Archiwum dla Listopad, 2015

Norman Dodd o Fundacjach zwolnionych z opodatkowania [USA] – napisy PL

Historia, którą zaraz usłyszymy stanowi brakujący element układanki współczesnej historii. Bez tej wiedzy, wiele współczesnych wydarzeń pozostaje poza granicami naszego zrozumienia. Jest to wywiad przeprowadzony przez G. Edwarda Griffina z Normanem Doddem, który w 1954 r. był dyrektorem sztabu specjalnej Komisji Kongresowej badającej fundacje zwolnione z podatku, nazywanej czasem Komisją Reece’a.
Usłyszą Państwo historię o tym, że duże fundacje zwolnione z opodatkowania w USA takie jak Carnegie Endowment, Ford Foundation, Guggenheim Foundation i The Rockefeller Foundation co najmniej od 1945 r. działały w celu promowania ukrytego programu. Motyw ten nie ma nic wspólnego z pozorną działalnością organizacji dobroczynnych, dobrymi uczynkami czy filantropią. Usłyszymy, że rzeczywistym celem było m.in. stworzenie kolektywnego państwa na skalę światową, włączając w to Związek Radziecki, które miałoby być zarządzane zza kulis sceny politycznej przez tą samą grupę ludzi, która sprawuje kontrolę nad fundacjami zwolnionymi z opodatkowania.

Dodd: Rowan Gaither był wówczas Prezesem Fundacji Forda. Posłał po mnie, kiedy znalazłem dogodny termin, aby wybrać się do Nowego Jorku. Poprosił, żebym stawił się w jego biurze, co też zrobiłem. Po wymianie uprzejmości, Pan Gaither oznajmił:

„Panie Dodd, poprosiliśmy Pana o przybycie ponieważ pomyśleliśmy sobie, że być może mógłby Pan nieoficjalnie zdradzić nam, dlaczego Kongres jest zainteresowany działalnością fundacji takich jak ta”. 

Zanim mogłem nawet zastanowić się nad odpowiedzią, Pan Gaither zaczął mówić dalej i oznajmił dobrowolnie:

„Panie Dodd, wszyscy zgromadzeni tutaj ludzie, którzy przyczynili się do formułowania polityk mieli do czynienia z OSS (Biuro Służb Stategicznych) podczas wojny, lub z europejską administracją gospodarczą po wojnie. Mieliśmy doświadczenie w operowaniu zgodnie z wytycznymi, które pochodzą i pochodziły z Białego Domu. Nadal operujemy zgodnie z tymi wytycznymi. Czy chciałby Pan dowiedzieć się, co jest istotą tych wytycznych?”

Odpowiedziałem:

„Tak, Panie Gaither, bardzo chętnie”, po czym powiedział: „Panie Dodd, naszym zadaniem jest działanie w odpowiedzi na podobne wytyczne, których istotą jest fakt, że użyjemy naszej możliwości do przyznawania dotacji by przyczynić się do zmiany życia w Stanach Zjednoczonych tak, aby mogły zostać w wygodny sposób połączone ze Związkiem Radzieckim”. 

Nawiasem mówiąc, prawie spadłem z krzesła. Oczywiście tak się nie stało, ale odpowiedziałem wtedy p. Gaitherowi:

„Panie Gaither, teraz mogę udzielić odpowiedzi na Pana pierwsze pytanie. Zmusił Pan Kongres Stanów Zjednoczonych, aby wydał 150 tys. dolarów na odkrycie tego, co właśnie sam mi Pan powiedział. Oczywiście, zgodnie z prawem jest Pan upoważniony do udzielania dotacji na tej cel, jednak nie wydaje mi się, że jest Pan upoważniony do zatajenia tej informacji przed obywatelami tego kraju, wobec których jest Pan zobowiązany poprzez zwolnienie od podatku. Dlaczego więc nie przekaże Pan obywatelom tego, co właśnie mi Pan powiedział?”

Jego odpowiedź brzmiała następująco:

„Nie dopuścimy się takiej rzeczy”.

Odpowiedziałem wtedy:

„Panie Gaither, oczywistym jest, że zmusił Pan Kongres do wydania tych pieniędzy w celu dowiedzenia się tego, co mi Pan właśnie powiedział”. 

(…)

Kiedy przybyłem do biura Fundacji, zastałem dra Josepha Johnsona, prezesa będącego następcą Algera Hissa, dwóch wiceprezesów wraz z ich doradcą, partnerem kancelarii prawnej Sullivan & Cromwell. Dr Johnson (ponownie po wymianie uprzejmości) oznajmił:

„Panie Dodd, otrzymaliśmy Pana list. Możemy udzielić odpowiedzi na Pana pytania, ale byłoby z tym dużo kłopotu. W związku z tym przygotowaliśmy kontrpropozycję. Jeśli wyśle Pan członka Pańskiego personelu na dwa tygodnie do Nowego Jorku, damy tej osobie dostęp do biblioteki i ksiąg protokołów od początku działania tej Fundacji. Jesteśmy zdania, że wszystko to, o czym chce się dowiedzieć Pan lub Kongres będzie jasne po zapoznaniu się z księgami protokołów”. 

Z początku pomyślałem, że postradali umysły. Miałem dobry obraz tego, co mogłyby zawierać te księgi. Zdałem sobie jednak sprawę, że dr Johnson zasiadał na stanowisku dopiero przez 2 lata, a wiceprezesi byli stosunkowo młodymi mężczyznami. Doradca również wyglądał na młodego człowieka. Domyśliłem się, że prawdopodobnie nigdy nie zapoznali się z lekturą ksiąg protokołów. 

Powiedziałem, że mogę kogoś takiego wysłać i że zgadzam się na ich warunki. Wróciłem do Waszyngtonu i wyznaczyłem członka mojego personelu wykonującego zawód prawnika Waszyngtonie. Była częścią mojego personelu po to, aby upewnić się, że nie łamię żadnych zasad ani nie działam sprzecznie z procedurami Kongresu. Na dodatek była nastawiona nieprzychylnie wobec celowości dochodzenia. Kathryn była zrównoważoną, błyskotliwą i kompetentną osobą, a jej nastawienie względem dochodzenia było następujące:

„Co może być nie tak z fundacjami? Robią tyle dobrego”.

Mając na uwadze szczere przekonanie Kathryn robiłem wszystko, co w mojej mocy, aby nie zrazić jej w jakikolwiek sposób. Wytłumaczyłem jej jednak, że niemożliwym byłoby przeczytanie wszystkich odręcznych protokołów spisywanych na przestrzeni 50 lat w 2 tygodnie. Z tego powodu musiała skoncentrować się na tzw. „czytaniu pobieżnym”.

Wyznaczyłem przedziały czasowe, na których miała się skupić i tak wybrała się do Nowego Jorku. Wróciła po 2 tygodniach z następującym materiałem nagranym na winylowych wałkach na dyktafonie: W 1908 r. czyli wtedy, kiedy Fundacja Carnegie rozpoczęła swoja działalność, podczas posiedzenia członków zarządu po raz pierwszy w naukowy sposób poruszono kwestię będącą tematem dyskusji aż do końca roku. Padło następujące pytanie:

„Czy istnieje jakikolwiek środek bardziej skuteczny niż wojna zakładając, że chce się wpłynąć na zmianę sposobu życia całego narodu?”

Stwierdzili, że ludzkość nie zna bardziej skutecznego środku, jeśli chce się osiągnąć ten cel. W 1909 r. poruszyli kolejną kwestię, mianowicie:

„w jaki sposób możemy uwikłać USA w wojnę”?

            Wątpię, aby istniał wtedy bardziej odległy temat dla społeczności amerykańskiej niż zaangażowanie tego kraju w wojnę. Było kilka sporadycznych epizodów z Bałkanami, ale nie sądzę, aby wielu ludzi nawet wiedziało, gdzie znajdują się Bałkany. W końcu udzielają następującej odpowiedzi: musimy przejąć kontrolę nad Departamentem Stanu. Siłą rzeczy rodzi się kolejne pytanie:

„jak można to osiągnąć?”

Ich odpowiedź brzmi:

„musimy przejąć władzę i objąć kontrolę nad dyplomatyczną maszynerią tego kraju.”

Ostatecznie postanawiają skupić się na tym celu. Mijają lata, aż w końcu jesteśmy świadkami I wojny światowej. Odnotowują wtedy w protokole szokujący raport, w którym widnieje informacja o nadaniu telegramu do prezydenta Wilsona w którym przestrzega się go przed tym, aby nie dopuścił do zbyt szybkiego zakończenia wojny. Oczywiście ostatecznie wojna dobiega końca.

            Ich uwaga skupiła się wtedy na zapobieganiu powrotu do życia obywateli USA sprzed 1914 r., kiedy to wybuchła I wojna światowa. Dochodzą do wniosku, że należy przejąć kontrolę nad edukacją w USA, jeśli chce się zapobiec temu procesowi. Zdają sobie sprawę, że jest to całkiem duże przedsięwzięcie przekraczające ich możliwości, dlatego zwracają się z propozycją do Fundacji Rockefellera: Fundacja Rockefellera zajmie się edukacją w obrębie kraju, a edukacją międzynarodową zajmie się Fundacja Carnegie. Zdecydowali, że kluczem do sukcesu tych dwóch przedsięwzięć jest wprowadzenie zmian w sposobie nauczania historii USA. Z tego powodu zwrócili się do czwórki najwybitniejszych nauczycieli historii USA w całym kraju – ludzi takich jak Charles i Mary Byrd z pewną propozycją. Zapytali, czy mogliby zmienić sposób, w jaki prowadzą zajęcia. Spotkali się ze stanowczą odmową.

            Stwierdzili, że niezbędne będzie utworzenie „stadniny” złożonej z własnych historyków. Tym razem zwrócili się do Fundacji Guggenheima specjalizującej się w przyznawaniu stypendium mówiąc:

„Czy przyznalibyście stypendium wskazanym przez nas młodym doktorantom kształcących się w dziedzinie historii Ameryki, którzy według nas będą odpowiedni?”

Odpowiedź jest twierdząca.

            Mając na uwadze ten warunek gromadzą 20 potencjalnych nauczycieli historii USA i zabierają ich do Londynu, gdzie zaznajamia się ich z tym, czego się od nich oczekuje – kiedy, gdy i jeśli będą trzymać się ustaleń po kątem uzyskania stopnia doktora.

            Ta właśnie grupa 20 historyków stała się ostatecznie zaczątkiem Amerykańskiego Towarzystwa Historycznego. Pod koniec lat 20. XX w. Fundacja Carnegie przyznaje Amerykańskiemu Towarzystwu Historycznemu 400 tys. dolarów na badania historii Ameryki pod kątem tego, czego można się spodziewać w przyszłości w Stanach Zjednoczonych.

            Zwieńczeniem badań jest praca składająca się z 7 tomów, przy czym ostatni z nich stanowi podsumowanie zawartości pozostałych sześciu tomów. Istotą ostatniego tomu jest następujące stwierdzenie:

przyszłość tego kraju leży w kolektywiźmie administrowanym z charakterystyczną dla Ameryki skutecznością.

Which path for mankind?

Źródło diagramu: http://www.freedomforceinternational.org/pdf/futurecalling1.pdf

 

Zobacz na:

Ideologia, strategia, sztuka operacyjna i taktyka w ruchu demokratyczno-narodowym

O ład w historii – Feliks Koneczny

Społeczne funkcjonowanie pojęć prawdy i piękna w różnych cywilizacjach

Nauka o cywilizacjach – Józef Kossecki

Koncept Grawitacji – cz 4 – napisy PL

Czwarta część konceptu grawitacji.

Koncept Grawitacji – Męska Transformacja 1, 2, 3

 


Ciągłe zastanawianie się jak nie dopuścić, żeby coś się zdarzyło to po prostu strata czasu i marnowanie życia.


Kobieta chce czuć, że niezależnie od tego jak bardzo się wkurzy, jak bardzo ulegnie emocjom, jak bardzo się zdenerwuje, to facet faktycznie, tak jak powiedziałeś, będzie miał wszystko pod kontrolą.
jeżeli mężczyzna nie przykłada wagi do zrelaksowania jej, a później podniecenia, ona nie osiągnie orgazmu.
Jeśli studiujesz psychologię ewolucyjną ludzi, dowiesz się, że mózg kobiety w stanie spoczynku nigdy nie odpoczywa.


To przez co przechodzimy co miesiąc za sprawą hormonów, tego wy, faceci, nie przeżywacie w ciągu dwudziestu lat. Więc jeśli spotykamy mężczyznę, który nas uspokaja… I robi to z miłością… To jest spełnienie wszystkich naszych marzeń, wszystko czego chcemy.
Największą rzeczą, jaką kobieta może zrobić dla mężczyzny to moim zdaniem wspierać jego misję. Kiedy kobieta jest w opozycji do twojej misji lub w konflikcie z twoją misją, jesteś z niewłaściwą kobietą. Jeżeli kobieta ma potrzeby, które są w totalnym konflikcie z twoją misją, jesteś z niewłaściwą kobietą.


Ilu z was ma wrażenie, że stale wybiera niewłaściwe kobiety? Jedną z tajemnic udanego związku jest rozumieć czego się potrzebuje. Kiedy rozumiesz czego potrzebujesz, wówczas potrafisz to i wiele swoich trudności… Wielu ludzi wchodzi w związki, a dwa lata później znajdują się w środku jakiegoś cholernego koszmaru, prawda? Tak się zdarza, kiedy wybierasz to, czego chcesz, a nie to, czego potrzebujesz.


Kiedy patrzycie na swoją listę, to sposób w jaki można określić różnicę między tym czego potrzebujecie, a tym czego chcecie jest taki: jeśli ona jest atrakcyjna, ma świetny tyłek, ładny uśmiech, ale jednocześnie jest nielojalną, kłamliwą suką, czy bylibyście z nią?


Kocham wszystkich. Dlaczego? Bo w tej samej sekundzie, kiedy poczuję, że kogoś nie lubię, ten ktoś mnie zawłaszcza. Zapiszcie to. W tej sekundzie, kiedy poczuję, że kogoś nie lubię, ten ktoś mnie zawłaszcza. Zawłaszcza moją energię, zawłaszcza moje myśli, zawłaszcza moje uczucia.
Kiedy rozmawiałem z Davidem przed tym programem, przez całe tygodnie poprzedzające to seminarium, powiedziałem mu: „Wiesz co, David, coś sobie uświadomiłem”. A on zapytał: „Co takiego, Sean?” Odpowiedziałem: „Jestem zagrożeniem dla mężczyzn, choć nie mam nawet wzrostu pierwszoklasisty”. On na to: „Powiedz mi coś więcej. Jak to jesteś zagrożeniem dla mężczyzn?” Odparłem: „Jestem zagrożeniem dla mężczyzn, ponieważ obracam w pył każdą wymówkę, którą stosują, żeby być małymi w życiu. Patrzą na mnie, widzą mnie z piękną, niesamowitą ‘Totalną Dziesiątką’ i zastanawiają się jak on to robi. To dla nich przerażające, bo mają wybór – albo wrócić do swego kokonu, płakać i wymyślać więcej wymówek albo zmienić się”. Zmiana może być naprawdę przerażająca, prawda? Jeżeli na okrągło robisz to samo, stajesz się dobry w doskonaleniu wszystkiego, co cię ogranicza. Stajesz się dobry w opowiadaniu swojej historii, historii ofiary. Jestem w nieudanym związku, bo rodzice porzucili mnie, kiedy byłem dzieckiem i nigdy nie otrzymałem miłości, której potrzebowałem. I wtedy zwracasz na siebie uwagę, doświadczasz współczucia ze strony innych. To dlatego twoje związki są nieudane, no tak, rozumiemy. Masz z tego dwie rzeczy. Po pierwsze otrzymujesz potwierdzenie, że masz rację. Dobrze jest mieć rację. Uwielbiamy mieć rację. Zwłaszcza my, mężczyźni, uwielbiamy mieć rację. Po drugie nie musisz się zmieniać. Panowie, przyszliście do programu, który nazywa się „Męska Transformacja”.


Nie wiedziałem tego wtedy, ale emanowałem tą energią. Każdą kobietę p
rzekonałem, że nie jestem wystarczająco dobry. Może umówisz się z moim kumplem, może z tym, może z tamtym. Dlaczego? Bo ja jestem wybrykiem natury, hochsztaplerem. Moje wnętrze może być idealne, ale jestem pewny, że jest gdzieś facet, który jest idealny wewnętrznie i zewnętrznie i który może mnie pokonać. Miałem coś takiego, rozumiecie? Taki byłem przez 14 lat. Ta klątwa skończyła się w samochodzie. Siedziałem w nim z dziewczyną, z którą w tamtym czasie się spotykałem. Byliśmy na wielu randkach. Myślałem, że jest „Totalną Dziesiątką” – piękna wewnętrznie i zewnętrznie, bardzo zainteresowana rozwojem osobistym (spotkaliśmy się na seminarium poświęconym rozwojowi osobistemu). Uważam, że to bardzo seksowne, kiedy ktoś chce wznieść swoje życie na wyższy poziom, nie ma nic bardziej podniecającego. Spotkałem więc tę dziewczynę, zacząłem z nią rozmawiać o pewnej książce i nagle zrobił się z tego związek. Znaleźliśmy się w samochodzie pewnego wieczoru, chwilę wcześniej wyszliśmy z księgarni. W aucie pachniało korzenną herbatą i kawą. Zapach był piękny, a do tego jej perfumy. Pomyślałem, że oto proszę, jestem królem świata, umawiam się z tą świetną dziewczyną, klątwa zdjęta, o taaak! Wtedy ona spojrzała na mnie i powiedziała: „Sean, musimy porozmawiać”. „Słucham?” „Nie chcę tego mówić”. „Po prostu powiedz”. „Sean, nie mogę się już z tobą spotykać. I nie chcę mówić o powodach tej decyzji”. „Nie chcesz mówić o powodach? Chcesz tylko powiedzieć, że z nami koniec i zostawić mnie w niewiedzy. Nie możesz tego zrobić, kobieto. Potrzebuję wyjaśnienia”. Ona na to: „Dobrze. Nigdy nie wyrosłam z etapu małej dziewczynki pogrążonej w marzeniach o człowieczku na wózku inwalidzkim, który zwali ją z nóg i dlatego… Rozmawiałam o tym z przyjaciółmi i rodziną i to nie jest to, czego chcę. Jesteś wszystkim czego pragnę w mężczyźnie, ale… szukam kogoś, kto oprócz pięknego wnętrza będzie również idealny zewnętrznie”. Wróciłem do tego momentu w siódmej klasie w pracowni biologicznej. Nie jestem wystarczająco dobry. Pierś mi się zapadła. Tyle że tym razem to byłem inny ja. Tym razem miałem za sobą 14 lat doświadczeń i wiedzy, których chłopiec w siódmej klasie nie miał. Spojrzałem na nią powstrzymując łzy i powiedziałem: „Mam dla ciebie nowinę”. „Jaką, Sean?” – zapytała. Odpowiedziałem: „Myślisz że chcesz tego wszystkiego co jest we mnie, ale w innym mężczyźnie nigdy tego nie znajdziesz. Nigdy tego nie znajdziesz, bo wszystko, co kochasz we mnie jest w całości częścią mnie. Nie możesz wyjąć z Seana ducha i włożyć go w ciało innego faceta, przystojnego bruneta o wzroście 190 cm, i myśleć, że będzie tym samym facetem. Nie będzie. Ja jestem tym kim jestem z powodu warunków, które wykuły moją osobowość. I wiesz co? Czeka cię nieprzyjemne przebudzenie, ponieważ po tym, jak ze sobą zerwiemy, po tym, jak każde z nas pójdzie w swoją stronę, ty rozpoczniesz nowy związek i znajdziesz innego wspaniałego faceta. Tylko że tym razem to nie będzie wózek inwalidzki albo mały człowieczek, ale być może będzie miał na swoim koncie kilka rozwodów, może będzie wyznawał inną religię, może będzie miał inny kolor skóry albo będzie ważył mniej lub więcej niż chciała ta mała dziewczynka w pałacu, czekająca na księcia z bajki, który ją uratuje. Ty, moja droga, musisz dorosnąć”. Wiecie, do kogo naprawdę mówiłem? Do siebie. Rozumiecie to? Traktujemy ludzi tak jak siebie samych. Tego dnia ja się „nasłuchałem”, ona była tylko lustrem.


Kobiety uwielbiają, kiedy wiesz jak się cieszyć życiem bez nich. A one, przyjaciele, są tylko wisienką na torcie. Wielu ludzi wchodzi w związki, ponieważ czegoś chcą. Ja patrzę na to w ten sposób, nie wchodzę w związek z tego powodu… Nie rozpoczynaj związku, żeby się dowiedzieć z kim będziesz teraz sypiać, nie rozpoczynaj związku po to, żeby pokazać się rodzinie albo kumplom z kimś atrakcyjnym u boku lub udowodnić, że jesteś mężczyzną, kiedy pojawiasz się w jakimś nowym miejscu. Nie po to się ma dziewczynę. Popatrzcie na to w ten sposób. My jesteśmy kolorem niebieskim. Jesteśmy mężczyznami, mamy kolor niebieski. Wybrałem po prostu ten kolor.
Kobiety nie są niebieskie, są żółte. Są jasne, są piękne, są żółte. Co dajemy razem? Zieleń. One nie mogą dać zieleni bez nas, my nie możemy dać zieleni bez nich. Panowie, powód, dla którego jesteście w tym programie, dla którego chcecie przemiany, pragniecie dowiedzieć się jak poznać swoją Totalną Dziesiątkę lub po prostu jak w pełni cieszyć się życiem czy po cokolwiek innego tu przyszliście, powód ten jest taki, że chcecie się nauczyć zrobić coś z inną osobą, czego nie moglibyście zrobić sami.
Powiedzmy, że chcesz pożeglować łodzią, wypłynąć w morze. Kupujesz więc najlepszą łódź. Jak już ją kupisz, stwierdzasz, że teraz musisz się dowiedzieć jak żeglować, jak postawić żagiel, ujarzmić wiatr. Musisz mieć najlepsze ubrania na każdą pogodę. I zdobywasz to wszystko, gromadzisz te wszystkie zasoby. W końcu możesz powiedzieć: „Jestem gotowy wypłynąć”.
Wsiadasz do swojej łodzi i wypływasz. Wiatr ci sprzyja, wszystko idzie świetnie. Odpływasz może 10 mil od brzegu. Żeglujesz z łatwością i to takie fajne uczucie. Ale nagle, kiedy jesteś u szczytu tego doświadczenia, czujesz za sobą szarpnięcie. Łódź rozpada się na pół i zaczyna tonąć. Myślisz sobie: „Co do cholery? Mam najlepszą łódź, zapłaciłem najlepszym artystom, żeby nauczyli mnie jak zaprojektować najbardziej efektowną odzież. O mój Boże, mam najlepsze żagle! Wiem jak obchodzić się z wiatrem! Co się stało?!” I kiedy próbujesz utrzymać się na powierzchni, kiedy woda już dostaje się do twoich płuc, odwracasz się i coś dostrzegasz. Nie odwiązałeś łodzi od doku. Dlatego łódź rozpadła się na połowy. Nie potrafię wam powiedzieć ilu mężczyzn przychodzi do mojego biura, mężczyzn, którzy nauczyli się jak się ubierać, nauczyli się jak chodzić, nauczyli się co mówić i dokąd zabrać dziewczynę, nauczyli się tego wszystkiego, co jest potrzebne do żeglowania łódką, ale nigdy nie odwiązali liny od doku. Ten dok to wasze problemy, panowie. To wszystko, z czym się dotąd nie uporaliście. Możecie odpłynąć 16 km od brzegu, możecie odpłynąć 160 km od brzegu, ale jeżeli nie odwiążecie łódki, to będzie tylko kwestia czasu. Niektórzy z was mogą się oddalić o metr od brzegu, a i tak powiedzą: „Co do cholery? Nie dała mi swojego numeru. Muszę się nauczyć lepiej żeglować”. Musicie się nauczyć jak odłączyć się od swojego umysłu.


Zdałem sobie z czegoś sprawę na szczęście w bardzo młodym wieku. Z tego mianowicie, że większość społeczeństwa postrzega to wszystko „do góry nogami”. Większość społeczeństwa uważa, że rzeczywistość ci się przydarza, a potem ty w oparciu o nią tworzysz swoją mentalność.
Szczęśliwy, smutny, rozgniewany, przestraszony, samotny, podekscytowany… Wszyscy mamy te rzeczy zwane emocjami. Komunikacja to tylko wymiana informacji. Kiedy komunikujesz się z kobietą, ona dowie się kim jesteś z zewnętrznej strony, dowie się skąd pochodzisz, dowie się co lubisz, dowie się czego nie lubisz, ty poznasz jej zewnętrzny świat, ale tak naprawdę poznacie się dopiero, gdy dojdziecie do emocji, do kolejnego poziomu interakcji. To się nazywa więź. Zapiszcie to. Tworzenie więzi to wymiana naszego człowieczeństwa. Chcecie, żeby kobieta się w was zakochała? Zbudujcie z nią więź i nie proście jej o nic więcej niż ta więź.
Musicie bowiem wiedzieć, że kobiety nie mają łatwo. Pewnie myślicie: „Jasne, jasne…”. Nie, pozwólcie, że powiem wam dlaczego. Mam siostrę, z którą jestem blisko, mam matkę, z którą jestem blisko, mam babcię, z którą jestem blisko, mam wiele przyjaciółek, z którymi jestem blisko. I one wszystkie stają przed wyzwaniami, którymi my nigdy nie musimy się martwić. Dyskryminacja w pracy z powodu kojarzących się z seksem części ciała. Zarabiają mniej, ponieważ mają biust?! Co takiego?! Poczekajcie chwilkę, muszą przechodzić przez coś, co nazywa się cyklem menstruacyjnym i powoduje, że miotają nimi przeróżne uczucia – raz czują się zakłopotane, innym razem zawstydzone… Nie mam pojęcia jak to jest. Zaraz zaraz, muszą sobie radzić ze strasznymi facetami, którzy chcą tylko ich ciała i nie obchodzi ich, ze kobiety mają też umysł i serce? Chwileczkę, nazywa się je „dziwkami”, jeśli chcą seksu, a „cnotkami”, jeśli nie chcą? O rany, to naprawdę dużo!
Kiedyś myślałem, że trzeba zabić niepewność, dopaść ją, zastrzelić, pobić i powiedzieć: „Wynoś się z mojej głowy!” Nie. Każdy negatywny głos w waszej głowie stara się was chronić. To po prostu małe dziecko, które nie wie jak inaczej osiągnąć swój cel. Krzyczy o uwagę: „Pomóż mi! Pomóż mi! Pomóż mi! Będę nieznośny, będę się z ciebie naśmiewał, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś zrozumiał, że po prostu chcę, by mnie chronić, że najzwyczajniej w świecie chcę się czuć kochany i bezpieczny”. Jeżeli potraficie być dla siebie rodzicem i powiedzieć: „Ciii… Wiem, wiem. Już dobrze. Przejdziemy przez to. Poradziliśmy sobie już z wieloma problemami, poradzimy sobie i z tym. Możesz na mnie liczyć”. Jeżeli zaczniesz do siebie mówić jak najlepszy przyjaciel, to uważaj, bo zbliżają się dobre rzeczy! Wyzwanie polega na tym… Jeśli wasze życie jest w tej chwili chaotyczne, to prawdopodobnie dlatego, że mówicie do siebie jak wróg. Tak naprawdę większość ludzi – nie powiem, że w tej sali, bo wy jesteście tu po to, żeby się uczyć i rozwijać – ale większość ludzi w społeczeństwie, którym chcę pomóc, gdyby ludzi ci mówili do swoich przyjaciół tak, jak mówią do siebie, nie mieliby w ogóle przyjaciół. Jeżeli mówiłbyś do dziewczyny, która ci się podoba tak, jak mówisz do siebie, ona by uciekła.


Cóż, zwracacie się w stronę NLP i słyszycie o kotwiczeniu. Wiem, bo jestem trenerem NLP. Zwracacie się w stronę hipnozy i wydobywacie z siebie głos podświadomości. Zwracacie się do Landmarka, zwracacie się do Robbinsa. Każdy zrobi co innego. Wiecie kto naprawdę zrobi dla was to, czego wam potrzeba? Ty. Tak jest. Ile książek możecie przeczytać aż dojdziecie do momentu, kiedy wreszcie sobie uświadomicie: „Teraz moja kolej. Nie żyje na tym świecie żaden guru, który przeżyje za mnie moje życie. Nadszedł mój czas”. Rozwijacie się, a to oznacza, że nigdy nie dojdziecie do punktu, w którym będziecie się czuć całkowicie pewnie.
Musisz wybaczać ludziom, musisz iść do przodu, musisz wybaczać, bo jeśli nie, to ludzie cię zawłaszczą.
„Czy jesteś urodzonym pisarzem? Czy zostałeś sprowadzony na ziemię po to, aby być malarzem, naukowcem, apostołem pokoju? Ostatecznie na to pytanie można odpowiedzieć tylko działaniem. Zrób to lub nie. Pomóc może myślenie o tym w następujący sposób. Gdyby twoim przeznaczeniem było wynalezienie lekarstwa na raka, skomponowanie symfonii albo wywołanie zimnej fuzji i nie zrobiłbyś tego, skrzywdziłbyś, a nawet zniszczył nie tylko siebie. Skrzywdziłbyś swoje dzieci. Skrzywdziłbyś mnie. Skrzywdziłbyś naszą planetę. Zawstydzasz anioły, które nad tobą czuwają i sprzeciwiasz się Najwyższemu, który stworzył ciebie i tylko ciebie z twoimi jedynymi w swoim rodzaju talentami, dla wyłącznego celu popchnięcia rasy ludzkiej o jeden milimetr dalej na jej ścieżce powrotnej do Boga. Twórcze działanie nie jest egoistycznym czynem ani sposobem zwrócenia na siebie uwagi. To dar dla świata i każdego żyjącego na nim stworzenia. Nie okradaj nas ze swojego wkładu. Daj nam to, co masz”.


Chciałbym użyć metafory, powiedzieć wam o wyższym sobie i niższym sobie. To tylko słowa, tylko taki pomysł. Wyższy ja i niższy ja. Kiedy jesteś wyższym sobą, twoje trzy mózgi i ta część ciebie, którą można nazwać duchem, działają dzięki poczuciu obfitości i możliwości, dzięki optymizmowi, dzięki świadomości, dzięki temu, co możemy nazwać miłością. Możesz dostrzec szerszy obraz. Możesz dopasować się do wszystkiego co się dzieje, możesz z tym płynąć, jest ok, możesz się z tego uczyć. Gdy jesteś niższym sobą, twoje trzy mózgi są pesymistyczne, przestraszone, nastawione negatywnie, napinają się, kurczą. Widzisz wszystko przez soczewki, które przedstawiają rzeczy jako zagrażające w jakiś sposób naszemu życiu. Przekraczasz granicę między wyższym a niższym sobą nie zdając sobie z tego sprawy. Z mojej perspektywy, ważne dla nas jako mężczyzn jest nauczyć się odróżniać momenty, kiedy jesteśmy wyższym sobą od tych kiedy jesteśmy niższym sobą. Gdy jesteś wyższym sobą, wtedy podejmujesz istotne decyzje, przeprowadzasz ważne rozmowy, realizujesz kluczowe posunięcia, planujesz swoje życie. Kiedy jesteś wyższym sobą. Gdy przechodzisz do niższego siebie, mówisz: „W porządku, że jestem teraz niższym sobą. Teraz jestem tutaj, więc się temu poddam, zobaczę co się stanie. Zobaczę czego się mogę tutaj nauczyć. Nie będę tu podejmował ważnych decyzji.

Prawda o raku – epizod 1 – napisy PL [Prawdziwa historia chemioterapii & Farmaceutyczny monopol]

 

Ty Bollinger w materiale prowadzi wywiady z wybitnymi naukowcami, badaczami, lekarzami oraz pacjentami chorymi na raka, którzy zapobiegają, leczą i zmagają się z nowotworem.
Dowiedziesz się o najlepszych kuracjach i protokołach, które nie szkodzą twojemu organizmowi od wiodących lekarzy z całego świata.

Pod koniec XIX i na początku XX w., szkoły medyczne uczyły wielu różnych rzeczy. Działały propagujące homeopatię szkoły medyczne, propagujące naturopatię szkoły medyczne, były eklektyczne propagujące ziołolecznictwo szkoły medyczne. Panowała duża różnorodność. Nie było jednej metody. Fundacje Rockefellera i Carnegiego zainteresowane były ustaleniem takiej właśnie jedynej metody, zamierzały przejąć kontrolę nad systemem edukacyjnym i stworzyć monopol medyczny eliminując po prostu wszelką konkurencję do kształcenia medycznego ewidentnie promującego chemiczne podejście do leczenia. Tego właśnie dotyczy Raport Flexnera z 1910 r. Do jego sporządzenia zostali zatrudnieni Abraham i Simon Flexner.
Szkoły wyższe propagujące naturalne metody leczenia nie forsowały wystarczająco wielu leków chemicznych produkowanych przez Carnegiego i Rockefellera.
Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne, które oceniało różne medyczne szkoły wyższe, uznało za swoje zadanie namierzyć i zamknąć większe, szanowane, popierające homeopatię uczelnie wyższe. Carnegie i Rockefeller zaczęli natychmiast zasypywać setkami milionów dolarów te szkoły medyczne uczące medycyny opartej na lekach.

Już w 1913 r. Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne utworzyło wewnętrzny dział, który nazwano Działem Propagandy i którego głównym celem było wyeliminowanie znachorów. Ale czym dokładnie jest znachorstwo?
Pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, George Washington, zmarł na skutek upustu krwi, który w tamtych czasach był uznaną metodą leczenia. Ignaz Semmelweis został nazwany szarlatanem, ponieważ zasugerował, żeby lekarze myli ręce przed przystąpieniem do operacji. Współcześni lekarze, którzy nie stosują chemioterapii, również uznawani są za szarlatanów.

Chemioterapia, pierwsze leki cytostatyczne zostały odkryte na początku lat 40-tych XX w. we Włoszech, kiedy puszczono azotowy gaz musztardowy na jedną z misji bombowych, a potem przeprowadzono autopsję ciał. Okazało się, że poziom limfocytów u ofiar spadł.
I wtedy niektórzy z lekarzy wpadli na pomysł.

„Jeśli ktoś ma białaczkę czy chłoniaka, choroby, w których produkowane jest za dużo limfocytów, to poziom limfocytów w ich krwi obniży się tak samo, jak u tych osób, na które spuszczono gaz musztardowy”.

Tak więc narodziny leków cytostatycznych związane są z produkcją gazu musztardowego.

Tamoxifen to lek, który lekarze przepisują większości kobiet chorych na raka piersi, nie mówią im jednak, że jest sklasyfikowany jako substancja rakotwórcza przez Amerykańskie Stowarzyszenie Raka i Światową Organizację Zdrowia. Czy ma sens przepisywanie kobietom leku rakotwórczego, który wywoła raka w innych częściach ciała, aby “zapobiec” rakowi?

Dr James Forsythe: Potem rozpocząłem praktykę w San Francisco jako onkolog z grupą onkologów, którzy zaczęli dostrzegać, że lista moich długoterminowych ozdrowieńców jest bardzo krótka. Zacząłem czytać w literaturze, że wszyscy byli, że po pięciu latach chemii, w swojej własnej literaturze oni zanotowali tylko 2,1-procentowy wskaźnik przeżywalności.
Bob Wright: Wiemy, że 97 procent osób przechodzących chemioterapię umiera w ciągu pięciu lat. Badanie to znalazło się w [Clinical Oncology] Journal. To sami onkolodzy podcinali gałąź, na której siedzieli.

W rzeczywistości, kiedy mówimy o odporności na chemię i naświetlanie, to tak naprawdę jest to sposób obarczania winą ofiary, ponieważ my wszyscy, gdyby nas poddać konwencjonalnej chemii i naświetlaniu, doznalibyśmy szkody i miałoby to faktycznie skutek rakotwórczy i w wielu przypadkach wywołałoby drugiego raka. Z technicznego punktu widzenia, uważam, że ludzie muszą mieć świadomość, że to nie jest prawdziwa terapia przeciwrakowa. W najlepszym razie jest paliatywna w takim sensie, że może zmniejszyć guz. Ale tak naprawdę najważniejszą rzeczą, którą chciałbym przekazać jest to, że spowoduje ona wzmocnienie właściwej komórki matki znajdującej się pod guzem, zwanej rakową komórką macierzystą. Mówiąc technicznie, zmniejszasz rozmiar guza, ale w tym samym momencie wzmacniasz populację komórek rakotwórczych. I znowu, koncepcja, że niektórzy ludzie są odporni na chemię i naświetlanie jest w rzeczywistości nieprawdziwa. Każda osoba poddana naświetlaniu i chemii dozna niepożądanych skutków ubocznych, z których część jest gorsza niż pierwotne schorzenie, na które ją leczono.

Aby mieć maksymalną szansę pokonania raka, potrzebny jest nieuszkodzony układ odpornościowy. To również czyni współczesną metodę chemioterapii tak nieetyczną. Chemioterapia powoduje uszkodzenia pierwszego organu, którego dotyka rak, faktycznie rzecz biorąc organu docelowego, a mianowicie szpiku kostnego. Następuje zaburzenie produkcji komórek obronnych, leukocytów itd. w szpiku kostnym. Od samego początku, od samego planowania chemioterapii, od tego jakże naukowego podejścia, chemioterapia to oszustwo. To nieetyczny, oszukańczy biznes, który tworzy złudzenia dla milionów ludzi i każdego naukowca, który się w niego zaangażuje. Nie winię lekarzy, ponieważ czasami brakuje im wykształcenia, by się w to zagłębiać. Ale każdy naukowiec wie, że to oszustwo na wielką skalę. Ci, którzy twierdzą, że o tym nie wiedzą, powinni porzucić zawód naukowca.

Mówi się nam, że był tylko jeden trybunał przeciwko głównym zbrodniarzom wojennym, ale w rzeczywistości było ich 12.Trybunał numer sześć rozpatrywał sprawę przeciwko Bayer, BASF i Hoechstat. W tamtym czasie tworzyły one kartel pod nazwą IG Farben. Sprawa toczyła się przez cały rok przeciwko 24 kierownikom tych firm farmaceutycznych i chemicznych. Ujawniła, że w dużej mierze sfinansowały one dojście nazistów do władzy – że dostarczyły 100 procent surowców potrzebnych im do prowadzenia wojny, w tym 100 procent benzyny syntetycznej, gumy, 100 procent materiałów wybuchowych.Sprawa dobiegła końca, oskarżyciel amerykański stwierdził: “Bez IG Farben nie byłoby Drugiej Wojny Światowej”. Inaczej mówiąc, musimy przedefiniować historię. Nawet jeśli dziś rozmawiamy o raku, musimy wiedzieć o tych sprawach. Że te interesy związane z rozszerzaniem rynków produktów opatentowanych na całym świecie – że ryzykowali, a w rezultacie odpowiedzialni byli za śmierć 60 milionów ludzi w czasie Drugiej Wojny Światowej.

Francis Bacon dał początek nowoczesnej zasadzie naukowej w 1600 roku. Stwierdził: “Żeby rządzić przyrodą, trzeba jej słuchać”. W nowoczesnej medycynie stwierdzamy: “Nie dbamy o zasady, zmienimy je. Wiemy, że potrzebujecie witaminy D i słońca, ale powiemy, że ponieważ nie możemy tego opatentować, to spróbujemy wynaleźć lek, który obejdzie wszystkie te drogi”. Żeby rządzić przyrodą, trzeba jej słuchać.

Ludzie boją się używać słowa “spisek”, ponieważ sądzą, że inni mogą ich uznać za czubków. Ale co gdybym wam powiedział, że Senat Stanów Zjednoczonych uznał, że istnieje spisek, żeby zakazać naturalnych metod leczenia raka? Czy miałoby to dla was znaczenie?

Fitzgerald był detektywem w Międzystanowej Komisji Handlu. Przeczytam co tu jest napisane, ponieważ muszę przytoczyć cytaty, inaczej ludzie pomyślą, że to teoria spisku.
1953. Pracował jako detektyw w Międzystanowej Komisji Handlu. Senator, którego wnuk został wyleczony z raka naturalnymi środkami i miał duży kłopot z zamówieniem tego leku, poprosił go o przeprowadzenie śledztwa. Oto tylko jeden cytat. Fitzgerald mówi: “Moje śledztwo przeprowadzone do tej chwili powinno przekonać tę komisję, że spisek faktycznie istnieje”. To zeznanie przed Kongresem Głównego Śledczego Międzystanowej Komisji Handlu. “Istnieje spisek mający na celu powstrzymanie swobodnego przepływu i stosowania leków”.

Dr Stanislaw Burzynski: Władze bezlitośnie prześladują lekarzy-wynalazców. Mnie od trzech lat prześladuje Rada Medyczna w Stanie Texas. Jednym z powodów, dla których przez to przechodzę jest fakt, że stosuję metody, które nie są standardowymi metodami leczenia pacjentów z rakiem trzustki.
Stosuję taką metodę leczenia w przypadku nieuleczalnego raka płuc, czyli międzybłoniaka. Pacjent przeżył już pięć lat. Zmarłby dawno temu. Te wyniki ocenili zewnętrzni onkolodzy. Niesamowite wyniki, tak? Znoszę szykany, ponieważ Rada Medyczna w Stanie Texas twierdzi: “Stosuje pan metody leczenia, które nie są standardowe”.
Dr Rashid Buttar: Jeżeli stosujesz standardowe leczenie i przepisujesz chemię, a ludzie umierają, jest w porządku. Jeśli nie stosujesz standardowego leczenia i ludzie żyją, nie jest w porządku. To politycznie niepoprawne. Oto co w tym zadziwiające: bierzesz truciznę, dajesz ją ludziom, ludzie umierają, to nieodłączna część normalnego status quo lub modus operandi, tak powinno być. Ale ktoś to łamie. Robi coś, co nie jest toksyczne, pomaga pacjentom, pacjentom udaje się przeżyć. “Chwileczkę, nie interesuje nas czy pacjent żyje czy nie. To nieistotne, bo ta metoda nie jest częścią standardowego leczenia”.

Kiedy wychodzisz z czymś kompletnie nowym i ludzie nie potrafią tego ogarnąć, stajesz się ofiarą prześladowań, ponieważ destabilizujesz system. I tak każde odkrycie, wielkie, prawdziwe odkrycie czyni stary system bezużytecznym. To dlatego ucisza się wynalazcę. Bo żyjemy w systemie średniowiecznym. To jest rzeczywisty powód, dla którego rak wciąż zabija miliony ludzi.


 

3 Powerful Facts Discovered About Suppressed Cancer Treatments and the American Medical Association

Fitzgerald vividly described what he uncovered stating,

“…There is reason to believe that the AMA (American Medical Association) has been hasty, capricious, arbitrary, and outright dishonest, and of course if the doctrine of ‘respondeat suprior‘ to be observed, the alleged machinations of Dr. J.J. Moore (for the past 10 years the treasurer of the AMA, could involve the AMA and others in an interstate conspiracy of alarming proportions.” [1]

And if that’s not enough, Fitzgerald continues…

“Behind and over all this is the weirdest conglomeration of corrupt motives, intrigue, selfishness, jealousy, obstruction, and conspiracy that I have ever seen.”  “The Fitzgerald Report”. August 3, 1953. [pdf]

1953 Fitzgerald Report – Suppressed Cancer Treatments

„My investigation to date should convince this committee that a conspiracy does exist to stop the free flow and use of drugs in interstate commerce which allegedly has solid therapeutic value. Public and private funds have been thrown around like confetti at a country fair to close up and destroy clinics, hospitals, and scientific research laboratories which do not conform to the viewpoint of medical associations.”

The Chiropractic Antitrust Suit Wilk, et al vs. the AMA, et al
http://www.chiro.org/Wilk/

Kliknij, aby uzyskać dostęp amavschiro.pdf

The suit claimed that the defendants had participated for years in an illegal conspiracy to destroy chiropractic. On August 24, 1987, after endless wrangling in the courts, U.S. District Court judge Susan Getzendanner ruled that the AMA and its officials were guilty, as charged, of attempting to eliminate the chiropractic profession.

Współczesna Edókacja i Poprawność Polityczna – napisy PL

 

Szkoły używają terminu „osiągnięcie” w taki sposób, że fani George’a Orwella mogą dostrzec w tym nowomowę. Pomyślcie o testach osiągnięć.
Czy tego pojęcia używa się w Australii? Testy osiągnięć? Bardzo powszechne w Stanach. O jakie osiągnięcie chodzi?
Jeśli chodzi o nauki ścisłe, osiągnięcie ma miejsce w następujących, ograniczonych przypadkach:
– kiedy coś odkryjesz;
– kiedy zmodyfikujesz czyjeś odkrycie;
– kiedy odkryjesz, że coś, co było uważane za prawdę jest błędne lub na odwrót;
– i w końcu kiedy zmarnujesz znaczącą ilość czasu kończąc w ślepym zaułku przy jednoczesnym prowadzeniu starannych zapisków po to, żeby ktoś inny nie musiał marnować czasu w tym samym ślepym zaułku.
Poza tymi czterema kategoriami nie ma mowy o osiągnięciu. – John Gatto

 

Z książki Mariana Mazura „Historia naturalna polskiego naukowca„:
Naukowcem jest ten, kto poszukuje odpowiedzi na pytania, na które dotychczas nikt nie odpowiedział, za pomocą metod umożliwiających udowodnienie odpowiedzi.
W ramach samej nauki są to pytania:
co jest?” (fakty),
co jest jakie?” (właściwości),
co od czego jak zależy?” (związki).
Zastosowania nauki w praktyce dotyczy pytanie: „jak co osiągnąć?” (optymalizacja).
(…)
Na pytanie, kto jest naukowcem, nie można odpowiedzieć wskazując jakiś jeden określony typ intelektualny – jest to cała galeria różnych typów ludzi. Opracowanie typologii naukowców byłoby interesującym i pożytecznym zadaniem; wymagającym jednak obszernych i wnikliwych studiów, toteż ograniczę się tutaj do szkicowego zarysu tej sprawy.
Na czele listy należałoby umieścić naukowców pionierów, naukowców awanturników, naukowców ryzykantów, naukowców artystów czy jak by ich tam jeszcze nazwać, coś w rodzaju ludzi, którzy stojąc na leśnej polanie dręczą się pytaniem: „ale co jest w tym lesie?” Łamią uznane prawa i teorie naukowe, tworząc nowe. Oni też bywają autorami zaskakujących pomysłów wynalazczych.
Tuż za nimi można by wymienić naukowców klasyków, mistrzów rzemiosła naukowego, kapłanów strzegących ładu w nauce, którzy nie wyjdą poza obręb owej leśnej polany, ale postarają się wszystko na niej wykryć w ramach istniejących praw.
Klasycy, nie cierpiący pionierów jako burzycieli umiłowanego ładu, skorzy są do nazywania ich ,,pseudouczonymi”, do czego zresztą pionierzy dają im nierzadko powody, jako że w lesie niewiadomości nie ma drogowskazów, łatwo więc o obranie błędnego kierunku. Pionierzy odwzajemniają się im epitetem „wrogów postępu w nauce”, w czym także miewają słuszność.
Pomimo tego antagonizmu, a może raczej dzięki niemu, na tych dwóch grupach naukowców stoi rozwój nauki. Bez pionierów groziłaby nauce stagnacja, bez klasyków nauka mogłaby zejść na manowce i stać się szarlataństwem. Gdy pionierskie idee w konflikcie z kanonami rzemiosła naukowego wychodzą zwycięsko, wówczas jako nowe prawdy zostają włączone do skarbca wiedzy. Im bardziej są rewolucyjne, tym trudniejszy jest ich poród. Iluż to kontrowersjami była usiana droga od wystąpienia Semmelweisa do stworzenia aseptyki czy od opublikowania teorii względności przez Einsteina do powszechnego jej uznania. Z uznaniem pionierskich idei twórcy ich awansują z „pseudouczonych” na „uczonych”, polana leśna zostaje poszerzona, a naukowcy kapłani zaczynają strzec czystości tych idei przed zakusami następnych naukowców awanturników. Bywa też przeciwnie: idee nie wytrzymujące próby zostają odrzucone (niekiedy niesłusznie – i po latach przeżywają swój renesans), a jedynym ich śladem są w historii nauki wzmianki o bezdrożach, po jakich błądziła myśl ludzka w poszukiwaniu prawdy. Jednakże pionierzy, którym zdarzyło się pobłądzić w lesie nauki, nie zasługują na ośmieszanie. Z taką postawą można się spotkać np. w stosunku do flogistonowej teorii spalania (według której spalanie polega na wydzielaniu pewnej substancji, nazwanej „flogistonem”, przejawiającym się jakoby w postaci płomienia), której błędność została wykazana przez Lavoisiera, autora tlenowej teorii spalania (według której spalanie polega na pobieraniu pewnej substancji nazwanej „tlenem”, czego dowodem jest przyrost masy spalonego ciała). Tymczasem „flogistonowcom” trzeba przyznać dwie zasługi: pogląd, że ogień nie jest czymś pierwotnym („żywiołem”, jak to określali starożytni), lecz zjawiskiem pochodnym, oraz pogląd, że wchodzi tu w grę jakaś szczególna substancja – pomylili się tylko co do kierunku.
Wzorowy byłby naukowiec łączący pionierstwo z rzemiosłem, dostatecznie śmiały, a zarazem dostatecznie krytyczny.
Trzecie miejsce należałoby przyznać naukowcom stymulatorom, naukowcom postulatorom, naukowcom reżyserom, którzy sami nie podejmują rozwiązywania problemów, ale są obdarzeni zdolnością ich wynajdywania, stawiania i podsuwania innym, a jak wiadomo, właściwe postawienie problemu to już część jego rozwiązania. Ci nie wyjdą z polany do lasu, ale mogą pokazać, czego brakuje na samej polanie. Mogą pomóc w rozwiązaniu problemu przez wskazanie repertuaru metod i źródeł informacji. Tego rodzaju naukowcy, których można by też nazwać metodologami, są przydatni do organizowania, koordynowania i przewodniczenia w zespołowej pracy naukowej.
Jako czwartą grupę można wymienić naukowców erudytów, naukowców kompilatorów, naukowców krytyków, mających upodobanie w gromadzeniu, konfrontowaniu i przetrawianiu cudzych idei, aby je potem podać w sposób usystematyzowany i krytycznie oceniony. Są oni zwykle autorami wartościowych monografii naukowych, a ich umiejętności są szczególnie cenne w kształceniu młodych naukowców. Można by ich porównać do ogrodników, którzy na zarastającej dziko polanie jedne rośliny poprzystrzygają, drugie poprzesadzają w osobne grządki, ułatwiając innym orientację. To apostołowie porządku formalnego w sposobie pisania prac naukowych, w słownictwie, w symbolice, w prowadzeniu protokołów pomiarowych itp.
Na tym trzeba by zakończyć listę rzeczywistych naukowców. Następujące dwie grupy spełniają pożyteczną rolę, ale nie wnoszą do nauki nic nowego, a tylko jej osiągnięcia ugruntowują.
W tym charakterze na piątym miejscu listy można by umieścić wykonawców czynności odbywających się według aktualnych wymagań nauki, jak np. zbieranie danych statystycznych, wykonywanie pomiarów we wskazany sposób, wykonywanie obliczeń według wskazanych wzorów itp. Normalnie czynności takie wykonuje personel techniczny, ale niemało jest u nas ludzi, którzy statystycznie zaliczani są do naukowców, choć ich pułap intelektualny wyznacza im przydatność tylko do tego rodzaju prac.
Na szóstym miejscu można wymienić oświatowców, zajmujących się przekazywaniem istniejącej wiedzy innym. Rzecz jasna, wymienienie zawodu oświatowca dopiero na tym miejscu nie ma nic wspólnego z oceną, bardzo przecież wysoką, społecznej roli oświaty. Wynika ono jedynie z okoliczności, że przedstawiona tu lista jest ułożona w kierunku malejącego stopnia twórczości naukowej u różnych grup naukowców nominalnych. Jest bezsporne, że przekazywanie wiedzy nie jest tym samym co jej tworzenie, a do nieporozumień na tym tle dochodzi zwykle wskutek żywej jeszcze tradycji łączenia zawodu naukowca z zawodem oświatowca i wielości znaczeń, w jakich wyraz „nauka” jest u nas używany.
Pozostaje wymienić jeszcze trzy grupy, wprawdzie także związane z nauką, ale w sposób dla niej szkodliwy.
Spośród nich, na siódmym miejscu, należałoby wymienić administratorów, przy czym nie mam tu na myśli personelu wykonującego rozmaite pożyteczne usługi w instytucjach naukowych, jak choćby dokonywanie zakupów aparatury czy prowadzenie księgowości, lecz ludzi mających upodobanie w administrowaniu pracą naukowców, co jest oczywistym nieporozumieniem, polegającym na pomieszaniu wysuwania potrzeb, czyli stawiania zadań wobec nauki (co byłoby bardzo sensowne), z zarządzaniem metodami pracy (co jest pozbawione sensu). Temat ten omówię szczegółowiej w jednym z następnych rozdziałów.
Na ósmym miejscu wymieniłbym pseudonaukowców, blagierów, którzy pod pozorami wkładu do nauki uprawiają „wieszczenie”, tj. wypowiadają nie udowodnione poglądy w sposób mający sprawiać wrażenie naukowo udowodnionych bądź dobierają tendencyjnie argumenty do przyjętych z góry twierdzeń.
I wreszcie na ostatnim, dziewiątym miejscu trzeba wymienić pasożytów nauki, tj. karierowiczów, którzy nie mają kwalifikacji do uprawiania zawodu naukowca, a tytuły naukowe zdobyli dzięki względom pozanaukowym.
Ludzi wszystkich wymienionych kategorii można znaleźć w spisie naukowców nominalnych, ale trzeba przecież z niego odliczyć grupy: siódmą, ósmą i dziewiątą jako szkodzące nauce, a co najmniej zbędne, jak również grupy: piątą i szóstą, które chociaż pożyteczne, nie wzbogacają nauki. Pozostają cztery pierwsze grupy, z których czwarta bliższa jest przekazywaniu wiedzy niż jej tworzeniu. A zatem realizacja rewolucji naukowej musiałaby się w zasadzie opierać na grupach pierwszej i drugiej, a w pewnym stopniu również na trzeciej – jest to w sumie garstka naukowców.

Z książki Mariana Mazura Cybernetyka i charakter:
Naukowców interesuje rzeczywistość, jaka jest. Doktrynerów interesuje rzeczywistość, jaka powinna być.
Naukowcy chcą, żeby ich poglądy pasowały do rzeczywistości. Doktrynerzy chcą, żeby rzeczywistość pasowała do ich poglądów.
Stwierdziwszy niezgodność między poglądami a dowodami naukowiec odrzuca poglądy. Stwierdziwszy niezgodność między poglądami a dowodami doktryner odrzuca dowody.
Naukowiec uważa naukę za zawód, do której czuję on zamiłowanie. Doktryner uważa doktrynę za misję, do której czuje on posłannictwo.
Naukowiec szuka „prawdy” i martwi się trudnościami w jej znajdowaniu. Doktryner zna „prawdę” i cieszy się jej zupełnością.
Naukowiec ma mnóstwo wątpliwości, czy jest „prawdą” to, co mówi nauka. Doktryner nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest „prawdą” to, co mówi doktryna.
Naukowiec uważa to, co mówi nauka za bardzo nietrwałe. Doktryner uważa to, co mówi doktryna, za wieczne.
Naukowcy dążą do uwydatniania różnic między nauką a doktryną. Doktrynerzy dążą do zacierania różnic między nauką a doktryną.
Naukowiec nie chce, żeby mu przypisywano doktrynerstwo. Doktryner chce, żeby mu przypisywano naukowość.
Naukowiec unika nawet pozorów doktrynerstwa. Doktryner zabiega choćby o pozory naukowości.
Naukowiec stara się obalać poglądy istniejące w nauce. Doktryner stara się przeciwdziałać obalaniu poglądów istniejących w doktrynie.
Naukowiec uważa twórcę nowych poglądów za nowatora. Doktryner uważa twórcę odmiennych idei za wroga.
Naukowiec uważa za postęp, gdy ktoś oderwie się od poglądów obowiązujących w nauce. Doktryner uważa za zdrajcę, gdy ktoś oderwie się od poglądów obowiązujących w doktrynie.
Naukowiec uważa, że jeżeli coś nie jest nowe, to nie jest wartościowe dla nauki, a wobec tego nie zasługuje na zainteresowanie. Doktryner uważa, że jeżeli coś jest nowe, to jest szkodliwe dla doktryny, a wobec tego zasługuje na potępienie.
Naukowcy są dumni z tego, że w nauce w ciągu tak krótkiego czasu tak wiele się zmieniło. Doktrynerzy są dumni z tego, że w doktrynie w ciągu tak długiego czasu nic się nie zmieniło.

Czym jest edukacja? Program nauczania elit – napisy PL – John Taylor Gatto

Chciałbym zacząć od opowiedzenia o wydarzeniu, które zmieniło moje życie. Chodzi o zwykłą czynność nauki jazdy samochodem. Tego dnia dowiedziałem się, że w nauce nie ma nic trudnego i ta wiedza, ku mojej satysfakcji, sprawdza się od 30 lat odkąd uczę w szkole w Nowym Jorku. Że odkąd dziecko dostosuje się do procesu uczenia, nic nie jest dla niego za trudne, nawet zaawansowane rachunki. Jeśli brzmi to jak zbyt pochopny osąd, chciałbym przypomnieć, że Jaime Escalante, nauczyciel z Kalifornii, do którego należał stanowy rekord w liczbie uczniów rokrocznie zdających zaawansowane testy z rachunków, uczył wyłącznie dzieci meksykańskich imigrantów i dzieci z getta w Los Angeles; że rok po roku Escalante był numerem jeden w stanie Kalifornia, ucząc zaawansowanych rachunków dzieci, które nigdy nie jadły z obrusa i nie miały żadnych edukacyjnych tradycji. Tak więc, kiedy miałem dwanaście lat nauczyłem się prowadzić, co mnie zaskoczyło. Pewnego dnia w 1947 roku spędzałem czas w drukarni dziadków, kiedy nagle wujek odezwał się do mnie: „Przejedźmy się razem, Jackson”, bo tak mnie wtedy nazywali, i w następnej chwili mknęliśmy drogą wzdłuż rzeki, przez miasteczko Monongahela, gdzie dorastał też Joe Montana, niebieskim kabrioletem Buick Roadmaster, na który wydał wszystkie pieniądze odłożone w czasie służby w armii. Dojechaliśmy więc do drogi nad rzeką, gdzie zawsze było pusto, i wtedy powiedział do mnie „Już czas, żebyś nauczył się prowadzić.” Miałem wtedy dwanaście lat. Złapał mnie za kark i zmusił do spojrzenia na pedały, mówiąc „kwadratowy hamuje, długi rusza, skręcasz kierownicą w lewo, kiedy chcesz jechać w lewo, a w prawo, gdy chcesz jechać w prawo. To wszystko. Jakieś pytania?” Byłem oniemiały. Powiedział „Dobrze, to wszystko, zamieńmy się miejscami.” Byłem przerażony, jak chyba każdy by był na moim miejscu. Jak więc mi się udało? Z początku jechałem slalomem wzdłuż środkowej linii. Ale zawsze, kiedy to robiłem, wuj uderzał mnie po głowie. Przestałem więc. Wujowi najwyraźniej wydawało się, że każdy rodził się z wiedzą jak prowadzić i zdawało się nierozsądnym zaprzeczać mu. Chciałbym zwrócić uwagę na analogię między umiejętnością prowadzenia samochodu, kiedy życie jest narażone na szwank przy najmniejszym braku uwagi a faktem, że wszyscy nabywają ją zwykle w 20 czy 30 godzin. Umiejętności czytania czy obsługi komputera, które są fizycznie niegroźne, wszystkie są tak łatwe do nauczenia, że nie ma co robić z tego wielkiej sprawy. Mówi się o krytycznej sytuacji jeśli chodzi o czytanie w Stanach Zjednoczonych, jednak jezuicki duchowny, Paul Ferrara, chodził na wzgórza Ameryki Południowej i uczył czytać farmerów, którzy od pokoleń nie mieli z tym do czynienia, uczył ich czytać w 30 godzin. Nigdy nie zabierało to więcej czasu, a oni chętnie się uczyli. Ponieważ pierwszym zdaniem, które nauczył ich czytać było „ziemia należy do mówiącego”, czego nauczyli się od razu i nikt z nich tego nie zapomniał. Każdy ekspert powie, że to niebezpieczne, żeby pozwolić dwunastolatkowi prowadzić samochód, jednak każdy ekspert powie również, że dwunastolatek nie umiałby dowodzić okrętem wojennym, płynącym z zachodniego brzegu Ameryki Południowej, dookoła przylądku Horn, do Bostonu, a jednak pierwszy w historii admirał United States Navy [Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych], David Farragut, właśnie tego dokonał. W 1815 przejął dowodzenie okrętem i posterował nim z powrotem, z wrogą załogą na pokładzie. Dopłynął z powrotem do Bostonu w 1815. Każdy wie, że dwunastolatek nie potrafi zarządzać dochodową gazetą, a jednak dwunastoletni Thomas Edison właśnie to zrobił w latach sześćdziesiątych – stworzył gazetę przy pomocy zniszczonej prasy drukarskiej, którą ktoś wyrzucił, i dostarczał pasażerom pociągów jeżdżących na długie dystanse wiadomości o wojnie cywilnej. Proszę zauważyć, że nie rywalizował on bezpośrednio z dużymi dziennikami, skupiał się na konkretnej grupie odbiorców i przekazywał im jeden rodzaj wiadomości, wiadomości wojenne, które znał, ponieważ pociąg miał zamontowany telegraf. Dostarczał więc wiadomości o bitwach i ruchach oddziałów wojska, zanim jeszcze miejskie gazety wydawały swoje numery. Edison, w wieku dwunastu lat, zarobił małą fortunę na tej gazecie i pewnie pozostałby przy tym, ale jednocześnie robił eksperymenty chemiczne na tyłach pociągu, co któregoś dnia doprowadziło do wybuchu pożaru i zaniechania eksperymentów w tym miejscu. Około rok temu, w 1997, dziesięcioletnia dziewczynka była na okładce New York Timesa ponieważ wymyśliła i przeprowadziła eksperyment, który dowodził, że nowa dochodowa metoda leczenia jest fałszywa. Jakiś czas temu ktoś naprawił teleskop Hubble’a, który miał wadę soczewki, ktoś wymyślił jak dostarczyć tam soczewkę korekcyjną i naprawił go. Ten właśnie człowiek kierował traktorem, orząc pola na rodzinnej farmie, już w wieku pięciu lat. Wszystkie te historie zmuszają nas do zastanowienia się nad tym, czego dzieci potrafią się nauczyć. Wspólną cechą wyedukowanych ludzi jest to, że potrafią poddać coś w wątpliwość, nie wierzą we wszystko, co się im mówi, jednak szkoły nie są zdolne do pomocy w rozwijaniu tej zdolności z powodu strachu, że zostanie poddana w wątpliwość sama idea obowiązku szkolnego. Chciałbym opowiedzieć historię, której byłem naocznym świadkiem, jest to historia sprzed dwóch lat. W północnozachodnim zakątku znanej wyspy, daleko stąd – zwykle nie mówię jaka to wyspa, ale skoro byłem w kościele to przyznam, że to Hawaje – wyspa, na której 80% zatrudnionych pracuje dla amerykańskiego rządu. Z dala od plaż Hawaje są jednym z najbardziej depresyjnych miejsc na Ziemi. Ludzie – nie mam tu na myśli turystów czy tymczasowych mieszkańców – są wymęczeni, wszyscy zatrudnieni przez rząd. A więc, w północnozachodnim rogu O’ahu sześćdziesięcioletnia kobieta sprzedaje ze starej ciężarówki porcje krewetek z ryżem. Ta ciężarówka, razem z wyposażeniem służącym do gotowania, jest pewnie warta nie więcej niż 5000 dolarów i ma przynajmniej 20 lat. Nazwijmy to jej kapitałem początkowym, 5000 dolarów, i myślę, że mogę nawiązać do mojej wczorajszej wypowiedzi o niezależnym życiu. Z tej ciężarówki kobieta sprzedaje krewetki z ryżem, po 9,95, ale to duże porcje i są przepyszne. Sprzedaje też hot dogi dla dzieci i napoje w puszkach, to wszystko. Pozwolenie na prowadzenie tej działalności kosztuje ją 1200 dolarów rocznie, niewiele ponad trzy dolary dziennie. Ukończyła liceum i ma miły uśmiech. Parkuje ciężarówkę na żwirowym podjeździe, z dala od głównej drogi, w miejscu, gdzie w okolicy nic nie ma, a jej jedyną reklamą jest wypisany odręcznie znak ustawiony przy autostradzie, głoszący „porcja krewetek – $9,95”. Tego dnia, kiedy stanąłem w kolejce po krewetki było przede mną pięcioro klientów, którzy kupili 14 porcji i 14 puszek napoju, nim przyszła moja kolej. Wszystkie te transakcje zabrały 12 minut, miałem przy sobie zegarek. Nagle poczułem się zaintrygowany zarobkami tej skromnej kobiety. Następnego dnia wróciłem tam i zaparkowałem kawałek dalej, żeby móc obserwować ciężarówkę, ale jednocześnie nie przeszkadzać. W dwie godziny kobieta sprzedała 41 porcji krewetek, 41 napojów i koło 10 hot dogów. Tydzień później wróciłem znowu i zaobserwowałem podobną sytuację. Moja żona jest absolwentką znanego instytutu gastronomicznego i była tak miła, że oszacowała dla mnie, że 7 dolarów z 10,95 stanowiło pewnie czysty dochód. Później zagadałem do sprzedawczyni krewetek, która, jak się szczęśliwie okazało, uwielbiała opowiadać o swoim biznesie. Pracuje 56 godzin tygodniowo, nie ma wakacji z wyjątkiem Bożego Narodzenia i Wielkanocy, i średni sprzedaje 100 do 150 porcji, jej rekordem jest 350. Kiedy nie ma ochoty pracować, czyli całkiem często, zastępuje ją jedna z trzech córek. Nie spytałem wprost o jej dochody, ale bazując na tym, co mi powiedziała o sprzedaży i godzinach otwarcia obliczyłem, że musi zarabiać przynajmniej ćwierć miliona dolarów, sprzedając krewetki z pordzewiałej ciężarówki. Nie jest zainteresowana rozwijaniem firmy, a zauważyłem, że wszyscy jej klienci, łącznie ze mną, wydawali się zadowoleni z bycia tam, rozmawiania i żartowania z właścicielką, a ona wyglądała na zadowoloną z życia. Teraz wie pan coś o mnie, prowadzącym samochód, coś o sprzedawczyni krewetek z odległej wyspy, i zanim zaczniemy rozmowę o edukacji chciałbym opowiedzieć ostatnią historię, o trzynastoletnim chłopcu pochodzenia grecko-amerykańskiego, którego nazwę Stanley, ponieważ jestem w kościele, nazwę go Stanley, bo tak ma na imię. Stanley przychodził do szkoły, był w mojej klasie, tylko raz na miesiąc. Uchodziło mu to na sucho, bo byłem jego wychowawcą i go kryłem. Nie robiłem tego by zadzierać z prawem, ale dlatego, że Stanley wytłumaczył mi gdzie spędzał czas, a ja zgodziłem się, ponieważ było to bardziej rozwojowe niż to, co działo się w szkole.

Okazało się, że Stanley miał 5 ciotek i wujków. Każdy z nich prowadził własny biznes przed ukończeniem 21. roku życia, dlatego chciał podążyć ich śladami, ale nie wiedział do końca czyimi. Jedna osoba pracowała w kwiaciarni, jedna zajmowała się konstrukcją surowych mebli, jedna była właścicielem delikatesów, jedna właścicielem małej knajpki a jeszcze inna prowadziła usługi kurierskie. Kiedy Stanley opuszczał lekcje, wykonywał różne prace u ciotek i wujków nie dostając za to ani grosza. Pracował u jednego krewnego, potem u następnego i tak dalej. Chodził od sklepu do sklepu i pracował za darmo w zamian za możliwość poznania biznesu. „Panie Gatto” powiedział, „dzięki temu mam szansę zdecydować, jaką branżę obrać w przyszłości. Proszę powiedzieć, jakie książki mam przeczytać i je przeczytam, ale nie mogę marnować czasu w szkole, chyba że chcę skończyć jak cała reszta” dokładnie tak powiedział, „pracując dla kogoś innego”. Kiedy to usłyszałem, nie mogłem z czystym sumieniem zamknąć przed nim drzwi.

Nauka jazdy, dorabianie się na wykonywaniu pożytecznej pracy, nauka niezależnego handlu – czy zauważyliście, że mówiłem o tym, z jaką łatwością można wykonywać i nauczyć się tych trzech rzeczy, o ile osoba ucząca się bierze na siebie odpowiedzialność, potrafi zachować otwarty umysł oraz ma czas i środki aby dotrzeć do celu. Nie zezwala się, aby szkoła oferowała większości z nas właściwe wsparcie czy poświęcała nam czas. Powodem są zasady ustanawiane z dala od sal lekcyjnych; szkoła nie mogłaby zaoferować tego rodzaju wsparcia nawet jeśli by chciała. Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz – nauczanie w szkole nie jest edukacją. Z łatwością można zrekompensować braki w nauczaniu, ale w żadnym razie nie można zrekompensować szkód spowodowanych brakiem wykształcenia, chyba że jesteś gotów doświadczyć bólu, wysiłku i smutku. Bez wykształcenia jesteś po prostu mniej wartościowy niż mógłbyś być w rzeczywistości.

Wiele sławnych i wybitnych osobistości nie miało większego wykształcenia. George Washington kształcił się dokładnie 2 lata. Jego nauczycielem był skazaniec, ponieważ nikt nie był na tyle szalony, żeby się z tego utrzymywać. Benjamin Franklin również kształcił się 2 lata; został wyrzucony z dwóch szkół, dlatego że był osobą sprawiającą kłopoty. Trudno doszukać się tej informacji w jego biografiach, ale taka jest prawda. Admirał Farragut w ogóle nie miał wykształcenia. Matce Thomasa Edisona powiedziano, że jej syn jest ograniczony umysłowo i szkoła nie będzie miała z niego pożytku. Margaret Mead, słynna amerykańska antropolożka, jak wiele innych ludzi była kształcona wyłącznie w domu. Każdy z nich miał dobrą edukację. Przechodzimy do sedna tej rozmowy, aby pomóc wam zrozumieć, czym jest edukacja.

Znam odpowiedź na to pytanie, ale nie jestem na tyle arogancki, żeby twierdzić, że jest to jedyna słuszna odpowiedź. Z tego powodu zapoznam was z moją roboczą definicją, definicją słynnych Amiszów z powiatu Lancaster. Chciałbym też, abyśmy przyjrzeli się liście rzeczy wymaganych od swoich uczniów przez 20 najlepszych prywatnych szkół z internatem w USA. Myślę, że jeśli wybierzecie sobie z tych przykładów to, co się wam podoba i połączycie z własną mądrością, zdrowym rozsądkiem i daną od Boga indywidualnością, ze spędzonego tutaj razem czasu wyniesiecie coś przydatnego. W pierwszej kolejności przedstawię moje pomysły, na które wpadłem dzięki zbyt wielu ludziom, aby móc im teraz podziękować.

Przed planowaniem programu nauczania należy mieć na względzie 10 oddzielnych rodzajów świadomości, na których opiera się samopoznanie i samoświadomość.

  1. Pierwszym z nich jest rzeczywista osobowość musimy mieć dużą wiedzę na temat naszych krewnych i przodków; jaka była ich kultura, jaka jest ich kultura, jaka jest ich sytuacja, jakie są ich cele i zmagania. Następnie musisz dokonać spisu uważnie badając własne umiejętności, słabości i ograniczenia wynikające z twojego dziedzictwa biologicznego i kulturowego. Należy stworzyć swojego rodzaju charakterystykę swojej osoby; nie dzieje się to w tydzień czy w miesiąc – to długotrwały proces. Będąc w zaawansowanym wieku, poświęcałem bodajże codziennie trochę czasu na myślenie o każdym z moich krewnych i zastanawianie się, jaka część mnie może być w harmonii z daną osobą. Musisz też posiadać dogłębną wiedzę na temat historii; uważam, że należy być zaznajomionym z historią lokalną, regionalną, narodową i globalną. Rozmawiałem wcześniej z kilkoma paniami na temat tego, że kiedy byłem w Nashville zapomniałem wspomnieć swoim słuchaczom o tym, że Andrew Jackson prawie na pewno przyczynił się do ustanowienia przymusowej edukacji w USA. Nie znaczy to, że kiedykolwiek by na to pozwolił – osoba pokroju Jacksona po prostu przyciągała do swojego rządu różnych ludzi, którzy zniszczyli sektor bankowy na północnym wschodzie. Czy pozwolono, aby stało się to jeszcze raz? Rok po opuszczeniu urzędu przez Jacksona, bostońska komisja szkolna będąca genezą naszego nieszczęścia związanego z edukacją rozpoczęła swoje działania. Nie odważyłaby się tego dopuścić za czasów prezydentury Jacksona, ale rok po jego odejściu ze stanowiska komisja podjęła pierwsze kroki i zatrudniła pewnych ludzi jako „przykrywkę”. Musimy posiadać szczegółową wiedzę w dziedzinie historii, ponieważ życie jest swojego rodzaju gobelinem. Można powiedzieć, że jest trójwymiarowym gobelinem; dzięki niej możemy cofać się w czasie i zdecydować, jakie decyzje podjąć. Jest to jednak możliwe tylko wtedy, kiedy znamy historię. Pozwólcie, że wytłumaczę. Kiedy mówię, że nie znacie historii – nie wiem, czy jest to prawdą – chodzi mi o was jako ogół ludzi. Północni Niemcy, Prusowie zdali sobie sprawę, że ludzie posiadający dogłębną wiedzę historyczną byli niebezpieczni, ponieważ potrafili myśleć kontekstualnie. Prusowie pragnęli produkować ludzi potrafiących rozwiązywać problemy, którzy jednocześnie nie mieli pojęcia, czy rozwiązywany problem nie stanie się przypadkiem problemem kogoś innego tak jak w przypadku bomby atomowej – byli po prostu inżynierami. Niemcy świetnie radzili sobie z produkowaniem tego typu ludzi, ale podczas prywatnych rozmów oznajmili, że tylko jednej osobie na 200 należy zezwolić myśleć w kontekście historycznym, aby mogła zrozumieć, jaki jest cel rozwiązywania problemu i z jakich idei się wywodzi. Od 1917 r. system nauczania historii w USA był celowo i systematycznie niszczony tak, abyś nie był w stanie zrobić kroku w tył i zrozumiał, co się tak naprawdę dzieje. Z drugiej strony mam dla was dobrą wiadomość – samokorygowanie jest bardzo satysfakcjonujące i względnie proste.
  2. Druga rzecz to posiadanie dogłębnej wiedzy historycznej, w tym wiedzy na temat historii polityki i kultury, być może także historii pracy, nauki i techniki oraz innych istotnych elementów historii.
  3. Trzecią rzeczą jest to, że musisz znać fizyczny świat będący w zasięgu twojej ręki; musisz być zaznajomiony z jego geografią, botaniką, zoologią, chemią i fizyką. Jednym z najbardziej udanych programów nauczania, jaki zaprojektowałem i zaaplikowałem było wyposażenie każdego ucznia w mapę wyspy Manhattan o długości 20 km i szerokości 3,7 km oraz przekazanie im, że do końca roku mają za zadanie osobiście zwiedzić każdą strefę kodu pocztowego, jest ich ok. 38. Ich zadaniem było także przeanalizowanie rodzajów przedsiębiorstw, zasobów mieszkaniowych, sposobu ubierania się ludzi i innych czynników; mowa tu o badaniu rynkowym o ogromnej wartości pieniężnej, szczególnie na terenie takiego obszaru jak Manhattan. Mimo tego uczniowie podjęli się wyzwania, a przy okazji zaznajomili się z geografią, botaniką, chemią i fizyką tych różnych miejsc. To był numer 3.
  4. Rzecz numer 4 – musisz wiedzieć wystarczająco dużo o świecie pracy, aby mieć rozeznanie w doborze zawodu. Kiedy dojdziemy do kwestii prywatnych szkół, dowiecie się, że najważniejsze jest opanowanie i zrozumienie świata pracy w celu dopasowania swojej osobowości do tego, co chcesz robić. Mawiałem uczniom, że nie ma sensu tkwić w dobrze płatnej pracy, jeśli nie daje ona satysfakcji; pieniądze zwyczajnie nie mogą być rekompensatą za niszczenie własnego siebie lub wtedy, gdy praca jest sprzeczna z twoimi zasadami albo ważnymi dla ciebie kwestiami.
  5. Kolejną rzeczą jest to, że musisz wiedzieć coś o filozofii i psychologii ludzkich związków. Musisz znać różnicę między rodziną i przyjaciółmi, między przyjaciółmi a towarzyszami, między towarzyszami a kolegami. Musisz wiedzieć o koleżeństwie, obecnie nazywa się to ‘nawiązywaniem kontaktów’. Musisz wiedzieć, czym są miłosne relacje bazując na nagromadzonej wiedzy tysięcy lat ludzkiej historii oraz zbiorowej wiedzy własnej rodziny. To był numer 5.
  6. Szósty rodzaj świadomości polega na zrozumieniu zawiłości w stworzeniu domu. Wiem, że w przypadku nauki w domu nie ma z tym problemu, ale zazwyczaj zwracam się do publiczności nie pobierającej nauki w domu. Mówię wtedy, że dom jest swojego rodzaju laboratorium wszystkiego, nie jest to akademicka praktyka, a zarazem nią jest – jest jednocześnie prawdziwym życiem i czymś, co może w znakomity sposób wzbudzić zainteresowanie, jeśli tylko masz chęć się tego podjąć. Musisz być w stanie rozróżnić między domem a miejscem, gdzie jesz i śpisz; zarówno chłopcy, jak i dziewczęta muszą znać tę różnicę. Musisz wiedzieć o wyzwaniach dorosłości na każdym jej etapie, jakie są obowiązki i zobowiązania silnego mężczyzny czy kobiety, czego muszą się podjąć.
  • Numer 7 – musisz pojąć wyzwanie straty oraz ogromne wyzwanie starzenia się i śmierci. Wiem, że w pewnym stopniu mamy w zwyczaju myśleć o starzeniu i śmierci w zależności od tego, czy jesteśmy religijni czy też nie. Jesienią ubiegłego temu w mieście Boulder w stanie Colorado publiczność postawiona została przed pewnym wyzwaniem. Byli świeżo po wykładzie Dalai Lamy a ja byłem kolejnym mówcą, więc miałem trudne zadanie do wykonania. Powiedziałem, że nic nie miałoby żadnej wartości jeśli nie starzelibyśmy się i nie umieralibyśmy. Jeśli żyłbyś 50 milionów lat dlaczego niby coś, co zrobiłeś dzisiaj, za rok albo za 40 lat miałoby mieć jakiekolwiek znaczenie. Dlaczego cokolwiek miałoby mieć znaczenie. Mamy wspaniałą okazję, aby się nawzajem obserwować podczas przemierzania tego okrążenia idostosować się do tego, kim jesteśmy – nigdy nie jesteś tą samą osobą. Weźmy na przykład dwa dni z rzędu – zawsze jesteś o dzień starszy, a co za tym idzie mądrzejszy, jeśli tylko chcesz taki być. Wreszcie musisz nieustannie zmagać się przez całe życie, aby zrozumieć przebłysk metafizycznej realności; istnieją rzeczy pozafizyczne, rzeczy bliskie duszy i duchowi. Żaden człowiek na świecie nie podważał tej kwestii, jednak nie jest ona przedmiotem badań naukowych.

Kiedy zapoznasz się z tymi różnymi rodzajami świadomości, zarys wykształconej osoby wyłaniający się z chaosu ignorancji staje się bardziej widoczny.

Punkt 1. Po pierwsze, wykształcona osoba jest w stanie samodzielnie napisać własny scenariusz albo jego większą część. Zawsze jest to ciągły proces, nigdy nie możesz w pełni osiągnąć tego celu ale zawsze starasz się do niego dojść, stajesz się w tym coraz lepszy.

Punkt 2. wykształcony człowiek wie, jak działa ludzkie serce i dlatego ciężko jest go oszukać… Teraz już pamiętam, dzięki komu wpadłem na ten pomysł; pochodzi on z dzienników Thomasa Jeffersona. Jeśli wiesz jak działa ludzkie serce i trudno jest cię oszukać, wyobraź sobie, ile młodych ludzi mogłoby uniknąć doświadczenia smutku, jeśli tylko wiedzieliby o tym samym przed etapem, gdzie wyłaniają się silne uczucia fizyczne w okresie późnego dojrzewania.

Punkt 3. – wpadłem na ten pomysł także dzięki Thomasowi Jeffersonowi – wykształcona osoba zna swoje prawa i wie, jak je chronić. Jest to ostatnia rzecz, jaką dowolna szkoła w tym kraju cię nauczy; oznaczałoby to dla nich katastrofę.

Punkt 4.: wykształcona osoba posiada przydatną wiedzę; wie jak zbudować dom, napisać piosenkę, zbudować łódkę, produkować żywność czy projektować odzież. Wie o czymś prawdziwym, a jeśli nie wie, to chce się tego dowiedzieć, chce się tego nauczyć i ma odwagę się tego nauczyć.

W mieście Bath w stanie Maine znajduje się Shelter Instituite który gwarantuje, że w ciągu trzech tygodni będziesz potrafił zbudować wielopoziomowy dom w stylu „cape cod” o powierzchni 280 metrów kwadratowych jeśli tylko się tam wybierzesz, ponieważ przez ten czas zbudujesz taki właśnie dom. Jeśli zostaniesz dodatkowo jeszcze tydzień, nauczą cię montować instalację wodno-kanalizacyjną i instalację elektryczną. Kilka lat temu uczestniczyłem w obchodach 25. rocznicy jako mówca. Przybyło ponad 5 tysięcy ludzi, wszyscy mieli przy sobie zdjęcia wybudowanych przez nich domów, wśród uczestników byli też kierowcy autobusów i psychiatrzy. Każdy z domów był tak indywidualny jak odcisk palca, a wybudowanie ich zajęło im tylko trzy tygodnie. To był punkt 4.

Punkt 5.: osoba wykształcona potrafi wszędzie utworzyć zdrowe więzi, ponieważ rozumie dynamikę związków. Nie chodzi mi o to, że jest to rzecz pożądana, ale możliwe jest umieszczenie osoby wykształconej w innym miejscu, gdzie taka osoba poradzi sobie w nowych warunkach.

Punkt 6.: osoba wykształcona potrafi odkrywać prawdę bez podążania za przewodnictwem ekspertów. W wielu przypadkach tak właśnie się dzieje, ale zawsze powinno się sceptycznie podchodzić do tego, co się do ciebie mówi i pamiętać o tym, że nie zawsze przekazywana jest cała prawda; wiesz jak porównywać odmienne relacje.

Punkt 7.: osoba wykształcona – nigdy się o tym nie mówi – posiada zdolność tworzenia nowych rzeczy, nowych doświadczeń, nowych pomysłów; potrafi zrobić coś z czegoś innego, ze wspólnego, surowego materiału.

Punkt 8.: osoba wykształcona posiada plan własnej wartości. Na szczęście chrześcijanie nie mają z tym problemu, ale wiele ludzi nie planuje swojego życia, nie kierują nimi żadne zasady. Z takimi ludźmi miałem też do czynienia w sali lekcyjnej, ludzie ci znajdują się w okropnej sytuacji. Osoba wykształcona zawsze wie kim jest, posiada własną filozofię zweryfikowaną metodą prób i błędów. Oczywiście popełniamy błędy, wszyscy jesteśmy niedoskonali. To też powinniśmy wiedzieć, ale jeśli tylko do czegoś dążymy, stajemy się mniej niedoskonali. Możemy odnaleźć wewnętrzny spokój pod warunkiem, że jesteśmy pokorni.

Punkt 9., mój ulubiony: czas nie dłuży się osobie wykształconej, taka osoba może być samotna i nie jest w rozterce, co począć ze swoim czasem. Opowiem wam historię, pewne porównanie, które mnie zainteresowało. Dorastałem w kilku małych miasteczkach w zachodniej Pensylwanii, miejscowość Monongahela jest najbliższa mojemu sercu. Nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek mówił, że się nudzi aż do momentu, kiedy dostałem się na uczelnię. Trafiłem na Uniwersytet Cornella i nagle każdy powtarzał to przez cały czas. Wszyscy byli wiecznie znudzeni pomimo tego, że byli zamożni, przystojni, dobrze ustawieni i namaszczeni na przywódców przyszłości. Nikt, kogo znałem dorastając, żaden z rodziców ani krewnych, żaden z moich przyjaciół nie nudzili się. Wiedziałem, co znaczy słowo „nudzić się”, ale nigdy nie doświadczyłem tego uczucia chociaż wiedziałem, że istnieje. Czas nie dłuży się osobie wykształconej, osoba wykształcona rozumie i akceptuje to, że śmierć i starzenie się są niezbędne. Osoba wykształcona uczy się w każdym momencie swojego życia, nawet pod jego koniec.

Przenieśmy się teraz od Johna Gatto do Amiszów Starego Zakonu (Old Order Amish). Są oni grupą 150 000 ułożonych, dobrze prosperujących i przestrzegających prawa obywateli. Przybyli do Ameryki z małym tobołkiem składającym się z kilku ubrań, dlatego też nie posiadali żadnych kontaktów mogących ułatwić im nowe życie. Byli prześladowani przez stan Pensylwania, stan Wisconsin i stan Ohio przez całe stulecie. Każdy słyszał o Amiszach, ale nieliczni wiedzą o zdumiewających szczegółach na ich temat, które zaraz przedstawię. Praktycznie każdy dorosły Amisz posiada niezależne środki utrzymania jako właściciel gospodarstwa rolnego, podział to 50/50. Źródłem moich informacji jest sekcja na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa zajmująca się badaniem Amiszów. W tym społeczeństwie prawie nigdy nie doświadczycie kłótni, przemocy, alkoholizmu, rozwodów czy przyjmowania narkotyków. Istnieją nieliczne wyjątki, ale są one tak mikroskopijne, że kiedy już mają miejsce trafiają na pierwsze strony gazet, ponieważ po prostu normalnie takie rzeczy się nie dzieją.

Punkt trzeci: nie przyjmują pomocy rządu jeśli chodzi o opiekę zdrowotną, pomoc osobom starszym i edukację po klasie ósmej [w amerykańskich szkołach państwowych]. Przez większość stulecia byli zobowiązani przez rząd do zaakceptowania edukacji dzieci od klasy pierwszej do ósmej. Teraz przytoczę fakt, który was zdołuje. Wskaźnik sukcesu małych przedsiębiorstw Amiszów to 95%, 1 na 20 przedsiębiorstw Amiszów bankrutuje przez okres pierwszych pięciu lat. Wskaźnik sukcesu przedsiębiorstw nienależących do Amiszów to 15%; 17 z 20 przedsiębiorstw nienależących do Amiszów bankrutuje w przeciągu pierwszych pięciu lat.

Punkt piąty: wszystkie dzieci Amiszów mają szansę na wzięcie udziału w opłaconej, rocznej przerwie z dala od amiszowego życia w momencie wkraczania w dorosłość. Amisze nie chcą mieć w swojej społeczności kogoś, kto nie chce być jej częścią. Cytując ich słowa: „Skąd masz wiedzieć, czy chcesz być jednym z nas, skoro nie próbowałeś czegoś innego?”.

Z tego powodu wyruszają na takie wyprawy na terenie całego kraju i żyją wśród nas. Przez ten czas nie są Amiszami, ale potem wracają. 85% dorosłych dzieci tej społeczności woli pozostawać blisko rodziców, jest to główny powód dla którego ta grupa rozrosła się o 3000%. W XX wieku w 1900 r. było 5000 Amiszów, teraz jest ich 150 000, co daje nam wzrost o 3000%.

Wreszcie, prawie wszyscy członkowie grupy, zarówno dzieci, jak i dorośli, przepytani przez badaczów zewnętrznych wyrażali całkowite zadowolenie ze swojego życia. Donald Kraybill z Uniwesytetu Johnsa Hopkinsa badał przedsiębiorstwa Amiszów, zbadał 1000 przedsiębiorstw Amiszów na cele książki opublikowanej w 1995 roku. Na pewno znajdziecie ją w narodowym systemie bibliotecznym pod tytułem „Amish Enterprise: From Plows to Profits” („Przedsiębiorczość Amiszów: od Orki po Zysk”). Kraybill powiedział: „Amisze podważają wiele konwencjonalnych założeń o tym, co należy zrobić aby wkroczyć w świat biznesu.” Czy kobieta ze starą, pordzewiałą ciężarówką i dyplomem ukończenia szkoły średniej nie podważyła pewnych założeń zarabiając ćwierć miliona dolarów rocznie? Nie mają średniego wykształcenia, nie mają specjalistycznych szkoleń, nie używają komputerów, elektryczności czy samochodów, nie są wytrenowani w tworzeniu planów marketingowych. Atrybuty, które zostały przeniesione z gospodarstw rolnych to między innymi: duch przedsiębiorczości, chęć podjęcia ryzyka, innowacyjność, wysoka etyka pracy, tania, rodzinna grupa pracownicza i wysokie standardy rzemieślnictwa. Jedną z ich wartości jest zasada ograniczonego wzrostu, to niezwykłe; mają niepisaną zasadę, że nie wolno zarabiać więcej niż pół miliona dolarów rocznie nie dlatego, że są przeciwni pieniądzom, ale dlatego, że jeśli będziesz zarabiać więcej nie dasz szansy innym ludziom na wkroczenie w biznes, więc musi im wystarczyć pół miliona rocznie. Nie chcą, żeby ich sklepy czy branże się rozrastały; dotyczy to przedsiębiorczości na terenie całej osady.” To, co teraz usłyszeliście jest wielką częścią definicji edukacji według Amiszów, ale dodam coś jeszcze. Amisze są bardzo dobrymi sąsiadami, są pierwsi do pomocy w czasie kryzysu świata zewnętrznego, otwierają swoje gospodarstwa dla dzieci z gett, często wychowują niepełnosprawne dzieci nienależące do świata Amiszów, których nikt nie chce. Uprawiają rolę tak dobrze i tak korzystnie bez użycia traktorów, chemicznych nawozów czy pestycydów, że Meksyk, Kanada, Rosja, Francja i Urugwaj zatrudniły Amiszów w celu doradztwa pod kątem zwiększenia wydajności produkcji rolnej.

Możecie zrozumieć, jak Amisze pojmują edukację patrząc na rzeczy, o które walczyli z rządem. Kiedy Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych orzekł, że dzieci muszą chodzić do szkoły od pierwszej do ósmej klasy, byli gotowi masowo pójść do więzienia, o ile poczynione będą ustępstwa. Rząd zgodził się potem pójść na ustępstwa. 1. Żądali, żeby każda szkoła była w niewielkiej odległości od domów, nie pozwalali na transport dzieci autobusem.

  1. Po drugie, nie godzili się na wielkie szkoły, gdzie uczniowie dzieleni byli na różne „przegródki” i każdego roku przydzielano im różnych nauczycieli.
  2. Po trzecie, żądali aby wszystkie decyzje szkolne były zatwierdzane na piśmie przez rodziców.
  3. Żądali, aby rok szkolny trwał 8 miesięcy.
  4. Żądali, aby nauczyciele uczący ich dzieci posiadali wiedzę na temat wartości i tradycyjnego stylu życia Amiszów i byli im przychylni, nie zgadzali się na przekazywanie własnych dzieci profesjonalnym dydaktykom.
  5. Po szóste, domagali się, aby ich dzieci nauczano zgodnie z przekonaniem, że mądrość i wiedza akademicka to dwie różne rzeczy.
  6. Po siódme, domagali się, aby ich dzieci odbywały praktyki i staże nadzorowane przez rodziców.

Woleli pójść do więzienia i stracić wszystko, niż poddać własne dzieci jakiemukolwiek rodzajowi indoktrynacji państwa zwanego edukacją, która miałaby rozbijać ich rodziny, tradycje i społeczności oraz przez którą ich dzieci miałyby żyć w niepokoju, wyuczone, aby wzbijać się w górę i skakać bez określonego celu czy kierunku, nie wiedząc gdzie wylądują. Amisze zdali sobie sprawę, że nowe, rządowe szkoły były niczym innym jak społecznymi separatorami opartymi na zasadzie mechanicznego separatora mleka. Takie szkoły mąciły w młodych umysłach aż do rozpadnięcia się zarówno struktury społecznej, jak i rodziców i ich spójnej świadomości. Szkoły oddzielają dzieci od ich osobistej przeszłości i od przeszłości ich kultury. Jak nazywał to rząd, „edukacja” odseparowywała ludzi od życia dnia codziennego dzieląc świat na dyscypliny, przedmioty, klasy, oceny i nauczycieli, którzy znani są dzieciom tylko z nazwiska. Nawet religia, o ile byłaby o niej wzmianka, miała być badana, analizowana i oddzielana od rodziny i życia codziennego, miała stać się po prostu kolejnym przedmiotem analizy krytycznej. Wyposażeni w książki i odseparowani od Amiszów i kulturowego przeszkolenia specjaliści mieliby być odpowiedzialni za wychowywanie dzieci i zachęcaliby je do wyzwolenia się od ograniczenia jakim jest dom; wyjaśnialiby, z jakiego powodu mają to robić, gdzie i w jakim kierunku „skakać”. Oczywiście szkoła, po tym jak oderwie od was dzieci, nie ma o tym pojęcia. Amisze uważali, że nieustanna konkurencja zniszczy wielu ludzi i ze sporej części zrobi upokorzonych nieudaczników nienawidzących samych siebie. Jest to zupełnie odmienne od powszechnej determinacji wymaganej przez życie w społeczności Amiszów. Dla Amisza edukacja oznacza bycie niezależnym, oznacza życie w zamkniętej społeczności jako wartościowy sąsiad i prowadzenie pobożnego życia. Trudno wyobrazić sobie, żeby taka definicja edukacji przetrwała do przełomu XXI wieku, a co dopiero cieszyła się powodzeniem. W jaki sposób możemy jednak wytłumaczyć zdumiewające poczynania Amiszów postępujących według własnych zasad i szczęśliwie żyjących w dobrobycie pomimo odmiennych rad ekspertów? Fakt, że Amiszom powodzi się tak dobrze dowodzi tego, że w przypadku edukacji istnieje możliwość obrania za cel niezależność ogółu obywateli. Mam nadzieję, że pomyślicie trochę nad tym.

Chciałbym teraz zaproponować przybliżony, trzyczęściowy podział bazujący na podstawowych założeniach, z którymi się zmagamy.

  1. 1. Po pierwsze mamy uczenie się będącą głównym konceptem; uczenie się pojawi się w naturalny sposób bez względu na to, czy tego chcemy czy nie. Z tego powodu mądre matki obserwują, w jakim otoczeniu obracają się ich dzieci i w jakich znajdują się sytuacjach, z których czerpią potem doświadczenie.
  2. Drugi koncept, czyli nauczanie/szkolnictwo przeprowadzane jest w środowisku nadzorowanym przez innych ludzi poprzez procedury i sekwencje w mniejszym lub większym stopniu kontrolowane przez innych i na potrzeby innych. Nauczanie posiada pewną wartość. Mam mieszane uczucia; pewna grupa ludzi jest zdania, że nie powinno być to nazywane nauczaniem w domu, a edukacją w domu – jest zarówno tym, jak i tamtym, kształcenie posiada pewną wartość. Jeśli by tak nie było, widywalibyśmy dzieci bez przerwy chodzące sobie po parkach i ulicach. Nauczanie/szkolnictwo jest jeszcze bardziej wartościowe, kiedy nauczyciele troszczą się o uczniów i próbują zrozumieć cię jako jednostkę, jednak samo kształcenie/szkolnictwo nigdy nie jest wystarczające.
  3. Trzeci koncept, edukacja, opisuje starania w dużej mierze zainicjowane wewnętrznie, aby w inteligentny sposób wziąć życie w swoje ręce i po to, aby żyć w świecie, który się całkowicie rozumie. Bycie wykształconym przypomina skomplikowany gobelin utkany z rozległego doświadczenia, podejmowania znaczącego ryzyka i wyczerpującego poświęcenia. Ciężko jest być wykształconym, ale nie jest trudno być wyszkolonym, a nawet znakomicie wyszkolonym – w takim przypadku przekazujesz po prostu siebie w ręce obcych ludzi. Tak jak mam w zwyczaju mówić: jeśli są miłymi ludźmi, pokochają cię i wyjdzie ci to na dobre, inni ludzie będą cię lubić, ale nie możesz wtedy być autorem własnego scenariusza.

W tej formule, którą wam przekazałem uczenie dzieje się przez cały czas, natomiast szkolnictwo/kształcenie w szkole ma miejsce wtedy, gdy treść nauczania określona jest zewnętrznie przez innych ludzi narzucających dyscyplinę na ucznia, a edukacja jest określona świadomie i samodzielnie. Wiąże się z tworzeniem wewnętrznej samo kontroli nad gromadzeniem danych, osądem, samodyscypliną oraz poświęceniem. Jestem przekonany, że to właśnie miała na myśli Inga mówiąc wczoraj: „naprowadzasz ich na ścieżkę, ale pozwalasz im potem samodzielnie po niej chodzić”. Łączy informacje zdobyte dzięki kształceniu i przypadkowej nauce razem z osobistym celem. W procesie edukacji, nauka szkolna poddawana jest krytycznej kontroli i jest niezależnie weryfikowana przez każdego ucznia przed jej trwałym przyswojeniem. Osoba wykształcona uczy się, kiedy ufać obcym i nie powierza tego rodzaju zaufania każdej osobie. W naszych społeczeństwach szkoła ponieważ jest przymusowa jest swojego rodzaju stabilizatorem w „silniku” rozwoju dziecka. Może pomóc w nauce, ale może także ją utrudnić. Może zachęcać do kształcenia się, albo wręcz zniechęcić. Chcę przez to powiedzieć, że jeśli byłby to wykład na inny temat opowiedziałbym, co zrobili moi uczniowie. Wydawałoby się, że rozsypałem je niczym ziarna na cztery strony świata. Prawda jest taka, że miałem bardzo rygorystyczne oczekiwania wobec uczniów i zarówno oni, jak i ich rodzice byli tego świadomi. Jeśli chcieli dostać kolejną szansę musieli pokazać, że włożyli w to jakiś wysiłek. Każde dziecko odczuwa nawet w niewielkim stopniu obecność niewidzialnej „ręki” w szkole. Taka „ręka” porusza się bez jasno określonego celu. O ile cel ten nie zaburza ludzkiej natury ucznia i jest przyjazny nauce oraz mobilizuje do kształcenia, relacja między uczniem a nauczaniem rozwija się bezproblemowo. Jeśli jednak powstaje podejrzenie, że tłumi się naukę i przebieg kształcenia jest zakłócony, najczęściej dochodzi do tej samej sytuacji, jaka dzieje się w domach – kochasz swoje dzieci tak bardzo, że stajesz się nadopiekuńczy. Tłumi się wtedy impuls, jakim jest podejmowanie ryzyka oraz odkrywanie własnych granic, podczas gdy znajomość siebie jest cechą osoby wykształconej.

Teraz zacznie się najzabawniejsza część wykładu. Skupmy się teraz na tym, czego wymagają od edukacji rodzice uczniów z najlepszych i najdroższych prywatnych szkół z internatem w Ameryce. Badałem ich oczekiwania od 20 lat, aby móc porównać je z moimi własnymi celami. Myślę, że zainteresuje was ta informacja, nawet jeśli nie zgadzacie się z większością. Mowa o 20 najbogatszych prywatnych szkołach z internatem w Ameryce, szkołach takich jak Groton, St. Paul’s, Deerfield czy Kent, jest ich tylko 20. Niektórzy mówią, że jest ich tylko 18, nie 20. Z góry uprzedzę, abyście zwrócili uwagę na to, że wyrobienie żadnej z zasad tak pożądanych przez bogatych rodziców nie kosztuje ani grosza. Nie wiem, czy są tego świadomi, ale każdy jest w stanie zrobić wszystkie albo chociaż jedną z tych rzeczy ze swoimi dziećmi tak dobrze, jak robi się to w szkole St. Paul’s. Przekażę wam te koncepcje w przypadkowej kolejności. Sami zdecydujcie, które są ważne.

  1. Elitarne prywatne szkoły chcą, aby uczniowie uczyli się dobrych manier i prezentowali je w kontakcie z każdą osobą, nawet najbardziej skromną, bez zastanawiania się; w ten sposób będą odruchowe. Zapewne chciałbyś dla swojego dziecka tego samego, bo jest to rzecz właściwa i pobożna, ale nie o to w tym chodzi. Powodem jest to, że dzięki manierom dzieci będą wszędzie mile widziane, nawet w obcym otoczeniu gdzie nikt ich nie zna. Ktoś dostrzeże, że ta osoba jest dobrze wychowana. A teraz powiedzcie mi – nie odpowiadajcie na to pytanie, bo znam odpowiedź – czy nauczenie kogoś dobrych manier cokolwiek kosztuje? Spotkałem dzieci z gett, które były wychowane tak dobrze jak każdy inny.

Kolejną rzeczą, jaką pragną rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych jest zapewnienie niepodważalnej, niezakłamanej intelektualnej wiedzy, nie chcą, żeby była „rozcieńczona”. Nigdy nie uczyłem dzieci młodszych niż 13-14 lat, ale kiedy zaczęliśmy lekturę Moby Dicka w ósmej klasie odkryłem, że w szkolnym wydaniu książki pozbyto się wszystkich trudnych słów i pojęć, dlatego wyrzuciłem ją i kupiłem wystarczającą ilość egzemplarzy prawdziwej wersji książki dla siebie i swoich uczniów. Według mnie Moby Dick to najtrudniejsza lektura na świecie, jeśli chcecie zabrać się za jakąś ciężką książkę, sięgnijcie po Moby Dicka. Po początkowym zmaganiu trwającym dwa tygodnie, zarówno najmniej pojętne dzieci, jak i te najzdolniejsze były zachwycone współgrającymi ze sobą ideami, widzieli różnice między wątkiem polowania na wieloryba a ideami wyłaniającymi się z interakcji między załogą, oficerami i kapitanem. Chodzi mi o to, że wszystko to było bardzo emocjonujące. Prawda jest taka, że wtedy mieszkałem chwilowo w Nowym Jorku i byłem niesamowicie znudzony tym, co przekazali mi do nauczania. Powiedziałem, że nigdy nie czytałem Moby Dicka, miałem go przeczytać na studiach, ale przeczytałem tylko komiks i streszczenie na Cliffs Notes. Pomyślałem: „w końcu będą płacić mi za czytanie Moby Dicka”. Podobała mi się ta lektura, naprawdę bardzo mi się podobała. Każdego roku przez 10 lat przerabialiśmy Moby Dicka i nigdy się nie nudziłem, zawsze znajdowałem w tej książce coś nowego. Tak więc rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych pragną zapewnienia niepodważalnej, niezakłamanej intelektualnej wiedzy. Jeśli słuchaliście mojego wykładu wczoraj to wiecie, że w XX wieku w Ameryce powoli tłamszono pewność siebie zarówno rodziców, jak i ich dzieci, co prowadziło do upraszczania programu nauczania. Robiono to stopniowo, dlatego trudno jest to dostrzec, chyba że – pozwólcie, że zrobię małą dygresję – weźmiecie do ręki bestsellera z 1818 r. o tytule „Ostatni Mohikanin” autorstwa Jamesa Fenimore’a Coopera. Jeśli upewnicie się, że jesteście posiadaczami egzemplarza o nieskróconej treści, będziecie mieć trudności z jego przeczytaniem. Książka ta jest wolna od politycznych, filozoficznych i naukowych idei; wyjęcie strzały z kołczanu zajmuje około 3 strony. Ta książka była bestsellerem w 1818 r., sprzedała się w dzisiejszej równowartości 5 milionów egzemplarzy, dziś byłaby niebywałym bestsellerem. Kupowali ją drobni rolnicy, a ich dzieci ją czytały. Ciężko stwierdzić, gdzie się dokładnie potknęliśmy, ponieważ patrząc na poprzednie pokolenia widoczne jest niewielkie potknięcie. Musielibyśmy cofnąć się o 100 lat i wziąć do ręki podręcznik do piątej klasy z lat dwudziestych XIX wieku. Odkrylibyśmy, że czytamy dzisiejszy podręcznik akademicki. Ten proces dzieje się od stu lat, ale nie ma to miejsca w elitarnych, prywatnych szkołach. Możesz przyczynić się do chociażby nieznacznej poprawy, ale najpierw musisz zrobić to sam. Zawsze staraj się stawiać sobie wysokie wymagania, a w krótkim czasie dowiesz się, że nie jest trudno tego dokonać. Obiecuję, że mówię prawdę, najtrudniej jest pokonać obawę, że nie potrafisz czegoś zrobić. To samo powtarzał Jamie Escalante dzieciom z getta w Los Angeles. Powiedział, że rachunek różniczkowy i całkowy jest bardzo prosty. Być może pomyślicie sobie, że niezły z niego romantyk, ale Mario Salvadori, jeden z najważniejszych inżynierów budowlanych na świecie, powiedział mi kiedyś wprost: „John, mogę nauczyć cię rachunku różniczkowo-całkowego w 3 godziny, to bardzo proste, ale nie uwierzyłbyś, że możesz nauczyć się tego w 3 godziny i dlatego nawet za trzy lata nie będziesz tego wiedział, nawet jeśli będziesz w stanie zdać z tego test”. Wszyscy jesteśmy zaprogramowani, aby być mniejszą wersją siebie.

Rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych chcą, aby tylko osoby, które szanują i którym ufają doradzały ich dzieciom. Czy to nie jest szalone? Nikt z was nie był wmieszany w to szaleństwo, ale czy nie przyznacie, że szaleństwem jest to, że miliony ludzi przekazuje swoje dzieci w ręce zupełnie obcych ludzi? Nie wiedzą, czy ci ludzie są mordercami albo czy byli poddawani dogłębnej psychoanalizie przez ostatnie 40 lat. To czyste dzieło przypadku, a nie chodzi tu o jedną osobę, a o 5 albo 6 dziennie. Teraz zatrzymam się na chwilę. Może wydawać się, że to wszystko ma zbyt wysoką cenę, aby można było sobie na to pozwolić. Pozwólcie, że dokończę; wszystkie te rzeczy są darmowe.

Kolejną rzeczą, jaką oczekują rodzice uczniów elitarnych szkół prywatnych jest uczenie miłości i szacunku do ziemi oraz naturalnego świata roślin i zwierząt, nie ze względu na naukową wiedzę, ale dlatego, że zdają sobie sprawę, iż życie staje się samotne, jałowe i abstrakcyjne jeśli nie masz dobrego stosunku do natury. To dlatego bogate dzieciaki jeżdżą konno i pływają łódkami. Nie robią tego dla samego współzawodnictwa sportowego, ale dlatego, że dzięki temu są w kontakcie z naturą. Następna rzecz: chcą, żeby ich dzieci rozwinęły w sobie ogólne poczucie przyzwoitości, przez co będą w stanie dostosować się w naturalny sposób do każdej sytuacji i otoczenia, nie wywołując przy tym złości czy sprzeciwu. Chcą, żeby ich dzieci były dostatecznie przychylne i posiadały wystarczającą wiedzę na temat obcych obyczajów tak, aby w sytuacji gdy chwilowo znajdą się w obcym otoczeniu, będą mogły się zrelaksować i czerpać przyjemność z pobytu. Chcą także, aby uczono dzieci podstawowych wartości zachodniej kultury nie dlatego, żeby zdały egzamin, ale po to, aby wszystkie pokolenia, czyli dziadkowie, rodzice i dzieci byli zaznajomieni ze wspólnymi ideami, wartościami i upodobaniami. Znowu zatrzymam się na chwilę: nie ma w tym nic radykalnego ani nie jest to nic co kosztuje tak wiele, że nie jesteś w stanie tego kupić. Mam jeszcze trochę do powiedzenia, ale prawie kończymy.

Rodzice uczniów elitarnych szkół z internatem chcą tego, co większość z nas lekceważy, czyli wyuczenia zdolności przywódczych, które byłyby jednocześnie ważnym i stałym motywem programu nauczania. Nie chcą, żeby ich dzieci były częścią naprowadzanego stada. Na szczęście jeśli chodzi o ćwiczenia w przywództwie, mamy do dyspozycji całe działy bibliotek. Ćwiczenia można znaleźć w wielu biografiach gdzie można dowiedzieć się, jak dana osoba nauczyła się przewodzić. Nie chcę wplatać w to polityki, ale pomimo słusznego wzburzenia na temat obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych intryguje mnie to, jak opanował przywództwo pochodząc z rodziny z Arkansas podczas gdy jego matka wyszła za mąż 6 razy, w tym dwa razy za jednego mężczyznę. W jaki sposób nauczył się opanować zdolności przywódcze jeśli nie dlatego, że można się tego nauczyć? Nie opanował tej zdolności na tyle, żeby zajść z tym dalej, ale niemniej jednak jego dowództwo nad większością Amerykanów jest rodzajem przywództwa. Emanuje z niego także opanowaniem i skromnością, czego nie można powiedzieć o Bushu. Bush był zwolennikiem elityzmu z uniwersytetu Yale. Nie bardzo mi się to podoba, nie podobają mi się różne kwestie związane ze wszystkimi amerykańskimi prezydentami ostatnich 20 lat.

Głównym przedmiotem zainteresowania rodziców uczniów ze szkół z internatem jest to, aby ich dzieciom poświęcana była indywidualna uwaga. Siedzę tutaj z ludźmi, którzy opanowali to do perfekcji.

Rodzice chcą, żeby dzieci uczyły się w małych klasach, mają przez to na myśli 9 osób lub mniej. W każdym razie siedzę tutaj z ludźmi, którzy opanowali to do perfekcji. Rodzice chcą wywierać presję na dzieciach po to, żeby wystawiały na próbę swoje własne granice, może nie dotyczyć to niektórych z was. Chodzi o to, że jeśli odkryjecie cztery albo pięć talentów dziecka, nie powinniście pozwolić na to, żeby było zadowolone ze spełnienia minimalnych osiągnięć. Znam pewną rzecz, którą dzieci z gett uwielbiały robić. Było to rysowanie postaci z komiksów, a robiły to całkiem dobrze. W prawie każdym przypadku przerysowywują postaci z komiksów prosto z komiksu, a potem wciskają mi te rysunki, bo chcą być chwalone. Robiłem to, ale jednocześnie mówiłem: „przekopiowałeś to prosto z komiksu a nawet nie widziałeś, jak on wyglądał. Każdy twój panel jest dokładnie takiej samej wielkości. Porównaj to z komiksem, tam panele zmieniają wielkość zgodnie z fabułą i zgodnie z tym, co się dzieje. Wszystkie twoje ręce, nogi i głowy znajdują się wewnątrz ramki, spróbuj rzucić okiem na typowy komiks. Tam ręka będzie wystawać z ramki, daje to wrażenie ruchu i ożywienia, a ty tego nie zauważyłeś, chociaż patrzyłeś na komiks. Dam ci wolne od szkoły na dwa albo trzy dni, a ty pójdź do biblioteki publicznej i znajdź dział z książkami o sztuce. Weź 20 albo 30 książek i dowiedz się, jakimi ukrytymi zasadami kierują się autorzy komiksów, ponieważ techniki te zostały odkryte dawno temu”. Tak więc popychasz swoje dzieci do działania; prawie każdy posiada swój obszar zainteresowań, dlatego popychasz je do działania w obrębie własnych zainteresowań i dopiero potem pokazujesz im, w jaki sposób jeden obszar jest powiązany z drugim. Powiedzmy, że pewne dziecko chce pracować w branży komiksowej. Istnieje bardzo mało miejsc pracy dla artysty, ale jest ich trochę więcej dla ludzi, który wymyślają fabułę i umieszczają tekst w dymki. Istnieje jeszcze więcej miejsc pracy dla kierowników, którzy wprowadzają komiks na rynek i dla ludzi, którzy wytwarzają bluzy, czapki i tym podobne. Pamiętam jednego chłopca, który teraz jest właścicielem domu z widokiem na plażę w Seattle. Odnosi ogromne sukcesy jako grafik, chociaż w szkole był oficjalnie analfabetą funkcjonalnym. Powiedziałem: „dam ci czas na rysowanie komiksów, jeśli opanujesz wiedzę na temat całej branży. Chcę, żebyś wiedział o ekonomii i psychologii tej branży, kto i jakie stany kupują komiksy, chcę zobaczyć wykresy ze wszystkimi stanami, ile sprzedaje się egzemplarzy poszczególnych tytułów”. Byłem w stanie całkowicie i bezproblemowo opracować zrównoważony program nauczania, dzięki któremu uczeń zbadał każdy obszar. Wracamy znowu do tematu rodziców uczniów ze szkół z internatem. Szkoły miały ogromny wpływ na XX-wieczne społeczeństwo dzięki staraniom absolwentów. Z tego powodu sprowadzono sposób postępowania w tych miejscach do pewnej formuły co pokazuje jasno, że nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania i które nie byłyby w zasięgu twojej ręki.

Formuła wygląda następująco: w elitarnych szkołach z internatem kładzie się nacisk na zdyscyplinowany umysł, który zna samego siebie i zna zarówno swoje granice, jak i mocne strony. To przecież teoria ludzkiej natury autorstwa Thomasa Jeffersona, tj. pojmowanie ludzkiego serca na tyle, że nie można cię oszukać. Kolejna rzecz – solidna wiedza na temat historii i zrozumienie genezy systemu politycznego, gospodarczego i prawnego, np. w jaki sposób rozwinął się podział władzy. Zaznajamiasz się z ideami leżącymi u podstaw Ameryki, które można schematycznie prześledzić cofając się w czasie i tak naprawdę dojść do ich źródła. Można szukać jeszcze głębiej i doszukać się nawet wcześniejszych prób. Podział władzy stworzono dlatego, że ojcowie założyciele Stanów Zjednoczonych przyjrzeli się temu, co dzieje się w Anglii. Powiedzieli, że jeśli władza będzie spoczywać w rękach jednej osoby to bez względu na to, jak mili są ludzie, ktoś, kto nie jest już tak miły dojdzie do władzy i zacznie wyzyskiwać innych. W przypadku Stanów Zjednoczonych głównym założeniem było utrzymywanie władzy na niskim poziomie. Było to możliwe poprzez utrudnianie każdej możliwej rzeczy, dlatego zdarzały się sytuacje, że czytało się w gazetach o tym, że nie powinno się ciężko pracować na Narodowy Program Zdrowia, powinniśmy zwrócić się z tym do profesjonalistów. Jest to rodzaj intelektualnej obłudy. Chodziło przecież o to, że łączna opinia wszystkich ludzi da lepsze rezultaty niż opinie samych profesjonalistów. Nie dzieje się tak w każdym przypadku, ale nie można działać wybiórczo. Jeśli zaczniesz zabierać władzę z rąk ludzi to taka procedura nie ma końca, dopóki ludność nie staje się przedmiotowa; obecna sytuacja w Ameryce ją bardzo przypomina. Uważam, że uczniowie pobierający naukę w domu są jednym z najbardziej pasjonujących zaprzeczeń XX wieku, z jakim się zetknąłem i o jakim czytałem i słyszałem. Bez jakiegokolwiek wsparcia bierzesz się sam za siebie i kiedy jesteś już wystarczająco znaczący, nie dajesz sobą tak łatwo pomiatać. Podsumowując, ważne jest zrozumienie idei leżących u podstaw Ameryki. W elitarnych szkołach kładzie się nacisk na doświadczenie twarzą w twarz. Nigdy nie sięgasz po książkę, jeśli możesz skontaktować się z autorem książki albo z kimś powiązanym z tą osobą. Zbliżasz się do źródła idei tak blisko, jak tylko jest to możliwe. Kładzie się szczególny nacisk na zdolność pisania. Słyszałem, jak Inga mówiła wczoraj o tym, że uczniowie pobierający naukę w domu dobrze czytają, ale niekoniecznie dobrze piszą.

Z początkiem każdego roku szkolnego mówiłem uczniom, którzy kompletnie nie mieli wprawy w pisaniu: „każdego dnia będziecie mieli za zadanie napisać 300 słów”. Oczywiście zaczęli marudzić, ale mówiłem dalej: „przeciętne zdanie ma ok. 10 słów, co daje nam 30 zdań. Wypowiedzenie 300 słów w moim tempie zajęłoby wam 2,5 minuty, jeśli mówiłbym wolniej zajęłoby 3 albo 4 minuty. Jeśli możecie opanować 300 słów to dacie sobie radę z każdym listem, krótkim przemówieniem albo komentarzem, jaki musicie wygłosić, w każdym razie 300 słów przydaje się w wielu sytuacjach. Ludzie, którzy nie mogą dać sobie rady z 300 słowami mają poważny problem. Jeśli chodzi o 1000 słów-” Znowu zaczęli narzekać. Nikt nie napisze mi 1000 słów, o tym samym pomyślałem sobie będąc na studiach, to jest niemożliwe do zrealizowania. Teraz sobie przypominam… tak naprawdę musiałem napisać tylko 500 słów, ale napisanie ich zajęło mi 6 tygodni. „1000 słów to 3 strony pisma maszynowego, może trochę więcej. Jeśli jesteście w stanie napisać 1000 słów, dacie sobie radę tak samo jak inni w każdego rodzaju debacie, możecie bez problemu pisać artykuły do gazet. Jeśli ktoś zapyta się, czy potraficie przeanalizować nastawienie uczniów pobierających naukę w domu i dacie radę napisać 1000 słów to każdy byłby zdania, że to całkiem dobry początek. Zaczniemy od 300 słów aż nagle zdacie sobie sprawę, że wasze obawy są bezpodstawne kiedy gadacie miedzy sobą na placu zabaw, mówiąc te 300 słów w ciągu 3 minut. Nie jest to ciężkie do zrobienia. Nagle zdacie sobie sprawę, że nie jest tak trudno napisać 1000 słów, jeśli tylko wiecie jak skonstruować wewnętrzną strukturę. Najpierw budujecie strukturę, a potem dodajecie do tego słowa”. Możecie wdrożyć to w prosty sposób. Jeśli wasze dziecko napisze coś na jakiś temat, przeczytajcie to bardzo dokładnie, nie przelatujcie tylko wzrokiem ale naprawdę przeczytajcie to dokładnie i powiedzcie „chciałbym dowiedzieć się o tym czegoś więcej” albo „mówisz, że jest to prawdą, ale nie tłumaczysz dlaczego jesteś tego zdania, nie widzę żadnego dowodu”. Możecie tego dokonać poprzez poddawanie w wątpliwość tego, co piszą mówiąc „wypisz swoje dowody” albo „napisz coś więcej o tym, skąd pochodzi gość, o którym piszesz albo jacy są jego rodzice”. Jest to stopniowy proces, ale jest szybszy niż myślicie. Kiedy ktoś pisze pracę na 300 słów po raz pierwszy, po odczytaniu jej na głos są z niej dumni. Nie mają większych problemów, od tego momentu mogą sami się tego wyuczyć. Kiedy ktoś pisze pracę na 1000 słów po raz pierwszy na temat, w jakim czuje się dobrze to tak naprawdę jest on w stanie to zrobić. Sprawcie, żeby ćwiczenia w pisaniu były praktyczne. Oczywiście twoje dzieci powinny wymieniać listy z bliskimi im osobami, dzięki czemu zrobią im przyjemność. To miła rzecz, poza tym pisanie listów sprzyja budowaniu kontaktów z innymi ludźmi, a czasami trzeba napisać list albo dwa. Nie chodzi mi o listy skierowane wyłącznie do gazet. Z pewnością chcecie, żeby wasze dzieci miały możliwość odbycia stażu i miały kontakt ze światem biznesu i z różnymi instytucjami w Nashville. Odpowiedni list nie musi być bardzo długi. Jeśli ma odpowiednią formę, często można spodziewać się pozytywnej odpowiedzi. Ludzie często dziwili się i pytali: „jakim cudem załatwiłeś swoim uczniom wszystkie te rzeczy?”. Oczywiście nie dokonałem tego sam, same sobie je załatwiły. Pytali się też, jak im się to udało. Odpowiadałem, że dzwonili po różnych ludziach albo prosili mnie albo rodziców, abyśmy zrobili to za nich, pisali też listy lub stawiali się z daną sprawą osobiście, a kiedy nie było akurat tej osoby zostawiali wtedy krótki list co świadczyło o tym, że są na dobrej drodze do stania się osobą wykształconą. Niewiele dzieci się tego uczy, nawet w tych lepszych szkołach. Mieliśmy u stóp Nowy Jork, mogliśmy robić naprawdę wiele różnych rzeczy, ale postąpiliśmy tak, a nie inaczej.

To prawda, społeczność dorosłych nie jest przyzwyczajona do pomagania dzieciom. My wiemy jednak, że pomoc innym wpisana jest w ludzką naturę. Nie jest trudno wzbudzić w kimś chęć do pomocy, wystarczy porozmawiać z młodszą osobą na swój temat albo o swoim przedsięwzięciu lub o tym, w jaki sposób wykonujesz pewne czynności. Bardzo łatwo wzbudzić w kimś chęć pomocy, jeśli tylko zwrócicie się prosto do źródła i nie będziecie kontaktować się drogą urzędową. Zaraz kończymy. Chcą, aby uczniowie elitarnych szkół rozwinęli w sobie umiejętność dokładnej obserwacji. Aby to osiągnąć, opracowano kiedyś bardzo prosty sposób, który był istotną częścią programu nauczania wszystkich znaczących szkół na całym świecie przez setki lat. Czytałem kiedyś esej napisany ok. 1960 r. na temat edukacji szkolnej skierowany oczywiście do ludzi żyjących w 1960 r. Wyczytałem, że jeśli nie jesteś w stanie narysować tego co widzisz, tak naprawdę nie widzisz tego, co masz przed sobą i z tego powodu należy rozwijać w dzieciach umiejętność dokładności i precyzji w rysowaniu. Nie muszą być Picassem… Nawet nie chciałbym, żeby byli Picassem, nie muszą być Rembrandtem. Muszą być w stanie precyzyjnie przerysować to, co widzą; pomyślcie o wszystkich istotnych zawodach, które wymagają tej właśnie umiejętności.

Po prostu jako jedną z pakietu umiejętności. Zatrudniam architekta, próbuję wybudować małe mieszkanie w środku starej stodoły, w taki sposób, żeby nie zaburzyć stylu starej stodoły, ma aż sto lat, więc to by nie było w porządku. W ciągu kilku godzin udało mu się stworzyć kilka szkiców, które mogłem obejrzeć i wybrać spośród nich. Co by było gdyby nie miał takiej umiejętności? Nie jest to jedna z moich ulubionych osób, ale powód, z którego praca Charlesa Darwina ma tak duże znaczenie jest taki, że narysował on tysiące szkiców w swojej książce. Nie jest to Rembrandt, ale są na tyle wierne, że widać, co przedstawiają. Rozwinięcie umiejętności trafnej obserwacji nie jest czymś, co przychodzi naturalnie. Z natury nie widzimy co jest przed nami. Nie słyszymy też tego, co mówią inni ludzie. Obcowanie z wielkimi dziełami sztuki: muzyką, malarstwem, rzeźbą, architekturą, tańcem, poezją i innymi dziedzinami sztuki, jest prawdopodobnie łatwe w okolicach Nashville, ponieważ dużo się tu inwestuje w sztukę. Dodałbym więcej, chociaż to się wzięło z prywatnego szkolnictwa. Znajomość folkloru i sztuki pochodzącej od ludzi, którzy nie mogą poświęcić całego życia jednej dziedzinie, ale z poświęceniem oddają się sztuce. Grandma Moses, jeśli nie jesteście za młodzi, by ją pamiętać, wzbogaciła się i zdobyła sławę dzięki temu, że nie umiała posługiwać się perspektywą, co jest typowe dla sztuki ludowej, ponieważ nie ma tam miejsca na akademicką wiedzę. Jeszcze trzy kwestie i kończymy. Wiedza naukowa o niebie i ziemi. To duża rzecz. Doświadczanie i nauka radzenia sobie z bólem. Bólem fizycznym emocjonalnym i intelektualnym. Jeśli zastanawiacie się skąd się wzięło wielkie zainteresowanie Ameryki sportem, przybyło ono z arystokratycznych szkół z internatem w Anglii. Zostało zaadaptowane tutaj nie po to, aby wygrać grę, ale by oswoić ludzi z ideą, że ból wcale nie jest tak bolesny, chyba że go sobie takim wyobrazicie. W innym wypadku po prostu przechodzi. Małe dzieci uczą się jeździć konno, galopować i skakać przez płotki, ponieważ, to jak z jazdą samochodem, jeśli popełnisz błąd zginiesz, będziesz sparaliżowany lub stanie się coś strasznego. Ale wcale nie tak trudno nie popełnić tego błędu. Jeśli żeglujesz małą łodzią, nie widząc lądu – co robią wszyscy, którzy uczą się żeglować, ponieważ jest to część treningu – skąd wiesz, gdzie się znajdujesz? Wszystko wygląda tak samo, a jeśli popłyniesz w złym kierunku możesz skończyć po środku Atlantyku. Z tego wniosek, że każdy ma, powiedziałbym, dane przez Boga siły do pokonywania wszelkich przeciwności i różnica polega na tym, że zwykłym ludziom wydaje się to niemożliwe. Jednak jak już się spróbuje, to nagle okazuje się łatwe, o ile jest się zdyscyplinowanym. O ile rozumie się, że istnieje niebezpieczeństwo. O ile ma się wiarę w siebie. Tak czy inaczej, chcemy tych cech u naszych dzieci. Moich dzieci nie było na to stać, więc co roku robiliśmy to wszystko, dzieci robiły to same, bez opieki. Kazałem im iść z 20 kilometrów z jednego końca Manhattanu na drugi, 5 kilometrów na godzinę, czyli niezbyt szybko; żwawo, ale nie bardzo szybko, to daje czterogodzinny spacer. Nagle nie masz potrzeby jechać autobusem czy taksówką, bo wiesz, że bez tych środków transportu też można się obyć, można wszędzie dostać się piechotą. Jeśli jesteście z czteroosobowej rodziny, zarabiającej 300 dolarów tygodniowo i zdecydujecie się korzystać w Nowym Jorku z autobusu czy metra, to półtora dolara w tę i we w tę, potrzebujecie dwanaście dolarów żeby się gdziekolwiek dostać, podczas gdy z dochodem 300 dolarów moglibyście sobie na to pozwolić raz na tydzień. Czy w takim wypadku siadacie w swojej norze i mówicie, że nie stać was, żeby gdziekolwiek pójść? Nie, zdajecie sobie sprawę, że przejście 2-3 kilometrów to nic takiego, to miła rozrywka i samo zdrowie. Dobrze. Ostatnim z 16. postulatów elitarnych prywatnych szkół jest rozwój determinacji, by zawsze wymagać od siebie najlepszych możliwych wyników. Jak często bywa w elitarnych szkołach, kiedy dziecko orientuje się, że jest utalentowanym pisarzem ma nową podstawę, coś, na czym może oprzeć przyszłe działania. Nie jest zachęcająco poklepywane za samo to, że zrobiło znowu to samo. Myślę, że to tkwi w ludzkiej naturze. Chcemy robić najmniej jak się da, by osiągnąć zamierzony efekt. A w tym przypadku chodzi o coś zupełnie odwrotnego. Stale się oceniamy i pytamy, czy tylko na tyle nas stać. Nawet, jeśli inni ludzie mówią, że jesteśmy wspaniali. A jednak wiemy, że możemy znacznie więcej. Myślę, że tak jest lepiej, nie prezentując ludziom tylko części tego, co jest w zasięgu naszych możliwości. Zostało nam pięć minut, prawda? Nie potrzebuję teraz notatek. Naprawdę chciałbym wam powiedzieć: zauważcie, że wszystko, co zawsze miałem za edukację, co wy mieliście za edukację, co najbogatsi ludzie w kraju uważają za edukację, zupełnie nic nie kosztuje. Wszystkie dzieci z publicznych szkół Stanów Zjednoczonych mogłyby być uczone w ten sposób i nic by to nie kosztowało, co oczywiście jest właśnie głównym powodem dlaczego tak się nie dzieje; bo co by się stało ze wszystkimi zatrudnionymi w sektorze edukacji, ze wszystkimi wydawcami podręczników, z ludźmi, którzy budują budynki szkół. I z tymi, którzy zaopatrują szkolne sklepiki w te wszystkie bzdety. Z Bogiem i powodzenia, dziękuję za przybycie.