczęta, którzy eksperymentowali przed okresem pokwitania, zwłaszcza jeśli owe doświadczenia obejmowały kontakt genitalny, mają w życiu więcej partnerów seksualnych. Dobre wykorzystanie wczesnych kontaktów do nabycia seksualnej praktyki daje młodemu chłopcu przewagę nad rówieśnikami i zapewnia, że w przyszłych pokoleniach będzie miał większą populację swoich potomków.
Rzecz jasna brak wczesnych doświadczeń seksualnych nie skazuje młodego człowieka na życie bez udanych stosunków.
Jeśli dziewczyna lub kobieta uzna danego mężczyznę za właściwego kandydata na stałego albo przelotnego partnera tak-
że z innych powodów, to może mu wybaczyć brak doświadczenia, dbałości oraz to, że nie jest biegłym kochankiem. Wybór partnera do kontaktów seksualnych jest ciągiem kompromisów (scenka 18). W scence 27 koleżanka głównej bohaterki postanowiła wprowadzić młodziana w subtelności gry miłosnej. Jej celem było ukształtowanie partnera, który obok cech całkiem przez nią lubianych miałby także tę właściwość, że potrafiłby pomóc jej osiągnąć orgazm, ilekroć miałaby na to ochotę. Edukując go, poddawała próbie jego zdolność do uczenia się technik seksualnych. Stawał się „całkiem dobry”, co sugerowało, że synowie i wnukowie, których mógł jej ewentualnie dać, również będą przynajmniej „całkiem nieźli”. Istotne jest to, że ucząc go, jak pomagać jej w szczytowaniu, nie uczyła jednocześnie, jak pomóc w tym innym kobietom – w każdym razie nie w takiej samej mierze (scenka 36). W tej dziedzinie także nauczyłby się czegoś od niej, ale nie tyle, ile mogłoby się wydawać.
W rozważaniach tych skoncentrowaliśmy się na seksualnym rozwoju młodych mężczyzn, którzy zmagają się, aby poradzić sobie z próbami, na które wystawiają ich kobiety w imię selekcji. Chociaż młode kobiety mają znacznie mniej do przyswojenia niż młodzi mężczyźni, jeśli chodzi o podstawowe umiejętności potrzebne przy stosunku, one powinny się nauczyć, jak rozpoznać i działać pod naciskiem popędów generowanych przez ciało. Na przykład wiele muszą się nauczyć o tym, jak się masturbować i kiedy to czynić – lub kiedy się powstrzymać. Muszą opanować wiedzę, jak i kiedy szukać męskiej współpracy w dojściu do orgazmu podczas gry wstępnej, podczas stosunku albo po nim. W końcu musi się wiele nauczyć o technikach oszukiwania i uspokajania partnera.
Skłonności, aby robić to wszystko, są aranżowane podświadomie przez kobiece ciało, ale biegłość w zaspokajaniu owych skłonności, którą zdobywa, zależy od jej zdolności do uczenia się – szybkiego uczenia się. Niepowodzenie w szybkim przyswajaniu techniki seksualnej zdaje się nie prowadzić jak w wypadku mężczyzn do utraty szans na inseminację. Niemniej jednak będzie wpływało na liczbę wykorzystanych okazji. Skuteczność uczenia się wpłynie na zdolność do jak najlepszego wykorzystania wojny plemnikowej.

(…)

W fascynującej serii eksperymentów przeprowadzonych w USA we wczesnych latach osiemdziesiątych, kobiety z grupy ochotniczek zgodziły się codziennie przez kilka miesięcy smarować skórę pod nosem wydzielinami spod pachy innej kobiety. U każdej kobiety, która otrzymywała wydzieliny, cykl menstruacyjny dostosowywał się do cyklu kobiety, która dostarczała wydzielin. Sugeruje to, że związki chemiczne wchodzące w skład wydzielin spod pachy umożliwiają grupie kobiet spędzającej ze sobą czas zsynchronizować cykle menstruacyjne.
W ostatnich latach dużo się dyskutuje o tym, czy synchronizacja menstruacyjna jest zjawiskiem prawdziwym. Najnowsze badania zdają się to potwierdzać – lecz że podobnie sprawa się przedstawia z procesem odwrotnym. W pewnych grupach kobiet cykle menstruacyjne upodabniają się do siebie, w innych stają bardziej odmienne. Nie jest dziełem przypadku, w którym kierunku zjawisko to przebiegnie. W największym stopniu zależy to od tego, czy u kobiet regularnie występuje owulacja (scenka 15). W grupach składających się z kobiet, z których nieliczne mają owulację, zwłaszcza jeśli niektóre łykają pigułki, panuje tendencja do synchronizacji. W grupach, w których większość ma owulację, powstaje tendencja do desynchronizacji – jak gdyby kobiece ciała starały się przeprowadzić owulację w możliwie największym odstępie czasu od owulacji innych.
Mechanizm pojawiania się tych reakcji pozostaje nadal tajemnicą, lecz prawdopodobnie ma jakiś związek z ukrywaniem
faz płodnych przed mężczyznami (scenka 2). Gdyby wszystkie kobiety w grupie przechodziły owulaqę w tym samym czasie, nawet najbardziej niezorientowani mężczyżni mogliby dostrzec zmianę w ich zachowaniu związaną z fazą płodną (scenki 3, 6, 10 i 22). W izolacji jednostka może z łatwością ukryć owe zmiany przed partnerem pośród przypadkowych zachwiań nastroju i zachowania.
Fakt, że dwie kobiety w scence 31 zsynchronizowały się, sugeruje, że nie miały owulacji w minionych miesiącach. Jest to powszechna reakcja na brak mężczyzn (scenka 15). Kiedy młodsza dziewczyna rozpoczęła aktywność heteroseksualną, powinniśmy się spodziewać, że najpierw przejdzie owulację, a potem jej cykl nie będzie już zsynchronizowany z cyklem kochanki.

(…)

Mężczyźni są wyposażeni w parę jąder niejednakowej wielkości (zwykle prawe jest o 5% większe), które wiszą sobie w mosznie na różnych wysokościach (częściej lewe jest niżej).
Jądra wszystkich ssaków rozwijają się wewnątrz ciała dokładnie w tym samym miejscu co jajniki – a w przypadku wielu gatunków tam właśnie pozostają. U innych gatunków, takich jak ludzie, schodzą do woreczka mosznowego jeszcze przed pojawianiem się mężczyzny na tym świecie i pozostają tam przez całe życie poszczególnych osobników. U jeszcze innych gatunków jądra schodzą na sezon rozrodczy, a potem wracają do wnętrza ciała, gdzie pozostają bezpieczne do następnego sezonu.
Jądra w mosznie są bardziej wrażliwe niż jądra wewnątrz ciała i łatwo je urazić. Zaleta takiego położenia polega na tym, że plemniki są przechowywane w niższej temperaturze niż wówczas, gdyby pozostawały w ciele, przez co dłużej zachowują żywotność i zdrowie. U nagich mężczyzn nasienie jest przechowywane w temperaturze o 6°C niższej niż ta, która panuje wewnątrz ciała. W ubraniu różnica wynosi jedynie 3°C.
Przeciętnie wyżsi i ciężsi (lecz nie otyli) mężczyźni mają większe jądra. Niektórzy jednak mają jądra względnie większe w proporcji do masy ciała; inni zaś – względnie mniejsze. Różnica ma charakter genetyczny i dziedziczny. Jeżeli nie występują żadne szczególne problemy, nawet najmniejsze jądra są w stanie wyprodukować dostateczną liczbę plemników do zapłodnienia, jeśli akurat nie muszą wziąć udziału w wojnie plemnikowej. Poza tym małe jądra są mniej wrażliwe i mniej narażone na uszkodzenie niż większe. Dlaczego zatem wszyscy mężczyźni nie mają małych jąder? Otóż kiedy prawdopodobna jest wojna plemnikowa, małe jądra stanowią poważne upośledzenie. Najlepszą strategię dla danego mężczyzny wyznacza w znacznej mierze wielkość jego jąder.
Mężczyźni z większymi jądrami wytwarzają dziennie więcej plemników, częściej miewają wytrysk i podczas każdego stosunku wprowadzają więcej nasienia do ciała kobiety. Co interesujące, podczas masturbacji wcale nie usuwają więcej spermy. Spędzają mniej czasu ze swoimi partnerkami, częściej bywają niewierni i często dobierają sobie partnerkę, która także nie jest wierna. U mężczyzn z mniejszymi jądrami sprawy mają się wprost przeciwnie.
Ujmijmy to w największym skrócie: mężczyźni z większymi jądrami są zaprogramowani jako eksperci od wojen plemnikowych. Ponieważ wprowadzają do walki potężne armie plemników, powinni być zwycięzcami. Z drugiej strony mężczyźni z mniejszymi jądrami zgodnie z genetycznymi programem specjalizują się w pilnowaniu partnerki, w wierności oraz unikaniu wojny plemnikowej – wojny, którą z powodu wystawiania do boju małych armii prawdopodobnie by przegrali. Zatem kto powinien odnieść większy sukces reprodukcyjny, mężczyzna z małymi czy z większymi jądrami? Wydaje się, że żaden nie osiąga zdecydowanej przewagi. Jak w wypadku biseksualizmu, wygląda na to, że ewolucja wytworzyła stan równowagi. Mężczyźni z małymi i dużymi jądrami radzą sobie równie dobrze.

(…)

W porównaniu z mężczyznami kobiety różnią się między sobą pod względem seksualnych upodobań wprost niewiarygodnie. Niektóre (2-4%) nigdy nie przeżywają orgazmu; inne (5%) mają wielokrotne orgazmy, przechodząc płynnie od jednego szczytowania do drugiego. 10% w ogóle nie osiąga orgazmu w trakcie stosunku, z kolei tyle samo szczytuje prawie zawsze. Niektóre wolą całkowicie biernie dochodzić do orgazmu; inne wolą być aktywne. Wreszcie 40% miewa bezwiedne orgazmy nocne, podczas gdy inne nawet nie potrafią sobie czegoś takiego wyobrazić.
Zróżnicowaniu we wzorach przeżywania orgazmu towarzyszy – albo się z nim wiąże – różna wrażliwość i pobudliwość rozmaitych części kobiecego ciała. Niektóre kobiety mają wrażliwe brodawki, inne nie. Niektóre mają łechtaczkę tak wrażliwą, że nie lubią, aby dotykać żołędzi; inne bardzo słabo reagują na bezpośrednią stymulację.
Nie do końca prawdziwe jest twierdzenie, że nie istnieją dwie takie same kobiety – lecz wielu mężczyzn często odnosi podobne wrażenie. Dlaczego występuje tak znaczne zróżnicowanie kobiecej seksualności i jaką rolę odgrywa ona w dążeniu kobiet do osiągnięcia sukcesu reprodukcyjnego? Otóż jest to jeszcze jedna manifestacja umiejętności kobiet wyprowadzania mężczyzn w pole (scenka 2) i testowania ich zdolności (scenka 27). To się sprawdza, bo jak mieliśmy okazję już zauważyć (scenka 27), mężczyźni muszą opanować techniki seksualne.

(…)

Niewiarygodna różnorodność kobiecej seksualności jest po prostu najbardziej złożonym przykładem tego rodzaju równowagi. Jak w przypadku poprzednich przykładów, możemy się spodziewać, że poziom równowagi zostanie ustalony przez ewolucję w taki sposób, iż w zakresie prokreacji wszystkie kategorie zaczną się sprawdzać równie dobrze.
Zatem jakie to kategorie? Czy są różne tylko ze względów estetycznych czy z uwagi na powiązanie z innymi aspektami zachowań seksualnych? To ostatnie wydaje się najbardziej prawdopodobne. Jak duże jądra (scenka 35) i biseksualizm (scenka 30) predestynują pewnych mężczyzn do specjalizacji w zakresie osobliwych strategii seksualnych, tak różnorodne wzory dochodzenia do orgazmu oznaczają stosowanie określonych strategii seksualnych przez kobiety. Niektóre wzorce pomogą danej kobiecie jak najlepiej wykorzystać wierność i troskliwość partnera. Ujmując sprawę w uproszczeniu, zgadzamy się z poglądem, że bogactwo kobiecej seksualności w znacznym stopniu nie poddaje się kategoryzacji, lecz dla ułatwienia sobie życia wyróżnimy cztery główne typy.
Do pierwszego zaliczają się kobiety, które są zaprogramowane, aby od czasu do czasu przeżywać (czasem zaś nie) pełen zestaw możliwych orgazmów (wyzwalanych pod wpływem masturbacji, gry wstępnej, stosunku albo po stosunku, czyli postkoitalny – czasami wielokrotnie). Chociaż tylko 5% kobiet przeżywa absolutnie całe spektrum możliwości, dodatkowo aż 25% doświadcza wszystkich odmian orgazmów z wyjątkiem wielokrotnych, a jeszcze 40% przeżywa je wszystkie z wyjątkiem orgazmów wielokrotnych i bezwiednych nocnych. Wszystkie kobiety zaliczane do tej kategorii są zdolne do sterowania utrzymaniem nasienia na wszystkie sposoby, które już omówiliśmy (scenki od 22 do 26). W szczególności są w stanie różnicować częstotliwość, z jaką przeżywają ten czy inny typ orgazmu, aby maksymalnie wykorzystać mężczyznę i dane okoliczności. To są najprawdopodobniej kobiety, które są maksymalnie przygotowane do eksploatacji wojny plemnikowej, ilekroć warto to uczynić.
Chociaż ta kategoria kobiet jest pewnie najbardziej liczna (około 75%), jest też ogromnie zróżnicowana. Na przykład około 30% masturbuje się i jednocześnie ma bezwiedne orgazmy. Owe różnice odzwierciedlają chyba już tylko różnorodność dla samej różnorodności. Masturbacja i bezwiedne orgazmy są alternatywnymi środkami prowadzącymi do tego samego celu (scenka 22 i 23). Nacisk na jedno albo drugie pozwala się kobietom odróżniać. Wyznacza także możliwość utrzymania w tajemnicy przygotowań do zdrady (scenka 23), lecz chyba nie ma poważniejszego znaczenia, jeśli chodzi o zdolności do manipulowania utrzymaniem nasienia. Dodatkowo w obrębie tej kategorii jest dość przestrzeni, by każda kobieta różnicowała własne zachowanie (w zależności od okresu i od mężczyzny) tak, by nigdy nie stała się przewidywalna.
Drugą kategorię tworzą kobiety zaprogramowane na unikanie tego czy innego ważniejszego sposobu manipulowania zatrzymaniem nasienia albo wojną plemnikową. Nie przeżywają orgazmów ani samotnie (bezwiednych bądź masturbacyjnych), ani w obecności mężczyzn. W większości przypadków angażują jedynie odrobinę ze swoich manipulacyjnych umiejętności. Zyskują na tym, że występują nieco mniej powszechnie. tylko koło 10% kobiet jest tak zaprogramowanych, że ani nie miewają orgazmów bezwiednych, ani się nie masturbują, co w efekcie sprowadza się do tego, że cała odpowiedzialność za manipulowanie nasieniem spada na orgazmy, które przeżywają w obecności mężczyzn. Pełen zakres manipulacji plemnikami jest w dalszym ciągu możliwy (poprzez orgazmy w trakcie gry wstępnej, w czasie stosunku albo po stosunku – scenki od 22 do 25), ale istotne staje się dla kobiety to właśnie, aby wybrała seksualnie kompetentnego mężczyznę. Inne kobiety (znowu około 10%) są tak zaprogramowane, aby nigdy nie szczytować w obecności mężczyzn, ale które mastur- bują się i/albo miewają bezwiedne orgazmy. One również w pełni manipulują nasieniem. W sekrecie przygotowują bardziej lub mniej szczelny filtr szyjkowy – jednego wszak uczynić nie mogą, to znaczy nie są w stanie w ostatniej chwili zmienić „zdania” i zniweczyć skutków istnienia szczelnego filtra.
Trzecia kategoria składa się z 10% kobiet, które szczytują praktycznie za każdym razem podczas pełnego stosunku. Te kobiety także mogą manipulować utrzymaniem nasienia, a przez to aktywnie wpływać na rezultat wojny plemników – tak długo, jak długo dostosowują chwilę szczytowania do momentu wprowadzenia nasienia (scenka 25). Orgazm minutę bądź dwie przed mężczyzną zapewnia niski poziom zatrzymania nasienia; po mężczyźnie – wysoki.
W skład czwartej kategorii wchodzi 2 do 4% kobiet, które nigdy nie przeżywają orgazmu ani podczas stosunku, ani podczas masturbacji, ani bezwiednie. W efekcie, jak zaznaczono wyżej, kobiety tego typu zyskują, nie ucząc partnera technik seksualnych, które sprzyjałyby jego niewierności. Inaczej niż przedstawicielki wymienionych wcześniej kategorii, te kobiety tylko w niewielkim stopniu są w stanie wpływać na wynik wojny plemnikowej. Są jednak dobrze przygotowane do tego by względnie bezpiecznie wybrać partnera i jak najlepiej wykorzystać związek. Mają pewną kontrolę nad liczbą plemników, głównie przez możliwość odczekania, aż filtr szyjkowy utraci swoją szczelność (scenka 22). Ale ponieważ liczba plemników jest znacznie mniej ważna dla poczęcia niż dla celów wojny, jeśli nie ma możliwości, by do takiej wojny doszło, kwestia, ile nasienia kobieta zatrzyma po każdym stosunku, nie ma praktycznego znaczenia.
Chociaż po prawidłowym wytrysku można zatrzymać znacznie więcej nasienia niż potrzeba do zapłodnienia (scenka 19), znacznie trudniej zatrzymać go zbyt mało. Trzeba jednak przyznać, że ejakulat zawierający zbyt mało nasienia nie jest zwykle w pełni zdolny do zapłodnienia, nawet jeśli kobieta zatrzymuje je w całości. Dzieje się tak nie dlatego, że zawiera mało plemników – mężczyźni po sterylizacji, którzy wprowadzają bardzo niewielką liczbę plemników do ciała kobiety (może nawet mniej niż sto), bywają czasem ojcami. To raczej warunki kliniczne warunkujące obniżoną produkcję plemników (dziesiątków milionów, nie zaś setek milionów) są odpowiedzialne za niską płodność nasienia.
Kobiety zaliczające się do tej ostatniej kategorii oczywiście nie korzystają z dobrodziejstw orgazmu jako obrony przed infekcją. Lecz z drugiej strony, w porównaniu z innymi kategoriami, są najmniej podatne na zarażenie się chorobami wenerycznymi. W każdym razie wydaje się, że nawet kobiety zaprogramowane na unikanie manipulowania plemnikami za pośrednictwem orgazmu mogą go przeżywać, jeśli pojawi się zagrożenie infekcjami genitalnymi. W jaki sposób to uczynią, zależeć będzie od ich anatomii. Jeżeli łechtaczka takiej kobiety jest wrażliwa na stymulację, może ona nagle poczuć pociąg do masturbacji. Jednakże u tego rodzaju kobiet częścią biologicznego programu bywa względny brak wrażliwości na stymulację łechtaczki. Może zatem trudno im poprzez masturbację doprowadzić się do orgazmu, ale naturalnie droga do orgazmów bezwiednych pozostaje dla nich otwarta.
Predyspozycje różnych kobiet do stosowania rozmaitych strategii seksualnych stanowią ostateczny niuans w procedurach doboru partnera seksualnego — tym szczegółem powinniśmy uzupełnić elementy przedstawione wcześniej (scenki 18, 20, 21,27 i 28). Dana kobieta powinna szukać partnera, którego podejście do wojny plemnikowej uzupełniać będzie jej własne. Mężczyzna o małych jądrach ze scenki 35, specjalizujący się w pilnowaniu partnerki, stanowił dobrą partię dla kobiety, która nigdy nie przeżyła orgazmu. Podobnie mężczyzna o dużych jądrach z tej samej scenki był odpowiednią partią dla kobiety potrafiącej przeżywać wiele rodzajów orgazmu. Mogła ona uzyskać najwięcej, wykorzystując niewierność i wojnę plemników. Skorzystała w dwojaki sposób. Po pierwsze, nastawienie jej partnera na wojnę oznaczało, że jego liczna armia plemników w maksymalnym stopniu utrudnia zadanie armiom kochanków. Po drugie, ponieważ sam dopuszczał się niewierności, często pozostawiał kobiecie swobodę w zmierzaniu do sukcesu prokreacyjnego dokładnie tą samą drogą
Wreszcie powinniśmy zaakcentować kwestię, na którą zwracaliśmy już uwagę w poprzednich scenkach tego rozdziału: kobiety zaliczające się do rozmaitych kategorii osiągają identyczny sukces prokreacyjny. Odsetek każdej kategorii w całej populacji ustala się dokładnie na takim poziomie, aby tak się stało. W konsekwencji żadnej kobiety nie powinien wstrzymywać w dążeniu do osiągnięcia sukcesu prokreacyjnego reżim orgazmu, któremu ona podlega – póki dobór partnera i wynikające z niego zachowanie będą ze sobą współgrać.

 

 

Podróż plemników do jajeczka nie jest jedynie prostym procesem prowadzącym do zapłodnienia. To bezwzględna walka, w której zwyciężyć mogą tylko najsilniejsi. Jak się jednak okazuje, równie dramatyczne są ostatnimi czasy wysiłki mężczyzn, mające na celu zachowanie płodności.

Niektórzy twierdzą, że mężczyzna XXI wieku jest jedynie połową tego, kim był jego dziadek. Mówi się tak nie bez powodu, jako że męska płodność, a w raz z nią zdolności reprodukcyjne, ulegają systematycznemu obniżeniu. Dociekając przyczyny tego alarmującego zjawiska specjaliści wskazują na szereg różnych czynników. Nadmierne korzystanie z telefonów komórkowych i laptopów, zbyt obcisła bielizna, nadużywanie alkoholu i lekarstw, nafaszerowana chemią żywność – wszystko to ma wpływ na upadek etosu mężczyzny-reproduktora.

Czy jednak istotnie panowie mają powody do niepokoju? Czy ich przyszłość wygląda tak źle, jak przekonują naukowcy? Czy nowoczesny styl życia stanowi realne zagrożenie dla trwałości gatunku ludzkiego? Odpowiedzi na te i inne pytania postanowili udzielić twórcy filmu „Wojny plemników”. W atrakcyjny i przystępny sposób przekazują najważniejsze informacje na temat tego, jak każdy mężczyzna może zadbać o własną płodność. Mówią, co ma dobry, a co negatywny wpływ na spermę, przy okazji weryfikując pogląd o jej „psuciu się” u kolejnych generacji. Na trzech sprawnych seksualnie mężczyznach przeprowadzone zostaje badanie na szkodliwość obcisłej bielizny, laptopów, a nawet częstego spoczywania w pozycji siedzącej. Przy okazji twórcy przedstawiają rzadko omawiane prawdy na temat męskiego nasienia i samego procesu zapłodnienia.

Film dotyka także poważnego problemu bezpłodności, który dla wielu panów jest powodem osobistych tragedii. Twórcy „Wojen plemników” przyglądają się nie tylko sposobom zapobiegania tej przypadłości, ale też możliwościom jej leczenia – poprzez radykalną zmianę diety i sposobu życia, kurację farmakologiczną lub zabieg chirurgiczny.

„Wojny plemników” stanowią swoisty przewodnik dla wszystkich mężczyzn chcących zadbać o własne zdrowie i sprawność seksualną, są również wnikliwym studium współczesności, w której bezpłodność staje się jedną z coraz powszechniejszych chorób cywilizacyjnych.